poniedziałek, 27 lipca 2015

Siedem.

Choinka, złapał mnie sentyment... Wiem, że nikogo już tu nie ma, ale pododaję sobie rozdziały. Chyba już tylko dla własnej przyjemności...

Ze ściśniętym gardłem i setką innych narządów czaiłam się za Tonym, który zaciekle walczył z zamkiem. Szarpał kluczykiem, próbował przekręcać, parę razy powyklinał wszystko, jednocześnie przepraszając mnie, że muszę na to patrzeć, ale nic nie pomogło. Byłam pewna, że to los daję mi szansę, żebym mogła stąd zwyczajnie zwiać, ale jakoś nie byłam przekonana, że to dobry pomysł. 

Po lekcjach Tony tak mnie zakręcił swoim gadaniem, że przyprowadził mnie pod swój dom zanim się chociażby obejrzałam. Nie zapamiętałam nawet fragmentu drogi, bowiem cały czas wpatrywałam się we własne stopy, żeby się nie wywalić i nie skompromitować przed nowym kolegą. Dodajmy też fakt, że nieustannie stresowałam się tymi nagłymi odwiedzinami u niego, więc kompletnie nie miałam pojęcia jak wrócić. Dlatego zamiast zwiewać stąd w podskokach, stałam na podjeździe za Tonym, przeskakując z nogi na nogę, żeby jakoś zniwelować to przeklęte, wilgotne, brytyjskie zimno. I deszcz siąpający mi na kaptur...

Serio, ile jeszcze będzie tu padać?

Zirytowana tą zróżnicowaną od polskiej aurą, nawet nie zauważyłam jak Tony zdążył uporać się z zamkiem i otwierał szeroko drzwi, gestem zapraszając mnie do wnętrza jego domu.

Spojrzałam na chłopaka przerażona, głośniej przełykając ślinę, ale ostrożnie ruszyłam przed siebie. Oczywiście musiałam potknąć się o próg... Na szczęście w porę udało mi się odzyskać równowagę i nie wyrąbać na twarz przed Tonym. Który z durnym uśmiechem na twarzy, udawał oczywiście, że nic nie zauważył.

W zasadzie to było całkiem miłe...

Ale zaskarbiona sympatia szybko mi przeszła, kiedy Tony ruszył gdzieś przed siebie i gestem wskazał, żebym szła za nim. Podejrzewałam, że prowadzi mnie do swojego pokoju i dziwnym trafem wprawiało mnie to w jakiś dziwny stan przerażenia.

- Spokojnie, Ruda... - chłopak zaśmiał się, chyba dostrzegając moją niepewną minę. - Wyglądasz jakbyś grała główną rolę w jakimś durnym horrorze. Duchów tu nie ma, nie martw się. Nikt ci tu flaków nie wypruje.
- To... dobrze. - pisnęłam ledwo dosłyszalnie, wzdychając ciężko. Bo chociaż nie miałam pojęcia czego do końca się obawiałam, jego słowa wcale nie pozwoliły mi pokonać strachu.
- Chcesz coś do picia? - zaproponował niespodziewanie, kiedy przechodziliśmy obok otwartych drzwi, za którymi kryła się kuchnia. Oczywiście nie chciałam się narzucać, więc tylko pokręciłam głową. - Do jedzenia? - zapytał jeszcze, co skwitowałam tym samym gestem. Który najwyraźniej go rozbawił, bo niespodziewanie uśmiechnął się szeroko. - Daj spokój, trzeba nam będzie do groma energii. Matula pewnie zostawiła mi coś w lodówce, pójdę ogarnąć. - cofnął się o krok, po czym wskazał na jakieś drzwi na końcu korytarza. - To jest mój pokój, rozbierz się i ten... Zaraz wracam. - uśmiechnął się, po czym zniknął w kuchni.

Czując jak dłonie zaczynają mi się dziwnie trząść, szybko wpakowałam je do kieszeni dżinsów, próbując wmówić sobie, że ten tekst o rozbieraniu wcale nie zabrzmiał dziwnie. Ale niestety, po tych słowach mój niepokój wzrósł tysiąckrotnie, czego sama nie mogłam zrozumieć. Może to było spowodowane tym, że nadal nie do końca wiedziałam dlaczego zechciał mnie tu tak szybko zaprosić...

I chociaż z całą chęcią wybiegłabym teraz z tego mieszkania, szukając szczęścia w odnalezieniu przystanku, ruszyłam we wskazanym przez niego kierunku, już po chwili znajdując się w jego pokoju. Dużym, niebieskim, wypełnionym plakatami rockowych zespołów, pokoju.

W zasadzie było tu całkiem sympatycznie...

Na moment zapominając o swoich wątpliwościach, odrzuciłam plecak gdzieś na podłogę i jak zahipnotyzowana ruszyłam w stronę półki, na której ustawiony był rząd winyli. WINYLI! Trochę bałam się je dotknąć, ale ostatecznie wyciągnęłam rękę po jedną z płyt i ostrożnie wyjęłam ją z reszty. Akurat trafiłam na Led Zeppelin, których...

- Jesteś jedną z tych świrniętych ekolożek? - usłyszałam niespodziewanie głos Tony'ego. Podskoczyłam, a płyta prawie wypadła mi z rąk.
- Em... W sensie? - pisnęłam, próbując nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. miałam nadzieję, że moje policzki będą współpracować z moim założeniem i nie pokryją się nagle czerwienią... Coś jednak czułam, że mam na to marne szanse. Żeby więc nie skompromitować się doszczętnie, zamiast odwracać się przodem do chłopaka, po prostu wsunęłam płytę na odpowiednie miejsce.
- W sensie jedzenia "padliny".
- Nie.
- To dobrze, bo mam tylko to. - usłyszałam trzask odstawianego na coś talerza i w końcu zdecydowałam się odwrócić, dzięki czemu zauważyłam Tony'ego odkładającego na biurko stos kanapek. - Możesz spokojnie jeść, nie będziesz mi przecież cały wieczór burczeć brzuchem, jak ja się skupię. Nie otrujesz się, spokojnie. - jakby na dowód swoich słów, sięgnął po jedną z kanapek i wpakował sobie do ust. Nie odgryzając kawałka, schylił się do szuflady i zamaszyście ją otworzył, marszcząc przy tym czoło. - Czekaj, bo chyba gumki nie mam. - mruknął niewyraźnie, bo chyba z pełną buzią i posyłając mi sympatyczny uśmiech, ruszył w stronę drzwi. - Zaraz wracam, ojciec pewnie trzyma jakieś w gabinecie.

Teraz dosłownie zbaraniałam. Wydawało mi się, że otrzymałam już za dużo znaków, żeby sądzić, że to mogło by być zwyczajne spotkanie. I tym razem ucieczka wydała mi się bardzo rozsądnym pomysłem. Dlatego korzystając z chwili, kiedy Tony przeszukiwał gabinet ojca, na palcach wycofałam się w stronę mojego plecaka i zgarniając go w garść, podeszłam do drzwi.

Gdzie dosłownie zderzyłam się z Tonym...

- A ty gdzie? - pisnął, widząc mój plecak i tą niepewną minę, którą starałam się ukryć za przydługą grzywką. - To mi nie pomożesz z matmą?
- Z matmą? - zmarszczyłam brwi, najpierw zauważając gumkę do ścierania w jego dłoni, po czym odważnie podnosząc wzrok na jego twarz. Która wyglądała na dosyć zakłopotaną...
- Ja wiem jak to wygląda, ale ja naprawdę jestem miły, nie tylko jak potrzebuję korków. - pokręcił głową, przykładając dłoń do klatki piersiowej, jakby chcąc uwiarygodnić swoje słowa. - Ale zobacz człowieku człowieka w człowieku, zostały dwa miesiące a matka mi wiecznie dupę truje o matmę. Jak nie zdam to mnie normalnie za jaja powiesi. To jak, pomożesz mi? - spojrzał na mnie wzrokiem kotka ze Shreka. A ja w odpowiedzi tylko parsknęłam śmiechem. - Coś śmiesznego? - zmarszczył natychmiast czoło. Oczywiście nie chciałam mu się przyznawać do tego, co mój durny mózg postanowił wymyślić, więc jedynie pokręciłam głową.
- Lepiej nie pytaj...

Komentarze (6):

5/8/15 14:46 , Blogger Unknown pisze...

Ja jestem i tu i na wattpadzie będę czytać oba heheheh.

 
23/8/15 13:51 , Blogger cierpienie pokryte tatuażem pisze...

świetny post !
cierpieniepokrytetatuazem.blogspot.com

 
20/9/15 21:09 , Anonymous Anonimowy pisze...

Dodaj coś plisssss����

 
6/10/15 22:57 , Anonymous Anonimowy pisze...

Jestem i czytam

 
1/11/15 08:10 , Blogger Lola :* pisze...

Czemu nie mogę znaleźć tego ff na wattpadzie ??

 
3/6/16 19:34 , Anonymous Anonimowy pisze...

Hej kochanie co się z tobą stało?nie dodajesz nic juz od bardzo długiego czasu i naprawde sie martwie.odpisz chociaz jesli mozesz, prosze

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna