poniedziałek, 9 grudnia 2013

remember me.

No to co... Lecimy dalej z tymi rozdziałami. Mały odpoczynek za mną, teraz czas się wziąć za pisanie :). Mam nadzieję, że treść rozdziału nikogo nie przerazi, ale cóż... Szczerze mówiąc pisałam w busie, jadąc do tego głupiego Lublina "wyedukować się". Więc przepraszam za ewentualne błędy, których nie chcę mi się sprawdzać szczerze mówiąc. Wolę zacząć pisać następny :). Mam nadzieję, że nikt nie czuje się z tego powodu obrażony, czy coś... W razie czego: PRZEPRASZAM.
I oczywiście KOCHAM WAS.! ;*
PS: Jak się podoba nowy wygląd.? :)

SIEDEMNAŚCIE.




Wcale mi się nie spieszyło do tego psychologa. Szusowałem po korytarzu jak najwolniej tylko się dało, noga za nogą, blokując cały szpitalny ruch i wkurzając przechodzących pacjentów i pielęgniarki. Właściwie to można by powiedzieć, że praktycznie stałem w miejscu, raz za razem robiąc po kilka kroków, żeby nikt się nie czepiał. Tak, z perspektywy osób trzecich to musiało wyglądać dziwnie... "Ale co mnie to obchodzi..." Teraz byłem zbyt zdezorientowany i przerażony, żeby martwić się czymkolwiek innym. Bo to było okropne... Ten facet będzie mi gmerał w świadomości. W czymś, nad czym nie mam kontroli. Będzie szukał, kopał, drążył, aż wreszcie wydobędzie tą całą moją czarną przeszłość. Okej, może i to miało odzew pozytywny, ale... Ja chyba nie byłem jeszcze na to wszystko gotowy. Nie na nią. Nie na ten związek. "Cholera..." Westchnąłem niepewnie, w tym całym letargu zamyślenia dochodząc już pod brązowe drzwi ze złotą plakietką, na której widniało nazwisko mojego lekarza. Jak tylko ją zobaczyłem, miałem ochotę zrobić odwrót i spierdzielić stamtąd jak najdalej. "Styles, nie jesteś tchórzem..." Wziąłem więc głęboki oddech na odwagę i impulsywnie zapukałem w drzwi. "No to teraz zmiataj..." Zanim jednak moje nogi zdążyły jakkolwiek zareagować, usłyszałem ze środka ciche 'proszę', więc mój organizm jakby automatycznie, zupełnie niezależnie ode mnie nacisnął na klamkę i wprowadził moje cielsko do kremowo-brązowego gabinetu, gdzie na środku stało wielgachne biurko wyłożone papierami, a za nim siedział ten starszy doktorek w okularach, powoli piszący coś na jakiejś kartce.
- Pan Styles, jak miło... - spojrzał na mnie pobieżnie, nie przerywając pisania. Trochę mnie to zdekoncentrowało i szczerze mówiąc nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić. Dlatego założyłem ręce za siebie, skrzyżowałem nogi i zacząłem się powoli rozglądać, licząc na to, że coś nagle wyskoczy znikąd i mnie stąd porwie. "Niech mnie ktoś stąd zabierze..." - Proszę, niech pan usiądzie. - dopiero po chwili doktorek na mnie skupił swoją uwagę, odkładając długopis i papiery na kraniec biurka gestem wskazując na krzesło naprzeciwko niego. Co miałem robić.? Na kompletnym automacie (i dziwnie dygoczących nogach) podszedłem do biurka i usiadłem na wskazanym miejscu. - Jak się pan czuje.? - doktorek spojrzał na mnie uważnie, zdejmując okulary z nosa i w staranny sposób układając je na skraju blatu.
- Fizycznie już lepiej. - uśmiechnąłem się słabo, kompletnie nie wiedząc gdzie mógłbym podziać wzrok. Dlatego biegałem nim po całym obszarze biurka jak opętany, dopiero po chwili znajdując odwagę, żeby spojrzeć na doktorka. - Pozwolili mi wstawać...
- Fizycznie.? - zauważył moje krętactwo, łącząc dłonie i opierając je o brzeg biurka. - No dobrze... - westchnął tylko, rozglądając się nagle uważnie obok siebie i sięgając po jakąś szarą teczkę, na której czarnymi wołami napisane było moje nazwisko. "O kurczę..." Automatycznie mnie to zainteresowało, więc gdy doktorek otworzył ją powoli, mimowolnie wychyliłem się z krzesła, próbując zobaczyć co takiego mogłoby się składać na moje papiery. Ale niczego oprócz zdjęć rentgenowskich i karteczek zapisanych bełkotem lekarskim nie zobaczyłem. Przeraziła mnie jedynie ilość tego wszystkiego. "Było ze mną aż tak źle.?" - Jestem tu po to, żeby pomóc panu z tym co w środku. - niespodziewanie usłyszałem poważny głos doktorka i chociaż wiedziałem, że na mnie nie patrzy, poczułem się jak przyłapany. Momentalnie wróciłem do poprzedniej pozycji, grzecznie opierając się plecami o oparcie krzesła, przeplatając dłonie na kolanach i uśmiechając się debilnie do lekarza. "Styles, opamiętaj się..." - Pamięta pan nasze ostatnie spotkanie.? - zapytał, uśmiechając się do mnie nieznacznie i przez moment na mnie spoglądając.
- Mhm. - kiwnąłem głową, natychmiast odnajdując w pamięci to kretyńskie przesłuchiwanie w dniu, kiedy się obudziłem. "To dopiero było dezorientujące..." Ale teraz czułem się równie niekomfortowo... Zwłaszcza kiedy widziałem stosy tych karteczek, które lekarz ciągle i ciągle wyjmował z teczki. "To było normalne.?"
- To dobrze. - facet chyba tego nie zauważył, zajęty przekładaniem kolejnych papierzysk. "No ile jeszcze oni tego na mnie mają.?!" - Wiemy przynajmniej, że z pamięcią krótkotrwałą wszystko w porządku. - uśmiechnął się sam do siebie, wyciągając w końcu z teczki odpowiednią kartkę. - No cóż... - westchnął, w końcu poświęcając mi całą swoją uwagę. Ale w ogóle nie poczułem się z tego powodu lepiej. Pod tym jego czujnym spojrzeniem przerażających szarych, maleńkich oczu tylko jeszcze bardziej wbiłem się w fotel, marząc, by mnie pochłonął. - Na początku chciałbym sprawdzić czy pana kojarzenie jakoś się zmieniło. Zaczniemy od gry w skojarzenia, dobrze.?
- Jasne. - uśmiechnąłem się sztucznie, bo w środku aż mnie skręcało. Znowu to samo... I znowu nie rozumiałem dlaczego. "Czy to wszystko nie mogło zostać tak jak jest.?"
- Pamięta pan...?
- Pamiętam. - przerwałem mu, licząc na to, że im szybciej to się zacznie, tym szybciej się skończy. "I sobie stąd legalnie ucieknę..." Bo przecież to chyba nie jest aż tak skomplikowane, żebym nie wiedział o co chodzi, nie.? On pyta, ja odpowiadam, cała filozofia.
- No dobrze. - doktorek westchnął cierpliwie, poprawił się na siedzeniu i spojrzał na mnie uważnie, biorąc długopis do ręki, z którym zawisnął nad niewypełnioną kartką. - Dzieciństwo.? - rzucił, tym razem już tym swoim profesjonalnym, beznamiętnym tonem.
- Prezenty. - palnąłem natychmiast, bez większego zastanowienia. Doktorek natychmiast zapisał coś na karteczce i od razu poleciał z kolejnym słowem.
- Szkoła.? - usłyszałem.
- Imprezy.
- Pierwszy pocałunek.?
- Krew.
- Rodzice.?
- Rozwód.
- One Direction.?
- Ogień.
- Gemma.?
