piątek, 2 listopada 2012

trzynaście - część czwarta. OSTATNIA :)

 "Little things"... O mamooooo. Zayn molestujący dołeczki Hazzy mnie po prostu rozwalił.! ;*
Ale zapraszam do czytania... ;)
***

Trudno mi się było do tego przyznać sama przed sobą, ale... Myliłam się. W jakiej kwestii.? A w takiej, że pomógł mi. Ten jego dziwaczny sposób naprawdę mi pomógł.

Fakt, początkowo nasza "konwersacja" składała się głównie z paplaniny Harry'ego. Od czasu do czasu zdołał jedynie rzucić w moim kierunku jakimś pytaniem, ale skonstruowanym w ten sposób, bym nie musiała się przemęczać. Wystarczyło kiwnąć lub pokręcić głową, bądź mruknąć przeciągłym "mhyyym".

Ale nie przeszkadzało to żadnemu z nas. W mniemaniu Harry'ego przynajmniej coś się działo, a ja... A ja z przyjemnością słuchałam jak opowiada o sobie, w całkiem zabawny sposób, mówiąc tym swoim chrapliwym głosem. Nie da się ukryć, że przez chwilę mogłam się w nim zatracić. I to na tyle, że w pewnym momencie zdołałam się na chwilę się zapomnieć i nawet coś z sensem powiedzieć.

Niestety, ledwo raz mi się zdarzyło załapać dobry kontakt z własną inteligencją, a Harry już pokładł we mnie jakieś nadzieję. Bowiem nie bez powodu później sam zostawiał niewielkie pauzy pomiędzy własnymi wypowiedziami, aż proszące się o wypełnienie. Tak więc musiałam się głowić, wysilać swój nieprzystosowany do takich warunków mózg, by szukał pasujących do sensu rozmowy odpowiedzi.

Nie da się ukryć, ze pytaniami również próbował coś ze mnie wyciągnąć. Niestety, skończyły się dobre dla mnie czasy... Bowiem każde następne pytanie było sformułowane tak, bym musiała się bardziej wysilać przy odpowiedzi. Nie wystarczyło "tak" i "nie". Musiałam pochwalić się większą znajomością angielskich słówek...

Ale nie ukrywam, że taki sposób robienia wszystkiego "małymi kroczkami" niejako pozwolił mi oswoić się z całą sytuacją. Jak również z nim, ze sobą, z własną nieśmiałością i próbą jej pokonania. Tak więc pod koniec... hm... spotkania, zdania, które wymienialiśmy, można nawet było nazwać w miarę normalną rozmową.

Lecz jeżeli miałabym się przyznać, to nawet nie wiem dokładnie czego dotyczyły te nasze próby konwersacji. Cóż, jak to mówią, dyskusja była o wszystkim, czyli generalnie o niczym. Taka typowa, zapoznawcza rozmowa. Hm, tak przynajmniej mi się tylko wydawało, bo jakby nie patrzeć, pierwszy raz znalazłam się w takiej sytuacji. Wszystko było dla mnie nowe, niepewne i krępujące. Wszystko. Począwszy od wejścia do kawiarni, przebrnąwszy przez rozmowę, jedzenie zamówionej pizzy, a skończywszy na... końcu.? Dobra, niech będzie. Skończywszy na końcu randki i tym całym procesie odprowadzania dziewczyny (w tym przypadku mnie) do domu.

Tak więc przemierzaliśmy aktualnie tą samą drogę, którą już dzisiaj zdążyłam wyjątkowo dobrze poznać. Fakt, aura się trochę zmieniła. Zrobiło się chłodniej, zmierzch otulał miasto, które rozbłyskało już światłami latarni, neonów poszczególnych sklepów, jak i przebłysków z ich witryn. Niebo zaczęło powoli pokrywać się granatem, przeplecionym gwiazdami. Chociaż ja nie mogłam tego podziwiać. Wgapiałam się bowiem pod własne stopy, nie widząc dla siebie lepszej perspektywy. Ale mimo wszystko słuchałam uważnie jego analizy natury kotów - jak się okazało, jego ulubionego zwierzaka.

- ... sam mam w domu dwa koty. Trochę rozrabiają, ale mimo wszystko są całkiem urocze. Zresztą, jak wszystkie, nie sądzisz.?
- Hm, tak, masz rację.

Może i moje zachowanie było kompletnie pozbawione sensu. Mogło też dziwnie wyglądać w oczach osób postronnych. Ale ja inaczej nie mogłam... nie chciałam... nie potrafiłam. Bo przytakiwanie mu, w tej jakże niedorzecznej kwestii, było kompletnym zaprzeczeniem mojego własnego zdania na ten temat.

Cóż, nigdy nie lubiłam kotów. Zwierzęta zdradliwe, wredne takie... no nigdy nie wiesz co mogą w danej chwili zrobić. I te ich przerażające ślepia. Nienaturalne źrenice, wpatrujące się w ciebie, jakby chcąc odebrać duszę... Aż się wzdrygnęłam.

Jakoś zatuszowałam ten fakt przed czujnym okiem Harry'ego, który z pewnością zaraz by się o wszystko dopytywał. Dzielnie zmierzałam przed siebie, próbując zachować resztki rozsądku i usiłując przyswoić przynajmniej część z tego, o czym mówił chłopak idący obok mnie. I chociaż miałam kompletnie odmienne zdanie na ten temat, posłusznie przyznawałam mu rację. Nie wiem czy bardziej bałam się wejścia w dyskusję, czy nie chciałam zranić jego uczuć. W każdym bądź razie siedziałam cicho, zmuszana do tego przez wielką gulę w gardle, która niespodziewanie wyrosła.

- ... urządził sobie legowisko z ulubionego swetra mamy, więc spędził kilka nocy na...
- Harry.? - męski, przyjazny głos wypowiadający jego imię niejako zmieszał się z jego ostatnimi słowami. Rozpędzony chłopak jednak nadal starał się kontynuować wypowiedź.
- zew... - po chwili jednak zamilkł, praktycznie w połowie słowa, i przystanął niespodziewanie. Automatycznie zmałpowałam ruch, chociaż praktycznie rzecz ujmując nie wiedziałam po co.

Odpowiedzi próbowałam odszukać w twarzy Harry'ego. Ale poza jego wbitym przed siebie wzrokiem nie dopatrzyłam się niczego. No dobra, jego twarz pokrywał głęboki szok. A jakby tego było komuś mało, nagle dziwnie się zmieszał. Opuścił głowę i przytknął dłoń do czoła, palcami rozmasowując skórę. Delikatnie pokręcił też głową.
- O Boże... - jęknął cicho, starając się uspokoić w jakiś swój specyficzny sposób.

Zerknęłam w kierunku, który aż tak go zmieszał. I ujrzałam jedynie tłumek ludzi. Niepozorny, niewielki tłumek ludzi, który zmieniał się z każdą sekundą. Gdy jedni odchodzili, zaraz zastępowały je inne, nowe twarze. I tak w kółko. Delikatny, niewielki zamęt, można by nawet rzec - nieduży tłok . Taki typowy, uliczny widok.

Dopiero po dłuższej chwili zauważyłam, że jeden element ulicznego krajobrazu jest niezmienny. Jedna twarz, która, można powiedzieć, na stałe wbiła się w miejski pejzaż. Należąca do mniej więcej pięćdziesięcioletniego, bardziej... puszystego mężczyzny o nieustannie przyjaznej minie, zaakcentowanej przez serdeczny i dobrotliwy uśmiech.

- Cześć tato. - Harry ogarnął się po chwili, podnosząc głowę. Jego mina wyrażała... No właśnie. Nie wyrażała nic. Szczęścia, smutku, złości, ochoty do płaczu, nic. Żadnych emocji. Po prostu wbijał swoje zielone tęczówki w osobnika przed sobą. Który jak na ojca praktycznie nie posiadał wyglądowych cech wspólnych z Harrym. Przynajmniej ja się żadnych nie dopatrzyłam...
- A ty nie miałeś być we Francji.? - mężczyzna zdążył już podejść do naszej dwójki, stając tuż obok Harry'ego. Spojrzał na niego z... czymś takim w oczach, co wyglądało miło, ale z pewnością nie było ojcowską miłością. A może byłam po prostu zbyt zaskoczona całą sytuacją...
- To Gemma pojechała. Ja kończę szkołę. - chłopak wyjaśnił cierpliwie, chociaż z jego tonu wypływało wręcz coś zupełnie przeciwnego. Marszczył brwi, nie wiedział co zrobić z rękami, nerwowo wystukiwał jakiś niezidentyfikowany rytm swoją prawą stopą... Zupełnie nagle zrelaksowany Harry gdzieś zniknął, a zastąpił go jakiś inny, dotąd właściwie nieznany mi chłopak.
- Aaaa, tak, tak. - mężczyzna pokiwał głową, na chwilę odpływając w zadumę. - Liceum.?
- Tato, gimnazjum.
- No tak, bardzo możliwe. - westchnął mężczyzna, jakoś tak nieobecnie. Osobiście wydawało mi sie, że puścił tą uwagę mimo uszu, ale... ja się przecież nie znałam na wszystkim. - Ale widzę, że i bez Francji masz sporo atrakcji. Witaj młoda damo. - zwrócił się do mnie, kiwając głową w moją stronę. Taki powitalny gest, jak zauważyłam, większości anglików. I nie mogłam powstrzymać tego dygnięcia, jakie zawsze automatycznie wykonywałam w takich sytuacjach.
- Tato... - Harry zaczynał powoli tracić cierpliwość, ponaglając ojca do przejścia do meritum. Nie powiem, żeby było mu z tym jakoś nadzwyczaj przyjemnie. Jego na pół zmieszana, na pół zdeterminowana jednak mina wyrażała jakieś dziwne przygnębienie.
- No tak... - mężczyzna zawahał się, przestępując z nogi na nogę. I braku większego pomysłu, odchrząknął w niewiadomym dla mnie celu. - To ja już pójdę. Miłej zabawy. - uśmiechnął się przyjaźnie, najwyraźniej licząc jeszcze na jakąś odpowiedź. Kiedy jednak żadnej się nie doczekał, westchnął głęboko, po czym oddalił się bez słowa.

Zmarszczyłam brwi, spoglądając na Harry'ego. Odwrócił się tyłem do miejsca gdzie jeszcze przed chwilą stał jego ojciec. Opuścił głowę, przez co loczki przykryły mu połowę czoła i niejako zasłoniły mi widok na jego oczy. Mimo tego dostrzegłam to zmieszanie, które wypisało się na jego twarzy. Potwierdzone przytknięciem dłoni do karku i nerwowym pocieraniem jego skóry.

- Przepraszam. - mruknął po dłuższej chwili, nie do końca jednak wracając do siebie. Nadal był trochę niepewny, może rozgoryczony. I wgapiał się przed siebie. Co bądź nie bądź było moją domeną...

Właściwie mogłam to powiedzieć na głos, bo czemu nie. Mogłabym go tym rozśmieszyć, jakoś rozluźnić sytuację, ponownie wprawić go w mniej więcej dobry nastrój. Ale gdy tylko otworzyłam usta, by cokolwiek powiedzieć, z mojego gardła wyrwało się jedynie krótkie "ekhm". Wiedziałam, że z takiego rozpoczęcia żartu nie będzie, więc musiałam pójść z wypowiedzią w zupełnie innym kierunku...
- Ekhm... Nie ma sprawy. Właściwie... hm... miły człowiek.
- Nie wiesz o czym mówisz. - podniósł wzrok patrząc na mnie z takim... Hm, udawał, że tak nie jest, ale najwyraźniej wkurzyłam go tym pytaniem.
- Ymmm... Wydaje się być miły.? - poprawiłam się natychmiast, próbując jakoś ustrzelić w jego tok myślenia.
- Tak, jest uroczo czarujący i tak dalej... - fuknął z wyraźną irytacją wypisaną na twarzy. Zmarszczył brwi, jakby nad czymś głęboko się zastanawiał. A po chwili z ewidentnie udawanym uśmiechem wypalił: - Idziemy.?

Posłusznie pokiwałam głową, już sekundę później zmierzając za Harrym w kierunku mojego domu. Dosłownie, za nim. Bo przez to wszystko nabrał takiego tempa, że... Osoba z tak wątpliwą kondycją nie dałaby rady zrównać z nim kroku. Dlatego pozostało mi jedynie przebieranie nogami i możliwość podziwiania jego pleców. Które zgarbiły się znacznie. I nie mogłam rozszyfrować czy to przez zimno (nie bez powodu jego dłonie niknęły w głębi przednich kieszeni spodni, a ramiona pokryły się gęsią skórką. Aż otuliłam się cieplej bluzą na sam ten widok), czy może przez całą tą przedchwilową sytuację. I cholera, nurtowało mnie to na tyle, że po chwili nabrałam ruchów i udało mi się zrównać z nim krok.

- Ekhm... No ale... czemu mówisz o nim z takim sarkazmem.?
- Uroczy, czarujący, miły, kulturalny. I dżentelmen. Jasne... - prychnął, przewracając oczami. Zauważyłam, że dłonie mocno zacisnął w pięści, aż zbielały mu kłykcie. W dodatku minę miał jakąś taką zaciętą, trochę nieprzyjemną... Nie wiem dlaczego, ale znowu się wkurzył. - Przy ludziach jest okropnie przymilny, kochający tatuś. A porzucił nas i... - pokręcił głową, jakby chcąc wyrzucić z głowy jakieś niemiłe wspomnienia.
- I.? - dopytałam się automatycznie.
- Możemy o tym nie rozmawiać.? To był całkiem miły wieczór, więc... - spojrzał na moją zaciekawioną minę. Westchnął głęboko. - Sama widziałaś, nawet nie wie w jakiej szkole jestem. Myli mnie z moją siostrą.

Chciałam go rozweselić. Rzucić jakimś żartem w stylu, że są znaczące różnice pomiędzy nimi. Ale...  nie mogłam wydusić słowa. Jedynie stałam obok niego, zupełnie jak kołek, patrząc na niego z próbą wyszukania w jego minie jakiejkolwiek odpowiedzi.

- Nie, nawet go rozumiem. Przecież wyrzekł się praw do nas.

Jego słowa, pełne jadu pobrzmiewały w moich uszach jeszcze przez dłuższą chwilę. Jego ton był bardzo wymowny, niepohamowany i taki... prawdziwy. Niemalże czułam to całe rozgoryczenie, niechęć, pretensje i złość, które to wpisały się w jego smutną minę.

A ja poczułam się cholernie głupio w całej tej sytuacji. Bo...  Bo, cholera, nie wiedziałam co mam robić. Czy wykonać jakiś ruch, czy może coś powiedzieć... Nic stosownego, żadne odpowiednie słowa nie przychodziły mi w tym momencie do głowy. A przecież naprawdę chciałam go jakoś pocieszyć. O wiele bardziej podobał mi się...

O matko, czy ja naprawdę o tym pomyślałam.? Czy naprawdę stwierdziłam, że mi się podoba.? Cholera, NO NAPRAWDĘ.?

Okej, mogłabym się wypierać tej myśli. Albo przeklinać się za nią, zarzekać się, że nic takiego nie jest na rzeczy. Że przecież wcale nie myślę o nim w kategoriach jakiegokolwiek podobania się. Ale w tej sytuacji, kiedy to stał obok mnie tak cholernie smutny i niepewny... trudno było ukryć, że naprawdę o wiele bardziej lubiłam go, gdy był bardziej radosny, pewniejszy, skłonny do rozmów czy chociażby żartów.

Ale kompletnie nie wiedziałam co zrobić, by pomóc mu wrócić do poprzedniej, weselszej postaci. I nim zdążyłam porządnie pomyśleć, zdobyłam się na impuls. Jeden niekontrolowany ruch. Po prostu uśmiechnęłam się sympatycznie i przelotnie dotknęłam jego dłoni.
....

Krocząc po długim, wysokim pniu przewróconego drzewa, wpatrywałam się przed siebie. Na tyle, na ile było to możliwe biorąc pod uwagę, że noc zstąpiła na ziemię już w całkiem zaawansowanym stanie. A niejako oddaliliśmy się od miasta, docierając nad jakąś rzekę (która swoją drogą interesująco mieniła się, odbijając błyski gwiazd spływające w jej czarną toń), toteż nie było rzeczy, która mogłaby rozświetlać nam drogę. Całe szczęście księżyc był dzisiaj w pełni i jego srebrzysta łuna pozwoliła mi na jako takie widzenie.

Zaciśnięte w pięści dłonie schowałam w głębię kieszeni (jego) bluzy. Pozbawiłam się tym samym szans na sensowne łapanie równowagi, toteż czasami zdarzało mi się zachwiać. Tak po prostu. Z perspektywy osób trzecich mogłam wyglądać jak osoba co najmniej w stanie nietrzeźwym, ale... ale w tym momencie guzik mnie to obchodziło. Całą swoją uwagę skupiłam bowiem na czymś zupełnie innym.

Właściwie nie wiem jak się tam znalazłam. Po prostu... po tym dosyć dziwnym spotkaniu jego ojca, Harry'emu zebrało się na zwierzenia. Zaczął opowiadać jak wyglądał ten cały rozwód jego rodziców, jak się czuł w tym wszystkim. A ja po prostu szłam obok niego i słuchałam.

Chłonęłam każde jego słowo, wypowiedziane z nieukrywanymi emocjami. Współczułam mu, a jakże. Chciałam jakoś go wesprzeć, pomóc, zrobić cokolwiek. Ale zwyczajnie nie chciałam mu przerywać. Poza tym w jego długiej wypowiedzi odnajdywałam tyle własnych przemyśleń na temat moich rodziców, że... Cóż, jeszcze nigdy nie czułam się tak jak teraz. Czyli zupełnie tak, jakby ktoś siedział w mojej głowie i z taką łatwością wyrażał w słowach to, czego ja właściwie nigdy nie określałam. To było co najmniej dziwne, ale też jakby... miłe wiedzieć, że ktoś mógł cię zrozumieć. Cóż więc mi się dziwić, że zasłuchałam się w jego słowach na tyle, że nawet nie wiem kiedy dotarliśmy do tego miejsca.

- ... to okropnie podkopało moją pewność siebie. No bo co takiego było ze mną nie tak, że własny ojciec mnie nie chciał.? - zakończył swoją długaśną wypowiedź takim właśnie pytaniem, które jeszcze przez krótką chwilę rozbrzmiewało po okolicy niesione nocnym powietrzem.

Z ciszy, która po chwili nastąpiła wywnioskowałam w końcu, że przyszedł czas na moją wypowiedź. Ale wiadomo, ja to ja. I chociaż czułabym się najbardziej zrozumianym na świecie człowiekiem, nie zmieni to faktu, że błyskotliwymi wypowiedziami nikogo nie powalę. A już zwłaszcza tego polokowanego osobnika, który właśnie sunął noga za nogą gdzieś tam w dole. Właściwie to spokojnie mogłam wpatrywać się w czubek jego głowy i nic poza nim nie widzieć, ale...

Hm, chyba czas coś z siebie wydusić.

- Yyym, to chyba nie była twoja wina.
- Tak wiem, powtarzało mi to setki osób. Że to nie moja wina, że to jego wybór, że ja nie miałem na to żadnego wpływu. Ale co z tego może rozumieć siedmiolatek.? - wzruszył bezradnie ramionami.
- Przykro mi. - odpowiedziałam automatycznie. Cóż, zawsze to jakiś postęp w rozmowie, czyż nie.? Zwłaszcza, że zabrzmiało to nawet z sensem i dokładnie, chyba po raz pierwszy w "rozmowie" z nim wyrażało uczucia, jakie naprawdę mnie ogarnęły.

- Zresztą, sama wiesz co to znaczy... - Harry rzucił po chwili, z westchnieniem bezradności.

Hm, czyżby szukał u mnie zrozumienia.? Wiadome byłe, że istotnie je miał... Cóż, przynajmniej dla mnie. Tylko jak w wyrazić to w słowach, żeby i on mógł to pojąć.?

- No... Niby tak... Ale... Ekhm. Miałam trzy lata i praktycznie nic nie pamiętam z tego okresu. Ekhm... Praktycznie od zawsze było tak, że tatę miałam tylko na telefon, więc... to było dla mnie naturalne. Twoja sytuacja była... - urwałam, namyślając się nad swoimi idiotycznymi słowami. Zmarszczyłam brwi. - Przepraszam. To nie jest licytacja.
- Nie, masz rację. - jego ton nagle przybrał coś na kształt rozbawienia. A gdy zerknął w górę, by spojrzeć na mnie, w jego oczach znów dopatrzyłam się tych charakterystycznych błysków. - Bo miałaś beztroskie dzieciństwo, w normalnej, zdrowej rodzinie.

Odetchnęłam z nieukrywaną ulgą,  że znów udało mu się wykrzesać z siebie tego zadowolonego z siebie człowieka. Gdzieś z tyłu głowy narodziła mi się myśl, że przynajmniej w jednej setnej może to być moja zasługa i... I cóż, uśmiechnęłam się machinalnie, nagle wprawiając się w całkiem dobry nastrój. Zachęcona takim obrotem zdarzeń wysiliłam się nawet na coś, co kształtem przypominało żartobliwą odpowiedź.
- W miarę możliwości... Dlaczego nie. Miałam niezłe urozmaicenia, co miesiąc inny tatuś.
- Fakt, rzeczywiście miałem gorzej. - przybrał udawaną, zawiedzioną minkę, w śmieszny sposób układając swoje usta. - Mama nie zapewniała mi takich atrakcji...

Chcąc nie chcąc zaśmiałam się cicho. Pokręciłam delikatnie głową, z rozbawieniem spoglądając na Harry'ego. On również patrzył na mnie, delikatnym uśmiechem przykrywając ewidentne niepewne oczekiwanie na moją reakcję. Która najwyraźniej była jak najbardziej zgodna z jego oczekiwaniami, bowiem po chwili rozpogodził się jeszcze bardziej.

Pokręciłam delikatnie głową, odwracając wzrok. Nie to, że nie chciałam na niego patrzeć, bo z mojej perspektywy wyglądał całkiem uroczo, gdy tak zadzierał głowę, by w ogóle móc na mnie spojrzeć. Ale wiadomo, ja to ja. Długo się wpatrywać w niego nie mogłam, bo skończyłoby się to co najmniej nieprzyjemnie, zważając na wysokość na jakiej właśnie się znalazłam. Poza tym zdążyłam już zakończyć wędrówkę po brązowym podwyższeniu, dochodząc już do skraju pnia.

Bezradnie spojrzałam w dół, czując narastające zawroty głowy. Bo wchodząc tu w ogóle nie pomyślałam, że będę musiała kiedyś w końcu stąd zejść. I nie przyszło mi do głowy, że wysokość jest na tyle znacząca, że... cholera, nie było dobrze. Naprawdę nie było dobrze...

Harry bynajmniej postanowił uratować mnie z tej jakże niemałej opresji. Podszedł bliżej pnia, wyciągając ku mnie rękę. Uśmiechnął się przy tym zachęcająco. Zawahałam się, ale w końcu ujęłam tą jego materialną chęć pomocy i opierając na niej swój ciężar, zeskoczyłam. A gdy już znalazłam się na podłożu... kurczę, on nadal trzymał moją rękę.

Odchrząknęłam nieśmiało, odwracając speszony wzrok.
- Hm... Chyba już późno. - sprytnie spróbowałam słowami odwrócić jego uwagę i jakoś wyswobodzić swoją dłoń.

Nie, żeby coś z jego dłonią było nie tak. Była ciepła, delikatna i ciałkiem przyjemna w dotyku. Ale mimo wszystkich swoich zalet spowodowała, że ciepło z niej promieniujące zaczęło falami rozlewać się po całym moim ciele, łącznie z policzkami, obdarzając je solidnymi rumieńcami. Żeby jeszcze to jakoś próbowało zelżeć w swojej uporczywości. Ale nieeeee, oczywiście jeśli chodzi o mnie, wszystko działało w zupełnie innym kierunku. Bo zamiast się przyzwyczajać, to ogólne zmieszanie tylko narastało, potęgując, mnożąc i nawet dodając inne objawy. I to właśnie ta moja reakcja tak mi się nie spodobała.

- Odprowadzę cię. - Harry zaszczycił mnie jednym ze swoich przyjaznych uśmiechów, jeszcze przez krótką chwilę więził moją dłoń w mocnym uścisku swojej.

Kolego, nie leć sobie w kulki, bo jestem gotowa zaraz dostać jakichś palpitacji serca, zawału, niedotlenienia mózgu, albo co najmniej zemdleć na miejscu.!

Przypominając sobie jednak ostatni raz kiedy to zemdlałam w jego towarzystwie, zrezygnowałam z tego jakże absurdalnego pomysłu. Nie chciałam, by znowu mnie nosił na rękach, czy coś... Dlatego postawiłam na normalne, werbalne próby wyswobodzenia się z uciążliwej sytuacji.

- Ekhm... ooo-okej. - mruknęłam cicho, naprawdę ledwo dosłyszalnie. Moje "słowa" dodatkowo wytłumił kołnierz bluzy, w który schowałam swój podbródek. Ale wydaje mi się, że do Harry'ego wszystko dotarło.

Uszczęśliwiona tym faktem, poczułam się zachęcona do dalszego działania. Delikatnie przyciągnęłam rękę do siebie, na tyle na ile było to możliwe ze względu na jego zachłanny uścisk. Który niejako zelżał po moim geście. A po chwili udało mi się. Uśmiechnęłam się z nieukrywanym tryumfem, kiedy mogłam włożyć swoją dłoń do kieszeni bluzy i móc nacieszyć się jej swobodnością.

I uśmiechając się do siebie, ruszyłam w kierunku mojego domu, w towarzystwie Harry'ego.
...

- Wiesz, masz dziwne oczy. - wypalił zupełnie niespodziewanie, w dodatku tak trochę bez sensu. Bo nijak nie mogłam tego dopasować do żadnego tematu, który dzisiaj omówiliśmy, a już tym bardziej do sytuacji jaka otulała nas jeszcze przed kilkoma minutami. A w ogóle to co to był za komplement.?
- Słucham.?
- Zmieniają kolor. - wyjaśnił, uśmiechając się szeroko. - Przy pierwszym spotkaniu były zielone. Wtedy na ulicy, wydawały się być szare, w szkole były granatowe, w supermarkecie jasne niebieskie... A teraz... znów są zielone. Od czego to zależy.?

Chciałam sypnąć sarkazmem, jakąś zaczepną gadką w stylu "rzadko mi się zdarza patrzeć we własne oczy". Ale gdy otworzyłam usta, by coś takiego z siebie wydusić, powstrzymał mnie dziwny ścisk w klatce piersiowej. Cóż, ja to ja. Nigdy nie będę błyskotliwie prowadzić zaczepnej rozmowy, po prostu w życiu się na to nie zbiorę. Dlatego w odpowiedzi rzuciłam jedynie krótkie:
- Nie mam pojęcia.
- Może to jakiś nietypowy wskaźnik nastroju.? - chłopak zmarszczył brwi, najwyraźniej poważniej zastanawiając się nad tym jakże banalnym tematem. Jego pełna zadumy mina sprawiła, że nawet byłam zdolna uśmiechnąć się pod nosem. Owszem, do chodnika, w który to nieustannie wpatrywałam się z pikielną namiętnością. Ale zawsze. I przynajmniej wysiliłam się na coś w kształcie dłuższej i poniekąd sensownej wypowiedzi.
- Nie wiem. Nikt nigdy nie zwrócił na to uwagi. Zawsze myślałam, że mam zielone oczy, ale teraz... - zawahałam się, kątem oka zerkając na chłopaka, który przypatrywał mi się z uwagą,  dosłownie chłonąc każde oddzielne słowo wychodzące z moich ust. Uśmiechał się przy tym delikatnie, z niejaką dumą. Ale mimo wszystko nadal nie stracił zamyślonej miny, przez co mogłam niezrażona kontynuować ten mój najdłuższy ciąg słów, jaki do tej pory wymówiłam w jego obecności. - Chyba będę musiała to sprawdzić.
- Mogę ci pomóc. - chłopak zaoferował się niemalże natychmiast, próbując zachęcić mnie do przyjęcia tej jakże nietypowej propozycji poprzez szeroki uśmiech, jaki zagościł na jego twarzy. - Lubię patrzeć ci w oczy, więc może to się na coś przydać.

ŻE JAK.?!

Zachłysnęłam się własną śliną, krztusząc się w sobie. Nie chciałam, by widział, że jego zdanie, tak banalne w swoim sensie, wywołało we mnie aż taką reakcję. Bo właściwie to był miły komplement, a ja... A ja z trudem powstrzymywałam łzawienie spowodowane nagłym zatrzymaniem oddechu.

Odchrząknęłam znacząco, próbując jakimś cudem powrócić do normalnego stanu. Żeby jakoś się ogarnąć, zamrugałam jeszcze kilkakrotnie powiekami. I przekornie odwróciłam wzrok, by... by przestało mu się podobać to nagłe hobby, które sobie wynalazł w związku z moimi oczami.

- Gotowa.? - spytał po chwili, ignorując moje dziwne zachowanie. I uśmiechnął się. Tak zwyczajnie. Po prostu podniósł kąciki warg do góry, rozchylając przy tym swoje usta, co poskutkowało zabłyśnięciem jego śnieżnobiałych ząbków. Ten uśmiech był na tyle pocieszny, że nie mogłam się zmieszać. Co więcej, tylko mnie rozbawił. I niejako rozluźnił w rozmowie.
- Hm... No dobra. - zaśmiałam się tylko. Zwłaszcza, że już po chwili Harry w jednej sekundzie wyzbył się swojego wiecznie radosnego stylu, przybierając poważną, być może nawet i surową minę. A i ton postanowił niejako zmienić. Na taki profesjonalny, chłodny, zasadniczy i bardzo dosadny.
- To jak się teraz czujesz.? - spojrzał na mnie z taką uwagą, że... najpierw mnie to rozbawiło. Ale gdy przyszło co do czego, dorównać mu tempem żartów nie mogłam. Znowu pojawiło się to moje głupie chrząknięcie na początku.
- Ekhm... No nie wiem... Może.. Jest mi wesoło.?

Chłopak zrobił kilka większych kroków, wyprzedzając mnie nieznacznie. Odwrócił się przodem do mnie, poczynając iść tyłem. Chciałam zaprotestować, żeby się nie wygłupiał, no ale... wiadomo. Wymusiłam jedynie słaby uśmiech, starając się jakoś oględnie przetrzymać fakt, że wgapiał się właśnie w moją twarz.

- Okej. - w zabawny sposób ściągnął brwi, przybierając minę... taką specjalistycznie lekarską. Która tylko i wyłącznie spowodowała dziwaczny fakt, że nie mogłam przestać się uśmiechać. Cóż, wyglądał całkiem zabawnie. - Więc wiemy już, że gdy jesteś szczęśliwa oczy masz zielone. - zamyślił się mocniej, dla dodania sobie efektu, mrużąc oczy. - Nie, bardziej żółto-zielone. - zaprzestał tego doktorskiego spojrzenia, nagle rozjaśniając swoje oblicze szerokim uśmiechem. Zakończył też to takie punktowe wgapianie się prosto w moje oczy, teraz ogarniając wzrokiem całą moją twarz. - To teraz się rozzłość.
- Słucham.? - zamrugałam kilka razy powiekami, nie do końca rozumiejąc tok, w którym potoczył się ten żart.
- Albo rozpłacz, wszystko jedno. - wzruszył ramionami, jakby naprawdę było mu wszystko jedno. Po chwili jednak obdarzył mnie szerokim, zachęcającym uśmiechem. - Chcę zobaczyć jak to się zmienia.
- Yyyym, nie. - pokręciłam głową, z zaciętą miną. - Nie będę płakać na środku ulicy. - zaznaczyłam dosadnie, chociaż nie mam pojęcia skąd się nagle wzięła u mnie taka determinacja. Ale czy mogłam narzekać...? No właśnie. Pozostało mi tylko i wyłącznie z tego korzystać. - Mowy nawet nie ma.
- O, oczy już ci ciemnieją. - Harry klasnął w dłonie i chyba nawet podskoczył, zupełnie jak mały chłopczyk na widok nowej zabawki. Zmarszczyłam brwi, zdezorientowanie przykrywając skromnym, zdystansowanym uśmiechem, patrząc na jego dziwaczną reakcję. Chłopak natychmiast się uspokoił, przybierając niewinną minkę. - Moja teoria się sprawdza. - uśmiechnął się, tym razem jednak bardziej do siebie. W dodatku z tak wielką dumą, że znowu mnie tym rozbawił. - Pozłość się jeszcze trochę.

I tym razem zaśmiałam się w głos.
- Przykro mi, nie ma kiedy. - dłonią wskazałam na tak dobrze znany mi budynek, który nie wiadomo skąd nagle pojawił się w moim odbiorze krajobrazu. A mówiąc oględnie, dotarliśmy pod mój dom, zatrzymując się tuż przy furtce zachęcającej do wejścia na posiadłość.

Harry w odpowiedzi posłał mi jedynie jeden ze swoich pół-uśmiechów, najwyraźniej postanawiając zakończyć temat. I tym samym swoboda, która jeszcze przed chwilą utrzymywała mój rozum w stanie jako-takiej używalności jakoś się nagle ulotniła. Poczułam, że znowu jestem w stanie patrzeć jedynie na swoje stopy, schować dłonie w kieszeniach bluzy, twarz zasłaniając kotarą z włosów. Pozostało jedynie otulające nas skrępowanie. I cisza.

- To ten... - próbowałam ją jakoś przerwać, bezwiednie sięgając dłonią do słupka płotu i zaplatając na nim palce. Tym samym zajęłam czymś myśli, postanawiając już nie kontynuować tematu. Tym bardziej, że on również go nie podchwycił...

Gdy po chwili zdobyłam się na to, by na niego spojrzeć, dostrzegłam, że przypatruje mi się z właściwie nieodgadnionym dla mnie wyrazem twarzy. Coś pomiędzy uwagą, radością i hm... czułością.? Nie, coś musiało mi się pokręcić.

Delikatnie potrząsnęłam głową, próbując wyrzucić z niej swoje idiotyczne myśli. Poczułam, że moje policzki znowu zaczynając płonąć żywym, dorodnym rumieńcem. Zwłaszcza, że nadal nie opuściłam wzroku, a Harry najwyraźniej zauważył, że się w niego zwyczajnie wgapiam. Ale mimo wszystko uśmiechnął się sympatycznie, postanawiając jednak przerwać to ogarniające nas milczenie.

- Właściwie powinienem ci o tym powiedzieć na początku... - niespodziewanie urwał swoją wypowiedź. Fakt, że mówił to tak poważnym tonem, w dodatku z tak zatrwożoną miną spowodował, że się przeraziłam. Naprawdę ogromnie się przeraziłam.
- Hmm.? - było mnie stać jedynie na to krótkie jęknięcie. Nie chciałam się bowiem skompromitować drżącym głosem, czy chociażby jąkaniem. A wiedziałam, że mogłoby mnie to czekać, gdy tylko otworzę usta w jakimś poważniejszym zamiarze powiedzenia czegoś. Nietrudno było to wywnioskować, biorąc pod uwagę fakt, że nagle w gardle stanęła mi jakaś dziwaczna gula, a przestraszone serce zakołatało znacząco. Bo co on miałby mi takiego ważnego do powiedzenia.?
- Wiesz, pizza była smaczna, ale ja na pierwszej randce smakuję zazwyczaj w innych rzeczach...

Zmarszczyłam brwi, próbując jakoś odnaleźć się w jego pokręconym toku myślenia. Bo czemu niby miałby mi mówić na początku randki, że wcale nie miał ochotę na tą pizzę.? Skoro nie gustuje w takim pożywieniu, mógł sobie zamówić coś innego, albo...

Albo wcale nie chodziło mu o jedzenie, co wywnioskowałam z tej jednej sekundy, kiedy to spostrzegłam, że Harry zrobił solidny krok w moją stronę. Całkiem solidny krok. Niby jeden krok, a dystans, jaki nas dzielił nagle jakby zupełnie znikł. On, ja i tylko kilka centymetrów sześciennych powietrza pomiędzy nami.

Cholera, KILKA CENTYMETRÓW SZEŚCIENNYCH.!
O matko, o matko, o matko, o matko.!
ON stał naprzeciwko mnie. ON NAPRAWDĘ STAŁ NAPRZECIWKO MNIE.! I cholera, naprawdę wcale nie myślał w tej chwili o jedzeniu.!

W jednym momencie dziwny dreszcz przeszedł całe moje ciało, wywołując ogóle ochłodzenie organizmu. Czułam, że pomimo ciepłej bluzy moja skóra pokrywa się gęsią skórką, wprawiając włoski na szyi w jakieś dziwne odrętwienie. Przez moją głowę zaczęło przemykać tysiące myśli, kompletnie bez ładu i składu. Niektóre w ogóle nie były związane z sytuacją, no ale... cholera, zaczęłam panikować.! Czy można było oczekiwać ode mnie racjonalnego myślenia w takiej sytuacji.?! Okej, próbowałam jakoś umieścić się w zaistniałych okolicznościach, ale nijak nie potrafiłam. No bo niby jak, gdzie i kiedy.?! To było... Nie, to nie było. To zdecydowanie nie było na moją biedną głowę.! Bo co on sobie cholera wyobrażał.? Że tak po prostu, już na pierwszej randce...?

O matko.!

Z nieukrywaną paniką opuściłam wzrok. Ale wcale nie pomógł mi widok klatki piersiowej Stylesa, miarowo unoszącej się i opadającej od jego płytkiego oddechu, który jeszcze dodatkowo zatrzymywał się gdzieś w górnych okolicach mojego czoła. Dlatego wysiliłam się, by podnieść delikatnie głowę. I spod sieci rzęs niejako znaleźć neutralną lokalizację dla mojego spanikowanego wzroku. Przebiegłam spojrzeniem przez jego loczki, subtelnie poruszane przez wiatr, gładkie czoło, na które srebrną łuną spływało światło księżyca, nos, udekorowany tym samym ozdobieniem, nawet usta, które niejako wyginały się w coś na kształt uśmiechu. Ale niestety... zahaczyłam po drodze o jego oczy, co spowodowało, że mój ruch nie okazał się do końca dobrym pomysłem... Ta, umówmy się, niesamowita zieleń, błyszcząca zadziornie, zdecydowanie nie pomagała mi w uspokojeniu się, czy chociażby znalezieniu odpowiedzi na te tysiące nurtujących mnie pytań, które nawiedziły mnie dosłownie w jednej sekundzie.

No bo co to miało do cholery być.? No co.? Jakieś akcje, typu romans.? Co mnie obchodziło to, że... no, o ile dobrze zrozumiałam, zawsze na pierwszej randce już się całuje.? No cholera nic mnie to nie obchodziło.! W nosie miałam takie przedsięwzięcia, zwłaszcza, że ja... parafrazując do jego słów, w takich rzeczach nigdy nie smakowałam. I co, to miało się zmienić.? Tak po prostu, w jednej sekundzie.? Bo on posiada jakieś kompletnie idiotyczne zasady.?

Chciałam coś powiedzieć, zaprotestować w jakikolwiek sposób. Ale patrząc w tą zieleń otaczającą rozszerzone źrenice, po prostu nie mogłam się na nic zdobyć. Absolutnie żaden gest, ruch, słowo, czy chociażby otworzenie ust. Nic. Po prostu stałam tam, nie wykazując absolutnie żadnych oznak rozumowania. Patrzyłam na niego spod grzywki, bez wątpienia przybierając jakiś kretyński wyraz twarzy.

Oddychałam płytko, niespokojnie, ale podobnym rytmem do mojego pulsu. Czułam ogarniające zaniepokojenie, być może nawet i przerażenie. Głośno przełknęłam ślinę, dokładnie wiedząc czego mam się za chwilę spodziewać. Jego zadziorny uśmiech oraz błysk w oku mówiły same za siebie. W dodatku, nie bez przyczyny błądził wzrokiem po mojej twarzy, wymownie zatrzymując spojrzenie na ustach.

Krew dosłownie zaszumiała mi w uszach. Ale mimo tego słyszałam wszystko. Cykanie świerszczy, błąkających się gdzieś po roślinności ogrodowej, jakieś inne, niezidentyfikowane szumy gdzieś w oddali, nasze splatające się oddechy, nierówne, urywane, płytkie. I to głośne, przyspieszone bicie serca, które donośnie rozbrzmiewało z okolic mojej klatki piersiowej.

Nie wiem czy Harry je zignorował, czy po prostu nie zauważył, w każdym bądź razie nie dostrzegłam w jego wyrazie twarzy żadnych oznak drwiny. Co więcej, nadal uśmiechał się subtelnie, próbując mnie w ten sposób uspokoić. Cóż, nie jego wina, że u mnie działało to w kompletnie inną stronę, powodując jedynie większe roztargnienie.

Nie mam pojęcia ile staliśmy tak po prostu naprzeciwko siebie, jedynie patrząc na swoje osoby. Naprawdę nie potrafię tego określić. Jakoś tak przez to wszystko wsiąknęłam w chwilę, zapominając o całej reszcie świata. Oprzytomniałam dopiero wtedy, kiedy Harry powoli uniósł prawą dłoń, zatrzymując ją tuż przy linii moich włosów. Z niezidentyfikowanym uśmiechem pochylił się ku mnie, oczywiście na tyle na ile było to możliwe ze względu na niewielką różnicę wzrostu. Jego widok niejako mi się rozmazał, ale dostrzegłam, że pogłębił zadziorny uśmiech, muskając przy tym opuszkami palców skórę na moim czole.

Zadrżałam. Cholera, znowu zadrżałam. Tym razem poważniej, jakoś bardziej znacząco. Jeden szybki, nieprzerwany dreszcz, który wstrząsnął moim ciałem. I który spotęgował się znacznie, kiedy Harry przesunął dłonią wzdłuż moich włosów, zakładając je za ucho.

Zamrugałam kilkakrotnie, próbując jakoś otrząsnąć się z tego wszystkiego. Ale nijak nie mogłam. On był tak blisko, no cholera TAK BLISKO.! I w dodatku tak perfidnie wykorzystywał moje odrętwienie do swych niecnych celów. Tak, przejrzałam go. Tym delikatnym dotykiem chciał mnie po prostu tylko ogłupić... Zwłaszcza, że potem chwilę później zsunął rękę w dół, przez całą długość mojego zaczerwienionego policzka. Ostatecznie dłoń zatrzymał na mojej szyi, drażniąc jej skórę delikatnym dotykiem.

Tym samym wymusił podświadomie rozchylenie moich warg, zaakcentowane jakimś dziwnym, cichym westchnieniem. Przymknęłam powieki czekając aż nasze usta w końcu się zetkną. Było już blisko. Naprawdę, naprawdę blisko. Nasze oddechy już zdążyły się połączyć, tworząc jedną, idealnie współgrającą całość. Taką, jaką miały zaraz stworzyć nasze połączone pocałunkiem usta. I gdy już prawie, prawie się złączyły...

- ...hy...

I w jednym momencie romantyczny nastrój szlag trafił.

Harry tylko zmarszczył brwi, odsuwając się o znaczną ilość centymetrów. Oddalił się na tyle, że jego twarz już mi się nie rozmywała. I mogłam spokojnie obejrzeć jego zdziwioną, może troche zdezorientowaną minę. Którą po chwili zaakcentował podniesieniem prawej brwi do góry.

- Przepra...hy...aaaszam - przytknęłam dłoń do ust, by zatuszować jakoś wydobywające się nie z mojej winy dźwięki. Jednocześnie wykonałam kilka kroków w tył, praktycznie z tego samego powodu. - Czkaa...hhy...aawka.

Harry spojrzał na mnie, jakby nie ogarniając sytuacji. Jego brew podnosząca się coraz to wyżej, wyrażała kompletne zdumienie. A potem nagle donośnie się roześmiał.

- No proszę cię... - zaapelował po chwili, jeszcze z nutą rozbawienia w głosie. Prychnął ze zrezygnowania i z braku większego pomysłu poprawił opadające mu na czoło pukle lokowatych włosów. Po chwili popatrzył na mnie błagalnie zza sieci swoich ciemnych rzęs, zupełnie jakby chciał usłyszeć, że to tylko żart.

Ale co ja mogłam w tej chwili na to poradzić.? Jedyne co mogłam zrobić, to próbować jakoś się bronić...
- To nie moja...hy... - znowu urwałam swoją wypowiedź przez czknięcie. I z zażenowania przyłożyłam i drugą dłoń do ust, powodując, że ostatnie słowo z mojej wypowiedzi rozniosło się po okolicy niewyraźnym bełkotem. - wina.
- Jesteś niemożliwa. - pokręcił głową, mimo wszystko nie mogąc przestać się uśmiechać. - To i tak twój rekord. Prawie cała... cała randka wyglądała w miarę normalnie.

W odpowiedzi uniosłam tylko kciuk do góry, nie chcąc już nic mówić. Po pierwsze: nie chciałam kompromitować się dalszymi rozbrzmiewającymi po okolicy... dźwiękami. A po drugie, nie wiedziałam kompletnie co mogłabym odpowiedzieć. Fakt, że Harry znowu nazwał nasze spotkanie randką, niejako mnie zmieszał. I spowodował wyraźne braki w logicznym rozumowaniu. Dlatego pomyślałam sobie, że najwyższy czas było już zakończyć to jakże urocze spotkanie.

- To ja ten... - czknęłam, lecz tym razem już bardziej do siebie. Znowu zatkałam usta dłonią, drugą zamaszystym ruchem wskazując wymownie na swój dom.
- Jasne. - pokiwał głową, rozumiejąc moją niewerbalną wypowiedź. Cóż, trudno byłoby nie zrozumieć, zważając na to, że praktycznie napierałam wszystkimi myślami na budynek, niemalże błagając, by jakimś cudem mnie pochłonął. Cóż, jednak nie ze mną siły nadprzyrodzone. Nie działo się nic. Sama więc musiałam się pofatygować do wejścia. Niestety, nie mogłam nic zrobić dopóki Harry sterczał tuż przede mną, nie mogąc powstrzymać się od tego swojego przeklętego uśmiechu. - Napij się wody, czy coś. Nie wiem co pomaga na czkawkę.
- Mhm. - skinęłam jedynie głową, puszczając mimo uszu te jego rady. Bo głowę zaprzątniętą miałam jedynie wyklinaniem jego uporu w nieustępliwym trwaniu przy mnie w tym momencie. Ale umówmy się, nawet gdybym nie miała tej przeklętej czkawki i tak nie zrobiłabym nic, co mogłoby natchnąć go do odejścia.

Całe szczęście okazał się inteligentniejszym facetem niż sądziłam. Bowiem po chwili przestanął z nogi na nogę, ewidentnie szykując się do odejścia. Niestety, etyka kazała mu się najpierw pożegnać... Toteż nim się spostrzegłam, znów znalazł się centralnie naprzeciwko mnie, na tyle blisko, że zaszczycił moją skórę delikatnymi muśnięciami jego oddechu.
- To... do zobaczenia następnym razem. - nachylił się ku mnie, lecz tym razem ograniczył się jedynie do całusa w policzek. Ale... Coś mi się w tym wszystkim nie zgadzało. Bo może się nie znam, ale... trwało to trochę dłużej niż taki przelotny buziak. A może to mi się świat na trochę zatrzymał.? W każdym bądź razie wystarczyło, bym mogła zapoznać się z zapachem jego włosów.

Jabłka. Jego włosy miały jabłkową woń.

W zasadzie było to nawet zabawne, bowiem sama używałam jabłkowego szamponu. Niby ten sam zapach, a jednak aromat, który rozsyłały jego włosy, był inny. Jak najbardziej charakterystyczny dla niego. Pomieszany z naturalnym zapachem jego ciała oraz specyficzną wonią jego perfum. Efekt był... był taki Stylesowy. I spowodował delikatne zawroty głowy oraz palpitacje wycieńczonego już serducha.

Całe szczęście odsunął się w porę, nim zdążyłam zemdleć z powodu jego kunsztownego aromatu. Z ulgą zaciągnęłam się neutralnym, ożywczym zapachem czystego powietrza, starając się powrócić do normalności. Niestety, jego uśmiech, a tym samym i dołki w policzkach nijak mi na to nie pozwalały. Mogłam się skupić jedynie na ich uroczym wyglądzie i...

Cóż, ale przynajmniej czkawka mi przeszła, prawda.?

- Jutro zadzwonię. - Harry odezwał się po chwili
- Ja nie wiem czy...hyyy. - no tak, ta wredota po prostu na chwilę wstąpiła w stan hibernacji, pozwalając myśleć, że już się od niej uwolniłam. To dlatego czknięcie zabrzmiało niespodziewanie i spowodowało, że zupełnie niespodziewanie przytknęłam dłoń do ust. Tym razem już nawet nie miałam siły odpowiadać...
- Po prostu odbierz. - dorzucił od siebie, starając się jakoś uzupełnić moją wypowiedź. Zaskoczona jego... cóż, właściwie bezczelnością, jedynie kiwnęłam głową. Po czym musiałam ją opuścić, gdyż moje policzki zostały zaszczycone kolejnymi odwiedzinami głębokich rumieńców spowodowanymi zadziornym uśmiechem Stylesa.

Na szczęście nie pozwolił mi na dłuższe wpatrywanie się w jego rozbrajający uśmiech, bowiem już po chwili wyminął mnie (pominę fakt, że trącił mnie przy tym ramieniem), po czym ruszył w kierunku swojego domu. Przynajmniej tak mi się wydawało. Bo w sumie dokąd miał iść o tej porze w sobotni wieczór.? No chyba, że miał jakąś drugą, tym razem późniejszą randkę...

Potrząsnęłam głową, próbując wyrzucić z niej te głupie myśli. Ignorując też fakt jakiegoś dziwnego, niezidentyfikowanego uczucia, które mną ogarnęło na myśl, że mógł iść na jakąś inną randkę, odwróciłam się za nim. Niestety, a może i stety, nigdzie go już nie było. Najwyraźniej zniknął za jakimś zakrętem, który miał doprowadzić go do jego domu. Tak, prosto do domu.

Postanowiłam wziąć z niego przykład, więc odwróciłam się przodem do furtki. Naparłam na nią z całkiem solidną siłą i po chwili już stałam przed frontowymi drzwiami domu mojego taty. Niepewnie rozejrzałam się wokół, po czym delikatnie nacisnęłam klamkę i powoli otworzyłam drzwi. Uchyliły się z cichym, aczkolwiek przeciągłym skrzypnięciem. Skrzywiłam się, natychmiast wchodząc do domu i już nie tak powoli zamykając drzwi. Stanęłam nieruchomo w pogrążonym w mroku korytarzu, praktycznie wstrzymując oddech i nasłuchując... Nie wiem, odgłosu kroków.? Cóż, najprawdopodobniej właśnie tego, bowiem gdzieś tam w odmętach mojego mózgu kiełkowała mi się myśl, że w zasadzie nie chciałabym się teraz na nikogo natknąć. Dlatego, gdy do moich uszu dotarła jedynie cisza i żadnych oznak czyjejkolwiek obecności, odetchnęłam z nieukrywaną ulgą. Co więcej, uśmiechnęłam się do siebie, wspominając przedchwilowe pożegnanie.

Nie bacząc już na żadne obiekcje, oparłam się plecami o drzwi i powoli osunęłam się po nich, bezgłośnie siadając na podłodze.

Bo właściwie to było miłe. Kawiarnia, spacer, pożegnanie... Tak, pożegnanie zwłaszcza. Taki pocałunek, chociaż nie doszedł nawet do skutku nagle zaczął być bardzo miłą perspektywą. Bo cóż mógł oznaczać.? Taką sympatię, której nie mogłam już dłużej przed sobą ukrywać. Musiałam się w końcu do tego otwarcie przyznać.

Trudno, podobał mi się. Harry Styles bardzo mi się podobał i cholernie na mnie oddziałowywał. Właściwie wszystko to przez ten zakręcony wieczór więc...

Czknęłam głośno.

Przytnęłam dłoń do ust, z obawą wpatrując się w jakiś punkt przed siebie. I nie czekając na to, aż kogokolwiek mogłabym tu ściągnąć, zerwałam się z podłogi, wbiegając po dwa stopnie po schodach prosto do swojego pokoju.

***
 Proszę Was, doceńcie fakt, że już niczego nie podzieliłam.A naprawdę miałam ochotę. Bo oczywiście wszystko zaczęło mi się rozciągać i rozciągać. Ale powiedziałam sobie stanowcze NIE.!, zacisnęłam zęby i dokończyłam część czwartą w jednym kawałku :). Dlatego też wyszło to tak cholendernie długie. Jak do tej pory - chyba najdłuższy rozdział jaki kiedykolwiek udało mi się stworzyć. Nie wiem jednak czy to dobrze, bo kogoś może nużyć takie długaśne czytanie. Ale to Wam pozostawię to do oceny ;)

Mam tylko nadzieję, że nikogo nie zawiodłam tą częścią. Bo kazałam Wam tyle na nią czekać, a... no, nie jest do końca taka, jak sobie założyłam. Nie ukrywam, że troszeczkę się nad nią pomęczyłam, zwłaszcza nad tymi wszystkimi opisami. W zasadzie nie uważam, żeby były jakieś szalenie spójnie, czy powalające, no ale... Ileż można czekać na ten pierwszy pocałunek, nie.? ;). Toteż tchniona impulsem, dodaję wszystko już dzisiaj. I tak nie napiszę tego lepiej, więc... Więc po co mam się dłużej męczyć, skoro czeka mnie jeszcze tyyyyyyle rozdziałów do napisania ;).

Ale na razie pozostańmy na tym, który pochłonął mi aż cztery części, czyli na tej jakże pechowej trzynastce, która zawiera obiecującą treść dotyczącą pierwszej randki. Powtórzę się mówiąc, że mam nadzieję, że nikogo nie zawiodłam tą treścią. Ogólnie rzecz ujmując, czekam Waszych szczerych opinii dotyczących tego wszystkiego. Bo szczerze mówiąc, mnie zaczyna być już powoli żal Harry'ego. No kurczę... chłopak tak się stara, zabiega, nie ustępuje... A gdy w końcu mu się udaje, mało co nie zostaje przejechany przez samochód i nawet nie dostaje wynagrodzenia w postaci małego buziaka. Zastanawiam się, czy pokołować go jeszcze trochę, czy po prostu zacząć już powoli odmieniać jego los... Jak myślicie.? :)

Okej to swoją drogą... A inną byłoby to, że oczywiście dziękuję za miły odzew względem zmiany imienia. Naprawdę nie spodziewałam się, że przyjmiecie to tak delikatnie i bez większych obiekcji. Dziękuję Wam za to ogromnie ;* Jak i za te wszystkie komentarze, które rosną w liczbę z każdym kolejnym postem. Naprawdę nie wyobrażacie sobie jak to miło czytać, że moja praca może się komuś podobać :). To po prostu... dodaje skrzydeł (hahahahahahaha Red Bull ;p), no i oczywiście natchnienia. Gdyby nie to, pewnie już dawno zaprzestałabym cokolwiek dodawać. Ale skoro wiem, że ktoś chce wracać do tej chaotycznej treści moich głupiutkich pomysłów... Jakoś samo się tworzy ;).

Także dziękuję ogromnie jeszcze raz za wszystkie komentarze i wejścia. Kocham Was ;*

Komentarze (30):

2/11/12 20:17 , Blogger Unknown pisze...

Dziewczyno świetnaście piszesz... Więc tak.. Mhhh rozdział jest długi, i bardzo dobrze, więc postaram się żeby komentarz był długi, ale nie wiem czy wyjdzie. Na początek: kochana, to jest twój blog i możesz nazywać główną bohaterkę jak chcesz, my to zawsze miło przymniemy, ja na pewno:) Kocham twojego bloga, jest cudny! Co do rozdziału to jest boski, jedną randkę podzieliłaś aż na cztery, dość długie części. Jestem pod wrażeniem, że dałaś radę:) Ja bym się chyba tylko w jednej części zmieściła. Zazdroszczę Ci tego, że umiesz to wszystko tak ładnie rozpisywać, masz talent, tego nie da się ukryć :) Co do opisu rozdziału: bardzo, ale to bardzo bardzo mi się podobał. Ta randka.. I do tego jeszcze ojciec Harrego, biedny Hazza :( Jego własny ojciec nie wie do jakiej klasy chodzi o to tego myli go z Gemmą :( Najlepsze było to, że Louise ( dobrze napisałam?) dostała czkawki i odzywka Harrego :) Ale tak naprawdę, miał rację. Randka poszła dość spokojnie bez wybryków głównej bohaterki :) Nie ma to jak trzynastki ;p
Czekam na następny, jak zawsze :) Teraz będzie czternastka... Też podzielisz ją na części? Bo mi się podoba... No więc
Pozdrawiam!!!!
I z niecierpliwością wyczekuję nowego rozdziału!

http://one-direction-opowiadanie-i-inne.blog.pl/

http://one-1d-magic-hogwart.blog.pl/

 
2/11/12 20:36 , Blogger Coffies A. pisze...

Ty mi odpowiedz kiedy będze nastepny rozdział . A i oczywiście świetny blogggg !!! czekam na kolejny rozdziały . A i tak pozatym nie pisz tych rozdziałów 1 raz w tygodniu. No weż wiesz jak mnie tym męczysz. Prosze przynajmniej 3 razy w tygodniu.Oczywiście jeżeli masz czas.Ja cię do niczego nie będe zmuszać .A i ta super kochana CZKAWKA ! CZEEEEKKKKAAAMMM NAAAA KOLLLEJNNY ROOZZZDZIAAAŁŁŁŁ KTTÓÓÓRRRYYYY WKLEPPPPIIIIEEEE MNIEEE W KRZZZESŁŁŁO!!!!

 
2/11/12 21:20 , Blogger MPayne:) pisze...

Ja niestety nie umiem pisać taaaak dluuugich komentarzy jak Ty, więc napisze tak się: pomysł na przerwanie pierwszego pocałunku po prostu pierwsza klasa:-) widzę że nasza bohaterka w końcu dopuściła do siebie myśl, że Styles się jej podoba, cieszy mnie to bardzo. Czekam z niecierpliwością na kolejne spotkanie tej cudownej parki :-) pozdrawiam M.Payne:-)

 
2/11/12 23:14 , Blogger .Ziall.Halik. pisze...

A jednak pierwszy pocałunek a nie pierwsza z wielu szalonych nocy:)Nie liczyłam na to że się pocałują bo oczywiście jak zawsze jakaś gaduła mi musi zepsuć element zaskoczenia i musi mi wypaplać co będzie dalej:)Ale dziękuje ci za to bo wiem co będzie się działo w następnych rozdziałach a muszę przyznać że będzie się działo i to dużo:)Tak jak już wcześniej mówiłam mogłam sobie przecież pomyśleć że napiszesz że wpadną do jakiegoś monopolowego i się upiją i na spontanie pójdą do łóżka:)Wiesz jaka jest przecież moją interpretacja tego opowiadania i no co najbardziej czekam:)Nie no żartuję tylko. Czepiłam się tych szalonych nocy jakby to było w tym najważniejsze. Najważniejsza jest historia ich miłości która się właśnie zaczyna. Mają dobre zdrowe tempo oby tak dalej:)Więc cierpliwie czekam na jej rozwój bo jest strasznie ciekawa i interesująca:)A to tak naprawdę dopiero początek.
Rozdział świetny i bardzo mi się podoba jak opisałaś ich pierwszą randkę. Jak czytałam o tym jak rozmawiali o rozwodach to mi się smutno zrobiło i jeszcze jak czytałam to przypadkowe spotkanie jego ojca. Smutne to było jak nawet nie wiedział do jakiej szkoły chodzi jego. Zrobiło mi się go żal.
Oczywiście czekam na następny rozdział mojego ulubionego opowiadani:)Ciekawe jak będzie wyglądała ich rozmowa przez telefon. Zastanawia mnie to.
Już widać że główna bohaterka Louise(której imię zmieniłaś w tym rozdziale i powiem ci ,że to w ogóle mi nie przeszkadza) zaczyna się zmieniać i już nawet w miarę normalnie rozmawiają. Jest jeszcze nieśmiała ale to jej urok i tak ma być:)
Życzę weny w pisaniu i wymyślaniu nowych pomysłów:)Mam nadzieję, że nie będziesz nam kazała długo na niego czekać:)
PS.7 KIERUNKÓW:)Uwielbiam ten twój styl pisania i dla mnie możesz się rozpisywać i rozpisywać ile chcesz bo mi się to tak fanie czyta:)
To jest mój najdłuższy komentarz w życiu:Miał być długi i chyba jest prawda??:)
Przynajmniej się starałam żeby był w miarę sensowny, ale wiesz, że ja komentarzy pisać nie umiem.

 
2/11/12 23:27 , Blogger Unknown pisze...

W końcu postanowiłam użyć laptopa do czegoś innego niż oglądanie w kółko Little Things. Widzisz jak się poświęcam? Ale spokojnie - piosenka leci w nowym oknie i zerkam co chwilę ;) Taka ze mnie spryciula ;) Dobra, kończę te samouwielbienie... Ale teledysk genialny. Zakochałam się w nich od nowa... Dobra, muszę się ogarnąć. Ale przyznasz, że genialny...

Może i rozdział długi, ale mi i tak zawsze mało. Jestem nienasycona jeśli idzie o coś tak dobrego. Pewnie będę się powtarzać, ale co mi tam. Przez tą piosenkę i tak bredzę ;) Ja po prostu KOCHAM tą dziewczynę wraz z całą jej nieśmiałością. Jest słodka, urocza, zabawna (choć Harry jeszcze musi poczekać, by się o tym przekonać) i troskliwa. I strasznie podoba mi się sposób w jaki opisałaś jej próby otwarcia się przed nim. I jak się tym męczyła, jej szczere komentarze (na razie tylko w myślach) i to jak powoli docierało do niej, że może jednak... Czytając scenę pożegnania prawie sama nastawiłam usta do pocałunku i po prostu rozwaliłaś mnie tą czkawką :D Wciąż się nie mogę przestać z tego śmiać. Genialny pomysł! Choć oczywiście żałuję, że Harry jakoś nie zdobył tego buziaka (bo w policzek?). No dobra w policzek też słodko... Chyba wyjdzie długi komentarz, ale jak wyrzucisz moje gadanie o niczym, to zostanie ci tylko, że rozdział jest genialny!!! A to najważniejsze :)
Mam ochotę błagać o następny (i to robię), bo już chcę wiedzieć co jej powie, gdy zadzwoni. Ja to MUSZĘ wiedzieć. Pozdrawiam cię i życzę weny, dużo weny... tak, byś nie mogła oderwać się od pisania :)

@KateStylees
http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/

 
3/11/12 13:40 , Blogger Unknown pisze...

Trafiłaś w imię, to Louise :). Cieszę się, że tak bardzo podobał Ci się opis pierwszej randki, bo naprawdę wiele czasu na to poświęciłam. Uwierz mi, napisałabyś coś takiego, każdego na to stać ;). Dziękuję za długi komentarz i za to, że w ogóle chciałaś poświęcić chwilę, by podzielić się ze mną swoją opinią :). Dziękuję ;*

 
3/11/12 13:42 , Blogger Unknown pisze...

Ja tak ja moja poprzedniczka zhadzam się, że chociaż rozdział długi to ja i tak zawsze jestem smutna jak go kończę:)
Naprawdę fajnie opisałaś tą sytuację jak próbowała się otworzyć przed harrym. jest tak... hmmm ma taki zajbisty charakter i dziewczyno podziwiam twoją wyobrażnie:)

 
3/11/12 13:42 , Blogger Unknown pisze...

Następny rozdział... Cóż, nieprędko. Chciałabym, naprawdę chciałabym częściej dodawać rozdziały, ale niestety nie mogę. Maturalna klasa i nauczyciele poszaleli. No i trzeba zacząć przygotowywać się do tego egzaminu dojrzałości... I tak w moim mniemaniu rozdziały dodaję często ;). Cieszę się, ogromnie się cieszę, że Ci się podobało. Pozdrawiam.! :*

 
3/11/12 13:44 , Blogger Unknown pisze...

Nie przyzwyczajaj się do takich komentarzy, bo to był tylko jednorazowy popis ;). Następnym razem będzie krócej... chyba ;). No w każdym bądź razie cieszę się, że ustrzeliłam w Twój gust i zaspokoiłam oczekiwania względem pocałunku... hm, albo czkawki, bo pocałunku przecież nie było ;). Spotkanie oczywiście odbędzie się, nie martw się. Harry tak łatwo nie odpuści.... No i dziękuję za komentarz ;*

 
3/11/12 13:46 , Blogger Unknown pisze...

Hahahahahahaha, Ty zboczeńcu jeden ;). Już by chciała szalone noce, już ;P. Wiesz, że będą, więc czekaj cierpliwie :). I nie, nie napadną na monopolowy, nie zrobią tego pod wpływem. Będzie NORMALNIE, oczywiście w osobliwości Louise ;).
I proszę mnie tu nie wyzywać od gaduł, bo ja tylko chcę się podzielić z kimś moimi pomysłami. Co ja poradzę, że zostałaś moim powiernikiem co do tajników tego opowiadania. Źle Ci jeszcze.? ;)

 
3/11/12 13:52 , Blogger Unknown pisze...

Ojeeeeeej, nawet jak się cieszę czytając Twoje komentarze. Uwielbiam, po prostu je uwielbiam :). Cieszę się widząc jak odbierasz główną bohaterkę, bo taką właśnie chciałam ją stworzyć. Czyli wychodzi na to, że się nie pomyliłam i wszystko wyszło tak jak zamierzałam ;).
A buziakiem dla Harry'ego się nie przejmuj. Dostanie jeszcze nie jeden, gwarantuję Ci to:). Aaaa, no i Ty się nie nastawiaj tak do pocałunku, bo ja się czuję zazdrosna. Pohamuj się kobieto trochę... ;).

Ale poważnie, dziękuję Ci ogromnie, że zaglądasz tu tak często i pozostawiasz ślad pod każdym rozdziałem. Kocham Cię za to ;*

 
3/11/12 13:56 , Blogger Unknown pisze...

Tak, Louise jest zajebistym człowiekiem, nie da się ukryć. W końcu to jakby moje dziecko... ;) Boże, co ja gadam... ;). Cieszę się, że nie znudziły Cię głupie przemyślenie Lou i jej próby przełamania nieśmiałości względem Harry'ego. Muszę wszystko zrobić powoli, by jej przemiana nie była zbyt nagła. Ale obiecuję, że w końcu się otworzy... :). A co do długości rozdziałów, to proszę się nie przyzwyczajać. To był taki jednorazowy wybryk. Drugiego tak długiego nie będzie ;)

No i oczywiście dziękuję za poświęcenie chwili na napisanie kilku miłych słów ;*

 
3/11/12 14:02 , Blogger Shadow pisze...

Szkoda, że skończyłaś bloga. Był genialny i mega czadowy.

{spam}
Zapraszam na 1 rozdział na blogu : http://meet-dreams.blogspot.com/ wcześniej był on zdany jako we-could-be-homeless, zapraszam do czytania i komentowania. Twój komentarz zależy od tego czy dalej mam prowadzić bloga .
oraz zapraszam na mój drugi bloga o One Direction : http://tell-me-what-you-feel.blogspot.com/

 
3/11/12 14:12 , Blogger Unknown pisze...

Nie skończyłam bloga, skończyłam rozdział trzynasty ;). Cieszę się, że uważasz go za genialny, ale poczekaj na inne rozdziały. Może zdanie Ci się zmieni ;) Pozdrawiam.! :*

 
3/11/12 17:12 , Blogger jOOls pisze...

Wydaje mi się że osoby powyżej już wymieniły ci wszystkie zalety twojego opowiadanie, nieprawdaż? No także ja chce tylko dodać, że mi jak najbardziej pasuje taki długi rozdział, ale wiem, że ty też masz swoje obowiązki itd. Życzę dużo weny i żebyś dalej pisała tak wspaniale jak to robisz teraz.

 
4/11/12 19:12 , Anonymous Anonimowy pisze...

Jeeej nareszcie:)Zakończyłaś ten rozdział:)
Kurcze całą tą część przeczytałam jednym tchem, z ogromnym zaciekawieniem coś się wydarzy, no bo przecież to Louise i nie myliłam się:P Musiała dostać czkawki:P Uwielbiam to Twoje opowiadanie i już nie mogę się doczekać następnego rozdziału:) I Louise zdobyła się na dłuższą wypowiedź:P
Hmmmm.... Moim zdaniem możesz już powoli się przymierzać do tego, aby los Harrego zaczął się odmieniać:) Ale decyzja należy do Ciebie:) I mam nadzieję, że szybko dodasz następny rozdział:) Strasznie mnie ciekawi, co będzie dalej z każdym następnym rozdziałem:P
P.S.- I już nie będę pisała, że świetnie piszesz, bo Ty doskonale znasz moją opinię na ten temat:) I.

 
5/11/12 13:54 , Blogger Unknown pisze...

Dziękuję za tak cudowne słowa. Owszem, mam trochę zajęć, ale jednak staram się jak mogę. I w każdej wolnej chwili próbuję coś napisać. Wiadomo, czasem nie ma natchnienia, czasami leń złapie... Ale myślę, że jak na moje predyspozycje i tak całkiem nieźle mi idzie. Pozdrawiam.! :)

 
5/11/12 13:58 , Blogger Unknown pisze...

Masz rację, doskonale znam Twoją opinię względem mojej "twórczości", ale nie będę jej komentować ;). Cieszę się, że trafiłam w Twój gust odnośnie pierwszej randki. Miała być typowa, a jednak trochę inna i myślę, że nawet mi wyszło. Obiecuję, że los Harry'ego zacznie się już odmieniać, może nawet w następnym odcinku ;). W każdym bądź razie będzie zdobywał zaufanie Louise poprzez strach... No, ale nie będę wszystkiego zdradzać ;). Także czekaj cierpliwie na ciąg dalszy.
Pozdrawiam.! ;*
PS: I już nie będę się czepiać, że piszesz krótkie komentarze ;)

 
6/11/12 23:31 , Anonymous Anonimowy pisze...

Jeeej... świetnie piszesz, a opowiadanie jest po prostu obłędne ! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ! :)

 
7/11/12 13:56 , Blogger Unknown pisze...

Obłędne... Hm, obłędu to ja dostałam. Na punkcie takich pięciu wariatów :). Ale dziękuję za miłe słowo :)

 
9/11/12 18:24 , Blogger Unknown pisze...

Bardzo podoba mi się Twój blog :) nominowałam Cię do Liebster Award!
szczegóły na moim blogu <3 zachęcam do przeczytania <3

 
9/11/12 19:03 , Blogger Coffies A. pisze...

proszę daj już dziś albo jutro rozdział :)

 
9/11/12 19:34 , Blogger Shadow pisze...

(spam)
http://tell-me-what-you-feel.blogspot.com/ - zapraszam na 15 rozdział :D Zapraszam do czytania i komentowania, Twoja opinia bardzo mnie motywuje do dalszej pracy, więc proszę skomentuj rozdział :) Pozdrawiam :*

 
9/11/12 20:27 , Blogger Coffies A. pisze...

Dawaj rozdział albo dostaniesz PATELNIĄ !

 
11/11/12 22:45 , Anonymous Anonimowy pisze...

kiedy kolejny rozdział ? Już nie mogę się doczekać, codziennie wchodzę i sprawdzam a tu nic : c

 
12/11/12 13:46 , Blogger Unknown pisze...

Proszę mi nie grozić ostrymi narzędziami :). Rozdział pojawi się pod koniec tygodnia, czekaj cierpliwie :)

 
12/11/12 13:48 , Blogger Unknown pisze...

I tak mi się właśnie statystyka nabija, a ja się głupia cieszę jeszcze, że tylu ludzi mnie czyta.. ;). Ale czekaj cierpliwie, pod koniec tygodnia powinnam się uporać ze wszystkim :)

 
13/11/12 15:10 , Blogger Unknown pisze...

Dziękuję za nominację :)

 
6/3/13 01:30 , Blogger pikseloza pisze...

no wreszcie koniec...
nie że nudne czy coś, ale no ile można? jakaś akcja?
no właśnie zdałam sobie sprawę, że moje komentarze jeszcze nic nie wnoszą, bo jestem jakieś kilka miesięcy do tyłu...
ale dorobiłaś się stałej fanki ;-)

 
7/5/13 21:18 , Anonymous Anonimowy pisze...

No wow.. teraz przez całą noc będę się szczerzyła do poduszki. Ta cała akcja z pocałunkiem przyprawiła mnie o nieznikający uśmiech.. a teraz moja mama jak głupia chodzi koło mnie i się pyta czemu się tak śmieję, czy wszystko w porządku. <3 piszesz znakomicie <33 - Aniaa

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna