czwartek, 27 czerwca 2013

dwadzieścia sześć.

NARESZCIE.! 
Walka z gorączką zakończona, na szczęście z pozytywnym skutkiem.! Jejuuuu, cóż za ulga, gdy mi głowy nie rozsadza tylko z powodu jednej głupiej myśli... :).  Uffff... :).
Ale wiem, zabijecie mnie. Z zimną krwią. I wiem, że zasłużyłam. Ale naprawdę, los nie był mi przychylny... Najpierw mnie rozłożyła choroba, przez którą miałam  trudności z utrzymaniem się na nogach, potem miałam w domu mały armagedon, w wyniku czego zostałam na jakiś czas eksmitowana z domu, nie mając dostępu do  komputera, potem jeszcze po nocach (a to wówczas mam największą wenę) szalały jakieś wściekłe burze... Wiem, moje tłumaczenia i tak są bezsensowne, bo  wszystkie terminy zawaliłam, ale naprawdę, naprawdę przepraszam. To była siła wyższa, ale gdy tylko miałam sposobność to pisałam. I uwierzcie mi, na tak długi  rozdział, a zwłaszcza końcówkę musiałam poświęcić sporo czasu, by osiągnąć w miarę zadowalający efekt. Chociaż szczerze mówiąc, do ideału temu wszystkiemu  to jeszcze daleko, ale przecież to jakby mój pierwszy raz w takich opisach... A poza tym... trudno mi pisać o Harrym, gdy w głowie mam innego faceta...a raczej  facetów. No ale spięłam się i w końcu JEST.! Bardzo, bardzo się z tego cieszę, ale mimo wszystko jest mi przykro, że mimo wszystko zawaliłam termin.  Przepraszam, jeśli kogoś tym zawiodłam.
No ale skoro już (W KOŃCU) dodaję, to chciałam zacząć niejako odwrotnie i słowo od siebie dodam na początku. By Was zanudzić :). To mój rozdział  rocznicowy (nawet jeśli spóźniony), więc proszę się nie czepiać. Biorąc pod uwagę fakt, że to dla mnie WIELKIE wydarzenie, mam prawo do ekstrawagancji i  zamierzam go w pełni wykorzystać :). Poza tym, nie chcę Wam burzyć zakończenia, które... no, same się przekonacie :). 
Ale przechodząc do rzeczy... jak już mówiłam, poniższy tekst jest ROZDZIAŁEM ROCZNICOWYM. Krótko mówiąc, w piątek minął dokładnie rok odkąd  założyłam tego bloga i dodałam pierwszy rozdział. W zasadzie to jestem zaskoczona, że aż tyle czasu udało mi się wytrzymać przy jednym opowiadaniu i to w miarę  regularnie. Zazwyczaj kończyło się na góra 10 rozdziałach, a tu proszę... 26 za mną. Nie bez problemów rzecz jasna, gdyż limit Hazzowania mi się już chyba kończy,  ale wystarczyło sobie w wyobraźni podstawić Jake'a lub Rydera za Harry'ego i dało radę :). Chociaż swoje to zrobiło, mam wrażenie, że tegorozdziałowy Harry jest  nieco inny... Ale myślę, że póki co to będzie najlepszy sposób, by kontynuować to opowiadanie. Zobaczymy, może faza na Hazzę jeszcze mi wróci... Nigdy przecież  nie wiadomo :). 
Ale chyba zaczęłam wynurzenia nie na temat... 
ROCZNICA :). 
Jestem po prostu wybitnie wzruszona, że już rok ze mną wytrzymujcie i dalej chcecie czytać te moje wymysły... To dla mnie najwspanialsze wyróżnienie i dlatego z tego miejsca chciałabym Wam podziękować. Za ten rok trwania przy Piekarni, nawet w moim kryzysie twórczym. Jesteście wszystkie niesamowite.! ;* I dlatego też  owy rozdział chciałam dedykować wszystkim, którzy jeszcze trwają przy czytaniu moich wypocin, ze specjalnym wyróżnieniem dla MUMINKA, który Milionerami  przekonał mnie, że w końcu powinnam uwierzyć w siebie. I jak widać, nie narzekam (doceń to.! xx) co więcej, mogę nawet uznać, że rozdział przyjemnie mi się  pisało (dzięki Jake'owi xx). Tak więc życzę i Wam przyjemnego czytania tego cudownego (serio to napisałam.?! :o) rozdziału.
KOCHAM WAS.! ;*
PS: Co do odnośnika... To nie wersja Elvisa, z góry uprzedzam, ale od tygodnia niczego innego, niż wykonania Jake'a/Rydera słuchać nie mogę, więc dałam  wersję Glee. Jeśli komuś się zechce poszukać i tej mojej ukochanej piosenki Elvisa (zaraz po The first time rzecz jasna), gorąco polecam :).
***


„Ma mnóstwo potarganych brązowych loków, które podskakują na wszystkie strony, i rzęsy tak niesamowicie długie i gęste, że kiedy mruga, wygląda to, jakby jego  jasnozielone oczy trzepotały skrzydłami.”

Nie mam pojęcia czemu akurat teraz przypomniał mi się ten cytat. W drodze do kina, kiedy byłam skupiona na narzekaniach Harry'ego dotyczących niewiedzy w  zakresie obecnie puszczanych filmów, kiedy starałam się zignorować nieprzyjazną aurę, która mogła poważnie zniszczyć mój wygląd, kiedy próbowałam jakoś dojść  do ładu z tymi wszystkimi przypadłościami, które pojawiły się tuż po tym, gdy idąc blisko Harry'ego, niejednokrotnie styknęłam się z nim ramieniem... Ale kiedy idąc przed siebie, kątem oka popatrzyłam na zamyślonego chłopaka, trzymającego przed oczami wyginaną przez wiatr kartkę, przez co trudniej mu się było w nią  wczytać, nie mogłam pomyśleć o niczym innym jak... no właśnie... adekwatności przeczytanego niedawno tekstu.

Harry istotnie miał mnóstwo potarganych loków, które podskakują na wszystkie strony. Zwłaszcza, kiedy poruszał się tak energicznie jak teraz, biorąc również pod  uwagę zależność wiatru w tym wszystkim. Teoria z rzęsami może nie była tak dosadna jak w książce, ale spojrzeniu Harry'ego absolutnie niczego zarzucić nie  mogłam.

W swoim szmaragdowym charakterze skrywało bystrość, pewność, radość i entuzjazm, co było połączeniem dosłownie zabójczym. I może jego oczy nie trzepotały skrzydłami, ale i tak były na tyle rozpraszające, że myśli złożyć nie mogłam. A jeśli by dodać do tego dołki w policzkach i setki innych elementów anatomicznych,  które mogłabym wymieniać godzinami, oraz te wszystkie zalety, które również przechodziły w liczby bliskie milionom... efektem było moje kompletne odmóżdżenie.

Ja sama nie wiedziałam jak w ogóle mogłam jeszcze tak po prostu iść sobie obok Harry'ego, czując ciepło jego ciała bijące od jego (będącej tak niedaleko mnie) osoby, atakowana zapachem jego perfum, niesionych po okolicy za pomocą delikatnego wiatru, który otulał miasto wraz z tą deszczową aurą i absolutnie zatracona w widoku jego poniekąd zamyślonej, poniekąd zirytowanej miny, będącej następstwem wielominutowego i jak najbardziej nieefektywnego wpatrywania się w kartkę, która miała mu pomóc wybrać film. Nie pomogła.

- Nie, nic z tego nie będzie. - zrezygnował w końcu, ponownie składając kartkę na cztery. Był przy tym trochę wkurzony, więc jego ruchy były zdecydowane i pełne ekspresji. Co tylko akcentowała ta zirytowana mina, podkreślona zmarszczonymi brwiami. Która przeobraziła się w serdeczny uśmiech zaraz po tym, kiedy to  Harry, wsuwając kartkę w tylną kieszeń swoich dżinsów, jakoś tak machinalnie spojrzał w moim kierunku.
- Ekhm... - jak przystało na moją nieśmiałość, tylko tyle zdołałam z siebie wykrzesać. Cóż, czując napływające do policzków gorąco, nie mogłam liczyć na jakieś poematy ze strony mojego mózgu. Zwłaszcza, jeśli Harry tak bezczelnie mi się przyglądał...

Natychmiast opuściłam głowę, próbując jakoś zasłonić się włosami. Niestety, warkocz zrobił swoje i pomimo tych luźnych pasm, nie był to efekt, jakiego oczekiwałam. Nadal na prawo i lewo świeciłam czerwienią, co Harry bardzo wyraźnie widział. A z tym to mi akurat było najmniej wygodnie.

Na szczęście nie zapomniałam jak się chodzi. Właściwie z moim organizmem nigdy nic nie wiadomo, zwłaszcza jeśli chodzi o Stylesa u boku. Wiadomo, omdlenia i  tak dalej... Ale to zdarzało się sporadycznie i pomimo większości tych przypadłości, które mnie nawiedziły, dałam radę stawiać krok za krokiem. I to w owym  momencie stało się moim wybawieniem, gdyż w końcu doszliśmy do tego kina i nie musiałam się martwić żadnymi odpowiedziami. Zwłaszcza, że...

- Proszę. - jak przystało na dżentelmena, Harry otworzył przede mną drzwi i krótkim, aczkolwiek stanowczym skinieniem dłoni zasugerował, bym weszła do środka.
- Dziękuję. - mruknęłam cichutko, czując kolejną falę gorąca na policzkach. By jakoś to zatuszować, opuściłam delikatnie głowę, wbijając skupiony wzrok we własne buty, jakby to one były najbardziej interesującym zjawiskiem na świecie. Ale niestety, obok siebie miałam bardziej atrakcyjne zjawisko. Które, nie dość, że wyglądało, to i moją uwagę potrafiło zwrócić mówieniem.
- No i o tym mówiłem... - nie, zdecydowanie nie mówiło. Raczej czarowało swoim ochrypłym, niskawym głosem, roztaczanym przez jego struny głosowe po wypełnionym przez kilkoro ludzi pomieszczeniu. A ja się czułam jak urzeczona... - Z plakatami jest o wiele łatwiej. - niestety, czar nie trwał długo, gdyż w  końcu musiałam wrócić do rzeczywistości i zamiast na barwie głosu, skupić się na sensie wypowiedzi. I chociaż początkowo nie miałam pojęcia do czego mam się odnieść, krótkie spojrzenie rzucone na Harry'ego wystarczyło, by zorientować się, że chodzi mu o filmy. No jakże mogłoby być inaczej, w momencie gdy, nawet nie mam pojęcia kiedy, podeszliśmy do jakiejś kremowej ściany pozaklejanej najróżniejszymi plakatami wyświetlanych filmów, a Harry począł się w nie wpatrywać z niemałą uwagą.
- Mhm... - kiwnęłam niepewnie głową, nie wiedząc jak inaczej mogłabym się do tego odnieść. W ogóle czułam się jakoś nie na miejscu, nie w czasie i nie przy tej osobie...
- Co ci się podoba.? - Harry ni z tego, ni z owego popatrzył na mnie z uwagą i jakąś taką powagą w minie. Wprawdzie przełamaną delikatnym, zachęcającym uśmiechem, ale jednak.
- Eeeem. - niepewnie rozejrzałam się wokoło, po tych wszystkich reklamach, kolorowych plakatach i innych ekspozycjach zachęcających do obejrzenia tego, a nie innego filmu. A ilość i intensywność tego wszystkiego nieźle mnie skołowała. - Wszystkie wydają się interesujące... - mruknęłam wymijająco, starając się nie patrzeć na Harry'ego. Ale niestety, mój wzrok błądził po okolicy niezależnie od mojej woli i już po chwili mogłam podziwiać jego rozbawioną minę.
- Zdecydowana to ty raczej nie jesteś, prawda.? - zapytał, uśmiechając się szeroko, co tylko uwolniło te jego dołeczki w policzkach, a w konsekwencji i moje rumieńce.
- Ostrzegałam. - mimo wszystko, odwracając głowę stać mnie było na cień odpowiedzi. I to całkiem sensownej, a nawet i chyba zabawnej, sądząc po tym  parsknięciu śmiechem ze strony Harry'ego.
- Dobra, ja się pogłowię... - rzucił po chwili wesoło i, jak zdołałam określić, gdy mój wzrok znowu niezależnie ode mnie powędrował w jego stronę, skupił się z całą swoją miną na tych wszystkich plakatach przed nim. Zmrużył oczy, jakby to w czymkolwiek miało mu pomóc i powoli, niespiesznie wędrował wzrokiem po każdym plakacie, po kolei, od lewej do prawej, na żadnym nie zatrzymując się dłużej niż kilka sekund. Ale to najwyraźniej nie była jakoś skuteczniejsza metoda od mojej (czyli olewanie wszystkiego), gdyż po chwili wyprostował się, przyjął niepewną minę i jakoś tak automatycznie powędrował dłonią do swojego karku, trochę niepewnie pocierając jego skórę palcami. - Komedia romantyczna, nie.? - nagle odwrócił się do mnie, z miną, jakby naprawdę oczekiwał mojej sensownej odpowiedzi.
- Eeeem, no tak. - mruknęłam cichutko, udając wielkie zainteresowanie plakatami. No jeszcze by tego brakowało, żeby znowu przyłapał mnie na wpatrywaniu w jego osobę... - To chyba najbardziej pasuje... - dodałam jeszcze cichutko, jak gdyby nigdy nic odwracając się z powrotem ku Harry'emu.
- Też tak myślę. - kiwnął wesoło głową, przez co jego loczki podskoczyły w zabawny sposób, w sekundę z powrotem wracając na swoje miejsce, na czole. - Nastrój i te sprawy... Poza tym ta głowa meduzy jest trochę odstraszająca... - postanowiłam zignorować jego wypowiedź o nastroju. Nie chciałam wiedzieć do  czego mu ta cała romantyczna aura, ale jeśli to wiązało się z... EKHM...i tym sposobem skupiłam się na obecnym stanie rzeczy, czyli Harrym wskazującym gestem jakiś punkt na kolorowym plakacie z mnóstwem postaci, poniekąd przykrytym napisem „PERCY JACKSON I BOGOWIE OLIMPIJSCY: ZŁODZIEJ  PIORUNA”.

Sam tytuł już mnie kupił, budząc we mnie to dziecko, które z intensywnością wczytywało się w różnego rodzaju mity, oglądało setki programów, seriali i filmów  poświęconych starożytnej Grecji i przez to zamiłowanie znało najdrobniejszy szczegół dotyczący tego zagadnienia. Cóż, miałabym nawet i ochotę na ten film, ale niestety...

- I bez meduzy Uma Thurman mnie nie przekonuje... - burknęłam pod nosem, z niechęcią patrząc na twarz aktorki, która odstraszyła mnie swoją rolą w „Kill Billu”.

No cóż, mając te kilka lat, gdy niczego się nie spodziewając zaczęłam oglądać ten film bez wiedzy absolutnie nikogo, nie spodziewałam się, że główna bohaterka zaraz zacznie siekać wszystkich po kolei i to z zupełnie nieznanego mi powodu. No krew się lała strumieniami, a ja byłam coraz bardziej przerażona. I od tego momentu ta aktorka miło mi się nie kojarzy. To się chyba nazywa uraz do końca życia...

- Coś mówiłaś.? - ni z tego, ni z owego usłyszałam głos Harry'ego tuż za moim uchem, co w jednej sekundzie i mnie przeraziło, i zaskoczyło, i zażenowało. Zwłaszcza, że wyraźnie czułam ciepło jego ciała za plecami, a przecież jeszcze przed chwilą miałam jego osobę w bezpiecznej odległości po swojej lewej. Rozejrzałam się więc niepewnie wokoło, orientując się, że to (NA SZCZĘŚCIE) było chwilowe. Harry tylko przechodził... co ja mówię, tylko... AŻ przechodził za  moimi plecami, przypadkiem ocierając się ramieniem o fragment moich pleców. Wystarczyła ta krótka sekunda, jeden delikatny dotyk, zapach Harry'ego nieodłącznie błąkający się po okolicy i moje dziwactwa, by moje ciało zareagowało dziwnym drżeniem, które spowodowało, że nogi zupełnie nagle zrobiły mi się jak z waty. I pewnie wyrżnęłabym jak długa, ale na szczęście to był tylko jeden krótki moment, gdyż Harry już po chwili jak gdyby nigdy nic stanął po mojej prawej, znowu całą swoją uwagę skupiając na plakatach. I wszystko było jak poprzednio, pomijając tylko ten zuchwały uśmieszek kwitnący na jego ustach.
- A... nic... - westchnęłam, czując kolejne rekordowe rumieńce odwiedzające moje policzki. Nie zostało mi więc nic innego jak opuszczenie głowy i wpatrywanie się  w podłogę, jakby to mi miało pomóc w wyborze filmu. - Tak sobie mruczę pod nosem. - dodałam po chwili, już nieco odważniej. Nawet do tego stopnia, ze udało  mi się podnieść z powrotem głowę i znów wbić bliżej nieobecne spojrzenie kolejny, nic nie znaczący plakat.
- Nie mam nic przeciwko mruczeniu, ale jakbyś po prostu mówiła, wcale bym się nie obraził. - wesoły głos Harry'ego wypowiadającego owe słowa niemalże wymusił na mnie, bym kątem oka zerknęła na jego osobę. I cóż, zauważyłam jedynie, że Harry robi dokładnie to samo: pod pozorem obserwowania plakatów, przygląda mi się z jakimś dziwnym uśmiechem, który tylko się pogłębił w momencie, gdy zażenowana i zarumieniona, odwróciłam natychmiast wzrok na ścianę.
- Skup się na filmach. - odwiodłam do od rzeczonego tematu, starając się skupić na plakatach. I udało mi się, gdyż w końcu znalazłam coś godnego mojej uwagi.

Pomarańczowo-czerwony plakat z Jakiem Gyllenhaalem (bądź co bądź jednym z moich ulubionych aktorów) w centrum, ubranym w dosyć starożytny i nie ma co ukrywać, pociągający sposób. A obok tego odpowiednio wykreowane litery, układające się w jakże zachęcający tytuł „KSIĄŻE PERSJI – PIASKI CZASU”. Charakter tego wszystkiego wskazywał na kolejny film przygodowo-starożytny, których byłam absolutna i nieodwołalną fanką.

- I tak chyba nie mamy większego wyboru... - zrezygnowany głos Harry'ego natychmiast odwiódł mnie od myśli o Jake'u, przywracając mnie do rzeczywistości, po wizji oglądania owego filmu z nieukrywanym zaciekawieniem. Musiałam się więc niejako otrząsnąć, toteż zamrugałam powiekami i nieobecnym wzrokiem spojrzałam na Harry'ego. - Listy do Julii albo Ostatnia piosenka. - wyjaśnił spokojnie, z delikatnym uśmiechem błąkającym się w okolicy jego malinowych ust. Jednocześnie  prawą ręką wskazywał odpowiednie plakaty, na które co prawda rzuciłam spojrzenie, nie na tyle jednak, by cokolwiek z nich zrozumieć. Wzrok bowiem od razu wrócił do Harry'ego i tych jego dołeczków w policzkach. - Amanda Seyfried przeciwko Miley Cyrus. - westchnął znacząco, jakby nad jakimś problemem egzystencjalnym, wbijając swoje szmaragdowe spojrzenie to w jedną, to w drugą. Co natychmiast mnie ukuło.
- A czemu nie... - żachnęłam się, teraz intensywniej przypatrując się obu plakatom. Bo skoro on mógł wybierać między pięknymi aktorkami, ja mogłam sobie postawić za wybór przystojnych aktorów, prawda.? Szkoda tylko, że ani jednego, ani drugiego za nic w świecie nie kojarzyłam. - ...jakiś bliżej nieznany aktor... -  wybrnęłam w końcu, niedbale kiwając dłonią na niebieskawy plakat „Listów do Julii”, już sekundę później znajdując odpowiednie nazwisko na tej drugiej,  biało-pomarańczowej reklamie. - ...przeciwko Liamowi Hems... - urwałam, nie wiedząc kompletnie jak wczytać się w zbiór liter układający się w nazwisko tego  człowieka. Zmrużyłam nawet oczy, podchodząc bliżej i wpatrywałam się w to intensywnie, przekrzywiając przy tym głowę i próbując jakoś złożyć to w racjonalną  całość, ale jak dla mnie to sensu nie miało.
- Pogadamy, jak nauczysz się wymawiać jego nazwisko. - Harry tylko zaśmiał się dźwięcznie na te moje próby czytania, co postanowiłam tylko zignorować. Miałam na głowie większy problem...
- Ale tego nawet nie da się przeczytać... - mruknęłam, nawet na niego nie patrząc, nadal zajęta odkodowaniem nazwiska owego aktora. - Hems... - pokręciłam  tylko głową, wycofując się do poprzedniego położenia, czyli niemalże stojąc ramię w ramie z Harrym, oczywiście w odpowiedniej odległości.
- Styles jest ładniejsze, prawda.? - tym razem skuteczniej zwrócił na siebie moją uwagę, gdyż nawet zdołałam oderwać się od tego pokrętnego nazwiska i spojrzeć w bok, na twarz Harry'ego. Czego oczywiście w jednej chwili pożałowałam, gdyż... no wiadomo, nie mogłam zareagować niczym innym jak tylko rumieńcami, kołataniem w mostku i wybitnym odmóżdżeniem, czego konsekwencją było gapienie się na chłopaka, z pewnością z idiotyczną miną. - Powinnaś chociaż  przytaknąć. - Harry zmarszczył czoło w geście niezadowolenia, gdy już uświadomił sobie, że nie ma co liczyć na moją odpowiedź. - Harry Styles to wybitnie brzmi. -  rzucił takim pełnym wyższości tonem, przybierając jedną z tych swoich zuchwałych min. W ogóle cała jego postawa była w podobnym charakterze, co zaakcentował  odpowiedni gest ręką. - A Liam... - wykrzywił się, w jednym momencie tracąc całą swoją poprzednią postawę. - Co to w ogóle za imię...
- Niczego sobie. - wzruszyłam ramionami, mając już dosyć tych wiecznych rumieńców i niemożności ich zakamuflowania. Automatycznie sięgnęłam więc ręką ku gumce do włosów, delikatnie zsunęłam ją z warkocza, po czym nic nie znaczącym gestem włożyłam do tylnej kieszeni. Jednocześnie cały czas bacznie obserwowałam Harry'ego, którego mina wyrażała najczystszej klasy dezaprobatę dla tej mojej uwagi poświęconej temu, bądź co bądź, przystojnemu aktorowi.
- Wcale sobie nie pomagasz, wiesz...? - prychnął, patrząc na mnie uważnie, znowu zaczynając te swoje dąsy. - Ilu znasz Liamów.? - zapytał zaciekłym tonem, co bardziej brzmiało jak oskarżenie.
- Żadnego. - rzuciłam automatycznie, chociaż od razu do głowy wpadł mi inny aktor, niejaki Neelson. Ale jakoś tak jego nazwisko nie chciało mi przejść przez  gardło, zwłaszcza, że Harry nadal czujnie na mnie patrzył, wywołując dorodne rumieńce na moich kościach policzkowych. To tylko zmotywowało mnie do tego, by niby naturalnie rozplątać warkocz, co przyszło mi zaskakująco łatwo, po czym móc zasłonić policzki kaskadą rudych fal, które jednym, zdecydowanym gestem  przeniosłam na ramiona. I już się czułam bezpieczniej...
- No właśnie. Nawet porządni rodzice wiedzą, że tak się nie nazywa dzieci. - ale mimo wszystko nie na tyle, by nie rumienić się z każdym wypowiedzianym przez Harry'ego słowem, zwłaszcza, że...no dobra, może źle zrozumiałam, ale tak samo jak mnie dotknęło jego zainteresowanie aktorkami, tak i jemu mogło się nie spodobać moja aprobata względem aktorów.

Nie twierdzę, że od razu był zazdrosny, skąd.! Przecież między nami nic... żeby od razu z zazdrością... Po prostu tak... Ehhh...

- Mamma mia czy Hannah Montana.? - natychmiast zmieniłam temat swoich myśli, powracając do jego wyboru między dwiema aktorkami, sugerując się filmami, w  których wcześniej grały.
- Raczej czysty, prosty scenariusz, czy film na podstawie Sparksa. - Harry sprostował swoje wymagania, tym samym kończąc batalię o aktorów i aktorki. A skoro już zahaczył tematowo o czytadła...
- Szkoła uczuć, była niczego sobie. - mruknęłam cichutko, przypominając sobie o jedynym filmie nakręconym na podstawie książki tegoż autora, który obejrzałam.
- Tylko niczego sobie.? - Harry spojrzał na mnie uważnie, z tym swoim błyszczącym szmaragdem w oczach.
- Eeeem. Bardzo fajna historia. - zmieszałam się natychmiast, nie wytrzymując dłużej tej zielonej intensywności i opuszczając delikatnie głowę, dzięki czemu opadające na policzki kosmyki włosów, skutecznie zasłoniły kolejne rumieńce.
- No dobra, niech Ci będzie. Ale mogę się założyć, że się na nim rozkleiłaś. - rzucił z jakąś wyższością w głosie, dobijając mnie jeszcze spojrzeniem o podobnym tytule, rzuconym z góry. I w tym momencie przeklęłam swoje 1,73, jednocześnie modląc się o jakieś 5 centymetrów więcej, które to właśnie dzieliło mnie z Harrym.
- Ekhm, czyli Ostatnia piosenka.? - wprawiona w szybkich zmianach tematu, po raz kolejny sięgnęłam po tę najskuteczniejszą w moim przypadku metodę. I nawet dzięki temu zdobyłam się na odwagę, by podnieść wzrok na wyrażającą entuzjastyczne nastawienie twarz Harry'ego.
- Ostatnia piosenka. - kiwnął głową, uśmiechając się przy tym szeroko. - Idę po bilety. - oznajmił po chwili nieco poważniej, już powoli zaczynając realizować swoje  słowa. Które bądź co bądź, niejako mnie uderzyły.

No bo na ilu już... randkach byliśmy.?
Trzech.
A za każdym razem co.?
Ja nawet nie pomyślałam o tym, by portfel wyciągać. Harry tak po prostu, z czystego serca wszystko fundował i słowem się nie zająknął, że to nie fair. A to  naprawdę było nie fair, bo przecież... no tak nie może być.!

- Ale... - cóż, z całej tej mojej myślowej niesprawiedliwości tylko na tyle było mnie stać względem wypowiedzenia protestu na głos. Ale przynajmniej poskutkowało uwagą Harry'ego.
- Jakie ale.? - natychmiast zrezygnował ze swoich planów względem odejścia i tylko popatrzył na mnie z uwagą. Miałam wrażenie, że spojrzeniem, którym obdarzył  mnie od góry do dołu, chciał wybadać, czy abym nie chciała się nagle z tej... randki urwać. Jakby to w ogóle mi przez myśl przeszło...
- Bo bilety... - mruknęłam cichutko, próbując naprowadzić go na swój tok myślenia. Co z rumieńcami na policzkach, kołatającym sercem, drżącymi rękami i pustką w głowie nie było znowu takie łatwe. Mogłam jedynie badawczo, chociaż w wyniku nieśmiałości, spod grzywki patrzeć na Harry'ego i oczekując, że cudownym sposobem zrozumie mój problem.
- No bilety. - nie zrozumiał. Wręcz przeciwnie, zmarszczył tylko brwi w jakimś zamyślonym geście, który już sekundę później przepadł bez śladu. - Bez biletów nie  wejdziemy. - wyjaśnił, tym swoim żartobliwym stylem, nie oszczędzając mi rzecz jasna kolejnego wyniszczającego mnie od środka uśmiechu.
- Ale ekhm... Bo jesteśmy tu razem... W sensie, że... Po prostu... - jąkałam się, próbując znaleźć odpowiednie słowa, by wyrazić moją zagwostkę. Ale w moim przypadku to takie łatwe nie było, nawet jeśli w owym momencie nie patrzyłam na Harry'ego, swoje spojrzenie kierując na buty. - Po prostu to nie fair, żebyś za wszystko płacił. - wyrzuciłam w końcu, z nieodgadnioną ulgą, zaakcentowaną odwagą, by móc zerknąć badawczo na Harry'ego.
- O nie, kochana, nie ma mowy. - zachmurzył się natychmiastowo, patrząc na mnie co najmniej oskarżycielsko. Więc z łatwością przyszło mi ignorowanie tego, jak postanowił się do mnie zwrócić. Chociaż nie ukrywam, to jedno słowo wywołało jakiś dziwny uskok serca w momencie, gdy wypowiadał je tym swoim chrapliwym  głosem. W zasadzie to było nawet dosyć przyjemne i nie obraziłabym się, gdyby... EKHM.! - Ja tu jestem facetem, ja cię zaprosiłem i ja płacę. - całe szczęście kolejne słowa Harry'ego skutecznie odwiodły mnie od kontynuowania tego bzdurnego, myślowego tematu. Chociaż jeszcze bardziej zarumienić to ja się oczywiście  musiałam.
- Eeeem... Ja wybierałam miejsce. - zasugerowałam, czepiając się tego jego wywodu dotyczącego tego kto tu kogo zapraszał. Wprawdzie jawnie nie zapraszałam, ale kino było moim widzi-mi się, więc to tak jakby zaproszenie. Prawda.? - Więc...
- Więc mowy nie ma. - uciął moją wypowiedź, niejako ostrym tonem. - Wiesz jakbym się czuł, gdybyś za mnie zapłaciła.? Po nocach by mnie wyrzuty sumienia zżerały.
- Ale... - próbowałam jeszcze, chociaż w jego minie wyraźnie widziałam, że z góry jestem skazana na porażkę.

Uparty Anglik o dżentelmeńskich odruchach...

- Nie ma ale. - zakończył ostro, a ja nie miałam siły i pomysłu, by zareagować. I chociaż było mi z tym niewygodnie, jedyne na co było mnie stać w owym momencie to rumienienie się, próby wyciszenia dudniącego serca i patrzenie jak Harry, posyłając mi jeden z tych swoich uśmiechów, odwraca się, tym swoim  powolno-energicznym krokiem idąc w stronę kasy.

Nie chciałam, by wyglądało to tak, jakbym się gapiła, więc używając resztek swojej silnej woli, odwróciłam głowę w kierunku „mojego” plakatu. Z Jakiem Gyllenhaalem na czele. Który nawet nie został zauważony przez Harry'ego... Nie powiem, może i „Ostatnia piosenka” była ciekawą perspektywą, nadającą się na  takie spotkania dwójki ludzi, ale przecież w ogóle nie miałam ochoty na ten film. Ale cóż, mogłam jedynie tęsknie popatrzeć sobie na plakat, gdyż wiedziałam, że i  tak nie zaapeluję do Harry'ego o zmianę filmu. Niech będzie jak będzie, może akurat Miley i ten Liam mnie zaciekawią...?

Ale... zaraz... „Ostatnia piosenka” to film na podstawie Sparksa, tak.? Nie od dziś wiadomo, że facet pisywał historie miłosne. MIŁOSNE. Czyli O MIŁOŚCI. A  jeśli miłość, to i romantyczny nastrój, całowanie... A jak się Harry naogląda takich par, to czy wtedy...?!

- Wygląda na to, że mamy jeszcze jakieś pół godziny do filmu... - głos Harry'ego, który nie wiadomo skąd nagle pojawił się obok mnie, natychmiast wyrwał mnie z  rozmyślań o filmie. I to na tyle skutecznie, że zapomniałam o jakichkolwiek niewygodach, mogąc skupić się wyłącznie na tym, że Styles (ZNOWU.!) stał blisko mnie  i odmóżdżał mój organizm kolejnym uśmiechem.
- Mhm... - mruknęłam tylko, nie za bardzo wiedząc co więcej mogłabym powiedzieć. I tylko nieśmiało, zza grzywki patrzyłam na te zielone refleksy, ukryte w szmaragdach jego tęczówek.
- Ale raczej nie będziemy tak tu stać i się na siebie patrzeć.? - Harry jednym zdaniem i bezczelnym uśmieszkiem spowodował zapłonięcie moich policzków jeszcze większym rumieńcem. I to takim, że już nie miałam odwagi na niego patrzeć, więc automatycznie opuściłam głowę, kolejny raz poświęcając całą swoją uwagę moim  butom. - Nie mówię, że mi to nie odpowiada... - dodał po chwili jakimś dziwnie rozbawionym tonem, co z pewnością nie pomogło mi w dojściu do siebie.

No super, jeszcze się ze mnie wyśmiewał...

- Ja... ekhm... nie wiem... - mruknęłam bez ładu i składu, nadal uparcie wpatrując się we własne białe trampki, z nieodłącznie zielonymi sznurówkami. I to z taką zaciekłością, że słowo daję, z pamięci mogłabym wyrysować każdy szczegół, nawet bez względu na to, że nie posiadam zdolności plastycznych.
- Ja wiem. - Harry najwyraźniej zorientował się, że śmiechem średnio pomaga przeciwdziałaniu mojej nieśmiałości, więc przybrał poważny, zdecydowany ton. Taki,  który zmotywował mnie, bym znów na niego zerknęła, spojrzeniem chcąc zapytać o czym on do kurczęcia mówi. - Naprzeciwko jest pizzeria, co ty na to.? - chłopak natychmiast wyłapał moje nieme pytanie, jednocześnie uśmiechając się zachęcająco, by przekonać mnie do słuszności swojego genialnego pomysłu.
- W pół godziny.? - spojrzałam na niego z powątpiewaniem, dokonując w głowie szybkich obliczeń. Z których wynikało, że w takim czasie nie da rady spokojnie  poślęczeć nad pizzą i dać jej całej radę.
- Umiesz szybko jeść.? - spytał z kolejnym rozbrajającym uśmiechem.
- Nigdy się z nikim nie ścigałam. - mruknęłam cichutko, całą swoją odwagę poświęcając na próbę utrzymania intensywnie zielonego wzroku Harry'ego, który badał  każdy centymetr mojej twarzy, ostatecznie skupiając się na oczach. I wówczas zielone refleksy przybrały coś na kształt chęci rozpoczęcia żartobliwej kłótni. - Ale wiem, zawsze musi być ten pierwszy raz. - wyprzedziłam jakikolwiek jego docinek, nie czując się na siłach prowadzenia nawet i normalnej rozmowy.
- Dokładnie. Szybko się uczysz. - Harry zadowolony wyszczerzył zęby w uśmiechu, po czym jak gdyby nigdy nic złapał mnie za nadgarstek, już po chwili  przekrzywiając swoją dłoń w ten sposób, że splótł nasze palce razem. Co więcej, nawet na to nie spojrzał, cały czas arogancko wgapiając się w moją twarz. -  Chodź. - rzucił tak po prostu, ruszając ku wyjściu. A ja nie mogłam zrobić nic innego, jak tylko poczłapać za nim...
...

- Zapiekanki będą za 5 minut, na razie przyniosłem ci colę. - Harry znikąd pojawił się przy stoliku, który przed chwilą zajęliśmy, po czym postawił przede mną  plastikowy kubek wypełniony brązowawą cieczą.
- Eeeem... dzięki. - z powątpiewaniem spojrzałam na płyn, starając się jednocześnie nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak.

A było. Bo coli naprawdę nie lubiłam, właściwie nie wiem z jakiego powodu, ale zwyczajnie nie chciała mi przejść przez gardło. Nie chciałam jednak robić przykrości Harry'emu, więc tylko  uśmiechnęłam się do niego w miarę przyjaźnie, co on natychmiast odwzajemnił. Po czym zupełnie swobodnie zajął miejsce naprzeciwko mnie i poczynając powoli  rozglądać się po bądź co bądź zaludnionym pomieszczeniu, uniósł swój kubeczek do ust, sącząc niespiesznie swoją colę.

I ja poczęłam się rozglądać, ale wybrałam niemalże przeciwny krajobraz. Ten rozciągający się za oknem, przy którym mieliśmy stolik. Jednak ta szarość ulic, mżawka i kilkoro ludzi pałętających się bez celu po ulicy nie było wystarczająco absorbujące, by jakoś odwrócić moją uwagę od siedzącego naprzeciwko mnie Stylesa. Tak więc, chcąc nie chcąc, mój wzrok znów podążył do Harry'ego i to dokładnie w momencie, kiedy i on zakończył obserwowanie zgromadzonych w  knajpce ludzi, więc bądź co bądź nasze spojrzenia się skrzyżowały. I u obojgu wywołały natychmiastowy uśmiech, w moim przypadku okroszony dodatkowo delikatnymi rumieńcami.

Widziałam, po prostu widziałam w oczach Harry'ego, że chce coś powiedzieć. Zawsze wtedy te wszystkie błyszczące refleksy rozpraszają się ku zewnętrzu... Poza tym, nawet już otwierał usta, by zaszczycić mnie kolejnym błyskotliwym zdaniem, ale głos Grzegorza Markowskiego, który rozpoznałabym wszędzie i to w nocy, o  północy, skutecznie mu przerwał. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się skąd do cholery Grzegorz Markowski w angielskiej knajpce, kiedy zorientowałam się, że to mój własny, prywatny telefon jedną z jego piosenek próbuje zakomunikować mi, że ktoś właśnie pilnie próbuje się ze mną połączyć.

Posłałam Harry'emu coś na kształt przepraszającego spojrzenia, po czym sięgnęłam dłonią do kieszeni, wyciągając z niej swój telefon. I mimowolnie uśmiechnęłam  się, widząc MAMA na ekranie.

- Przepraszam. - mruknęłam do Harry'ego, nawet nie poświęcając mu krótkiego spojrzenia, po czym bez krępacji odebrałam telefon, odwróciłam głowę w kierunku okna i zgrabnym ruchem przystawiając go do ucha.
- Cześć mamo. - zaczęłam po polsku, nagle zupełnie zapominając o otaczającym mnie świecie. Skupiłam się bowiem na jej dźwięcznym głosie, gdy rzuciła równie banalnym powitaniem, co spowodowało jedynie tyle, że Anglia wydała mi się jakąś odległą krainą. - Co tak późno.? - spytałam, gdyż zazwyczaj telefony od niej  dostawałam w porze obiadowej, więc dzwonienie o tej godzinie było co najmniej ekstrawagancją w owej tradycji.
- Miałam dzisiaj rozmowę kwalifikacyjną. - wyjaśniła natychmiast, tym swoim niskim głosem, który nieukrywanie wyrażał dumę.
- I nic mi nie powiedziałaś.? - pisnęłam, podobnym tonem. - Jak poszło.?
- Bardzo dobrze. - oczami wyobraźni już widziałam jak szeroko się uśmiecha. - Jak dobrze pójdzie, to już za tydzień twoja stara matka pójdzie do pracy.
- Gratuluję. - rzuciłam szczerze i naprawdę wesoło. Do czasu...
- A co u ciebie tak głośno.? - spostrzeżenie mamy w jednej sekundzie przywróciło mnie do Anglii, a co za tym idzie, do Harry'ego. Na którego spojrzałam z niejaką  niepewnością, jakby bojąc się, że mama zaraz się wszystkiego dowie. Bo na razie nie wiedziała. Wolałam oszczędzić sobie tych wszystkich rozmów na temat związków, poza tym nie chciało mi się tłumaczyć własnej matce jak to jej córka robi z siebie kretynkę przed Anglikiem.
- Bo ja jestem ze znajomymi w pizzerii. - wyjaśniłam krótko, dziękując w duchu wszystkim siłom natury, że Harry mnie nie rozumie. Bo nie sądziłam, żeby ukrycie znał język Polski, zwłaszcza, że jego oczy przybrały rozmiar niemalże spodków, kiedy patrzył na mnie, wypowiadającą niezrozumiałe dla niego słowa przez telefon.
- Znajomymi... Jasne, już to widzę. - mamie jednak nie umknął mój zdradziecki, piskliwy ton, ujawniający się w momencie, gdy kłamałam. Przejrzała moją randkę... - To ten twój nauczyciel od gitary.? - ...na szczęście nie łącząc w tym wszystkim Harry'ego. Bo przecież i tak nic o nim nie wiedziała, więc najwyraźniej podstawiła  sobie jedynego chłopaka o którym jej wspomniałam. Co też niejako było uciążliwe...
- Przestań, nie. - ukróciłam natychmiast usprawiedliwiając się w duchu, że przecież na dobrą sprawę nie kłamię... - Nie jestem na randce z żadnym nauczycielem  gitary. - … no bo nie jestem, prawda.?
- Dobra, niech ci będzie... - mama dała za wygraną, najprawdopodobniej machając ręką, jak to zawsze miała zwyczaju w takich chwilach. - Załóżmy, że ci wierzę.
- A jak randki z tym...? - natychmiast odbiłam piłeczkę, woląc skupić się na jej życiu uczuciowym. Tam się przynajmniej temat Harry'ego nie kręcił...
- Bardzo dobrze, wręcz idealnie. - głos mamy niemalże nasycony był radością, więc i ja automatycznie się uśmiechnęłam. A w duchu, kolejny raz zaklinałam tego jej  Romea, by niczego głupiego nie wywinął.

Bo nie ma co ukrywać, moja mama była uczuciową kobietą, po jednej randce potrafiła wpaść w uwielbienie facetem, a co dopiero po tych kilku, które podobno były IDEALNE. Szanowna mamusia wpadła po uszy i jedyne co mogłam zrobić to tylko mieć nadzieję, że ten gość, z którym tak intensywnie się umawia nie puścił  jej kantem, bo wówczas nie miałabym jej jak pocieszyć... Ale na razie się na to nie zapowiadało, więc mogłam być spokojna.

- Ale nie będę ci tym głowy zawracać, baw się. - mama jednak nie zamierzała, jak zazwyczaj porozpływać się nad swoim nowym facetem, urywając temat związków.
- Ty też. - rzuciłam wesoło, podskórnie czując, że moja rodzicielka właśnie szykuje się na kolejną randkę.
- I bądź grzeczna. - zaznaczyła dosadnie, siląc się na ostry, wychowawczy ton.
- Ty też. - powtórzyłam automatycznie.
- Nie przeginaj. - rzuciła ostro, chociaż z rozbawieniem w głosie. Jak przystało na wyluzowaną matkę, która chce zachować chociaż trochę posłuchu. - Zadzwonię jutro.
- Baw się dobrze na randce. - powiedziałam radośnie, tym samym żegnając się.
- Ty też. - poszła w moje ślady i nie czekając aż cokolwiek odpowiem, rozłączyła się.

Mimowolnie się uśmiechnęłam, kręcąc delikatnie głową, po czym swobodnym gestem z powrotem umieściłam komórkę w kieszeni, podążając wzrokiem za swoimi  dłońmi. Które już po chwili oparłam splecione o stolik, dzięki czemu w oczy rzuciły mi się zapiekanki, które nie wiem nawet skąd przybyły. I nie czekając na  aprobatę nikogo, co więcej, nie czując żadnej potrzeby wypowiadania się na jakikolwiek temat, przysunęłam do siebie talerzyk, z zaciekawieniem przyglądając się  połączeniu wszystkich potrzebnych składników.

W międzyczasie zdążyłam też powrócić do rzeczywistości i kątem oka dostrzec Harry'ego, który znacząco oparty plecami o swoje krzesło, przyglądał mi się badawczo marszcząc przy tym brwi, z rękami założonymi na piersi. Wyglądał jakby intensywnie nad czymś myślał, a owe przemyślenia zbyt przyjemne nie były.

- Ekhm... Ubrudziłam się.? - zerknęłam na niego niepewnie, czując, że pod tym jego spojrzeniem niemalże się garbię. I aby to jakoś zatuszować, oparłam łokcie o stolik, mimowolnie prawą dłoń układając na lewym ramieniu, natomiast lewą rękę zarzucając na prawą.
- Nie. - rzucił z czymś na kształt wydechu, po czym poprawił się na krześle i rozplótł ręce, tym razem pochylając się do przodu, a przedramiona opierając na blacie stolika. W tym wszystkim nie zmienił jednak wyrazu twarzy, co w połączeniu z tą krótką odpowiedzią absolutnie niczego mi nie wyjaśniało.
- Więc... - jeszcze się chyba nie zdarzyło, żebym to ja go zachęcała do mówienia, ale zwyczajnie nie miałam innego wyjścia. To spojrzenie... zdecydowanie mąciło mi w głowie. A ja musiałam je sobie jakoś poukładać.
- Jeszcze nie widziałem, żebyś się tak płynnie wypowiadała. - wyjaśnił w końcu, nie tracąc skupienia. Wyglądało to tak, jakby jego twarz zastygła w jakiejś masce, a słowa wydobywały się gdzieś spoza niego. - Ani jednego „ekhm” na całą rozmowę.
- Eeeem... No tak jakoś... - mruknęłam, co najmniej zażenowana jego spojrzeniem, co oczywiście musiałam przypłacić rumieńcami. Zwłaszcza, że sama tego swojego zachowania nie rozumiałam, ale wyglądało na to, że tylko przy nim zachowuję się jak kretynka.
- Zaczynam podejrzewać, że tylko ja jakoś cię onieśmielam. - Harry również o to zauważył, ale o wiele ładniej ubrał to w słowa. Co w połączeniu już z rozjaśnioną  uśmiechem miną, wcale nie zabrzmiało jak oskarżenie. Chociaż i do komplementu to temu było daleko...
- No skąd... - mruknęłam cichutko, czując, że mój czas normalnego spoglądania na Harry'ego się już skończył, więc, rzecz jasna z rumieńcami na policzkach, wbiłam wzrok w stolik przede mną.
- No wiesz... - żachnął się, przez co znowu na niego popatrzyłam. - Ja się tu czuje wyróżniony, a ty masz czelność zaprzeczać. - rzucił jakimś urażonym spojrzeniem,  poprawiając się na ramionach.
- Przepraszam. - rzuciłam machinalnie, adekwatnie skruszonym tonem. Na co Harry tylko przewrócił oczami.
- A z tym to mogłabyś już naprawdę przestać. - głośno wyraził swoje zadowolenie, po czym nie z tego, ni z owego uśmiechnął się nagle. I jakoś tak bezwiednie, prawą dłonią zaczął kreślić maleńkie kółka, tuż obok swojego ramienia. - A tak swoją drogą ten twój ojczysty język... - popatrzył na mnie uważnie, tonem swojej  wypowiedzi budując odpowiednie napięcie, chociaż podskórnie czułam, że nic dobrego z jego ust nie wyjdzie. - ..strasznie szeleści. - jak podejrzewałam, mruknął z niesmakiem, akcentując to odpowiednią miną.
- Każdy język ma swoją specyfikę. - mruknęłam wymijająco, nie mając siły bronić swoich poglądów, zwłaszcza jeśli były przeciwstawne do tych Harry'ego.  Zdecydowanie nie byłam gotowa na jakiekolwiek dyskusje z nim...
- Ale ten jest jakiś dziwny. -... i szkoda tylko, że on tego nie pojmował.
- Jest bardzo trudny. - oświadczyłam książkowo, chociaż prawdziwie. Bo zupełnie nie miałam pomysłu jak inaczej uciąć tą dyskusję, gdyż w głowie oczywiście nic poza pustką nie miałam. - Dużo rzeczy się odmienia i...
- Nie o to mi chodziło. - Harry przerwał mi tym swoim donośnym głosem, co zabrzmiało dosyć gwałtownie, zważając na mój dotychczasowy cichy ton. - Jest wiele takich... rzeczy, których bym nawet nie powtórzył. - zmarszczył brwi, wzruszając bezradnie ramionami.
- No podejrzewam, że „chrząszcz brzmi w trzcinie”, albo „szedł Sasza suchą szosą” dla zwykłego Anglika byłoby mordęgą... - rzuciłam dla przykładu kilkoma łamańcami językowymi, obserwując niemalże szok kwitnący na twarzy Harry'ego. Co tylko wywołało u mnie delikatny uśmiech.
- O kurczę... - westchnął ciężko, jakby bardziej się garbiąc. - I ty to tak łatwo...? Wow. - pokręcił głową z niedowierzaniem, posyłając mi pełne podziwu spojrzenie. - Od teraz jesteś moją bohaterką. - dodał jeszcze, jakimś dziwnie podekscytowanym tonem, uśmiechając się szeroko. A ja oczywiście nie mogłam się nie zarumienić...
- To tylko...
- Nie bądź taka skromna. - urwał moją skrzętną, chociaż cichutką wypowiedź praktycznie jednym machnięciem ręki. - A tak w ogóle to jeszcze jedna rzecz mnie zainteresowała. - zgrabnie zmienił temat, chociaż wcale nie musiałam go prosić, by przestał się skupiać na mnie. Bo co by nie mówić, jakakolwiek uwaga Harry'ego  poświęcona tylko mnie nie za bardzo była mi na rękę. A raczej na te wszystkie przypadłości... - Ta melodia... - skinął głową na mnie, więc od razu skojarzyłam, że chodzi o mój dzwoniący telefon. I jakoś tak automatycznie rozplotłam się z tego, co wcześniej ułożyłam z związku z rękami, po czym prawą dłonią mimowolnie sięgnęłam do kieszeni, w której ukryty był telefon.
- Perfect. - wyjaśniłam tylko, nie bardzo wiedząc jak odnieść się do tytułu. Polski nic by mu nie powiedział, a gdybym zaczęła na własną rękę tłumaczyć, wyszłyby pewnie jakieś bzdury. Widząc jednak nic nierozumiejący wzrok Harry'ego, zaakcentowany jeszcze wzruszeniem ramion i delikatnym pokręceniem głową, poczułam się zmuszona do wytłumaczenia mu tego dosadniej... - Dosyć znany w Polsce zespół. Rock, lata osiemdziesiąte, takie sprawy. - mówiłam cicho i niepewnie, onieśmielona kolejnym szmaragdowym spojrzeniem wbitym w moją twarz, ale najwyraźniej Harry zdążył już nauczyć się mnie słuchać...
- Najlepszy czas na rock. Niezależnie od kraju. - uśmiechnął się automatycznie, a w jego spojrzeniu wyłapałam kolejne szmaragdowe refleksy. Tym razem te uwielbienia, gdy mówił o czymś, co naprawdę go interesuje. A i bez tego mogłam podejrzewać, że muzyka jest dla niego czymś ważnym.
- Też tak uważam. - zgodziłam się więc z miejsca i wcale tak bardzo nie musiałam kręcić, gdyż naprawdę tak myślałam. I było mi przyjemnie z myślą, że w końcu  mamy o czymś chociaż podobne zdanie. To było przynajmniej podstawą do rozmowy o czymś, o czym oboje mieliśmy pojęcie, a ja jednocześnie nie bałabym się  zranić jego uczuć odnośnie czegoś, co wyjątkowo cenił.
- Chcesz mi powiedzieć, że słuchasz rocka.? - zdziwił się szczerze, chociaż w pozytywny sposób, sądząc po tym nikłym uśmieszku, błądzącym na jego ustach.
- No tak... Między innymi. - kiwnęłam niepewnie głową, marszcząc brwi w geście zamyślenia. Nad tym co go tak w ogóle w tym dziwi, bo chyba każdy może sobie słuchać czego tylko chce, prawda.? - Uważam, że muzyka jest zbyt fajna, by ograniczać się do jednego gatunku, ale rzeczywiście... Rock ma coś w sobie, zwłaszcza jeśli chodzi o solówki gitarowe... Powiedziałam coś nie tak.? - spytałam nagle, nawet dla siebie trochę niespodziewanie, ale to było silniejsze ode mnie, biorąc pod  uwagę ten dziwnie podejrzliwy wzrok Harry'ego wbity w moją twarz. Słowo daję, nawet nie mrugnął.
- Nie, wszystko jest tak. Jak najbardziej tak. - uśmiechnął się promiennie, rozwiewając tym samym wszystkie moje wątpliwości... myśli zresztą też. - Wiedziałem, że  muzyka otwiera ludzi, ale, że sama rozmowa o niej działa takie cuda... No nie rumień się tak, pokaż mi ten swój telefon. - zażądał niespodziewanie, kolejny raz mącąc moje myśli swoimi nietuzinkowymi pomysłami.
- Ale... po co.? - pisnęłam, co najmniej zaskoczona jego słowami.
- No przecież nie będę sprawdzać czy mnie zdradzasz. Chciałem zobaczyć czego słuchasz. - zignorowałam gadkę o zdradzaniu, bo przecież zdecydowanie nie była  na miejscu.

Żeby się zdradzać, najpierw trzeba coś do siebie mieć, a my przecież...

- Eeeem... - zaczęłam, jak to zwykle bywa, perfidnie omijając spojrzeniem Harry'ego. I chociaż nie miałam bladego pojęcia co mogłabym powiedzieć, jakoś musiałam ratować się od niewygodnych myśli... Ale niestety, nie było ucieczki. Czując się niemalże przyparta do muru, sięgnęłam do kieszeni po ten telefon, dosyć niepewnie podając go Harry'emu. W odpowiedzi uśmiechnął się jedynie wdzięcznie, po czym zatopił wzrok w ekranie komórki.
- No dobra, ale tu wszystko jest w tym twoim dziwnym języku. - jęknął już po sekundzie, marszcząc brwi w wielce niezadowolony sposób. Po czym przerzucił swój wzrok na mnie, oddając mi natychmiast telefon.

A ja wiedziałam, że tak łatwo to nie pójdzie i to nie koniec rozmowy, więc posłusznie zmieniłam język na bliższy Harry'emu. Angielski. I z ociąganiem, a także niejaką niepewnością w spojrzeniu z powrotem przesunęłam ku niemu telefon. Który już po chwili znalazł się w prawej dłoni Harry'ego.

- Od razu lepiej... - uśmiechnął się, ponownie wbijając spojrzenie w ekranik telefonu. I poprawiając się na przedramieniu, począł przeskakiwać swoimi długimi  palcami po jego klawiszach, zatracając się w tej czynności bezapelacyjnie. - Unchained melody.? - niespodziewanie przeniósł swoje zaskoczone spojrzenie na mnie, wbijając mnie nim niemalże w krzesło. - Serio.?
- Eeeem... No wiesz... Ma coś w sobie... - mruknęłam wymijająco, właściwie nie wiedząc jak się odnieść do tej piosenki. Bo nie miałam pojęcia czy Harry ją lubi, czy raczej wręcz przeciwnie... Dla mnie była świetna, ale jednak nie chciałam się wdawać w dyskusje z Harrym, zwłaszcza, że wiele by z nich nie wynikło.
- No pewnie, że ma. - praktycznie odetchnęłam z ulgą, kiedy Harry postanowił się ze mną zgodzić, w dodatku okraszając to odpowiednim uśmiechem. - Elvis to  Elvis, legenda muzyki.
- No tak... Ma wyjątkowy głos... - mruknęłam cichutko, czując, że mój głos jest już na wykończeniu. Zwyczajnie zaschło mi w gardle, a cola, niby dumnie prezentująca się przede mną, niekoniecznie mnie zachęcała. Z braku innego wyjścia, sięgnęłam więc dłonią do lewej kieszeni, gdzie jeszcze przed wyjściem instynktownie zapakowałam malutką paczkę gum do żucia. Wykorzystałam chwilę zainteresowania Harry'ego moim telefonem, częstując się jednym listkiem. I oddałam się temu zajęciu z takim oddaniem, że niemalże podskoczyłam na krześle, kiedy Harry ponownie postanowił się do mnie zwrócić.
- Don't stop me now.? - ten sam ton, to samo spojrzenie i ten sam strach, zaakcentowany przyspieszonym biciem serca. No i całe szczęście ta sama ulga, w momencie, gdy usta Harry'ego rozciągnęły się w geście szerokiego, pełnego aprobaty uśmiechu. - Coś czuję, że szybko się dogadamy...

A ja nie byłam tego znowu taka pewna...
...

Tak jak myślałam, to nasze „dogadanie” polegało jedynie na tym, że Harry od czasu do czasu zastrzeliwał mnie kolejnym tytułem, ja strachałam się, że zaraz wyniknie między nami jakaś dyskusja, w którą, bądź co bądź, nie potrafiłabym się włączyć, po czym okazywało się jednak, że moje obawy były bezpodstawne. Ale nadal  mimo wszystko czułam się jak na polu minowym, bojąc się zrobić jakikolwiek krok, by nagle nie wylecieć w powietrze.

- ...ale w zasadzie to najbardziej lubię Coldplay. - no, właśnie o tym mówię. Bo chociaż już wyszliśmy z tej knajpki, gdzie Harry pochłonął obie zapiekanki, gdyż ja wymigałam się brakiem głodu, temat muzyki nadaj wisiał nade mną niczym chmura burzowa. I nigdy nie mogłam przewidzieć gdzie trafi piorun.
- Mhm, są interesujący... - mruknęłam wymijająco, starając nie dać po sobie poznać jak bardzo irytuje mnie ten zespół, zwłaszcza jeśli chodzi o ich „Paradise”, którym byłam atakowana niemalże zewsząd. Ale dzielnie się broniłam...

Chociaż teraz miałam inny problem. Mianowicie taki, że nie miałam pojęcia co zrobić z tą gumą do żucia, która już jakiś czas temu straciła swój smak i teraz bez sensu zalegiwała w moich ustach, powodując już ból szczęki od tego nieustannego mlaskania. Nie miałam żadnego papierka, ani kosza na widoku, więc musiałam wymyślić inny plan. Tylko jaki...?

- Mają swój nietypowy styl. - tak samo, jak i poprzednio, tak i teraz Harry otworzył przede mną drzwi i szarmanckim gestem wskazał, że mam iść pierwsza. Więc weszłam, ciesząc się jak dziecko, na widok śmietnika w drugim krańcu tego korytarzyka kinowego. - A Chris ma niezły wokal, sam chciałbym tak śpiewać... -  kompletnie wyłączyłam się w gadce Harry'ego, który kontynuując swoje wywody, szedł pewnie obok mnie, akurat w kierunku kosza. I był tak zaaferowany omawianym przez siebie tematem, że nawet nie zauważył, że zatrzymałam się na chwilkę przy tym koszu, by móc wyrzucić gumę, przed chwilą ukrytą przeze mnie w dłoni.

Tylko, że ta „chwilka” zaczynała się przedłużać, a mój problem zmienił wartość...

- Harry... - mruknęłam błagalnie, wbijając nierozumiejące spojrzenie w plecy chłopaka. Długo się jednak na nie nie napatrzyłam, gdyż Styles odwrócił się, przywołany moim głosem i w pierwszej chwili nawet uśmiechnął się do mnie.
- Słuch... - w jednej chwili uśmiech zamarł mu na ustach, wyparty przez głęboki szok. Na tyle skuteczny, że natychmiast wrócił o te kilka kroków, o które wcześniej  mnie wyprzedził, stając przede mną i wzrokiem błądząc od góry do dołu po mojej sylwetce. - Jak... co ty zrobiłaś.? - po kilku takich rundkach, zatrzymał się w końcu na twarzy, niemalże wbijając w nią swoje zszokowane, zaakcentowane podniesioną lewą brwią spojrzenie. I ewidentnie oczekiwał odpowiedzi. Tylko, że ja sama jej nie znałam.
- Ja... ja nie mam pojęcia... - pisnęłam nadnaturalnie wysokim głosikiem, czując się kompletnie bezsilna. I miałam wrażenie, że kolejny raz robię z siebie kretynkę. Tym razem już spektakularnie...

Bo jak to jest możliwe, żeby nagle wykleić się gumą od góry do dołu i nawet się w tym nie zorientować.?!

No dosłownie, w jednej chwili trzymałam gumę w dłoni, w drugiej chwili chciałam ją wyrzucić, ale nie chciała się odkleić, więc musiałam interweniować drugą dłonią, a już w trzeciej chwili obie dłonie miałam zaklejone. Nie pomijając oczywiście połowy bluzki i sweterka, które również ucierpiały w batalii moich dłoni z gumą. Tak  więc ostatecznym wynikiem byłam zaklejona ja. Czyli 1:0 dla gumy.

Podsumowując fakty: byłam zaklejona na większości powierzchni północnych rejonów własnego ciała, w dodatku w miejscu publicznym, po którym bądź co bądź nadal kręcili się ludzie, a co najgorsze, świadkiem wszystkiego był nie kto inny jak Harry. Który, jakby mi było mało upokorzenia, nagle parsknął śmiechem.

- Przepraszam... - przytknął dłoń do ust, starając się jakoś uspokoić w tym nagłym rozbawieniu, ale kiepsko mu szło. Naprawdę, bardzo kiepsko. Zdecydowanie mi tym nie pomagał. No sorry, ale duszący się ze śmiechu chłopak to ostatnie, czego zaklejona gumą do żucia dziewczyna potrzebuje. Nawet jeśli on próbuje to jakoś ukryć... - Czekaj... - westchnął po chwili, wznosząc wzrok do góry, po czym wziął głęboki oddech i powrócił spojrzeniem na moją twarz. - Dobra, już okej. - rzucił  poważniej, chociaż w jego oczach widziałam głębokie rozbawienie. I to właśnie ono chyba dobijało mnie najbardziej... - Możesz mi wytłumaczyć... jak.? - spytał, już  o wiele bardziej poważnie, ostatnie słowo akcentując pełnym ekspresji wymachem dłoni, mającym na celu wskazanie mojej osoby. Czyli mówiąc krótko, chciał się dowiedzieć jak zdołałam coś takiego zrobić.

Ale jak ja miałam mu wytłumaczyć coś, czego sama nie rozumiałam...?

- Ja... Ja chciałam tylko wyrzucić gumę... - mruknęłam niewyraźnie, uciekając spojrzeniem na podłogę, jakby bojąc się reakcji Harry'ego. Już i tak wystarczyło mi  to, co zrobił dotąd. Rumieńce na moich policzkach były naprawdę rekordowe i już więcej nie chciałam ich pogłębiać.
- No to trochę kiepsko ci to wyszło. - rzucił na wydechu, tonem wyrażającym usilne utrzymanie powagi. - Powiedz mi, co ja mam teraz z tobą zrobić.? - spytał, a ja kątem oka zauważyłam jak przygryzł wargę, co miało mu tylko pomóc w ukryciu kolejnego uśmiechu, przed którym nie mógł się powstrzymać. A ja z braku większego pomysłu, tylko bezradnie wzruszyłam ramionami - Nie rób tak. - ni z tego, ni z owego ton Harry'ego przybrał poważny, wręcz surowy ton. Więc automatycznie zamarłam, nie potrafiąc określić czego dokładnie mam nie robić. Próbowałam jeszcze wyczytać coś z twarzy Harry'ego, ale niczego poza powagą się  tam nie dopatrzyłam. Zrozumiałam dopiero wówczas, kiedy chłopak stanowczo złapał mnie za ramiona, blokując jakikolwiek ruch z ich strony. Miałam więc nie wzruszać ramionami... Tylko dlaczego.? - Jeszcze ci się guma we włosy wplącze, a po tym to mogiła. - wyjaśnił, puszczając ku wielkiej uldze moje ramiona. W momencie, gdy żadna część jego ciała nie stykała się z moją, było mi o wiele bardziej swobodnie. - Uwierz mi, miałem starcie z pięcioletnią kuzynką, która za karę rzuciła we mnie gumą. Dopiero niedawno loki mi odrosły... Mówię ci, nie ruszaj się. - paplał, jak dla mnie trochę bez sensu, z czymś nieokreślonym w głosie, po czym znów nagle zagrzmiał tym swoim rozkazem, gdy przekręciłam głowę dosłownie o milimetr.
- Ale jak mam się nie ruszać.? - pisnęłam błagalnie, patrząc na niego uważnie. - Nie będę robić tu za posąg.
- No fakt... - zmarszczył brwi, jakby zamyślając się głębiej, po czym kolejny raz przejechał wzrokiem od góry do dołu po mojej sylwetce. A w drodze powrotnej  zatrzymał się na mojej ubabranej bluzce i równie ubabranym sweterku. - Najlepiej by było gdybyś to zdjęła. - mruknął, trochę nieobecnie, łapiąc w dwa palce niezaklejony róg swetra.
- Tutaj.? - rzuciłam zaskoczona takim... umówmy się, idiotycznym pomysłem.
- Czemu nie. - wyszczerzył zęby w co najmniej aroganckim uśmiechu, patrząc na mnie z czymś dziwnym, czego jeszcze dotąd w jego oczach nie dostrzegłam. Ale  było mi to naprawdę bez różnicy, gdyż...

CO.
ON.
DO.
MNIE.
WŁAŚNIE.
POWIEDZIAŁ.?!

Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie i jeszcze raz NIE.! Nie dam się wrobić w żadne rozbieranie, zwłaszcza przed Harrym.! Nawet jeśli on tylko sobie  żartował.

- Potrafisz zrujnować człowiekowi marzenia... - i tą wypowiedź postanowiłam puścić mimo uszu, bo ja naprawdę nie chciałam wiedzieć o jakie marzenia mu chodzi.  Wystarczyło, że i tak już rumieniłam się w najlepsze, jego aluzje dotyczące rozbierania były mi naprawdę zbędne. Zwłaszcza, że...

No bo jak... że tak do mnie... o innych to sobie mógł, no ale... JA.?!

Mętlik w głowie spowodował, że mimowolnie sięgnęłam dłonią do włosów, chcąc założyć je za ucho, by jakoś odrzucić tym sposobem natrętne myśli.

- To nie jest najlepszy pomysł... - Harry w jednej sekundzie schwytał moje przedramię w dwa palce, odsuwając je stanowczo od głowy. - Najpierw usuń tą papkę,  potem możesz się macać po włosach. - oznajmił po chwili już poważniejszym tonem, nagle przemieszczając się, w wyniku czego stanął ni to za mną, ni z mojej lewej.
- Ale... - próbowałam coś powiedzieć, chociaż sama nie wiedziałam jakiego „ale” mogłabym użyć. Więc na tym się skończyło.
- Masz jakąś gumkę.? - Harry i tak zignorował moje nikłe protesty, kilkoma zgrabnymi ruchami zgarniając zagrożone włosy w swoje dłonie. - W sensie do włosów. - dodał jeszcze po chwili, teraz już bardziej przy moim uchu, jakbym co najmniej pomyślała o innym rodzaju.
- Ekhm... Mam. - mruknęłam cichutko, wiedząc, że nie odpuści. Chociaż to dla mnie nie było łatwe. Zwłaszcza, że  chłopak stał właśnie tuż za mną, z dłońmi  praktycznie wplecionymi w moje włosy...
...a to zdecydowanie normalne nie było.

Lou, do cholery, w coś ty się znowu wpakowała.?!

- Gdzie.? - Harry zadał w końcu to pytanie, którego tak bardzo się obawiałam. I aż przymknęłam oczy, przeklinając w duchu chwilę, kiedy zechciało mi się chować gumkę do...
- W tylnej kieszeni. - tak, wypowiedziałam to na głos. I czułam się z tego powodu zażenowana jak nigdy dotąd.
- Widzę, że czasami potrafimy zrozumieć się nawet bez słów. - Harry, tymi swoimi aluzjami wcale mi nie pomagał. Zwłaszcza jeśli wychylał się właśnie znad mojego  ramienia, by zaszczycić mnie jednym z tych swoich aroganckich uśmiechów. - Nie bój się, będę delikatny. - rzucił takim tonem, że miałam ochotę po prostu zapaść się pod ziemię.

Bo czy naprawdę...?!

NIE.!
Zdecydowanie NIE.!
Dłonie Harry'ego i moje tylne kieszenie to TRAGICZNE w skutkach połączenie.!

Nawet nie chciałam sobie wyobrażać jak...

- I już po problemie. - nawet się nie zorientowałam kiedy Harry już wziął się za wiązanie moich włosów, ogarniając je wcześniej wspomnianą gumką w jakiś dziwny, zaplątany kok. I aż odetchnęłam z ulgą, że to już mniej więcej po wszystkim. Zwłaszcza, że Harry, najwyraźniej wielce zadowolony z siebie, sądząc po tym wielkim  uśmiechu kwitnącym na jego ustach, powrócił na swoje poprzednie miejsce, stając przede mną. - Ale na przyszłość, chowaj gumki w bardziej dostępnym miejscu. - oznajmił, niestety na tyle głośno, że przechodzący obok, na oko 50-letni mężczyzna rzucił nam pełne dezaprobaty spojrzenie, po czym pokręcił głową z politowaniem. A ja się tylko zarumieniłam po same cebulki włosów. - Widzisz, zgorszyłaś biednego faceta. - najwyraźniej tylko mnie to zażenowało, gdyż Harry nie stracił swojej pewnej pozy, kiwając głową na oddalającego się mężczyznę.
- Ja.? - popatrzyłam na Harry'ego zdezorientowana, że śmiał w ogóle zarzucać mi coś takiego.
- A co, ja.? - zdziwił się szczerze, obiema dłońmi wskazując na siebie. - Ja nie chowam perfidnie gumek w tylnych kieszeniach. - usprawiedliwił się, przybierając dosyć zuchwałą minę, którą zaakcentował odpowiednim wzruszeniem ramion w momencie, gdy jednym, płynnym ruchem schował dłonie do przednich kieszeni.

Kątem oka zauważyłam jak jakaś staruszka stojąca za nim za te słowa niemalże zmiotła go potępiającym spojrzeniem, którego oczywiście on nie mógł dostrzec, zajęty szczerzeniem się w poniekąd impertynencki sposób. Więc to ja oczywiście musiałam zarumienić się za niego i przyjąć całą dezaprobatę staruszki, chowając zażenowanie za zdystansowanym uśmiechem.

- Ja cię bardzo proszę... - westchnęłam błagalnie, łącząc palce obu dłoni i kierując je na Harry'ego w podobnym geście. - Możesz już nic nie mówić.? - spojrzałam na niego prosząco, zaklinając w duchu jego zdrowy rozsądek.
- Tylko czekałem, aż zaczniesz mnie uciszać. - ku mojemu zdziwieniu wyszczerzył się jeszcze bardziej. - Robimy postępy... Dobra, malutkie, ale wszystko jest na  dobrej drodze. - mruknął tonem przyszłościowym, zupełnie jakby mówił o swoim planie dwudziestoletnim, zawierającym znalezienie intratnej pracy, wybudowanie willi i założenia rodziny, nie kryjąc w tym wszystkim swojej dumy. A po chwili, ni z tego, ni z owego spoważniał znacząco, wydobył prawą dłoń z kieszeni, po czym skrupulatnie oplótł palcami mój w miarę nie zaklejony nadgarstek. - Chodź do łazienki. - rzucił niezobowiązująco, stawiając kilka stanowczych kroków, najprawdopodobniej w kierunku łazienki. I był przy tym na tyle kategoryczny, że z moim zapałem i wątłą siłą, mogłam tylko podążyć za nim.
- Ale... - mimo wszystko udało mi się jakoś zaprotestować. Wprawdzie cichutko i ledwo zrozumiale, ale na tyle skutecznie, że Harry zaszczycił mnie swoją uwagą. I to taką, że chłopak aż przystanął, puszczając mój nadgarstek i stając przodem do mnie.
- Nie wejdę za tobą, nie martw się. - rzucił jedną z tych swoich min, których określić nie potrafiłam, ale na myśl przywodziły mi tylko jedno, głupie skojarzenie, przez co czułam się zażenowana i zarumieniona bardziej niż zazwyczaj w jego obecności. Chociaż i ta wybitnie głupia sytuacja swoje robiła...
- Ale ja... ekhm... ja i tak nie mam się ten... w co przebrać. - wybąkałam, przerażona myślą, że Harry i tak w końcu wepchnie mnie do tej łazienki, każe ściągnąć te wszystkie zaklejone ciuchy, a ja co...? W samym staniku mam później paradować.?

O słodki Boże...
JA WCALE O TYM NIE POMYŚLAŁAM.!

- Jak dla mnie, to wiesz... - Harry jednak właśnie o tym pomyślał, gdyż jego kolejna rozbawiona mina, zaakcentowana jednym z tych aroganckich uśmieszków mówiła sama za siebie. I jakby tego było mało, powoli przesunął spojrzeniem po całej mojej sylwetce. A ja wyraźnie wiedząc co Harry ma w głowie, zarumieniłam się bardziej, niż cokolwiek czerwonego mogłabym w owym momencie wymienić.
- Ale dla mnie nie... - ucięłam szybko wszystkie jego kolejne myśli, uciekając wzrokiem przed jego czujnym spojrzeniem. I mimowolnie ujęłam krańce swojego sweterka w dwa palce, po czym zasłoniłam się nim dosadniej, jakby w jakikolwiek sposób miało mi to pomóc.
- No dobra. -  Harry westchnął tylko, ponownie skupiając na sobie moją uwagę. I zdążyłam dzięki temu zauważyć jego już bardziej troskliwy i pokrzepiający uśmiech. - Oddam ci swoją bluzę. Poznaj moje dobre serce... - oznajmił przyjaznym tonem, realizując swoje słowa zdejmowaniem z siebie omawianej części garderoby. Którą już po chwili zgrabnie przewiesił przez moje lewe ramię. A gdy już pozbył się jednego fragmentu swoich górnych departamentów garderobianych,  nagle znowu przybrał tą swoją szelmowską minę, jednocześnie kierując we mnie oskarżycielsko palec wskazujący. - Ale od razu mówię, jak będę marznąć...
- Zaraz wracam. - urwałam natychmiast, niemalże panicznie wyrywając przed siebie, mając nadzieję, że w kierunku łazienki.

Bo ja naprawdę nie chciałam wiedzieć co by było jak Harry zacznie marznąć...

A już na pewno nie chciałam wyobrażać sobie, że w takiej chwili będzie chciał mnie pozbyć jedynego wierzchniego okrycia...

I kolejny raz zaczęły mnie zżerać wyrzuty sumienia.

Nie dość, że pozbawiłam Harry'ego szansy obejrzenia filmu, nie dość, że zepsułam mu wieczór, nie dość, że znów zrobiłam z siebie kretynkę na jego oczach, to jeszcze perfidnym sposobem przejęłam jego bluzę, przez co przemierzał chodniki pogłębionej zmierzchem, chłodem i mżawką ulicy w samej koszulce. A ja po prostu czułam jak marznie.

Szłam obok niego na tyle blisko, że pomimo wady wzroku wyraźnie widziałam gęsią skórkę pokrywającą jego ramiona niemalże na całej długości, przemierzając także powierzchnię jego szyi. I byłam pewna, że tych bardziej zakrytych rejonów również, chociaż ani nie chciałam sobie tego wyobrażać, ani tym bardziej się o tym przekonywać. Wystarczyło mi to, co widziałam i byłam pewna, że to przeze mnie.

Wszak gdybym się nie wymazała lepiącą gumą od góry do dołu, nie musiałabym przejmować jego bluzy. A tak, moja, łącznie z koszulką, do noszenia z pewnością się nie nadawały, więc... więc mogłam teraz patrzeć jak Harry, dzielnie zaciskając zęby idzie przed siebie, troszeczkę zgarbiony, z rękami w przednich kieszeniach, robiąc dobrą minę do złej gry. Gdyż pomimo obietnic, ani słowem się nie zająknął, że jest mu zimno. Ani jednym słowem. Ale kurczę, nie musiał nic mówić, jego sylwetka mówiła sama za siebie.

I może mi też nie było zbyt gorąco, gdyż pogoda pozostawiała wiele do życzenia, ale w owym momencie było mi już wszystko jedno. Naprawdę było mi  niewygodnie z myślą, że to wszystko to wina tego mojego idiotycznego, pechowego usposobienia, ujawniającego się na każdym kroku, który chciałam zrobić. Dlatego też, widząc to całe poświęcenie ze strony Harry'ego, miałam ochotę po prostu oddać mu tą bluzę. I kij z tym, że nie miałam się w co przebrać. Moje ubrania, zwinięte w nierozklejalną kulkę miałam cały czas w ręku, więc w razie czego mogłabym się nimi okryć. Tylko niech już jemu się zrobi cieplej...!

Chociaż z drugiej strony... Może i w kinie było mi dziwnie z myślą, że paraduje w bluzie Harry'ego, pod spodem mając niczego poza biustonoszem, więc zażądałam (no dobra, ta cichutka prośba może w sumie wyniośle zostać nazwana żądaniem) natychmiastowego powrotu do domu, bojąc się, że spalę się ze wstydu. Ale bądź co bądź... bluza Harry'ego, pomimo tego, że była o wiele za duża jak na mnie, jednocześnie była wygodna, ciepła, delikatna i pachniała nim. I wcale nie byłam taka pewna, czy z łatwością chciałabym ją oddać.

DOBRA.! Załóżmy, że nie pomyślałam tego ostatniego...

Tylko, że jakbym się próbowała nie wykpić, prawda była taka, że znowu miałam na sumieniu Harry'ego. A on słowem nie pisnął, że to moja wina, BA.! że w ogóle coś jest nie tak... I chociaż ta jego męska duma była godna podziwu, to mimo wszystko jednak trochę głupia i irracjonalna. Zwłaszcza, że wszystko sama widziałam i  tylko czekałam na moment, aż w końcu nie wytrzyma i wyleci z pretensjami.

Tylko, że... no nic. Cisza. Pomijając wieczorne życie miasta, które odbierałam jak zza jakiejś szyby, nie słyszałam z jego strony nic. I to potęgowało tylko moje poczucie winy.

Dlatego nawet nie wiem kiedy, ale bezwiednie i bardzo ostrożnie sięgnęłam odczyszczoną z gumy dłonią do jego ramienia. I tak jak dotąd dotyk Harry'ego kojarzył  mi się z ciepłem, tak teraz zimno jego skóry niemalże mnie poraziło. Na tyle, że niewiele myśląc, przesunęłam rękę głębiej, jakby przytulając się do jego lodowatego ramienia.

I można sobie wierzyć, lub i nie, ja naprawdę nie wiedziałam co czynię. Po prostu tak jakoś, niewytłumaczalnie dobijał mnie fakt, że Harry marznie z mojego powodu, więc chciałam chociaż troszeczkę jakoś to zniwelować. A, że wiązało się to z dotykaniem Harry'ego... dotarło to do mnie dopiero wówczas, kiedy jego zaskoczony taką sytuacją wzrok, wbił się nagle w moją twarz. I to tak dosadnie, że miałam ochotę natychmiast się odsunąć, w dodatku na jakieś co najmniej 50  metrów. A najlepiej rzucić się w pogoń, byle jak najdalej od Harry'ego.

Niestety, Harry najwyraźniej to wyczuł, gdyż jednym ruchem wydobył z kieszeni prawą dłoń i jakimś stanowczym ruchem...nie ma co ukrywać, zwyczajnie przytrzymał moje ramię przy swoim, nie dając mi żadnych szans na jakąkolwiek ucieczkę. A jakby tego mało, uśmiechnął się jeszcze... albo się przewidziałam, albo to miało czuły charakter. Ale jakikolwiek by nie był, sam zarys wygiętych do góry ust Harry'ego, ujawniających dołeczki w policzkach wystarczył, bym natychmiast się zarumieniła i nie miała siły patrzeć na chłopaka. Toteż pomimo tego wszystkiego nie mogłam zrobić nic innego, jak tylko wbić wzrok we własne buty. I zastanowić się co jest w tym polokowanym chłopaku, że przy nim myślenie mi się tak łatwo wyłącza...

- Ja... przepraszam... za to kino – zaczęłam cichutko, słowami próbując odwrócić jego uwagę od mojego przedchwilowego wybryku. Chciałam się przy tym uwolnić od tej bliskości, nawet pomimo tego, że to właśnie ona pomogła Harry'emu odzyskać odpowiednio ciepłą temperaturę. Nawet jeśli chodziło tylko o niewielki  fragment jego ramienia, który stykał się z moim...
- Mówiłem już, że absolutnie nie chcę słyszeć już o żadnych przeprosinach. - Harry zaznaczył dosadnie, z nutką ostrości w głosie, chociaż nadal pozostawał w tym dziwnym układzie, jaki wywiązał się między nami.
- No ale...
- Jest tyle innych ciekawszych tematów. - nie zważając na jakiekolwiek protesty z mojej strony, natychmiast wrył mi się w słowo. A ja tylko mogłam westchnąć głęboko. - Na przykład... Yyyym... Ty biegle posługujesz się dwoma językami, prawda.? - rzucił tym swoim przyjaznym głosem, ogłupiając mnie tym samym już kompletnie.
- No... tak. - mruknęłam, ze zmarszczonymi brwiami obserwując reakcję Harry'ego. Gdyż zupełnie nie rozumiałam skąd taki temat.
- A jak śnisz to w którym języku.? - padło w końcu to dosadne pytanie, które jednak...

BO, ŻE JAK.?!

- Słucham.? - pisnęłam tylko, nie bardzo wiedząc jak mogłabym się odnieść do tego wszystkiego.
- No jak śnisz. - powtórzył cierpliwie, uśmiechając się przy tym delikatnie. - Każdemu się czasem zdarza, więc nie mów, że tobie nie. I wiadomo, jak mi się coś przyśni to w angielskim. Ale ty masz szersze pole do popisu...
- No... eeem... - zmarszczyłam brwi, uciekając wzrokiem przed czujnym spojrzeniem Harry'ego, które nieustannie kierował w moją stronę. - Właściwie to nigdy się  nad tym nie zastanawiałam...
- To teraz masz okazję. - wtrącił, chociaż nie zabrzmiało to arogancko ze względu na jakże przyjazny ton.
- Zawsze znajdziesz sobie problem... - westchnęłam cichutko do siebie, przypominając sobie rozmowę o oczach, którą też Harry zainicjował.
- Nie narzekaj. Ja mam po prostu odmienne spojrzenie na świat. - zaznaczył dosadnie, przechodząc na ten swój pełen wyższości ton. - I wyprzedzając twoje wypowiedzi, to jest cudowne.
- Eeeem... - zaczęłam, czując kolejne rumieńce napływające do moich policzków w związku z tą dziwaczną uwagą. Postanowiłam więc puścić ją mimo uszu, powracając tym samym do pierwotnego pytania. - Chyba raczej po polsku.
- A gdy o mnie śnisz.? To też po polsku.? - zapytał, wyszczerzając się przy tym jeszcze bardziej, ujawniając tym samym te swoje dołeczki w policzkach. Niewiele myśląc, natychmiast odwróciłam od nich wzrok, skupiając się na czymś...na co nawet większej uwagi nie zwróciłam.
- Wtedy mam napisy. - palnęłam bez zastanowienia pierwszym, co przyszło mi do głowy.
- A jednak.! - szczęśliwy pisk Harry'ego niemalże zmusił mnie do spojrzenia na jego twarz i sprawdzenia czy aby na pewno wszystko z nim w porządku. - Śnisz o mnie po nocach. - cóż, poza aroganckim tonem i co najmniej bezczelnym uśmieszkiem nie dopatrzyłam się niczego niepokojącego. Co jednak nie zmieniło faktu, że uwaga Harry'ego nieźle mnie zmieszała.
- Eeeem... - mruknęłam, rozglądając się po okolicy z niejaką paniką. I z ulgą odkryłam, że zdążyliśmy już dojść mniej-więcej do mojego domu, przez co mogłam spokojnie puścić ramię Harry'ego, stanąć przed nim z niepewną miną i ładnie się pożegnać, kończąc tym samym tą tragiczną randkę. - Dzięki za wieczór... I  przepraszam za film...
- W zasadzie to mogłem się spodziewać, że normalny wypad do kina to zbyt wiele. Ale chyba nie masz za co przepraszać. - ni z tego ni z owego twarz Harry'ego  przybrała ten nonszalancki charakter, który ujawniał się tylko w momentach... OJJJJ.! - Wystarczy tylko, że się ładnie pożegnasz i może ci wybaczę stracony film... -  tak samo jak i bezczelność, tak i zniżony głos oraz ten dystans, który między nami wyparował w jednej chwili oznaczały tylko jedno...

Że znów moje ciśnienie zaczęło podnosić się do rekordowych wartości, że serce znów swoim kołataniem wyraźnie chciało mi dać do zrozumienia, że najchętniej wyrwałoby mi się z piersi, że przez ciało zaczął przebiegać jeden stanowczy dreszcz, ujawniający się zwłaszcza w trzęsących się dłoniach i nogach, które w jednej sekundzie zrobiły mi się jak z waty i że nagle zapomniałam jak powinno się oddychać. A to wszystko tylko się spotęgowało, kiedy Harry, z tym swoim dziwnym błyskiem w oku, stanowczym ruchem przyciągnął mnie bardziej do siebie, zaplatając ramiona na moich plecach i nie czekając na zaproszenie z mojej strony, delikatnie musnął moje wargi swoimi.

Dosłownie, musnął. Przez jedną, krótką minisekundę, podczas której jednym tylko ruchem ust odebrał mi zdolność logicznego myślenia oraz wyzbył wszelkiej godności. Bowiem gdy już się odsunął, nieznacznie, aczkolwiek na tyle znacząco, bym nie mogła już czuć tego przyjemnego dotyku, miałam ochotę żebrać o jeszcze sekundę sam-na-sam z jego ustami. Nawet pomimo tego, że wiedziałam, iż to tylko pogrywanie z jego strony. Jakaś przeklęta, drażniąca mnie zabawa, która, sądząc po błyskach wyższości pojawiających się w jego szmaragdowych tęczówkach, przyniosła oczekiwany przez niego efekt – moje zniecierpliwienie, zaakcentowane delikatnym jękiem protestu.

I pewnie wpiłabym się w jego usta bez krzty zastanowienia, gdyby nie jego zuchwały uśmieszek błąkający się na jego ustach, który znikł wraz z kolejnym delikatnym i miękkim pocałunkiem złożonym przez Harry'ego na moich wargach.

Doznanie było tak przyjemnie kojące, że natychmiast zamknęłam oczy, oddając się temu w stu procentach. Słowo daję, w jednym momencie straciłam kontakt z resztą świata, skupiona tylko na jednym – na przebiegającej przez całe moje ciało przyjemności, skupiającej się w miejscach, gdzie zachłanne usta Harry'ego raz za razem subtelnie stykały się z moimi.

Dosłownie odpłynęłam. Zatraciłam się w oddawaniu pocałunków do tego stopnia, że nawet niepewność nie mogła mi przeszkodzić w tej wyjątkowej chwili. Dlatego też, trochę nie kontrolując już swoich odruchów, pozbyłam się z dłoni jakiegoś tam pakunka, po czym bezwiednie zarzuciłam ramiona na barki Harry'ego, przywierając bardziej do jego ciała. A i on zacieśnił swój uścisk, dokładnie w momencie, kiedy językiem nienachalnie rozchylił moje wargi, tym samym pogłębiając pocałunek.

Tym razem już się nie bałam. Owszem, jakaś doza niepewności czy obawy nadal gdzieś tam we mnie tkwiła, ale już choć trochę wiedziałam jak się gra w tą grę, więc czułam się o niebo pewniej niż poprzednio. I chociaż dokładnie to ja nie wiedziałam co robić, miałam przynajmniej zarys tego, jak powinnam odpowiadać na jego pocałunki. Harry miał bowiem swój styl i chociaż często nie trenowaliśmy, zdążyłam już się nauczyć co i jak. I zarówno z tą myślą, jak i z ustami Harry'ego na swoich, było mi bardzo przyjemnie.

I to na tyle, że gdy Harry zaczął się już wycofywać, natychmiast przyciągnęłam go stanowczo do siebie, wcale nie chcąc przerywać pocałunku. Było mi nieziemsko  przyjemnie tulić się do Harry'ego, kosztować jego bestialsko pociągających ust, nie musieć myśleć o niczym innym jak właśnie o rzeczonej chwili, nie przejmować się  światem i skupić się tylko na nas. Cudowne uczucie.

Chociaż jak wiadomo, to co fantastyczne, strasznie szybko się kończy. Nim się więc spostrzegłam, Harry zakończył pocałunek, tak samo jak i poprzednio, czyli delikatnie przygryzając moją dolną wargę. Którą i ja już po chwili zagryzłam, jakby chcąc zatrzymać na wargach cytrusowo-miętowy smak Harry'ego, albo przynajmniej zapamiętać go na dłużej niż kilka sekund. Z podobnego powodu wzięłam też głęboki wdech, racząc się aromatem perfum Harry'ego, które w jednym  momencie stały się ukojeniem wszystkiego co kiedykolwiek mogło mnie trapić.

I tak jak zazwyczaj bardzo by mnie zmartwiło takie dosadne tulenie się do Harry'ego, tak teraz wręcz przeciwnie, czułam się wyjątkowo dobrze. Słowo daję, mogłam spędzić resztę życia będąc w tak bliskiej odległości od jego ciepłego ciała, mogąc się w nie wtulać w nieskończoność i jeden dzień dłużej, czując jak jego czoło nieśmiało opiera się o moje, w związku z czym jego cytrusowo-miętowy oddech łaskoczący mnie po twarzy nabrał intensywności, przez co moje usta znów zadrżały z prośbą o kolejny pocałunek. Ale powstrzymałam to pragnienie pogłębionym zagryzieniem wargi, po czym subtelnie podniosłam powieki, szykując się na  moment ponownego spotkania z rzeczywistością .

Ale nawet szmaragd intensywnego spojrzenia, na który natrafiłam niemalże natychmiast po otworzeniu oczu nie zbił mnie z tropu. Nadal w głowie miałam tylko wszechogarniającą przyjemność, która pozwalała mi zapomnieć o wszystkim innym. A z przypadłości zostało mi  jedynie wybitnie głośne kołatanie serca i pieczenie gorąca w policzkach, które jednak w tym momencie postanowiłam zwyczajnie zignorować. Co w zasadzie było  bardzo proste, gdyż i tak cała uwaga w owej chwili poświęcona była nikomu innemu jak Harry'emu.

Przez jedną chwilę moje szczęście zostało jednak zaburzone. A nóż widelec Harry odebrał to wszystko w odmienny ode mnie sposób...?  To by z pewnością  przyjemne nie było, zwłaszcza jeśli miało się równać z końcem spotkań.

By się więc upewnić zerknęłam z czujnością na jego twarz, oczywiście w miarę tego, co zapewniało mi jego czoło oparte na moim. I cóż... jego oczy z równą co i moja uwagą oraz czułością błądziły po mojej twarzy, aż w końcu kąciki jego ust zaczęły podwijać się do góry. Co chyba mogłam zrównoważyć z tym, że moje obawy były bezpodstawne, prawda.? Zresztą, gdyby coś było nie tak, Harry nie oplatałby teraz swoich ramion wokół mojej talii, jakby już nigdy nie chciał mnie wypuścić. A dokładnie tak to odbierałam, zwłaszcza kiedy zacieśnił uścisk i, jeśli to było w ogóle możliwe, jeszcze bardziej przyciągnął mnie do siebie, delikatnie sunąc dłońmi po moich plecach. Ja, jakby w odpowiedzi na ten przyjemny gest, bardziej mimowolnie niż z jakimś zamysłem poczęłam kreślić kciukiem jakieś niezidentyfikowane znaki na jego szyi, starając się zachować przy tym delikatność i opanowanie. A wcale mi łatwo nie było...

- Chyba już pójdę. - Harry wdarł się nagle tym swoim chrapliwym, niskim głosem w odgłosy spokojnego wieczora, co tylko wywołało kolejną falę przyjemnego ciepła, rozlewającego się po całym moim ciele od środka.
- Mhm. - mruknęłam jedynie zza zagryzionej wargi, którą jeszcze jako-tako kontrolowałam wszechogarniającą ochotę, by znów wpić się w usta Harry'ego. I  niezmiennie błądząc wzrokiem w zielonej otchłani jego oczu czekałam na moment, aż ta chwila pryśnie.

Nie prysnęła. Ani przez następną sekundę, ani przez kolejną minutę, ani przez dalszy, upływający czas. Harry nadal stał jak poprzednio, trzymając mnie w swoich ramionach, opierając swoje czoło na moim, nie odrywając swojego wzroku od moich oczu (oczywiście nie licząc przerw na mruganie, kiedy to niemalże łaskotał  moją skórę muśnięciami rzęs), łącząc swój oddech z moim niemalże w jedną, nierozerwalną całość i najprawdopodobniej słysząc to całe dudnienie mojego skołatanego serca, które niemalże wyrywało się z mojej klatki piersiowej. W tej chwili, łącznie z rumieńcami, które ewidentnie czułam, było mi to obojętne. Było mi  tak niesamowicie przyjemnie, że wszystko inne traciło sens.

A już kompletnie straciło go znowu, kiedy Harry powoli, rozmyślnie i bardzo subtelnie przejechał dłonią po moich plecach, w odpowiednim miejscu przesuwając się na ramię, potem na bark, szyję, aż w końcu pomiędzy kciukiem, a palcem wskazującym ujął moją brodę, delikatnie zmuszając mnie, bym uniosła głowę. I poddałam się temu bez zastanowienia, automatycznie wypuszczając swoją dolną wargę z niewoli, intuicyjnie przeczuwając co się zdarzy.

Jakbym wypowiedziała życzenie – już po chwili usta Harry'ego znowu spoczęły na moich, odcinając mnie kompletnie od rzeczywistości. Niestety, tylko na jakieś pięć sekund, gdyż po upływie tego czasu Harry odsunął się odważnie i to na tyle, że zamiast jego ciepłego oddechu czułam na twarzy powiewy chłodnego, wieczornego wiatru. Nie muszę chyba mówić, że mnie to rozczarowało...

Musiałam się jednak pogodzić z logiką upływającego czasu i tego, że pomimo najszczerszych chęci nic nie trwa wiecznie. Dlatego też westchnęłam głęboko, powoli  zrzucając ramiona z barków Harry'ego. Oczywiście nie omieszkałam w tym wszystkim przejechać dłońmi po jego ciepłej i delikatnej skórze na ramionach, co Harry przyjął z wielkim uśmiechem. Pogłębionym w momencie, gdy odsuwając się ode mnie, przesunął dłońmi po mojej talii, w międzyczasie łapiąc mój łokieć. I kierując się tą samą trasą, jednocześnie cofając się i podążając dotykiem po kolejnych skrawkach moich ramion, zatrzymał się w końcu, chwytając stanowczo, aczkolwiek bardzo łagodnie moją dłoń.

- Dobrej nocy. - rzucił tylko, dokładnie w tym momencie, gdy trzymał jeszcze moją rękę w swoim posiadaniu, gdyż po chwili już ją puścił, wycofując się w kierunku ulicy.
- Ekhm... Dobranoc. - mruknęłam tylko cichutko, czując napływającą do każdej mojej komórki nieśmiałość, jakby oddalenie od Harry'ego było jakimś dziwnym czynnikiem pogłębiającym jej efekty. I najwyraźniej było, gdyż w chwili gdy chłopak swobodnie puścił mi oczko, nie mogłam zareagować inaczej niż zwykłym  rumieńcem.

Oczywiście dla niego było to szalenie zabawne, gdyż wyszczerzył się jeszcze bardziej. I nie czekając z mojej strony na żadną wypowiedź, już po chwili odwrócił się zgrabnie przodem do kierunku chodu i tym swoim charakterystycznym krokiem ruszył przed siebie. Owszem, miałam ochotę powgapiać się chwilę w jego plecy, ale  czułam, że nie mam już na to sił. Wzięłam więc z niego przykład, już po chwili podążając w stronę domu.

Z dziwnym, nieopanowanym uśmiechem na ustach.

Już wchodząc po schodach czułam, że coś jest nie tak. Może to ten odgłos stąpania, który echem rozlewał się po zakątkach domu.? Tak, zdecydowanie to było podejrzane. Bo przecież nigdy wcześniej czegoś takiego nie zarejestrowałam, zaaferowana w oznakach życia domu. Ale teraz... nic. Było cicho. Co ja mówię, było za cicho. Żadnych szmerów, żadnych rozmów, żadnego chrapania, żadnych innych odgłosów życia... Zupełnie nic. Jakby poza mną nikogo w domu nie było, a  przecież ani tata, ani Allison nic nie mówili o żadnym wyjeździe... Więc może tylko na chwilę gdzieś wyskoczyli.?

Postanowiłam odstawić wszczynanie alarmu na później, skupiając się na tym niepokoju, który kołatał moim sercem dosyć znacząco. Nie podobała mi się ta cisza, nie podobał mi się ten nienaturalny spokój, nie podobał mi się ciemny korytarz, przez który musiałam przejść. No normalnie scena jak z rodowitego horroru. Tylko czekać aż jakaś Klątwa tu nagle wyskoczy i mnie porwie...

Fala obrazów, która nawiedziła mój umysł po pomyśle z Klątwą niemalże ścięła mnie z nóg. W jednym momencie przestałam się oszukiwać, że to mnie nie obchodzi,  że kontroluję sytuację i nie wierzę w nadnaturalne zjawiska. Teraz, w pustym domu, w ciemnym korytarzu nie miałam czasu na pokazywanie sobie jaka to jestem  odważna. W jednej sekundzie poderwałam się do biegu, w kilku susach dopadając drzwi swojego pokoju. Niemalże czułam na karku oddech czegoś, co stało za  mną, ale odwracać zdecydowanie się nie chciałam. Wiadomo co bym zobaczyła.? Wolałam nie sprawdzać. I tylko panicznie, natychmiastowo szarpnęłam za klamkę, otwierając gwałtownie drzwi i wpadając do pokoju jak jakiś oszołom. I z równą paniką odnalazłam kontakt, gwałtownym ruchem zapalając światło...
...a niespodziewany widok osobnika w roku mojego pokoju przyprawił mnie o zawał serca.

- Jezus Maria, Harry... - westchnęłam płaczliwie, kiedy mózg zarejestrował tą jakże znajomą twarz, a nie jakiegoś potwora czyhającego na mój nędzny żywot. Ulga  nieopisana. Odetchnęłam z takim zapałem, że słowo daję, niemalże poderwało firanki u okna, przy którym to niedbale stał Harry.

No właśnie, a czemu on tu stał.?!

- A co ty tu...? - spytałam, wciąż drżącym po tym całym strachu głosem. A może to już była reakcja na Harry'ego w moim pokoju...? Co by to jednak nie było, obezwładniło moje ciało do tego stopnia, że nie wiedziałam jak mam się w ogóle zachować w zaistniałej sytuacji. Więc tylko patrzyłam na chłopaka, który jak gdyby nigdy nic stał oparty tyłem o ścianę przy oknie, z dłońmi swobodnie wsuniętymi w przednie kieszenie dżinsów, z nogami skrzyżowanymi w kolanach i z miną co najmniej bezczelnie arogancką. Nie pomijając oczywiście tego szmaragdowego spojrzenia, w którym dokładnie widziałam te wszystkie błyski, nawet pomimo odległości i braku okularów.
- Te drzewa to niezła sprawa. - mruknął, niejako bez związku z moimi wątpliwościami. Więc jedyne na co było mnie stać, to tylko gapienie się na niego z próbą  zrozumienia CO DO CHOLERY HARRY STYLES ROBI W MOIM POKOJU O TEJ GODZINIE. - Zawsze chciałem zrobić coś takiego, ale nie miałem dobrych warunków. A kiedy zobaczyłem, że masz pod oknem taką naturalną drabinę, po prostu musiałem spróbować... - dodał po chwili swobodnym tonem, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świcie.

A ja zaczęłam się w tym momencie zastanawiać czy aby Anglicy są normalnym narodem. Bo już raz słyszałam taką wymówkę i już wtedy odezwało to w mojej  głowie czerwoną lampeczkę. I co, każdy Anglik, który na filmie widział wspinanie po drzewie będzie teraz bez zapowiedzi wpadał do mojego pokoju tylko po to, żeby zobaczyć jak to jest...?

- … i tylko mieć nadzieję, że trafię do ciebie... - połowa wypowiedzi Harry'ego utonęła w burzy moich przemyśleń, ale ostatnie zdanie, uwieńczone co najmniej zuchwałym uśmiechem zdołałam wyłapać. Chociaż wolałabym nie. Wówczas nie musiałabym się zastanawiać CZEMU DO CHOLERY HARRY STYLES CHCIAŁ TRAFIAĆ DO MOJEGO POKOJU O TEJ GODZINIE. Bo jedyny pomysł jaki mi przyszedł do głowy zdecydowanie nie był normalny, zwłaszcza, że  wywołał jakieś piekielnie rekordowe rumieńce i setki innych przypadłości, łącznie z drżącymi dłońmi, suchością w ustach i kompletnym mętliku w głowie. A ja miałam jeszcze na głowie Stylesa i musiałam z nim prowadzić rozmowę.! - Często tak się wymykasz.? - na szczęście Harry odbił od poprzedniego tematu, gdyż ciągnięcie go byłoby dla mnie co najmniej zabójcze. A ten był nieszkodliwy i chociaż teraz nie miałam pojęcia jak poprawnie składa się zdania w jakimkolwiek języku, odczułam niejaką ulgę i pomimo wszystko wdzięczność do owego osobnika.
- Eeeem... Nie, raczej nie... Za wysoko. - wybąkałam w końcu pierwsze, co mi przyszło do głowy, ignorując w pamięci ten jeden raz, kiedy zostałam zmuszona do  tego przez Quinn. Poza tym, miałam teraz na głowie inny problem.

STYLESA, KTÓRY SIEDZIAŁ W MOIM POKOJU I NAJWYRAŹNIEJ NIE ZAMIERZAŁ SIĘ STĄD RUSZAĆ.!

- No tak, mogłem się domyślić... Tego, że pokój będzie zielony też. - nagle oderwał się od ściany, rozglądając się wokoło i zmierzając na środek pokoju. - Ale żadna żaba mi tu nagle nie wyskoczy, prawda.? - popatrzył na mnie, nie tracąc tego swojego zuchwałego uśmieszku. Który skutecznie zaburzył wszelkie prace  mojego organizmu.
- Raczej... ekhm... nie powinna. - chrząknęłam, nie wiedząc jak w ogóle mam reagować. Kontynuować dalej rozmowę i czekać aż wszystko się z kończy.? A może po prostu normalnie kazać mu wyjść.? Cóż, druga opcja i tak nie wchodziła w grę, więc postawiłam na pierwszą. Może nie była bezpieczniejsza, ale zdecydowanie  łatwiejsza w realizacji. Bo może akurat Harry się skapnie, że ta moja zszokowana mina, jeszcze większe zaburzenia w mówieniu i to wrośnięcie w podłogę bez szans  na jakikolwiek ruch było wynikiem jego obecności w moim pokoju....? Niestety, nie skapnął się...
- Coś słaby ten twój zbiór płyt... - nic nie robiąc sobie z mojego zmieszania, tak po prostu podszedł sobie do jednej z szafek, na której, nawet nie mam pojęcia skąd, była rozstawiona wątła grupka moich ulubionych płyt. I tak samo zwyczajnie przejechał dłonią po ich okładkach, poświęcając im całą uwagę.
- Ja eeem... wzięłam tak tylko kilka... - nie wiem co, ale coś kazało mi to powiedzieć i ruszyć się z miejsca. Więc udając, że wszystko jest w porządku, jednocześnie bacznie obserwując Harry'ego, zrobiłam kilka niepewnych kroków w jego kierunku. - Na lotnisku jest... ten... ograniczenie... - zatrzymując się przy szafce, założyłam ręce na piersi i zmarszczyłam brwi, widząc jak Harry swobodnie sięga po jedną z płyt, będącą zestawem kilku największych przebojów Elvisa, wpatrując się z uwagą w jej okładkę.
- Ta będzie dobra. - oznajmił, naturalnym gestem otwierając opakowanie i ostrożnie wyjmując z niego płytę. A gdy mu się to udało, skupiając się na tym zajęciu  pełnowymiarowo, umieścił płytę w odtwarzaczu, po czym naciskając odpowiednią sekwencję przycisków, uruchomił sprzęt. A pokój wypełniły powolne, balladowe  brzmienie jednej z moich ulubionych piosenek. <piosenka> - Jak myślisz...? - spytał pomiędzy spokojnymi dźwiękami, podnosząc delikatnie wzrok, chociaż jego głowa nadal pozostała pochylona. W wyniku tego mogłam swobodnie obserwować jak jego polokowana grzywka w interesujący sposób układa się na jego czole.
- Ja nie myślę... - palnęłam bez zastanowienia, rumieniąc się już po sekundzie. Oczywiście opuściłam też głowę, nie chcąc patrzeć na reakcję Harry'ego, przez co mój wzrok wylądował na jego trampkach. Na niewiele się to jednak zdało...
- Nie mów, że to z mojego powodu... - rzucił o wiele niższym tonem, przez co żadne słowo, czy to potwierdzające, czy zaprzeczające, nie chciało się wydostać z  mojego gardła. Zwłaszcza, że Harry zupełnie nagle oplótł dłońmi moje dłonie, w zręczny sposób splatając nasze palce.

To wyglądało trochę inaczej niż zazwyczaj. Nie było zwykłe, szybkie, swobodne, czy pochopne, o nie. To był jak najbardziej przemyślany gest. Powolny, subtelny, czuły i tak łagodny, jakby bał się, że może mnie wystraszyć. Co w zasadzie było kompletnie niedorzeczne, gdyż strach w owym momencie był ostatnim odczuciem o jakim mogłam pomyśleć. Czując delikatną i miękką skórę Harry'ego w kontakcie z moją.? Okej, może i moje serce zaczęło nagle bić jak oszalałe, a panika wezbrała w całym moim ciele, ale zdecydowanie to nie miało nic wspólnego ze strachem. Przynajmniej nie takim, o jakim ja miałam pojęcie.

Chociaż, gdy Harry z tym dziwnym błyskiem w oku zupełnie nagle przyciągnął mnie do siebie, przez co stanowczo wylądowałam plecami na drzwiach szafy, w miejscu, gdzie lewa ręka Harry'ego oparta była tuż za moją głową, zaczynałam już czuć pewną obawę. Nie wiedziałam bowiem do czego to wszystko prowadzi. No dobra, wiedziałam, ale pomysł wydał mi się tak groteskowo nierealny, że aż śmieszny. Chociaż w owym momencie do śmiechu to mi było daleko...

- Ja cię tak rozpraszam.? - zapytał tak niskim i tak chrapliwym głosem, jak jeszcze nigdy dotąd. Mimowolnie przełknęłam ślinę, panicznie biegając wzrokiem po jego twarzy. Która była tak niebezpiecznie blisko, że centralnie poczułam się zagrożona. Naprawdę miałam ochotę stąd uciec, ale niestety nie miałam jak. Harry skutecznie odciął mi każdą drogę ucieczki, dodatkowo opierając prawą dłoń, w miejscu gdzieś przy mojej talii.

Czułam to tylko instynktownie, gdyż nie mogłam oderwać wzroku od twarzy Harry'ego, zastygłej w tym dziwnym wyrazie twarzy, którego rozgryźć nie mogłam. A który napawał mnie jednocześnie paniką i czymś, czego określić nie potrafiłam, ale co przekonywało mnie, że tak naprawdę nic mi nie grozi. I postanowiłam temu uwierzyć.

Zwłaszcza, że Harry jakby ugiął łokcie, bardziej przybliżając się z całą swoją sylwetką do mnie. Na tyle, że znowu zaczęłam czuć jego oddech na twarzy. Nie tak intensywny jak dotąd, ale jednak charakterystyczny. Pomieszany z zapachem jego perfum, który z natarczywością wciskał się do moich nozdrzy, jakby chcąc w nich wypalić swoją obecność. Nie przeszkadzało mi to, w żadnym wypadku. A nawet wręcz przeciwnie, uspokoiło. Nie na tyle jednak, by rozwiać ten mętlik w głowie, uciszyć skołatane serce i ukoić drżenie rąk.

Przekonywałam się jednak myślą, że przecież nie można mieć wszystkiego. A fakt, że Harry umiejscowił swoją twarz tuż przed moją był wystarczająco dobrą rekompensatą. Zwłaszcza, że już po chwili chłopak musnął moje wargi przelotnym pocałunkiem od którego powieki automatycznie się zamknęły, a nogi dosłownie się pode mną ugięły. Jednocześnie czułam, że chcę więcej. O wiele, wiele więcej. I ryzykując ośmieszenie, otworzyłam oczy, wysyłając Harry'emu stosowne spojrzenie. Które tylko pogłębiło jego zuchwały uśmieszek pełen wyższości i panowania nad sytuacją.

Okej, może i znowu ze mną niebezpiecznie pogrywał, ale w jakiś sposób było to nawet ciekawe. Jakiś niedosyt, nuta niepewności, coś, co powodowało dziwne uczucie, jakby mrowienie w okolicy ust. Co było szalenie przyjemne, gdy Harry po chwili uspokajał to kolejnym, dosadniejszym pocałunkiem. Nie tym razem jednak. Ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu zorientowałam się, że chłopak zamiast do ust, sięga z pocałunkiem do mojej szyi, delikatnie muskając ją swoimi wargami. Odczucie było tak dosadne, że mimowolnie wzięłam głęboki wdech, mimo wszystko zastanawiając się O CO KURCZĘ W TYM WSZYSTKIM  CHODZI.

Bo w życiu nie pomyślałam o tym, by usta Harry'ego mogłyby się znaleźć gdziekolwiek indziej niż moje wargi. Nawet jeszcze minutę temu taki pomysł wydałby mi się zupełnie niedorzeczny, ale teraz... teraz, gdy Harry, z lewą dłonią za moją głową, z prawą przesuwającą się powoli to w górę, to w dół po moim boku, subtelnie, raz za razem składał łagodne, wilgotne pocałunki na mojej szyi, wydało mi się to najbardziej aroganckim i jednocześnie przyjemnym doznaniem, jakie kiedykolwiek miałam okazję przeżyć.

I zatraciłam się. Kompletnie. Z moich rozedrganych ust wydobył się jakiś nieartykułowany dźwięk. Przymknęłam też oczy, potęgując odczuwanie tych wszystkich  bodźców, które w połączeniu mieszały mi w głowie. I to na tyle, by na ślepo prawą ręką odnaleźć ramię Harry'ego i subtelnie przesunąć po nim koniuszkami palców.

Sama nie wiem czemu to zrobiłam, ale stało się. Harry w odpowiedzi zadrżał delikatnie, po czym zachęcony, sięgnął prawą ręką pod moje plecy, stanowczym  gestem przysuwając mnie do siebie. I to w ten sposób, że od impetu jego gwałtowności, nagle zatrzymałam się całą sylwetką na jego ciele, łapiąc się jego ramion jak jakiegoś koła ratunkowego. A zdrowy rozsądek piszczał mi do ucha, że taki ratunek by mi się przydał, gdyż sytuacja robiła się coraz dziwniejsza. Ale na tyle przyjemna, że zignorowałam wszystkie podpowiedzi, oddając się pocałunkom Harry'ego w całej rozciągłości i na dowód tego, bardziej przytulając się do jego ciała.

Zdrowy rozsądek jednak wrócił, znów bijąc na alarm w mojej głowie. I to nie bez powodu, gdyż Harry zachęcony brakiem moich protestów, nadal mocno mnie obejmując, sięgnął lewą ręką do krańca, bądź co bądź swojej bluzy, która jednak była aktualnie w moim posiadaniu, po czym powoli, niespiesznie, a nawet i leniwie rozpiął jej zamek, w odpowiednim momencie wsuwając dłoń pod materiał.

Czując ciepły, delikatny dotyk Harry'ego na odkrytej skórze mimowolnie wciągnęłam brzuch, napinając wszystkie możliwe mięśnie. Nie dlatego, żeby coś ukryć, ale dlatego, że takiego obrotu sprawy kompletnie się nie spodziewałam. Natychmiast otworzyłam oczy, rzucając paniczne spojrzenie gdzieś w otchłań mojego pokoju, bojąc się zrobić cokolwiek. Zwłaszcza, że dłoń Harry'ego w swoim powolnym rytmie przesunęła się na plecy, skąd niespiesznie ruszyła ku górze.

- Ale... - próbowałam coś powiedzieć, lecz głos dosłownie ugrzązł mi w gardle. Poza tym w głowie i tak miałam jedną, wielką pustkę... nie... jeden wielki zamęt,  gdyż kompletnie nie ogarniałam co się dzieje. Jednak próby szukania ratunku u Harry'ego spełzły na niczym, gdyż...
- Ciii. - odsunął usta od mojej szyi, umiejscawiając swoją twarz tuż przed moimi oczami. Dosłownie, tuż. Tego, co nas dzieliło, nie nazwałabym nawet milimetrami, gdyż pomiędzy nami nie było już praktycznie nic. I sparaliżowana tym wszystkim mogłam tylko badać wzrokiem jego zastygłą w czułości minę, zatapiając się nagle w błyszczącej radością zieleni oczu. I już zapomniałam o jakichkolwiek wątpliwościach, zwłaszcza kiedy Harry nie wypuszczając mnie z objęć, kolejny raz sięgnął wargami do moich drżących ust.

Tym razem bardziej stanowczo, zachłannie, w sposób, jakiego dotąd nie odczułam. I było to o wiele przyjemniejsze, niż wszystkie wcześniejsze doznania razem wzięte. Pocałunek przemawiał do każdej komórki mojego ciała, rozpalając je do granic możliwości i dając mi do zrozumienia, że nie mam się czego bać. I chociaż  drżałam z obawy o to, co się stanie za chwilę, naprawdę uwierzyłam, że nic mi nie grozi. Po prostu utonęłam w tym gorącym, coraz bardziej namiętnym pocałunku, przywierając do ciała Harry'ego, jakby od tego zależało całe moje życie. Po prostu poddałam się aurze chwili, nawet nie myśląc o tym, bym mogła z tym jakkolwiek walczyć.

Byłam oszołomiona, zaskoczona, ale jednak tak bezpieczna, że absolutnie przez myśl mi nie przeszło, by to przerywać. Co więcej, zaczęłam oddawać te wszystkie uwodzicielskie pocałunki Harry'ego, mimowolnie sięgając dłonią do jego ramion i leniwie przesuwając palcami w dół, docierając do jego rozgrzanej skóry. Jednocześnie poczułam jego delikatny uśmiech, pochłonięty już po chwili w kolejnym starciu naszych ust. Jeszcze bardziej łapczywym, jeszcze bardziej namiętnym, jeszcze bardziej ponętnym. I to do tego stopnia, że poważnie zakręciło mi się w głowie, a dudnienie skołatanego serca poważnie przybrało na sile.

Harry najwyraźniej wyczuł to wszystko, gdyż jeszcze bardziej zacisnął ramiona oplecione wokół mojej talii, przyciskając mnie do swojego ciała. Nie powiem, było mi dziwnie czuć centralnie na skórze sylwetkę Harry'ego, chociażby i przez koszulkę, ale to wszystko i tak nie miało wówczas znaczenia. Zwłaszcza, że chłopak delikatnie przejechał ciepłą dłonią po linii mojego kręgosłupa, wywołując w moim ciele jakąś dziwną falę niespokojnych dreszczy.

Czułam, że od tego wszystkiego moje ciało na krótką chwilę bezwładnieje, oszołomione setką różnych doznań, poczynając od delikatnej muzyki pałętającej się po pokoju, przechodząc przez namiętne pocałunki Harry'ego, jego dotyk na mojej nagiej, rozgrzanej skórze, kończąc na aromacie jego perfum, mącącym moją zdolność logicznego myślenia. Jednocześnie zbiór tego wszystkiego powodował obezwładniającą moje ciało przyjemność, przed którą nie miałam ochoty się bronić. A nawet wręcz przeciwnie...

Więc dlaczego przerwałam pocałunek...?

Nie miałam pojęcia co mną kierowało, kiedy powoli odsunęłam się od Harry'ego, na bezpieczną odległość. Ale akurat myślenie było ostatnim, czym chciałam sobie zawracać głowę. Po prostu, działałam. I było mi z tym bardzo przyjemnie.

Zerknęłam na rozświetloną uśmiechem twarz Harry'ego. Dosłownie piłam oczami jego twarz, poczynając od czoła, ozdobionego polokowaną grzywką, przez szmaragdowe oczęta, które błyskały teraz na prawo i lewo jaśniejszymi refleksami, jego nos, kości policzkowe przykryte delikatnym różem, usta wykrzywione uśmiechem, szczękę pokrytą kilkoma pieprzykami... Na  tym jednak nie skończyłam. Przeszłam wzrokiem przez jego szyję, na której pojawiło się kilka wyraźniejszych żył, przez mocne ramiona, zatrzymując wzrok w miejscu, gdzie nasze ciała się stykały.

Nie, żeby mi było z tym źle, ale odsunęłam się delikatnie, jednocześnie sięgając dłonią skraju jego koszulki. I niewiele myśląc, jednym stanowczym gestem zmusiłam  Harry'ego do pozbycia się jej z jego ciała. Niepewnie wyciągnęłam rękę i przejechałam drżącą dłonią po jego nagiej, rozpalonej skórze, uważnie przyglądając się jak  mój dotyk spina wszystkie jego mięśnie, przez co jego obojczyki nabrały wyrazistości.

Nie wiedzieć czemu uśmiechnęłam się tylko na ten widok, po czym zatrzymując się z dłonią na ramieniu Harry'ego, powróciłam wzrokiem na jego twarz. Jego spojrzenie dosłownie wrzało, spalając w zarodku każdą moją wątpliwość, która mogła mi się zrodzić w głowie. A pojawiły się takowe, gdy Harry powolnym gestem przesunął swoje dłonie z moich pleców na ramiona, gdzie równie subtelnie pomógł swojej bluzie zsunąć się na podłogę.

W tym momencie zorientowałam się, że mój oddech stał się bardziej płytki i niespokojny, tempem pasującym do tętna, które rozsadzało moje żyły. I nie byłam w stanie kontrolować już niczego. Niewiele myśląc, przysunęłam się z powrotem do Harry'ego, obejmując ramionami jego barki. A i on zacieśnił uścisk, przesuwając dłońmi po moich plecach.

Oszalałam, zewsząd czując skórę Harry'ego ocierającą się o moją, tracąc resztki logicznego myślenia. Byłam w stanie skupić się jedynie na pocałunku, którym Harry  obdarzył mnie po raz kolejny, nie bacząc na ogień, który rozbłysł w moich żyłach od intensywności owego doznania. A w momencie, gdy znów przeniósł się z pocałunkami na moją szyję, poczułam lawinę przyjemnych dreszczy. Moje ciało, przeczuwając, że znowu traci równowagę, jeszcze bardziej przylgnęło do jego sylwetki, nie mając zamiaru już się od niego odsuwać. Czułam jak jego dłonie niespokojnie błądzą po moich plecach, niepewnie kierując się w dół, by po chwili lekko mnie unieść.

Nie protestowałam. Delikatnie odbiłam się od podłogi, oplatając go nogami na wysokości bioder. Chłopak zachwiał się lekko, przez co zaprzestał pocałunków. Udało mu się jednak utrzymać równowagę, przytrzymując mnie za tyłek. Korzystając z okazji, że teraz ja byłam nieco wyżej niż on, znowu przywarłam do jego słodkich ust, dłonie zatapiając w tych miękkich, delikatnych lokach.

Kolejna fala gorąca zalała całe moje ciało, które znowu zadrżało znacząco od intensywności doznania. Zignorowałam to jednak, skupiając się na płomiennych  pocałunkach Harry'ego, wyczuwając jednocześnie, że chłopak zaczął na ślepo kierować się w stronę mojego łóżka. Po drodze trzasnął o coś nogą i aż skrzywił się z bólu, ale nie przerywał. Tak więc po chwili znaleźliśmy się przed moim łóżkiem, na które opadłam kolanami, nie zaprzestając w pocałunkach.

W głowie natychmiast odezwała mi się czerwona lampka, którą w sekundę zignorowałam, skupiając się na błądzeniu dłońmi po ramionach Harry'ego. On zresztą nie  pozostawał mi dłużny, wędrując rękoma po większości powierzchni mojego dygoczącego ciała, na nowo rozpalając żar w moich żyłach. Powoli zaczęłam opadać na  łóżko, a chłopak zaraz za mną, lekko napierając na moje ciało. Oddychając nierównomiernie po raz kolejny zatraciłam się w serii zmysłowych pocałunków, którymi  zaszczycił mnie Harry, jednocześnie sięgając rękami za moją głowę, łapiąc tym samym równowagę i nieco odciążając moje ciało od jego ciężaru. Zrobił to jednak na tyle nieporadnie, że musiałam sięgnąć dłonią do jego karku i podnieść głowę, zastygając w drażniącej moją szyję pozycji.

Jego lewa ręka tymczasem powędrowały do moich bioder, skąd spokojnie przesuwał się niżej. W połowie długości ud zacisnął swoją dłoń na materiale moich dżinsów, co było tak gwałtowne, że aż niemalże mnie zabolało. W proteście sięgnęłam więc ręką do jego nadgarstka, który delikatnie oplotłam palcami, po czym przesunęłam jego dłoń wyżej, do talii. Przyjął to co najmniej entuzjastycznie, niespiesznie błądząc dłonią po odkrytej skórze mojego brzucha w jakimś nieokreślonym, przyjemnym chaosie.

Po chwili jednak kciukiem zahaczył o kraniec moich spodni, delikatnie wsuwając dłoń pod ich materiał. Nie zatrzymałam go. Pozwoliłam, by oszołomił mnie tym łagodnym, aczkolwiek stanowczym dotykiem, rozpalając w mej głowie najśmielsze marzenia. Którym poddałam się bez słowa protestu, jak i tym kolejnym żarliwym pocałunkom, którymi Harry zasypywał już nie tylko moje usta. Przeniósł się bowiem na szyję, skąd od razu powędrował z pocałunkami na obojczyki, obdarzając je  raz za razem wilgotnym muśnięciem warg. Był przy tym tak delikatny i niepewny, jakby bał się ulotności owej chwili. Żeby go ośmielić, sięgnęłam dłonią do linii jego szczęki, zdecydowanym gestem zmuszając go do powrotu na poprzednią wysokość.

Nie pozwoliłam mu jednak zatopić swoich rozpalonych ust w moich. Zachęcona jego dłonią, błądzącą po powierzchni mojego ciała, przeniosłam wargi na jego szyję, składając delikatny, niepewny pocałunek na jego rozgrzanej skórze. I spodobało mi się to, na tyle, by powtórzyć to kolejny raz.

I kolejny.

I kolejny...