czwartek, 26 grudnia 2013

Powrót do piekarniowej przyszłości.

ZAPOMNIAŁAM.!
Zabijcie mnie, poćwiartujcie, zakopcie żywcem, nie wiem. Zasłużyłam. Ale na śmierć zapomniałam.!
Rozdział leżał napisany 3 dni.Całe 3 dni. Nieużyty. Samotny. Biedny. Bo zazwyczaj po napisaniu od razu dodaję, to co stworzyłam. W przebłysku senności myślałam, że i tym razem tak zrobiłam. I szczęśliwa spokojnie oddawałam się poświątecznemu lenistwu, zagłębiając się chociażby w Efekt motyla, czy titanicowe przygody. Leniłam się jak nie wiem, zadowolona, że udało mi się wyrobić tak szybko. Tylko, że dzisiaj sprawdzam i co.? I nic tam nie ma.!
Jestem na siebie tak wkurzona, że bardziej to się chyba nie da. Trzy dodatkowe dni zwłoki przez głupie niedopatrzenie. No po prostu niedorzeczność jakaś. I nawet nie proszę o wybaczenie, bo to było karygodne. Zupełnie nie do pomyślenia. Powinniście mnie zlinczować, czy coś. Najlepiej zesłać na wieczne wygnanie, bo do prowadzenia bloga najwidoczniej się nie nadaje. Ale zanim moja dymisja nastąpi...
Świąteczna piekarnia. Tak, tak, nareszcie.

ALE PRZYPOMINAM.!!
Akcja dzieje się w przyszłości. Rozdział jest kompletnie wyrwany z kontekstu. Niektóre rzeczy mogą być po prostu dla Was niezrozumiałe. Zachowanie Lou może poważnie zdziwić, a relacja z Harrym konkretnie przyprawić o zawał serca. Kto nie jest gotowy na aż tak wielki skok, lepiej niech się wstrzyma. A odważnych zapraszam do czytania :).
***


#mistletoe

- Już mogę.? - westchnęłam niecierpliwie chyba po raz milionowy w ciągu ostatniej godziny. Przez cały czas dodatkowo opierałam się jeszcze ramieniem o futrynę drzwi (przez co poważnie zaczęła mnie mrówczyć), nieustannie trzymając w garści klamkę i lustrując uważnym spojrzeniem zasunięte drzwi od mojego własnego pokoju. Których wygląd chyba już wkułam na pamięć... Poważnie zaczęłam się już irytować, wystukując nogą jakiś nieznany rytm i spoglądając przez małe, korytarzowe okienko na padający na zewnątrz śnieg. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, czując wewnątrz dziecinne ciepło. Święta ze śniegiem zawsze napawały mnie jakąś taką magicznością, nawet jeśli w Polsce miałam takie co roku. W Anglii co prawda takich się nie spodziewałam, ale skoro już się stało i Londyn zasypały wielkie, białe zaspy, mogłam się tylko cieszyć. Zaraz jednak przypomniałam sobie o zaistniałej sytuacji i podciągając rękawy swojego ciemnozielonego, cieplutkiego sweterka, zastukałam mocno w drzwi. - Harry.! - pisnęłam tak donośnie, że nie było bata, żeby mnie nie usłyszał. Ale odpowiedzi nadal nie otrzymałam, więc coraz bardziej wkurzona zaczęłam walić w twardą, drewnianą powierzchnię przede mną.
- Jeszcze nie, ile razy mam powtarzać. - usłyszałam niewyraźny pomruk chłopaka, wytłumiony jeszcze przez zabarykadowane drzwi i tylko westchnęłam ciężko.

Bo to już naprawdę szczyt wszystkiego, żeby nie móc dostać się do własnego pokoju...

Zacisnęłam natychmiast powieki, powoli licząc w myślach do dziesięciu, by jakoś się uspokoić. A kiedy pierwsze, najpoważniejsze mordercze zapały minęły, wypuściłam powietrze przez zęby i mocniej złapałam za klamkę. Owszem, wiedziałam, że drzwi są bezsprzecznie i nieodwołalnie zamknięte, ale gdzieś tam liczyłam na świąteczny cud. No dobra, bardziej na głupotę i niedopatrzenia Harry'ego, ale to przecież zawsze jakaś nadzieja. Niestety nie tym razem... 

No co za kretyn.!

Już sama nie byłam pewna czy bardziej wkurzona byłam na niego, czy na Aly, która go tu tak bezmyślnie wpuściła podczas mojej krótkiej nieobecności. No bo kurczę... Wychodzę sobie na pilne, paniczne okołoświąteczne zakupy, wracam po kilku minutach i dowiaduję się, że niezrównoważona prawie-gwiazda brytyjskiego show biznesu siedzi sobie w moim pokoju i, cytując, 'szykuje mi niespodziankę'... Może i początkowo zrobiło mi się miło, ale po krótkim zastanowieniu doszłam do wniosku, że z tego nie może wyjść nic dobrego.

On, w moim pokoju, sam... Niby nic strasznego na pierwszy rzut oka. No właśnie, na pierwszy. Gorzej by było, gdyby się przyjrzał lepiej i znalazł mój pamiętnik. Mój własny, prywatny pamiętnik. Skarbnik przeżyć, uczuć, marzeń, przemyśleń... I to głównie o nim. Co ja gadam, tam było TYLKO o nim. Odkąd Quinn podsunęła mi ten pomysł radzenia sobie z emocjami, zapisywałam wszystko... WSZYSTKO co tyczyło się Harry'ego. Każdą najdrobniejszą sprzeczkę, każde słowo, które bałam się mu powiedzieć, każde odczucie...

Boże, ja nawet nie chcę myśleć co by się stało, gdyby to wpadło w te jego wielkie łapy...

Zaniepokojona, natychmiast odwróciłam się przodem do drzwi i cicho zapukałam w ich powierzchnię. Szczerze mówiąc nie miałam już sił na więcej, dudniące z przestrachu serce przechwytywało całą energię. Takie czekanie na nieuniknione złe naprawdę wymęcza... Zwłaszcza jeśli nie można nic zrobić, żeby temu zapobiec. Bo moje nawoływania w ogóle nie działały...

On nie miał serca.

- Już.? - spróbowałam ponownie, tym razem bardziej spokojnie...
- Nie. - ...w przeciwieństwie do Harry'ego, którego głos wydał się coraz bardziej wkurzony.
- A teraz.? - rzuciłam natychmiast i zanim otrzymałam jakąkolwiek odpowiedź, drzwi niespodziewanie się otworzyły. Nie zdążyłam nawet porządnie przemyśleć co się dzieje, ani tym bardziej skorzystać z okazji wdarcia się do pokoju, kiedy tuż przede mną pojawił się Harry. Natychmiast zamknął za sobą drzwi i zakładając dłonie za siebie z pewnością zatopił klamkę w swoim uścisku.
- Czy ty nie masz niczego do roboty.? - spojrzał na mnie z góry tym swoim przeszywającym, zielonym spojrzeniem, w którym tańczyły jaśniejące błyski rozbawienia. W dodatku uśmiechnął się bezczelnie jednym tylko kącikiem ust, co w zupełności wystarczyło do tych jego dołeczków. - Święta są. Ciasto trzeba upiec. Jakąś sałatkę zrobić. - rzucił z wyzwaniem. - Co ja potem będę jeść twoim zdaniem.? - zmrużył władczo oczy, tylko pogłębiając ten swój arogancki uśmieszek. A ja zaczynałam powoli żałować, że opowiedziałam mu o tych wszystkich polskich zwyczajach, które w tym roku chyba postanowił wyjątkowo, z myślą o mnie sobie pocelebrować. Ale niech się wypcha z takim poświęceniem...
- Nie wydurniaj się. - prychnęłam, groźnie zakładając przedramiona przed sobą i wysuwając podbródek z urazą. - Wpuść mnie. - rozkazałam dobitnie, patrząc na niego wymownie.
- Jeszcze nie skończyłem. - Harry zmarszczył brwi i zmałpował moją postawę, jeszcze bardziej poszerzając uśmiech. W jego oczach dostrzegłam dokładnie te same błyski, które świadczyły o tym, że się ze mnie nabija, więc natychmiast poczułam się urażona. Gniewnie zmrużyłam oczy i uważnie obserwując twarz Harry'ego, ruszyłam naprzód. Trochę na ślepo próbowałam wbić się między niego, a futrynę drzwi, ale oczywiście nie miałam żadnych szans. Nie dość, że chłopak dokładnie przewidział, że to zrobię, to jeszcze był o wiele silniejszy i w porę oplótł mnie tymi swoimi długimi ramionami, blokując mi jakiekolwiek ruchy.
- Nie ma szans. - szepnął mi niespodziewanie do ucha, przez co jego ciepły oddech owionął moją szyję, a całe moje ciało przeszedł dziwny dreszcz. Próbowałam jakoś z nim walczyć, ale niestety był kompletnie niezależny od mojej woli. I w dodatku wredny, gdyż natychmiast wywołał dziwne pieczenie w okolicy moich kości policzkowych. Sapnęłam, próbując jakoś to uspokoić, a gdy już jako-tako mi się udało, podniosłam głowę i spojrzałam na Harry'ego spod rzęs. Długo. I wymownie. Uśmiechając się przy tym najbardziej słodko jak tylko potrafiłam.

W mojej głowie już rodził się szatański plan. Nigdy nie pochwalałam manipulowaniem innymi, ale w tym momencie trochę nie miałam wyjścia. Moje przemyślenia nie mogły wydostać się na światło dzienne, a już zwłaszcza za pomocą umysłu Harry'ego. Dlatego też nie spuszczając z chłopaka oka, przysunęłam się do niego najbliżej jak tylko mogłam. 

Bijące na alarm serce natychmiast zaprotestowało, budując jakąś dziwną zaporę w gardle, zresztą jak zwykle w momentach, kiedy brałam się za przejmowanie inicjatywy. Ale ta cała wypracowana pewność siebie i tęsknota z ostatniego czasu wzięła górę. Znalazłam w sobie odwagę, żeby zarzucić chłopakowi ramiona na barki i przybliżyć się jeszcze bardziej. Tak bardzo, że zaczęłam czuć jego gorący, cytrusowo-miętowy oddech na twarzy. 

Organizm, wyczuwając do czego to doprowadzi, natychmiast zareagował dziwnym drżeniem i wprowadzeniem nóg w stan watowatości. Na szczęście miałam się o co oprzeć i nie skompromitować się doszczętnie, wywalając się teraz. Co więcej, pokusiłam się o ostatnie spojrzenie w tą zieloną głębię przede mną, emanującą jasnymi błyskami podekscytowania, zanim zamknęłam oczy i ostatecznie skosztowałam tych jego nęcących ust, składając na nich lekki pocałunek.

Wyczułam, że Harry się uśmiechnął, kiedy tylko moje wargi dotknęły jego, przez co delikatne ciepło radości rozlało się po moim wnętrzu. Upewniło mnie to przynajmniej, że nie robię z siebie kompletnej kretynki. Zwłaszcza, że chłopak zacieśnił uścisk swoich ramion wokół mojej talii, przyciągając mnie do siebie mocniej. Ale jednocześnie wcale nie pogłębił pocałunku. Czekał, aż ja się na to zdecyduje. Dał mi pełne pole do popisu... 

Oczywiście skorzystałam. Delikatnie przygryzłam jego dolną wargę, a kiedy jego usta się rozchyliły, powoli pogłębiłam pocałunek. Na odpowiedź nie musiałam czekać długo. Już chwilę później chłopak zacisnął pięści na krawędziach mojego swetra, walcząc o pełną dominację nad pocałunkiem. Wiedziałam, że w tej walce nie mam szans i ostatecznie tak czy owak przegram z kretesem. Już przecież zaczynało mi dziwnie szumieć w głowie, a umysł jakby nagle zaczął wyparowywać, przez co straciłam kontrolę nad własnymi odruchami życiowymi. Ale w tym momencie to było ostatnie o czym mogłam myśleć. Będąc w jego ramionach, mogłam nawet i umierać...

Harry jednak nie był aż tak okrutny i kontrolując odpowiedni upływ czasu, ostatecznie doprowadził do mojej porażki. Wywalczając sobie nade mną pełną kontrolę, zaczął nagle osłabiać pocałunki, ledwo muskając moje wargi swoimi, aż w końcu złożył najdelikatniejszy, najsłodszy pocałunek w samym kąciku moich ust, doprowadzając do ich dziwnego drżenia, jakby błagania o jeszcze. Ale nie zamierzałam tego robić. Teraz miałam inny cel...

Wyczuwając idealny moment, odpowiednio powoli podniosłam powieki. Uśmiechnęłam się delikatnie i starając się poruszać niepostrzeżenie, opuściłam dłoń, niespiesznie kierując ją na klamkę.

- To było bardzo miłe, ale i tak wiem co kombinujesz. - chłopak oznajmił niespodziewanie, zaciskając swój uścisk wokół mnie jeszcze bardziej, co zablokowało mi jakiekolwiek ruchy. I chociaż mówił z tym swoim sympatycznym tonem, ja i tak odebrałam to jako obrazę. Więc tylko prychnęłam i przewracając oczami, sięgnęłam za siebie, zdejmując jego dłonie ze swojej talii. Po czym odsunęłam się znacząco, przeplatając przedramiona przed sobą. - Tak mnie nie podejdziesz, postaraj się bardziej. - dodał jeszcze z bezczelnym uśmiechem. Aż sapnęłam z bezradności, czując wszechogarniające zażenowanie.

No czemu nigdy nie mogłam zrobić tego poprawnie.?! W opowieściach Quinn manipulacje facetem wydawały się takie łatwe, on miał tracić rozum od samego spojrzenia. A jak ja się za to wzięłam, oczywiście porażka w każdym calu. 

