No
i proszę... Sama się zdziwiłam, że ten rozdział się napisał...
Ale ważne chyba, że jest :). Oczywiście niezbyt udany, no ale...
Skoro już Harry kończy te 20 lat w dzisiejszym dniu (bu... ja będę
miała ten sam ból za pół roku i cztery dni) to sobie pomyślałam,
że można by jakoś to uświetnić... No i jest. Mam nadzieję, że
aż tak bardzo Was to nie rozczaruję, bo nawet mimo tych 21 godzin
snu piątkowego, nadal nie doszłam do końca do siebie. Ale powoli
wszystko wraca do normy. Może już niedługo wrócę do poprzedniego
trybu. Trzymajcie kciuki.! A na razie zapraszam do czytania :). A o
tym, że technologia mnie nie lubi i przez tyle godzin blog zjadł mi
treść rozdziału to ja nawet nie wspomnę :).
***
Nie
mam pojęcia jak to zrobiłam. Jakim cudem w tak krótkim czasie
zdołałam wybrać wśród sterty byle jakich ciuchów coś
odpowiedniego, w czym nawet widać mi było zaakcentowaną... górę,
podkreślić rzęsy tuszem i to bez zbędnych mazów, porządnie
rozczesać włosy, umyć zęby, wysłać Quinn sms z przeprosinami i
wyjaśnieniami, przeszukać absolutnie cały pokój w poszukiwaniu
jakiegokolwiek błyszczyku (którego rzecz jasna nie znalazłam),
pójść do Aly i wyjaśnić jej całą sytuację, przejść szybki
kurs pt. "Jak nie zjeść błyszczyka już po sekundzie" i
przelecieć przez schody bez żadnych komplikacji. Wprawdzie nie była
to ta obiecana Harry'emu sekunda, ale i tak wyszło nadzwyczaj
krótko, biorąc pod uwagę dużą ilość wszystkich czynności.
Wiedziałam jednak, że trudno mi będzie wyjaśnić to wszystko
chłopakowi, co skutecznie spowolniło moje ruchy już na ostatniej
prostej - na odcinku koniec schodów-drzwi.
Czając
się przy schodach, westchnęłam, myśląc intensywnie nad dobrą
wymówką. Oczywiście żadna nie przychodziła mi do głowy.
Liczyłam jednak na jakiś ostatniochwilowy cud, więc przeciągałam
moment wyjścia jak tylko się dało. W tym czasie sprawdziłam, czy
mam przy sobie telefon, czy się nie rozmazałam, czy jestem
kompletnie ubrana (naprawdę wolałam już nie pokazywać się
Harry'emu bez spodni), czy moje włosy jakoś słusznie się
układają, czy mam ze sobą bluzę i co najważniejsze, błyszczyk.
Kiedy jednak nie miałam czego już sprawdzać, z dozą niepewności
wzięłam głęboki oddech i odważnie opuściłam dom. Akurat, żeby
stanąć prawie twarzą w twarz z Harrym, który tupiąc nogą ze
zniecierpliwienia stał oparty o barierkę, krzyżując ramiona przed
sobą.
Kurczę,
czy on nie potrafi zostawać tam, gdzie go zostawiam.?!
-
Sekunda.? - zupełnie niespodziewanie spojrzał na mnie z góry,
błyskając jakimś oburzeniem w tych swoich zielonych tęczówkach.
W sekundę wywołało to poważne rumieńce na mojej twarzy, a także
spowodowało, że nie mogłam nie odwrócić wzroku i nie wzruszyć
bezradnie ramionami. - Jak chłopaki wywalą mnie z zespołu, to
będzie tylko i wyłącznie twoja wina. - rzucił na wydechu, nagle
sięgając po moją rękę. I zanim obejrzałam się w jakąkolwiek
stronę, już pociągnął mnie za sobą, przebierając nogami w
zastraszającym tempie.
No
okej, może nie było AŻ takie szybkie, ale fakt, że się tego nie
spodziewałam, zrobił swoje. Zaskoczona taką nagłością, no i
nagłym dotykiem Stylesowej ciepłej dłoni na swojej skórze,
poleciałam do przodu i prawie wyglebiłam się na twarz, witając
czule z chodnikiem. Całe szczęście Harry akurat znajdował się
tuż przede mną, więc ostatecznie wpadłam na jego plecy. A zanim
się odsunęłam, zdążyłam przeżyć mały zawał tą nagłą
bliskością, kiedy ciepło jego skóry mnie uderzyło (nawet jeśli
dzieliło nas kilka warstw materiału), a charakterystyczny zapach
mieszanki perfum i szamponu pomieszał wszystkie zmysły. W dodatku
jakby automatycznie zawiesiłam się na jego ramieniu, próbując
jakoś unormować własną równowagę. I Bogu dziękowałam, że
Harry był zbyt zajęty parciem przed siebie, żeby móc zauważyć,
że przez ułamek sekundy dosłownie przywarłam do jego ciała.
-
Wtedy ich zagadam, żeby przyjęli cię z powrotem. - zagaiłam,
naiwnie licząc, że rozmową tym bardziej odsunę go myśleniowo od
mojego durnego zachowania. Szkoda tylko, że dopiero po chwili
zorientowałam się o czym ja mówię...
-
Będę trzymać kciuki - Harry pokiwał głową z niedowierzaniem, co
chyba nawet dziwnie mnie ukuło. Ale i tak już po chwili o tym
zapomniałam, dokładnie w momencie, gdy chłopak na chwilę odwrócił
głowę w moją stronę, ewidentnie chcąc coś powiedzieć. Kiedy
jednak jego wzrok jakoś tak mimowolnie powędrował poniżej szyi (a
ja praktycznie umarłam od natężenia rumieńców, które rozpaliły
mi policzki) zrezygnował z poprzedniego zamiaru i tylko podniósł
lewą brew. Po czym wbił tak rozbawione spojrzenie w moją twarz, że
nawet nie wiedziałam już jak się nazywam, a jedyne czego byłoby
mi trzeba to porządne zapadnięcie się pod ziemię. - Ale do twarzy
ci w zielonym, naprawdę. - wypalił w końcu, starając się nie
roześmiać w twarz. A ja nawet nie miałam jak docenić tych jego
"starań".
-
Miałam tylko sekundę... - wzruszyłam ramionami, z lekka oburzona.
I nie wiem czy bardziej na siebie, że nie poświęciłam temu
większej uwagi, czy może na Stylesa, że miał czelność się o to
wiecznie czepiać.
-
Ty masz w szafie cokolwiek w innym kolorze.? - Harry zmarszczył
brwi, znowu poświęcając mi krótkie spojrzenie, podczas którego
mi jeden z tych swoich bezczelnych uśmiechów. Który tylko swoim
starym, dobrym sposobem pomieszał wszystkie moje zwoje mózgowe,
powodując że moja głowa ledwo mogła ogarniać jednoczesne
nadążanie za chłopakiem i wymyślaniem odpowiedzi. Ledwo, bo
oczywiście musiałam potknąć się na równej drodze. Całe
szczęście miałam obok siebie Harry'ego i zdążyłam się go w
porę złapać. W dodatku w taki sposób, że nawet nie zauważył,
że coś odwaliłam.
-
Lubię zielony. - wzruszyłam ramionami, wypowiedzią próbując
jakoś wyprzeć ze świadomości tą małą wpadkę. I żeby odzyskać
w końcu swoją sprawność mózgową na etapie przynajmniej
ogarniającym łączenie dwóch prostych czynności, postanowiłam
się od niego odsunąć. Żeby już żadne ciepło, żaden zapach,
ani tym bardziej zbytnia bliskość jego ust mnie już nie
rozpraszała. Więc w końcu zrównałam z nim krok. I prawie
nadążałam za jego tempem. To jednak wcale a wcale nie spowodowało,
że chłopak puścił moją rękę, na co przecież skrycie liczyłam.
A jakby tego było mało, zbałamucił mi myślenie kolejnym
żywozielonym spojrzeniem, od którego oddech dziwnie zamarzł mi w
płucach.
-
Serio.? - pisnął żartobliwie, uśmiechając się ledwo
dostrzegalnie. Ale do tych jego dołeczków oczywiście musiało
wystarczyć. I to na tyle, że musiałam odwrócić wzrok, przezornie
wbijając go w chodnik przed sobą. - Kto by się domyślił...
-
Nie spieszy ci się już.? - rzuciłam cichutko, uparcie wpatrując
się w szarość rozciągającą się pod moimi stopami. Chociaż
wyraźnie czułam palący wzrok chłopaka na sobie, postanowiłam się
jednak nie dekonspirować. Wolałam oszczędzić sobie kolejnych
zielonych spojrzeń i tych zakrawających o arogancję uśmiechów.
Zwłaszcza kiedy usłyszałam wyraźny, chociaż cichy śmiech z jego
strony.
No
fajnie, znowu robiłam za błazna...
...
-
...zobaczyłem ogłoszenie, no i poszedłem. Akurat wparowałem im na
próbę. Grali naprawdę nieźle i w głowie od razu pojawiła mi się
myśl: ja chcę z nimi grać. - Harry uśmiechnął się nieświadomie
wśród tej całej opowieści o swoim dołączeniu do zespołu,
której słuchałam wpatrzona w chłopaka jak w obrazek. Nie to, żeby
od razu coś, ale po prostu uwielbiałam ten jego skupiony wyraz
twarzy kiedy o czymś zawzięcie mówił. Miałam wówczas wrażenie,
że nie bardzo mnie zauważa przez swoje zamyślenie, co jak
najbardziej mi odpowiadało. Mogłam się na niego gapić i nie czuć
zażenowania, mając przy okazję przeświadczenie, że nasza rozmowa
przebiega w miarę normalnie. I nawet prawie nie przeszkadzały mi
nasze splecione palce. Wprawdzie czułam ciepło płynące od miejsc,
gdzie jego skóra stykała się z moją, ale nie było to na tyle
dekoncentrujące, żebym zaraz miała z tego powodu panikować.
Uznałam to po prostu za miły gest. Poza tym jego dłoń była tak
miła w dotyku, że mogłoby mi się zrobić przykro, gdyby ją
zabr...
NIEWAŻNE.
-
Nie wiem jak ci to wytłumaczyć... - Harry westchnął nagle,
skupiając wzrok na mojej twarzy. I tak jak wcześniej, rano, z
niepewnością Z miejsca opuściłam głowę, udając, że tylko
poprawiam nieogarniętą fryzurę, zakładając kilka kosmyków
włosów za ucho. - Coś jak miłość od pierwszego wejrzenia.
Widzisz kogoś i z miejsca masz przekonanie, że to właśnie ta
osoba. - kontynuował po chwili. I chociaż wiedziałam, że nie ma
niczego głupiego na myśli, poczułam się dziwnie. Harry i gadanie
o miłości to zdecydowanie niekorzystne połączenie. Mój umysł od
razu zaczął wariować... - Trudno to wziąć na rozum, ale... -
urwał, kręcąc głową i wzruszając ramionami, jakby już nic
więcej nie miał do powiedzenia.
-
Wiem o czym mówisz. - kiwnęłam głową, próbując go jakoś
zachęcić do powrotu do tego jego zagadania. No może nie o
miłości...
O
cholera, niepotrzebnie się wtrącałam.
-
Naprawdę.? - Harry na moje nieszczęście uczepił się mojej
wypowiedzi, patrząc na mnie uważnie. I chyba naprawdę oczekiwał
odpowiedzi... Westchnęłam jedynie nad swoją własną głupotą,
próbując usilnie wymyślić jak mogłabym go ładnie zbyć i przy
okazji nie pokazać, że jego jedno niewinne stwierdzenie tak mocno
wytrąciło mnie z równowagi.
-
Ekhm... Chodziło mi... em... - zaczęłam się plątać nie tylko we
własnych słowach, ale nawet i myślach. Nie miałam pojęcia jak
ogarnąć ten cały zgiełk, który szumiał mi w głowie. Aż w
końcu chrząknęłam na dodanie sobie odwagi i nadal nie kontaktując
z własnym mózgiem stwierdziłam, że może lepiej po prostu zacząć
mówić. - Chodziło mi o to, że czasem usłyszę fragment piosenki,
jedną nutę, a w mostku czuję taki dziwny ścisk. - stwierdziłam
niepewnie, starając się nie patrzeć na chłopaka w razie gdyby
uznał moje rozumowanie za co najmniej dziwne. Kiedy jednak poczułam
jego palące spojrzenie na sobie, cała moja nabierająca sensu
wypowiedź... no przestała mieć sens. I na dobrą sprawę już sama
nie wiedziałam do czego zmierzałam. - Jakbym... No rozumiesz... -
zmarszczyłam brwi, patrząc na niego wyczekująco,
-
Dokładnie o czymś takim mówię. - Harry ku mojej wielkiej uldze
tylko skinął głową, nawet nie przejmując się moim zacięciem. W
dodatku znowu zatracił się we własnych myślach, bo nawet jeszcze
zanim zaczął mówić, już począł gestykulować w tym swoim
pokręconym stylu. - Muzyczne porozumienie. I też tak mam. Rzadko,
bo rzadko, przecież nie każda piosenka musi być wyjątkowa, co by
to była za magia... Ale to fantastyczne uczucie. Wiesz, że się nie
mylisz...
-
Że co by się nie działo, zapamiętasz ten moment. - wtrąciłam,
zupełnie niezależnie od siebie. I już nawet zbeształam się za to
w myślach, kiedy zerkając na twarz Harry'ego spostrzegłam, że nie
przyjął moich słów jako czegoś głupiego. A nawet wręcz
przeciwnie...
-
I że nigdy ci się nie znudzi. Dokładnie. - kiwnął głową z
uśmiechem, powodując, że dosłownie kamień spadł mi z serca. I
używając całej swojej silnej woli, wysiliłam się na coś
kształtem przypominającego odwzajemnienie jego gestu. - W każdym
razie na samym wstępie trema mnie sparaliżowała i wiedziałem już,
że to zawalę. - zanim zdążyłam się dobrze zastanowić, Harry
już po chwili kontynuował swoją wypowiedź, znowu przyjmując tą
swoją minę do rozgadania. Dzięki temu mogłam spokojnie wlepić w
niego swoje patrzałki, obserwując jak zieloność jego tęczówek
błyszczy czymś na kształt radości, a kąciki tych jego malinowych
ust uniosły się delikatnie ku górze. Ledwo, ledwo zauważalnie,
ale jednak. I to dokładnie w momencie, kiedy jakby mocniej ścisnął
moją dłoń. Aż mnie przeszedł dziwny prąd, jednak na tyle
przyjemny, że postanowiłam go zignorować. I skupić się na
Harrym. - Zacząłem się przeklinać, że nie powinienem się pchać
w coś takiego, przecież nawet nie mam warsztatu. Jak taki ktoś jak
ja mógłby się przebić, grać w zespole. - wzruszył ramionami,
wzdychając głęboko. Jakby automatycznie podniosłam rękę, żeby
jakoś go pocieszyć, chociażby dotykiem, kiedy chłopak
niespodziewanie się rozpromienił. A moja brew w odpowiedzi tylko
powędrowała do góry. - Ale zaraz przypomniałem sobie o tym jak
muzycy działają na laski... - stwierdził po chwili, powodując
dziwny ścisk gdzieś wewnątrz mnie. Nie potrafiłam nawet go
określić, ale wiedziałam jedno - był zdecydowanie nieprzyjemny.
Od razu wpadł mi do głowy moment, kiedy przy którymś z naszych
spotkań we własnej głowie wściekłam się, że Harry kiedyś
umawiał się z innymi dziewczynami. I obie chwile były zdecydowanie
porównywalne. Czułam się tak samo nieprzyjemnie, że...
No
dobra, nie roztrząsajmy tego. Przecież nie mogę analizować
każdego jego zdania, prawda.? Zwłaszcza, że, jak zauważyłam,
Harry najczęściej gada bez zastanowienia, dla samego tylko
gadania...
No
właśnie...
Więc
wcale nie muszę czuć się z...
Oj
dobra.
-
Wyobraź sobie, że to najlepsza motywacja. - Harry już po chwili
kontynuował swój wywód, wcale sobie nie pomagając wśród tych
wszystkich moich myśli. Miałam nawet ochotę powiedzieć mu, żeby
już przestał to tak roztrząsać, bo dokładnie zrozumiałam co
miał na myśli, ale oczywiście ściśnięte gardło i dziwne
uczucie niepewności pod mostkiem zrobiło swoje. Więc zamiast tego
zacisnęłam tylko usta w wąską linię i westchnęłam głęboko
nad swoim rozumowaniem. - Zaśpiewałem, jakbym miał przed sobą
tłum rozkrzyczanych fanek, a nie trzech facetów wątpliwej urody.
No i mnie wybrali. - zakończył podejrzanie entuzjastycznie,
uśmiechając się do mnie szeroko. A ja naprawdę chciałam
odwzajemnić gest. Miałam w sobie wiele dobrej woli. Tylko co z
tego, skoro i tak wyszedł z tego sztuczny grymas, rzucony mu
przelotnie między spojrzeniem na niego, a wbiciem wzroku przed
siebie. Chyba nawet dosyć zirytowanego, ale pewności mieć nie
mogłam...
Wprawdzie
gdzieś w środku zaczynało grzać mnie coś, co z pewnością nie
było samą w sobie bliskością Harry'ego i rzucało mi na mózg
dziwne cienie namawiające mnie do puszczenia jego ręki. I nawet nie
miałam ochoty się z nimi sprzeczać... Udając, że muszę pilnie
coś poprawić przy tym niedbałym kucyku, który miałam na głowie,
szybko wycofałam dłoń z jego uścisku. Zagadany nawet się tym nie
przejął. A ja byłam z tego powodu nawet zadowolona.
-
Nie wiem czy potem tego nie żałowali, ale w sumie jakoś
przetrzymaliśmy te trzy lata... - westchnął, uśmiechając się
pod nosem i mimowolnie wkładając dłonie w kieszenie. Okej. - Nie
powiem, że w wiecznej zgodzie i harmonii, ale skoro się dotąd nie
pozabijaliśmy...
-
No i wygraliście nawet konkurs. - wtrąciłam z lekka ironicznie,
plącząc przed sobą ramiona w jakieś chińskie osiem, żeby
Harry'emu przypadkiem nie maniło się mnie znowu dotykać.
Oczywiście gdyby taka myśl przyszła mu do głowy, na co wcale się
nie zapowiadało, skoro nadal szedł z rękami wpakowanymi w
kieszenie. Aż mi w głowie zaświtały zasady dobrego wychowania,
wyraźnie mówiące, że rozmawiając z kimś takich rzeczy to się
raczej nie robi. Ale postanowiłam się już nie wychylać ze swoimi
przemyśleniami i tylko zmierzałam przed siebie z tym narastającym
podejrzanym uczuciem irytacji.
-
Fakt. - Harry chyba nie wyczuł ironii, bo tylko uśmiechnął się
szeroko, ale chyba tylko do siebie, sądząc po jego nieobecnym
spojrzeniu. Okej po raz drugi. - To też nas jakoś podbudowało.
Dało poczucie, że to nie tylko takie sobie granie na wyrywanie
lasek, ale też i dla samej muzyki. - machinalnie wywróciłam oczami
słysząc kolejny raz to samo stwierdzenie. - No i że chyba jesteśmy
w tym nieźli.
-
Jesteście. Wiem co słyszałam. - potwierdziłam jak na siebie
wyjątkowo głośno i wyjątkowo wyraźnie. Aż zmarszczyłam brwi,
zdziwiona własną postawą. Ale chyba nie tylko ja, bo i Harry w
końcu popatrzył na mnie z uwagą.
-
Jestem nawet w stanie uwierzyć, że mówisz prawdę, a nie tylko
chcesz, żeby zrobiło mi się miło. - rzucił jakimś rozbawionym
tonem, zatrzymując się nagle i zupełnie niespodziewanie przed
jakimś niewielkim, brązowym domkiem z dobudowanym garażem. Zanim
się spostrzegłam, jego dłonie, te same ciepłe, miękkie i
delikatne dłonie, oparły się po obu stronach moich ramion i lekko
popchnęły mnie w kierunku tego nieznanego mi domu, pozwalając mi
zatrzymać się tuż przed jego drzwiami. - No to jak, gotowa.? -
usłyszałam jakby zza mgły, bo niespodziewanie coś zaczęło mi
szumieć w głowie. I byłam pewna, że to panika. Nie na darmo
przecież serce odezwało się dudniącym kołataniem, a nogi bez
ostrzeżenia zrobiły się jak z waty.
-
Bardziej nie będę. - westchnęłam zgodnie z własnym przekonaniem.
I chociaż na dobrą sprawę miałam ochotę zrobić teatralny zwrot
i uciec stąd w podskokach, dałam się wprowadzić do ciasnego,
zagracanego i z lekka ociemnionego garażu, w którym roznosił się
zapach staroci. Ale to przynajmniej przekonało mnie, że nie jest
tak źle jak oczekiwałam, bo skoro klimat ma sens, to i wydarzenia
nie mogą być tak straszne. Kiedy jednak zorientowałam się, że w
pomieszczeniu są ludzie... całkiem sporo ludzi, którzy w dodatku
perfidnie się we mnie wpatrywali, zrozumiałam, że wcale tak fajnie
nie będzie. Zawstydzona natychmiast opuściłam głowę, chowając
czerwoną od rumieńców twarz za linią włosów i zaczęłam
zaklinać w myślach znajomych Harry'ego, żeby do cholery przestali
się tak we mnie wpatrywać. Zwłaszcza kiedy chłopak stał tuż za
mną i bezczelnie obejmował mnie w talii.
W
talii.
Mnie.
Przy
nich.
Mogłam
po prostu umrzeć.?
-
Gapicie się jakbyście nigdy dziewczyny nie widzieli. - Harry na
szczęście zauważył moje zażenowanie i wziął mnie w obronę, w
dodatku luźniąc uścisk. Tak, że jego ręka właściwie zatrzymała
się w powietrzu. I chociaż nadal była za blisko, uczucie
dyskomfortu wyparowało. Miałam ochotę normalnie go ucałować w
podzięce, zwłaszcza, że odczucie wpatrywania się w moją osobę
zmalało, jednak nadal byłam tak zażenowana nowymi okolicznościami,
że nawet o lekkim podniesieniu głowy nie mogło być mowy. A co
dopiero o publicznym całowaniu...
...i
dlaczego ja właściwie w takiej chwili muszę o tym myśleć.?!
-
Kupić ci dziecko elektroniczny zegarek.? - zanim jednak zdążyłam
popełnić publiczne harakiri, usłyszałam pełen pretensji
chrapliwy głos, już całkiem odrywający ode mnie uwagę ogółu. I
w dodatku mnie, od moich własnych durnych myśli. Co przyjęłam z
ogromną ulgą, nawet jeśli ów głos przepełniony był niechęcią.
- Ostatnio mam wrażenie, że nie wiesz jak się używa takiego na
wskazówki. - usłyszałam po chwili, upewniając się nagle, że te
całe zirytowane słowa skierowane są do Harry'ego. Nie wiedziałam
jedynie dlaczego...
Zaciekawiona
natychmiast podniosłam głowę, zerkając na chłopaka siedzącego
na podłodze pod ścianą, który, sądząc po wkurzonej minie, śmiał
mieć jakieś pretensje do mojego chłopaka. Nic więc dziwnego, że
zbytnią sympatią to ja do niego nie zapałałam.
-
Zamilcz, tatuśku. - blondyn, siedzący okrakiem na stołku za
perkusją, zdążył wziąć Harry'ego w obronę, zanim ten nawet
otworzył usta. W dodatku nie wyczułam, żeby mówił do tamtego z
jakąś wrogością, bardziej żartował. A dodając do tego
przyjazny uśmieszek i ogólnie wyluzowaną pozę, już zdołałam go
polubić. Tak bez przyczyny. - Spóźnił się drugi raz. Z tego co
pamiętam, tobie zdarzało się to o wiele częściej. - chłopak
dodał po chwili, rzucając mi całkiem rozbawione spojrzenie, które
skwitowałam lekkim uśmiechem. Nawet nie wiem kiedy. Ale co
najważniejsze, wcale nie czułam się z tego powodu zażenowana.
-
Jasne. - ten spod ściany prychnął jedynie, przewracając wymownie
oczami. - Najlepiej olewać wszystko, a potem i tak zwalać na mnie.
-
Okresu dostałeś, czy jak.? - trzeci z zebranych, niski szatyn
wymieniający struny w gitarze, zaśmiał się swoim wyjątkowo
niskim głosem. Od którego chyba dostałam dreszczy. Ale
postanowiłam jakoś to w sobie wytłumić i tylko uśmiechnęłam
się panicznie, żeby nikt przypadkiem nie zauważył moich odchyłów.
-
Proszę bardzo, poznaj prawdziwą twarz White Eskimo. -
niespodziewanie odezwał się Harry i to tuż zza mojego ucha.
Drgnęłam nieznacznie, zaskoczona jego reakcją, zwłaszcza, że
mówił o wiele za głośno, niż jakby rzeczywiście miał mówić
tylko do mnie. Ale nawet to zamierzałam zignorować, wyczuwając, że
on po prostu sobie żartuje z kolegów. I na wszelki wypadek
postanowiłam nie tracić z twarzy uśmiechu, nawet jeśli był tylko
i wyłącznie sztuczny. - Wrednych, piszczących i próbujących się
zabić dziadów. - Harry skinął na nich ręką, na co blondyn
zaśmiał się donośnie, a ten spod ściany tylko prychnął z
urazą. - To Haydn... - kiwnął głową na siedzącego, który nawet
nie pokusił się o spojrzenie na mnie, przekładając w dłoniach
komórkę. - ...za perkusją masz Jordana... - wskazał na blondyna,
który pomachał mi wesoło dłonią. Dokładnie tą, w której
trzymał pałeczki. Te same, które już sekundę później leżały
na podłodze przez jego nieuwagę. A gdy chłopak próbował je
podnieść, przydzwonił głową o jeden z talerzy, który rozbrzmiał
donośnie wokoło. Ale przynajmniej wiedziałam skąd ta cała moja
sympatia do niego. Z jego zgrabnością zdecydowanie moglibyśmy się
dogadać... - a ten to Nate - Harry skinął w końcu na tego
trzeciego, z niskim głosem, który przestał męczyć już gitarę i
stał oparty o ścianę, uśmiechając się do mnie przyjaźnie. I
chociaż nie miałam podstaw, ignorując wszystkie sprzeciwy
organizmu, i ja się w końcu uśmiechnęłam.
-
Powinieneś zostać mistrzem prezentacji. - Jordan zaśmiał się
znowu, jeszcze bardziej pogłębiając moją sympatię do niego.
-
Prawda.? - Harry pisnął w odpowiedzi, szczerząc się nie wiadomo z
czego. Po czym niespodziewanie ułożył swoje dłonie na moich
ramionach i jakby przesunął tuż przed siebie. Normalnie miał
szczęście, że mocno mnie trzymał, bo bez tego, zaskoczona jego
działaniem, pewnie wyglebiłabym się na twarz. - No to teraz się
skupić... - syknął ostrzegawczo, patrząc uważnie po kolegach. A
ja, dokładnie wiedząc co kombinuje, miałam ochotę kazać mu
przestać. Szkoda tylko, że nie wiedziałam jak... - To jest Lou. -
usłyszałam po chwili, licząc na to, że Harry na tym zakończy.
Oczywiście tylko się przeliczyłam... - Nie zagadywać głupimi
tekstami, nie zaczepiać o te wasze idiotyczne problemy i przede
wszystkim nie dotykać... - zażenowana jego słowami, z narastającym
rumieńcem na twarzy, mimowolnie rąbnęłam chłopaka w ramię,
starając się zrobić to jak najbardziej niepostrzeżenie. - Ał, no
co.? - Harry niestety nie rozumiał co znaczy cierpienie w milczeniu,
bo już po chwili zawył donośnie i marszcząc brwi z urazą,
pomasował urażone miejsce. Westchnęłam nad jego bezbrzeżną
głupotą, na moment przymykając oczy, a kiedy je otworzyłam,
przywitały mnie rozbawione twarze dwóch z trzech zebranych
chłopaków.
...którzy
znowu na mnie patrzyli.
Poczułam
się przymuszona do powiedzenia czegoś. Najlepiej zabawnego,
żartobliwego, czegoś, co pomogłoby mi zdobyć ich sympatię...
...
i kogo ja chcę oszukać.?
Wiadomo,
że z tak ściśniętym gardłem jakie miałam żadne rozsądne słowo
nie opanowałoby pomieszczenia, a pustka w głowie przeświadczała,
że w tym rozszerzonym gronie lepiej nie ryzykować na "powiedz
cokolwiek i się odczepią". Zaczęłam więc gorączkowo myśleć
nad własną wypowiedzią, czując jak czerwień na moich policzkach
gwałtownie przybiera na intensywności.
-
Em... Hej. - pisnęłam w końcu, lekko unosząc dłoń w geście
powitalnym, co prawie skończyło się katastrofą, gdyż prawie że
przydzwoniłam ręką o jakiś niezidentyfikowany mebel po mojej
lewej. W ostatniej chwili Harry'emu udało się ująć moją dłoń i
ją cofnąć, co przyjęłam z bezbrzeżną ulgą. I nawet czymś na
kształt wdzięcznego uśmiechu, rzuconemu chłopakowi z boku.
-
Miło poznać osobę dla której Harry olewa co drugą próbę. -
niespodziewanie odezwał się Haydn, patrząc na mnie nienawistnie.
Automatycznie skurczyłam się w sobie, mając ochotę schować się
przed tym chłopakiem za Harrym.
-
Zamknij się debilu. - ten jednak tylko syknął w stronę kolegi,
rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie. Które wyjątkowo złagodniało
zaraz po tym, gdy przeniósł wzrok na mnie. - On tylko żartował. -
uśmiechnął się delikatnie, co w aktualnych okolicznościach tłumu
zdecydowanie było zbędne. Nie mogłam przecież teraz wszystkim
pokazać jak bardzo odwala mi od widoku tych jego dołeczków w
policzkach, więc przezornie odwróciłam wzrok, wbijając go w
podłogę tuż przed sobą.
-
Nie żartował. - usłyszałam po chwili ten charakterystyczny,
prawie dudniący głos. I spojrzałam na jego właściciela, czyli
Nate'a o ile dobrze pamiętam, z zaciekawieniem. - Został starym,
zgorzkniałym dziadem, bo laska go olała. - wyjaśnił mi po chwili,
lustrując rozbawionym spojrzeniem reakcję tamtego. Chyba był z
niej zadowolony, bo gdy odwrócił swoją twarz do mnie, szczerzył
się szeroko. - I muszę cię zmartwić, ze względu na płeć już
masz u niego przerąbane. Ale nie przejmuj się, debilami nie warto.
- zapewnił, machając lekceważąco ręką. I byłam gotowa uwierzyć
mu na słowo. Chociaż pewności mieć nie mogłam, że przed snem
nie będę zachodzić w głowę dlaczego jeden ze znajomych Harry'ego
mnie nie polubił.
-
Będziemy tak jeszcze pieprzyć, czy weźmiemy się w końcu za tą
próbę.? - Haydn tylko mruknął niemiło, patrząc po chłopakach z
wyższością. - Nie mam ochoty spędzać z wami więcej czasu niż
to konieczne.
-
Z tego co widzę, to tylko jeszcze ty siedzisz dupą i się lenisz. -
Nate uśmiechnął się do niego sztucznie, za co został obdarzony
dosyć znanym i dosyć olewczym gestem.
-
Wstawaj, Harry jest, trzeba korzystać. - Jordan pokusił się o
ładniejszą prośbę i przy okazji skuteczniejszą. Haydn w końcu
wstał z podłogi i nerwowo podszedł do naprawianej przed chwilą
gitary. - Niech się chłopak przećwiczy... - blondyn dodał po
chwili, a ja zaciekawiona spojrzałam w jego kierunku. Bo przed czym
niby Harry miał się ćwiczyć.?
-
No, potem już go będziesz oglądać tylko... - Nate tylko jeszcze
bardziej mnie zaintrygował i już już miałam otworzyć usta z
pytaniem o co tu się właściwie rozchodzi, kiedy...
-
ZACZYNAMY CZY GADAMY.?! - Harry ryknął donośnie, całkowicie
blokując moją wypowiedź. Spojrzałam na niego zdziwiona, ale nie
doczekałam się wyjaśnienia, bowiem chłopak już po chwili
zostawił mnie na środku tego całego garażu, podchodząc do
prowizorycznie rozstawionego sprzętu i majstrując coś z uwagą
przy mikrofonie.
-
Siadasz.? - odpowiedź chłopaków przytłumił mi niespodziewany
dziewczęcy głos, brzmiący mi tuż obok ucha. Aż podskoczyłam z
zaskoczenia, a kiedy odwróciłam się w jego stronę zauważyłam
wyjątkowo zgrabną dziewczynę, ubraną... cóż moje dżinsy i
T-shirt w porównaniu do jej krótkich szortów (opiętych na tak
długich nogach, jakich jeszcze w życiu nie widziałam) i zwiewnego
podkoszulka wypadały naprawdę blado.
A
będąc już przy temacie... Przy jej opalonej skórze poczułam się
dosłownie jak wampir. Zawsze byłam biała jak mąka i nawet upalne
słońce nie potrafiło tego zmienić. I tak jak nigdy mi to nie
przeszkadzało, tak teraz miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
A ochota pogłębiła się, kiedy mój wzrok powędrował na jej
dłoń. Tak... zgrabną. Idealnie długie i kolorowe paznokcie,
będące zwieńczeniem wyjątkowo szczupłych palców, na których
widniało kilka delikatnych pierścionków. Natychmiast zacisnęłam
dłonie w pięści, jakby to miało mi pomóc ukryć wprawdzie
dłuższe (wyłącznie z lenistwa), ale niewyrównane paznokcie, w
dodatku bez żadnego lakieru. I mimowolnie opuściłam wzrok, bojąc
się, że te jej wyjątkowo jasne niebieskie oczy, idealnie
podkreślone czernią tuszu, eyelinera i pewnie setką innych rzeczy
o których istnienia nie miałam pojęcia, wejrzą w samą moją
duszę. Chrząknęłam delikatnie na odwagę, dokładnie w momencie,
kiedy chłopaki zaczęli grać te swoje aktualnie wyjątkowo dudniące
w uszach utwory.
Nie
dość, że poczułam się oszołomiona, to w dodatku cała osoba
szatynki przede mną wyjątkowo mnie onieśmielała. Była tak...
pewna siebie, że aż nawet chyba za bardzo. Nie wiem, może to
zazdrość, że ja nigdy nie potrafiłam wyglądać jak ona, w każdym
bądź razie od razu uznałam dziewczynę za arogancką. A to jej
spojrzenie pełne wyższości wcale nie pomagało mi zmienić moich
założeń. Poza tym nawet nie wiedziałam czy mam ochotę je
zmieniać, czyli w jakikolwiek sposób zbliżać się do niej.
My
w ogóle miałybyśmy o czym rozmawiać...?
Dopiero
po chwili zauważyłam, że dziewczyna tą swoją wypielęgnowaną
dłonią wskazuje na jakąś ławkę za nią, a jej mina zmieniła
się w taką bardziej zirytowaną. Jej usta, podkreślone
krwistoczerwoną pomadką zacisnęły się jakby nerwowo, a jej
spojrzenie jeszcze bardziej zmiatało mnie z powierzchni ziemi.
Czując się jakby pod presją natychmiast posłusznie wskoczyłam na
ławkę, przy okazji prawie ją wywracając. I poczułam się tak
strasznie głupio, kiedy szatynka z lekkością motyla usiadła obok
mnie, w dodatku z dziwnie wyprostowanym kręgosłupem. Jak jakaś
arystokratka. Machinalnie wyprostowałam hodowanego przez lata garba,
nie chcąc przecież wypaść aż tak beznadziejnie. Kiedy jednak już
po sekundzie mój kręgosłup wypowiedział swoje niezadowolenie
bólem, zrezygnowałam ze swojego pomysłu. I przysunęłam się
bliżej ściany, by móc się jakoś o nią oprzeć i przynajmniej
mieć jakieś usprawiedliwienie.
Jako,
że przez swój zamysł wylądowałam jakby z tyłu dziewczyny,
uznałam, że mogę zająć się sobą, czyli wyliczaniem kolejnych
rzeczy, których mi brakuje w porównaniu do niej. Więc zdziwiłam
się niemało, kiedy dziewczyna już po chwili w ślad za mną
przysunęła się pod ścianę i spojrzała na mnie czujnie. Wyraźnie
lustrując mnie spojrzeniem. Wcale mi się to nie spodobało,
zwłaszcza kiedy dziewczyna nie powstrzymała grymasu, nawet nie
szpecącego jej dziewczęcej twarzy.
Normalnie...
YGH.! Ja się pytam gdzie jest sprawiedliwość, no gdzie.?!
Dobra,
wiem.
Ona
na pewno nie miała mózgu.
-
Chontelle. - dziewczyna odezwała się po chwili, zupełnie od czapy.
Popatrzyłam na nią zdziwiona i dopiero po dłuższym zastanowieniu
doszłam do wniosku, że właśnie otrzymałam zaszczyt zapoznania
imienia dziewczyny. Ale jakoś wcale nie czułam się z tego powodu
zadowolona. A nawet więcej, tylko i wyłącznie bardziej
przytłoczona. - Więc... - "Chontelle" popatrzyła na mnie
uważniej, podnosząc wymownie lewą brew. A ja logicznie, tylko się
skurczyłam. - Dziewczyna Hazzy.? - zagaiła tym swoim mocnym
brytyjskim akcentem, nawet nie siląc się na uśmiech. Ale nawet się
tym nie przejęłam. Najbardziej zabolał mnie sposób w jaki
wypowiadała jego imię. Coś mi w tym zdecydowanie nie grało i sama
nie potrafiłam określić co.
-
No... Tak. - chrząknęłam ledwo dosłyszalnie, wyjątkowo drżącym
głosem. Czułam się prawie tak, jakbym wypowiadała ostatnie słowa
przed śmiercią i wcale nie starałam się tego ukrywać.
-
W życiu bym się nie spodziewała... - usłyszałam niespodziewanie
i aż mnie zapowietrzyło. Wlepiłam zaskoczone spojrzenie w
szatynkę, mrugając powiekami raz po raz, bo chyba nie do końca
dowierzałam, że ktoś komuś może powiedzieć coś takiego prosto
w twarz. - Nie, nie mówię, że coś z tobą nie tak. - Chontelle
sprostowała po chwili, ale coś mi się nie chciało wierzyć w
prawdziwość jej słów. - Po prostu Harry miał dotąd dosyć
ciasno wyrobiony typ dziewczyn. Kiepsko do tego wszystkiego pasujesz,
ale... - urwała, kojarząc chyba, że wcale sobie nie pomaga tą
przemową. O ile w ogóle chciała sobie pomóc. - ...jak to mówią,
uczucie nie wybiera. - uśmiechnęła się, rozkładając swoje
zgrabne ramiona, ale nie miałam wątpliwości, że to było
sztuczne. I już nawet nie miałam siły doprowadzenia tej dyskusji
do końca. Dotknięta do żywego jej słowami po prostu odwróciłam
się przed siebie i wbijając spojrzenie w podłogę zaklinałam się
w myślach, że nie mogę teraz okazać żadnej słabości. Żadnej.
Chociaż na dobrą sprawę ten ścisk w moim brzuchu i pieczenie oczu
sugerowały wyraźnie, że mój organizm ma ochotę wyrzucić z
siebie wszystko za pomocą płaczu. A ja nie mogłam mu teraz na to
pozwolić. Dlatego westchnęłam głęboko, prostując się nagle i
skupiając spojrzenie na zatraconym w śpiewie Harry'ego. Szkoda
tylko, że akurat guzik obchodziło mnie to jak śpiewał. W mojej
głowie zaczęło powoli kwitnąć tysiąc myśli odnośnie jego...
wyboru partnerek.
No
bo chyba byłam jakimś odmieńcem w grupie jego byłych, skoro...
No
fajnie.
Naprawdę
fajnie.
...
Cała
próba mignęła mi w moim życiorysie dosyć szybko. Raczej niewiele
z niej zarejestrowałam, a jeśli miałabym być całkiem szczera, to
praktycznie nic z niej nie wyniosłam. Powód był prosty: miałam
zbyt zajętą głowę, żeby móc skupić się na muzyce, czy
określaniu poziomu talentu Harry'ego. Te przyjemniejsze rzeczy
zostały wyparte z mojej głowy przez jeden banalny temat, prawie
boleśnie obijający się o ściany mojej czaszki. Nie trudno
zgadnąć, że chodziło o relację moją i Harry'ego.
Ja
i bez uwag "Chontelle" doskonale wiedziałam, że na taką
normalną dziewczynę do chodzenia to ja się nie nadaję. Zbyt wiele
wypadków, zbyt wiele rumieńców, zbyt wiele niepewności, a do tego
za mało słów z mojej strony. Fizyczna atrakcyjność też raczej
odpadała, bo powalać to ja chyba zwyczajnie nie miałam czym (nawet
jeśli czasem udało mi się oszukać siebie, że jest inaczej). I
chociaż wcale nie chciałam myśleć o tym, że Harry mógł kiedyś
tak umawiać się z inną...
...zabierać
ją na London Eye...
...chodzić
z nią na spacery prawie do północy...
...gadać
z nią o pierdołach...
...całować
ją kiedy tylko mu się spodobało...
Ojjjj
dobra już.
Bo
chociaż wcale nie chciałam myśleć, że Harry miał wcześniej
jakieś inne dziewczyny, to jednak doskonale wiedziałam, że nie ze
mną pierwszą się umawia. Sam mi przecież kiedyś to powiedział.
Oczywiście nie mogłam mu mieć tego za złe, przecież to zupełnie
naturalne i w ogóle... Ale mimo wszystko jakieś dziwne uczucie
kotłowało mi się wewnątrz, dosłownie ściskając mnie
podejrzanie w mostku. I nawet nie byłam zła jak poprzednio.
Bardziej było mi przykro. Bo nawet jeśli nie wiedziałam z jakimi
dziewczynami chodził, byłam przekonana, że się od nich różnię.
I nie byłam pewno czy to na pewno aby dobrze dla mnie.
Co
ja gadam, to z pewnością przeważało niekorzyścią dla mojej
osoby.! Skoro jego znajomi strzelali aż takim zdziwieniem, że on
może umawiać się z kimś takim jak ja... Okej, może i moje
wnioski były debilnie, ale układ był chyba prosty. Związek jeden
z tych, które nigdy nie powinny się zdarzyć. I który ze względu
na zbyt wielką różnicę charakterów, prędzej czy później się
rozpadnie. Z naciskiem oczywiście na prędzej, bo natura raczej nie
lubi odchyłów. A to samo w sobie było już przygnębiające.
Moje
przemyślenia jednak zostawiłam dla siebie. Raczej wolałam się
nimi z nikim nie dzielić, żeby przypadkiem ten 'ktoś' sobie czegoś
nie pomyślał. Starałam się więc udawać, że wszystko jest w
porządku. Miałam nadzieję, że moje milczące zachowanie i brak
kontaktu wzrokowego z kimkolwiek wypadnie jak na mnie normalnie i
właściwie nikt się domyśli moich przemyśleń.
Przez
całą próbę szło gładko, Chontelle już chyba straciła
zainteresowanie moją osobą, reszta była zbyt zajęta swoim
graniem, żeby zwracać uwagę na cokolwiek innego. Przy pożegnaniu
już zaczęło się robić pod górkę, ale Harry chyba uprzedził
chłopaków o moim charakterze, bo nawet zbytnio się nie dziwili
moim milczeniem. Miałam wrażenie, że i sam Styles zrzucił moje
zamknięte zachowanie na karby nieśmiałości i już nawet zaczęłam
się z tego powodu cieszyć. Zwłaszcza, że nawet jak już wyszliśmy
i kierowaliśmy się w bliżej nieznanym mi kierunku, Harry
postanowił uszanować moją niechęć do rozmów. Zaklinałam go w
myślach, żeby przypadkiem nie przyszło mu do głowy przerywać
tego wszechogarniającego nas milczenia, bo naprawdę nie chciałam
się przed nim przyznawać do tego wszystkiego, co kotłowało mi się
w głowie.
Skoda,
że tak bardzo przeceniłam jego głupotę...
-
Nie podobało ci się jak graliśmy.? - Harry z zaskoczenia złapał
mnie za ramię. I aż westchnęłam z irytacji, kiedy przez tego
debila moje starania spełzły na niczym. Ale postanowiłam się tak
łatwo nie poddawać i wyrywając swoje ramię z jego uścisku,
odważnie parłam przed siebie, mając nadzieję, że chłopak
odpuści. Nie odpuścił. Ruszył za mną, już po chwili równając
ze mną krok. Nie przeszkadzało mu, że próbuję go olać tak jak
tylko potrafiłam, czyli nie patrząc na niego i wymownie chowając
dłonie w kieszeniach swojej bluzy. Kątem oka widziałam jak Harry
patrzy na mnie wyczekująco i wcale nie ma zamiaru odpuścić. A
jako, że miałam pewne wątpliwości co do gadania z nim na wiadomy
temat, postanowiłam udawać głupią.
-
Nie, nie, skąd. - zaprzeczyłam natychmiast, uśmiechając się do
niego wyjątkowo sztucznie. Ale nawet Harry nie był tak głupi, żeby
to łyknąć, więc natychmiast wbiłam spojrzenie przed siebie i
westchnęłam głęboko. - Wyszło wam naprawdę fantastycznie. -
dodałam, starając się wybrzmieć jak najbardziej naturalnie.
Jednak ten cholernie drżący głos mnie zdradził.
-
Haydn ci dopiekł.? - chłopak dociekał, nie spuszczając ze mnie
uważnego spojrzenia, które poczułam dosłownie w każdej komórce
swojego ciała. Jakby pod jego wpływem skurczyłam się w sobie,
zastanawiając się czy to aby wypada zrzucić 'winę' na biednego
chłopaka. Kiedy jednak ścisk sumienia ogarnął moje wnętrze,
stwierdziłam, że nawet i do czegoś takiego nie byłabym zdolna. -
On ma tylko taki durny styl, nie warto...
-
Nie, rozumiem. - przerwałam mu, zanim na dobre rozgadał się o
przypadłościach sercowych swojego kumpla. Bo chociaż zdążyłam
nie polubić gościa, to mimo wszystko potrafiłam zrozumieć jego
zachowanie. - Na swój sposób był nawet zabawny. - wzruszyłam
ramionami, próbując jakoś wytłumaczyć zachowanie chłopaka przed
Harrym, żeby w razie czego nie przyszło mu do głowy się go o coś
czepiać. I żeby naprawdę mi uwierzył, że to nie do Haydna mam
pretensje, spojrzałam na Stylesa przelotnie, ale wymownie. Chyba
zrozumiał.
-
No to o co chodzi.? - westchnął, prawie błagalnie, marszcząc brwi
w zatroskanym geście. Z miejsca poczułam się winna. - Żałujesz,
że to nie z blondynem się nie umówiłaś.?
-
Przestań. - prychnęłam, mając nadzieję, że to ostudzi jego
zapał do dalszych aluzji do blondyna. Ale gdzie tam...
-
Co przestań. - Harry machnął zirytowanie ręką. - Wyglądasz jak
po torturach. Mam wrażenie, że to przez tą próbę... - pokręcił
smutno głową. - Jeśli mi nie wyjaśnisz wszystkiego od razu, będę
się zadręczać. - spojrzał na mnie uważnie, podnosząc
ostrzegawczo jedną brew. Ale wiedziałam, że żartuje, biorąc pod
uwagę tą błyszczącą zieleń w jego tęczówkach.
-
Ja... Ekhm... - westchnęłam, właściwie nie wiedząc jak zgrabnie
mu wszystko wyjaśnić. Po czym stwierdziłam, że po prostu się nie
da. - To już się nazywa szantaż. - spróbowałam się wykręcić,
patrząc na chłopaka uważnie. Mając nadzieję, że również
wystarczająco urażenie, ale z własnym doświadczeniem grania na
emocjach innych raczej niczego nie mogłam być pewna. Liczyłam
tylko na to, że moja uwaga jakoś odciągnie jego myśli o
poprzedniej tematyce. I nawet się uśmiechnęłam, słysząc
odpowiedź.
-
Dokładnie. - Harry kiwnął głową, szczerząc się bezczelnie. Na
swój sposób nawet mnie to rozbawiło, więc mimowolnie parsknęłam
śmiechem. - Powinnaś się przyzwyczajać, nie raz będę go jeszcze
stosować. - dodał po chwili, niby żartobliwie, niby poważnie. I
sama nie wiedziałam jak miałabym to interpretować. Ale po
sekundzie to i tak przestało mieć znaczenie, bo Harry spojrzał na
mnie z tą samą dociekliwością w oczach, co poprzednio.
No
czyli się jednak przeliczyłam...
-
Kiedy naprawdę... - westchnęłam, machinalnie zakładając kosmyk
włosów za ucho i odwracając wzrok od chłopaka. - Wszystko jest w
porządku. - zapewniłam, chociaż szczerze mówiąc sama bym sobie
nie uwierzyła. A i Harry wcale nie był aż taki głupi...
-
To gdzie uśmiech.? - niespodziewanie złapał moją brodę między
palec wskazujący a kciuk i trochę siłową odwrócił moją twarz w
swoją stronę. Niespecjalnie mi się to uśmiechało, zwłaszcza, że
przystanął nagle tuż przede mną i spojrzał na mnie z góry z tym
swoim błyskiem w oku. Naprawdę chciałam jakoś odwrócić
spojrzenie, ale nawet nie miałam jak. Westchnęłam więc bezradnie,
czując, że już zaczęłam się pomidorowić pod tym jego czujnym
spojrzeniem i bez braku drogi ucieczki. - Ja rozumiem, podobno dzień
bez uśmiechu to dzień stracony, ale nie myśl sobie, że skoro
wcześniej się uśmiechałaś, wyczerpałaś zapas na całą dobę...
- zaznaczył z dziwną radością w głosie. Ale jakby z jakimś
przekonaniem. Stwierdziłam, że już lepiej dać mu co chciał i
niech się odczepi. Wysiliłam więc całą swoją silną wolę i
uniosłam zaczerwienioną twarz ku niemu, wykrzywiając usta w czymś
na kształt przypominającym uśmiech. - Nieszczerze... - usłyszałam
wyrzut, który w obecnej sytuacji spowodował jedynie, że parsknęłam
niekontrolowanym śmiechem i popatrzyłam na Stylesa od dołu dosyć
wymownie. Sugerując, że na więcej nie ma co liczyć. A kiedy
przekaz został wysłany, natychmiast opuściłam spojrzenie, bo
gapienie się w tą zieloną głębie jakoś średnio pomagało mi na
logiczne rozumowanie. - Dobra, spróbujemy inaczej... - Harry
westchnął kapitulacyjnie i zanim się zorientowałam, jego ciepła
dłoń przeniosła się na mój policzek. A w ślad za nią, zaraz
poszły jego usta, zatrzymując się z delikatnością na moich
wargach.
Zaskoczona
wciągnęłam powoli powietrze, odurzając wszystkie moje zmysły
charakterystycznym zapachem Harry'ego. Z miejsca poczułam się
lepiej, odsuwając każdą swoją nieprzyjemną myśl jakiś kosmos
od siebie. Uśmiechnęłam się pod nosem, swobodnie oddając
pocałunki, chociaż na dobrą sprawę rumieńce na twarzy i szybko
kołatające serce powinny mnie sparaliżować. Na szczęście nie
sparaliżowały, co więcej, dziwnie rozluźniły. Więc nic
dziwnego, że miałam prawie ochotę jęknąć z rozpaczy, kiedy
Harry wcale nie pogłębiając swojego pocałunku zupełnie nagle się
ode mnie odsunął i to na tyle, że nawet nie czułam na twarzy jego
ciepłego oddechu. Jednocześnie czułam, że moja szczęka zastygła
w niepokonanym uśmiechościsku, o co najwidoczniej Harry'emu właśnie
chodziło.
-
Od razu lepiej. - wyszczerzył się szeroko, znikając mi w końcu z
pola widzenia, ale wcale nie ze świadomości. Przez fakt, że znowu
sięgnął po moją dłoń i zamknął ją w swoim szczelnym uścisku,
jakoś nie mogłam wyrzucić z głowy, że jest tuż obok. Nawet
jeśli go nie widziałam, a on nie gadał o głupotach. - Masz ochotę
na kino.? - zaproponował niespodziewanie, już praktycznie ciągnąc
mnie w obranym przez siebie kierunku.
No
to już się chyba nazywała bezczelność...
-
Em... - zaczęłam, gotowa jakoś się bronić przed tym jawnym
porwaniem. Szkoda tylko, że nie bardzo wiedziałam jak.
-
Teraz.? - Harry arogancko wszedł mi w tok myśleniowy, przyciągając
mnie do siebie i układając swoją dłoń na mojej talii.
Zarumieniłam się gwałtownie, czując jego ramię na swoich
plecach, ale stanowczo postanowiłam tego po sobie nie pokazywać. I
chociaż miałam ochotę go trzasnąć po łapach, nie miałam
żadnego oparcia psychicznego, żeby to zrobić. Więc jedyne co
robiłam to próbowałam wyprzeć ze świadomości fakt, że ktoś
może teraz na nas patrzeć. Bo chyba czułam się dziwnie z takimi
gestami w miejscach publicznych...
-
Jesteś uparty. - prychnęłam z czymś na kształt urazy. Bałam
się, że może uznać, że to nie do niego, bo na dobrą sprawę
nieustannie gapiłam się w chodnik przed sobą, ale na szczęście
nie był aż tak niedomyślny.
-
Cieszę się, że to zauważyłaś. - rzucił z rozbawieniem. -
Naprawdę chcę obejrzeć ten film. I nie poddam się tak łatwo. -
zaznaczył, wywołując we mnie setki sprzecznych uczuć. Ale jedno
było pewne - chociaż żartował, wiedziałam, że na dobrą sprawę
i tak się nie wymigam. - A jak zaczniesz się opierać, użyję
siły. - zagroził. - Wbrew pozorom mam jej naprawdę dużo. No i mam
już wprawę w noszeniu cię... - dodał, wywołując na mojej twarzy
feerię nowych odcieni czerwieni.
Naprawdę
wolałam sobie tego nie przypominać.
-
Em. No dobra. Niech będzie. - jęknęłam kapitulacyjnie, licząc,
że jak najszybciej wytracę z myślenia Harry'ego pamięć o tym
wydarzeniu. A po chwili sama o nim zapomniałam, dokładnie w chwili,
kiedy uczucie niesprawiedliwości ścisnęło moje wnętrzności. No
bo przecież znowu on mnie gdzieś zapraszał... - Ale... um... tym
razem to ja... płacę. - spróbowałam cichutko, bojąc się nawet
spojrzeć na chłopaka. Ostatecznie mi się udało, gdzieś tak spod
grzywki, w dodatku strasznie niepewnie, ale przecież zawsze.
-
O, naprawdę.? - Harry zdziwił się w rozbawieniu, po czym
zmarszczył brwi i spojrzał na mnie z wyczekiwaniem. - Jestem
ciekawy za co. - rzucił z jawnym wyzwaniem, powodując w mojej
głowie niezłe zamieszanie. Jego dziwne zachowanie wywołało u mnie
chęć uśmiechnięcia się, ale przecież nie mogłam
-
Następnym razem... - zaczęłam poważnie, już
na wstępie czując, że przecież i tak nic nie będzie z tego
mojego gadania.
-
Nie mam zamiaru tego słuchać. - Harry machnął lekceważąco wolną
ręką. Mimowolnie się od niej odsunęłam, jakby przeczuwając, że
gdyby chciał, zatkałby mi nią usta. A tego to ja raczej wolałabym
uniknąć... - Ten temat nie istnieje, jasne.? - spojrzał na mnie
uważnie, po czym uśmiechnął się, jakby uznał temat za
całkowicie skończony. Szkoda jedynie, że ja tak wcale nie
myślałam...
-
Następnym razem ja płacę. - rzuciłam cicho, chociaż dosadnie.
Ale na wszelki wypadek opuściłam głowę, gdyby w razie Harry miał
zamiar jakoś wdać się ze mną w dyskusję na ten temat. Nie wdał.
Za to parsknął śmiechem i jakby mocniej przycisnął mnie do
siebie. W jakiś taki sposób, że tym bardziej poczułam się jakby
milej.
Ale
i tak mu nie odpuszczę tego płacenia...
***
No
i jeszcze małe pytanie... Jak się podobał teledysk do MM.? :). Bo
ja zachwycona nie jestem. Chyba przestałam mieć nadzieję, że w
końcu nakręcą teledysk z historią, a nie jakaś reżyserka
zabawy. Ale to tylko moje zdanie, żeby nie było :). Poza tym...
wchodzenie na most. Patrzeć na to nie mogłam... No i jakby
brakowało mi tam Zayna. Za mało, zdecydowanie za mało... Jedyne co
mnie rozśmieszyło to początkowa impreza :). Potem mi się chyba
poczucie humoru rozjechało z tym scenarzysty teledysku. No ale nic.
To tylko moje głupie przemyślenia. A jak tam Wasze wrażenia.? :).
Mam nadzieję, że bardziej optymistyczne :).
A
tak inną drogą... Dziękuję za te prawie 90 tysięcy wyświetleń
:). W życiu bym się nie spodziewała, że to dojdzie do takich
liczb, a tu o... Jesteście niesamowite :). Dziękuję jeszcze raz ;*
Kocham
Was.! :*
PS:
Kto uwierzy, że Louise pierwszy raz całowała się cztery dni
temu...? :). Jak ten czas szybko leci... :)