- Ciąża. - palnąłem idiotycznie. I zauważyłem, że doktorek tylko marszczy brwi niezadowolony i patrzy na mnie ze zdziwieniem. No ale co, moja siostra nie może być w ciąży.? Prychnąłem tylko cicho, patrząc z pretensją na bok i zakładając przedramiona przed sobą. Doktorka najwyraźniej to nie zraziło, gdyż już po chwili sypał kolejnymi przykładami, na które musiałem odpowiadać. Na szczęście to nie było męczące. Musiałem tylko uważnie słuchać i nawet bez myślenia odpowiadać. Dlatego też ułożyłem się wygodnie na krześle i opierając łokieć o podramiennik, odkręciłem głowę do okna, uważnie obserwując jak kilkoro dzieci opatulonych w kurtki gania po parku naprzeciwko. Z miejsca poczułem jak zazdrość zalewa całe moje wnętrze. Bo naprawdę chciałem już móc normalnie, jak człowiek, wyjść na ten zimny, listopadowy spacer, poczuć mroźne powietrze na policzkach, wleźć w jakąś kałużę, poprzeklinać samochód, który mnie ochlapie... "Kurczę, kiedy ja stąd wyjdę...?"
- Louisa.? - usłyszałem niespodziewanie i aż oderwałem wzrok od okna, patrząc na doktorka uważnie. "Hę.?"
- Sałatka owocowa. - rzuciłem natychmiast, nawet bez większego zastanowienia. Co osobiście mnie samego mocno zdziwiło. "Skąd mi się to wzięło.?!"
- Dlaczego.? - lekarz na chwilę oderwał się od pisania i marszcząc brwi popatrzył na mnie z uwagą. Natychmiast wbiłem wzrok we własne dłonie, zauważając nagle jak przeplatywanie własnych palców może być interesujące.
- Nie wiem. - wzruszyłem lekko ramionami, znowu czując ten dziwny ścisk w głowie i ciśnienie, które zaczęło rozsadzać ją od środka. Mimowolnie sięgnąłem dłonią do czoła, rozmasowując je delikatnie, jakby to miało pomóc. Bo nie pomagało. Cały problem tkwił przecież wewnątrz. A na to trudno było czymś zaradzić... - Może je lubiła. - zgadywałem, probując jakoś przebrnąć przez sieć niczym niezwiązanych ze sobą pomysłów. - Albo tylko to potrafiła przygotować. Nie mam pojęcia. - westchnąłem, niepewnie patrząc na doktora. - Głowa mnie boli. - jęknąłem boleśnie, opierając głowę na dłoni i na moment zamykając oczy. Ale nawet to nie pomogło w opanowaniu rozszalałego umysłu. A nawet nasiliło wszystko, stawiając mi dziwne, nieznane obrazy przed oczami. "Tatuaż..." Cholera, skąd mi się tam nagle wziął tatuaż.? Okej, miałem ich na sobie wiele, ale w życiu nie zrobiłbym sobie niczego z logiem Bon Joviego... "Więc czyje to do cholery było.?"
- Chce pan przerwać.? - usłyszałem niespodziewanie głos lekarza, który skutecznie odsunął ode mnie wszystkie obrazy i strzępki myśli. Zupełnie jak za pstryknięciem palców...
- Co.? - spojrzałem na niego nieprzytomnie, nie do końca wiedząc gdzie się znajduję. Dopiero jego zmartwiona twarz przypomniała mi, że jestem na tej pieprzonej terapii. Przez którą chcąc nie chcąc muszę przejść. A im szybciej tym lepiej... - Nie, kontunuujmy. - chrząknąłem, uśmiechając się do niego słabo.
- Jest pan...? - facet zmarszczył brwi, już zaczynając pakować moje papiery do teczki.
- Jak najbardziej. - przerwałem mu i kiwnąłem pewnie głową, poprawiając się na siedzeniu. "Nie będę uciekał..."
- No dobrze... - lekarz westchnął jedynie, najwyraźniej nie mając siły się ze mną kłócić. I znowu wyciągnął te dziwne karteczki, zaczynając pisać coś w nich zawzięcie. "No to chyba tak łatwo mi nie odpuszczą..."

*

Wcale nie czułem się lepiej. Ta cała wizyta tylko namąciła mi bardziej w głowie, budząc do życia te kąty mojego mózgu, które dotąd spokojnie sobie spały i nie obijały mi się o czaszkę, praktycznie rozsadzając ją od środka. "I po co to było potrzebne.?" Nic konkretnego mi się nie przypomniało, tylko jakieś urywki, przedmioty i inne duperele zupełnie pozbawione sensu. Przez to czułem się tylko jeszcze bardziej jak jakiś psychiczny. Bo kompletnie nie mogłem zapanować nad tym co robiła moja głowa. "Najlepiej stąd uciec..." Westchnąłem ciężko, przewracając się na bok i sięgając dłonią po zegarek który leżał na mojej szafce nocnej. "2:34" No pięknie, kolejna zarwana noc. Z kolejnymi głupimi przemyśleniami. I ze świadomością, że jutro czeka mnie powtórka z tego wszystkiego. Kolejne psychiczne tortury, wymagające od mojego mózgu nadludzkiej wytrzymałości. A potem znowu. Kolejne idiotyczne pytania o dzieciństwo i jak się czuję z tym, że moi rodzice się rozwiedli. "Bo miałem niby skakać ze szczęścia, tak.?" I znowu. Kolejne roztrząsanie się nad moimi relacjami z siostrą. "Mogłem jednak nic nie mówić o tej ciąży..." I jeszcze raz. Kolejne próby wciśnięcia mi w umysł tej... dziewczyny. "Ale czy ja tego chciałem.?!" Sam nie byłem pewny czy ta terapia mi coś da. Nawet doktor to zauważył. Ale jego zdaniem czegoś się bałem i zablokowałem umysł. Ale czego miałem się niby bać. "Ja się do cholery nie boję..."

Komentarze (20):

9/12/13 19:53 , Blogger konfituraa pisze...

Czego się tu bać, no jasne, w ogóle nie ma czego. Zwłaszcza że nie wiadomo czy ona się w ogóle obudzi, to czego tu się bać, no chyba nie właśnie tego? :D
Boże, ale bełkoczę. Chyba za dużo nauki na dziś.Jestem przemaglowana.
Sałatka owocowa! :D Nie wiem czemu, ale spodobało mi się to skojarzenie i w dodatku mam dziwne przeczucie że chodzi o coś bardziej oryginalnego niż ulubioną potrawę Louisy..
Hm. Kurka, on rzeczywiście sobie przypomina... No to szybciej, szybciej, drogi Harry! :D
I bardzo dobrze że nie poprawiałaś bo, a) ja nie widzę błędów, b) chcę szybko ciąg dalszy :P
buziaki!

 
9/12/13 19:59 , Blogger Lou. pisze...

Czego się tu bać, to tylko Harry wie. I może lepiej dla zdrowego rozsądku się w to nie wdrażać. Nie wiadomo co on ma w tej głowie.. :).
Mówisz, że Ci się spodobało to skojarzenie.? :). O proszę :). Zadziwiłaś mnie w tym momencie, bo kompletnie nie przywiązywałam wagi do tego konkretnie zagadnienia. Ale masz rację, nie chodzi tu raczej o jej ulubioną potrawę... Ale ja nic nie mówię.! Samo się okaże :).
On rzeczywiście sobie przypomina.? To co... wątpiłaś, że tamten przebłysk był przełomowy.? No wiesz... Jak śmiesz wątpić w jego mózg... Tak nie wolno :).
Buziaki xx.

 
9/12/13 19:59 , Blogger konfituraa pisze...

No i oczywiście zapomniałam o połowie rzeczy.
Wystrój cudownie przytulny i świąteczny <3 Aż mi się lżej zrobiło na sercu, bo już wyczekuję tych Świąt jak głupia.
A Mikołaj przyniósł Kalistę G.K. Chestertona i Mroczną Wieżę C.S. Lewisa - takie tam, rodzinny gust :P

 
9/12/13 20:01 , Blogger Lou. pisze...

Ty wyczekujesz świąt.? Ja słucham Silent Night od 2 listopada... I czekam i czekam, a tu świąt nie ma... Ale przynajmniej świat zaczął czekać ze mną ;).
Hm, szczerze Ci powiem że nawet nie słyszałam o tych książkach. Fantastyka.? :)

 
9/12/13 20:01 , Blogger konfituraa pisze...

No co, w męski mózg mam prawo wątpić, to uzasadnione :D
No ta sałatka jakoś tak mi się kojarzy pozytywnie, no.
Może dlatego że ją uwielbiam :P

 
9/12/13 20:03 , Blogger Lou. pisze...

No fakt, męski mózg raczej zbytnio ogarnięty nie jest... Także wybaczam :).
I mówisz, że uwielbiasz sałatki.? Ja tylko te warzywne, więc co do owocowych się nie wypowiadam :). Ale warzywne mogę jeść KILOGRAMAMI :). Mmm, aż się głodna zrobiłam...

 
9/12/13 20:04 , Blogger konfituraa pisze...

Masz rację, 2 listopada to jeszcze dla mnie za wcześnie - tylko ja mogłam być tak celna by urodzić się właśnie w Zaduszki. Może chciałam świętować na cmentarzu, jak cyganie...? I mieć więcej świeczek do dmuchania :D Także dopiero po urodzinach zaczynam czekać na Boże Narodzenie :P
To pierwsze to powieść o czasach starożytnych, drugie zbiór opowiadań, częściowo fantastycznych (ja bardzo lubię Lewisa w ogóle - to ten od Opowieści z Narnii, kojarzysz? :P).

 
9/12/13 20:06 , Blogger konfituraa pisze...

Warzywne też uwielbiam. Ja w ogóle uwielbiam jeść. :P

 
9/12/13 20:08 , Blogger Lou. pisze...

Miałaś urodziny niedawno.? No to spóźnione STO LAT :). Śpiewać oczywiście nie będę, mój wątpliwy talent raczej nie powinien się ujawniać :). Ale All i want for christmas to co innego. Jeśli chcesz, mogę Ci to zadedykować :).
Hm, Opowieści z Narnii kojarzę... ale tylko jako film :). Kiedyś podkochiwałam się w tym... Piotrze.? On był najstarszy.? Kurczę, nie pamiętam bohaterów... Edmund, Zuzanna, Łucja i najważniejszego zapomniałam. Ja i moja głowa :).

 
9/12/13 20:09 , Blogger konfituraa pisze...

Dzięki :P

 
9/12/13 20:16 , Blogger Chachinators pisze...

Jak zawszę perfekcyjny rozdział i nic nie szkodzi, że krótki.
Ech.. Ten nasza Hazza. O co chodzi z tym tatuażem? Może Lou taki miała.
Świetny rozdział i czekam na nn.

 
9/12/13 20:19 , Blogger Lou. pisze...

Krótki.? Krótki.? Bez przesady, jest taki sam jak te na początku. Nie czepiać się :). Krótsze pisałam :).
O co chodzi z tatuażem... Hm... Może Lou taki miała, a może jednak Harry powinien się bliżej przyjrzeć swojemu ciału... Boże i teraz mam w głowie Harry'ego pod prysznicem... DOBRA, NIEWAŻNE :). Idę się przejść, mróz może mi wywieje z głowy te wszystkie bezeceństwa...
Buziaki xx.

 
9/12/13 20:27 , Blogger Dinozaur pisze...

Oj, Hazzuś, Hazzuś. Jak ja lubię te Twoje przemyślenia. Zwiać, nie zwiać. No masz rację, tchórzem nie jesteś.
Ta zabawa w skojarzenia bardzo fajna ale SAŁATKA OWOCOWA??? Sorry, ale to jest bardzo dziwne. Dziewczyna, której nie pamięta kojarzy mu się sałatką owocową :D
Żadnych błędów nie widzę a blog wspaniale wygląda :D

 
9/12/13 20:36 , Blogger Lou. pisze...

Hazzuś ma fajne przemyślenia.? Miło mi to słyszeć :). Zawsze mam pewien problem z facetami, zwłaszcza z pianiem ich perspektywą, ale skoro wszystko się zgadza to ja już nie narzekam :).
Hm... Jak ja mam Ci to wytłumaczyć... Żeby się nie wygadać i żebyś zrozumiała... Hm, chyba jednak nie potrafię :). Każdy ma przecież swoje fikumiku na umyśle, więc i Harry tym bardziej :). To z czym mu się kojarzy dziewczyna to jego problem :). A zobaczysz, że z choinki to mu się to nie urwało :).
Buziaki xx.

 
9/12/13 21:24 , Blogger pikseloza pisze...

Prześliczna grafika :) naprawdę super :))
Biedny Harry teraz go męczą ;( ale jeśli sobie dzięki temu przypomni wszystko to niech im będzie...
Nie mogę się doczekać Louisy, tak wiem powtarzam to do znudzenia, ale będę to powtarzać aż ona się obudzi ;)
nie podoba mi się twoja zapowiedź smutnego końca, chyba, że przyślesz mi paczkę chusteczek, bo smutny koniec oznacza, że będę ryczeć jak bóbr (btw. czy bobry płaczą?)
No nic, weny życzę
czekam na next

pozdrawiam
pikseloza

 
9/12/13 21:32 , Blogger Lou. pisze...

Męczą Harry'ego.? Hm, no to tylko jego zdanie, ale niech mu będzie. Zamęczają go wręcz w takim razie :). Ale wyjdzie mu to jeszcze na dobre, więc niech nie narzeka :).
Tak, wiem, ciągle domagasz się Louisy :). Ale na pocieszenie powiem Ci, że już dokładnie za... czekaj, muszę policzyć... pięć rozdziałów zobaczysz Louisę :). Obiecuję Ci to :).
A smutny koniec... Hm, sama się przekonasz, Chusteczki oczywiście mogę wysłać. Ostatnio w Biedronce widziałam takie z Fineaszem i Ferbem, będą akurat :).
Buziaki xx.

 
10/12/13 00:12 , Blogger TakaSobieJa pisze...

Rozdział fajniutki! Sałatka owocowa!? Ja się chyba zaraz zastrzele... Skąd się wzieła ta sałatka!? Ale nieważne...

Biedny Harry! Musi chodzić do tego terapeuty czy czegoś... Ja bardzo lubie jak ktoś mi zadaje pytania, więc chętnie bym się z nim zamieniła. ;-)


Szczerze to nie mam zielonego pojęcia czego boi się Harry... Nie mam teraz do tego głowy...

Nowy wygląd bloga jest git! Czuć tą magie świąt...

Kiedy zaczynają ci się ferie? Mi dopiero 17 lutego...

 
10/12/13 02:07 , Blogger Lou. pisze...

Skąd się wzięła sałatka owocowa.? Cóż... Dowiesz się za kilka rozdziałów :).
Harry jest biedny.? Zdania są podzielone, to ma mu przecież pomóc :).
Czego boi się Harry.? Konfrontacji z Lou :).
Magia świąt.? Mam ją od listopada :)
Kiedy mam ferie.? Jestem na studiach, ja nie mam ferii :). Mam sesję do zdania :).
Odpowiedziałam na wszystko.? I thing soooo :).
Soooo :).
Bye.! ;)
And thanks for your comment.! :).
Jak mnie wzięło na angielski... xx.

 
10/12/13 14:27 , Blogger TakaSobieJa pisze...

Matko jaka ja głupia!!! Jak mogłam zapomnieć, że jesteś kurcze na studiach!? Ogólnie to Ci strasznie współczuje, bo bez ferii to ja bym nie wytrzymała...

 
10/12/13 15:38 , Blogger Lou. pisze...

Niestety, jestem z roku Hazzy. Rocznik '94... Ale o tyle dobrze, że nadal jestem młodsza od niego i to o całe pół roku :). Bo gdybym była starsza... Chybabym poczuła się staro. No ale nic, nie ma co narzekać, równowaga zachowana :).
I wiesz... Ferii niby nie mam, ale są za to dni rektorskie, takie niespodziewane... I dwa tygodnie wolnego na święta :). I tylko cztery razy w tygodniu chodzę na uczelnie, poniedziałki mam wolne... A w czwartki mam tylko jeden wykład, więc jak go sobie czasami oleję, to i czwartek jest cudowny :). Studia niby nie są takie złe ze strony chodzenia, ale za to rozumienie tego co oni próbują mi wpoić... Ja nie wiem jak ja zdam sesję, skoro w głowie to ja nie mam nic więcej poza pięcioma debilami... Mogli by kurczę założyć kierunek Łandajrekszynologii. To bym zdała z palcem w nosie :).

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna