sobota, 1 lutego 2014

trzydzieści pięć - wersja rozszerzona.

No i proszę... Sama się zdziwiłam, że ten rozdział się napisał... Ale ważne chyba, że jest :). Oczywiście niezbyt udany, no ale... Skoro już Harry kończy te 20 lat w dzisiejszym dniu (bu... ja będę miała ten sam ból za pół roku i cztery dni) to sobie pomyślałam, że można by jakoś to uświetnić... No i jest. Mam nadzieję, że aż tak bardzo Was to nie rozczaruję, bo nawet mimo tych 21 godzin snu piątkowego, nadal nie doszłam do końca do siebie. Ale powoli wszystko wraca do normy. Może już niedługo wrócę do poprzedniego trybu. Trzymajcie kciuki.! A na razie zapraszam do czytania :). A o tym, że technologia mnie nie lubi i przez tyle godzin blog zjadł mi treść rozdziału to ja nawet nie wspomnę :).
***

Nie mam pojęcia jak to zrobiłam. Jakim cudem w tak krótkim czasie zdołałam wybrać wśród sterty byle jakich ciuchów coś odpowiedniego, w czym nawet widać mi było zaakcentowaną... górę, podkreślić rzęsy tuszem i to bez zbędnych mazów, porządnie rozczesać włosy, umyć zęby, wysłać Quinn sms z przeprosinami i wyjaśnieniami, przeszukać absolutnie cały pokój w poszukiwaniu jakiegokolwiek błyszczyku (którego rzecz jasna nie znalazłam), pójść do Aly i wyjaśnić jej całą sytuację, przejść szybki kurs pt. "Jak nie zjeść błyszczyka już po sekundzie" i przelecieć przez schody bez żadnych komplikacji. Wprawdzie nie była to ta obiecana Harry'emu sekunda, ale i tak wyszło nadzwyczaj krótko, biorąc pod uwagę dużą ilość wszystkich czynności. Wiedziałam jednak, że trudno mi będzie wyjaśnić to wszystko chłopakowi, co skutecznie spowolniło moje ruchy już na ostatniej prostej - na odcinku koniec schodów-drzwi.

Czając się przy schodach, westchnęłam, myśląc intensywnie nad dobrą wymówką. Oczywiście żadna nie przychodziła mi do głowy. Liczyłam jednak na jakiś ostatniochwilowy cud, więc przeciągałam moment wyjścia jak tylko się dało. W tym czasie sprawdziłam, czy mam przy sobie telefon, czy się nie rozmazałam, czy jestem kompletnie ubrana (naprawdę wolałam już nie pokazywać się Harry'emu bez spodni), czy moje włosy jakoś słusznie się układają, czy mam ze sobą bluzę i co najważniejsze, błyszczyk. Kiedy jednak nie miałam czego już sprawdzać, z dozą niepewności wzięłam głęboki oddech i odważnie opuściłam dom. Akurat, żeby stanąć prawie twarzą w twarz z Harrym, który tupiąc nogą ze zniecierpliwienia stał oparty o barierkę, krzyżując ramiona przed sobą.

Kurczę, czy on nie potrafi zostawać tam, gdzie go zostawiam.?!

- Sekunda.? - zupełnie niespodziewanie spojrzał na mnie z góry, błyskając jakimś oburzeniem w tych swoich zielonych tęczówkach. W sekundę wywołało to poważne rumieńce na mojej twarzy, a także spowodowało, że nie mogłam nie odwrócić wzroku i nie wzruszyć bezradnie ramionami. - Jak chłopaki wywalą mnie z zespołu, to będzie tylko i wyłącznie twoja wina. - rzucił na wydechu, nagle sięgając po moją rękę. I zanim obejrzałam się w jakąkolwiek stronę, już pociągnął mnie za sobą, przebierając nogami w zastraszającym tempie.

No okej, może nie było AŻ takie szybkie, ale fakt, że się tego nie spodziewałam, zrobił swoje. Zaskoczona taką nagłością, no i nagłym dotykiem Stylesowej ciepłej dłoni na swojej skórze, poleciałam do przodu i prawie wyglebiłam się na twarz, witając czule z chodnikiem. Całe szczęście Harry akurat znajdował się tuż przede mną, więc ostatecznie wpadłam na jego plecy. A zanim się odsunęłam, zdążyłam przeżyć mały zawał tą nagłą bliskością, kiedy ciepło jego skóry mnie uderzyło (nawet jeśli dzieliło nas kilka warstw materiału), a charakterystyczny zapach mieszanki perfum i szamponu pomieszał wszystkie zmysły. W dodatku jakby automatycznie zawiesiłam się na jego ramieniu, próbując jakoś unormować własną równowagę. I Bogu dziękowałam, że Harry był zbyt zajęty parciem przed siebie, żeby móc zauważyć, że przez ułamek sekundy dosłownie przywarłam do jego ciała.

- Wtedy ich zagadam, żeby przyjęli cię z powrotem. - zagaiłam, naiwnie licząc, że rozmową tym bardziej odsunę go myśleniowo od mojego durnego zachowania. Szkoda tylko, że dopiero po chwili zorientowałam się o czym ja mówię...
- Będę trzymać kciuki - Harry pokiwał głową z niedowierzaniem, co chyba nawet dziwnie mnie ukuło. Ale i tak już po chwili o tym zapomniałam, dokładnie w momencie, gdy chłopak na chwilę odwrócił głowę w moją stronę, ewidentnie chcąc coś powiedzieć. Kiedy jednak jego wzrok jakoś tak mimowolnie powędrował poniżej szyi (a ja praktycznie umarłam od natężenia rumieńców, które rozpaliły mi policzki) zrezygnował z poprzedniego zamiaru i tylko podniósł lewą brew. Po czym wbił tak rozbawione spojrzenie w moją twarz, że nawet nie wiedziałam już jak się nazywam, a jedyne czego byłoby mi trzeba to porządne zapadnięcie się pod ziemię. - Ale do twarzy ci w zielonym, naprawdę. - wypalił w końcu, starając się nie roześmiać w twarz. A ja nawet nie miałam jak docenić tych jego "starań".
- Miałam tylko sekundę... - wzruszyłam ramionami, z lekka oburzona. I nie wiem czy bardziej na siebie, że nie poświęciłam temu większej uwagi, czy może na Stylesa, że miał czelność się o to wiecznie czepiać.
- Ty masz w szafie cokolwiek w innym kolorze.? - Harry zmarszczył brwi, znowu poświęcając mi krótkie spojrzenie, podczas którego mi jeden z tych swoich bezczelnych uśmiechów. Który tylko swoim starym, dobrym sposobem pomieszał wszystkie moje zwoje mózgowe, powodując że moja głowa ledwo mogła ogarniać jednoczesne nadążanie za chłopakiem i wymyślaniem odpowiedzi. Ledwo, bo oczywiście musiałam potknąć się na równej drodze. Całe szczęście miałam obok siebie Harry'ego i zdążyłam się go w porę złapać. W dodatku w taki sposób, że nawet nie zauważył, że coś odwaliłam.
- Lubię zielony. - wzruszyłam ramionami, wypowiedzią próbując jakoś wyprzeć ze świadomości tą małą wpadkę. I żeby odzyskać w końcu swoją sprawność mózgową na etapie przynajmniej ogarniającym łączenie dwóch prostych czynności, postanowiłam się od niego odsunąć. Żeby już żadne ciepło, żaden zapach, ani tym bardziej zbytnia bliskość jego ust mnie już nie rozpraszała. Więc w końcu zrównałam z nim krok. I prawie nadążałam za jego tempem. To jednak wcale a wcale nie spowodowało, że chłopak puścił moją rękę, na co przecież skrycie liczyłam. A jakby tego było mało, zbałamucił mi myślenie kolejnym żywozielonym spojrzeniem, od którego oddech dziwnie zamarzł mi w płucach.
- Serio.? - pisnął żartobliwie, uśmiechając się ledwo dostrzegalnie. Ale do tych jego dołeczków oczywiście musiało wystarczyć. I to na tyle, że musiałam odwrócić wzrok, przezornie wbijając go w chodnik przed sobą. - Kto by się domyślił...
- Nie spieszy ci się już.? - rzuciłam cichutko, uparcie wpatrując się w szarość rozciągającą się pod moimi stopami. Chociaż wyraźnie czułam palący wzrok chłopaka na sobie, postanowiłam się jednak nie dekonspirować. Wolałam oszczędzić sobie kolejnych zielonych spojrzeń i tych zakrawających o arogancję uśmiechów. Zwłaszcza kiedy usłyszałam wyraźny, chociaż cichy śmiech z jego strony.

No fajnie, znowu robiłam za błazna...
...

- ...zobaczyłem ogłoszenie, no i poszedłem. Akurat wparowałem im na próbę. Grali naprawdę nieźle i w głowie od razu pojawiła mi się myśl: ja chcę z nimi grać. - Harry uśmiechnął się nieświadomie wśród tej całej opowieści o swoim dołączeniu do zespołu, której słuchałam wpatrzona w chłopaka jak w obrazek. Nie to, żeby od razu coś, ale po prostu uwielbiałam ten jego skupiony wyraz twarzy kiedy o czymś zawzięcie mówił. Miałam wówczas wrażenie, że nie bardzo mnie zauważa przez swoje zamyślenie, co jak najbardziej mi odpowiadało. Mogłam się na niego gapić i nie czuć zażenowania, mając przy okazję przeświadczenie, że nasza rozmowa przebiega w miarę normalnie. I nawet prawie nie przeszkadzały mi nasze splecione palce. Wprawdzie czułam ciepło płynące od miejsc, gdzie jego skóra stykała się z moją, ale nie było to na tyle dekoncentrujące, żebym zaraz miała z tego powodu panikować. Uznałam to po prostu za miły gest. Poza tym jego dłoń była tak miła w dotyku, że mogłoby mi się zrobić przykro, gdyby ją zabr...

NIEWAŻNE.

- Nie wiem jak ci to wytłumaczyć... - Harry westchnął nagle, skupiając wzrok na mojej twarzy. I tak jak wcześniej, rano, z niepewnością Z miejsca opuściłam głowę, udając, że tylko poprawiam nieogarniętą fryzurę, zakładając kilka kosmyków włosów za ucho. - Coś jak miłość od pierwszego wejrzenia. Widzisz kogoś i z miejsca masz przekonanie, że to właśnie ta osoba. - kontynuował po chwili. I chociaż wiedziałam, że nie ma niczego głupiego na myśli, poczułam się dziwnie. Harry i gadanie o miłości to zdecydowanie niekorzystne połączenie. Mój umysł od razu zaczął wariować... - Trudno to wziąć na rozum, ale... - urwał, kręcąc głową i wzruszając ramionami, jakby już nic więcej nie miał do powiedzenia.
- Wiem o czym mówisz. - kiwnęłam głową, próbując go jakoś zachęcić do powrotu do tego jego zagadania. No może nie o miłości...

O cholera, niepotrzebnie się wtrącałam.

- Naprawdę.? - Harry na moje nieszczęście uczepił się mojej wypowiedzi, patrząc na mnie uważnie. I chyba naprawdę oczekiwał odpowiedzi... Westchnęłam jedynie nad swoją własną głupotą, próbując usilnie wymyślić jak mogłabym go ładnie zbyć i przy okazji nie pokazać, że jego jedno niewinne stwierdzenie tak mocno wytrąciło mnie z równowagi.
- Ekhm... Chodziło mi... em... - zaczęłam się plątać nie tylko we własnych słowach, ale nawet i myślach. Nie miałam pojęcia jak ogarnąć ten cały zgiełk, który szumiał mi w głowie. Aż w końcu chrząknęłam na dodanie sobie odwagi i nadal nie kontaktując z własnym mózgiem stwierdziłam, że może lepiej po prostu zacząć mówić. - Chodziło mi o to, że czasem usłyszę fragment piosenki, jedną nutę, a w mostku czuję taki dziwny ścisk. - stwierdziłam niepewnie, starając się nie patrzeć na chłopaka w razie gdyby uznał moje rozumowanie za co najmniej dziwne. Kiedy jednak poczułam jego palące spojrzenie na sobie, cała moja nabierająca sensu wypowiedź... no przestała mieć sens. I na dobrą sprawę już sama nie wiedziałam do czego zmierzałam. - Jakbym... No rozumiesz... - zmarszczyłam brwi, patrząc na niego wyczekująco,
- Dokładnie o czymś takim mówię. - Harry ku mojej wielkiej uldze tylko skinął głową, nawet nie przejmując się moim zacięciem. W dodatku znowu zatracił się we własnych myślach, bo nawet jeszcze zanim zaczął mówić, już począł gestykulować w tym swoim pokręconym stylu. - Muzyczne porozumienie. I też tak mam. Rzadko, bo rzadko, przecież nie każda piosenka musi być wyjątkowa, co by to była za magia... Ale to fantastyczne uczucie. Wiesz, że się nie mylisz...
- Że co by się nie działo, zapamiętasz ten moment. - wtrąciłam, zupełnie niezależnie od siebie. I już nawet zbeształam się za to w myślach, kiedy zerkając na twarz Harry'ego spostrzegłam, że nie przyjął moich słów jako czegoś głupiego. A nawet wręcz przeciwnie...
- I że nigdy ci się nie znudzi. Dokładnie. - kiwnął głową z uśmiechem, powodując, że dosłownie kamień spadł mi z serca. I używając całej swojej silnej woli, wysiliłam się na coś kształtem przypominającego odwzajemnienie jego gestu. - W każdym razie na samym wstępie trema mnie sparaliżowała i wiedziałem już, że to zawalę. - zanim zdążyłam się dobrze zastanowić, Harry już po chwili kontynuował swoją wypowiedź, znowu przyjmując tą swoją minę do rozgadania. Dzięki temu mogłam spokojnie wlepić w niego swoje patrzałki, obserwując jak zieloność jego tęczówek błyszczy czymś na kształt radości, a kąciki tych jego malinowych ust uniosły się delikatnie ku górze. Ledwo, ledwo zauważalnie, ale jednak. I to dokładnie w momencie, kiedy jakby mocniej ścisnął moją dłoń. Aż mnie przeszedł dziwny prąd, jednak na tyle przyjemny, że postanowiłam go zignorować. I skupić się na Harrym. - Zacząłem się przeklinać, że nie powinienem się pchać w coś takiego, przecież nawet nie mam warsztatu. Jak taki ktoś jak ja mógłby się przebić, grać w zespole. - wzruszył ramionami, wzdychając głęboko. Jakby automatycznie podniosłam rękę, żeby jakoś go pocieszyć, chociażby dotykiem, kiedy chłopak niespodziewanie się rozpromienił. A moja brew w odpowiedzi tylko powędrowała do góry. - Ale zaraz przypomniałem sobie o tym jak muzycy działają na laski... - stwierdził po chwili, powodując dziwny ścisk gdzieś wewnątrz mnie. Nie potrafiłam nawet go określić, ale wiedziałam jedno - był zdecydowanie nieprzyjemny. Od razu wpadł mi do głowy moment, kiedy przy którymś z naszych spotkań we własnej głowie wściekłam się, że Harry kiedyś umawiał się z innymi dziewczynami. I obie chwile były zdecydowanie porównywalne. Czułam się tak samo nieprzyjemnie, że...

No dobra, nie roztrząsajmy tego. Przecież nie mogę analizować każdego jego zdania, prawda.? Zwłaszcza, że, jak zauważyłam, Harry najczęściej gada bez zastanowienia, dla samego tylko gadania...

No właśnie...

Więc wcale nie muszę czuć się z...

Oj dobra.

- Wyobraź sobie, że to najlepsza motywacja. - Harry już po chwili kontynuował swój wywód, wcale sobie nie pomagając wśród tych wszystkich moich myśli. Miałam nawet ochotę powiedzieć mu, żeby już przestał to tak roztrząsać, bo dokładnie zrozumiałam co miał na myśli, ale oczywiście ściśnięte gardło i dziwne uczucie niepewności pod mostkiem zrobiło swoje. Więc zamiast tego zacisnęłam tylko usta w wąską linię i westchnęłam głęboko nad swoim rozumowaniem. - Zaśpiewałem, jakbym miał przed sobą tłum rozkrzyczanych fanek, a nie trzech facetów wątpliwej urody. No i mnie wybrali. - zakończył podejrzanie entuzjastycznie, uśmiechając się do mnie szeroko. A ja naprawdę chciałam odwzajemnić gest. Miałam w sobie wiele dobrej woli. Tylko co z tego, skoro i tak wyszedł z tego sztuczny grymas, rzucony mu przelotnie między spojrzeniem na niego, a wbiciem wzroku przed siebie. Chyba nawet dosyć zirytowanego, ale pewności mieć nie mogłam...

Wprawdzie gdzieś w środku zaczynało grzać mnie coś, co z pewnością nie było samą w sobie bliskością Harry'ego i rzucało mi na mózg dziwne cienie namawiające mnie do puszczenia jego ręki. I nawet nie miałam ochoty się z nimi sprzeczać... Udając, że muszę pilnie coś poprawić przy tym niedbałym kucyku, który miałam na głowie, szybko wycofałam dłoń z jego uścisku. Zagadany nawet się tym nie przejął. A ja byłam z tego powodu nawet zadowolona.

- Nie wiem czy potem tego nie żałowali, ale w sumie jakoś przetrzymaliśmy te trzy lata... - westchnął, uśmiechając się pod nosem i mimowolnie wkładając dłonie w kieszenie. Okej. - Nie powiem, że w wiecznej zgodzie i harmonii, ale skoro się dotąd nie pozabijaliśmy...
- No i wygraliście nawet konkurs. - wtrąciłam z lekka ironicznie, plącząc przed sobą ramiona w jakieś chińskie osiem, żeby Harry'emu przypadkiem nie maniło się mnie znowu dotykać. Oczywiście gdyby taka myśl przyszła mu do głowy, na co wcale się nie zapowiadało, skoro nadal szedł z rękami wpakowanymi w kieszenie. Aż mi w głowie zaświtały zasady dobrego wychowania, wyraźnie mówiące, że rozmawiając z kimś takich rzeczy to się raczej nie robi. Ale postanowiłam się już nie wychylać ze swoimi przemyśleniami i tylko zmierzałam przed siebie z tym narastającym podejrzanym uczuciem irytacji.

- Fakt. - Harry chyba nie wyczuł ironii, bo tylko uśmiechnął się szeroko, ale chyba tylko do siebie, sądząc po jego nieobecnym spojrzeniu. Okej po raz drugi. - To też nas jakoś podbudowało. Dało poczucie, że to nie tylko takie sobie granie na wyrywanie lasek, ale też i dla samej muzyki. - machinalnie wywróciłam oczami słysząc kolejny raz to samo stwierdzenie. - No i że chyba jesteśmy w tym nieźli.
- Jesteście. Wiem co słyszałam. - potwierdziłam jak na siebie wyjątkowo głośno i wyjątkowo wyraźnie. Aż zmarszczyłam brwi, zdziwiona własną postawą. Ale chyba nie tylko ja, bo i Harry w końcu popatrzył na mnie z uwagą.
- Jestem nawet w stanie uwierzyć, że mówisz prawdę, a nie tylko chcesz, żeby zrobiło mi się miło. - rzucił jakimś rozbawionym tonem, zatrzymując się nagle i zupełnie niespodziewanie przed jakimś niewielkim, brązowym domkiem z dobudowanym garażem. Zanim się spostrzegłam, jego dłonie, te same ciepłe, miękkie i delikatne dłonie, oparły się po obu stronach moich ramion i lekko popchnęły mnie w kierunku tego nieznanego mi domu, pozwalając mi zatrzymać się tuż przed jego drzwiami. - No to jak, gotowa.? - usłyszałam jakby zza mgły, bo niespodziewanie coś zaczęło mi szumieć w głowie. I byłam pewna, że to panika. Nie na darmo przecież serce odezwało się dudniącym kołataniem, a nogi bez ostrzeżenia zrobiły się jak z waty.
- Bardziej nie będę. - westchnęłam zgodnie z własnym przekonaniem. I chociaż na dobrą sprawę miałam ochotę zrobić teatralny zwrot i uciec stąd w podskokach, dałam się wprowadzić do ciasnego, zagracanego i z lekka ociemnionego garażu, w którym roznosił się zapach staroci. Ale to przynajmniej przekonało mnie, że nie jest tak źle jak oczekiwałam, bo skoro klimat ma sens, to i wydarzenia nie mogą być tak straszne. Kiedy jednak zorientowałam się, że w pomieszczeniu są ludzie... całkiem sporo ludzi, którzy w dodatku perfidnie się we mnie wpatrywali, zrozumiałam, że wcale tak fajnie nie będzie. Zawstydzona natychmiast opuściłam głowę, chowając czerwoną od rumieńców twarz za linią włosów i zaczęłam zaklinać w myślach znajomych Harry'ego, żeby do cholery przestali się tak we mnie wpatrywać. Zwłaszcza kiedy chłopak stał tuż za mną i bezczelnie obejmował mnie w talii.

W talii.
Mnie.
Przy nich.

Mogłam po prostu umrzeć.?

- Gapicie się jakbyście nigdy dziewczyny nie widzieli. - Harry na szczęście zauważył moje zażenowanie i wziął mnie w obronę, w dodatku luźniąc uścisk. Tak, że jego ręka właściwie zatrzymała się w powietrzu. I chociaż nadal była za blisko, uczucie dyskomfortu wyparowało. Miałam ochotę normalnie go ucałować w podzięce, zwłaszcza, że odczucie wpatrywania się w moją osobę zmalało, jednak nadal byłam tak zażenowana nowymi okolicznościami, że nawet o lekkim podniesieniu głowy nie mogło być mowy. A co dopiero o publicznym całowaniu...
...i dlaczego ja właściwie w takiej chwili muszę o tym myśleć.?!

- Kupić ci dziecko elektroniczny zegarek.? - zanim jednak zdążyłam popełnić publiczne harakiri, usłyszałam pełen pretensji chrapliwy głos, już całkiem odrywający ode mnie uwagę ogółu. I w dodatku mnie, od moich własnych durnych myśli. Co przyjęłam z ogromną ulgą, nawet jeśli ów głos przepełniony był niechęcią. - Ostatnio mam wrażenie, że nie wiesz jak się używa takiego na wskazówki. - usłyszałam po chwili, upewniając się nagle, że te całe zirytowane słowa skierowane są do Harry'ego. Nie wiedziałam jedynie dlaczego...

Zaciekawiona natychmiast podniosłam głowę, zerkając na chłopaka siedzącego na podłodze pod ścianą, który, sądząc po wkurzonej minie, śmiał mieć jakieś pretensje do mojego chłopaka. Nic więc dziwnego, że zbytnią sympatią to ja do niego nie zapałałam.

- Zamilcz, tatuśku. - blondyn, siedzący okrakiem na stołku za perkusją, zdążył wziąć Harry'ego w obronę, zanim ten nawet otworzył usta. W dodatku nie wyczułam, żeby mówił do tamtego z jakąś wrogością, bardziej żartował. A dodając do tego przyjazny uśmieszek i ogólnie wyluzowaną pozę, już zdołałam go polubić. Tak bez przyczyny. - Spóźnił się drugi raz. Z tego co pamiętam, tobie zdarzało się to o wiele częściej. - chłopak dodał po chwili, rzucając mi całkiem rozbawione spojrzenie, które skwitowałam lekkim uśmiechem. Nawet nie wiem kiedy. Ale co najważniejsze, wcale nie czułam się z tego powodu zażenowana.
- Jasne. - ten spod ściany prychnął jedynie, przewracając wymownie oczami. - Najlepiej olewać wszystko, a potem i tak zwalać na mnie.
- Okresu dostałeś, czy jak.? - trzeci z zebranych, niski szatyn wymieniający struny w gitarze, zaśmiał się swoim wyjątkowo niskim głosem. Od którego chyba dostałam dreszczy. Ale postanowiłam jakoś to w sobie wytłumić i tylko uśmiechnęłam się panicznie, żeby nikt przypadkiem nie zauważył moich odchyłów.
- Proszę bardzo, poznaj prawdziwą twarz White Eskimo. - niespodziewanie odezwał się Harry i to tuż zza mojego ucha. Drgnęłam nieznacznie, zaskoczona jego reakcją, zwłaszcza, że mówił o wiele za głośno, niż jakby rzeczywiście miał mówić tylko do mnie. Ale nawet to zamierzałam zignorować, wyczuwając, że on po prostu sobie żartuje z kolegów. I na wszelki wypadek postanowiłam nie tracić z twarzy uśmiechu, nawet jeśli był tylko i wyłącznie sztuczny. - Wrednych, piszczących i próbujących się zabić dziadów. - Harry skinął na nich ręką, na co blondyn zaśmiał się donośnie, a ten spod ściany tylko prychnął z urazą. - To Haydn... - kiwnął głową na siedzącego, który nawet nie pokusił się o spojrzenie na mnie, przekładając w dłoniach komórkę. - ...za perkusją masz Jordana... - wskazał na blondyna, który pomachał mi wesoło dłonią. Dokładnie tą, w której trzymał pałeczki. Te same, które już sekundę później leżały na podłodze przez jego nieuwagę. A gdy chłopak próbował je podnieść, przydzwonił głową o jeden z talerzy, który rozbrzmiał donośnie wokoło. Ale przynajmniej wiedziałam skąd ta cała moja sympatia do niego. Z jego zgrabnością zdecydowanie moglibyśmy się dogadać... - a ten to Nate - Harry skinął w końcu na tego trzeciego, z niskim głosem, który przestał męczyć już gitarę i stał oparty o ścianę, uśmiechając się do mnie przyjaźnie. I chociaż nie miałam podstaw, ignorując wszystkie sprzeciwy organizmu, i ja się w końcu uśmiechnęłam.
- Powinieneś zostać mistrzem prezentacji. - Jordan zaśmiał się znowu, jeszcze bardziej pogłębiając moją sympatię do niego.
- Prawda.? - Harry pisnął w odpowiedzi, szczerząc się nie wiadomo z czego. Po czym niespodziewanie ułożył swoje dłonie na moich ramionach i jakby przesunął tuż przed siebie. Normalnie miał szczęście, że mocno mnie trzymał, bo bez tego, zaskoczona jego działaniem, pewnie wyglebiłabym się na twarz. - No to teraz się skupić... - syknął ostrzegawczo, patrząc uważnie po kolegach. A ja, dokładnie wiedząc co kombinuje, miałam ochotę kazać mu przestać. Szkoda tylko, że nie wiedziałam jak... - To jest Lou. - usłyszałam po chwili, licząc na to, że Harry na tym zakończy. Oczywiście tylko się przeliczyłam... - Nie zagadywać głupimi tekstami, nie zaczepiać o te wasze idiotyczne problemy i przede wszystkim nie dotykać... - zażenowana jego słowami, z narastającym rumieńcem na twarzy, mimowolnie rąbnęłam chłopaka w ramię, starając się zrobić to jak najbardziej niepostrzeżenie. - Ał, no co.? - Harry niestety nie rozumiał co znaczy cierpienie w milczeniu, bo już po chwili zawył donośnie i marszcząc brwi z urazą, pomasował urażone miejsce. Westchnęłam nad jego bezbrzeżną głupotą, na moment przymykając oczy, a kiedy je otworzyłam, przywitały mnie rozbawione twarze dwóch z trzech zebranych chłopaków.

...którzy znowu na mnie patrzyli.

Poczułam się przymuszona do powiedzenia czegoś. Najlepiej zabawnego, żartobliwego, czegoś, co pomogłoby mi zdobyć ich sympatię...
... i kogo ja chcę oszukać.?

Wiadomo, że z tak ściśniętym gardłem jakie miałam żadne rozsądne słowo nie opanowałoby pomieszczenia, a pustka w głowie przeświadczała, że w tym rozszerzonym gronie lepiej nie ryzykować na "powiedz cokolwiek i się odczepią". Zaczęłam więc gorączkowo myśleć nad własną wypowiedzią, czując jak czerwień na moich policzkach gwałtownie przybiera na intensywności.

- Em... Hej. - pisnęłam w końcu, lekko unosząc dłoń w geście powitalnym, co prawie skończyło się katastrofą, gdyż prawie że przydzwoniłam ręką o jakiś niezidentyfikowany mebel po mojej lewej. W ostatniej chwili Harry'emu udało się ująć moją dłoń i ją cofnąć, co przyjęłam z bezbrzeżną ulgą. I nawet czymś na kształt wdzięcznego uśmiechu, rzuconemu chłopakowi z boku.
- Miło poznać osobę dla której Harry olewa co drugą próbę. - niespodziewanie odezwał się Haydn, patrząc na mnie nienawistnie. Automatycznie skurczyłam się w sobie, mając ochotę schować się przed tym chłopakiem za Harrym.
- Zamknij się debilu. - ten jednak tylko syknął w stronę kolegi, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie. Które wyjątkowo złagodniało zaraz po tym, gdy przeniósł wzrok na mnie. - On tylko żartował. - uśmiechnął się delikatnie, co w aktualnych okolicznościach tłumu zdecydowanie było zbędne. Nie mogłam przecież teraz wszystkim pokazać jak bardzo odwala mi od widoku tych jego dołeczków w policzkach, więc przezornie odwróciłam wzrok, wbijając go w podłogę tuż przed sobą.
- Nie żartował. - usłyszałam po chwili ten charakterystyczny, prawie dudniący głos. I spojrzałam na jego właściciela, czyli Nate'a o ile dobrze pamiętam, z zaciekawieniem. - Został starym, zgorzkniałym dziadem, bo laska go olała. - wyjaśnił mi po chwili, lustrując rozbawionym spojrzeniem reakcję tamtego. Chyba był z niej zadowolony, bo gdy odwrócił swoją twarz do mnie, szczerzył się szeroko. - I muszę cię zmartwić, ze względu na płeć już masz u niego przerąbane. Ale nie przejmuj się, debilami nie warto. - zapewnił, machając lekceważąco ręką. I byłam gotowa uwierzyć mu na słowo. Chociaż pewności mieć nie mogłam, że przed snem nie będę zachodzić w głowę dlaczego jeden ze znajomych Harry'ego mnie nie polubił.
- Będziemy tak jeszcze pieprzyć, czy weźmiemy się w końcu za tą próbę.? - Haydn tylko mruknął niemiło, patrząc po chłopakach z wyższością. - Nie mam ochoty spędzać z wami więcej czasu niż to konieczne.
- Z tego co widzę, to tylko jeszcze ty siedzisz dupą i się lenisz. - Nate uśmiechnął się do niego sztucznie, za co został obdarzony dosyć znanym i dosyć olewczym gestem.
- Wstawaj, Harry jest, trzeba korzystać. - Jordan pokusił się o ładniejszą prośbę i przy okazji skuteczniejszą. Haydn w końcu wstał z podłogi i nerwowo podszedł do naprawianej przed chwilą gitary. - Niech się chłopak przećwiczy... - blondyn dodał po chwili, a ja zaciekawiona spojrzałam w jego kierunku. Bo przed czym niby Harry miał się ćwiczyć.?
- No, potem już go będziesz oglądać tylko... - Nate tylko jeszcze bardziej mnie zaintrygował i już już miałam otworzyć usta z pytaniem o co tu się właściwie rozchodzi, kiedy...
- ZACZYNAMY CZY GADAMY.?! - Harry ryknął donośnie, całkowicie blokując moją wypowiedź. Spojrzałam na niego zdziwiona, ale nie doczekałam się wyjaśnienia, bowiem chłopak już po chwili zostawił mnie na środku tego całego garażu, podchodząc do prowizorycznie rozstawionego sprzętu i majstrując coś z uwagą przy mikrofonie.

- Siadasz.? - odpowiedź chłopaków przytłumił mi niespodziewany dziewczęcy głos, brzmiący mi tuż obok ucha. Aż podskoczyłam z zaskoczenia, a kiedy odwróciłam się w jego stronę zauważyłam wyjątkowo zgrabną dziewczynę, ubraną... cóż moje dżinsy i T-shirt w porównaniu do jej krótkich szortów (opiętych na tak długich nogach, jakich jeszcze w życiu nie widziałam) i zwiewnego podkoszulka wypadały naprawdę blado.

A będąc już przy temacie... Przy jej opalonej skórze poczułam się dosłownie jak wampir. Zawsze byłam biała jak mąka i nawet upalne słońce nie potrafiło tego zmienić. I tak jak nigdy mi to nie przeszkadzało, tak teraz miałam ochotę zapaść się pod ziemię. A ochota pogłębiła się, kiedy mój wzrok powędrował na jej dłoń. Tak... zgrabną. Idealnie długie i kolorowe paznokcie, będące zwieńczeniem wyjątkowo szczupłych palców, na których widniało kilka delikatnych pierścionków. Natychmiast zacisnęłam dłonie w pięści, jakby to miało mi pomóc ukryć wprawdzie dłuższe (wyłącznie z lenistwa), ale niewyrównane paznokcie, w dodatku bez żadnego lakieru. I mimowolnie opuściłam wzrok, bojąc się, że te jej wyjątkowo jasne niebieskie oczy, idealnie podkreślone czernią tuszu, eyelinera i pewnie setką innych rzeczy o których istnienia nie miałam pojęcia, wejrzą w samą moją duszę. Chrząknęłam delikatnie na odwagę, dokładnie w momencie, kiedy chłopaki zaczęli grać te swoje aktualnie wyjątkowo dudniące w uszach utwory.

Nie dość, że poczułam się oszołomiona, to w dodatku cała osoba szatynki przede mną wyjątkowo mnie onieśmielała. Była tak... pewna siebie, że aż nawet chyba za bardzo. Nie wiem, może to zazdrość, że ja nigdy nie potrafiłam wyglądać jak ona, w każdym bądź razie od razu uznałam dziewczynę za arogancką. A to jej spojrzenie pełne wyższości wcale nie pomagało mi zmienić moich założeń. Poza tym nawet nie wiedziałam czy mam ochotę je zmieniać, czyli w jakikolwiek sposób zbliżać się do niej.

My w ogóle miałybyśmy o czym rozmawiać...?

Dopiero po chwili zauważyłam, że dziewczyna tą swoją wypielęgnowaną dłonią wskazuje na jakąś ławkę za nią, a jej mina zmieniła się w taką bardziej zirytowaną. Jej usta, podkreślone krwistoczerwoną pomadką zacisnęły się jakby nerwowo, a jej spojrzenie jeszcze bardziej zmiatało mnie z powierzchni ziemi. Czując się jakby pod presją natychmiast posłusznie wskoczyłam na ławkę, przy okazji prawie ją wywracając. I poczułam się tak strasznie głupio, kiedy szatynka z lekkością motyla usiadła obok mnie, w dodatku z dziwnie wyprostowanym kręgosłupem. Jak jakaś arystokratka. Machinalnie wyprostowałam hodowanego przez lata garba, nie chcąc przecież wypaść aż tak beznadziejnie. Kiedy jednak już po sekundzie mój kręgosłup wypowiedział swoje niezadowolenie bólem, zrezygnowałam ze swojego pomysłu. I przysunęłam się bliżej ściany, by móc się jakoś o nią oprzeć i przynajmniej mieć jakieś usprawiedliwienie.

Jako, że przez swój zamysł wylądowałam jakby z tyłu dziewczyny, uznałam, że mogę zająć się sobą, czyli wyliczaniem kolejnych rzeczy, których mi brakuje w porównaniu do niej. Więc zdziwiłam się niemało, kiedy dziewczyna już po chwili w ślad za mną przysunęła się pod ścianę i spojrzała na mnie czujnie. Wyraźnie lustrując mnie spojrzeniem. Wcale mi się to nie spodobało, zwłaszcza kiedy dziewczyna nie powstrzymała grymasu, nawet nie szpecącego jej dziewczęcej twarzy.

Normalnie... YGH.! Ja się pytam gdzie jest sprawiedliwość, no gdzie.?!

Dobra, wiem.

Ona na pewno nie miała mózgu.

- Chontelle. - dziewczyna odezwała się po chwili, zupełnie od czapy. Popatrzyłam na nią zdziwiona i dopiero po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku, że właśnie otrzymałam zaszczyt zapoznania imienia dziewczyny. Ale jakoś wcale nie czułam się z tego powodu zadowolona. A nawet więcej, tylko i wyłącznie bardziej przytłoczona. - Więc... - "Chontelle" popatrzyła na mnie uważniej, podnosząc wymownie lewą brew. A ja logicznie, tylko się skurczyłam. - Dziewczyna Hazzy.? - zagaiła tym swoim mocnym brytyjskim akcentem, nawet nie siląc się na uśmiech. Ale nawet się tym nie przejęłam. Najbardziej zabolał mnie sposób w jaki wypowiadała jego imię. Coś mi w tym zdecydowanie nie grało i sama nie potrafiłam określić co.
- No... Tak. - chrząknęłam ledwo dosłyszalnie, wyjątkowo drżącym głosem. Czułam się prawie tak, jakbym wypowiadała ostatnie słowa przed śmiercią i wcale nie starałam się tego ukrywać.
- W życiu bym się nie spodziewała... - usłyszałam niespodziewanie i aż mnie zapowietrzyło. Wlepiłam zaskoczone spojrzenie w szatynkę, mrugając powiekami raz po raz, bo chyba nie do końca dowierzałam, że ktoś komuś może powiedzieć coś takiego prosto w twarz. - Nie, nie mówię, że coś z tobą nie tak. - Chontelle sprostowała po chwili, ale coś mi się nie chciało wierzyć w prawdziwość jej słów. - Po prostu Harry miał dotąd dosyć ciasno wyrobiony typ dziewczyn. Kiepsko do tego wszystkiego pasujesz, ale... - urwała, kojarząc chyba, że wcale sobie nie pomaga tą przemową. O ile w ogóle chciała sobie pomóc. - ...jak to mówią, uczucie nie wybiera. - uśmiechnęła się, rozkładając swoje zgrabne ramiona, ale nie miałam wątpliwości, że to było sztuczne. I już nawet nie miałam siły doprowadzenia tej dyskusji do końca. Dotknięta do żywego jej słowami po prostu odwróciłam się przed siebie i wbijając spojrzenie w podłogę zaklinałam się w myślach, że nie mogę teraz okazać żadnej słabości. Żadnej. Chociaż na dobrą sprawę ten ścisk w moim brzuchu i pieczenie oczu sugerowały wyraźnie, że mój organizm ma ochotę wyrzucić z siebie wszystko za pomocą płaczu. A ja nie mogłam mu teraz na to pozwolić. Dlatego westchnęłam głęboko, prostując się nagle i skupiając spojrzenie na zatraconym w śpiewie Harry'ego. Szkoda tylko, że akurat guzik obchodziło mnie to jak śpiewał. W mojej głowie zaczęło powoli kwitnąć tysiąc myśli odnośnie jego... wyboru partnerek.

No bo chyba byłam jakimś odmieńcem w grupie jego byłych, skoro...

No fajnie.

Naprawdę fajnie.
...

Cała próba mignęła mi w moim życiorysie dosyć szybko. Raczej niewiele z niej zarejestrowałam, a jeśli miałabym być całkiem szczera, to praktycznie nic z niej nie wyniosłam. Powód był prosty: miałam zbyt zajętą głowę, żeby móc skupić się na muzyce, czy określaniu poziomu talentu Harry'ego. Te przyjemniejsze rzeczy zostały wyparte z mojej głowy przez jeden banalny temat, prawie boleśnie obijający się o ściany mojej czaszki. Nie trudno zgadnąć, że chodziło o relację moją i Harry'ego.

Ja i bez uwag "Chontelle" doskonale wiedziałam, że na taką normalną dziewczynę do chodzenia to ja się nie nadaję. Zbyt wiele wypadków, zbyt wiele rumieńców, zbyt wiele niepewności, a do tego za mało słów z mojej strony. Fizyczna atrakcyjność też raczej odpadała, bo powalać to ja chyba zwyczajnie nie miałam czym (nawet jeśli czasem udało mi się oszukać siebie, że jest inaczej). I chociaż wcale nie chciałam myśleć o tym, że Harry mógł kiedyś tak umawiać się z inną...
...zabierać ją na London Eye...
...chodzić z nią na spacery prawie do północy...
...gadać z nią o pierdołach...
...całować ją kiedy tylko mu się spodobało...

Ojjjj dobra już.

Bo chociaż wcale nie chciałam myśleć, że Harry miał wcześniej jakieś inne dziewczyny, to jednak doskonale wiedziałam, że nie ze mną pierwszą się umawia. Sam mi przecież kiedyś to powiedział. Oczywiście nie mogłam mu mieć tego za złe, przecież to zupełnie naturalne i w ogóle... Ale mimo wszystko jakieś dziwne uczucie kotłowało mi się wewnątrz, dosłownie ściskając mnie podejrzanie w mostku. I nawet nie byłam zła jak poprzednio. Bardziej było mi przykro. Bo nawet jeśli nie wiedziałam z jakimi dziewczynami chodził, byłam przekonana, że się od nich różnię. I nie byłam pewno czy to na pewno aby dobrze dla mnie.

Co ja gadam, to z pewnością przeważało niekorzyścią dla mojej osoby.! Skoro jego znajomi strzelali aż takim zdziwieniem, że on może umawiać się z kimś takim jak ja... Okej, może i moje wnioski były debilnie, ale układ był chyba prosty. Związek jeden z tych, które nigdy nie powinny się zdarzyć. I który ze względu na zbyt wielką różnicę charakterów, prędzej czy później się rozpadnie. Z naciskiem oczywiście na prędzej, bo natura raczej nie lubi odchyłów. A to samo w sobie było już przygnębiające.

Moje przemyślenia jednak zostawiłam dla siebie. Raczej wolałam się nimi z nikim nie dzielić, żeby przypadkiem ten 'ktoś' sobie czegoś nie pomyślał. Starałam się więc udawać, że wszystko jest w porządku. Miałam nadzieję, że moje milczące zachowanie i brak kontaktu wzrokowego z kimkolwiek wypadnie jak na mnie normalnie i właściwie nikt się domyśli moich przemyśleń.

Przez całą próbę szło gładko, Chontelle już chyba straciła zainteresowanie moją osobą, reszta była zbyt zajęta swoim graniem, żeby zwracać uwagę na cokolwiek innego. Przy pożegnaniu już zaczęło się robić pod górkę, ale Harry chyba uprzedził chłopaków o moim charakterze, bo nawet zbytnio się nie dziwili moim milczeniem. Miałam wrażenie, że i sam Styles zrzucił moje zamknięte zachowanie na karby nieśmiałości i już nawet zaczęłam się z tego powodu cieszyć. Zwłaszcza, że nawet jak już wyszliśmy i kierowaliśmy się w bliżej nieznanym mi kierunku, Harry postanowił uszanować moją niechęć do rozmów. Zaklinałam go w myślach, żeby przypadkiem nie przyszło mu do głowy przerywać tego wszechogarniającego nas milczenia, bo naprawdę nie chciałam się przed nim przyznawać do tego wszystkiego, co kotłowało mi się w głowie.

Skoda, że tak bardzo przeceniłam jego głupotę...

- Nie podobało ci się jak graliśmy.? - Harry z zaskoczenia złapał mnie za ramię. I aż westchnęłam z irytacji, kiedy przez tego debila moje starania spełzły na niczym. Ale postanowiłam się tak łatwo nie poddawać i wyrywając swoje ramię z jego uścisku, odważnie parłam przed siebie, mając nadzieję, że chłopak odpuści. Nie odpuścił. Ruszył za mną, już po chwili równając ze mną krok. Nie przeszkadzało mu, że próbuję go olać tak jak tylko potrafiłam, czyli nie patrząc na niego i wymownie chowając dłonie w kieszeniach swojej bluzy. Kątem oka widziałam jak Harry patrzy na mnie wyczekująco i wcale nie ma zamiaru odpuścić. A jako, że miałam pewne wątpliwości co do gadania z nim na wiadomy temat, postanowiłam udawać głupią.
- Nie, nie, skąd. - zaprzeczyłam natychmiast, uśmiechając się do niego wyjątkowo sztucznie. Ale nawet Harry nie był tak głupi, żeby to łyknąć, więc natychmiast wbiłam spojrzenie przed siebie i westchnęłam głęboko. - Wyszło wam naprawdę fantastycznie. - dodałam, starając się wybrzmieć jak najbardziej naturalnie. Jednak ten cholernie drżący głos mnie zdradził.
- Haydn ci dopiekł.? - chłopak dociekał, nie spuszczając ze mnie uważnego spojrzenia, które poczułam dosłownie w każdej komórce swojego ciała. Jakby pod jego wpływem skurczyłam się w sobie, zastanawiając się czy to aby wypada zrzucić 'winę' na biednego chłopaka. Kiedy jednak ścisk sumienia ogarnął moje wnętrze, stwierdziłam, że nawet i do czegoś takiego nie byłabym zdolna. - On ma tylko taki durny styl, nie warto...
- Nie, rozumiem. - przerwałam mu, zanim na dobre rozgadał się o przypadłościach sercowych swojego kumpla. Bo chociaż zdążyłam nie polubić gościa, to mimo wszystko potrafiłam zrozumieć jego zachowanie. - Na swój sposób był nawet zabawny. - wzruszyłam ramionami, próbując jakoś wytłumaczyć zachowanie chłopaka przed Harrym, żeby w razie czego nie przyszło mu do głowy się go o coś czepiać. I żeby naprawdę mi uwierzył, że to nie do Haydna mam pretensje, spojrzałam na Stylesa przelotnie, ale wymownie. Chyba zrozumiał.
- No to o co chodzi.? - westchnął, prawie błagalnie, marszcząc brwi w zatroskanym geście. Z miejsca poczułam się winna. - Żałujesz, że to nie z blondynem się nie umówiłaś.?
- Przestań. - prychnęłam, mając nadzieję, że to ostudzi jego zapał do dalszych aluzji do blondyna. Ale gdzie tam...
- Co przestań. - Harry machnął zirytowanie ręką. - Wyglądasz jak po torturach. Mam wrażenie, że to przez tą próbę... - pokręcił smutno głową. - Jeśli mi nie wyjaśnisz wszystkiego od razu, będę się zadręczać. - spojrzał na mnie uważnie, podnosząc ostrzegawczo jedną brew. Ale wiedziałam, że żartuje, biorąc pod uwagę tą błyszczącą zieleń w jego tęczówkach.
- Ja... Ekhm... - westchnęłam, właściwie nie wiedząc jak zgrabnie mu wszystko wyjaśnić. Po czym stwierdziłam, że po prostu się nie da. - To już się nazywa szantaż. - spróbowałam się wykręcić, patrząc na chłopaka uważnie. Mając nadzieję, że również wystarczająco urażenie, ale z własnym doświadczeniem grania na emocjach innych raczej niczego nie mogłam być pewna. Liczyłam tylko na to, że moja uwaga jakoś odciągnie jego myśli o poprzedniej tematyce. I nawet się uśmiechnęłam, słysząc odpowiedź.
- Dokładnie. - Harry kiwnął głową, szczerząc się bezczelnie. Na swój sposób nawet mnie to rozbawiło, więc mimowolnie parsknęłam śmiechem. - Powinnaś się przyzwyczajać, nie raz będę go jeszcze stosować. - dodał po chwili, niby żartobliwie, niby poważnie. I sama nie wiedziałam jak miałabym to interpretować. Ale po sekundzie to i tak przestało mieć znaczenie, bo Harry spojrzał na mnie z tą samą dociekliwością w oczach, co poprzednio.

No czyli się jednak przeliczyłam...

- Kiedy naprawdę... - westchnęłam, machinalnie zakładając kosmyk włosów za ucho i odwracając wzrok od chłopaka. - Wszystko jest w porządku. - zapewniłam, chociaż szczerze mówiąc sama bym sobie nie uwierzyła. A i Harry wcale nie był aż taki głupi...
- To gdzie uśmiech.? - niespodziewanie złapał moją brodę między palec wskazujący a kciuk i trochę siłową odwrócił moją twarz w swoją stronę. Niespecjalnie mi się to uśmiechało, zwłaszcza, że przystanął nagle tuż przede mną i spojrzał na mnie z góry z tym swoim błyskiem w oku. Naprawdę chciałam jakoś odwrócić spojrzenie, ale nawet nie miałam jak. Westchnęłam więc bezradnie, czując, że już zaczęłam się pomidorowić pod tym jego czujnym spojrzeniem i bez braku drogi ucieczki. - Ja rozumiem, podobno dzień bez uśmiechu to dzień stracony, ale nie myśl sobie, że skoro wcześniej się uśmiechałaś, wyczerpałaś zapas na całą dobę... - zaznaczył z dziwną radością w głosie. Ale jakby z jakimś przekonaniem. Stwierdziłam, że już lepiej dać mu co chciał i niech się odczepi. Wysiliłam więc całą swoją silną wolę i uniosłam zaczerwienioną twarz ku niemu, wykrzywiając usta w czymś na kształt przypominającym uśmiech. - Nieszczerze... - usłyszałam wyrzut, który w obecnej sytuacji spowodował jedynie, że parsknęłam niekontrolowanym śmiechem i popatrzyłam na Stylesa od dołu dosyć wymownie. Sugerując, że na więcej nie ma co liczyć. A kiedy przekaz został wysłany, natychmiast opuściłam spojrzenie, bo gapienie się w tą zieloną głębie jakoś średnio pomagało mi na logiczne rozumowanie. - Dobra, spróbujemy inaczej... - Harry westchnął kapitulacyjnie i zanim się zorientowałam, jego ciepła dłoń przeniosła się na mój policzek. A w ślad za nią, zaraz poszły jego usta, zatrzymując się z delikatnością na moich wargach.

Zaskoczona wciągnęłam powoli powietrze, odurzając wszystkie moje zmysły charakterystycznym zapachem Harry'ego. Z miejsca poczułam się lepiej, odsuwając każdą swoją nieprzyjemną myśl jakiś kosmos od siebie. Uśmiechnęłam się pod nosem, swobodnie oddając pocałunki, chociaż na dobrą sprawę rumieńce na twarzy i szybko kołatające serce powinny mnie sparaliżować. Na szczęście nie sparaliżowały, co więcej, dziwnie rozluźniły. Więc nic dziwnego, że miałam prawie ochotę jęknąć z rozpaczy, kiedy Harry wcale nie pogłębiając swojego pocałunku zupełnie nagle się ode mnie odsunął i to na tyle, że nawet nie czułam na twarzy jego ciepłego oddechu. Jednocześnie czułam, że moja szczęka zastygła w niepokonanym uśmiechościsku, o co najwidoczniej Harry'emu właśnie chodziło.

- Od razu lepiej. - wyszczerzył się szeroko, znikając mi w końcu z pola widzenia, ale wcale nie ze świadomości. Przez fakt, że znowu sięgnął po moją dłoń i zamknął ją w swoim szczelnym uścisku, jakoś nie mogłam wyrzucić z głowy, że jest tuż obok. Nawet jeśli go nie widziałam, a on nie gadał o głupotach. - Masz ochotę na kino.? - zaproponował niespodziewanie, już praktycznie ciągnąc mnie w obranym przez siebie kierunku.

No to już się chyba nazywała bezczelność...

- Em... - zaczęłam, gotowa jakoś się bronić przed tym jawnym porwaniem. Szkoda tylko, że nie bardzo wiedziałam jak.
- Teraz.? - Harry arogancko wszedł mi w tok myśleniowy, przyciągając mnie do siebie i układając swoją dłoń na mojej talii. Zarumieniłam się gwałtownie, czując jego ramię na swoich plecach, ale stanowczo postanowiłam tego po sobie nie pokazywać. I chociaż miałam ochotę go trzasnąć po łapach, nie miałam żadnego oparcia psychicznego, żeby to zrobić. Więc jedyne co robiłam to próbowałam wyprzeć ze świadomości fakt, że ktoś może teraz na nas patrzeć. Bo chyba czułam się dziwnie z takimi gestami w miejscach publicznych...
- Jesteś uparty. - prychnęłam z czymś na kształt urazy. Bałam się, że może uznać, że to nie do niego, bo na dobrą sprawę nieustannie gapiłam się w chodnik przed sobą, ale na szczęście nie był aż tak niedomyślny.
- Cieszę się, że to zauważyłaś. - rzucił z rozbawieniem. - Naprawdę chcę obejrzeć ten film. I nie poddam się tak łatwo. - zaznaczył, wywołując we mnie setki sprzecznych uczuć. Ale jedno było pewne - chociaż żartował, wiedziałam, że na dobrą sprawę i tak się nie wymigam. - A jak zaczniesz się opierać, użyję siły. - zagroził. - Wbrew pozorom mam jej naprawdę dużo. No i mam już wprawę w noszeniu cię... - dodał, wywołując na mojej twarzy feerię nowych odcieni czerwieni.

Naprawdę wolałam sobie tego nie przypominać.

- Em. No dobra. Niech będzie. - jęknęłam kapitulacyjnie, licząc, że jak najszybciej wytracę z myślenia Harry'ego pamięć o tym wydarzeniu. A po chwili sama o nim zapomniałam, dokładnie w chwili, kiedy uczucie niesprawiedliwości ścisnęło moje wnętrzności. No bo przecież znowu on mnie gdzieś zapraszał... - Ale... um... tym razem to ja... płacę. - spróbowałam cichutko, bojąc się nawet spojrzeć na chłopaka. Ostatecznie mi się udało, gdzieś tak spod grzywki, w dodatku strasznie niepewnie, ale przecież zawsze.
- O, naprawdę.? - Harry zdziwił się w rozbawieniu, po czym zmarszczył brwi i spojrzał na mnie z wyczekiwaniem. - Jestem ciekawy za co. - rzucił z jawnym wyzwaniem, powodując w mojej głowie niezłe zamieszanie. Jego dziwne zachowanie wywołało u mnie chęć uśmiechnięcia się, ale przecież nie mogłam
- Następnym razem... - zaczęłam poważnie, już na wstępie czując, że przecież i tak nic nie będzie z tego mojego gadania.
- Nie mam zamiaru tego słuchać. - Harry machnął lekceważąco wolną ręką. Mimowolnie się od niej odsunęłam, jakby przeczuwając, że gdyby chciał, zatkałby mi nią usta. A tego to ja raczej wolałabym uniknąć... - Ten temat nie istnieje, jasne.? - spojrzał na mnie uważnie, po czym uśmiechnął się, jakby uznał temat za całkowicie skończony. Szkoda jedynie, że ja tak wcale nie myślałam...
- Następnym razem ja płacę. - rzuciłam cicho, chociaż dosadnie. Ale na wszelki wypadek opuściłam głowę, gdyby w razie Harry miał zamiar jakoś wdać się ze mną w dyskusję na ten temat. Nie wdał. Za to parsknął śmiechem i jakby mocniej przycisnął mnie do siebie. W jakiś taki sposób, że tym bardziej poczułam się jakby milej.

Ale i tak mu nie odpuszczę tego płacenia...

***
No i jeszcze małe pytanie... Jak się podobał teledysk do MM.? :). Bo ja zachwycona nie jestem. Chyba przestałam mieć nadzieję, że w końcu nakręcą teledysk z historią, a nie jakaś reżyserka zabawy. Ale to tylko moje zdanie, żeby nie było :). Poza tym... wchodzenie na most. Patrzeć na to nie mogłam... No i jakby brakowało mi tam Zayna. Za mało, zdecydowanie za mało... Jedyne co mnie rozśmieszyło to początkowa impreza :). Potem mi się chyba poczucie humoru rozjechało z tym scenarzysty teledysku. No ale nic. To tylko moje głupie przemyślenia. A jak tam Wasze wrażenia.? :). Mam nadzieję, że bardziej optymistyczne :).

A tak inną drogą... Dziękuję za te prawie 90 tysięcy wyświetleń :). W życiu bym się nie spodziewała, że to dojdzie do takich liczb, a tu o... Jesteście niesamowite :). Dziękuję jeszcze raz ;*

Kocham Was.! :*


PS: Kto uwierzy, że Louise pierwszy raz całowała się cztery dni temu...? :). Jak ten czas szybko leci... :)

Komentarze (19):

2/2/14 18:44 , Blogger Dinozaur pisze...

Wspaniały rozdział. Louise mnie po prostu powala. Cała szafa zapełniona zielonymi ciuchami :D Ja bym tak nie potrafiła.
A Harry ma do niej świętą cierpliwość. No ja się pytam ile czasu można się szykować do wyjścia? Ja na miejscu dziewczyny chciałabym spędzić jak najwięcej czasu z takim Hazzą a nie odwlekać wyjście.
A ten zespół mnie rozbroił. Tak bardzo przypominają 1D swoim zachowaniem :D Tylko ta laska, no co za małpa. Jak tak można naszą Lou traktować??!! Nie dość, że ma już kompleksy to ta czarownica jej musiała o tym przypomnieć. Nic tylko udusić, albo jak to moja mama mówi "Kopa w dupę i na księżyc. Niech tam życie odkryją" :D
A Hazzuś po próbie był taki opiekuńczy i słodki. Zrobi wszystko żeby zobaczyć uśmiech na ustach swojej dziewczyny.
I ta akcja z kinem. Te ich sprzeczki są słodkie. Ale Lou, pozwól Harry'emu być gentelmanem i niech płaci za Ciebie jak tego chce.

Pozdrawiam <33

 
2/2/14 18:46 , Blogger Dinozaur pisze...

A i zapomniałam o teledysku do MM. Również się zawiodłam. Liczyłam na coś połączonego z ich historią a nie taką dziwną imprezę i ten most. Serce chciało mi wyskoczyć z klatki piersiowej ze strachu jak to zobaczyłam.

 
2/2/14 19:07 , Blogger Eleanor pisze...

oh kochana, dodałaś rozdział! cudowny taki aw, pokochałam zachowanie Harry'ego na próbie, ale i ogółem :) nie mogę się doczekać aż dodasz następny i mam nadzieję, że wrócisz do swojego trybu hah x
mi osobiście teledysk do MM straszliwie się podobał i skdjhgshdsa cóż, widocznie jestem dokładnie takim typem osoby jak Ben Winston xD whatever.
buziaki
xx

 
2/2/14 20:42 , Blogger anxiety pisze...

jest, jest, jest!
taki miły akcent przed jutrzejszą szkołą, uśmiecham się jak głupia. :)
rozdział bardzo mi się podobał i to dziwne, że polubiłam Haydn'a?
co tam, zawsze lubiłam czarne owce. :D
ale Harry zachował się po bohatersku, jak miło :')
i dzisiaj było tak uroczo! ładnie, bardzo ładnie.
a co do teledysku. właściwie ja sama nie wiem czego oczekiwałam, ale powiem szczerze, że zachwycona nie jestem, jak SOML mnie zachwyciło i molestowałam przycisk replay to MM trochę mnie zawiodło, ale nie było źle. :)
fajnie, że dodałaś dla nas rozdział.
jak egzaminy?
i trzymaj się i ściskam mocno!
xoxo

 
3/2/14 23:20 , Blogger Lou. pisze...

Ej, zielony jest genialny :). Chyba widać po kolorystyce, że to umiłowanie dziewczyny do koloru nadziei nie wzięło się znikąd :).
Ojjj, no nie wiesz jak to jest.? Dziewczyna młoda jest, jeszcze nie rozumie co jest w życiu ważne, no to chce jak najładniej wyglądać. Właśnie dla Harry'ego :). I ledwo pięć minut sobie poczekał, wielkie mi co :).
A jak już zahaczyłaś o ten temat to Ci w sek(nie wiedzieć czemu teraz mi się tu "s" wcisnęło, ale szybko je skasowałam i ruszam dalej xx)recie powiem, że gdy pisałam jak Jordan opuszcza pałeczki to miałam przed oczami Nialla. Sama nie wiem czemu :).
No i cóż ja Ci mogę powiedzieć... Lou przecież nie jest jakimś aniołkiem, świętą, czy coś. Nie wszyscy ją muszą od razu kochać, wystarczy, że Harry ją lubi :). No a że chce wywołać uśmiech na jej twarzy no to chyba normalne. Jeszcze niejednego sposobu spróbuje :).
I nie czepiaj się Lou za jej postanowienia :). Pozwala Harry'emu być gentelmanem, no ale ileż można, no... Niech ona się powoli uczy stanowczości :).
A co do teledysku... Po zebraniu pewnych danych mam jeden krótki wniosek... Ale zachowam go dla siebie :).
Buziaki xx.

 
3/2/14 23:34 , Blogger Lou. pisze...

Zgodzę się, rozdział jest taki 'aw'. Ale uprzedzam, ja innych pisać nie będę :). Opowiadanie będzie przesłodzone, trzeba się z tym pogodzić :). Mam nadzieję, że to nie będzie zbyt wielkie utrudnienie dla czytelników, bo mam zamiar pokazać nie tyle wydarzenia, a to, co się dzieje w głowie dziewczyny gdy przeżywa pierwszą miłość. Żebym tylko nie przesadziła... :)
I przecież każdy ma swój gust, no z tym teledyskiem chłopcy w mój nie trafili, ale chyba dobrze, że jestem w tej mniejszości :).
Buziaki xx.

 
3/2/14 23:42 , Blogger Lou. pisze...

Oj tam, Haydn nie jest zły, miał tylko gorszy dzień :). Nie każdy przecież wiecznie musi strzelać dobrym humorem, no... :).
A Harry jeszcze nie raz się wykaże, więc zatrzymaj piski radości na później :).
I jak mówiłam, trzeba się przyzwyczajać do tego uroczego stylu... Niestety :).
Wygląda na to, że mamy identyczne odczucia co do MM... Interesujące, prawda.? :)
Buziaki xx.
PS: Egzaminy... Jak podejrzewałam :). Popraweczki, popraweczki :)

 
6/2/14 20:35 , Blogger nothing pisze...

wrażenia z MM ? hmm... w stu procentach się z tobą zgadzam :) też bym chciała, żeby w końcu zrobili coś, co o czymś opowiada, a nie... btw :) zajebisty rozdział ! :D już się nie mogę doczekać następnego :D ale będę cierpliwa... :) xx.

 
6/2/14 21:53 , Blogger meg pisze...

Nareszcie! Ahhh, nie wiesz ile czekałam na ten rozdział. Pokusiłaś mnie dodając początek już dawno i od tego czasu codziennie wchodziłam żeby zobaczyć czy przypadkiem nie ma kolejnego :) Jejku, kocham cię normalnie.
I nie chcę narzekać, wiem że masz swój plan, nie chcę ci się w żaden sposób wcinać w to ani nic, i wiem że pewnie i tak zrobisz jak zechcesz, ale i tak to napiszę. Widzę że Lou powoli się przełamuje i staje się coraz śmielsza, ale jednak oni są razem! Nie chcę żeby wskakiwała mu do łóżka, po prostu może dodaj jej postaci troszkę więcej odwagi. Tak dla odmiany, bo to zaczyna się trochę nudzić, bynajmniej jak dla mnie. Nie że piszesz nudno! Nieee, zdecydowanie nie, twoje rozdziały są cudowne, ten też. Nie myśli że mi się nie podoba. Bo podoba się bardzo. Mam nadzieję że rozumiesz o co mi chodzi.
Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Mam nadzieję że znajdziesz wenę i czas żeby go dla nas napisać.

 
7/2/14 12:40 , Blogger Lou. pisze...

Cierpliwość popłaca, ja Ci to mówię :). A może już całkiem niedługo, może coś, może kiedyś... Ale ja nic nie mówię :). Chociaż mogę powiedzieć - wizja nauki to idealna wena na moje opowiadania :).
Buziaki xx.

 
7/2/14 12:44 , Blogger Lou. pisze...

Rozumiem o co Ci chodzi, ale proszę Cię... :). Jednego dnia słowo trudno jej wypowiedzieć, a drugiego ma go przegadywać.? Muszę wstawić jakiś środek :). Wiem, że to nudne, zdaję sobie z tego sprawę, ale ja nigdy nie twierdziłam, że piszę dla akcji :). I uprzedzam, pisać nie będę. Piszę bardziej dla emocji, nic więcej. Trzeba się przyzwyczaić, po prostu :). Chciałabym to ominąć, naprawdę. Najchętniej już posłałabym Harry'ego do X Factor. Tylko, że jak to zrobię, później nie będziecie mieli pojęcia o niektórych sprawach... Więc zaciśnij zęby i jakoś to przetrzymaj :). A jeśli nie, to trudno, zrozumiem :). Moje pisanie nie jest dla wszystkich, jak mówiłam, nie piszę akcji, piszę emocje i przeżycia :).
Buziaki xx.

 
7/2/14 22:32 , Blogger meg pisze...

Oh jejku! Zdecydowanie za bardzo negatywnie zrozumiałaś to co napisałam! Nie chodziło mi o to że to co teraz piszesz jest nudne, a w życiu! Jedynie jak dla mnie fajniej by było gdyby Louise trochę szybciej przechodziła w etap kiedy jest bardziej odważna. Nie oczekuję że zaczniesz inaczej pisać czy coś. TO twoje opowiadanie, ty decydujesz. Nie oczekuję też że będziesz pisać dla akcji, naprawdę podoba mi się ten styl który tu prezentujesz. I nie muszę zaciskać żadnych zębów bo każdy kolejny rozdział, czy remember me (którego swoją drogą dawno nie było) czytam z ogromną przyjemnością. Także nie wciskaj mi kitu że to jest nudne! No!
I buziaki też :*

 
14/2/14 21:37 , Blogger Zakładka pisze...

już nie moge doczekać sie nexta, ta historia jest genialna, masz talent!!

 
15/2/14 20:44 , Anonymous Anonimowy pisze...

Hej c: troszkę mnie tu nie było niestety :( szkoła mnie przytłacza + inne problemy i okazuje się że nie mam czasu na przyjemności :/
Rozdział baaaardzo mi się podobał ;) myślę że naprawdę piszesz świetnie. Całkiem polubiłam chłopaków a ta dziewczyna( jakkolwiek ma na imię) odrobinę mnie irytuje. Trochę jak blond koleżaneczka Lou :)))) Słodki Harry to jeden z moich ulubionych Harrych haha.
Bardzo podoba mi się taki 'słitaśny' klimat xd to coś innego od tego wszystkiego co mnie otacza c:
I jak Ci to poszły te egzaminy? Mam nadzieję że jest okej :)
Lubisz zielony, prawda? xd
Scarlett xx

 
15/2/14 21:04 , Blogger Aleksandra D. pisze...

super rozdział
http://fanfiction-harry-styles.blogspot.com/
http://the-black-side-of-darkness.blogspot.com/
http://what-makes-you-beutiful-onedirection.blogspot.com/

 
17/2/14 19:57 , Blogger Lou. pisze...

Mnie lenistwo przytłacza. Mózg mi nie pracuję. Ledwo kontroluję funkcje życiowe... Zupełnie brak mi motywacji... Może znasz jakiś dobry sposób na rozruszanie, czy coś.? :).
Em, dobrze zrozumiałam, że nie lubisz Quinn.? Dlaczego...?
A Harry to Harry, jakikolwiek by nie był tak za nim szaleję :).
Egzaminy - poprawki. Nawet nie chcę mi się uczyć :).
A zielony bardzo lubię :). Tylko NIEKTÓRZY są bardzo przeciwni temu kolorowi i w trosce o ich zdrowie zmieniłam kolorystykę. Trzeba się poświęcać :).
Buziaki xx.

 
18/2/14 19:20 , Anonymous Anonimowy pisze...

Um bardzo chciałabym pomóc, ale raczej nie :/ Ja czekam aż przeminie hahaha. Po jakimś czasie życie do mnie wraca(?) xd.
Em powiedzmy, że jej jakoś nie ufam. No i odrobinkę mnie czasem irytuje czy coś :).
To powodzenia! c:
Ja też lubię zielony, pół pokoju jest w tym kolorze xd
Scarlett xx

 
18/2/14 19:48 , Blogger Lou. pisze...

Do mnie życie wraca w wakacje, bo przynajmniej wiem, że coś robię. Zimą to ja zapadam w jakiś letarg, nie wiem... Mogłabym mieć lato cały rok i zamiast durnej szkoły zbierać owoce. Oj, ile scen mi się wówczas wymyśla.! :). Kocham to, zdecydowanie to kocham :).
Nie ufasz Quinn.? Hah :). Ciekawi mnie jak zareagujesz po jej wieczorze z Harrym w łazience :).
Ja mam cały pokój w zielonym :). Od zawsze. Zmieniały się jedynie odcienie, teraz jest jakaś mięta, czy coś :). Ale zielony to zielony, nie ma się co rozdrabniać :).
Buziaki xx.

 
19/2/14 20:24 , Anonymous Anonimowy pisze...

Ja nie przepadam za wakacjami, znaczy sam odpoczynek jest najlepszy, ale jak dla mnie jest tak okropnie gorąco, że nie da się wytrzymać! Nie znoszę gorąca, ale paradoksalnie chciałbym wyjechać do Arizony xd. Ugh zbiory owoców też mi się najlepiej nie kojarzą ;-;
Że słucham kurcze po czym?! Że ona z nim? ugh
Tak zielony to zielony. Kolor nadziei, kwiatuszki, drzewka, oczy Harrego i takie tam c:
Scarlett xx

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna