piętnaście.
Nie chcąc
powtórki z poprzedniego dnia, postanowiłam nie zostawiać przygotowań na
ostatnią chwilę i zaczęłam szykować się o wiele wcześniej. Wykąpałam się
ponownie, tym razem łącznie z włosami, jako-tako układając je przy suszeniu,
stawiając tym razem na zupełnie proste pasma.
Niestety, przy
doborze stroju nie poszło mi już tak śpiewająco. Mając bowiem naprawdę sporo
czasu na ogarnięcie niesamowitej i zapierającej dech w piersi kreacji, z
stosunkowo głębszym zastanowieniem zajęłam się dobraniem jako-tako pasującego
do siebie okrycia wierzchniego. Spędziłam na tym sporo ponad godzinę
przetrząsając odmęty mojej święcącej pustkami szafy.
I co z tego
wynikało.? Tyle tylko, że nic poza dżinsami i T-shirtami w niej nie
znalazłam...
Cóż, T-shirt
plus dżinsy to jakże wygodne i niekrępujące rozwiązanie. I przede wszystkim
ogromnie kuszące dla mojej osoby, no ale... Może i nie byłam jakimś znawcą
mody, sądząc po zasobach mojej szafy, niemniej jednak gdzieś tam w mózgu
kiełkowała mi myśl, że to nie jest najodpowiedniejszy strój na drugą... randkę.
No bo nie ma się
co oszukiwać, to zdecydowanie miała być druga randka. I wychodziło na to, że
miałam na nią pójść odziana w zwykłe dżinsy, zielony T-shirt i niezmiennie
białe trampki z zielonymi sznurówkami.
Szalenie
powalająco, nie ma co...
Postanowiłam
zatem zaszaleć w kontekście upiększania makijażem. Oczywiście z moimi zasobami
niewiele miałam do gadania. A biorąc pod uwagę jeszcze moje zdolności... Co ja
poradzę, że nigdy nie byłam nadzwyczaj dziewczęcą dziewczyną. Wiedziałam
jedynie jak używa się pudru, tuszu i kredki. Dotąd nic więcej do szczęścia nie
było mi potrzebne.
No właśnie,
dotąd... Bo nie wiedzieć czemu nagle zapragnęłam naprawdę ładnie wyglądać.
Subtelnie, dziewczęco, estetycznie... Żeby... cóż, żeby się podobać. Czy akurat
Harry'emu, to już inna kwestia. W każdym bądź razie chciałam coś zmienić, coś
ulepszyć w tej kwestii. Jedyny problem polegał na tym, że nie bardzo wiedziałam
jak. A Allison prosić nie chciałam, bo od razu zaczęłyby się jakieś głupie
dogadywania. Toteż postawiłam na własne zdolności i nikły asortyment, robiąc
delikatny, naturalny makijaż.
Znowu nic
powalającego.
W dodatkach też
przecież nie mogłam się odbić, bowiem moja kolekcja w tej kwestii ograniczała
się jedynie do trzech prostych, wcale nie szykownych bransoletek, pary
kolczyków-wkrętów i jednego, skromnego pierścionka. Wystarczyło na jeden,
solidny zestaw, akcentujący moje nadprzeciętne starania.
I cóż, wyszło
jak wyszło. Wyglądem nie powalałam, na swej bystrości też nie miałam co
polegać... Pozostawało więc jedynie liczyć na jakiś cud. A miałam sporo czasu
na jego pojawienie. Ze wszystkim uporałam się bowiem niewiele przed 14:00.
Czyli o godzinę wcześniej niż Harry zapowiedział swoje przybycie.
I co ja miałam
robić do tego czasu.? Widmo gitary, czające się gdzieś spod ławy było
niezmiernie kuszące i właściwie racjonalne. Ostatnimi czasy mocno olałam te ćwiczenia, za co dostałam niejeden już ochrzan od mego nauczyciela. Ale
jednak... Gdybym wsiąknęła, co dosyć często mi się zdarza przy tym
instrumencie, mogłaby powstać sytuacja jak z wczoraj, z moim wejściem smoka. A
tego raczej nie chciałabym powtarzać... Poza tym, w tym momencie nie miałam do
tego głowy. Moje myśli krążyły bowiem naprawdę z dala od tego instrumentu,
zaszczycając mój mózg widokiem uroczych dołeczków w policzkach pewnego
polokowanego osobnika.
Musiałam więc
znaleźć sobie jakieś zajęcie, które chociaż na chwilę pomogłoby mi uwolnić się
od myśli na jego temat. Książki absolutnie nie wchodziły to w rachubę, bowiem
pozostawiały wyobraźni szerokie pole do popisu, a znając mnie, gdy tylko
przeczytam o brązowych włosach czy zielonych oczach z pewnością nie będę myśleć
o żadnym innym typie urody niż ten, który przejawia Harry. Ostatecznie
postawiłam więc na telewizję, zdecydowanie bardziej wymowną w sugerowaniu
wyglądu danych bohaterów.
Tak więc
wyszykowana, spryskana delikatnymi, aczkolwiek nie słodkimi perfumami, które pewnych
świąt dostałam od mamy, zeszłam do salonu. Wzięłam ze sobą jego bluzę, by
przypadkiem nie zapomnieć mu jej oddać i będąc już w salonie, przewiesiłam ją
przez oparcie kanapy.
Z westchnieniem
usiadłam tuż obok niej, praktycznie opierając się na wyróżniającej się czernią
na tle brązowej kanapy części. Nierównomierność bluzy trochę gniotła mnie w
plecy, ale postanowiłam to zignorować. Przynajmniej pamiętałam o jej obecności,
więc nie było mowy o tym, żebym potem o niej zapomniała....
Prawą ręką
sięgnęłam przez oparcie po pilot i niebieski futerał na okulary. Wciskając
odpowiedni przycisk sprawiłam, że wielki ekran telewizora rozświetlił się
kolorowym blaskiem, który w tym momencie niejako mi się rozmazywał, powodując
ból głowy. Dlatego też nachylając pod odpowiednim kątem futerał, wydobyłam z
niego okulary z czarnymi, stosunkowo grubymi oprawkami, zakładając je na nos. I
już bez większych przeszkód poczęłam wgapiać się bez celu w szklany ekran, co
chwila zerkając na zegarek.
Nie trudno było
się domyśleć, że myślami przy oglądanym programie to ja zdecydowanie nie byłam.
Sądzę, że zgadywanie gdzie aktualnie były moje myśli też nie byłyby dla nikogo
jakimś zbyt trudnym zadaniem. No bo przed randką.? Mając w głowie wczorajszy
prawie-pocałunek.? Zastanawiając się czy dzisiejszego popołudnia sytuacja się
powtórzy.? Cóż, nie da się ukryć, że aktualnie w tym momencie zamiast mózgu
miałam wielki transparent z napisem Harry Styles.
Dokładnie w
takim stanie odrętwienia przyłapał mnie tata, który nie wiadomo skąd nagle
znalazł się w salonie. Chociaż jego motywy mogłam sobie tłumaczyć kolejną próbą
podokuczania mi względem mojego domniemanego związku z wiadomym osobnikiem...
- Reklama się
spóźnia.? - rzucił bynajmniej drwiąco, nie mogąc powstrzymać zuchwałego uśmiechu.
I charakterystycznego spojrzenia rzucanego w moim kierunku, który zachowywał
podobny, wyzywający ton.
Niewiele myśląc,
zaaferowana nagłą irytacją spowodowaną jego bezczelnością, złapałam jaśka,
spoczywającego tuż obok mnie, po czym z całkiem solidnego zamachu rzuciłam w
niego ową poduszką. Wobec tego nagłego targnięcia się na jego życie z mojej
strony, tata zniknął z salonu równie szybko, jak się pojawił. Tak więc poduszka
odbiła się głuchym echem od ściany, lądując delikatnie na podłodze.
Westchnęłam
głęboko, powracając wzrokiem ku telewizorowi. Sadowiąc się wygodniej na
kanapie, ujęłam pilota w dłoń, poczynając pstrykać bez opamiętania w
odpowiednie guziczki, powodując tym samym zmienianie kanałów w zastraszającym tempie. Nie zatrzymałam się na żadnym, bowiem nic nie zdążyło mnie zaciekawić,
tak więc zdążyłam zrobić kilka solidnych okręgów po tych tysiącach międzynarodowych stacji.
Gdy byłam już
praktycznie w połowie kolejnej, praktycznie już niezliczonej, wnętrze całego
domu wypełnił dźwięk dzwonka przy drzwiach. Nie spodziewałam się tego
kompletnie, toteż podskoczyłam na kanapie i niemalże przydzwoniłam głową o
sufit. Zdezorientowana zerknęłam na zegarek, który swymi wskazówkami układał
się w kąt dziewięćdziesięciu stopni, oznajmując mi, że nadeszła długo
wyczekiwana przeze mnie pora.
Nie czekając na
jakąkolwiek reakcję od strony taty czy Allison, zerwałam się z kanapy i nim
dzwonek zdążył dobrze rozbrzmieć dopadłam do drzwi. Nie wspomnę o tym, że na
zakręcie o mało co się nie wywaliłam, bo to przecież zupełnie bez znaczenia.
Ważne, że zdążyłam przed tymi podglądaczami.
Westchnęłam
głęboko, starając się unormować oddech, który uległ znacznemu przyspieszeniu
przez ten mój zastraszający bieg. Pobieżnie poprawiłam włosy, ogarnęłam stan
ubrań, po czym otworzyłam drzwi zdecydowanym ruchem.
Nie mam pojęcia
dlaczego, ale... czas uległ takiemu jakiemuś rozciągnięciu. Niby robiłam
wszystko w naturalnym tempie, a jednak moment otworzenia drzwi wydawał się
rozciągać w nieskończoność. W tym czasie zdążyłam praktycznie wstrzymać oddech,
spowodować szaleńcze tempo bicia mojego wycieńczonego serducha i złapać się na
tym, że pomimo stanowczości trzymania klamki, moje dłonie niemiłosiernie drżą.
I cóż począć, gdy moje oczy ujrzały w końcu uśmiechniętego chłopaka, wszystko
tylko jeszcze bardziej się nasiliło.
Stał tam,
zupełnie naturalny, swobodny, zupełnie niczym się nie denerwując. Wyglądając
oczywiście szalenie pociągająco, jak zawsze zresztą. Chociaż w tym wszystkim
nieskomplikowanie zwyczajnie. Ubrany bowiem w zwykły, szary T-shirt z jakimiś
rockowymi motywami, dopełniony stylistyką przez proste, ciemne dżinsy. Niby nic nadzwyczajnego, prawda.? A jednak było to na tyle skuteczne, że przez moment...
hm, całkiem dłuższy moment, jeśli mam być szczera, nie mogłam od niego oczu
oderwać. Chociaż cały jego urok i tak skupiał się w okolicach szmaragdowych
oczu i tych brązowych loków poruszających się subtelnie pod wpływem
nienachalnego wiatru.
A gdy już tak z
grubsza przebiegłam wzrokiem po jego ogólnym wyglądzie, tak czy owak wzrok
utkwiłam w jego delikatnym i charakterystycznym uśmiechu, powodującym
oczywiście pojawienie się tych jego uroczych dołeczków.
Pod wpływem
nacisków i wyzwisk z tej niewielkiej, racjonalnej części mojego mózgu, który
beształ mnie za perfidne wgapianie się w jego usta, całkiem niechętnie
przeniosłam wzrok na jego oczy. Wysiliłam się również na odwzajemnienie jego
gestu. Delikatnie podniosłam kąciki ust do góry, licząc na to, że wypadło w
miarę naturalnie. Chociaż znając swoje predyspozycje, wyglądałam aktualnie jak co najmniej idiota, toteż uśmiech natychmiastowo zszedł z mojej twarzy.
- Powiedz swojej
reklamie, że przed dwudziestą drugą masz być z powrotem.! - głos taty
dobiegający z okolic kuchni spowodował moje nagłe zmieszanie. Wstrzymałam oddech,
na chwilę przymykając oczy. Gdy je otworzyłam zauważyłam, że Harry przygląda mi
się z zaciekawieniem wypisanym na twarzy. Ale czy mogłam mu to sensownie
wytłumaczyć.?
Jedyną moją
odpowiedzią był solidny rumieniec pokrywający moje policzki. Niewiele myśląc,
zrobiłam porządny krok naprzód, tym samym jednym ruchem znajdując się obok
Harry'ego. Delikatnie zamknęłam drzwi, po czym odwróciłam się do chłopaka z
subtelnym uśmiechem, którym próbowałam pokryć panikę. Westchnęłam głęboko,
chcąc zaproponować jak najszybsze odejście z tamtego miejsca, nim szanowny
tatuś zdąży coś jeszcze wymyślić, gdy jego donośny głos rozbrzmiał ponownie.
- I nie życzę
sobie więcej...
- Chodźmy. -
zaznaczyłam głośno i wyraźnie, nim głęboki głos taty zdążył oznajmić czego
sobie nie życzy. Bo ja już dobrze wiedziałam, że chodziło mu o sytuację
rozgrywającą się poprzedniego wieczora przed furtką. I chyba lepiej dla
Harry'ego byłoby o tym wszystkim nie wiedzieć...
...
Cóż, sytuacja
jak zwykle wyglądała tak samo. Zmianie uległy jedynie okoliczności. Nie było
ciemno, nie zmierzchało. Dzień kwitł w pełni, o czym oznajmowało majestatyczne
słońce górujące nad miastem. Rzucało długie, ciepłe promienie na budynki, które
odcinały promieniom drogę do ulicy przez ciemne, krótkie cienie, niezmącone
praktycznie niczyją obecnością. Ulica była właściwie opustoszała.
Mogłoby się
wydawać, że tak miłe warunki popołudniowe wyrzucą na ulicę ogrom ludzi. Ale
cóż... Anglia to Anglia, nigdy do końca nie zrozumiem tego narodu.
W każdym bądź
razie jak na chwilę obecną wystarczyłoby mi zrozumienie tego polokowanego
osobnika, który kroczył niemalże ramię w ramię obok mnie. Cała jego postawa
była bowiem jak dla mnie wielką, chodzącą, polokowaną zagadką.
Nie chodziło
nawet o to, czemu tak upierał się przy naszych spotkaniach. To już przyjęłam do
naturalnej kolei rzeczy, więc w to zbytnio się nie zagłębiałam. Ale skoro już
przejawiał takie zainteresowanie spotkaniami ze mną, czemu teraz... hm, było
jak było.? Bo większej uwagi to on na mnie nie zwracał, zaabsorbowany bardziej
chodnikiem pod swoimi stopami. Wpatrywał się w niego, jakby to była
najciekawsza rzecz na świecie, marszcząc przy tym brwi w głebokim zamyśleniu.
Jego mina wyrażała głęboką powagę, być może nawet i surowość. W każdym bądź
razie nie wyglądał jak chłopak, który z entuzjazmem podchodzi do drugiej...
randki.
Nie wiem
dlaczego, ale gdy tylko taka myśl zakotwiczyła się w me głowie, jakoś nagle
zrobiło mi się niewyjaśnienie smutno. Co prawda chciałam jakoś rozładować tą
napiętą sytuację, a tym samym rozgonić tą dziwaczną przykrość, ale... Co mogłam
zrobić.? Cóż, jak na moje predyspozycje mogłam jedynie dalej zagłębiać się w
obserwowaniu jego dziwacznej postawy.
I zauważyłam tym
samym, że podobnie jak poprzedniego wieczora, jego postawa była znacznie
przygarbiona. Tym razem nie mogłam zrzucić tego na zimno, więc... uznałam po
prostu, że to jest jakaś jego pokręcona forma wyrażania zamyślenia. Tak jak i
jego duże dłonie, które w opisywanej przeze mnie zamyślonej sytuacji, ukryte
były w głębinach przednich kieszeni. Na zewnątrz wystawiając jedynie kciuki,
którymi ze zdenerwowania kręcił jakieś dziwne figury.
W końcu chłopak
westchnął głęboko, zupełnie niespodziewanie przenosząc swój wzrok na mnie. I
jego mina wcale już nie wyrażała powagi czy zasadniczości. Teraz uśmiechał się
sympatycznie, a jego oczy... Cóż, szmaragd jego tęczówek rozświetlały właśnie
urocze błyski, które powstały najwyraźniej od dużej dozy światła słonecznego.
Ale nawet pomimo tego jego źrenice wydawały się być nieco rozszerzone, co w
zasadzie... Hm, ale chyba odeszłam od tematu. Bo o czym to ja mówiłam.?
A tak, że jego
czujny wzrok szukał właśnie odpowiedniej lokalizacji na mojej twarzy. Bo jak na
razie błądził jedynie od szyi, przez usta i nos, aż do samych oczu, z powrotem
wykonując podobną wędrówkę. Błyszczący szmaragd jego wzroku spoczął ostatecznie
mnie-więcej w okolicach moich oczu. A gdy już znalał tą jakże dogodne dla niego
położenie, jego uśmiech tylko się pogłębił. A moja mimika była wręcz odwrotnie
proporcjonalna. Podczas gdy on wyrażał coraz to większą radość, mi się tak
jakoś robiło coraz bardziej niwygodnie w całej sytuacji. Zwłaszcza, że chłopak
wpatrywał się we mnie uważnie, nie wypowiadając nawet słowa.
- Jak długo
nosisz okulary.? - wypalił w końcu. Najwidoczniej znalazł odpowiedni według
niego temat do rozmowy. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że kompletnie
nie wiedziałam o czym on w ogóle mówi.
- Słucham.? -
kilkakrotnie zamrugałam powiekami. Jakoś nie mogłam
- Okulary... -
dłonią zatoczył niewielki krąg w powietrzu, otaczając okolice swoich oczu.
Dopiero wtedy uzmysłowiłam sobie, że na nosie nadal mam moje stare, wcale nie
prezentujące się inteligentnie patrzałki, w których zdecydowanie nie
prezentowałam się zbyt efektywnie.
- Oo... Ekhm.
Zapomniałam o nich. - czułam, że kolejny rumieniec wpływa na moje policzki,
ozdabiając je niemalże żywą czerwienią. Niepewnym, nieco skrępowanym ruchem
sięgnęłam do czarnej oprawki i powolnym ruchem ściągnęłam okulary.
Zamknęłam je w
dłoni, rozmyślając intensywnie nad ich dalszym zastosowaniem. Nic lepszego niż
zaczepienie je o skrawek dekoltu do głowy mi nie wpadło, toteż po chwili
wcielałam już pomysł w życie.
- Do oglądania
telewizji, tak.? - spytał po chwili, ewidentnie czepiając się wiszącego jeszcze
w powietrzu tematu jak koła ratunkowego. Cóż, w tym momencie przejawiał głęboką
inteligencję, bo z następnym dobrym tematem do rozmowy już tak łatwo by nie
było. Ale cóż, ja to ja... Do wypowiadania słów stanowczo się nie kwapiłam,
więc jedynie kiwnęłam głową.
- Też takie mam.
- oznajmił najzupełniej poważnie. Chociaż biorąc pod uwagę te pełne radości
błyski w jego oczach..
Ahh, nieważne.
To zdecydowanie nie jest dobry trop, jeśli mam prowadzić spójną dyskusję.
Zwłaszcza, że powinam wyrazić szczególne zainteresowanie omawianym tematem i...
Zaraz, co on właśnie powiedział.?
- Naprawdę.? -
zdziwiłam się szczerze. Nie mogłam wyobrazić sobie jego - praktycznie idealnego
wizualnie chłopaka z takim defektem, jak zepsuty wzrok. I w okularach na nosie.
To było... Hm, właściwie to nie było na moją biedną głowę. Żeby w ogóle taki
obraz powstał w mojej wyobraźni, musiałabym najpierw istotnie zobaczyć
Harry'ego w tych okularach.
Ale, hm... Czy
to nie wiązało się z kolejnymi spotkaniami.? W dodatku w jakimś prywatniejszym
miejscu, dajmy na to.. jego domu. Hm, na przykład przy jakimś oglądaniu filmów,
najlepiej z jakąś głębszą treścią, niż głupia komedia i...
- Czy to
dziwne.? - jego właściwie zdezorientowany głos wyrwał mnie z tych moich durnych
rozmyślań. Nie dość, że znowu przyłapał mnie na obgadywaniu myśleniowo jego
osoby, to jeszcze swoją wypowiedzią niemalże zmusił mnie do tego, bym coś
odpowiedziała. I zaskoczył mnie tym na tyle, że nawet czasu nie było, by się
zarumienić...
- Nie, skąd...
Ja tylko... Każdy może przecież nosić okulary i nie ma w tym nic... A,
nieważne. - westchnęłam, w połowie ucinając moją nieskładną wypowiedź.
Moje zaplątanie
udoskonaliłam jeszcze głębokim, rozgorączkowanym rumieńcem. Skrępowana
przekręciłam głowę, prostując mięśnie mojej szyi, które zdążyły nieco ścierpnąć
od ciągłego przypatrywania się bokiem postaci Harry'ego. Tak więc nie tylko z
powodów ogólnej mojej konsternacji, wbiłam wzrok przed siebie, nagle odkrywając
w szarości chodnika zupełnie nową stronę. Dokładnie tą samą, którą z taką
dokładnością jeszcze kilka minut temu badał Harry. I zrozumiałam co aż na tyle
go w tym wszystkim fascynowało.
Mnie osobiście
magia chodnika ogarnęła na tyle, że krępująca cisza, która dotychczas nas
ogarniała, przestała być już taka krępująca. Właściwie pozostała jedynie ciszą,
którą żadne z nas nie odważyło się przerwać. Oczywiście do momentu, kiedy Harry
nagle przystanął, a ja niewiele myśląc zatrzymałam się razem z nim. Chociaż nie
bardzo wiedziałam dlaczego teraz i dlaczego właśnie tutaj. Ale gdy bliżej
ogarnęłam okolicę, pojęłam, że dotarliśmy do przystanku autobusowego.
Bo przecież
ewidentnie zaprosił mnie na zwiedzanie Londynu, a to znaczyło, że musieliśmy
się jakoś dostać do centrum. Przecież te przedmieścia, na których mieszkał mój
tata poznałam już dokładnie, poza tym... W zwiedzaniu Londynu chodziło o
zwiedzanie Londynu, czyli jego najznamienitszej części, która z naszego
aktualnego położenia znajdowała się stosunkowo daleko.
Kurczę, Harry
jednak był całkiem cwanym człowiekiem...
- No dobrze. -
głos Harry'ego rozbrzmiał dosyć donośnie, ale też i wesoło, na tle
dotychczasowej ciszy i tego leniwego, niedzielnego popołudnia. Tym samym
spowodował również, że mój wzrok zupełnie niezależnie ode mnie powędrował ku
niemu.
Chłopak z entuzjazmem
zatarł ręce, powodując skupienie mojego wzroku na tych stosunkowo dużych
dłoniach. Zauważyłam przy tym, że jego nadgarstki ozdobione są znaczącą siecią
rzemyków, co w zasadzie bardzo mi się spodobało. Widziałam to przecież kilka
razy u innych, ale jednak... Ale jednak Harry to Harry. Już przyzwyczaiłam się
do tego, że odbieranie jego osoby przebiega u mnie zupełnie inaczej.
- Okej, skoro
dotarliśmy już do przystanku, mam dla ciebie dwie propozycje. - oznajmił z
zapałem wypisanym niemalże w oczach, uśmiechając się od ucha do ucha.
Odchrząknełam, starając się spiąć wszystkie możliwe szare komórki do ułożenia
jakiejś logicznie brzmiącej wypowiedzi.
- Aż dwie.? - no
tak, bo zabrzmiało szalenie błyskotliwie... Ale nie było co narzekać, prawda.?
Moja odpowiedź powodowała przynajmniej kontynuację rozmowy i wysuwała na
światło dzienne moje zainteresowanie. A to przecież o to w tym momencie
najbardziej chodziło.
- Mały bonus. -
Harry uśmiechnął się zachęcająco, jakby coraz bardziej wpadając w entuzjazm. Cóż,
mogłam się jedynie domyślać, że to z powodu zainteresowania mnie jego pomysłem.
Jego entuzjazm
może i byłby zaraźliwy, ale jednak nie w tym momencie. On był swobodny, niczym
nie skrępowany, zupełnie naturalny, więc mógł sobie pozwolić na wyrażanie tych
pozytywnych emocji. Ja musiałam solidnie głowić się nad każdą wypowiedzią, by
jakoś kontynuować porywającą konwersację i nie zdeptać jego starań dotyczących
wydobycie ze mnie rozmownego człowieka. Jak więc mogłam myśleć o jakimkolwiek
entuzjaźmie.?
- Z tym, że...
ekhm. Jakby nie było dość tego wszystkiego, to... to ja jeszcze niezdecydowany
człowiek jestem. - zupełnie nieświadomie wzruszyłam ramionami, wypowiadając
ostatnie słowo.
Osobiście nie
widziałam w tym nic zabawnego, ale Harry najwyraźniej miał na to inne poglądy.
Bowiem zupełnie niespodziewanie parsknął śmiechem. I zagryzł dolną wargę,
powtrzymując się tym samym od całkowitego roześmiania się. Jego reakcję
obserwowałam z niejako podniesioną brwią, akcentując tym gestem moje
najogólniesze zdziwienie. Które Harry wyłapał w jednej sekundzie.
- Udało ci się.
- stwierdził z nieukrywaną dumą. Po chwili jednak zmarszczył czoło w głębokim
zamyśleniu, zachowując jdnak rozbawioną mimikę. - Chociaż w sumie... Tak jakby
mi się udało.
Taaaak, bo ta
wypowiedź tyyyyyle mi wyjaśniła. Jasne, oby tak dalej geniuszu słowny.
- Hm.? - jednym
mruknięciem zachęciłam go do dalszego wyjaśniania jego rozumowania.
- W końcu udało
mi się troszeczkę cię rozluźnić. - poza klarowną odpowiedzią, zaszczycił mnie
jeszcze radosnym uśmiechem - Zabrzmiało prawie jak żart.
Nie wiem co mi
się stało... Naprawdę nie wiem. Ale zamiast spłonąć rumieńcem i opuścić głowę,
czego najbardziej można by się było po mnie spodziewać, ja po prostu cichutko
parsknęłam śmiechem, uśmiechając się nieznacznie. Bo nie da się ukryć... jego
szaleńcza duma w tym wszystkim ogromnie mnie rozbawiła.
- Ale
propozycje... - klasnął w dłonie, próbując tym samym zwrócić na siebie moją
uwagę i powracając do poprzedniego tematu. Natychmiast spoważniałam,
doprowadzając się do porządku krótkim odchrząknięciem. Jakoś tak nieświadomie
sięgnęłam też dłonią do swoich włosów, zgrabnym ruchem zakładając je za ucho,
co właściwie... Właściwie nie wiem z jakiego powodu ten ruch, ale teraz
zastanawiać się nad tym nie mogłam. Musiałam sie skupić na czymś innym, a
dokładniej mówiąc, na Harrym.
- Słucham...
- Więc... Chcesz
zobaczyć Londyn, tak.? - spojrzał na mnie pytająco. Kiwnęłam więc głową. - Ale
to ma być Londyn z atlasów, ze wszystkimi tymi zabytkami, kolejkami, tłumem i
tak dalej... - zrobił zbolałą minę, akcentując fakt, że na dobrą sprawę taka
opcja wcale mu się nie podoba. - albo... mój prywatny, z ciekawymi, mało
znanymi miejscami, ciekawymi uliczkami i innymi takimi. Pełna swoboda, zero
tłumów, zero czekania... - uśmiechnął się zachęcająco, jakby tym samym chcąc
bardziej zachęcić mnie do drugiej propozycji. - Więc który chcesz.? - zapytał w
końcu, tym razem przyjmując neutralny wyraz twarzy, pozostawiając mi podjęcie
decyzji.
- Ogólny. -
odparłam szybko, właściwie bez zastanowienia. Ale przecież nie było się nad
czym zastanawiać, bo decyzję podjęłam jeszcze przed jego wariantami.
- Naprawdę.? -
zmarszczył brwi, nagle jakby ewidentnie zbity z tropu.
- Czy to
dziwne.? - nawet nie wiem, kiedy zmałpowałam jego gest, bynajmniej z tego
samego powodu. Bo czy to nie podejrzane, że moja odpowiedź go zdziwiła.? Nie
była chyba jakoś specjalnie pokręcona, czy coś... Zapytał, więc wyraziłam swoje
zdanie. Bo czy nie o to mu przecież chodziło, kiedy próbował wciągnąć mnie do
rozmowy...?
Ehh, to jest
jednak za bardzo pokręcone.
- No tak. -
nadal marszcząc czoło, patrzył na mnie jakby próbując mnie rozgryźć. Ale czy
mój sposób bycia był w jakikolwiek sposób skomplikowany.? - Ludzie zazwyczaj
chcą poznać miejsca mało znane, odkrywać nowe, mało znane rzeczy, poznawać
miasta od innej, tajemniczej strony.
Wciągnęłam
powietrze przez zęby cierpliwie czekając, aż skończy swoją wypowiedź. A gdy już
to zrobił, w podobny sposób wypuściłam powietrze. Uśmiechnęłam się delikatnie,
nie mogąc jednak powtrzymać marszczenia się czoła, które wynikało z niejakiej
irytacji. Powód był dla mnie niejasny, chociaż gdyby się głębiej zastanowić...
Zdenerwowało mnie to szufladkowanie z jego strony. Bo jakby nie patrzeć,
typowym przedstawicielem rasy ludzkiej to ja nie byłam. Mogłam sobie robić
wszystko na swój sposób, nawet i zwiedzać Londyn. I nikomu nic do tego.
- Ale ja chcę go
najpierw poznać takim, jakim jest znany. Jakim widzą go inny. Tak przez pryzmat
tego co wyczytałam, co mniej więcej znam. Dopiero potem poszukam własnego
spojrzenia... własnego Londynu.
Wypowiedziałam
wszystko praktycznie na jednym wdechu, przez co efekt mógł być trochę
niezrozumiały. Ale Harry nie dał po sobie nic poznać. Co więcej, nawet nie
wyraził ogólnego zdezorientowania czy zdziwienia moim nagłym rozgadaniem. Cóż,
nawet ja sama byłam pod ogólnym zdziwieniem, że było mnie stać na coś takiego.
A gdy dotarło do mnie co zrobiłam, oczywiście pokryłam się pulsującą
czerwienią, czego Harry też niby nie zauważył. On po prostu, jak zwyczajny,
nieskomplikowany człowiek, kontynuował rozmowę...
- Ale gdy ja cię
zacznę oprowadzać to będzie mój Londyn. Z mojego puntku widzenia. Który
odkryłem... załóżmy, że sam.
Postanowiłam
zignorować jego ostatnie słowa. Naprawdę bardzo starałam się lekceważyć ich
jakże wymowny sens. Nie potrafiłam jednak. Ciągle dzwoniły mi w uszach,
powodując dziwaczną, wciąż narastającą irytację. "Załóżmy, że sam".
Nie wiem czemu, ale ułożenie tych słów w takiej kolejności niezbyt mi się spodobało.
Sugerowało, że z pewnością nie był sam, ale jednak nie chciał o tym mówić. A to
znowu oznaczało, że w tym momencie miał na myśli jakąś dziewczynę, z którą
szwędał się po Londynie szukając tych "swoich" miejsc. Co, idąc
dalszym tropem, prowadziło do tego, że chciał mnie zaprowadzić do z pewnością
cudownych i malowniczych miejsc, które jednak... Cóż, zważając na to, że z
pewnością był tam z jakąś inną dziewczyną i nie do końca jestem przekonana czy
aby na pewno jedynie tam rozmawiali... Hm, pomimo piękna takich miejsc mogłabym
je bardzo, ale to bardzo znielubić.
To jedynie tylko
zachęciło mnie do trwania przy własnym zdaniu. Takie odgrzewane kotlety
zdecydowanie mnie nie satysfakcjonowały. Jeśli sobie chce odwiedzić takie
miejsca, mógł sobie zaprosić tamtą, z którą je odkrywał, a nie...
O mój Boże. O
czym ja zaczęłam myśleć.? Czy ja właśnie przejawiałam jakieś sceny zazdrości.?
Robiłam jakieś wyrzuty dotyczące jego zaangażowania.? Nie, ja chyba naprawdę
zwariowałam...
Uświadamiając
sobie sens mojego myślenia, wytrzeszczyłam jedynie oczy, w zadziwiający sposób
ściągając mięśnie twarzy. Otwartą dłoń przytknęłam do czoła, subtelnie
opuszczając głowę. Tym samym spowodowałam spłynięcie włosów na policzki, przez
co udało mi się ukryć ten nagły przypływ gorąca, jaki je ogarnął.
Wiedziałam
jednak, że z perspektywy osób trzecich, którzy wglądu w me myśli nie mają
musiało to wyglądać dosyć dziwacznie. Toteż niemalże czułam zdezorientowany
wzrok Harry'ego na czubku swojej pochylonej głowy. Tak więc musiałam cos odpowiedzieć...
Westchnęłam
głęboko, zaciskając mocno powieki. Ściskając szczękę, powoli opuściłam dłoń. I
jednocześnie rozluźniając mięścnie, otwierając oczy i podnosząc głowę,
spojrzałam na Harry'ego z delikatnym, niepewnym uśmiechem.
Człowieku, ja ci
wszystko powiem, o czym tylko chcesz. Ale nie o tym. Więc nie pytaj, proszę cię
bardzo, nie pytaj...
Mój niemy
przekaz, zaklinanie jego myśli, a także i spanikowany wzrok najwyraźniej
poskutkowały. Harry nie odezwał się ani słowem, nawet pomimo tego, że na jego
twarzy wprost wypisana była ciekawość. Zignorowałam ją jednak, jak i jego
niecierpliwy wzrok błądzący po okolicach moich oczu. Delikatnie opuściłam
głowę, nie wytrzymując jego spojrzenia, z pewnością czerwieniąc się jeszcze
bardziej. I wracając do jego poprzedniej wypowiedzi, skupiłam się na jej
głównym sensie, a nie... ostatnich słowach.
- No fakt... Ale
jednak inny... i... pozwól, że sama to ocenię. - wydukałam nieśmiało. Ale
niemalże odetchnęłam z ulgą, gdy udało mi się coś powiedzieć i jednoczesnie
słowem się nie zająknąć o tych dziwactwach, które w pewnym momencie zagościły w
mojej głowie. Nawet uśmiechnęłam się do siebie z tego powodu, co Harry jednak
inaczej odczytał.
- Jak sobie
życzysz. - jego entuzjazm natychmiast wrócił na swoje miejsce, rozświetlając
jego szmaragdowe tęczówki natchnionymi błyskami. Pomimo całego jego afrontu
względem mojego zdania dotyczącego zwiedzania Londynu, zaszczycił mnie
uśmiechem. Takim zwyczajnym, niezobowiązującym, luźnym, trochę niedbałym.
Takim, jakim on tylko może zarzucić w całej tej swojej swobodnej postawie. I
jednocześnie takim, który niejako wyłącza całe moje racjonalne myślenie
pozwalając skupić się jedynie na wspomnieniu owego uśmiechu, przez co czas
oczekiwania na autobus nawet pomimo ciszy, która niezmiennie nas otulała,
zbytnio mi się nie dłużył.
***
No i co mogę powiedzieć.? Znowu podzieliłam randkę na kilka znaczących elementów, których nie udało mi się umieścić w jednym rozdziale. Moja wina. Ale co poradzę, że palce tak skaczą mi po tej klawiaturze, że przestać nie mogę.? Fakt, nie jest to jakieś górnolotne pisanie, ale jednak mniej-więcej odzwierciedla moje wyobrażenia. Mam nadzieję, że cierpliwie poczekacie sobie na dalszy rozwój akcji, za co z góry dziękuję. Jak i za te komentarze, które jeszcze jako-tako pozwalają mi przysiąść przed komputerem i coś naskrobać. Bez Was by tego nie było ;*