Ale zrozumiałam przynajmniej, że już nic nie załatwię na mój wątpliwy urok, muszę się wykazać na innych polach. Szkoda tylko, że i gadania nie mam jeszcze tak idealnie opanowanego... Bo właściwie nie wiedziałam co mam w tej sytuacji odpowiedzieć. Najchętniej to po prostu zdzieliłabym czymś Harry'ego po głowie i na siłę wdarła się do swojego pokoju, by następnie w ogóle zwiać z kraju. Ale jako, że ani nie miałam odpowiedniego sprzętu, ani odwagi, tylko westchnęłam, opuszczając ramiona i ciężko opierając się plecami o ścianę za mną. Zbierając wszystkie swoje nerwy do kupy, na moment wbiłam spojrzenie przed siebie i licząc do dziesięciu, z powrotem spojrzałam na Harry'ego. Który był ewidentnie rozbawiony...

Cham.

- Co ty tam robisz w ogóle.? - spytałam kapitulacyjnie, patrząc na chłopaka bezradnie.
- Nic. - odparł najzupełniej poważnie, wzruszając ramionami. Aż sapnęłam z irytacji. Bo takie wyjaśnienia to on mógł sobie wsadzić... -  Serio mówię, idź się czymś zajmij. - rzucił, zanim zdążyłam chociażby otworzyć usta i cokolwiek powiedzieć. W dodatku, nie czekając na żadną reakcję z mojej strony, po prostu położył mi dłonie na ramionach i odwrócił przodem do schodów. - Jak skończę to cię zawołam. - szepnął mi do ucha, nachylając się do mnie w ten sposób, że już czułam jego ciepło na swoich plecach. Jednak zamiast romantycznego rozwoju akcji, zostałam delikatnie popchnięta w kierunku schodów. A jakby tego było mało, usłyszałam cichy chichot i zanim nawet mrugnęłam, do moich uszu dotarło trzaśnięcie drzwiami.

Bezczelność.!

- Dobra.! - tupnęłam wściekle nogą i przedrzeźniając drzwi, dałam delikatny upust wściekłości. A kiedy poczułam się mniej więcej normalnie westchnęłam i wedle jego prośby, ruszyłam schodami na dół. W połowie drogi oświeciło mnie jednak, że nie usłyszałam najważniejszego. Przekręcanego kluczyka w drzwiach.

A więc...

Wyczuwając swoją szansę, natychmiast zrobiłam teatralny obrót o 180 stopni i pognałam na górę, boleśnie zatrzymując się na drzwiach. Szybko szarpnęłam klamką, ale...
- Zamknięte, sweetheart.! - usłyszałam przytłumiony chrapliwy głos zza drzwi. Idealnie usłyszałam w nim coś na pograniczu wyśmiewania, więc natychmiast poczułam się urażona. I pakując całą swoją dumę, zacisnęłam mocno zarówno szczękę, jak i pięści, oddalając się od tego pokoju, żeby nie zrobić czegoś głupiego. Od razu skierowałam się do kuchni, z pomysłem zapracowania swojej irytacji. Poza tym to było trochę nie fair, że ciężarna kobieta i własna matka harowały w kuchni, a ja czatowałam pod drzwiami i dyskutowałam z ograniczono-umysłowym człowiekiem. Kiedy jednak wparowałam do kuchni, pierwsze co zrobiłam to podeszłam do półki i oparłam się o nią tyłem, zaciskając palce na jej wystającym z lekka blacie. Wzdychając głęboko, spojrzałam na Alisson, która siedziała dokładnie naprzeciwko mnie i sumiennie ucierała coś w dużej, niebieskiej misce. Kiedy zauważyła moją obecność, wprawdzie uśmiechnęła się, ale nie poświęciła mi więcej uwagi. Co tylko mnie ukuło, bo to przecież ona wpuściła tu tego debila...
- Jeszcze tam siedzi.? - spytała nagle, patrząc na mnie pobieżnie zza miski.
- Następnym razem jak tu nagle przyjdzie i zażąda dostępu do mojego pokoju to po prostu zatrzaśnij mu drzwi przed nosem. - rzuciłam wkurzona, zaplatając ręce przed sobą.
- Skarbie, to by nic nie dało. - wtrąciła mama, która kroiła coś w drugim krańcu kuchni. - Wlazłby oknem. - zarechotała, odwracając się do Aly i posyłając jej odpowiednie spojrzenie. A już sekundę później obie skręcały się ze śmiechu.
- Ha ha ha, bardzo zabawne. - zironizowałam, mrużąc oczy i patrząc po każdej z nich morderczo. Widząc jednak, że nie zanosi się tu na spokój, po prostu sapnęłam i wyczłapałam z kuchni, w poszukiwaniu szybkiego i taniego sposobu dostania się do Polski. Tam by mi jednak było o wiele, wiele lepiej...
...

Wkuwając ostatnią szpilkę poczułem nieopisaną dumę. Podobną do tej, którą czułem po każdym występie. Czyli sugerującą dobrze wykonaną robotę. 
"Ciekawe tylko, czy ona cię nie zabije za zrujnowanie jej pokoju..." - usłyszałem nagle z tyłu głowy. Westchnąłem jedynie, ostatni raz patrząc w górę i ostatecznie schodząc z drabiny. Nie, na pewno jej się spodoba. Na pewno...
"Zbytnia pewność to pierwszy stopień do rozstania..." - wredny głosik rozbrzmiał w mojej głowie, tylko mnie denerwując. Aż sapnąłem, składając drabinę i odnosząc ją w sam kąt pokoju. Kiedy sprzątałem wszystkie śmieci, nogą zgarniając je na jedną kopiczkę, w mojej głowie poddenerwowanie tylko rosło. A kiedy wwalałem resztki do worka, niepewność już całkiem mnie sparaliżowała. Bo przecież Lou już była zdenerwowana... Doskonale wiedziałem, że dziewczyna nie przepada za niespodziankami, ale w zasadzie strasznie dawno się nie widzieliśmy... No musiałem się ubezpieczyć.! I liczyć, że Lou przyjmie to entuzjastycznie.
Mimo wszystko poczułem się z lekka niepewnie. Ale kiedy odgarniałem śmieci na bok i ostatni raz spojrzałem na swoje dzieło, uśmiechnąłem się mimowolnie. I szybko wydobyłem telefon z kieszeni, żeby zawiadomić tu w końcu tego niecierpliwca. Bo oczywiście wcześniej siedziała godzinę pod drzwiami i męczyła mnie głupimi pytaniami, a jak przyszła odpowiednia pora, gdzieś wyparowała...

"Skończyłem. Możesz już przyjść."

Wystukałem szybko i nawet nie zdążyłem dobrze zablokować telefonu, kiedy odpowiedź już przyszła.

"Zajęta jestem. Robię to, co kobieta w święta robić powinna. Przy garach stoję."

Uśmiechnąłem się pod nosem, wyobrażając sobie jej obrażoną minę. I dokładnie wiedząc co na nią zadziała, natychmiast napisałem odpowiedź.

"Mam po ciebie przyjść.?"
"STÓJ GDZIE JESTEŚ.!"

Zaśmiałem się cicho, kręcąc głową. Wiedząc, że Lou zaraz może tu wparować, rozejrzałem się pobieżnie wokół siebie, żeby w porę zauważyć ostatnie niedociągnięcia. Kiedy jednak wszystko wydało mi się w porządku, uśmiechnąłem się do siebie i stojąc na środku pokoju, czekałem na dziewczynę. Już nawet słyszałem jej pobieżne kroki na schodach, więc przygotowałem się, że za chwilę tu wleci. A tymczasem usłyszałem jedynie jej westchnięcie i ciche pukanie do drzwi.

- To mogę.? - niepozorny głosik dziewczyny ledwo co przedzierał się przez drzwi. Uniosłem brew nie bardzo wiedząc co mam teraz zrobić.
- Przecież to twój pokój. - wypaliłem w końcu, patrząc z uwagą na brązowe drzwi i nie mogąc ruszyć się z miejsca.
- Bite dwie godziny broniłeś mi wstępu, więc... - jej cichy głosik urwał się w niepewności. Westchnąłem jedynie i popatrzyłem w górę, licząc na jakiś cud. Kiedy jednak żadnego się nie doczekałem, a Lou nadal stała za drzwiami, podreptałem do nich i otworzyłem je z szerokim zamachem.
- No wchodź. - rzuciłem głośno, zapraszając ją do środka nerwowym gestem. Może trochę za nerwowym...
"No tak, Styles, wykaż się..." - wredny głos znowu się odezwał i aż syknąłem, próbując go uciszyć. Na całe szczęście Lou była zbyt zaaferowana zadzieraniem głowy i gapieniem się w sufit z otwartą buzią. Okręciła się kilka razy wokół siebie, aż w końcu chwiejnie stanęła i popatrzyła na mnie zszokowana. Chyba nawet zamierzała coś powiedzieć, ale tylko otworzyła usta i zaraz je zamknęła. Spróbowała jeszcze kilka razy, ostatecznie rezygnując z mówienia i znowu podnosząc głowę.
- Łał. - wydusiła w końcu. A ja uśmiechnąłem się pod nosem, czując rozlewające się ciepło po moim wnętrzu.
...

- No myślę, że łał. Szusowałem góra-dół, góra-dół jak oszalały. - usłyszałam gdzieś zza siebie, ale byłam zbyt zajęta patrzeniem w górę, żeby poświęcić temu jakąś większą uwagę. Po prostu nie mogłam uwierzyć własnym oczom w to, co widziałam. Gapiłam się tylko z otwartą gębą w górę, zastanawiając się czy to aby na pewno mój pokój. Ten sam niepozorny, ledwo posprzątany, niedodekorowany pokój.

Nie, to nie było możliwe...

Nie było bata, żeby taka ciamajda jak Harry w dwie godziny powyklejał cały, dosłownie CAŁY sufit jemiołami. Nie było przestrzeni wolnej, od rogu do rogu jemioły. Żywe, zielone, z białymi jagódkami. Wisiały przy suficie tak po prostu. Jakby magicznie. W ogóle nie było widać ingerencji technicznej. I ja serio miałam uwierzyć, że to on.?!

- No i się pokułem. Patrz jak boli. - niespodziewanie, w tej chwili kontemplacji nad pięknem mojego pokoju czyjeś łapska nagle wywędrowały mi przed oczy zasłaniając cały widok.
- Psujesz efekt. - mruknęłam niezadowolona i z całej siły zamachnęłam się przed sobą. Moja dłoń uderzyła o coś ciepłego, po czym usłyszałam cichy, przeciągły syk. To było jednak o wiele za mało, żeby oderwać mnie od podziwiania góry...

Normalnie nie mogłam oderwać wzroku. Tyle zielonego w jednym miejscu. Tak świątecznie, nastrojowo, trochę magicznie i nieprawdopodobnie... Byłam zdecydowanie urzeczona. Prawie zahipnotyzowana. Kark wprawdzie powoli zaczął się buntować, reagując zniewalającym bólem, ale nawet to nie mogło mnie oderwać. 

- Współczucia w tobie za grosz... - usłyszałam urażony ton i mój wzrok niezależnie ode mnie powędrował w stronę jego nadawcy. Zmrużyłam oczy, patrząc na chłopaka. A kiedy ten zauważył, że ma moją uwagę, wydął śmiesznie wargi i opuścił w niezadowoleniu głowę.
- Jesteś głupi. - wypaliłam, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. A i Harry natychmiast odwzajemnił gest, podchodząc do mnie niespodziewanie. Zanim się obejrzałam, już stał przede mną i kładąc dłonie na mojej talii powoli przesunął je na plecy, w sekundę rozgrzewając je swoim ciepłem. Nie opierałam się kiedy przysunął mnie do siebie. Co więcej, oparłam dłonie o jego ramiona i zadarłam delikatnie głowę, lustrując spojrzeniem jego rozbawioną twarz. Poczynając od zarysu jego szczęki i tych kilku pieprzykach na jej krawędzi, powoli przeszłam przez malinowe, nęcące usta, aktualnie bezczelnie wygięte, kształtny nos, czoło poniekąd przykryte lokami, kończąc na kolejnym zerknięciu w stronę wystrojonego sufitu.
- Po prostu przygotowany na wieczór. - stwierdził półgłosem, chrypiąc mi tuż nad uchem. Więc znowu bezwiednie popatrzyłam ku niemu, akurat, żeby zobaczyć jak wymownie mruży oczy. - Nie wykręcisz mi się już. - zaśmiał się cicho, odpowiednio zagryzając wargę. Co za niewyżyty człowiek...
- No właśnie widzę. - prychnęłam, patrząc na jego wyczyny z dozą politowania. - Jakim cudem to zrobiłeś.?
- Tajemnica. - wzruszył pobieżnie ramionami, szczerząc się zupełnie niewytłumaczalnie.
- Ale przynajmniej dobrze się trzyma.? - spytałam całkowicie poważnie, przypominając sobie o moich początkowych rozterkach. - Nie zleci nam nagle na głowę.? - kontrolnie zerknęłam w górę, ale nie wyglądało na to, żeby coś miało się zepsuć. Konstrukcja wyglądała na solidną i to właśnie wzbudzało najwięcej moich wątpliwości...
- Dzięki za wiarę, sweetheart. - Harry skrzywił się tylko, chyba czując się niedoceniony. Zupełnie niepotrzebnie, bo naprawdę mi się podobało. I żeby jakoś mu to przekazać, powoli przejechałam dłońmi przez jego ramiona, docierając aż na jego kark, gdzie swobodnie przeplotłam palce. Chłopak natychmiast się rozpogodził. - Popatrz w górę. - rozkazał nagle, ściszając dziwnie głos.
- Patrzę. - posłusznie zadarłam głowę, chociaż kompletnie nie rozumiałam do czego on zmierza. Ale byłam teraz pod zbyt dużym wrażeniem, żeby myśleć...
- Pod iloma stoisz.? - usłyszałam po chwili, więc marszcząc czoło szybko przeliczyłam gałązki centralnie nade mną.
- Jakieś 8, 9. - rzuciłam wynikiem, powracając spojrzeniem przed siebie, czyli prosto na twarz chłopaka. I tylko jeszcze bardziej zmarszczyłam brwi, nadal zupełnie nie wiedząc o co mu chodzi.
- No to do dzieła. - wyszczerzył się nagle, co spowodowało pojawienie się tych jego uroczych dołeczków. Serce natychmiast mocniej mi zabiło, a nogi dziwnie zmiękły, ale mimo wszystko znalazłam gdzieś siłę na cichy śmiech.
- Jesteś niewydarzony. - pokręciłam tylko głową, na moment zamykając oczy. Nie wiem dlaczego, ale mój organizm chciał się nawet odsunąć od chłopaka, jednak kiedy napotkał opór ze strony jego oplecionych na mojej talii dłoniach, zrezygnował natychmiast. I przylgnął do ciała Harry'ego jeszcze bardziej. Dokładnie w ten sposób, że wyraźnie czułam monotonne, powolne kołysanie się jego klatki piersiowej. Ciepło, które odpłynęło od jego ciała natychmiast zgromadziło się w moich policzkach, świecąc z pewnością dorodną czerwienią.
- Raczej przebiegły. - usłyszałam jego przyciszony głos i zauważyłam, że uśmiecha się z wyzwaniem.
- Bezczelny. - rzuciłam wyniośle.
- Jakbym nie wiedział. - Harry prychnął śmiechem i wzruszył gwałtownie ramionami. Zanim się obejrzałam, jego dłonie przycisnęły mnie do jego ciała jeszcze bardziej, a w przypływie dezorientacji tym gestem, dopiero po chwili poczułam jego gorący oddech na twarzy. Nie powiem, trochę mnie to oszołomiło, ale jednocześnie sprawiło dziwną przyjemność. Zwłaszcza, kiedy ciepło oddechu na moich ustach zamieniło się po chwili na ciepło jego warg. Miękkich, zachłannych i tak ogłupiających, że nie mogłam skupić się na niczym innym.
...

#have yourself a merry little christmas

Czułam się nieco dziwnie, przedzierając się przez wyludnioną, pustą, ciemną ulicę. I chociaż w całkiem niedalekiej odległości migały radośnie świąteczne ozdoby, nie mogłam się wyzbyć wrażenia, że coś za mną idzie. Raz za razem oglądałam się więc kontrolnie za siebie, ale oczywiście niczego nie widziałam. Chociaż w zasadzie to i lepiej... Wolałam nie wiedzieć co bym zrobiła, gdybym nagle kogoś za sobą zobaczyła.

Westchnęłam głęboko, nabierając do płuc zimnego powietrza i pociągnęłam nosem. Mroźne powietrze szczypało mnie w policzki, z pewnością pokrywając je dorodną czerwienią, co oczywiście tylko zaczynało mnie irytować. Bo ileż można się rumienić.? Mój humor jednak ułaskawiały te spływające z góry płatki śniegu, które lokowały się na moim brązowym płaszczu i oczywiście we włosach, powodując ich lekkie podkręcenie. Całkiem mi się to podobało.

Ale nadal mimo wszystko miałam ochotę udusić Harry'ego. Jak zwykle wysyłał niejasne sms'y i nie reagował na moje pytania. Wiedział, że ciekawość tak czy owak w końcu zwycięży... no dobra, to moja wrażliwa natura nie pozwoli mi go zignorować, więc bezczelnie sobie ze mną pogrywał.

Okej, może na początku nawet się ucieszyłam, kiedy zaproponował mi spotkanie. Wiadomo, uparłam się na te święta w Londynie tylko i wyłącznie z jego powodu, a na dobrą sprawę przez rodzinne obowiązki od dwóch dni nie mieliśmy czasu się spotkać. A taka randka w bożonarodzeniowy wieczór... Romantycznie. Ale jednak łażenie samej po nocy pustymi ulicami nie było zbyt przyjemne. A jemu nawet nie chciało się ruszyć tyłka, żeby po mnie przyjść.

Wraz z wykwitnięciem tej myśli w mojej głowie, ścisk niesprawiedliwości natychmiast opanował moje wnętrze. Bo takie myślenie naprawdę było nie fair...
Przecież wiedziałam czym kończy się jego wychodzenie z domu. I on też wiedział. Rozumiał też, że na pewno nie mam ochoty walczyć z piszczącymi fankami, a już tym bardziej unikać fleszów fotoreporterów. Dotychczasowa ostrożność pozwoliła mi zachować anonimowość i to, czego tak nieśmiała osoba jak ja potrzebuje najbardziej - spokoju. Więc mimo wszystko lepiej było się nie pokazywać z Harrym w miejscach publicznych. Nawet jeśli chodziło jedynie o krótki fragment dzielący nasze domy. Doświadczenie nauczyło mnie, że jeśli chodzi o nowe gwiazdy brytyjskiego show-biznesu, paparazzi bywają namolni i nieprzewidywalni. Harry po prostu starał się być ostrożny. I na pewno nie mogłam mu mieć tego za złe.

Poza tym, propozycja spotkania w Boże Narodzenie, bądź co bądź, rodzinny dzień, kiedy długi czas był poza domem, była szalenie miła. I rodziła myśl, że mimo wszystko w jakiś sposób... być może...

No dobra, bez przesady.

Westchnęłam, zażenowana własnymi myślami, w końcu docierając pod znajomy dom. Ostatni raz rozejrzałam się niepewnie wokoło i mocniej ścisnęłam pakunek, który cały czas dzielnie niosłam przed sobą. Teraz jednak nie byłam pewna co mogłabym z nim zrobić... Przygotowałam się przecież na niespodziankę, więc nie mógł tego zauważyć. Ale gdzie mogłabym schować duże pudełko, nie mając absolutnie żadnej przykrywki.? Ostatecznie postawiłam na staromodne schowanie prezentu za plecami. A nóż widelec niczego nie zauważy... I ze słabym przekonaniem co do tego pomysłu, ostrożnie otworzyłam bramkę i od razu ruszyłam do ogrodu.

- A gdzie czapka.? - usłyszałam niespodziewanie głos pełen wyrzutu i aż drgnęłam przestraszona. Serce natychmiast rozdygotało się z przestrachem, niejako przyspieszając mój oddech. Cały czas trzymając pakunek za sobą mimowolnie podniosłam jedną dłoń do serca i zacisnęłam ją na materiale swojego płaszcza, biorąc głębszy, mroźny, ale przede wszystkim uspokajający oddech. Pokręciłam delikatnie głową, rzucając urażone spojrzenie w kierunku, skąd dobiegł mnie dźwięk. A gdy zauważyłam Harry'ego ubranego w ten swój bezrękawnik, siedzącego na odśnieżonej ławce i patrzącego na mnie ze zmarszczonym czołem, prychnęłam jedynie.
- "O 21:00 w ogrodzie. Tylko na pięć minut." - zacytowałam treść sms'a i krzywiąc się z niezadowoleniem, przebrnęłam przez zaspy ogrodowego śniegu, siadając w końcu obok niego. Niepostrzeżenie wsunęłam pakunek za ławkę i aż odetchnęłam z ulgą widząc, że Harry tego nie zauważył. Dla niepoznaki, ułożyłam ręce przed sobą, w widocznym miejscu i potarłam niby od zimna, chociaż przecież miałam rękawiczki.
- Powiedzmy, że to pięć minut tej twojej strefy czasowej. - Harry rzucił z pewnym wyzwaniem, szczerząc się kretyńsko. - Więc będziesz marznąć. - zagroził, a ja mimo wszystko nie mogłam pozbyć się wrażenia, że rozmawiam z własną matką. Tylko ona potrafiła mi wcisnąć czapkę w tak piękny wieczór...
- Żartujesz.? - prychnęłam, rozglądając się wokoło z zaciekawieniem. Powoli piłam wzrokiem świąteczny ogród domu Harry'ego, czując dziwne podekscytowanie. Zmierzch zapadł już dawno i niebo pokryło się zupełną czernią, z której magicznie spływały leniwie malutkie płatki śniegu. Ogród idealnie oświetlało pomarańczowe światło z okien domu chłopaka oraz kolorowe, migające lampki choinkowe z drzewka obok ławki. Wszystko, okroszone dodatkowo pokładami śniegu wyglądało niezwykle. I nawet niska temperatura nie mogła mi tego zepsuć. - Jest cudownie. - westchnęłam, ostatni raz spoglądając na ogród, po czym szybko przeniosłam twarz na chłopaka i uśmiechnęłam się nieznacznie.
- Jasne. - przewrócił oczami. - Cudownie to ty będziesz jutro chorować jak ci uszy zmarzną. - spojrzał na mnie wymownie, po czym sięgnął dłonią do tej swojej szarej, postrzępionej czapki i szybkim ruchem zdjął ją z głowy. Odkładając ją na kolana, pochylił po chwili głowę i poprawiając swoją fryzurę tym swoim sposobem, zgarnął grzywkę na prawo, wyprostowując się nagle i szczerząc bez powodu. Nie spuszczając ze mnie oka, zgarnął czapkę z kolan i wyciągnął ją w moją stronę. - Zakładaj. - rozkazał tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Daj spokój. - trąciłam go lekko po dłoni, po czym wpakowałam ręce do kieszeni na znak absolutnego protestu. - Naprawdę nie jest mi zimno. A ty zmarzniesz.
- Mówiłem, że to dyskusja.? - Harry obruszył się tylko, marszcząc czoło w głębokim niezadowoleniu. - Nie. - odpowiedział sam sobie. I zanim zdążyłam zareagować, praktycznie siłą wcisnął mi czapkę na głowę, burząc mi przy okazji całą fryzurę.

Oczywiście zrobił to zbyt gwałtownie, przez co czapka spadła mi prawie na oczy, przysłaniając jakąkolwiek widoczność. Aż sapnęłam z irytacji, ale zamykając oczy, spokojnie przeczekałam jego majstrowanie przy mojej głowie, kiedy próbował jakoś naprawić sytuację i podnieść czapkę. Ostatecznie wsunął też pod nią kilka wrednych kosmyków, łaskoczących mnie po twarzy i nareszcie zostawił mnie w spokoju. Kiedy otworzyłam oczy ujrzałam jak uśmiecha się bezczelnie, ewidentnie z siebie zadowolony. Przewróciłam jedynie oczami, ale poprawiłam jakoś tą jego katastrofę. A kiedy już myślałam, że jest po wszystkim i spokojnie ułożyłam dłonie na kolanach, Harry wyprostował się gwałtownie, zupełnie jak na tych bajkach, kiedy ktoś wpada na genialny pomysł, a nad głową zapala mu się żarówka, po czym wychylił się za ławkę.

Co znowu...?

- Trzymaj też to. - już po chwili się wyprostował, ostrożnie trzymając w dłoni granatowy kubek z parującym czymś, co zdecydowanie pachniało jak gorąca czekolada. Automatycznie się uśmiechnęłam, kojarząc zapach z naszą pierwszą randką. - Tylko się nie oblej. Ani mnie. - sapnął z przejęciem, kiedy przybliżał się z tym do mnie powoli, żeby nie rozlać nawet kropelki. A ja poczułam się troszeczkę urażona brakiem wiary w moją bezwypadkowość. Nie zrobiłam przecież niczego głupiego od...
... godziny, kiedy przypadkiem przerwałam kabel od lampek choinkowych.

No dobra, nieważne.

- To naprawdę gorące, bardzo by bolało. - zaznaczył jeszcze, zatrzymując się z kubkiem tuż przed moimi rękami i patrząc na mnie uważnie. Tak, zrozumiałam, że jestem niemrotą... Westchnęłam jedynie zirytowana, sięgając ostrożnie po kubek obiema dłońmi. - Uważaj. - Harry syknął z przejęciem i aż się zapowietrzył, widząc, że niebezpieczne narzędzie już jest w moich rękach. - Nie oparz się. - machnął ręką, kiedy kubek ostatecznie wylądował w moim uścisku i od razu powędrował do ust. Nie mogąc się powstrzymać, natychmiast wzięłam niewielki łyk słodkiego płynu, który rozlał się po moim wnętrzu przyjemnym ciepłem, po czym ostrożnie odłożyłam kubek na kolana. I wówczas zorientowałam się, że Harry cały czas bacznie mnie obserwował.

No za grosz zaufania...

- Mam rękawiczki. - prychnęłam z wyrzutem, próbując nie dać po sobie poznać jak bardzo jego zachowanie mnie dotknęło. Ale sądząc po jego reakcji, nawet mi wyszło...
- Jasne, o rękawiczkach pamiętasz, o czapce już nie. - podniósł lewą brew i spojrzał na mnie z delikatnym politowaniem. Przekornie natychmiast się uśmiechnęłam i z lekka opuściłam głowę.
- Miało być romantycznie. - spojrzałam na niego spod rzęs, lustrując spojrzeniem jak jego twarz z poważnej zmienia się w rozbawioną. Jego malinowe usta natychmiast wygięły się w niekontrolowanym uśmiechu, powodując pojawienie się tych przeuroczych dołeczków, a oczy rozbłysły jaśniejszymi refleksami. I chociaż to wszystko tylko pogłębiło mrozowe rumieńce na mojej twarzy, poczułam się dziwnie szczęśliwie. - Wiesz, śnieg na włosach podobno wygląda bajecznie. - kontynuowałam niezrażona, chociaż powoli cała pewność tego kroku zaczęła ze mnie ulatywać. Przypadkiem nie przesadzałam.? Widząc jednak coraz większy uśmiech na twarzy Harry'ego, upewniłam się, że nie. - Miałeś oszaleć z zachwytu. Ale oczywiście wszystko zepsułeś. - zakończyłam z udawaną pretensją i pobieżnie wzruszyłam ramionami, ponownie podnosząc kubek do ust. Gorąca para natychmiast owiała mi policzki, a słodki zapach wsiąkł w nozdrza. I chociaż pierwotnie miało to służyć przykryciu rozbawienia, tak oszalałe zmysły zmusiły mnie do upicia kolejnego przyjemnego łyku.
- Teraz ty będziesz szaleć. - chłopak tylko poruszał brwiami i ostrożnie wyciągnął kubek z mojego uścisku. Nie spuszczając ze mnie oka, postawił go gdzieś pod ławką, a uwolnioną ręką już po chwili sięgnął mojego podbródka. Prychnęłam jedynie śmiechem, kiedy niespodziewanie przybliżył się do mnie, opierając się czołem o moje czoło i zawisnął nad moimi ustami. Jego gorący, pełen niecierpliwości oddech wyjątkowo drażnił moje wargi, więc mimowolnie je rozchyliłam, czekając na nieuniknione.

Jednocześnie poczułam jak niepewność zalewa moje wnętrze, powodując przyspieszone i niestety zbyt donośne kołatanie serca. Zacisnęłam szybko powieki, modląc się w duchu, żeby Harry tego nie dosłyszał, ale zanim wypowiedziałam chociażby jedno słowo w myślach, jego ciepłe usta już wylądowały na moich. I nagle wszystko inne przestało mieć znaczenie. Jakby nagle całe otoczenie zupełnie wyparowało. Mogło się teraz palić, walić i wyć na alarm, a i tak by mnie to nie obeszło. Skupiłam się bowiem na chłopaku przede mną, który nie dość, że ogłupiał mnie tym swoim charakterystycznym zapachem, to na dodatek pobudzał moje najśmielsze marzenia całując mnie z troską i całą tęsknotą tych wszystkich dni, które spędziliśmy z daleka od siebie.

Oddawałam pocałunki z niezwykłą zawziętością, zachowując jednak swoją skromną delikatność. I tak wiedziałam, że w batalii o dominację z nim nie wygram, wolałam po prostu poddać się jego rytmowi i czerpać z tego niepohamowaną przyjemność, rozlewającą się ciepłem po moim wnętrzu.

W ogóle nie myśląc, sięgnęłam dłonią do policzka Harry'ego i nawet przez rękawiczkę poczułam jak jego skóra bardzo jest rozgrzana. W tym samym momencie poczułam jak jego równie ciepła dłoń powoli wsuwa się pod moje włosy, prosto na kark, przyciągając mnie do jego sylwetki. Uśmiechnęłam się pomiędzy pocałunkami, w ramach protestu przekornie zagryzając swoją dolną wargę. Harry i tak natychmiast wyswobodził ją z uwięzi, już po chwili składając na niej lekki jak powietrze pocałunek. Którego wcale nie pogłębił, a przeniósł jedynie na kącik moich ust, gdzie ostatecznie zakończył pocałunek, po czym odsunął się ode mnie nieznacznie, znowu opierając się czołem o moje czoło.

Westchnęłam delikatnie, biorąc kolejny zbawczy oddech i powoli podniosłam powieki. Utkwiłam spojrzenie w błyszczących oczach chłopaka, w których aktualnie odbijały się wszystkie kolory lampek z drzewka obok. Uśmiechnęłam się mimowolnie, upajając się tym magicznym widokiem i bliskością chłopaka. Ciepło bijące od jego ciała skutecznie rozgrzewało moje wnętrze i pobudzało moje serce do nadnaturalnego bicia, pompującego krew prościutko do moich policzków.

- Strasznie, strasznie, strasznie tęskniłem. - szepnął nagle w moje usta, znowu drażniąc je swoim gorącym oddechem. I chociaż strasznie chciałam wszystko powtórzyć, skromnie zagryzłam wargę i odsunęłam się delikatnie od chłopaka.
- Wiem. - kiwnąłem delikatnie głową, uśmiechając się nieznacznie. - Mówiłeś mi to wczoraj. I przedwczoraj. I dwa dni wcześniej.
- I nadal czekam na odpowiedź. - usłyszałam jego miękki ton, który aż zakuł mnie gdzieś w środku. Jęknęłam wewnętrznie, czując się jakby przyparta do muru i gwałtownie zaczęłam przeszukiwał swój umysł w poszukiwaniu zastępczego tematu. Przecież ja zupełnie nie byłam gotowa na żadne deklaracje...
- Em... Mam coś dla ciebie. - zgrabnie zmieniłam temat, uśmiechając się nagle szeroko. Kątem oka wyłapałam jak chłopak natychmiast marszczy czoło, przyjmując groźną minę, ale zignorowałam to i szybko wydobyłam paczkę zza ławki.
- Słucham.? - rzucił z pretensją, patrząc to na mnie, to na paczkę. Wykorzystując fakt, że był aktualnie w szoku, szybko wcisnęłam mu pakunek w dłonie i przezornie schowałam ręce do kieszeni, żeby nie mógł mi tego oddać. - Chyba się na coś umówiliśmy. - wbił we mnie groźne spojrzenie i aż się skuliłam w sobie. Nie podobało mi się to, ale postanowiłam być twarda. Nawet jeśli w gardle już rosła mi jakaś dziwna, nieprzełykalna gula nieśmiałości. Która mimo wszystko trochę się zmniejszyła, gdy Harry mimowolnie położył sobie paczkę na kolanach i oparł o nią swoje łokcie, wyrzucając przed siebie ręce z pretensją. - Żadnych prezentów.
- Mam cały pokój w jemiołach. - mruknęłam z wyrzutem, chociaż nie zabrzmiało to choćby i w połowie tak jak zamierzałam.
- Serio myślisz, że to było dla ciebie.? - Harry tylko zmrużył oczy i posłał mi pełne podejrzliwości spojrzenie. Oczywiście, że wiedziałam, że zrobił to generalnie dla siebie, ale mimo wszystko to ja miałam teraz ozdobiony pokój, nie on. I czułam wewnętrzną potrzebę odwdzięczenia się, czy tego chciał czy też nie.
- Chcesz mnie wkurzyć w święta.? - westchnęłam ostrzegawczo, patrząc chłopakowi prosto w oczy. Zauważyłam jak ciemne plamki w jego tęczówkach błyskają irytacją i dokładnie wiedząc, że to moja wina, natychmiast opuściłam spojrzenie, nagle interesując się własnymi dłońmi, które splotłam niepewnie na kolanach. Czułam, że wzrok Harry'ego nadal jest wbity w czubek mojej głowy, na co mój organizm zareagował tymi durnymi rumieńcami, które z miejsca wyprzeklinałam w myślach.
- Tak to jest umawiać się z babą... Najpierw mówi jedno, potem robi drugie. - usłyszałam pomruk niezadowolenia ze strony chłopaka i z lekka podniosłam głowę. Maskując się włosami opadającymi mi na policzki, zerknęłam na niego niepewnie. - To z brakiem prezentów to był przecież twój pomysł. - skrzywił się tylko, nie spuszczając ze mnie oka. Aż westchnęłam z irytacji, próbując wziąć się w garść i nie polec w tak ważnym momencie. Jednak pustka w głowie wcale mi nie pomagała. Ani tym bardziej ta nadal rosnąca gula w gardle, która blokowała każde próbujące się wydostać słowo.
- Kupiłeś siostrze iPhona za 5 tysięcy. - rzuciłam w końcu, po czym mimowolnie sięgnęłam dłonią do linii włosów. Demaskując się w zupełności, jakimś cudem założyłam je za ucho pod tą czapką. - Miałam czekać aż kupisz mi coś równie drogiego, a ja wyskoczę z jakimś badziewiem.? - spojrzałam na niego z politowaniem. - Tylko bym się wygłupiła.
- Teraz ja wychodzę na głupka, bo ja naprawdę nic dla ciebie nie mam. - obrażony, założył ramiona przed sobą i gwałtownie odchylił się na oparcie ławki. - Myślałem, że umowa jest na poważnie.
- Bo była. - odparłam miękko, chcąc jakoś załagodzić sytuację. To przecież nie był czas na kłótnie, a ja z każdą chwilą traciłam kolejne argumenty. Poza tym czułam się coraz bardziej niepewnie, o czym świadczył ten nieprzyjemny ścisk w mostku. - Ale jak zobaczyłam ten pokój, to mi się głupio jakoś zrobiło. - mimowolnie wzruszyłam ramionami, czując jak ochota na mówienie coraz szybciej się ze mnie ulatnia. Chrząknęłam więc na odwagę i sięgając dłonią do włosów, opuściłam głowę w niepewności. - To naprawdę nie jest nic wielkiego. - mruknęłam cichutko i nawet nie byłam pewna czy dosłyszał. Sądząc jednak po jego przewróceniu oczami... Tak, chyba zrozumiał. Co nie zmieniało faktu, że przekonany to on nie był... Dlatego sięgnęłam po radykalniejsze środki. Po stoczeniu wcale nie lekkiej walki z samą sobą, udało mi się w końcu wyprostować i wytrzymać uciążliwy wzrok chłopaka. Wzdychając na odwagę, z lekka nachyliłam się w jego stronę i delikatnie pchnęłam do niego paczkę. - Bierz, bo się obrażę. - rzuciłam z determinacją.
- Dobra. - Harry w końcu westchnął wkurzony, a ja poczułam dziwne zadowolenie wygraną batalią. I nawet uśmiechnęłam się zwycięsko, nie omieszkając posłać Harry'emu odpowiedniej miny. Którą zignorował, przysuwając do siebie pudełko i gapiąc się w jego wielką kokardę jak szpak w wiadomo co. - Nic wielkiego, jasne... - prychnął pod nosem, kręcąc z politowaniem głową. Ale mimo wszystko sięgnął w końcu do wieka i powoli zdjął je z pudełka.

Natychmiast poczułam pod mostkiem ścisk niepewności. Nie wiedziałam jak Harry zareaguje na moją niespodziankę i nawet nie chciałam się o tym przekonywać. Miałam ochotę po prostu stamtąd uciec i zaszyć się w jakiejś samotni, dopóki chłopak nie ochłonie po wszystkim i wyda ostateczny sąd, czy prezent mu się podoba czy nie. Bo kiedy zauważyłam jego nieodgadnioną minę, kiedy po odrzuceniu folii bąbelkowej, napotkał na kolejne pięknie opakowane pudełko, zrozumiałam, że niepewność może mnie dosłownie zabić.

Mimowolnie wstrzymałam oddech, kiedy chłopak odrzucił niepotrzebne rzeczy na śnieg i powoli zrywał zielony papier w choinki z pudełka, otworzył go, wyjął kolejną folię, a spod niej jeszcze jedno takie samo pudełko. Oczywiście mniejsze. Po odpakowaniu którego znajduje kolejne, jeszcze mniejsze. W którym kryje się jeszcze mniejsze. A po powtórzeniu całego procesu ze zrywaniem zielonego papieru, odkrywaniem pokrywy i wyrzuceniem folii bąbelkowej odnajduje jeszcze bardziej mniejsze. Które ostrożnie wyjął z poprzedniego i niespodziewanie wcisnął mi przed oczy.

- Żarty sobie ze mnie teraz stroisz.? - spojrzał na mnie uważnie, marszcząc brwi w głębokim, teatralnym zamyśleniu. - Tam w ogóle coś jest.?
- Mówiłeś, że lubisz odpakowywać prezenty. - odsunęłam od siebie pudełko i wzruszyłam ramionami. - Kop dalej. - uśmiechnęłam się zachęcająco, a chłopak wrócił do całego procesu odnajdywania coraz to mniejszych pudełek. A ja z przyjemnością patrzyłam jak te jego duże dłonie majstrują przy prezentach. Nie minęła jednak nawet minuta, kiedy Harry wybuchnął nagle głośnym, niekontrolowanym i niejako zaraźliwym rechotem, praktycznie zginając się ze śmiechu. Zmarszczyłam czoło, patrząc na tą nietypową reakcję, ale nie mogłam się nie uśmiechnąć. - I z czego się śmiejesz.? - spytałam, niejako zdezorientowana. Ale oczywiście nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. Musiałam przeczekać to całe jego rozbawienie, kiedy to chachrał się w głos. A zajęło mu to dobrą chwilę... Na szczęście w pewnym momencie zaczął się wyprostowywać i westchnął głęboko, odganiając cały śmiech.
- Masz dziewczyno wyobraźnię... - mruknął, ocierając oczy i powracając do zabawy w odkopywanie. Zachował przy tym całkowitą powagę, a ja spokojnie mogłam oglądać jak w skupieniu marszczy czoło, na które, od pochylenia spłynęło kilka tych jego brązowych loków. Musiałam dosłownie usiąść na rękach, żeby nie sięgnąć do nich i nie przywrócić ich na stare miejsce. Chociaż gdybym przecież...

 - Dobra, mam. - jego głos powrócił mnie do rzeczywistości nad majakami o macaniu jego włosów i poczułam się prawie jak przyłapana na gorącym uczynku. Zażenowana zarumieniłam się gwałtownie i opuściłam na sekundę głowę. Kiedy jednak zrozumiałam, że Harry w żadnym wypadku nie mógł mieć wglądu w moje myśli, podniosłam nieznacznie wzrok. I natychmiast zauważyłam jak Harry dociera do ostatniego, najmniejszego pudełka, niewiele większego od tego po zapałkach. - Tam już na pewno coś jest. - mruknął ze skupieniem, przykładając pudełeczko do ucha i potrząsając nim nieznacznie. - Szura. Trzaska. - stwierdził poważnie, przesuwając pudełeczko przed oczy. - Jak otworzę to wybuchnie.? - spojrzał na mnie pobieżnie, nie kryjąc rozbawienia. Co tylko spowodowało, że odetchnęłam z ogromną ulgą i mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Sam zobacz. - wzruszyłam tylko ramionami.

Harry natychmiast rozerwał papier pokrywający pudełko i rozsunął je, wyjmując z wnętrza niewielką, przezroczystą folijkę, zawiązaną na kształt cukierka. W dwóch palcach podniósł ją aż pod same oczy i obrócił kilka razy, uważnie obserwując jej zawartość.

- Dwie kostki czekolady. - stwierdził zdziwiony, po czym zmarszczył brwi i posłał mi zaskoczone spojrzenie. Jego mina wywołała u mnie tylko i wyłącznie rozbawienie, więc zaśmiałam się cicho i niezależnie od siebie. A kiedy się uspokoiłam, spojrzałam na chłopaka z niepohamowanym uśmiechem.
- Wiesz jak trudno było to tam zmieścić.? - wzruszyłam niewinnie ramionami. - No i podobno masz zakaz na słodycze. Więc to nielegalne. Musiałam zachować środki najwyższej ostrożności. - rzuciłam z udawaną wyższością, a chłopak jedynie parsknął śmiechem i kładąc sobie pakuneczek na kolanach, szybko go rozwiązał. Natychmiast wydobył z jego wnętrza jedną z kostek i wpakował ją sobie do buzi.
- Nikomu nie mów. - mruknął niewyraźnie, delektując się zapewne czekoladowym smakiem. Nadal pochylony nad pakunkiem, całkowicie go rozłożył i dostrzegł dwie malutkie rzeczy, które szybko stamtąd wyciągnął. - Co to jest.? - zmarszczył czoło, przyglądając się im uważnie.
- Zatyczki do uszu. - odparłam szybko, szczerząc się mimowolnie.
- W kształcie Mikołaja.? - chłopak parsknął śmiechem.
- Świąteczne. - wzruszyłam ramionami. - Wiesz jak trudno jest znaleźć prezent dla kogoś w niecałą dobę.? - rzuciłam z niesmakiem na wspomnienie mojej batalii myśleniowej. Mimowolnie zmarszczyłam czoło, i niepewnie skubiąc palce jednej z rękawiczek, pochyliłam się nad tym zajęciem w pełni. Westchnęłam, odsuwając od siebie nieprzyjemne myśli i siląc się na uśmiech, wyprostowałam z powrotem. Akurat w momencie, żeby zauważyć jak Harry pochłania i drugą czekoladę, uśmiechając się sam do siebie i dalej buszuje w pustej już folijce. - Ale na szczęście przypomniało mi się jak mówiłeś, że Zayn okropnie chrapie. - kontynuowałam, czując przypływ odwagi jego radosną reakcją. - A, że jedziecie w trasę niedługo i znowu będziecie na siebie skazani... - urwałam, widząc jak Harry nieprzytomnie podnosi na mnie swój wzrok i marszczy czoło w zamyśleniu. Zanim zdążyłam zareagować, sięgnął dłonią do ucha i wydobył z niego jedną z zatyczek.
- Hm, mówiłaś coś.? - spytał bezczelnie, nachylając się ku mnie z szerokim uśmiechem.
- Harry.! - pisnęłam z oburzeniem, w przypływie irytacji trącając chłopaka w ramię.
- No co... - polokowany zaśmiał się krótko i wyjmując drugą zatyczkę, wsadził je z powrotem do folijki i owinął starannie, po czym wpakował pakunek do kieszeni swojego bezrękawnika. A kiedy skończył, uśmiechnął się szeroko, sięgnął po moją dłoń i przysunął do mnie tak, że stykał się ze mną kolanami. - Działają. Bez zarzutu. - zaznaczył teatralnie, w międzyczasie zakładając wolną ręce o oparcie tuż za mną, co spowodowało tylko tyle, że nagle poczułam się osaczona. I mimowolnie rozejrzałam się po bokach, szukając drogi ucieczki. Wiedziałam, że jedynie wycofując się zdołam uciec, nie mogłam się jednak ruszyć. I uważnie lustrując zastygniętą w rozbawieniu twarz chłopaka, czułam narastające napięcie. - Są genialne. Nareszcie się wyśpię jak człowiek. - Harry kontynuował niezrażony, nachylając się do mnie niebezpiecznie i dziwnie ściszając i zniżając głos. - Dziękuję. - szepnął w końcu, po czym zawisł nad moimi ustami. Poczułam na twarzy jego intensywny, czekoladowy oddech i zanim dobrze zdążyłam pomyśleć, już ogłupił mnie jednym, krótkim i delikatnym muśnięciem warg. Mimowolnie zamknęłam oczy, oczekując na więcej. Ale niestety... - Jesteś cudowna. - szeptał dalej, nie odsuwając się nawet na milimetr, przez co ruchy jego warg skutecznie drażniły moje usta. I jednocześnie paraliżowały resztę ciała, bo chociaż miałam płaczliwą ochotę go pocałować, nie wykonałam żadnego ruchu. Po prostu czekałam, subtelnie uchylając powieki i natrafiając na intensywnie zielone spojrzenie chłopaka. - Ko... - urwał, niespodziewanym piszczącym dźwiękiem rozbrzmiewającym po ogrodzie. Z jego ust wyrwało się ciche przekleństwo i głębokie westchnięcie w wyniku którego odrzucił głowę do tyłu, patrząc w niebo z pretensją. Zauważyłam, że wkurzony zaciska szczękę, a swoimi zielonymi oczami ciska pioruny gdzieś przed siebie. Nie rozumiałam tylko dlaczego... Dopiero kiedy sięgnął dłonią do swojej kieszeni, zrozumiałam, że ten dźwięk to tylko jego dzwoniąca komórka. I zaśmiałam się mimowolnie, kojarząc wszystko z jego reakcją. Uspokoiłam się jednak, widząc jak chłopak rzucając jedynie okiem na wyświetlacz, na powrót wkłada komórkę do kieszeni. Jako, że kątem oka zarejestrowałam nadawcę połączenia, którym był Louis, zmarszczyłam czoło i spojrzałam na Harry'ego z powagą.
- Odbierz. Bo się obrazi. - rozkazałam. Chłopak zerknął na mnie z niepewnością, ale widząc moją minę westchnął kapitulacyjnie i już po chwili przycisnął telefon do ucha. Jednocześnie wcale nie pokusił się o chwilę prywatności, ba.! nawet się ode mnie nie odsunął, nadal trzymając swoje ramię za moimi plecami.
- Nie masz kiedy debilu dzwonić.?! - syknął kłótliwie do słuchawki, wbijając wzrok w przestrzeń przed siebie. Korzystając z niewielkiej odległości dzielącej mnie i Harry'ego próbowałam dosłyszeć reakcję Louisa, ale jedyne co dotarło do moich uszu to jeden wielki bełkot. Zrezygnowałam więc z własnych zamiarów i jedynie spojrzałam z uwagą na Harry'ego, mając nadzieję, że chociaż z jego twarzy doczytam się przebiegu rozmowy. - Mówiłem, od dziewiątej jestem NIEDOSTĘPNY.! - chłopak niespodziewanie podniósł głos i zmarszczył gniewnie brwi, słuchając co Lou ma mu do powiedzenia. - Tak, wyłączyłbym, to by się matka czepiała, że mnie złapać nie może. - prychnął tylko, przewracając nagle oczami. - No tak, szlajam się. - stwierdził nagle, wbijając niespodziewanie wzrok prosto w moją twarz. Natychmiast zrozumiałam jego przekaz i zmarszczyłam brwi z przekąsem. Na co Harry zareagował szerokim uśmiechem. I słuchając nieuważnie co Lou do niego nadaje, sięgnął dłonią do mojego ramienia, niedbale błądząc po nim swoją dłonią. - A co mnie obchodzi, że się stęskniłeś.? - warknął nagle, a ja mimowolnie parsknęłam śmiechem. Ta ich relacja czasami naprawdę była zabawna, zwłaszcza jak Lou zaczynał odwalać sceny zazdrości. Automatycznie wyobraziłam sobie tą jego zbolałą minę, co rozbawiło mnie jeszcze bardziej. Uspokoiłam się jednak natychmiast, widząc groźną minę Harry'ego. - Mów konkretnie o co ci chodzi, nie mam czasu. - jęknął niecierpliwie. - Życz... - urwał z westchnięciem, teatralnie opuszczając głowę. - Nie masz kiedy życzeń składać.? - uniósł się, a ja tylko parsknęłam śmiechem. - Louis, ty ciulu, co ja ci mówiłem.! - wrzasnął donośnie, a jego głos odbił się echem po wieczornym ogrodzie. - Znajdź sobie facet dziewczynę i daj mi spokój. - prychnął, po czym zapadła głęboka cisza, w której Harry z uwagą słuchał przekazu przyjaciela. - Jezu, ty jesteś popieprzony... - zaśmiał się niespodziewanie, ukrywając twarz w moim ramieniu. Kiedy się jednak wyprostował, po rozbawieniu nie zostało ani śladu. - Żartujesz sobie chyba. - warknął znowu nieprzyjemnie. - Na pewno nie będziesz z nią...! - podniósł głos, przelotnie na mnie spoglądając, więc automatycznie zrozumiałam, że znowu mowa jest o mnie. I od razu się zaciekawiłam, patrząc na chłopaka wymownie. A on tylko uciekł spojrzeniem gdzieś w dół. - Nie. Powiedziałem, że nie. Ona się nie zadaje z takimi debilami jak... ał. - urwał, kiedy dostał ode mnie po ramieniu. Zmarszczył brwi, posyłając mi urażone spojrzenie, które skomentowałam krótkim i udawanym uśmieszkiem. Nie będzie mi tu przecież decydował za mnie... Zdecydowałam się nawet na coś tak radykalnego jak wtrącenie się do rozmowy, więc odważnie sięgnęłam bliższą dłonią po komórkę Harry'ego. On jednak w porę zrozumiał moje zamiary i uchylił się przezornie, wolną ręką łapiąc mnie za nadgarstek. - Oj popatrz, zasięg tracę. - rzucił do słuchawki, patrząc na mnie wymownie. Przewróciłam oczami, dając za wygraną i opuściłam uwięzioną dłoń, którą Harry w ramach mojej kapitulacji postanowił uwolnić. I znowu ułożył rękę za moimi plecami, wracając do błądzenia dłonią po moim ramieniu. - Potem możesz dzwonić. Długo potem. - stwierdził donośnie, przekrzywiając głowę w zniecierpliwieniu. Co również przejawiała ta podskakująca rytmicznie noga, która obijała się o moje kolano, najprawdopodobniej już nabijając mi solidnego siniaka. Ale postanowiłam się nie skarżyć. - Weź zboczeńcu się nie odzywaj. - Harry mruknął nagle zdegustowany, kręcąc poważnie głową. - Nie.! - krzyknął niespodziewanie, aż zmarszczyłam czoło, patrząc na niego z uwagą. Natychmiast pochwycił mój wzrok, bezczelnie małpując moją mimikę. - Dobra, umówimy się potem. - westchnął ciszej, łagodząc rysy twarzy. Kiedy jednak Louis rozgadał się na dobre, a chłopak przyjmował to z przewracaniem oczami, bezwiednie oparł podbródek o moje ramię, znudzenie lustrując uważnie moją twarz. Poczułam się trochę nie na miejscu, więc natychmiast wbiłam spojrzenie we własne dłonie. - Możesz.? Dziękuję. - usłyszałam bezsilny ton Harry'ego, a gdy podniosłam oczy zauważyłam, że i jego twarz przedstawia dokładnie taką samą minę. Automatycznie zrobiło mi się go żal i tylko uniosłam dłoń do tej jego, wędrującej po moim ramieniu i swobodnie przeplotłam nasze palce. Chłopak uśmiechnął się wdzięcznie, po chwili jednak marszcząc brwi w niezadowoleniu. - Nie, nie kocham cię. - oznajmił poważnie. - Bo mnie wkurzasz.! - dodał gniewnie, rozbawiając mnie tym samym do reszty. I już liczyłam na kontynuację porywającej dyskusji, kiedy chłopak nawet się nie rozłączając odstawił telefon od ucha, co oznaczało tylko tyle, że Louis postanowił z nim 'zerwać.' A ta myśl spowodowała jedynie tyle, że już nie mogłam powstrzymać śmiechu. - Co za idiota. - Harry mruknął nieprzyjemnie, chowając komórkę do kieszeni. Po czym uśmiechnął się do mnie szeroko i nachylił jeszcze bardziej niż poprzednio, drażniąc moją twarz swoim gorącym, czekoladowym oddechem. - Na czym... - zaczął niskim tonem, urwał jednak z tego samego powodu co i poprzednio. Mnie osobiście to rozbawiło, ale Harry jedynie westchnął ciężko i szybko wydobył telefon z kieszeni. Od razu zauważyłam wielkie 'NIALL' na jego ekranie. - Oni to robią specjalnie. - chłopak mruknął z pretensją, wahając się przez moment czy odebrać. Mój wymowny wzrok podpowiedział mu jednak co powinien zrobić. Najwidoczniej wbrew sobie, bo kiedy przykładał telefon do ucha westchnął ciężko.
- Oj nie przesadzaj. - mruknęłam szeptem, patrząc na niego z urazą.
- A założysz się.? - wbił we mnie uważne spojrzenie, po czym przymknął oczy jak na torturach. - Nie chcę życzeń. - rzucił z pretensją do swojego rozmówcy. A słuchając jego odpowiedzi, której za nic nie mogłam zrozumieć, jego twarz przybierała tylko jeszcze większą maskę irytacji. - Mikołaja widzisz... - westchnął nagle, przykuwając całą moją uwagę. - Co mnie obchodzi, że ty Mikołaja widzisz.?! - krzyknął niespodziewanie, a ja niejako zdezorientowana tylko parsknęłam śmiechem. Wprawdzie nie wiedziałam o czym rozmawiają, a takie zdania wyrwane z kontekstu były jak o kant rozbić, jednak na tyle, na ile poznałam Nialla mogłam zgadywać, że po prostu się wygłupiał. I tylko Harry'emu to w tym momencie przeszkadzało... - Renifery też widzisz.? - rzucił na niecierpliwym wydechu i zanim zdążył powiedzieć to, co ewidentnie zamierzał, tylko się zapowietrzył. - Ukradli... - mruknął z udawanym zrozumieniem, a ja tylko zaśmiałam się w głos. No tego jeszcze nie było... - Niall, ja cię bardzo proszę, przestań się wydurniać. - Harry tylko jęknął płaczliwie, zadzierając nagle swoją łepetynkę i posyłając gdzieś w gwiazdy jedno, krótkie, błagalne spojrzenie. - Zajęty jestem. - westchnął, wracając spojrzeniem prosto na moją twarz. Przez moment lustrował mnie wzrokiem, sprawiając, że moje wnętrzności nerwowo zaczęły skręcać się w jeden wielki supeł, aż w końcu przymknął niecierpliwie oczy, sięgając dwoma palcami wolnej ręki do nasady nosa. - Tak, cholera, pięcioraczki od razu.! - westchnął nerwowo, machinalnie przeczesując grzywkę palcami i prostując się gwałtownie. - Idź pilnuj Mikołaja i daj mi spokój. - mruknął w końcu niecierpliwie i szybko się rozłączył.

Patrzyłam jak nerwowo ściska palce na obudowie swojego telefonu, obawiając się, że jego system nerwowy więcej nie zniesie. Mimo wszystko nadal w jakiś sposób mnie to bawiło i nawet za cenę groźnego spojrzenia z jego strony nie mogłam pokonać durnego uśmiechu, który wykwitł na mojej twarzy. Całe szczęście to nie tylko nie wkurzyło chłopaka, ale co więcej, nawet rozbawiło. Po chwili parsknął nerwowo śmiechem i kręcąc głową z politowaniem, przybliżył się do mnie i objął w talii ręką z nieustannie trzymanym telefonem.

- Niall się uchlał ze szczęścia, że w jest w domu. - wyjaśnił z dozą dezaprobaty, nachylając się prosto do mojego ucha. Przez długość mojego kręgosłupa natychmiast przeszedł dziwny dreszcz. Ale pozytywny, jak najbardziej entuzjastyczny. Natychmiast odwróciłam twarz w stronę Harry'ego, lustrując z naprawdę bliska jego nie do końca określone spojrzenie. Chyba sam nie wiedział czy jest bardziej wkurzony, czy rozbawiony.
- I Mikołaja zobaczył.? - zmarszczyłam czoło, parskając niekontrolowanym śmiechem, kiedy wyobraziłam sobie przejęcie farbowanego blondyna, który próbował jakoś skrzętnie wytłumaczyć swojemu przyjacielowi o niezwykłym zjawisku, które zauważył w najprawdopodobniej pijackim amoku.
- Ja nawet nie chcę wiedzieć. - Harry pokręcił tylko głową, jakby chciał wyrzucić z głowy nieprzyjemne myśli. I nie minęła nawet sekunda, w której żadne z nas nie zdążyło zareagować, jego telefon znowu się rozdzwonił. Przyprawiając Harry'ego o kolejną minę z serii tych strasznie wkurzonych... - Mówiłem.? Mówiłem.! - jęknął z pretensją i zaciskając szczękę w zdenerwowaniu, natychmiast przycisnął telefon  do ucha. - Znalazłeś porwane renifery.? - rzucił kłótliwie, a ja już zaczęłam sobie wyobrażać minę Liama (jak wcześniej zauważyłam z ekranu jego telefonu), kiedy to usłyszał. I mimowolnie znowu się zaśmiałam. - Wyobraź sobie, że gadałem z Louisem... - poważny głos Harry'ego natychmiast jednak doprowadził mnie do porządku. Westchnęłam pojednawczo, uspokajając się natychmiastowo i wbijając zaciekawione spojrzenie w zirytowaną twarz Harry'ego, próbując z niej wyczytać powód nagłego telefonu Payne'a. Z moimi zdolnościami pozostała mi jedynie niepewność i głupie domysły. - Prezent.? - Harry pisnął nagle, niejako ukierunkowując moje myślenie. Ale nawet to jedno słowo nie mogło rozjaśnić mojego umysłu. Mimowolnie zmarszczyłam więc brwi i splotłam przedramiona przed sobą, nie spuszczając z Harry'ego oka. - Jaki prezent.? Ja nic nie wiem o żadnym... - urwał, zapowietrzając się nagle i gwałtownie. - Czekaj, czerwony papier.? Z napisem 'dla Ruth'.? - mruknął z zastanowieniem, poważnie marszcząc czoło. A moje serce zadrgało niespokojnie, w obawie co Harry ma wspólnego z prezentem dla siostry Liama. - Skąd ja mogłem wiedzieć, że to twoje.! - rzucił z pretensją, a moja nerwowość tylko się pogłębiła. - Wyrzuciłem do śmieci, bo... - usłyszałam nagle i aż trąciłam chłopaka w ramię z przekorą. Harry tylko syknął z bólu i korzystając z okazji, że Liam poważnie się rozgadał, złapał mnie za nadgarstek i przytrzymał w żelaznym uścisku, żeby mi się nie marzyło więcej go bić. A miałam ochotę. Bo nawet jeśli nie do końca wiedziałam co zrobił, to i tak było mi już głupio za niego. - To trzeba było pilnować swoich rzeczy. - Harry prychnął nagle, pomagając mi tym samym ułożyć całą historyjkę. Byłam pewna, że lokowaty po prostu zarąbał coś Liamowi, najprawdopodobniej właśnie prezent dla siostry. Ciekawe tylko, że akurat teraz mu się o tym przypomniało... - Gdybyś na chwilę oderwał mózg od Danielle... A co, zazdrosny.? - wyszczerzył się bezczelnie, patrząc prosto na mnie. I znowu poczucie wykluczenia i obgadywania ścisnęło mnie w środku. - Wyślę to pojutrze rano. - usłyszałam po chwili zniecierpliwiony ton i zauważyłam jak Harry znowu wznosi oczy ku niebu. - Tak, poleconym. No pewnie, że nie mam. Nawet mi teraz nie podawaj, bo mam co innego na głowie. - spojrzał centralnie na mnie i wyszczerzył się głupio. Nie wiem czemu, ale dziwnie mi się to nie spodobało... Postanowiłam jednak się już nie wychylać i spokojnie czekać na koniec rozmowy. - Zadzwonię z poczty, podyktujesz to facetce od przesyłek, żeby potem nie było na mnie, okej.? - westchnął nagle kapitulacyjnie. - Nie zapomnę. Na pewno. Ale to nie moja... Dobra, moja. - szybko zmienił zdanie, przewracając nerwowo oczami. - Przeproś ją ode mnie. Tak, tak na pewno. Bo... Właśnie. - zaśmiał się krótko. - Uściskaj Dannie ode mnie. - rzucił wesoło, ale słuchając tego co Liam ma do powiedzenia, spoważniał po chwili. - Zapomnij. - prychnął pobłażliwie. I zupełnie nagle rozłączył się podrzucając telefon w ręku. Nawet nie siląc się na chowanie go, spojrzał na mnie wesoło, ale widząc mój wzrok, westchnął ciężko. - No co... - mruknął z udawanym niezadowoleniem. - Liam jest wredny, pamiętaj. - wzruszył wymownie ramionami, a ja tylko popatrzyłam na niego z politowaniem. Czasami zadziwiała mnie ta jego zazdrość o tego konkretnie chłopaka. - Masz się do niego nie zbliżać. - stwierdził niby w żartach, chociaż zabrzmiało to śmiertelnie poważnie. I sama nie wiedziałam jak miałabym się do tego odnieść - Tak ci przypomnę tylko, że kiedyś mi mówiłaś, że go nie lubisz... - usłyszałam nagle i aż parsknęłam nerwowym śmiechem.
- Takie kity to możesz wciskać chłopakom. - obruszyłam się. - Nigdy czegoś takiego nie powiedziałam. - stwierdziłam wyniośle, a Harry w odpowiedzi popatrzył na mnie z tą swoją jawną, teatralną niechęcią. Uśmiechnęłam się mimowolnie, przysuwając się do chłopaka jeszcze bliżej i błądząc spojrzeniem po okolicach jego oczu, które zupełnie znikąd zaczęły błyskać radosną zielenią. Nawet jeśli usilnie starał się utrzymać powagę... - Ale ciebie i tak lubię bardziej. - wypaliłam w końcu, przechylając mimowolnie głowę. I z radością obserwowałam jak Harry rozpromienia się nagle.
- No ja myślę... - uśmiechnął się zawadiacko, zaplatając swoje ramiona wokół mojej talii. I zanim nawet zdążył dobrze mnie przytulić, jego telefon znowu rozbrzmiał donośnie. - Zabiję dziada... - jęknął, rozbawiając mnie tym na wskroś. Widząc jednak mękę w jego oczach, wydobyłam telefon z jego dłoni i uważnie popatrzyłam na ekran.

Zayn.

Uśmiechnęłam się mimowolnie, kompletując cały zestaw zespołu i odbierając, przycisnęłam telefon do ucha, ciekawa w jakiej nagłej sprawie Zayn MUSIAŁ zadzwonić tuż po ustalonej przez Harry'ego godzinie niedostępności. Zanim jednak zdążyłam się odezwać, do mojego ucha dotarło kilka poważnych trzasków, urwanych nagle przez zerwane połączenie.

- Chyba nic poważnego. - stwierdziłam bez przekonania, już po chwili oddając chłopakowi telefon. I zanim się zorientowałam, Harry jednym szybkim gestem wyrzucił komórkę kilka metrów dalej. Aż mnie zapowietrzyło, kiedy patrzyłam jak szary telefon miękko ląduje na śniegu, po czym posłałam chłopakowi nic nie rozumiejące spojrzenie.
- No i bardzo dobrze. - rzucił jak gdyby nigdy nic, przybliżając się do mnie znacząco. Zanim jednak zrobił cokolwiek, jego telefon znowu rozbrzmiał donośnie. Ale jego jakby to nie obeszło, gdyż nadal kierował się na mnie z tym swoim bezczelnym uśmiechem.
- A jak to Niall.? - próbowałam jakoś przywrócić mu zdrowy rozsądek, no ale... Jak można przywrócić komuś coś, czego nigdy nie miał.? - Może go Mikołaj porwał.? - posłałam chłopakowi uważne spojrzenie, usiłując nawet nie myśleć jak debilnie to zabrzmiało.
- Nic mnie to nie obchodzi. - Harry stwierdził poważnie i na zaakcentowanie własnych słów, rzucił w telefon jednym z pudełek, które walały się na ławce za nim. Zaśmiałam się mimowolnie, rozbawiona już całkowicie. Kiedy jednak poczułam jak dłoń Harry'ego zaciska się na materiale mojego płaszcza, a on sam przyciąga mnie bliżej do siebie, niejako się uspokoiłam. I wciągając poważnie powietrze, z przejęciem przyjęłam kolejny delikatny pocałunek od jego warg, prowadzący mnie na zgubę.

Komentarze (69):

26/12/13 00:20 , Anonymous Anonimowy pisze...

Hej nie musisz przepraszać :) wgl czytam sobie na telefonie 'Last Christmas' chcę na następną stronę a tu jakiś błąd ;-; i zaraz będę kończyła bo musiałam laptopa odpalić bo nie wytrzymałabym do jutra! bo to ekstra ekstra ekstra genialne ale komentarz napiszę już tam XD jak Ci mijają święta?? mam nadzieję że odpoczywasz!

soo dobranoc :2

 
26/12/13 00:29 , Blogger Lou. pisze...

Dobrze, że na tym świecie są wyrozumiałe osoby :). I dziecko drogie, ja Cię proszę... Wysypiaj się, bo sen jest NAJWAŻNIEJSZY :). Zostaw opowiadania. Skoro telefon się buntuje przeciwko nim to chyba coś znaczy :).
Ale nie ma co ukrywać, sprawiłaś mi przyjemność taką deklaracją... :).
Jak mijają święta.? Jedzenie, gadanie, jedzenie, gadanie, jedzenie, gadanie... Rodzinne święta, kocham to :). Jestem wiecznym dzieciakiem :). A z odpoczynkiem... Tak różnie :). Ale dzięki za troskę :). I jak Twoje święta.? :)
Buziaki xx.

 
26/12/13 00:36 , Blogger Eleanor pisze...

okej kochanie, wybaczamy, chociaż ja osobiście wiązałam z dodaniem rozdziału jeszcze w święta wielkie nadzieje. :) no ale jeżeli w taki sposób rozdział będzie lepszy, to nie mogę narzekać. przetrzymam kilka dni i będę mieć super niespodziankę :D mam nadzieję
trzymaj się, życzę weny
xx

 
26/12/13 10:28 , Blogger TakaSobieJa pisze...

Eee tam! Mogło być gorzej! Każdy ma dużo obowiązków w święta i powinien to zrozumieć. Jak jutro dodasz to nie będzie koniec świata. Ważne, że się starałaś! :-)

 
26/12/13 12:20 , Blogger Majka C. pisze...

ważne, że dotrzesz i wszystko jest przecież zrozumiałe - święta, a w święta wybacza się wszystko. a jak prezenty i ogólnie święta? :)
miłego jedzenia (jeszcze) i czekam z niecierpliwością.
xoxo

 
26/12/13 12:24 , Blogger anxiety pisze...

chyba nie mówiłam tego wcześniej, ale masz piękny, świąteczny szablon. :)
no pewnie, że nic się nie stało! zgadzam się z koleżanką wyżej, że w święta trzeba sobie wybaczać, ale i tak nie ma co wybaczać bo przecież to zrozumiałe, że każdy ma swoje życie i .. tyle.
o! :)
no i czekam cierpliwie na P.
xx

 
26/12/13 12:26 , Blogger anxiety pisze...

i jak święta? mam nadzieję, że miło spędzasz czas. :)

 
26/12/13 13:39 , Anonymous Anonimowy pisze...

jakoś w święta nie umiem zasnąć, a czytanie mi pomaga :)

uh wiesz jestem z moim Corbym tyle lat, a on już nie rozumie moich potrzeb tak jak wcześniej, ja chcę się rozwijać, a on wciąż żyje przeszłością. Chyba jak będzie tak dalej będziemy musieli się rozstać :(

To dobrze, że u ciebie dobrze. :)
Moje święta też są bardzo rodzinne c:

 
26/12/13 13:41 , Anonymous Anonimowy pisze...

tak ten szablon jest przepiękny!!

 
26/12/13 19:22 , Blogger konfituraa pisze...

oczywiście że grzechy zostają Ci odpuszczone :P
Myślę że jednak Święta i rodzina są ważniejsze niż choćby najbardziej genialny blog.
Mam nadzieję że minęły Ci radośnie i miło :)
buziaki.

 
26/12/13 20:23 , Blogger Dinozaur pisze...

Kochana, spokojnie, my poczekamy. Choć już mnie ciekawość zżera co tam dla nas szykujesz ;)

 
26/12/13 21:48 , Blogger Lou. pisze...

To tak jak ja, tylko, że u mnie leci pisanie :). Pisanie przy zaświeconej choince, to jest to... :).
I cóż poradzić, telefony z czasem się buntują... Niekiedy trzeba je wymieniać, ale cóż poradzić... Takie czasy :).
A rodzinne święta są najlepsze :).
Buziaki xx.

 
26/12/13 21:49 , Blogger Lou. pisze...

Wiem, ja też wiązałam nadzieje... I zawiodłam sama siebie... Ale rzeczywiście, czas trochę pomoże jakości rozdziału :).
Buziaki xx.

 
26/12/13 21:50 , Blogger Lou. pisze...

Starałam się z całych sił :). No ale jak człowiek ma tak dużą rodzinę i każdego trzeba odwiedzić... Czasu brakuje na cokolwiek innego :).
Buziaki xx.

 
26/12/13 21:51 , Blogger Lou. pisze...

Święta - bardzo rodzinne :).
Prezenty - byłam bardzo niegrzeczna, no i wiadomo :).
I nie mogę już patrzeć na jedzenie... Do jutra oczywiście jak zacznę żarcie od nowa :).
Buziaki xx.

 
26/12/13 21:53 , Blogger Lou. pisze...

Dziękuję, trochę się nad nim napracowałam :).
A święta... No jak zwykle :). Jedzenie i rodzina, nawet wyspać się jest trudno :). Ale taki urok :).
A jak tam Wasze.? :).
Buziaki xx.

 
26/12/13 21:54 , Blogger Lou. pisze...

Tak, od rodziny trudno uciec... A na pisanie zawsze znajdę chwilę :).
Oczywiście, że było miło :). Jak mogło być inaczej w święta :).
Buziaki xx.

 
26/12/13 21:54 , Blogger Lou. pisze...

Ufff, aż odetchnęłam z ulgą :). I nie czekaj aż tak, bo się tylko rozczarujesz :).
Buziaki xx.

 
27/12/13 12:30 , Blogger anxiety pisze...

standardowo - z pełnym brzuchem i chmarą dzieci, które demolują twój pokój jak tylko nie ma cię w pobliżu, ale nic nie poradzę, nawet mi mięknie serce na widok dzieciaków w Boże Narodzenie. i to słodkie lenistwo.. ;)

 
27/12/13 14:35 , Blogger snowy x pisze...

JEEEEEEEEEEEEESSSSTTTT!!!!!!!!!!!!!!!!
AAAGH JAK SIĘ CIESZĘ, ŻE BĘDZIE W KOŃCU ROZDZIAŁ PIEKARNI.
TAK NA TO CZEKAŁAM
DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJE
FHGIGHLOUEGLOUEHJTIOHJIYRIJH.WIJH

@luoeh

 
27/12/13 18:04 , Blogger Believe. pisze...

Twój blog został nominowany do Libster Award! Dowiedz się więcej na:
http://the-story-of-my-life-with-1d.blogspot.com/

 
29/12/13 12:13 , Blogger TakaSobieJa pisze...

Czemu nic nie dodajesz? :-(

 
29/12/13 20:20 , Blogger Dinozaur pisze...

No wiesz co, głupoty gadasz. Wspaniale piszesz i przed przeczytaniem każdego rozdziału zżera mnie ciekawość co tam napisałaś ;)

 
30/12/13 14:44 , Blogger Lou. pisze...

Nie pytaj, błagam...

 
30/12/13 14:44 , Blogger Lou. pisze...

Dziękuję bardzo za nominację :)

 
30/12/13 14:46 , Blogger Lou. pisze...

Co za entuzjazm... Wow :). Nie przesadzaj tylko zbytnio z tą radością, to jedynie kolejny głupi rozdzialik ;)

 
30/12/13 14:46 , Blogger Lou. pisze...

Nic nadzwyczajnego, możesz mi uwierzyć :).

 
30/12/13 14:49 , Blogger Lou. pisze...

TEZ TO ZNAM.! Dzieciaki demolujące pokój... Oszaleć można... Zwłaszcza jak plakaty zrywają ze ścian. Teraz biedny Harry leży na półce i czeka na operacje... Ale co zrobić, taki ich 'urok.' Ale przynajmniej masz lepiej ode mnie, bo mi tam serce nie mięknie na widok dzieci. Czy to w Boże Narodzenie, czy każdy inny dzień w roku :).

 
30/12/13 18:33 , Blogger Dinozaur pisze...

Ja tam wiem co przeczytałam. I chyba będziesz mi odszkodowanie płacić bo przez tego Mikołaja i renifery spadłam z łóżka, tak się śmiałam. Rozdział jest genialny :D

 
30/12/13 20:19 , Blogger Goldmonia pisze...

hej, kurcze trochę nie wchodziłam i się pogubiłam... Piszesz chłopca z piekarni i to są rozdziały w spisie treści, ale mięcy nimi pojawiają się remember me i ich w spisie nie ma... może mi to ktoś wytłumaczyć? :)

 
30/12/13 22:47 , Blogger konfituraa pisze...

Jeejuuu <3
Jakie słodziaśne <3
Śliczne i w ogóle.
Jaka odważna Lou!
buziaki :)

 
30/12/13 23:07 , Anonymous Anonimowy pisze...

TO TAKIE NIEWYOBRAŻALNE, W OGÓLE NIE ROZUMIEM JAK TY?! UGH TO WSZYSTKO JEST TAKIE, ŻE NIE WIEM JAK TAK MOŻNA?!

jak to jest możliwe żeby pisać tak genialnie, co? (myślałaś żeby wydać jakąś książkę? jak nie to się poważnie zastanów! fortuny byś się dorobiła, a ja bym pierwsza w kolejce stała, kupując książkę, sobie, rodzicom, dziadkom, bratu, cioci, wujkowi, koleżankom..........)
normalnie w niektórych momentach po ziemi turlałam się płaczą ze śmiechu! przezornie postanowiłam czytać na laptopie, bo jeżeli telefon znowu miał jakiś odpał to bym go o ścianę roztrzaskała!

Harry już prawie gwiazd i chłopcy są :3

A Lou? no normalnie nie do wiary! jak się zmieniła! jestem ciekawa jakimi to sposobami tak się wyrobiła ;)

nie dawno zdałam sobie sprawę, że ja piekarnię to już rok czytam, jak to szybko zleciało. w ogóle nie mama pojęcia jak tu trafiłam ale bardzo się cieszę :D

to Ty sobie jeszcze odpoczywaj, baw się dobrze na sylwestrze
życzę Ci, aby ten rok był o wiele lepszy od mijającego, żebyś spotkała jakiegoś Harrego, żebyś była zdrowa, szczęśliwa i by wena Cię nie opuszczała.

a tak rozdział Genialny! <3
xx

 
31/12/13 12:49 , Blogger Unknown pisze...

no dobra, w tym miejscu pozwalam ci pożyczyć siekierę od mojego dziadka i zadźgać mnie ją na amen. nie komentuję już baaaaaaaaaaaardzo baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo długo i ty wiesz że to wina mojego lenistwa, ale tak czy siak zasłużyłam sobie na śmierć przez podziabanie. ale, jak już ci mówiłam, postanowiłam sobie, że świąteczną piekarnię MUSZĘ skomentować, bo po pierwsze primo: to jest piekarnia, a po drugie primo: to jest ŚWIĄTECZNA PIEKARNIA. więc obowiązkiem muminga jest skomentowanie świątecznej piekarni, zwłaszcza że wyszła świetnie!! wiem, że się powtarzam, no ale taka prawda, cóż poradzę...
i tak kilka razy czytałam znowu początek! bo jest boski, harry jest boski, lou jest boska, TWOJA jemioła jest boska, wszystko jest boskie! a wkurzona louise to zupełnie mistrzostwo C: a rozmowy Harry'ego z chłopakami... musiałam przejść do innego pokoju, żeby nie przeszkadzać mamie w czytaniu książki swoim śmiechem... tylko wielka szkoda, że zayn się od razu rozłączył... chętnie zobaczyłabym (a raczej przeczytałabym, jeden pies) jak lou gada z zaynem! podejrzewam że to byłoby świetne (przez ciebie zaczynam nadużywać tego słowa)...
a prezent od louise rozwalił system! myślałam, że śmiechnę normalnie jak czytałam o tych kolejnych pudełkach... to ile w końcu ich było??
i wow harry gwiazda bardzo... louis taki zazdrosny wow... chłopcy tacy dowcipni... bardzo pasuje od nich to, jak ich przedstawiłaś... a liamowi powiedz, że prezent dla ruth mogę mu podrzucić, tylko niech powie co to kupię, póki jeszcze sklepy niepozamykane...
no i w ogóle to... powiem ci, że atmosfera świąteczna ci się jak najbardziej udała, houise na huśtawce już po lawinie telefonów byli absolutnie słodcy, no i ta jemioła... wszystko BEZKONKURENCYJNE! inni to ci mogą buty czyścić...

mam nadzieję, że pamiętasz o naszych sylwestrowych planach C: jeśli jeszcze nie uległy zmianie, to wstrzymam się ze składaniem ci noworocznych życzeń... będzie jeszcze czas c:

więc...
podsumowując...
świąteczna piekarnia jest dngejnhsrthmnoseikthmstsgjno (wiesz, tradycyjne mumingowe podsumowanie) i w ogóle wszystko co piszesz jest indgjmnfrokghmtehok (z dużym naciskiem na wszystko)

całuski!!!!!! kckckckc
twój louiser namber łan
mumineg

 
31/12/13 17:18 , Blogger Little Things pisze...

Boskie!
Nie masz pojęcia jak lałam się ze śmiechu, zwłaszcza przy rozmowie z Louis'em i Niall'em...
Matko, dalej chce mi się śmiac :P
To było po prostu... WOW
Uwielbiam Cię kobieto!
I wiem, że czytasz to prawie w każdym komentarzu, ale to było
ASDFGHJKERTYUJJHGFTYUIOLKMJNBGV!!!!!!!!!!!!
;*
P.xx

 
1/1/14 14:38 , Blogger TakaSobieJa pisze...

O ja cię kręcę!!! Ale Lou się zmieniła! Już ma trochę więcej tej odwagi! Tak narawde to nie wiem co napisać... Rozdział jak zawsze cud, miód i orzeszki. ;-) No i oczywiście życzę Ci Szczęśliwego Nowego Roku!!!!!!

 
1/1/14 17:31 , Blogger Kinss Wo pisze...

kuuuuuuurdeeeeeeee! Serio, on by powiedział że ją.. kocha! Nie mogę pisać, normalnie, bo mi ręce trzeęęęsąą sięęę... :DDD mogłaby byc jakas 2 część :DD

 
1/1/14 18:26 , Blogger anxiety pisze...

o rany! to jest takie cudowne! ta jemioła. *.* i te telefony od chłopaków, masakra jakaś. przy Niall'u popłakałam się ze śmiechu. jednym słowem: cudowne <3 piękne! [to już dwa słowa] ale jestem tak zachwycona, że z wrażenia nie wiem co pisać. fajnie, że Lou trochę się przełamała i nadal trzymam za nią kciuki! brakowało mi trochę Quinn bo ja czuję to w kościach, że ona coś kombinuje!
szczęśliwego nowego roku!
pozdrawiam serdecznie.
xoxo
p.s jesteś najgenialniejszą [nie wiem czy jest takie słowo] blogerką mojego życia. jedno krótkie: UWIELBIAM CIĘ!
:)

 
2/1/14 12:18 , Blogger Lou. pisze...

Chłopiec z Piekarni jest w spisie treści, rm jest w zakładce IMAGINY :). Taki wybryk autorki bloga :).
Buziaki xx.

 
2/1/14 12:21 , Blogger Lou. pisze...

Tak, Luluś się trochę zmieni. Dorośnie :).
Buziaki xx.

 
2/1/14 12:22 , Blogger Lou. pisze...

Ja jestem biedną studentką (jeszcze przez moment), więc nie ma bata, płacić nie mam z czego :). I następnym razem czytaj rozdziały z podłogi, jeśli AŻ TAK na Ciebie działają :).
Buziaki xx.

 
2/1/14 12:53 , Blogger Lou. pisze...

Jesteś chyba jedyną osobą, która to zauważyła. Plus dla Ciebie :). W nagrodę powiem Ci, że jeszcze nie raz i nie dwa Luluś usłyszy od chłopaka te słowa :).
Druga część.? Oj nie przesadzajmy... :).
Buziaki xx.

 
2/1/14 13:11 , Blogger Lou. pisze...

No bo tu nie ma o czym mowić, idealnie Cię rozumiem :).
Buziaki xx.

 
2/1/14 13:25 , Blogger Lou. pisze...

Tak, tak. Jak widzisz, można spierdzielić każdy tekst :).
Powiem Ci, że dużo myślałam o tym co chcę robić w przyszłości, ale na wydawanie książki bym się nie zdecydowała. Raczej chciałabym mieć chociaż za co kupić sobie coś do jedzenia, a kilka sprzedanych przez pomyłkę książek mi tego nie zapewni. No chyba, że zamierzasz zrobić jak powiedziałaś, to może nawet przez tydzień będę miała co jeść :). To jak, obiecujesz kupić.? :). Wtedy coś wydam :).
Tarzać się ze śmiechu po podłodze... No powodzenia :). Dziewczyno, nie pij tyle na przyszłość :).
Tak, Harry prawie gwiazd, chłopaki są. I jeszcze nie raz będą :). A Lou to zupełnie inna dziewczyna. Chcesz znać sposoby.? Harry. Harry i tylko Harry :). A on ma swoje sposoby... ^^
Rok czytasz Piekarnię.? I jeszcze nie odpadłaś.? Wow, gratuluję :). Wszyscy moi 'początkowi' czytelnicy nie dali rady czytać tych bzdur. A Ty już rok... Godne podziwu :)/
Odpoczywam.! Jak najbardziej :). Leżę całymi dniami w łóżku i myślę nad Piekarnią. Może w końcu ruszę dalej z rozdziałami, wypadałoby :). I ja nie chcę jakiegoś Harry'ego. Ja chcę tego konkretnego Stylesa :). Wystarczy na godzinkę ;).
Dziękuję za życzenia i miłe słowo :).
Buziaki xx.

 
2/1/14 13:42 , Blogger Lou. pisze...

Nie, nie, nie, nie.! Nie mogłabym Ci krzywdy zrobić, nie.! Serio myślisz, że jestem aż takim złym człowiekiem...? Ukułaś mnie teraz ;).
I nie przesadzaj z takimi wielkimi słowami, geniusz pisarstwa to to nie jest :).
Wiedziałam, że pokazanie takich drastycznych zmian będzie tragiczne w skutkach... Czytelnicy oszaleją. No i co.? Miałam rację. Taki dziwaczny śmiech nie jest normalny :).
O czym Lou rozmawiałaby z Zaynem.? O tym, co zwykle :). Oni są tak naprawdę tacy sami, idealnie się dogadują. A Harry i tak robi dym o Liama. Dziwny człowiek :).
Prezent od Louise... No co się czepiasz... Miała mało czasu, a musiała zaskoczyć chłopaka :). I chyba jej wyszło :). A pudełek było... dużo. Nawet ona się nie doliczy :).
Mówisz, że trafiłam z charakterem chłopaków.? Oj wątpie... Jak wszyscy, są nijacy :). Znaczy u mnie.! Nie zrozum mnie źle :). A prezent dla Ruth Harry podeśle, nie bój się. Nie zawracaj sobie zapracowanej głowy :).
Wiesz, że uwielbiam Twoje komentarze.? Więc płaczę, jak nie mam szansy ich czytać... Ale nie wywieram n Ciebie presji, nie myśl sobie. Tak tylko gadam :).
Buziaki xx.
PS: A z tą fanką nie przesadzaj, nie zasłużyłam...

 
2/1/14 13:44 , Blogger Lou. pisze...

Nie przesadzajmy, nie przesadzajmy... Jestem człowiekiem, więc jak mogę stworzyć coś boskiego.? To niemożliwe ;).
Ale cieszę się, że rozdział Cię rozbawił :). I dziękuję za wszystkie, chociaż trochę przesadzone, komplementy :).
Buziaki xx.

 
2/1/14 13:46 , Blogger Lou. pisze...

Noooo trochę się pozmieniało w Piekarni :). Jest postęp Lou, a co za tym idzie, więcej pocałunków. I erotyki, ale to w swoim czasie :).
Co do Quinn... Powiem Ci tak :). Teraz w Piekarni mamy czwartek. W piątek Quinn wywinie niezły numer. Czyli jakieś 6-7 rozdziałów poczekasz, a będziesz miała kombinowanie blondynki :). Uspokoiłam Cię.? :).
Buziaki xx.
PS: Nie jestem genialna, ja tylko piszę :)

 
2/1/14 19:41 , Blogger Goldmonia pisze...

dzięki za wytłumaczenie :) a chłopiec z piekarni bd jeszcze kontynuowany? bo nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)

 
2/1/14 21:55 , Anonymous Anonimowy pisze...

jestem pewna, że pare osób by się znalazło i kupiłoby twoje książki, aby cię dożywić (właściwie to jestem pewna że baaaaaaaaaaardzo dużo +ja jestem w stanie namówić znajomych do wszystkiego, namówiłąm koleżankę, żeby pojechała ze mną na koncert zespołu którego nie zna, nakłoniłam do obejrzenia komedii romantycznej, a ona nienawidzi takich filmów, a inną do obejrzenia horroru, a ona się boi wszystkiego, jestem pewna, że pół mojego miasteczka byłbym w stanie namówić a
wtedy na jedzenie to by ci już starczyło na dłużej).
Oczywiście, że kupiłabym Twoją książkę!
Um wstyd się przyznać, ale nawet i bez picia czasem nieźle mi odwala :/
Nie mogę się doczekać poznania tych jego sposobów c:

(I tak jeszcze dodam, że gdy Hazz zaczął to swoje 'Ko...' to ja myślałam, że zwariuję. Nie obraź się ale cieszę się, że jeszcze tego nie powiedział. Mam takie wrażenie, może nieprawdziwe, że Lou nie jest chyba do końca na to gotowa, a ja nie jestem gotowa na jej reakcje na to).
Jak się w coś wkręcam to na maksa, więc prawdopodobnie będę z Tobą do końca :D
tylko nie wiem, czy masz powody by się z tego cieszyć......
Bo naprawdę lubię stabilność. I przywiązuję się do bohaterów, a to powód dla którego czytam po kilkanaście razy te same książki, i od kilku lat raz po raz Zmierzch :)

Mam nadzieję, że sylwester Ci się udał, a pewnego dnia dostaniesz (chociaż na chwilkę) Stylesa ;) xx

 
3/1/14 00:03 , Blogger Dinozaur pisze...

Ja też jestem biedną studentką :p
A następnym razem jak będę czytać coś, co Ty napiszesz to będę siedzieć, będzie bezpieczniej :D

 
3/1/14 14:58 , Blogger Lou. pisze...

Tak, gdyby ktoś zorganizował akcję "KUP KSIĄŻKĘ, DOŻYW (nie wiem czy jest takie słowo, ale rozumiesz chyba o co mi chodzi xx.) AUTORKĘ. KAŻDA KSIĄŻKA TO KOLEJNY TYDZIEŃ PRZETRWANIA DLA AUTORKI", to może litościwi ludzie by się znaleźli :). Ale skoro masz taką moc sprawczą... Może Cię wynajmę do namawiania ludzi.? :).
Bez picia Ci odwala.? Nie martw się, nie jesteś jedyna. Mam wrażenie, że wśród wszystkich otaczających mnie ludzi, tylko ja jestem nudna. Ale nic, przynajmniej sobie piszę w spokoju :).
Akcje Harry'ego na rozkręcenie Lou... Hm, poczekaj, zobaczysz :). Bądź tylko cierpliwa :).
I dziewczyno, nie wariuj.! To tylko jedno wyznanie, w dodatku niedokończone :). I nie mam się o co obrażać, każdy ma swoje zdanie. Może rzeczywiście Lou nie jest na to gotowa, ale... Hm, nic nie powiem :). Doczekaj do października w akcji to się przekonasz :).
Okej, trzymam Cię za słowo. Przy ostatnim rozdziale chcę widzieć Twój komentarz, okej.? :). I naprawdę się z tego cieszę :). Ja też lubię stabilność i dlatego czytałam Ulubione rzeczy milion razy, teraz biorę się za to milion pierwszy :).
Co do Sylwestra - z Harrym na pralce nie było najgorzej :). I przydałby mi się ten Styles... W zależności od humoru - do bicia, na rozładowanie emocji, albo do przytulania, w sumie też na rozładowanie emocji :). Może kiedyś mi się uda :).
Buziaki xx.
PS: Nie chcę być dociekliwa, czy coś, ale... Możesz się przedstawić.? Bo nie wiem z kim mam Cię kojarzyć :).

 
3/1/14 14:59 , Blogger Lou. pisze...

Będzie, będzie, nie przejmuj się. Tylko nie wiem jeszcze kiedy wrócę. Na razie mam "SESJĘ". Boże, jak ja nienawidzę studiować...

 
3/1/14 15:00 , Blogger Lou. pisze...

Tak, siedzenie jest bezpieczniejsze :). I może od razu napiszę ostrzeżenie na początku, żebyś wiedziała czego się spodziewać :).

 
3/1/14 20:41 , Blogger Goldmonia pisze...

życzę powodzenia ;*

 
3/1/14 23:11 , Anonymous Anonimowy pisze...

Najpierw to może i ktoś by kupił Twoją książkę z takiej litości, ale potem to zbierałabyś kasę za swój OGROMNY TALENT.

Nie wydajesz się być nudna. I na pewno nie jesteś! A ja odchodzę od zmysłów tylko raz na jakiś czas, przeważnie to jestem bardzo grzeczną klasową kujonką. :)
I dobrze, że od jakiegoś czasu ćwiczę cierpliwość, bo nie wiem co by się ze mną stało.
Obiecuję, że przy ostatnim rozdziale będzie mój komentarz. Mam nadzieję, że będę musiała baaaaaaaaaaaaaaardzo długo czekać, żeby go napisać.
Wierzę, że Ci się uda, ale w takim wypadku musiałabyś mi go wypożyczyć, tak na chwilkę ;)
I um w jakim sensie przedstawić? xx

 
4/1/14 01:27 , Blogger TakaSobieJa pisze...

Sorki!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
:-(

 
4/1/14 09:10 , Blogger Dinozaur pisze...

Nie no, nie ma takiej potrzeby. Lubię niespodzianki a każdy rozdział napisany przez Ciebie jest pewnym rodzajem wspaniałej niespodzianki :D

 
5/1/14 12:23 , Blogger Camile S pisze...

Świetny rozdział jak zawsze :*
Zapraszam do mnis na : i-wont-have- you-only-for-yourself.blogspot
com

 
5/1/14 23:44 , Blogger Unknown pisze...

Świetny blog. Naprawdę świetny. Pisze dopiero teraz, bo chciałam przeczytać wszystkie rozdziały. Zapraszam do mnie my-brother-deadlier.blogspot.com, dopiero zaczynam :). Czekam na nexta <3

 
6/1/14 18:25 , Blogger Lou. pisze...

Talent.? Nie przesadzajmy z takim słownictwem... :). I uwierz mi, na imprezie mnie nie uświadczysz, z pijaństwem nie jestem zaprzyjaźniona, a tym bardziej z żadnymi szaleństwami. Ja raczej siedzę sobie w zaciszu domowym i czytam, bądź piszę :). Tyle z mojego życia :).
Cóż... Nadal trzymam Cię za słowo :). Pod ostatnim rozdziałem spodziewam się komentarza :). I hm... Ja będę pisać, Ty będziesz czytać.? :)
Uwierz mi, ja się nie lubię dzielić... Ja Hazzę chcę tylko na godzinkę, nie więcej. Potem rób sobie z nim co chcesz :).
A przedstawić... No jakoś podpisywać komentarze :). Żebym wiedziała, że Ty to Ty, bo na razie jesteś anonimkiem w mojej głowie :).
Buziaki xx.

 
6/1/14 18:40 , Blogger Lou. pisze...

Oj, nie-dziękuję...
W zasadzie i tak nie wiem czy studia są dla mnie. Ale rodzina mnie zabije jak nie zdam...

 
6/1/14 18:41 , Blogger Lou. pisze...

Coś podejrzanie głupoty gadasz, uspokój się, dziewczyno :).

 
6/1/14 18:42 , Blogger Lou. pisze...

Dziękuję :)

 
6/1/14 18:43 , Blogger Lou. pisze...

Dziękuję :)

 
6/1/14 20:38 , Blogger konfituraa pisze...

Mamooo... przyzwyczaiłaś nas do większego tempa :P
Ja cem znuf jakowyś rozdział czegokolwiek :P
buziaczki.

 
6/1/14 21:49 , Blogger Lou. pisze...

Większego tempa.? Dziewczyno, przez trzy miesiące nic nie dodawałam, to dopiero było tempo :).
Buziaki xx.

 
6/1/14 22:32 , Anonymous Anonimowy pisze...

Jeżeli chcesz, to większość moich komplementów zostawię dla siebie :). A pod tym ostatnim rozdziałem, do którego mi się ani trochę nie spieszy, napiszę to wszystko. :D
Ach rozumiem Cię ja też nie lubię się dzielić....


I tak od teraz będę Scarlett! Co prawda nie mam tak na imię, ale bardzo mi się podoba i uwielbiam 'Przeminęło z wiatrem'. ;)

To odpoczywaj, czytaj, pisz :3
Scarlett xx

 
6/1/14 22:42 , Blogger Lou. pisze...

Eeeeee, tak to nie. Ja jestem łasa na komplementy, nawet te nieprawdziwe :). I już nie mogę się doczekać Twojego podsumowującego komentarza... To będzie ciekawe :).
Scarlett.? Okej :). Od razu kojarzy mi się z jakąś zmysłową pięknością... W zasadzie nie wiem czy to dobrze, bo odczuwam pewną zazdrość :). Ale nic, niech będzie :).
Niestety, odpoczynek już mi się skończył. Teraz będzie tyranie. SESJA. Kucie, kucie i głupia filozofia. Jak to zdam, to będzie cud...
Buziaki xx.

 
9/1/14 22:56 , Anonymous Anonimowy pisze...

To komplementy będą. A ty ochłoń. Jak już mówiłam mi do pisania tego podsumowującego komentarza się nie spieszy!
:)
Hahaha zazdrość? Bez powodu, to całkowite zaprzeczenie mnie.
I będę trzymać kciuki, żebyś wszystko zdała. Powodzenia :)
Scarlett xx

 
10/1/14 19:06 , Blogger pikseloza pisze...

Ja dla odmiany sprawdzałam, czy już odpowiedziałaś na mój komentarz, a tu się okazuje, że go niema ;( nie wiem jakim cudem komputer go nie opublikował, ale wychodzi na to że coś jest z tym rozdziałem ;)
Niesamowity rozdział :) Lou jaka odważna, już nie taka cicha myszka jaką ją znamy z "teraźniejszości" ;) Bardzo fajne, naprawdę :) Jedyne czego się dowiadujemy, że jej znajomość z Harrym wychodzi jej na dobre i tego się trzymajmy :D
Jak wiesz nie mogę się doczekać remember me, ale jak wiem ja wszystko w swoim czasie i tak dalej :))

pozdrawiam
pikseloza

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna