poniedziałek, 8 października 2012

dwanaście.

Rozdział dedykuję pannie I., która to swoim fantastycznym pomysłem natchnęła mnie do napisania początku tej rozległej w tym rozdziale sceny (po prostu kocham Cię za to ;*), oraz M.Payne, która pod poprzednim rozdziałem pochwaliła mój pomysł ze śmietaną. Niestety, to nie był tylko pomysł. Tak traumatyczne sklepowe przeżycia nie trafiają się jedynie Lou. Szkoda tylko, że w rzeczywistości zabrakło jakiegoś takiego Harry'ego i musiałam sama sobie radzić. Ale przeżyłam. I pod wpływem chwili napisałam kolejny rozdział. Zatem... zapraszam :)
***



Jak się okazało, pojechaliśmy odwiedzić babcię.

Moją babcię. Mamę mojego taty. I przyszłą teściową Allison. Nie muszę chyba wyjaśniać, że to z tego właśnie powodu tak bardzo się denerwowała swoimi kulinarnymi wyrobami. Chciała się popisać, pokazać od najlepszej strony, że umie zadbać o tatę i tak dalej... A wiadomo jak to jest, gdy człowiek się mocno stara. Nigdy nic z tego nie wychodzi. Także sobie odpuściła. I właściwie moja wycieczka do sklepu była kompletnie niepotrzebna...

NIE.! Nie idźmy w tym kierunku. Zapomnijmy o tym. Nie było śmietany, nie było Stylesa, nie było zaproszenia. Nic nie było.

A nie... Były odwiedziny u babci. Tylko co się na nich działo...?

No tak, niczego konkretnego nie pamiętam. Całe spotkanie byłam myślami bardziej przy Stylesie i tej całej głupiej sytuacji ze śmietaną, niż przy bliskich. Tak więc streścić go nie mogę.

Zresztą teraz, na lekcji gitary, też daleko mi było do skupieniu się na teraźniejszości...

- Lou, nie myślisz o palcach.! - zagrzmiał Chord, kiedy niezliczony raz dzisiejszego popołudnia pomyliłam chwyty. Jego głos rozbrzmiał tak donośnie po tym moim cichym gitarowym fałszu, że aż drgnęłam.
- Przepraszam.! - automatycznie odpowiedziałam w podobnym tonie. I zaraz przybrałam skruszoną minkę, by przypadkiem nie pomyślał, że się na niego drę. Ale z jego twarzy nie wyczytałam żadnego gestu obrażenia się, czy czegoś takiego. Nawet wręcz przeciwnie. Zerkał na mnie z jakimś takim wyczuciem, jakby badając moją ewentualną reakcję jego przyszłych słów.

- Kłótnia z Quinn cię tak rozprasza.? - wypalił w końcu, trochę niepewnie, jakby naprawdę bojąc się mojej rekcji. Ale jaka mogła być inna, niż taka, że mnie po prostu zatkało.?
- Słucham.? - spojrzałam na niego badawczo.
- Słyszałem, że sprzątnęłaś Quinn faceta sprzed nosa. - wyjaśnił spokojnie, zupełnie bez większych emocji.
- Ja... CO.?! - wytrzeszczyłam na niego oczy.

Mówiłam, że wtedy mnie zatkało.? To sorry, cofam to. Zatkało mnie dopiero teraz. I to w całkowitym znaczeniu tego słowa. Bo nie mogłam słowa wydusić, powietrze utknęło gdzieś w połowie drogi do płuc, myśli jakby wyparowały... No dosłownie zero reakcji życiowych.

- No podobno miała chrapkę na Stylesa, ale on...
- Skąd wiesz..? - przerwałam mu. Z każdym jego słowem mój szok coraz bardziej się pogłębiał, finalnie przyjmując ogromne rozmiary. Wpatrywałam się zaskoczona jego twarz, jakby tam szukając jakiejkolwiek odpowiedzi. Ale poza głupkowatym wyrazem twarzy niczego nie dostrzegłam.
- Po mieście chodzą różne...
- Cholera, to nie Twoja sprawa.! - tym razem szok ustąpił i po prostu się zirytowałam, podnosząc głos.

Tak, było mnie na to stać. Ten cały czas, kiedy uczył mnie grać na tej głupiej gitarze pozwolił mi się oswoić z jego osobą. I nie krępowałam się już przy nim jak przy większości populacji tego globu. Tak więc spokojnie, bez zażenowania mogłam się na niego wydrzeć.

- Ej, spokojnie. - uniósł ręce w obronnym geście. - Wiem, że nie moja, ale... - zawahał się, jakby układając sobie w głowie dalszą wypowiedź, by nie zabrzmiała głupio. Poznałam to po marszczeniu brwi w dziwaczny sposób. Przecież sama nierzadko to robię. Inna sprawa, że nie wychodzi do końca tak jak w zamierzeniu... Ale może on da radę. - Masz moje błogosławieństwo. Żyjcie sobie ze Stylesem długo i szczęśliwie. Póki ty go sobie masz...
- Ej, ej, nie rozpędzaj się, co.? - nawet nie wiem który raz dzisiaj nie pozwoliłam mu dokończyć zdania. Bowiem jednak nie dał rady. Jego wypowiedź była całkowicie pozbawiona sensu i... Co on sobie cholera ubzdurał.?! - Ja nikogo nie mam. - zaznaczyłam dosadnie. Zaakcentowałam każde słowo, by to do niego dotarło i nie robił mi jakichś głupich insynuacji.

- Póki ty sobie nikogo nie masz... - przedrzeźnił mój ton, rzucając mi wymowne spojrzenie. Czyli jednak nie dotarło. I nie dość, że Allison i tata rzucają jakimiś głupimi aluzjami, to jeszcze na lekcjach gitary sobie od tego nie odpocznę. - ...Quinn zrezygnowała z latania za nim. - kontynuował niezrażony po chwili. - I, przepraszam, nie ma się z kim łączyć w tej jakże wielkiej dla niej stracie. No to przyszła do mnie. Pierwszy raz gadaliśmy tak naprawdę. Uwierzyłem nawet, ze to się może udać. Ale jak dzisiaj mi nie pomożesz, wszystko się rozpieprzy...
- Że ja mam ci pomóc.? - spytałam, nie kryjąc sarkazmu, który wprost wylewał się z mojego tonu. Ale on szczerze potaknął. Zignorował, nie dosłyszał, jego sprawa. Ja jedynie prychnęłam w odpowiedzi. - Przepraszam bardzo, a w jaki sposób.?
- Bo jest impreza u Deana.

Tak, bo to wszystko mi wyjaśniło...

- I.?
- I Quinn tam będzie. I ja tam będę.
- To chyba dobrze. - zmarszczyłam brwi. Próbowałam wejść w jego skórę i znaleźć w tym wszystkim rolę dla siebie. Ale kurczę, żadnej nie dostrzegłam.

- Ale Styles też tam będzie. - wymówił jego nazwisko z niejaką niechęcią, znowu marszcząc brwi. Moje wprawne oko wychwyciło również jak ze złością zaciska palce. Aż mu kłykcie zbielały. I nie ukrywam, trochę mnie to przestraszyło.

Ale przynajmniej zrozumiałam jaka miała być w tym wszystkim moja rola. Miałam dopilnować, żeby Chord przypadkiem nie dosunął Stylesowi...

- No i co z tego.? - starając się upewnić w tych moich przemyśleniach, starałam się mówić spokojnie. Jeszcze by tego brakowało, żeby się zdenerwował za moje głupie paplanie, a potem Styles miałby za to obrywać. Jeszcze by to mu pokiereszowało te jego dołki w policzkach i na co ja bym potem...

LOUISE, CHOLERA, NIE MYŚLAŁAŚ O TYM.!

- Jak to co z tego.? - rzucił takim tonem, jakbym co najmniej nie wiedziała ile jest dwa dodać dwa. - Quinn od razu się na niego rzuci.

Spojrzałam na niego z podniesioną lewą brwią. Starałam się zachować surową powagę, bowiem nie ukrywam, doszukałam się podtekstu w tych jego słowach.

Louise, głupku, nie myśl o tym. NIE MYŚL O TYM.! Uspokój się. No, wdech i wydech...

Parsknęłam w końcu śmiechem, nie mogąc wyzbyć się głupich skojarzeń.

- Oj, nie w tym sensie... - przewrócił oczami z irytacji. Natychmiastowo się więc uspokoiłam. - Ale gdybyś ty tam była... - kontynuował po chwili niezrażony, ignorując ten mój dziwaczny przerywnik. - Zajęłabyś się Stylesem, a ja mógłbym zająć się Quinn.
- Chyba zwariowałeś. - prychnęłam. Jego przemyślenia były dosyć odległe od mojej teorii. I w dodatku całkiem idiotyczne. Bo.. bo.. Bo cholera niby jak on sobie wyobrażał to całe zajmowanie.?!

Założyłam ręce na piersi, zaznaczyłam tym samym, że tak łatwo nie dam się przekonać.
- Louise... - spojrzał na mnie błagalnymi oczami. Do kota ze Shreka było mu dosyć daleko, no ale...
...

Stało się. Głupia zgodziłam się pójść na tą imprezę. I co.?

I gdy tylko przekroczyłam próg domu tego całego Deana (swoją drogą nie znałam faceta, ale trudno..), Chord natychmiast zlokalizował miejsce pobytu Stylesa i mówiąc kolokwialnie, zaciągnął mnie do niego. Siłą. Ciągnąc za przedramię. A ja się głupia nawet nie wyrywałam, tylko posłusznie kroczyłam za nim. Bo gdy tylko zobaczyłam te charakterystyczne brązowe loki na tle innych, kompletnie mi nieznanych i obojętnych głów, racjonalne myślenie mi się wyłączyło.

Cholera, z dołków mu już i na włosy przeszło...

Z przerażeniem patrzyłam jak ta znana mi sylwetka robi się coraz bardziej wyraźniejsza. Najpierw dostrzegałam jedynie ogólny zarys - wzrost, szczupła postura, ciemne dżinsy i zwyczajny, czerwony podkoszulek. Potem mogłam już spokojnie zobaczyć jak wymachuje swoimi dużymi dłońmi w rozmowie z jakimś niskim, krępym chłopakiem, na którego szczerze mówiąc nie zwróciłam większej uwagi. Bo byłam w stanie już spokojnie zobaczyć jak Styles uśmiecha się w ten swój charakterystyczny sposób, ukazując rząd białych zębów. Bo to na nich skupiłam całą uwagę, ignorując kompletnie jego dołki w policzkach. Ale gdy już bez żadnych przeszkód mogłam zobaczyć zieleń w jego tęczówkach, wiedziałam, że niebezpieczeństwo jest już nieuniknione.

Był naprawdę, naprawdę blisko.!

- Odwróć jego uwagę, a ja poszukam Quinn. - Chord przyciągnął mnie bliżej siebie i wyszeptał mi te słowa wprost do ucha. A ja po prostu zbaraniałam. Bo Styles stał tak niedaleko, bo zaraz miałam do niego podejść, bo wcale tego nie chciałam i... Zaraz, czego on ode mnie chciał.?

Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego jak na idiotę.

Odwrócić uwagę Stylesa.? Nawet gdybym miała chęć, to jak ty jak on to sobie kurczę wyobraża.? Mam biegać wokół zebranych i gwizdać na palcach.? Debil się jeszcze cholera nie połapał, że ja się do normalnej rozmowy nie nadaje.? Zwłaszcza mając przed oczami te dołki w policzkach.?!

Nie zdążyłam jednak zareagować, kiedy Chord ostatecznym ruchem przyciągnął mnie, idąc w kierunku Stylesa. Z niesłabnącym niepokojem dreptałam za nim, bacznie obserwując Stylesa.

I wtedy mnie zauważył.

Nie mam pojęcia czy wyczuł, że ktoś idzie ku niemu, czy tak po prostu się rozglądał, ale w każdym bądź razie nadal zaabsorbowany konwersacją, od niechcenia zerknął w naszym kierunku. I nasze spojrzenia natychmiast się skrzyżowały. A kiedy jego uśmiech niejako się pogłębił, serce to mi dosłownie zamarło.

I nawet nie spostrzegłam kiedy Chord zdążył zaciągnąć mnie na miejsce, stając w taki sposób, że zostałam dosłownie wciśnięta pomiędzy niego a Stylesa. Gdy już to do mnie dotarło, wstrzymałam tylko oddech.

Obok. Mnie. Stał. Właśnie. Styles.
Cholera.!

Do nozdrzy natychmiastowo wdarł mi się zapach jego perfum. Starałam się oddychać płytko, by jakoś zredukować ten aromat. Ale w żaden sposób mi to nie pomogło. Zapach ten wdzierał się perfidnie do mojego mózgu, jakby chcąc się w nim zapisać na wieczność.

- Matt, chodź na chwilę. - ku mojemu nieustannie rosnącemu przerażeniu, Chord skinął głową na krępego chłopaka, z którym rozmawiał Styles. A on bez większych sprzeciwów kiwnął głową. I chwilę potem mogłam sobie popatrzeć jak odchodzą we dwóch w jakimś bliżej nieokreślonym kierunku.

A ja zostałam sama. Ze Stylesem u boku.

Fakt, otaczała nas chmara ludzi, jak to na imprezie. Głośne rozmowy, śmiechy, trochę pijackiego bełkotu. I muzyka. Niby wszystko działało, ale ja i tak odczuwałam nieprzyjemny dyskomfort z powodu ciszy, jaka między nami zapadła. Bo kompletnie zlekceważyłam całą tą otoczkę i skupiłam się na tym, że stałam obok Stylesa.

- Hej. - odezwał się w końcu. Zabrzmiało to trochę nieśmiało, co niejako kontrastowało z jego pewnym uśmiechem, jaki wpłynął na jego wargi.

Nie chciałam, żeby uznał mnie za jakąś ułomną, gdy pomylę się w jednym głupim powitaniu zapatrzona w te dołeczki, które miałam centralnie przed oczami. Starałam się zatem znaleźć jakąś lokalizację dla mojego wzroku na twarzy Stylesa. Policzki oczywiście nie wchodziły w rachubę, dlatego też ostatecznie zdecydowałam się na czoło. Było nieszkodliwe.

I teraz mogłam odpowiadać.

- Hm... Czee-eeeść. - zająknęłam się,. Westchnęłam, zamykając oczy z zakłopotania. Policzki oczywiście automatycznie zaczęły mnie piec, więc spuściłam głowę, by móc to chociaż trochę ukryć pod osłoną z włosów.

Matko, Lou co się z tobą dzieje... Przecież widziałaś, że tak będzie. Miałaś świadomość, że jak znajdziecie się obok siebie, on w końcu coś powie. To czemu cholera się teraz denerwujesz.?

- Dobrze się czujesz.? - zapytał z troską w głosie. Czułam jego baczne spojrzenie na czubku mojej głowy. I poczułam się jeszcze bardziej głupio.

Ale zamiast odpowiedzieć, zaciągnęłam się dymem papierosowym, który ktoś nagle wydmuchał mniej więcej w moim kierunku. W odpowiedzi jedynie z mojej krtani wydobył się jakiś nieciekawy pomruk. A potem zrobiło mi się gorąco, a w gardle coś załaskotało. I rozkaszlałam się na dobre.

- Przynieść ci coś do picia.? - spytał po chwili, widząc co się ze mną dzieje. Nie mogąc wydobyć z siebie głosu, pokiwałam jedynie głową.

Dłonią wskazał mi, że mam iść z nim. W obecnych warunkach nie miałam sił się sprzeciwiać. Więc ruszyłam przed nim we wcześniej obranym przez niego kierunku, nie zastanawiając się tak właściwie co będzie dalej.

Ale dotarliśmy tylko do okna, które Styles otworzył na oścież. Odetchnęłam detalicznie, kiedy owionęło mnie rześkie i czyste powietrze. Kurczę, mogłam prawie oddychać.

Podeszłam bliżej okna i oparłam się o jego parapet. Zamknęłam oczy delektując się ożywczym podmuchem wiatru, który miło łaskotał moją skórę twarzy.

- Nie ruszaj się stąd. - gdzieś zza pleców dobiegł mnie jeszcze głos Stylesa. Całkiem zapomniałam o jego obecności, więc kompletnie nie zwróciłam uwagi na to, że odszedł.

Ale tak, idź stąd. Jak najdalej ode mnie.!

Kiedy już oddalił się, westchnęłam głęboko. Oddech jakoś tak się ustabilizował, drażniące pieczenie w gardle troszeczkę ustało.. Przestałam tak spazmatycznie kaszleć. I odetchnęłam z ulgą. Nie wiem czy z powodu unormowania zdrowotnego, czy dlatego, że Styles nie zakłócał mi aury swoją obecnością...

Ale chwilę potem znów oddech zamarł mi w płucach. Poczułam bowiem jak ktoś dosyć mocno trąca mnie w ramię. Odwróciłam się zamaszyście, chcąc zobaczyć czy to przypadek, czy ktoś perfidnie próbuje mnie zaczepić. W najgorszym przypadku mógł być to Styles...

Ale stanęłam twarzą w twarz z Quinn.

Stała dokładnie naprzeciwko mnie. Unosiła dumnie głowę, mrużąc oczy i zaciskając usta. Jej twarz wyrażała jawną pogardę. I nie ukrywam, że trochę się jej przestraszyłam...

- No proszę... Widzę, że randka trwa w pełni... - syknęła cicho przesłodzonym głosikiem, zakładając ręce na piersi i niby to przypadkiem trącając mnie łokciem. - Naiwna jesteś, wiesz.? Naprawdę myślisz, że możesz mu się podobać.? - prychnęła do dodania sobie animuszu.

A ja po prostu zachodziłam w głowę o czym ona w ogóle mówi. To się w ogóle nawet kupy nie trzymało.! Jakie niby podobanie, przepraszam bardzo.? Jej się cholera w tym blond mózg pomieszało, czy jak.? Tak, najwyraźniej zwariowała odkąd przestała się uganiać za Stylesem...

- Tak naprawdę jesteś dla niego tylko nowością, zabaweczką z innego kraju, która jak na razie go fascynuje. Ale wiesz co będzie jak już się znudzi.? Wyrzuci cię w kąt... I weźmie sobie nową zabaweczkę. - z każdym kolejnym słowem jej głos stawał się coraz bardziej donośny. Kilka osób stojących blisko nas popatrzyło na nas zaciekawionym wzrokiem. W jednym momencie poczułam i zażenowanie wywołane tą nagłą uwagą nieznajomych, i wściekłość na Quinn, że w ogóle śmie mówić do mnie w ten sposób.

To drugie jednak było silniejsze...

- Po pierwsze, nie trącaj mnie. - nie mam pojęcia skąd wzięło się we mnie tyle samozaparcia, że oddałam jej natychmiastowo i równie mocno. Quinn zareagowała tylko zaciętą miną i zmarszczeniem brwi. Więc postanowiłam trochę dać jej w kość. Jeśli ona sobie może rzucać głupimi oszczerstwami, ja też mogę się w to pobawić..

- A po drugie... Zazdrosna jesteś, co.? Dałabyś się pokroić, żeby chociaż na chwilę stanąć na moim miejscu, prawda.? Ale sorry, on nie gustuje w takich... tanich zabaweczkach. - syknęłam, właściwie zaskoczona własnym tonem i przede wszystkim słowami. Sama nie wiem skąd one pojawiły się w mojej głowie. Przecież sugerowały coś, czego właściwie nigdy nie było. Ale wypłynęły i już ich się cofnąć nie dało...
- Ja zazdrosna.? O ciebie.? No chyba żartujesz. - zaniosła się donośnym śmiechem. I chwilę później spoważniała, patrząc na mnie zaciekle. - Nie rozśmieszaj mnie. - syknęła, znowu mnie trącając. Tym razem o wiele mocniej.
- Cholera Quinn, daj spokój. - westchnęłam głęboko, jakoś dusząc w sobie żądzę zemsty. To by do niczego dobrego nie doprowadziło. A ja chciałam już to po prostu zakończyć. - I przestań robić jakieś idiotyczne sceny... - z niepokojem popatrzyłam jak grupka osób przyglądająca nam się z niesłabnącym zaciekawieniem, coraz bardziej się powiększa.
- Mogę sobie trącać kogo chcę - znowu to zrobiła. Mierząc się spojrzeniami, odeszłyśmy trochę od okna, po czym znowu jej oddałam.

A wtedy Quinn oszalała.

To, co zrobiła, nie można by było nawet nazwać szturchnięciem. Ona mnie po prostu pchnęła. Dosyć mocno i gwałtownie, aż straciłam równowagę. I zaskoczona wylądowałam na tyłku, kiedy przyglądający się nam tłum jakoś dziwnie zaczął się od nas odsuwać.

A potem dostałam w twarz.

- Zwariowałaś.? - krzyknęłam, powstając gwałtownie. Stanęłam centralnie przed nią, patrząc na nią z góry. Tak, miałam tą przewagę fizyczną. Podbudowało mnie to trochę, więc znowu ją trąciłam.
- Zabieraj ode mnie swoje łapy. - mruknęła opryskliwie, jeszcze bardziej mrużąc oczy.

Zauważyłam, że teraz już połowa imprezy przygląda nam się z zainteresowaniem czekając na kulminacyjny moment naszej sprzeczki. Poczułam się cholernie skrępowana z tego powodu. Bo może i miałam przewagę fizyczną, ale to ona była silniejsza. Psychicznie. I nie przeszkadzało jej ogólne zainteresowanie ludzi.

Żeby nie skompromitować się doszczętnie, postanowiłam zakończyć całą tą szopkę.

- Zrobię lepiej. - mimo, że w środku byłam rozdygotana i niepewna, wysiliłam się na bojowy ton. Nie dałam się też sprowokować jej wyzywającemu wzrokowi. Odwzajemniłam go. Niech nie myśli, że jestem taka słaba. - Idę stąd. - odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie.

Nie odeszłam daleko, kiedy niespodziewanie poczułam mocne szarpnięcie za włosy. Automatycznie pociągnęło mnie do tyłu. Odwróciłam się, strącając rękę tej idiotki z moich włosów.

Wtedy ktoś donośnie krzyknął BÓJKA. Usłyszałam tylko jak zebrani zaczynają skandować jakieś zupełne kretynizmy, dopingując albo mi, albo Quinn.

Niestety, ci dopingujący Quinn mieli rację. Ja bić się nie potrafię, więc dostałam od razu z liścia w twarz, po czym ścięło mnie niespodziewanie z nóg. Wylądowałabym na twarzy, gdybym nie asekurowała się dłońmi. Zapiekło, kiedy skóra zdarła się od kontaktu z chropowatą podłogą i aż skrzywiłam się z bólu. Ale to i tak nic w porównaniu z ciosem, który poczułam na swoich plecach. Pisnęłam i wygięłam się w jakimś dziwny skręcie.

I wtedy się wkurzyłam. Oj, ostro się wkurzyłam.
- Dosyć.. – wysyczałam przez zęby, zbierając w sobie wszystkie siły i zapominając o tym całym tłumie, który otaczał nas kręgiem.

Z westchnieniem oparłam się na przedramionach, próbując się podnieść. Czułam się poobijana, więc nie było to takie łatwe jak się wydaje. Stanęło na tym, że przeniosłam cały ciężar ciała na obolałe dłonie, wyżej już nie dając rady się podnieść.

Spojrzałam w górę zza kurtyny opadających na twarz włosów i ujrzałam na twarzy tej kretynki zwycięską minę. Rozwścieczyło mnie to jeszcze bardziej.

Niewiele myśląc oplotłam mocno palcami jej nogę, która znajdowała się całkiem niedaleko mnie i gwałtownie szarpnęłam do siebie. Quinn oczywiście straciła równowagę, lądując z głośnym hukiem na plecach, tuż obok mnie. Dokładnie więc mogłam się przyjrzeć jak jej twarz wykrzywia się w bólu. Syknęła też przeciągle.

Może i powinnam mieć jakieś odruchy współczucia, ale to jedynie napawało mnie dumą. A kiedy Quinn zbierała się w sobie, by wstać, ja jednym ruchem podniosłam się do pionowej pozycji. I spojrzałam na nią ze zgryźliwym uśmieszkiem. Odwróciłam się na pięcie, sugerując koniec sceny. Zamaszystym ruchem poprawiłam podwiniętą od gwałtownych ruchów bluzkę i ruszyłam przed siebie z podniesioną głową.

Nagle jednak ugięłam się od czegoś, co wskoczyło mi na plecy. Nie muszę chyba wyjaśniać, że to była Quinn, która oplotła mnie mocno ramionami za barki.
- Złaź ze mnie kretynko.! - z zachwianą równowagą przez dodatkowe kilogramy na plecach zaczęłam tak manewrować pomiędzy ludźmi, którzy rozstępowali się pomiędzy nami, że w efekcie trzasnęłam tyłem o ścianę. Zabolało i mnie, chociaż cały impet uderzenia padł na plecy Quinn. Obie osunęłyśmy się na podłogę, ale Quinn wydała z siebie jeszcze dziwny jęk. Oczywiście z tego wszystkiego wyswobodziła mnie ze swojego uścisku. Nie czekałam aż zareaguje znowu, tylko podniosłam się szybko z podłogi.

Miałam już tego poważnie dosyć. Chciałam już zakończyć tą całą naszą bójkę i po prostu stamtąd odejść. Ale zdołałam przejść jedynie kilka kroków, kiedy znowu zatrzymało mnie gwałtowne szarpnięcie za włosy. A potem czułam, że lecę na ścianę.

Huknęłam o nią z głośnym jękiem. Zabolał cały przód, który w tak gwałtowny sposób spotkał się ze twardą przeszkodą. Trochę mnie zamroczyło i jakby znowu osunęłam się na dół. Zanim dobrze wróciłam do siebie, złapałam się ściany i przekręciłam o 180 stopni. Spojrzałam na tą idiotkę, która posyłała mi wyzywające spojrzenie.

Z mojego gardła wyrwało się coś pomiędzy warknięciem, a krzykiem. Całym ciałem naparłam na stolik, który stał stosunkowo niedaleko mnie i tym sposobem zdołałam jakoś się podnieść. Rozchybotałam go przez to rzecz jasna, więc wazonik, który na nim stał z głośnym hukiem wylądował na podłodze.

Zignorowałam to i wróciłam szybkim krokiem do Quinn. Złapałam ją za te blond kudły i przyciągnęłam gwałtownie do siebie. Dziewczyna próbowała się oczywiście wyrywać, ale mój uścisk był zbyt mocny. W końcu wbiła mi swój obcas w stopę, więc ją puściłam z głuchym krzykiem.

Idiotka.!

Kuśtykając podeszłam bliżej niej i przez chwilę znów stałyśmy naprzeciwko siebie, mierząc się spojrzeniami. A potem wywaliłam jej z pięści w brzuch.

Zgięła się od impetu uderzenia, zamykając przy tym oczy. Zregenerowała się jednak w miarę szybko, prostując się. I zamaszyście przywaliła mi w twarz. Odrzuciło mnie kilka dobrych metrów. I kolejny raz miałam bliskie spotkanie trzeciego stopnia ze ścianą. Tym razem zdołałam się jednak w ostatnim momencie wyasekurować rękami.

Z westchnieniem determinacji ponownie odwróciłam się przodem do niej. Tej idiotce nadal było mało. Z zaciętą miną i dłońmi zaciśniętymi w pięści szła w moim kierunku. Nim zdołała do mnie dotrzeć i w jakikolwiek sposób mi odwinąć, naparłam plecami na ścianę i energicznie odepchnęłam Quinn nogą.

Patrzyłam jak trochę zataczając się leci na tłum zebranych. Nie czekając aż wróci do siebie, oderwałam się od ściany i ruszyłam w jej kierunku. Obserwowałam spokojnie jak chłopak na którego wpadła podtrzymał ją i odepchnął z powrotem na mnie. Gdy była dostatecznie blisko, przygotowałam się na wymierzenie kolejnego ciosu. Ale ktoś nagle skrępował moje ruchy.

- Zwariowałyście.?! - pomiędzy tym całym harmidrem dobiegł mnie zdenerwowany głos Chorda. A potem ktoś mocniej złapał mnie w pasie, niejako podniósł i pomimo moich wyrywań, przeniósł kawałek dalej.

- Nie dotykaj mnie.! - krzyknęłam, gdy uniósł mnie, żebym nie miała oparcia do wyrwania się. Nie puścił mnie kiedy miotałam się dosyć gwałtownie, ani nawet gdy dostał parę razy po łapach. Po prostu przeniósł mnie całkiem spory kawałek od Quinn.

A gdy już postawił mnie znów na ziemi, nie rzuciłam się z powrotem do blondyny. Oddychałam tylko szybko i urywanie, próbując się uspokoić. Zamaszystym ruchem odgarnęłam też włosy z twarzy, które splątane przysłaniały mi cały świat. Ten ktoś, kto tak bohatersko zareagował źle zinterpretował ten mój gest, bowiem objął mnie jakoś tak mocniej, żebym się tylko nie wyrwała.

Zauważyłam, że w tym samym momencie podobnym sposobem Chord pozbawił Quinn jakiejkolwiek możliwości ruchu. I zmarszczyłam brwi, bowiem myślałam, że to on mnie próbował brutalnie odciągnąć od blondyny. Ale skoro on był tam...

To kto teraz do cholery mnie tak bezczelnie obejmował, opierając brodę na moim ramieniu.?

Ze złością spojrzałam w kierunku, gdzie odczuwałam ten podejrzany skórny kontakt. I zamarłam.

TO BYŁ STYLES.!

Cała wściekłość wyparowała ze mnie w jednym momencie. Zastąpiło ją oczywiście poczucie zażenowania. Bo on stał tak blisko, bo obejmował mnie w pasie, bo... cholera, bo spojrzałam w jego oczy, a potem na usta i, cholera, znów w zielone tęczówki. A przecież nasze twarze dzieliły ledwie centymetry.!

Natychmiastowo odwróciłam głowę, wbijając wzrok w podłogę przed siebie. To mi niewiele pomogło, bowiem nadal czułam jego bliskość. Ciepło, które biło z jego ciała, perfumy wdzierające się w nozdrza i oddech, który w dosyć podejrzany sposób drażnił moją skórę na szyi. Poczułam, że rumieniec, który oczywiście wpłynął na moje policzki, mógłby spokojnie startować do Księgi Rekordów Guinnessa.

- Puść mnie - zażądałam, ku swojemu zdziwieniu. Nie sądziłam, że w takim położeniu byłoby mnie stać na jakiekolwiek słowo. Ale udało się. A on posłuchał. Zwolnił uścisk, muskając przy tym dłońmi odkrytą skórę moich ramion. Przeszedł mnie dreszcz, ale postanowiłam zachować zimną krew i nie dać po sobie tego poznać.

A gdy już poczułam się w pełni swobodna, odeszłam od niego na bezpieczną odległość. Kierowałam się oczywiście do wyjścia. Niestety, nie znajdowało się ono jakoś specjalnie blisko mojego położenia. Praktycznie rzecz ujmując, musiałam przejść przez cały salon, by się stąd ulotnić.

No chyba, że próbowałabym oknem. Ale biorąc pod uwagę fakt, że to drugie piętro, pomysł nie wydawał się zbytnio inteligentny.

Westchnęłam głęboko, poprawiając rękaw bluzki, który zsunął się zdecydowanie za nisko podczas tej całej walki. Rzuciłam jeszcze wściekłe spojrzenie w kierunku Quinn, po czym ruszyłam przed siebie, prosto w tłum. Niestety, nie mogę powiedzieć, że z podniesioną głową. Czułam się upokorzona. Nie pomagało mi też to, że ludzie niejako rozstępowali się przede mną, udostępniając mi ścieżkę. I pomimo tego, że gorliwie wpatrywałam się w podłogę, czułam odprowadzające mnie ciekawskie spojrzenie.

Ja, w centrum uwagi. No pięknie.

Gdy opuściłam salon, niemalże biegiem zeszłam ze schodów, pokonując je po dwa stopnie. Chciałam stamtąd jak najszybciej wyjść, znaleźć się w domu, zadzwonić do mamy i porządnie się wypłakać. Praktycznie już czułam, że łzy napływają mi do oczu. Ale dzielnie je powstrzymywałam ze względu na uczestników imprezy, których mijałam jeszcze na korytarzu, a potem na podwórku. Ale już tak niedaleko było do tego, by opuścić to miejsce...

- Louise, czekaj.! - czyjś głos zatrzymał mnie tuż przed tym jak zamierzałam przejść na drugą stronę ulicy. Nie zastanawiając się kto wśród zebranych mógł w ogóle znać moje imię, przystanęłam, odwracając się. I zobaczyłam Stylesa, który już w zasadzie stał naprzeciwko mnie. - Nic ci się nie stało.? - spytał z troską. Jednym spojrzeniem ogarnął całą moją twarz, jakby chcąc się upewnić, że wszystko jest na swoim miejscu. Ale chyba nie było, bo zmarszczył brwi.
- Nnn-nnie. Wszystko okej. - zapewniłam go zdeterminowanym tonem. Bo przecież nos był na swoim miejscu, oczu mi ta zołza paznokciami nie wydrapała. I nawet nic mnie specjalnie nie bolało.
- Masz rozciętą wargę. - oznajmił cicho, po czym podniósł dłoń, jakby chciał otrzeć z niej krew. Powstrzymał się jednak w ostatnim momencie, udając, że zamierzał przeczesać dłonią swoje włosy. A potem jak gdyby nie wiedząc co ze sobą zrobić, umieścił ręce w tylnych kieszeniach spodni.

Postanowiłam zignorować ten fakt i skupić się na wardze. Podniosłam dłoń do ust i delikatnie po nich przejechałam. Rzeczywiście, na palcu został mokry, czerwony ślad. I dopiero wtedy dotarło do mnie to całe pieczenie.

Automatycznie zagryzłam obolałe miejsce.

- Może... - zawahał się, rozglądając się niepewnie wokoło. Patrzył dosłownie na wszystko, poza mną. Co niejako w jego zachowaniu wydawało mi się dziwne. Może jakoś szczególnie go nie znałam, ale jednak... Dotąd taka postawa nie bywała w jego naturze..

W końcu westchnął, przymykając trochę oczy. I wysilił się na wypowiedź. Trochę niezrozumiałą, bowiem rzuconą praktycznie na jednym tchu.

- Może cię odprowadzę.?
- Nie! - zaprotestowałam gwałtownie. Może jednak zbyt gwałtownie, bowiem spojrzał na mnie zaskoczony i troszeczkę zawiedziony. Nie chciałam, by brał to w jakikolwiek sposób do siebie. Teraz chciałam być sama. W innych warunkach może i bym się zgodziła...

Matko, Lou, daj spokój. Jeśli chodzi o niego to absolutnie nie możesz się na nic zgadzać.!

- Hm, nie, dzięki. - powiedziałam chwilę później już o wiele, wiele spokojniej. Wysiliłam się nawet na nikły uśmiech. - Dam sobie radę.
- Na pewno.? - zapytał z nieukrywaną nadzieją w głosie.

Cholera, gdy tak wypatrywał te swoje zielone oczęta... Ścisnęło mnie w dołku. A to oznaczało, że naprawdę czas już się stamtąd usunąć.

Czując, że jakakolwiek wypowiedź nie przeszłaby mi teraz przez gardło, pokiwałam jedynie głową. I nie siląc się na żadne pożegnania, po prostu stamtąd odeszłam.



***

Narzekać nie mam co, bo pisało mi się nawet szybko i przyjemnie, a efekt w mojej wyobraźni naprawdę nieźle wygląda. Nie wiem tylko jak Wy odbierzecie te moje opisy... Zamiary miałam szlachetne, naprawdę. Przepraszam tylko, że wyszło tak jak wyszło. Ja naprawdę nie potrafię opisywać takich dynamicznych scen. Mam nadzieję, że stylistyka, błędy i powtórzenia nikogo nie zraziły.

Ale mimo wszystko się cieszę, bo dotrwałam do dwunastki.! :) Osiągnięcie dla mnie wielkie, bowiem na tyle opowiadań ile zaczynałam (a było ich może ze trzydzieści), jeszcze nigdy nie przeszłam poza rozdział dziesiąty. A tu proszę, dwunastka i szczere chęci na trzynastkę.! :).

To oczywiście tylko i wyłącznie Wasza zasługa. Kiedy widzę liczbę wyświetleń (ponad 2300.!), albo treść Waszych komentarzy... Aż mnie ściska w dołku. Oczywiście pozytywnie;). Dziękuję, naprawdę gorąco dziękuję ;*.
Jesteście kochane ;*

Oczywiście nieodłączna część: podziękowania dla mojego PR-owca. I za rozsławianie i za molestowanie o odcinki. A, no i za pomoc przy wymyślaniu powodów do kłótni. Bez Ciebie bym tego nie zrobiła, naprawdę... ;)

Komentarze (9):

8/10/12 16:45 , Blogger MPayne:) pisze...

O jejku super opisałaś tą bójkę, kto by pomyślał, że Marissa tak świetnie da sobie radę:) Fajnie, że Harry coraz bardziej się do niej zbliża:) Czekam na kolejny, myślę, że też będzie tak ciekawy:) Pozdrawiam M.Payne:)

 
8/10/12 17:52 , Blogger Unknown pisze...

O maj, ale super.. ;p Dziewczyno do twojego bloga brak słów normalnie, tak super piszesz SZOK! Po prostu boskii rozdział jak wszystkie ;p Ech biły sie o Stylesa hehe ale banana na twarzy miałam jak to czytałam. Rozdział takiii ciekawy, tak dużo się wydarzyło ;) Quinn straszna zołza z niej. Czekam z niecierpliwością na następny oczywiście ;p

http://one-direction-opowiadanie-i-inne.blog.pl/

 
8/10/12 22:20 , Anonymous Anonimowy pisze...

Świetny rozdział jak wszystkie zresztą:)Dużo się w nim dzieje. Masz mnóstwo znakomitych pomysłów:)W tym rozdziale 10 kierunków- to chyba rekord:)Świetnie opisałaś scenę bójki:)Czekam z niecierpliwością na następny PISZ SZYBKO:)Masz wielki T.A.L.E.N.T:)

A, i nie musisz dziękować za pomoc przy wymyślaniu powodów do kłótni. Nie ma za co:)

 
9/10/12 19:38 , Blogger Unknown pisze...

powiem Ci, że jestem po prostu oczarowana, brak mi słów, serio...
pozdrawiam i kontynuuj, bo warto!!!

 
15/10/12 10:15 , Anonymous Anonimowy pisze...

hej :) uważam ze świetnie piszesz rozdziały są bardzo ciekawe i bardzo lubię twojego bloga :) Od dnia kiedy dodałaś ten rozdział codziennie sprawdzam czy może nie dodałaś następnego .Mam nadzieję że szybko dodasz kolejny bo ja już nie modę się doczekać :* pozdrawiam

 
17/10/12 16:58 , Blogger Unknown pisze...

Hejka


Proszęęę daj nowy rozdział :)

 
19/10/12 22:11 , Anonymous Anonimowy pisze...

Mam biegać wokół zebranych i gwizdać na palcach.?

Ale tak, idź stąd. Jak najdalej ode mnie.!
Bardzo mi się podoba:) I.

 
5/3/13 23:30 , Blogger pikseloza pisze...

"- Lou, nie myślisz o palcach.! - zagrzmiał Chord," ja tam myślę, że ona w tym momencie raczej o niczym nie myślała xd
nie powiem, ja nie myślałam, że dojdzie do bójki...
czytam dalej, może jeszcze dziś przeczytam do końca ;-)

 
7/5/13 14:06 , Blogger forever hungry ♥ pisze...

T.A.L.E.N.T tyle ci powiem <3 prześlicznie

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna