czternaście.
Od pół godziny
wgapiałam się bezcelowo w biel sufitu, rozmyślając o wczorajszym... wieczorze.
Hm, co ja mówię. Moje myśli krążyły jedynie wokół jednego, znaczącego
wydarzenia. I chociaż starałam się w każdy możliwy sposób wymazać je ze swojej
pamięci, nijak nie potrafiłam. Nie pomogła zmiana toru rozumowania, nie pomogło
wspominanie innych części... hm, randki, nie pomogło zagłuszanie natrętnych idei
muzyką... Nic nie pomogło. Co bym nie zrobiła, zawsze wracałam myślami do... do
tego ostatniego elementu naszego spotkania.
Nie, nie, nie,
nie, nie.! Kurczę, do pocałunku.!
Czas powiedzieć
to otwarcie, bez jakichś głupich wymijanek. Ale kurczę... nic nie poradzę, sama
przed sobą próbuję się usprawiedliwiać. Sama sobie wmawiam, że to nie miało
miejsca, że nic takiego się nie zdarzyło, że to być może jedynie głupi sen,
który zaraz się skończy. Ale niestety, trzeba się pogodzić z rzeczywistością i
przyjąć ją taką jaka jest.
Prawda.?
Dobra, może i
brzmiało to sensownie, ale nijak nie przedkładało się na względy mojego mózgu.
Bo mimo, że przyznawał rację tej jakże racjonalnej tezie, nie mógł jednak
zastosować się do jej rad. I za żadne skarby nie chciał przyjąć do wiadomości,
że pewien chłopak imieniem Harry, wczorajszego zakręconego wieczoru chciał
mnie...
Cholera, chciał
mnie pocałować.!
Bo czy to nie
brzmi absurdalnie.? Ja, Louise Sanders przeżyłam wczoraj swoją pierwszą randkę.
Ja, no kurczę, ja.! Osoba z okropną trudnością nawiązywania jakichkolwiek
relacji międzyludzkich. Która nie potrafi normalnie rozmawiać, która rumieni
się na samą myśl o przebywaniu... nie, sam na sam to może nie, ale właściwie
blisko, generalnie nieznajomego chłopaka i która dostaje palpitacji serca, gdy
jest zmuszona coś powiedzieć. Ja.! Nieśmiała, przeciętnie wyglądająca, nie
powalająca bystrością, humorem ani inteligencją. Właściwie bez żadnych zalet
względem komunikacji z drugim człowiekiem. A jednak...
A jednak
kurczę... taka była prawda. Byłam na pierwszej randce. Względnie normalnej
pierwszej randce, pomijając niektóre wypadki losowe. W każdym bądź razie on
przeżył, ja przeżyłam. A teraz nie mogłam zapomnieć o tym, że owa randka prawie
została uwieńczona pocałunkiem.
Lecz pytanie
dnia brzmiało: czy chciałam, żeby Harry... istotnie to zrobił.?
Owa wątpliwość
była niesamowicie nurtująca. I właściwie trudno mi było znaleźć sensowną
odpowiedź. W zasadzie zadanie pozornie proste, czyż nie.? Chciałam, albo nie
chciałam. Jedno słowo załatwiłoby sprawę i przestałabym wysilać w końcu tą moją
przemęczoną mózgownicę. No ale jednak... W mojej głowie panował niezły mętlik,
co wcale nie ułatwiało mi całej sprawy.
W zasadzie można
było pójść racjonalną, stanowczą ścieżką próby rozwiązania i ogarnięcia tego
chaosu. Wyjść z założenia, przejść przez morze tez i skończyć na
najtrudniejszym zagadnieniu hipotetycznym stwierdzeniem. Tylko właśnie... od
czego zacząć.?
Dobra, już
wcześniej ustaliłam, że Harry mi się podoba. Jest miły, sympatyczny, całkiem
zabawny i inteligentny. W zasadzie też i okropnie uparty, zawzięty i chyba
ambitny, sądząc po tym jak się stara wciągnąć mnie do rozmowy. Chłopak pełen
zalet, czyż nie.? Że o jego powierzchownej atrakcyjności nie wspomnę, bo
wystarczy tylko myśl o tych jego dołkach w policzkach, by już szumiało mi w
głowie. No właśnie, to chyba też coś oznacza, prawda.?
Nie da się
ukryć, Harry z całą pewnością w jakiś sposób na mnie oddziałowuje. Negatywny,
pozytywny, co za różnica. W każdym bądź razie ma w sobie coś, co mnie do niego
przyciąga, co dziwnie mąci moje i tak nie najlepsze myślenie, gdy jest w
pobliżu i co generalnie sprawia, że... kurczę, naprawdę go lubię.
Ale czy to
oznacza, że od razu chciałabym żeby... Żeby mnie pocałował.? Cóż, przypominając
sobie swoją reakcję podczas bieżących wydarzeń... chyba nawet miałam na to
ochotę. W sumie zareagowałam spontanicznie i nie do końca byłam świadoma swoich
czynów. Teraz, gdy już trochę ochłonęłam i na moje w miarę racjonalne myślenie
nie wpływała w żaden sposób jego obecność... Coś mi się wydaje, że powinnam
podziękować temu nagłemu napadowi czkawki.
No bo co by
było, gdyby okazało się, że w całowaniu jestem kompletną niemrotą, jak zresztą
w większości dziedzinach życia.? Nigdy dotąd nie miałam okazji spróbować tego
niekonwencjonalnego doznania, więc to chyba proste, że nie do końca wiedziałam
z czym to się je. A właściwie jak to się robi.
Oj, techniczna
strona jest oczywiście jasna. Pocałunek, starcie ust dwóch osób. Przyjemność,
uniesienie, bliskość, podobno jeśli druga osoba jest tą właściwą, mogą pojawić
się jakieś fajerwerki. Ale to tylko książkowe i filmowe wersje wydarzeń.
Koślawe wyobrażenia osób z poniekąd wybujałą wyobraźnią. Bo praktyka...
Praktyka to zupełnie inna sprawa.
Bo co to
właściwie jest ten pocałunek.? To jedynie wymiana bakterii, zarazków i innych
tego rodzaju osobników. To... to właściwie jest ohydne i bardzo
niehigieniczne. Więc dlaczego tylu ludziom tak się to podoba.?
Cholera, to jest
zdecydowanie ponad moje siły.
Zdecydowanie nie
jestem na to wszystko przygotowana. To dzieje się chyba zbyt szybko, a ja po
prostu nie nadążam... No bo dotąd żyłam sobie spokojnie, nie zawadzając nikomu,
robiąc swoje i dążąc przed siebie. Nie bacząc na żadne romantyczne kwestie,
płynąc w swej nieskomplikowanej egzystencji dosyć samotnie, ale i
bezproblemowo. Ale wystarczyło jedno spotkanie, by pewien polokowany osobnik
wkroczył na tą moją drogę, robiąc kompletny raban w moim mózgowym światku.
Wcześniej cisza, a teraz... Tyle myśli, tyle spraw, tyle wątpliwości. A ja nie
wiedziałam jak to wszystko ogarnąć.
Ohhh, jakież te
wszystkie relacje są zagmatwane.!
Westchnęłam
głęboko, praktycznie krzycząc wewnętrznie z tej całej bezradności. Zirytowana
zacisnęłam dłonie na krańcach zielonej kołdry, chcąc jakoś pozbyć się tego
przeklętego mętliku napierającego na mój mózg. Niestety, nic nie mogło mi na to
pomóc. Nawet porządne pokręcenie głową nie spowodowało, że myśli wyleciały z
mojego umysły. Wciąż tam tkwiły, powodując ćmiący ból głowy.
Ostatecznie
stwierdziłam, że uwolnić się od tego mogłabym wówczas, gdybym przestała się
wylegiwać i bezsensownie wgapiać się w sufit. Postanowiłam zatem zająć się
czymś bardziej pożytecznym. I sięgnęłam po czarny telefon leżący na szafce
nocnej tuż obok łóżka.
Z westchnieniem
kliknęłam na pierwszy lepszy przycisk, powodując rozświetlenie się małego
ekranu. Za stanowczą prośbą o odblokowanie telefonu dostrzegłam rząd czterech
cyfr, które w logicznym rozumowaniu układały się w godzinę 10:21. Czyli dosyć
późno, nawet jak na moje ostatnie lenistwo... Tak więc z westchnieniem
zrezygnowania uniosłam się na łokciu, skąd wygodniej udało mi się przenieść do
pozycji siedzącej, opuszczając nogi na podłogę. Przeciągnęłam się porządnie,
usuwając z siebie efekty zastania posennego, po chwili pocierając dłońmi
ramiona pokryte gęsią skórką.
W pokoju było
dosyć chłodno, pomimo, że za oknem panowała przyjemna, słoneczna aura,
otulająca wnętrze ciepłą, żółtą łuną. Ziewając przeciągle, podniosłam się z
łóżka, które zaprotestowało cichym skrzypnięciem, człapiąc noga za nogą do
okna. Sięgając przez biurko, uchyliłam szeroko oba skrzydła. I od razu poczułam
przyjemny, ciepły wietrzyk wdzierający się do wnętrza pokoju.
Zaciągnęłam się
ożywczą świeżością, delektując się nią zza przymkniętych powiek. A gdy je
otworzyłam, mój wzrok natychmiastowo padł na bluzę przewieszoną przez oparcie
obrotowego krzesła.
Dużą bluzę.
Czarną bluzę. JEGO bluzę.
Gdy czerwcowy
wiatr tak niewinnie hulał sobie po moim pokoju, niespodziewanie spowodował
uniesienie się zapachu z owej bluzy, rozprowadzając go po całym pokoju. W tym
również i do moich nozdrzy. Co automatycznie poskutkowało pojawieniem się
jakiegoś dziwnego ścisku w dole brzucha. I niewiele myśląc niemalże wybiegłam z
pokoju, wpadając do łazienki jak jakiś oszołom.
...
Schodząc po
schodach, liczyłam na jakieś szybkie i samotne spożycie późnego śniadania z
resztek, które zostały po porannym posiłku taty i Allison. Wszak o tej porze
tata pewnie ciężko pracował, wysilając swoje szare komórki w finansowych sprawach,
natomiast Allison z pewnością załatwiała jakieś swoje sprawy związane z
przyszłym macierzyństwem.
Jakież więc było
moje zdziwienie, kiedy wchodząc do kuchni ujrzałam tą dwójkę przy stole,
kompletnie nieogarniętych, może nadal na wpół śpiących, mozolnie spożywających
śniadanie i sączących ożywczą kawę, której zapach ogarnął całe wnętrze.
No tak, bo z
tego wszystkiego kompletnie zapomniałam, że dzisiaj niedziela... A to oznaczało
ogólne lenistwo, ogarniające jak widać nie tylko mnie. Sądząc po ich
nieogarniętym wyglądzie pozwolili sobie na dłuższą chwilę tej niedzielnej
opieszałości. Najwyraźniej również wstali dosyć niedawno i ogarnięci
głodomorstwem przybyli od razu tutaj.
A zresztą, ich
poranne niedzielne zwyczaje nie były na tyle absorbujące, żeby zaprzątać sobie
nimi głowę. Zwłaszcza, że mój brzuch właśnie donośnie zakomunikował, że bardzo
brakuje mu czegoś... chociażby w rodzaju kanapki, których zgrabny stosik
zajmował duży talerz stojący na środku stołu.
Nie siliłam się
już na żadne powitania. Nie zastanawiałam się nawet nad tą ciszą, która nagle
opanowała całą kuchnię. Zignorowałam również znaczące spojrzenia, które tata i
Allison rzucali sobie z nieodgadnionymi dla mnie minami. Po prostu wolałam nie
wiedzieć. Poza tym, zajęłam się czymś kompletnie innym. A mianowicie uważnym
przejściu od drzwi do stołu, co w moim przypadku nie było wcale takie
irracjonalne. Przecież po drodze mogło się wydarzyć co najmniej tysiąc rzeczy, które mogły spowodować kolejne uszkodzenie jakiejś części mojego poszkodowanego
ciała. Ale na szczęście do stołu udało mi się dotrzeć w jednym, nieuszkodzonym
(prawie) kawałku.
Starając się nie
patrzeć na dziwne miny Allison i taty, zasiadłam na 'swoim' krześle, oczywiście
po turecku, przysuwając bliżej siebie jedną kanapkę i wypełniony już ciepłą
herbatą biały kubek z nadrukowanym... kotkiem. Momentalnie mój umysł zaczął
narzucać mi natrętne myśli o pewnym polokowanym osobniku, który wczorajszego
wieczoru przyznał się, że bardzo przepada za tymi zwierzakami. Nie wiem dlaczego,
ale na samą myśl o nim moje policzki zaczęły pokrywać się czerwienią.
Nie chcąc
powtórki sprzed dosłownie pół godziny, wyrzuciłam te jeszcze jeszcze nie do
końca rozwinięte myśli z mojej głowy, zajmując się konsumowaniem śniadania.
- Mam do ciebie
małe pytanie... - zaczął nagle tata, niezwykle poważnym tonem. Co
najdziwniejsze, jego wzrok wlepiony w moją twarz wyrażał głębokie rozbawienie,
sądząc po dziwnych iskierkach błyszczących w głębiach jego niebieskich tęczówek
oraz sieci pogłębionych zmarszczek wokół oczu.
- Hm.? -
mruknęłam ledwo dosłyszalnie, zważając na to, że większość obszaru w moich
ustach zajmowała właśnie przeżuwana kanapka. A nie chciałam, żeby jej resztki
wylądowały na stole.
Po zaciekłej
minie taty wywnioskowałam jednak, że szykuje się na jakąś dłuższą rozmowę.
Toteż zmusiłam się do szybkiego przełknięcia kanapki. Niestety, zrobiłam to
zbyt szybko, więc kanapka pozostawiła po sobie jedynie suchość w moim gardle.
Uważnie obserwując tatę, nachyliłam się nad stołem, sięgając po kubek. Wzięłam
porządny łyk herbaty, kiedy tata w końcu zdecydował się wydusić z siebie to, co
go tak nurtowało...
- Czy ty z tym
młodym Stylesem to tak na poważnie.?
ŻE JAK,
PRZEPRASZAM BARDZO.?!
Powiedział to w
jak najmniej odpowiednim momencie. Ja tu miałam herbatę w ustach, a ten... A
ten swoją wypowiedzią spowodował, że najpierw zachłysnęłam się napojem, po
chwili wypluwając go centralnie przed siebie. Ostry płyn przedostał się również
do moich dróg oddechowych, powodując w nich drażniące pieczenie i początkowo
brak możliwości oddechu. Tak więc zaczęłam kaszleć jak oszalała, zupełnie
nie wiadomo skąd nagle zaczynając łzawić.
-
Słuuu-uucham.?! - wydusiłam z siebie pomiędzy kolejnymi kaszlnięciami, starając
się dojść ze sobą do ładu. Po dłuższej chwili i kilku solidnych klepnięciach od
strony Allison, udało mi się w końcu jakoś zatamować nieokrzesane kaszlenie i
przywrócić jako-taki oddech. Kciukiem otarłam łzy, które zalały moje oczy,
wzrok wciskając w blat stoły przede mną.
- Już.? -
Allison troskliwie obejmowała mnie ręką, gładząc dłonią po moim ramieniu.
Delikatnie kiwnęłam głową, nawet na nią nie patrząc. To chyba jednak jej
wystarczyło, bowiem puściła mnie, oddalając się bardziej na swoje krzesło. Ja
natomiast skupiłam się na delikatnym podniesieniu wzroku, z przerażeniem
próbując ogarnąć minę taty. A nie była ona zbyt ciekawa...
- Pytam tylko
orientacyjnie. - tatuś najwyraźniej średnio przejął się tym, że przed sekundą
mało co nie zostałam zabita przez herbatę. Niezrażony kontynuował swoje
dziwaczne przesłuchanie, nadal uśmiechając się podejrzanie głupio. - Chcę tylko
wiedzieć czy każdego dnia będziecie mi pod płotem nocami wystawać tak jak
wczoraj. - dobitnie akcentując to zdanie, spojrzał na mnie, niejako poważniejąc
i przyjmując bardziej surowy wyraz twarzy.
- Ja... Bo... -
kaszlnęłam jeszcze parę razy, by jakoś zatuszować to moje nagłe zmieszanie
spowodowane jego idiotycznymi oszczerstwami. Chociaż sądzę, że moje głupie
policzki mogły mnie jednak wydać... Chociaż tym razem pokryły się czerwienią nie
tylko z tego powodu. Po chwili bowiem całe to moje zażenowanie przekształciło
się w coś na kształt irytacji. Bo jakim prawem on w ogóle mógł wiedzieć, że
Harry mnie odprowadził i całkiem sporą chwilę spędziliśmy przed bramką.? No
skąd.? No musiał podglądać.! - A to w ogóle nie jest twoja sprawa. -
zmarszczyłam brwi, zakładając ręce na piersi na znak, że mówię całkowicie
poważnie. Z westchnieniem irytacji opadłam plecami na oparcie krzesła,
dodatkowo przewracając oczami.
- I tu się
właśnie mylisz kwiatuszku. Jeśli chce się brać za moją córkę, to musimy sobie
poważnie porozmawiać.
Słysząc te
słowa, po prostu wytrzeszczyłam na niego oczy. Bo przepraszam o czym on mówił.?
Czy on sobie myślał, że ja i Harry to jakiś związek jest, czy jak.?! Kurczę,
byliśmy dopiero na jednej randce. Jednej, no przepraszam.! W dodatku trochę
nieudanej, więc nie sądzę, żeby... Ygh, nie dość, że od rana nękają mnie jakieś
głupie przemyślenia, to jeszcze dotknęła mnie wścibskość dorosłych. A przecież
nigdy nie było z tym problemu.!
Styles, jak już
cię dopadnę... Popamiętasz, zobaczysz popamiętasz. Poważnie skomplikowałeś mi
niedzielę, głupku jeden.!
Jednak
wyklinanie biednego Harry'ego nijak nie pomogło mi wydostać się z tej jakże
krępującej sytuacji. W dodatku nic nie wnosiło do dyskusji, a przecież musiałam
coś powiedzieć, wyjaśnić, stanowczo zaznaczyć, że po prostu są w błędzie...
- Nikt tu się za
nikogo nie bierze... - mruknęłam cicho, znowu poddając się obezwładniającej
niepewności. Westchnęłam jedynie, licząc na to, że moja skromna wypowiedź
pomoże zakończyć temat i dosadnie da im do zrozumienia, że właściwie to nie ma
o czym dyskutować. Oczywiście jak zwykle tylko się przeliczyłam.
- No tylko tego
by jeszcze brakowało.! - tata zawołał teatralnie, jak przystało na poczciwego
ojca. I teraz już nie mogłam odgadnąć czy się nabijał, czy mówił poważnie. Na
wszelki wypadek postanowiłam zaznaczyć, że nie życzę sobie żadnych, absolutnie
żadnych rozmów między nim a Harrym.
- Tato... Jeśli
będziesz ciągać go na jakieś "poważne rozmowy", to... to... -
niestety, zabrakło mi argumentów. Toteż zamiast jakoś zakończyć sensownie to
zdanie, tylko sapnęłam głośno z irytacji.
- Czyli to
jednak coś poważniejszego. - tata spojrzał na mnie uważnie, przybierając
oskarżycielski ton. W tym momencie, z tą całą gamą swojej postawy przypominał
mi jakiegoś śledczego, który próbuje wydusić z oskarżonego jakieś poczucie
winy, aż w końcu do wszystkiego się przyzna. Z tym, że ja byłam niewinna i nie
miałam się do czego przyznawać.!
- O Boże...
Nie... To tylko...
- Bardzo
poważne, mówiłam. - nagle wtrąciła się Allison, niestety nie w takiej wersji, w
jakiej oczekiwałam. W dodatku wyglądało to tak, jakby trochę mnie zignorowała,
zwracając się bezpośrednio do mojego taty. Nie ukrywam, że niejako mnie to
rozdrażniło. Na tyle, by po chwili przypomnieć im jednak, że mam niejako inne
zdanie na temat ich głupich wyobrażeń względem... mnie i Harry'ego.
Boże, to nawet
brzmi irracjonalnie.
- To było tylko
przyjacielskie spotkanie. Dwoje ludzi. Chłopak. Dziewczyna. Nie chłopak I
dziewczyna. Tylko po prostu chłopak i dziewczyna. Nie razem. Żadnych związków.
Jako kumple. Oddzielnie. Tak tylko pogadać. Jasne.? - mówiłam chaotycznie,
przesadnie gestykulując rękami. Miałam nadzieję, że to jakoś bardziej pomoże im
zrozumieć moje słowa, no ale... No ale odpowiedź ojca tak czy owak mocno mnie
zbiła z tropu.
- Tak,
oczywiście. A to obcałowywanie pod bramką to tylko przez przypadek...
- Jak.?! -
wytrzeszczyłam na niego oczy, niezliczony raz tego pięknego poranka, oblewając
się rumieńcem. Nie pomogła wściekłość wywołana tym, że istotnie musiał sterczeć
w oknie w chwili, gdy Harry chciał... chciał się ze mną pożegnać. Co do tego
nie było wątpliwości. Właściwie to chciałam go o to oskarżyć, jakoś odeprzeć
atak, naskoczyć na niego... ale nie dałam rady. Jedyne na co w tym momencie
było mnie stać to dukanie pojedynczych wyrazów. - Nie... Ja nic...
- Jak sąsiedzi
będą mi się skarżyć na niestosowne zachowanie to wyślę ich do ciebie. - tata
ignorował moje "wypowiedzi", nabierając już nieco rozbawionego tonu w
tym wszystkim. Chociaż ja nie widziałam w tym nic zabawnego. Próbowałam nawet
to powiedzieć, ale... No właśnie. Tym razem nawet jedno słowo nie chciało mi
przejść przez gardło. Wiedziałam bowiem, że i tak nic z tego do nich nie dotrze.
- Hm, a możemy
liczyć na jakieś zniżki w piekarni.? - tata rzucił po chwili. Zabrzmiało niby
niezobowiązująco, ale przecież ciekawsko łypał na mnie kątem oka, podczas gdy
ręką sięgał przez stół do talerza z kanapkami. Jego uniesione kąciki ust
wyrażały jedynie fakt, że chciał się jeszcze trochę ze mnie ponabijać.
A mówili, że
mama to ta bardziej irytująca...
- Tato.! -
jęknęłam bezradnie, praktycznie załamując ręce nad tą jego całą postawą.
Absolutnie mnie to nie bawiło, chociaż najwyraźniej on miał niezły ubaw.
- Nie unoś się
tak, poważnie pytam. Skoro masz tam specjalne względy...
Zignorowałam
ostatnią wypowiedź. Po prostu puściłam ją mimo uszu, nie mając więcej sił na
użeranie się z głupimi oskarżeniami. W zasadzie to chciałam nawet stamtąd wyjść.
Strzelić jakiegoś focha, tupnąć nogą czy coś takiego... Ale z braku większych
sił, zostałam na miejscu, zwyczajnie ignorując ich obecność. Perfidnie omijałam
ich wzrokiem, gdy sięgałam po drugą kanapkę. Po chwili skupiłam się na niej,
powoli ją skubiąc, bowiem nagle jakoś uciekł mi apetyt.
Widząc mój brak
zainteresowania na dalsze dyskusje, już sekundę później nareszcie zostawili
mnie w spokoju. Zajęli się sobą, zagłębiając w jakiejś kompletnie
niezrozumiałej dla mnie rozmowie, której nawet się nie przysłuchiwałam.
Wiedziałam, że o czymś mówią, słyszałam przecież jakieś dźwięki, jednak
odbierałam to jako ogólny bełkot. Chociaż sądząc po ich dzisiejszym
nastawieniu, to nawet chyba lepiej...
Krótki, piskliwy
dźwięk dochodzący z okolic mojej lewej kieszeni zupełnie nagle urwał ich
rozmowę. Oboje jednocześnie spojrzeli na mnie z wyrytym na twarzy
zaciekawieniem i rozbawieniem.
- Nie
odczytasz.? - rzucił tata zachęcającym tonem, który jednak miał coś w sobie z
wyzwania. Nie chciałam brać w tym udziału, ale skoro miałam im pokazać, że SMS
wcale nie był od tego, o którym oni myśleli...
Powoli odłożyłam
kanapkę, otrzepując ręce z okruchów. Niespiesznie opuściłam dłoń, sięgając ręką
w głąb kieszeni. Serce zaczęło mi bić jakoś mocniej, co natychmiast rozległo
się dudnieniem po całej kuchni. Akurat panowała w niej pełna oczekiwania cisza,
więc moje przyspieszone tętno nie miało nigdzie ukrycia...
Wydobyłam
telefon z kieszeni zdecydowanym gestem, przenosząc go przed oczy. Drżącymi
rękami odblokowałam klawiaturę, z przerażeniem patrząc na ikonkę zamkniętej
koperty, obok której widniał nieznany numer. Niestety, składał się z dziewięciu
cyfr poza kierunkowym do Anglii, więc na żaden konkurs nie mogłam liczyć...
Wstrzymałam
powietrze, decydując się na odczytanie wiadomości. I wypuściłam powietrze przez
zęby, kiedy naciskając odpowiedni przycisk, moim oczom ukazał się widok kilku
rzędów słów.
"Mam
nadzieję, że nie zrobiłaś ze mnie idioty i podałaś dobry numer :). H."
Wpatrywałam się
jak zahipnotyzowana w ekranik, próbując jakoś ogarnąć treść. Jednak ten cały
zbiór literek w absolutnie żaden sposób nie układał się w logiczną całość.
Kompletnie nie pojmowałam o czym on w ogóle do mnie pisze i...
- To o której
przyjdzie.? - donośny głos taty wyrwał mnie z rozmyślań.
Zamrugałam kilka
razy powiekami, próbując się otrząsnąć z tego wszystkiego. Natychmiast
nacisnęłam odpowiedni klawisz, który cofał wszystko i blokując klawiaturę,
schowałam telefon do kieszeni. Udając, że muszę przypatrzeć się temu procesowi,
opuściłam znacząco głowę, żałując, że rano związałam włosy. Czułam bowiem, że
na policzkach mam całkiem dorodne rumieńce, zdradzające każdy element mojego
aktualnego rozumowania. I już nawet nie musiałam nic mówić, bo wszystko ułożyło
się tak, że praktycznie na czole miałam wypisane "Harry".
Westchnęłam
głęboko, próbując jakoś ogarnąć się w tym wszystkim. Wiedziałam, że wiecznie
nie mogę wpatrywać się w swoje dłonie, które właśnie nerwowo pocierałam.
Postanowiłam więc podnieść wzrok, dokładnie wiedząc co mnie czeka. Dlatego też
ostatkiem sił wysiliłam się na obojętny ton.
- Reklama. -
rzuciłam bez-emocjonalnie, starając się ignorować uporczywe spojrzenia tej
dwójki siedzącej obok mnie.
- Jasne... -
prychnął tata, marszcząc brwi w zadziwiający sposób.
- Jasne.
- Uważaj, bo ci uwierzę.
– rzucił zdeterminowanym tonem, co spowodowało, że ostatecznie postanowiłam się
już wypisać z tego uciążliwego dla mnie zebrania. Z westchnieniem opuściłam
więc nogi na podłogę, odpychając się od stołu. Krzesło, przesuwane po podłodze
zapiszczało cicho na znak protestu, jednak zignorowałam to. Byłam już wolna i
mogłam spokojnie odejść…
Zanim wyszłam,
miałam jeszcze ochotę rzucić im zirytowane spojrzenie, ale powstrzymałam się.
Właściwie to powstrzymała mnie nieśmiałość. Toteż by coś jeszcze zdziałać, po
prostu wzięłam kanapkę do ręki, skubiąc ją powoli po drodze. Praktycznie już
zniknęła, gdy dotarłam już do swojego pokoju. Ale to nijak nie pomogło mi w
rozmyślaniu nad tym krótkim SMSem, którego dostałam przed chwilą. Nadal nie
miałam pojęcia co mam z danym fantem mogę zrobić.
Zrezygnowana klapnęłam
plecami na łóżko. Z westchnieniem utkwiłam wzrok w suficie, z kieszeni
wyciągając telefon. Podniosłam dłoń go do góry, sadowiąc ekranik w dobrej
odległości przed oczami. I ponownie przeczytałam krótką wiadomość.
Po pierwsze
postanowiłam zapisać jego numer w kontaktach. Z tym nie miałam najmniejszego
problemu. Krótkie Harry wystarczyło, bym wiedziała o kogo chodzi.
Jednak to nadal
nie rozwiązywało mojego problemu dotyczącego odpowiedzi. Bowiem nadal nie
wiedziałam co z tym fantem zrobić. Fakt, podjęłam pewne kroki. Włączyłam
funkcję odpowiedzi i… i cóż, wpatrywałam się bezsensownie w migający kursor.
Jedną minutę.
Drugą minutę. Trzecią minutę. Przy czwartej stwierdziłam, że to nie ma
najmniejszego sensu. I po prostu wystukałam krótką odpowiedź, właściwie bez
większego zastanowienia.
"Nie, numer
się zgadza."
Porywające, czyż
nie.? Jednak nie chodziło o zainteresowanie go swoimi wyczerpującymi
wypowiedziami, bo tak czy owak nigdy się na to nie zdobędę. Chodziło o to, by w
ogóle odpowiedzieć, dać znak, że go nie ignoruję, bo to byłoby co najmniej niegrzeczne…
Piskliwy dźwięk
nadchodzącej wiadomości rozbrzmiał już dosłownie po sekundzie, gdy zdążyłam już
ponownie schować telefon do kieszeni. Z westchnieniem ponownie go stamtąd
wydobyłam, wczytując się w spis literek, które oczywiście nadesłał Harry.
"Fantastycznie.
Wolałem się upewnić, zanim dodzwoniłbym się do jakiejś pralni... czy coś
;)."
Żartował, to
było wiadome. Nie musiałam nawet sugerować się tą buźką, którą dodał na końcu. Niestety,
jego wypowiedź była sformułowana w ten sposób, że żadna sensowna odpowiedź nie
przychodziła mi w tym momencie do głowy. Aż w końcu po pięciu minutach
powtórzyłam drogę, którą przebyłam przy poprzednim SMSie.
"Nie, nawet
nie przyszło mi to do głowy"
Kurczę, czy on
pisze z prędkością karabinu maszynowego.? Nie zdążyłam dobrze zablokować
klawiatury, kiedy odpowiedź już pojawiła się w moim telefonie.
":). Jak
bardzo zajęta jesteś tego pogodnego popołudnia.?"
Tym razem
przynajmniej coś, na co bez głębszego zastanowienia mogłam odpowiedzieć. I nie
czekać kolejnych pięciu minut...
"Hm...
Prawie w ogóle."
Swoją drogą…
Musi mieć mnie za jakąś niedołęgę telekomunikacyjną. Odpowiadać na SMSy po
pięciu minutach, podczas gdy jemu zajmuje to kilka se... Jak zwykle, nie
zdążyłam dobrze pomyśleć, a już rozbrzmiał kolejny piskliwy odgłos wiadomości.
"To dobrze
:). Zwiedzałaś już Londyn.?"
Hm, najwyraźniej
zdążył mnie już przejrzeć i wywnioskować jak powinien ze mną rozmawiać. W
zasadzie… takie SMSy były dla mnie bezpieczniejszą formą niż rozmowa twarzą w
twarz. Nic mnie nie rozpraszało, więc skupiałam się na treści. Więc chyba
mogłam nawet trochę popisać się zdolnością budowania zdań złożonych, dłuższych,
wyczerpujących… No, niestety nie w tym życiu… Ale przynajmniej nauczyłam się
odpisywać w ekspresowym tempie.
"Niestety,
nie miałam okazji."
"Więc
dzisiaj to nadrobimy :). 15.?"
"Może
być."
"Okej. To
do zobaczenia ;*"
Przez dłuższą
chwilę wpatrywałam się w te dwa połączone ze sobą znaki. Oznaczały… cóż, nigdy
się w to nie bawiłam, ale jednak doskonale wiedziałam co miały dać mi do
zrozumienia. To było na tyle wymowne, że nieświadomie znowu pokryłam się
rumieńcem. I znów w mej głowie rozświetlił się obraz wczorajszego wieczoru i…
pożegnania.
Ale zaraz… Skoro
chciał się dzisiaj spotkać, to znaczy, że dzisiaj też będziemy musieli się
pożegnać. Więc czy znowu będzie chciał…?!
O matko.! Nie,
to zdecydowanie nie jest na moją biedną głowę.!
Jęknęłam z
bezradności, przekręcając się na brzuch. Prawą rękę delikatnie zgięłam w łokciu
i na przedramieniu położyłam trochę nadmiernie rozgrzane czoło. Westchnęłam głęboko,
gdy ponownie nawiedziły mnie te wszystkie myśli, które buzowały w mej głowie
nim postanowiłam zejść na śniadanie. Znowu tyle pytań, wątpliwości, niedomówień…
I co ja mam
teraz zrobić.?
***
Dzisiaj krótko, za co ogromnie przepraszam. Ale dostawałam tyle wiadomości względem kolejnego rozdziału, że musiałam coś dla Was wyskrobać. Wyszło... cóż, to co wyszło. Trochę nudno, bezbarwnie i jakoś tak mało spójnie. Cóż, kompletnie mi się to nie podoba, bo nie ma większej płynności moim zdaniem, ale cóż... Brak czasu daje się we znaki. No i pomimo próśb, Harry pojawia się tutaj sporadycznie, co mam nadzieję, wybaczycie mi. Nadrobię to przy następnym rozdziale, więc... Więc dziękuję za tyle komentarzy, które zmotywowały mnie do siedzenia do 2 nad ranem, by jakoś ogarnąć ten rozdział :).
Komentarze (23):
Rozdział świetny, widzę, że poświęcasz się tak jak ja:) Siedzenie do 2 w nocy, żeby napisać rozdział .... :) Reakcja ojca po prostu genialna, ale myślę, że Louise świetnie wybrnęła. Żyję nadzieją, że w końcu dojdzie do pocałunku i rozkręci się "motyw miłości" haha. Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam M.Payne:)
czekam tydzień ok, drugi tydzień zwariować można ! Ale dobra jest . To ja sobie poczekam z 1 lub 2 tygodnie na NEXT!a i fantastyczny rozdział
ŚWIETNY, WSPANIAŁY, FANTASTYCZNY ! I nie ma że nie :) To nic że było mało Harrego, na pewno jeszcze to nadrobisz, nie mogę się już doczekać ich kolejnego spotkania... więc czekam z niecierpliwością na kolejny!
Aww<<<333 Witaj!
Wspominałam już, że Twój blog jest cudowny??? Na pewno tak ;) Będę to powtarzać i powtarzać, po prostu KOCHAM TWOJEGO BLOGA JAK I CIEBIE ;) No więc czekałam i czekałam na nowy rozdział. Codziennie z południa wchodziłam i patrzyłam czy czasem nie ma nowego rozdziału.. Aż dzisiaj sobie od razu po szkole wchodzę i patrzę..? Nowy rozdział! Byłam już w połowie czytania,gdy mama mnie na obiad zawołała ;( Zjadłam jak najprędzej i powróciłam do czytania... Ten rozdział jest G E N I A L N Y , zresztą jak zawsze :) Fajne są relacje pomiędzy Louise a Harrym, ta jej nieśmiałość. Niekiedy jak czytam jej myśli to aż mi się śmiać chce:) uuu rozmowa z ojcem... Nie chciał odpuścić ;) Całe szczęście, że Louise wyszła z tego cało, no prawie hehe ;) No i SMSY Harrego.. Widać miał telefon w ręce, czekając na wiadomość od Louise ;) Hazza pisze z prędkością światła, jea! Louise niestety nie:) No więc jak przeczytałam ten rozdział, to ja chcę jeszcze!!! Bo zgłupieję tutaj;) Wiesz co teraz robię, oprócz tego, że piszę ten komentarz? Rozmawiam z pluszakiem, owieczką, potocznie nazywanego przeze mnie Stylesem:) Nie ma co;p
Czekam na nowy rozdział~
Pozdrawiam
Kocham<<<<33333
http://one-direction-opowiadanie-i-inne.blog.pl/
Wielkie dzięki za ten rozdział!! Kocham! <3 :)
Mam nadzieje że w następnym rozdziale będzie dużo, dużo Harrego i pocałunek :*
Uuuu... Kolejna randka! Zwiedzanie Londynu! Już się ciesze jak głupia ;) W sumie sama nie wiem dlaczego, ale oczami wyobraźni już widzę jak Lou jest "rozmowna" i jak Harry stara się coś z niej wyciągnąć... Już się nie mogę doczekać!
Jejku, zaczęłam od końca. Ha ha... To przez tą kolejną randkę ;) Uwielbiam te jej zażarte dyskusje, które prowadzi sama ze sobą. Wykreowałaś tak cudowna postać, że z każdym kolejnym rozdziałem zachwycam się nią bardziej i bardziej... Zaczynam myśleć, że to jakaś obsesja ;)
Swoja drogą to miał ten jej ojciec radochę z tego przesłuchania ;) Powinien chyba znać ją lepiej... Ale pewnie robił to specjalnie, podglądacz jeden ;) Ale podobało mi się, podobało...
A te sms-y wyszły ci genialnie! Kiedyś tam się zastanawiałam, czy w tym zestresowaniu dała chłopakowi dobry numer. I cieszę się, że tak! Harry musiał chyba czekać z telefonem w ręku na jej odpowiedzi skoro tak szybko odpisywał... A swoją drogą, to Lou pobiła jakiś rekord - tak się rozpisać w pięć minut ;) Podoba mi się to, że Harry nie daje dziewczynie od siebie odpocząć :D Ma rację, trzeba kuć żelazo póki gorące ;) Cieszę się na to zwiedzanie Londynu jakby to co najmniej mnie zaprosił... Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i może... pierwszy pocałunek... Rozmarzyłam się...
Kocham cię :) Pozdrawiam i życzę weny...
@KateStylees
http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/
PS
A jaką ja scenę wczoraj napisałam na zajęciach z twoim ukochanym :D Aż żałuję, że nie mogę jej dodać w najbliższym rozdziale... Pisałam na wykładzie i śmiałam się do siebie jak głupia :D To jeszcze nie ta ze skrzydełkami, ale jestem z niej strasznie zadowolona... Choć pewnie chłopak skończy z niezłym guzem. Ale zanim go zauważy musi wyjść z szoku ;) Normalnie, co ty ze mną zrobiłaś, że jak piszę o nim, to myślę o tobie? Buziaki xx
No cóż, trzeba się czasem poświęcić dla ogółu. Jeśli widzę, że kogoś te moje głupoty jednak interesują i mogę przeczytać takie miłe komentarze na ich temat, to mi nawet taka zarwana noc nie doskwiera:)
Cóż, starałam się jakoś naturalnie rozegrać scenę z ojcem, ale nie sądzę, żeby mi się zbytnio udało... Mimo wszystko cieszę się, że Cię nią nie zawiodłam:). A co do pocałunku... Chyba nie będziesz musiała długo czekać:). Pozdrawiam!:*
Świetne jak zawsze:) Kurcze to jest tak strasznie wciągające, że już nie mogę doczekać się następnego rozdziału:)
Tata Lou :P haha xd Przezabawna scena:)
Lou- niedołęga telekomunikacyjna:P
Podoba mi się:) Ciekawi mnie zwiedzanie Londynu:)
Mam nadzieję, że szybko dodasz 15 rozdział:) I.
Wiesz, cierpliwość jest wielką zaletą, więc trzeba ją ćwiczyć:). I nie wariuj, bo naprawdę nie ma do czego. W każdym bądź razie cieszę się ogromnie, że Ci się podoba i żebyś nie musiała narzekać, postaram się częściej coś dodawać:). Pozdrawiam!:*
Oj, oj, oj... No tyle komplementów? Bez przesady, bo się zaczerwienię;). Okej, moja skromność jest czasami wkurzająca, ale naprawdę mam bardzo surowe patrzenie na to całe moje "tworzenie". Ale mimo wszystko cieszę się, że Ci się podoba:). I owszem, z mojego planu wynika, że w następnym rozdziale Harry pojawi się w całkiem szerokiej odsłonie i... cóż, będzie wesoło:). Pozdrawiam!:*
Przestań mi pisać tyle komplementów, bo mi tylko ego rośnie. Już i tak jestem rozpieszczoną jedynaczką, więc po takiej dawce pochlebstw... Jeszcze trudniej będzie ze mną wytrzymać;). Kurczę, ogromnie cieszę się, że z taką niecierpliwością podchodzisz do mojej historii, by dzień w dzień sprawdzać status rozdziałów. Naprawdę nie wyobrażasz sobie jak cieszę się z Twoich słów:). Po prostu nie mogę przestać się uśmiechać!:). Natomiast relacja Harry-Louise jeszcze wciąż się tworzy, więc mam nadzieję, że nie zawiode Twoich oczekiwań co do tego wszystkiego. I na pocieszenie powiem Ci, że sama mam pluszaka... Wielkiego psa o imieniu Harruś;). Także cieszę się, że nie jestem jedyną, która rozmawia z misiami... Czyli nie jest ze mną tak źle...;) pozdrawiam!:*
Ależ nie ma za co:). To dla mnie czysta przyjemność pisać dla grona tak pozytywnych i sympatycznych ludzi:). W każdym bądź razie powiem Ci, że prawie czytasz w moich myślach co do następnego rozdziału, bo krótko mówiąc... Będzie dużo, dużo Harry'ego i pocałunek:). Pozdrawiam!:*
Cóż, niedołęga telekomunikacyjna była pisana z myślą o Tobie i o Twoim zainteresowaniu moimi dziwnymi określeniami;). Po prostu wyobrażam sobie jak się z tego chachrałaś i aż sama się uśmiecham:). I oczywiście postaram się coś szybko dodać, żebyś nie uschła z tęsknoty;). No przecież ja bym nie dała rady?;) Pozdrawiam!:*
Po pierwsze, ja się absolutnie nie zgadzam, żeby Harry w jakikolwiek sposób zapraszał Cię na zwiedzanie Londynu. W zasadzie jesteś bardzo sympatyczną osobą i bardzo lubię Ciebie, Twoje opowiadanie i wyczerpujące komentarze pozostawione pod moimi kolejnymi rozdziałami, ale... Nawet nie próbuj sobie tego wyobrażać. Nie chcesz wiedzieć co by się działo, gdybym się zdenerwowała. I ja nie grożę, ja tylko tak mówię, żeby nie było...;P
Ale bardziej poważnie... Nawet nie wiek jak się cieszę, że rozdział przyjęłaś w całkiem pozytywny sposób. Mi się nie podoba, trudno to ukryć. Jak dla mnie jest trochę bez polotu i większej spójności. Trochę się nad nim namęczyłam, zwłaszcza z fragmentem o SMS-ach, ale... widzę, że jakiś pozytywny odzew jest co do tego:)
Kurczę, jestem też ogromnie zadowolona, że nie zawiodłam Twoich oczekiwań względem charakteru Lou. Wiele razy pisała mi, że jesteś zachwycona jej osobą, no ale od razu żeby tak obsesja...? Hm, powiem Ci tak: witaj w moim świecie;). Ale niestety, będę musiała zacząć powoli zmieniać kreacje Lou. Przecież Harry nerwowo nie wytrzyma, gdyby ich randki wyglądały tak zawsze... Mam jednak nadzieję, że jakoś to przełkniesz:)
I owszem, pamiętałam jak zastanawiałaś się czy Lou dała Harry'emu dobry numer. Tak więc tą scenę napisałam głównie w odpowiedzi na tamtą wątpliwość...;)
Co się tyczy kolejnego rozdziału... Być może spełnię Twoje marzenia i sprawię, że ta dziwaczna para w końcu się pocałuje:). A może... Hm, może jednak znowu im przeszkodzę?;) No, w każdym bądź razie ciekawi mnie czy utrafie w Twoje wyobrażenie względem tej sceny:)
A co do Twojego opowiadania... Znowu mi to robisz:/. Znowu budujesz we mnie niepewność. Wprawdzie napisałas, że scena będzie zabawna, ale... Jak to guz? Tak nie może być! Wiesz co ja będę wyprawiać przed monitorem czytając o jakimś wypadku Harry'ego? Zobaczysz, ja zacznę tulić komputer, żeby ukoić ból tego biedaka... I w dodatku jeszcze jakiś szok? Nie, to za dużo jak na moją wrażliwość. O wiele za dużo...
Myślę, że w tamtej chwili Harry'emu przydałaby się jakaś solidna dawka pocieszenia, prawda?:). I nie mam tu na myśli Alex, pamiętaj o tym.
W zasadzie to ja już wolę chyba scenę ze skrzydełkami... Mam nadzieję, że Kate szybko dopadną pewne... przypadłości;). W każdym bądź razie nie wiesz jak się cieszę, że mogę mieć wpływ na to, że ktoś myśląc o Harrym, natychmiast zaczyna myśleć i o mnie:). To chyba mój mały sukces, więc... Więc po prostu nie mogę przestać się uśmiechać:). Buziaki xx .
Genialnie :D Rzeczywiście Harry'ego tutaj za wiele nie ma, ale skoro mają zwiedzać Londyn to zapewne szykuje się go baaardzo dużo. Louise ma miłego tatusia, nie powiem :D słodkie to przedrzeźnianie jej było :)
Pozdrawiam i weny życzę :P
Hehe :) Ale to prawda! Naprawdę masz talent! I będę to powtarzać, aż mi uwierzysz;p Ja jedynaczką nie jestem, mam młodszego o pięć lat brata ;( Może i jest młodszy, ale młody zna takie słownictwo, że aż szkoda słów... Niekiedy chciałabym go po prostu w szafie zamknąć. Bycie jedynaczką też ma swoje plusy.
;)
Proszę bardzo obiecany komentarz ale uprzedzam że będzie krótki powiedzmy że to będzie kara za twoją aktualną tapetę:)Bardzo fajna definicja pocałunku: To jedynie wymiana bakterii, zarazków i innych tego rodzaju osobników.:)Podobała mi się rozmowa Lou z ojcem podglądaczem:)No i oczywiście te smsy z Harrym świetne:)Strasznie długie i wyczerpujące odpowiedzi pisała i to w takim tępię że naprawdę. Powiem ci że długo musiał czekać :)
No jednak masz kilka cech wspólnych z Lou np. nieśmiała, nie powalająca bystrością, humorem ani inteligencją:)Nie no tylko żartuje znasz moje nietypowe poczcie humoru:)To w ogóle do Ciebie nie pasuje:)
Niestety nie ma żadnego kierunku ale rozdział bardzo mi się spodobał więc ci to wybaczę:)Czekam na szesnastkę:)Nie czepiaj się że głupi komentarz późno pisałam. Nie wiem dlaczego ci się rozdział nie podoba moim zdaniem jest świetny:)
No cóż, staram się utrzymać to w żartobliwym tonie i nie mogłam popuścić wścibstwa rodzicielskiego ;). To samo w sobie jest zabawne, nawet bez odpowiednich udoskonaleń... ;)
Tapeta zmieniona, więc kara nie powinna być tak surowa :). Cóż, pisałam na podstawie własnych przemyśleń... I co ja poradzę, że takie wymienianie się śliną jest dla mnie obleśne.? ;). I cóż... jakby nie patrzeć Lou to ja. Trudno ukryć, że bardzo się z nią identyfikuję ;). Wybaczam późną porę, przecież Ty resztę dnia przesypiasz... ;)
ty naprawdę się nie doceniasz, nie rozumiem, dlaczego ci się nie podoba.
tradycyjnie dławię się śmiechem i również prawie wyplułam herbatkę, żeby było śmieszniej w tym samym momencie, w którym czytałam...
tak *klik* następny rozdział się sam nie przeczyta... ;-)
Też jestem jedynaczką <3 a tak pro po rozdział genialny. Kolejna randka, Harry nie daje jej spokoju, to dobrze bo może właśnie przez to dziewczyna się otworzy i będę śmielsza - Aniaa
31 yr old Programmer Analyst II Werner Cater, hailing from Sault Ste. Marie enjoys watching movies like "Whisperers, The" and Sketching. Took a trip to Major Town Houses of the Architect Victor Horta (Brussels) and drives a Jaguar D-Type. Najwiecej artykul
50 years old Community Outreach Specialist Rheta Simnett, hailing from MacGregor enjoys watching movies like Donovan's Echo and Web surfing. Took a trip to Monarch Butterfly Biosphere Reserve and drives a Mazda2. dodatkowe zasoby
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna