piątek, 7 czerwca 2013

dwadzieścia cztery.

- Lou, czy ty możesz chociaż na chwilę wrócić na ziemię.? - głos Chorda brzmiał jak zawsze, kiedy musiał mnie wyrywać z zamyślenia. A biorąc pod uwagę fakt, że zdarzało naprawdę, naprawdę często, a w ostatnich dniach to już praktycznie cały czas, chłopak coraz bardziej tracił cierpliwość do mnie. Zwłaszcza, że olewałam go tylko i wyłącznie z jednego powodu. Chyba nie muszę tłumaczyć jakiego.

Dzisiaj wiązał się on z wczorajszym powrotem do domu. Sympatycznym, miłym, przyjaznym, chociaż z mojej perspektywy nie całkiem swobodnym. Bo chociaż niby to zabłysnęłam żartem, jakoś nie mogłam potem tego powtórzyć. Więc tylko słuchałam kolejnych przekomarzań chłopaków, uśmiechałam się w odpowiednim momencie i próbowałam ogarnąć wewnętrznie, gdy Harry w samochodzie siedział tak blisko mnie. A gdy odwieźli mnie na miejsce – niwelowałam kolejne namowy mojej nowej, uzależnionej od ust Harry'ego natury, by znów go pocałować. Bo niestety, nie dostałam nawet buziaka na pożegnanie.

To było więc chyba jasne, że na gitarze zbyt skupiona to ja nie byłam, powracając myślami ciągle do wczorajszego, próbując niejako zmienić zakończenie we własnych marzeniach. Oczywiście Chord nie musiał o tym wszystkim wiedzieć...

- Przepraszam. - mruknęłam jedynie, jakimś dziwnym, nagłym rumieńcem uwzględniając napływ zażenowania moim niestosownym zachowaniem. Oczywiście, pomimo całej naszej znajomości, starałam się też nie patrzeć mu w oczy, skupiając swój wzrok na gitarze. Jakby akcentując to, że od teraz na pewno będę skoncentrowana tylko na niej. Jak przystało na grzeczną uczennicę, rzecz jasna...
- Mnie nie przepraszaj, mi tu płacą od godziny. - Chord jednak średnio wierzył temu całemu mojemu pokazowi, gdyż, gdy na niego spojrzałam, zobaczyłam jego podniesioną lewą brew. A na tyle, na ile udało mi się go poznać przekonałam się, że w jego mniemaniu oznaczało to co najmniej politowanie. - To mi nawet na rękę, że to, co normalnie przekazuję w pół godziny, tobie zajmuje cztery razy więcej, ale to trochę nudne w oglądaniu.
- Nie musisz patrzeć. - prychnęłam tylko, zachodząc nagle w głowę dlaczego takie docinki przy Chordzie nie przyprawiają mnie prawie o zawał, podczas gdy przy Harrym składnej wypowiedzi nie ułożę. A z obojgiem znam się mniej-więcej tyle samo czasu, powinnam więc chyba zachowywać się wobec nich tak samo...

Prawda...?

- Nie muszę. - Chord, ku mojemu zdumieniu przyznał mi rację, dodatkowo potakując jeszcze skinieniem głowy. - A i tak widzę HARRY wypisane na twoim czole. - akcentując te słowa, machnął prawą dłonią, przed odpowiednim miejscem na swojej głowie. A gdy opuścił rękę, uśmiechnął się bezczelnie, rzucając mi tym samym wyzwanie.
- Chcesz coś powiedzieć.? - natychmiast je przyjęłam, prostując się za gitarą, gotowa do wymiany zdań, na poziomie mojej nieśmiałości.
- Chcę. - znów kiwnął głową, nie przestając przy tym szczerzyć zębów. - On cię zamienił w regularnego, zakochanego oszołoma. - powiedział w końcu, nie ukrywając swojego zadowolenia moją narastającą irytacją. A zaciśnięta szczęka mówiła sama za siebie... I kiedy rumieniąc się wstydliwie, obmyślałam jakim torturom mogłabym go poddać w ramach zemsty...
SMS.

Odstawiając nerwy na później, sięgnęłam prawą dłonią do kieszeni, wydobywając z niej telefon. A kiedy odblokowałam klawiaturę, ujrzałam tylko pięć liter, które Chord mógł wykorzystać przeciwko mnie w każdy możliwy sposób. Nie dając mu jednak zbędnej satysfakcji, przyjęłam obojętną minę, po czym niwelując to dziwne przyspieszenie tętna, odczytałam wiadomość.

„Zajęta.? :)”

- Zostaw ten telefon. - Chord jednak nie zamierzał dłużej wykłócać się ze mną o Harry'ego, skupiając się bardziej na roli nauczyciela. I jak przystało na poważnego pedagoga, rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie.
- Chwilka... - zaapelowałam jednak do jego zdrowego, nastoletniego rozsądku, nie chcąc w jakikolwiek sposób ignorować Stylesa.

Cóż, nieodpisywanie byłoby z mojej strony jawną ignorancją, a w świetle wszystkich moich wpadek... Wypadałoby chyba przynajmniej w jednej kwestii trzymać poziom. A biorąc pod uwagę fakt, że wymieniając SMS'y z Harrym nie byłam narażona ani na widok jego nęcących ust, ani hipnotyzujących, szmaragdowych oczu, ani tym bardziej odbierającym mi zdolność logicznego spojrzenia na sytuację, dołeczków w policzkach... byłam mniej-więcej swobodna, mój rozsądek nie był niczym rozkojarzony, a co za tym idzie, mogłam rozmawiać. Chociaż rumieńce mi pozostały...

To chyba właśnie one nie pozwalały mi na jakieś wyczerpująco długie odpowiedzi, gdyż zdołałam jedynie wystukać zwykłych sześć literek, wyjaśniających moje aktualne zajęcie, po czym kliknąć „WYŚLIJ”.

„Gitara.”

- Już.? Możesz.? - Chord westchnął niecierpliwie, kiedy po wciśnięciu odpowiednich przycisków blokujących klawiaturę, zaczęłam chować telefon do kieszeni. Nie zdążyłam jednak potwierdzić swojego ponownego zaangażowania w lekcję, gdyż...
SMS.

- On ma torpedę w palcach, czy jak.? - brunet szczerze się zdziwił, akcentując to dziwnym wymachem obu dłoni. Który oczywiście zignorowałam, zajęta odczytaniem kolejnego SMS'a.

„No tak, uczysz się. Prawie zapomniałem...”

Co najdziwniejsze, z odpowiedzią poszło mi całkiem gładko. Niemalże od razu mój rozum wpadł na odpowiednią, zgrabną i logiczną odpowiedź. Ale jakże mogłoby być inaczej, gdyż miałam przed sobą zirytowaną minę Chorda.?

„Mój nauczyciel uważa inaczej. Zaraz mnie udusi.”

Nawet wystukanie odpowiednich literek poszło mi zaskakująco szybko, więc już po chwili, nie chcąc się narazić na większy gniew mojego nauczyciela, chowałam telefon do kieszeni.

- No dobra, jeszcze raz. - westchnął, odcinając nas od poprzednich rozmów, przyjmując przy tym oczywiście ten swój profesorski ton. - Zaczynasz od c-dur... - urwał nagle, gdy moja komórka oznajmiła nadejście kolejnej wiadomości. I żeby się uspokoić, wziął głęboki oddech, zamknął oczy i powoli wypuszczał powietrze przez zęby. A ja, korzystając z chwili jego nieuwagi, wydobyłam telefon z kieszeni, wczytując się w kolejne literki, przysłane przez Harry'ego.

„Mam rozumieć, że...”

- Oddawaj to. - nie zdążyłam jednak nawet do końca przeczytać odpowiedzi, kiedy czyjaś ręka dosłownie jednym, szybkim gestem sprzątnęła mi telefon sprzed nosa. A właściwie z uścisku...
- Ej.! - zaprotestowałam, marszcząc gniewnie brwi, rzucając złodziejowi spojrzenie pod tym samym tytułem.
- Zatrzymuję. Do depozytu. Do końca lekcji. - rzucał strzępkami zdań, chowając mój telefon do swojej kieszeni, blokując mi tym samym łączność ze Stylesem. Co wcale, a wcale mi się nie podobało... - I nie dyskutuj, bo na dłużej ci to zabiorę... - rzucił jeszcze, widząc jak otwieram usta, by powiedzieć coś jeszcze. Zwyczajnie chciał mnie zagadać... - Czy rodzice wiedzą, że tak jawnie sobie romansujesz.? - dodał po chwili, patrząc na mnie wzrokiem surowego rodzica. Słowo daję, jeszcze chwila, a chyba pogroziłby mi palcem.
- Czemu wszystkim tak odwaliło z tym romansem.? - westchnęłam bezradnie, garbiąc się pod naciskiem tego ciężaru niby-związku, który wszyscy, bez wyjątku próbowali mi wmówić. A ja miałam już dosyć nieustannych tłumaczeń jak wygląda to w rzeczywistości. Ale chyba nie miałam wyboru, jak tylko powtórzyć kolejny raz tą samą śpiewkę. - My byliśmy tylko na kilku spotkaniach. To wszystko. - wyjaśniłam spokojnie, posyłając Chordowi spojrzenie, proszące o zrozumienie. Ale ten kretyn nie rozumiał...
- Jako kumple, tak.? - zapytał, jakimś sceptycznym tonem.
- Tak. - kiwnęłam głową, marszcząc czoło, próbując wyjaśnić sobie jego nagłe zainteresowanie tą stroną sprawy.
- Przyjaźń.? - spytał znów, tym samym tonem. Dodając do tego jeszcze jakiś dziwny pisk niedowierzania.
- Przyjaźń. - powtórzyłam za nim natychmiast, z dozą podejrzliwości.
- Taka z bonusem.? - i BACH.! Mamy w końcu jego puentę... Szkoda tylko, że ja nie bardzo wiedziałam o co dokładnie mu chodzi...
- Co.? - zmarszczyłam brwi, patrząc na niego jak na ostatniego idiotę. Którym zresztą był...
- No wiesz... - uśmiechnął się chytrze, patrząc na mnie uważnie, jakby chciał dosadnie wyczytać moją reakcję. - Z pewnych źródeł wiem, że całowanie macie już nieźle opracowane. To też tak w ramach przyjaźni.?
- Możemy o tym nie gadać.? - zignorowałam te wszystkie jest „pewne źródła”,  kojarząc, że mogła stać za tym Quinn, która mimo wszystko nadal mieszkała płot w płot z moim tatą. Poza tym, temat całowania z Harrym wolałam pozostawić swojej niewyżytej osobowości. I może to zabrzmi egoistycznie, ale akurat tą sprawą wolałam się z nikim nie dzielić. Zwłaszcza, że była dosyć osobista i... no, nikomu nic do tego. - Wystarczy, że tata i Alisson robią mi ciągłe aluzje, od ciebie już ich nie potrzebuję. - zaznaczyłam, słowami próbując ukryć nagłe zażenowanie i rumieńce. Zupełnie jakbym została przyłapana na gorącym uczynku...
- Czyli jednak coś jest na rzeczy... - Chord chyba nawet to zauważył, gdyż nagle uśmiechnął się szeroko, jeszcze bardziej pogłębiając gorące pieczenie na moich policzkach.
- Przestań. Nic nie jest na rzeczy. - mruknęłam zgryźliwie, wiercąc się pod jego pełnym wyższości spojrzeniem. Mając do dyspozycji gitarę, schowałam się więc niejako za nią, poprawiając charakterystyczny uścisk instrumentu. Jakbym zaraz miała zacząć grać, chociaż wcale nie miałam tego w zamierzeniu... - Ale skoro ci się tak na rozmowy zebrało, powiedz mi lepiej o u Quinn. - uspokoiłam się w końcu, patrząc na szatyna ostrożnie, spod grzywki. Badając jego reakcją, która była... no cóż, niezbyt ciekawa.
- Całkiem nieźle. - niby to uśmiechnął się, niby westchnął bezradnie... Dosyć dziwne pomieszanie, jak na człowieka, który zaczął umawiać się z dziewczyną, która od dawna mu się podoba. A sądząc po rozmowach, które udawało nam się przeprowadzać pomiędzy moimi skopanymi lekcjami, Chord całkiem nieźle wykorzystał jej złość na mnie i na Harry'ego, namawiając ją do kilku randek. Oczywiście sama go do tego podsycałam, mając w głowie pewien, być może nawet i perfidny plan, który w ramach przychylności losu, mógł nawet zaowocować pogodzeniem się z Quinn. Bo co by nie mówić... Chociaż ostatnimi czasy niezbyt często o niej myślałam, nadal niewygodnie mi było z myślą, że jesteśmy pokłócone. I to w dodatku o faceta...
- A coś więcej.? - zapytałam po chwili zastanowienia, chcąc dowiedzieć się dokładnie o jej nastrój. Bo gdyby już się poprawiło... Byłaby szansa, chociażby niewielka, że mogłybyśmy wrócić do poprzednich stosunków. Pal licho z tym, że ani ja nie potrafiłabym, ani ona ze swoją dumą by się nie ugięła, by pierwsza wyciągnąć rękę. Jakoś byśmy dały radę... Nawet pomimo tej idiotycznej... bójki.
- Już prawie przełknęła dumę i niepowodzenie ze Stylesem. Staram się odciągać jej myśli jak najdalej od niego. No i działa... - Chord potwierdził moje przypuszczenia, uśmiechając się i kiwając wesoło głową.
- Czyli jesteście już razem.? - spytałam radośnie, wyczuwając szansę dla podreperowania swojego statusu osób mi przychylnych. Którą Chord już po chwili pogrzebał, smutną, być może nawet i niepewną miną.
- Sam nie wiem. - wzruszył bezradnie ramionami, opuszczając delikatnie głowę i wbijając wzrok w dłonie, które w dosyć niepewnym geście złożył przed sobą, łokcie opierając na kolanach. - Niby się spotykamy, niby wszystko wskazuje na związek, jest miło i tak dalej, a ona nagle ni z tego, ni z owego wyskakuje z kolejnymi pretensjami o ciebie, o niego i muszę wszystko od początku zaczynać.
- Czyli jeszcze... - zaczęłam, tracąc jakiekolwiek nadzieję, że w ogóle będziemy w stanie się pogodzić.
- Nie, jeszcze nie pora. - Chord potwierdził moje przypuszczenia odpowiednim skinieniem głowy. Które skomentowałam jedynie ciężkim westchnięciem. To był niestety jedyny odgłos, jaki zapanował w pokoju, gdyż nagle obległa nas cisza. A po tych kilku spotkaniach ze Stylesem zaczynałam być już na nią dosłownie uczulona, czując się strasznie niewygodnie w jej pobliżu. Poczułam więc nieodpartą ochotę, by coś powiedzieć. A skoro moje myśli już były przy tym polokowanym osobniku, którego niejako dzięki Chordowi ignorowałam...
- A mógłbyś mi oddać telefon.? - spytałam nieśmiało, bojąc się na niego spojrzeć. Jego ciche parsknięcie śmiechem wystarczyło mi za wszystkie głupawe miny w jego wykonaniu. I tak musiałam się oczywiście zarumienić...
- Zakochaniec. - jego wyśmiewcza uwaga również zrobiła swoje... Wyjątkowo mnie zirytowała.
- Jak cię rąbnę tą gitarą... - syknęłam groźnie w jego kierunku, ściskając gitarę tak, jakbym naprawdę zaraz miała mu się odwinąć. To tylko jednak wywołało u niego jakiś taki wybuch śmiechu, którym obdarzył mnie, gdy (na szczęście) po chwili oddał mi telefon. A ja z westchnieniem ulgi, że już nie muszę dłużej ignorować Stylesa, szybko odblokowałam klawiaturę, wczytując się w ostatnią wiadomość.

„Mam rozumieć, że przeszkadzam.? :)”

Cóż, z odpowiedzią poszło mi równie szybko...

„Nie, skąd.”

Wystukanie odpowiednich literek, uruchomiło jednak w mojej głowie jakąś czerwoną lampkę. Bo czy on nie powinien być teraz w szkole...?

Szybko zerknęłam na zegarek na ścianie. 14:20. Tak, czas odpowiedni na grzeczne siedzenie w szkole i pojmowanie wiedzy. Oczywiście nie dla Chorda, który jako osobnik starszy, był już w wyższej szkole, miał więc inaczej pojęty plan lekcji. Ale Harry... Z tego co wiem, pisanie SMS'ów nie powinno mu teraz zaprzątać głowy. I jak się okazało – nie zaprzątało. Do końca lekcji miałam już bowiem spokój z nagłymi przerwami wywołanymi piskliwym dźwiękiem. I to nie dlatego, że wyłączyłam telefon...

Wracając do pokoju, po odprowadzeniu Chorda do drzwi, jakoś tak nagle wpadło mi do głowy, że w przeciągu ostatnich dni w ogóle nie miałam chwili tak dla siebie. Żeby zrobić coś, co sprawiłoby mi niezrównaną przyjemność, żeby znaleźć czas na hobby, zarówno to zakorzenione od dzieciństwa, jak i nowo odkryte, albo chociażby posprzątać, lub wykonać setki innych przykrych rzeczy, które często odkłada się na później. A przyczyna tego wszystkiego była jedna.

Harry.

Przez jego uzależniającą naturę nie mogłam się skupić na niczym dłużej niż pięć minut. A gdy już zdecydowałam się wziąć za jakieś sprzątanie, oglądanie filmu, czytanie książki, czy ćwiczenia nad nowymi chwytami... od razu w głowie pojawiał mi się polokowany osobnik ze szmaragdowym spojrzeniem, który odwracał całą moją uwagę od rozpoczętego zajęcia. I nici z jakichkolwiek moich planów.

Ale dzisiaj powiedziałam sobie stanowcze NIE. Nawet pomimo tych wcześniejszych SMS'ów, które Harry na szczęście przestał już kontynuować, postanowiłam wyrzucić go z umysłu na tyle, na ile było to możliwe i w jakikolwiek sposób skupić się na sobie. No bo chyba przecież nie może być tak, że zaczynam spotykać się z facetem i całe dnie mam podporządkowane właśnie jemu. Nie, to zdecydowanie zdrowe i rozsądne nie było. Dlatego też dzisiejszy dzień, a przynajmniej to co z niego zostało, gdyż na zegarku dochodziła już 15, zdecydowałam poświęcić na swoje stare przyzwyczajenia. Czas powrócić do czytania...

Wśród całego zestawu książek, które przywiozłam ze sobą z Polski i które leżały odłogiem przez ten cały czas mojego pobytu tutaj, wybrałam „Niebo jest wszędzie”. Chociaż nie, wybrałam, to złe słowo. Raczej sięgnęłam po pierwszą, lepszą lekturę, leżącą w walizce pod łóżkiem. Ślepy los chciał właśnie, że to była ta historia. Ale wybrzydzać nie miałam co. Nie chciałam oceniać książki po okładce, więc bez słowa protestu ułożyłam się jak najwygodniej na swoim łóżku, nogi oparłam o ścianę, książkę ustawiłam w odpowiedniej odległości od oczu i zaczęłam wciągać się w historię...

„Gram się o mnie martwi. Nie tylko dlatego, że miesiąc temu zmarła moja siostra Bailey, ani dlatego, że moja matka nie skontaktowała się ze mną od szesnastu lat, ani nawet dlatego, że nagle zaczęłam myśleć tylko o seksie. Martwi się o mnie, bo jedna z jej roślin doniczkowych ma plamy.
 Gram, moja babcia...”

…ahaaa, to się naczytałam...

Piskliwy dźwięk nadchodzącego SMS'a skutecznie wyrwał mnie ze świata przedstawionego, w który wciągnęłam się już po pierwszym zdaniu. Wzdychając głęboko, odłożyłam książkę na bok i sięgnęłam po telefon, gotowa solidnie opieprzyć natręta, za przerywanie mi w chwili, gdy chciałam zrobić coś tylko dla siebie i nie myśleć o...
… no właśnie. Jak głosił mały ekranik mojej komórki, nadawcą SMS'a był nie kto inny jak 'HARRY'.

„No to co dzisiaj, mądralo.? :)”

Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie fakt, że nie bardzo wiedziałam o co mu chodzi... Zmarszczyłam więc brwi w geście zamyślenia, starając się pojąć czego on może chcieć. I jedynym rozsądnym wytłumaczeniem, jakie przyszło mi w owym momencie do głowy to to, że zwyczajnie pomylił numer. Dlatego też chciałam zignorować tę wiadomość, jednak żaden prostujący wszystko SMS nie nadchodził. A biorąc pod uwagę fakt, że nie bardzo wiedziałam jak miałabym wyrazić swoją niepewność, postawiłam na krótki, ale dosadny znak.

„?”

Klikając „WYŚLIJ”, westchnęłam głęboko, nie wypuszczając nawet telefonu z objęć. I nie powracałam tym samym do książki, gdyż znając prędkość pisania Harry'ego, nie zdołałabym nawet  jednego słowa przeczytać, kiedy już dostałabym odpowiedź. No właśnie...

„Chaszcze Ci nie odpowiadały, więc obiecałem Ci, że następnym razem Ty wymyślasz miejsce... Panno zapominalska :)”


No tak. I wszystko było jasne. Ja już piętnaście razy zdążyłam zapomnieć o tej jego groźbie, a ten o... Nadal się jej poważnie trzymał. Szkoda tylko, że w mojej głowie istniała właśnie jedna, wielka pustka. Ani się wykpić, ani zabłysnąć. I wracając do korzeni, dosadne dziesięć minut starałam się wymyślić dobrą odpowiedź. Co wcale, a wcale nie było takie łatwe...

„Eeeeem... A jak Ci powiem, że nie mam pomysłu.?”

Było mi trochę nieswojo z tym, że zwracam się jakby bezpośrednio do niego w tej wiadomości, ale nic innego zwyczajnie nie pasowało. Poza tym, sądząc po kolejnej wiadomości Harry'ego, jemu to i tak różnicy nie sprawiło...

„Tak łatwo to nie ma. Ja obmyśliłem trzy randki, teraz Twoja kolej ;p. Ale widzisz, że to niełatwe. Następnym razem docenisz moje starania.”

Ahaaa, oczami wyobraźni już widziałam, jak strzela tą swoją miną obrażonego, wyrośniętego pięciolatka. Co spowodowało jedynie, że nie mogłam nie parsknąć śmiechem, a przy okazji wpaść na całkiem rozsądną odpowiedź.

„To nie doceniam.?”

Proste pytanie wystarczyło, by po kilku sekundach już otrzymać odpowiedź, która znowu wywołała jawny uśmiech na moich ustach.

„Słabo. Powinnaś piszczeć z zachwytu.”

Biorąc pod uwagę te wszystkie omdlenia, które odwaliłam w jego obecności, to piszczenie z zachwytu wcale nie było takie znowu nieprawdopodobne... Co w owym momencie, wymieniając zwykłe SMS'y z Harrym i nie mając wglądu na żadne z jego anatomicznych cech, wywołało u mnie jedynie uśmiech. I pokusiłam się nawet o coś na kształt żartu.

„Żebyś tego później nie żałował...”

Dopiero po kliknięciu „WYŚLIJ” zaczęłam mieć obawy jak Harry mógłby to odebrać. Żeby sobie nie pomyślał, że coś... że pałam jakąś nieposkromioną chęcią piszczenia na jego widok, a co za tym idzie, spotykania się z nim częściej. Chociaż, nie ukrywajmy...
… o, SMS.!

„No skąd. Ja tylko czekam na moment, aż nie tylko w SMS'ach będziesz taka zgryźliwa. Coraz bardziej mi się to podoba xx”

Ekhm.... No i skończyło się rozluźnienie w związku z gadaniem przez SMS'y. Nawet tym sposobem Harry spowodował głęboki rumieniec, kwitnący na mych policzkach pulsującą niemalże czerwienią. I mogłam tylko dziękować opatrzności, że nie mógł tego dostrzec.
Chociaż... Kolejny SMS dał mi niejako do myślenia...

„Ale wiem, że się zarumieniłaś xx”

Pięć słów. Wcale nieprzypadkowo złożonych. A ja czułam się tak, jakbym została przyłapana na gorącym uczynku. Poza tym, zapominając o rumieńcach, pojawiły się u mnie te wszystkie inne przypadłości, które zazwyczaj nawiedzały mnie tylko w jego obecności. A to znaczyło jedno – było ze mną coraz to gorzej...

Żeby dojść ze sobą do ładu może powinnam w końcu ograniczyć z nim kontakty...?

- Masz coś kolorowego do prania.? - niespodziewany głos taty nad moją głową przeraził mnie nie na żarty. Niemalże w sekundę zerwałam się z łóżka, praktycznie potykając się o własne nogi, po czym stanęłam przed nim, opierającym się o futrynę drzwi, istotnie przestraszona. Bo kiedy on do cholery tu wszedł.?!
- Co.? - spytałam, nie chcąc dać po sobie poznać zbyt wielkiego szoku, jaki mnie ogarnął. I chcąc zaakcentować, że wszystko jest w porządku, zgrabnym gestem założyłam wymknięty z kucyka kosmyk za ucho.
- Pranie robię... Masz coś do prania.? - tata najwyraźniej przyzwyczaił się do moich dziwactw, gdyż jego mina nie była zbytnio zaintrygowana. Wręcz przeciwnie, jak przystało na normalnego ojca rodziny w dniu powszednim, ogarniał pomieszczenie co najmniej znudzonym wzrokiem.
- Ahaaam... - mruknęłam tylko, rumieniąc się jeszcze bardziej od tego wszystkiego. I podeszłam do ubrań, które po wczorajszym spotkaniu z Harrym były trochę... ubrudzone. Wszak do prania idealne, prawda.?
- No dobra... - dopiero teraz tata rozbudził swoją czujność. Spojrzał na mnie z podniesioną lewą brwią, kiedy sięgałam po ubrudzone ciuchy. - Ja mogę zrozumieć twój obecny stan randkowania, ale tej kupy zabłoconych szmat to ja pojąć nie potrafię. - zironizował, a ja stojąc przed nim, kompletnie nie wiedziałam o czym on mówi.
- Hm.? - mruknęłam niewyraźnie, bojąc się ciągnąć ten temat. Bo niebezpiecznie zaczął się on ocierać o Harry'ego...
- Do tego, że trzeba ci wszystko powtarzać dwa razy też się przyzwyczaję. - tata nie stracił w ironicznym tonie i dotyczącej tej samej tematyki minie, jednocześnie patrząc na mnie uważnie. - Ale to... - bezwiednie skinął dłonią na ubrania w moich dłoniach. - Przecież pralka temu rady nie da.
- Eeeem... - zaczęłam, chcąc jakoś naprostować sytuację, ale niestety. Rumieńce na twarzy, a w głowie pustka. Poza tym i tak nie miałam zbyt wiele czasu na wtrącenie słowa, gdyż głos taty znów rozbrzmiał po chwili.
- To już normalnych miejsc na randki nie ma.? Bagniska jakieś.? - spojrzał na mnie, co najmniej z politowaniem w oczach, a ja już zaczęłam zaliczać kolejny rekordowy rumieniec. Który nie był jednak tak onieśmielający jak inne, gdyż ten wynikał ze złości na kolejny wredny uśmieszek taty, sugerujący jego chęć ponabijania się ze mnie w związku z Harrym.
- Eeeem... No miejsce jak miejsce. A w ogóle to nie była randka. - zirytowałam się, odwzajemniając adekwatne spojrzenie.
- Tak, wiem, spotkanie. - tata tylko przedrzeźnił mój ton. - Ale przekaż mu jedno. Jak cię dzisiaj zamierza znowu tam wyciągnąć, podrzucę mu twoje ciuchy do prania. - zaznaczył dosadnie, niemalże kierując swój palec wskazujący w oskarżycielskim geście, w moją stronę. A ja nie zdążyłam nijak odpowiedzieć, kiedy mój telefon, pozostawiony gdzieś na łóżku, ponownie rozbrzmiał. I tym razem nie był to już wcale SMS...
- Możesz mu to napisać. - całe szczęście tata w ogóle się tego nie domyślił, odrywając się od futryny i chcąc odejść. A ja marzyłam tylko o tym, żeby się pospieszył.
- Sama je wypiorę. - mruknęłam wymijająco, jednym, sprawnym gestem zgarniając telefon z łóżka.  Krótkie HARRY na wyświetlaczu spowodowało jakieś dziwne łomotanie w klatce piersiowej, najwyraźniej spowodowane strachem, że on śmiał w ogóle do mnie dzwonić. A ja właśnie byłam w towarzystwie taty, któremu wcale nie zanosiło się na zakończenie dyskusji. I żeby chociaż nie wzbudzać jeszcze większych jego podejrzeń, nie rozłączając się, wyciszyłam dźwięk dzwonka, udając, że to był tylko SMS. A w myślach błagałam tatę, żeby już sobie stąd wyszedł, bym mogła spokojnie odebrać, nim Harry się zniecierpliwi.
- Najpierw to trzeba ręce od telefonu odkleić. A u ciebie ostatnio z tym ciężko. - mruknął tata po chwili, co oczywiście tylko zignorowałam. A to poskutkowało jego odejściem, ku mojej wielkiej uldze. Która zmusiła mnie do tego, by niemalże zatrzasnąć za nim drzwi do mojego pokoju, oprzeć się o nie plecami, by już nikt mi nie wszedł niespodziewanie do pokoju i w końcu odebrać telefon.

- Ekhm... - zaczęłam niepewnie, szukając w głowie odpowiedniego powitania. Bo jakby nie patrzeć... Rozmawianie z Harrym przez telefon było dla mnie nowością. I zupełnie nie wiedziałam jak się zachować. W dodatku...
- Taaak... - wesoły głos Harry'ego przez telefon brzmiał niejako inaczej. Nadal chrypliwie, choć w mniejszym stopniu. Ale mimo wszystko, nie mogłabym go pomylić z nikim innym. I sama nie wiedziałam czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie... - Zazwyczaj rozmowę zaczyna się od powitania, ale po takim rozpoczęciu wiem przynajmniej, że rozmawiam z właściwą osobą. - rzucił z nutką wesołości w głosie, co od razu poskutkowało kolejnymi rumieńcami i kompletną pustką w głowie.

No błagam, nawet przez telefon.?!

- To... dobrze. - wydusiłam w końcu, sama nie wiedząc co czyniąc. Ale przynajmniej w ogóle mówiłam, wykazując chociaż cień zainteresowania. Który Harry oczywiście natychmiast wyłapał.
- Wymyśliłaś już coś.? - zapytał, powracając do pierwotnego tematu. Naszego kolejnego spotkania, które to zaczynało powoli napawać mnie jakimś dziwnym przerażeniem. Zwłaszcza, że to ja miałam wymyślić miejsce. Ja. Dziewczyna panikująca, dlatego, że słyszy charakterystyczny głos w telefonie, powodujący jedną, wielką pustkę w jej umyśle.
- Eeeem... Kino.? - wypaliłam w końcu pierwszym, lepszym pomysłem, który niczym cud spłynął na mnie z nieba. I aż odetchnęłam z ulgą, wiedząc, że „wymyślanie” mam już za sobą. No ale...
- Bardzo nietypowe... - Harry prychnął tylko, nie do końca usatysfakcjonowany moim pomysłem. Ale kurczę... Niech się cieszy, że w ogóle coś powiedziałam.!
- Nie mówiłeś, że miało być nietypowo. - zmarszczyłam brwi, wyrażając tym samym niejaką irytację. Która zniknęła zaraz po tym, jak do moich uszu dotarło jego charakterystyczne parsknięcie śmiechem. I irytację wyparły kolejne rumieńce kwitnące na mych policzkach.
- Jasne. Jak zwykle wina faceta. - Harry swoje rozbawienie starał się ukryć za ironią i niby obrażonym tonem. Ale tak samo, jak i oczy, tak i nutka wesołości w głosie, natychmiast go zdradzały. - Ale dobra, niech Ci będzie. Kino. Jaki film.? - zupełnie nagle padło pytanie, którego w ogóle się nie spodziewałam.

Miał już miejsce, mało mu było.?

- To ja mam jeszcze film wybrać...? - autentycznie się zdziwiłam, wypowiadając na głos swoje obawy. Bez jego onieśmielającej wszystkie moje zmysły osoby, przychodziło mi to jakoś tak łatwiej. Chociaż nie bez ofiar, co potwierdzały tylko te piekące rumieńce.
- Ja umywam ręce od przygotowań. - oczami wyobraźni widziałam jak Harry unosi dłonie w obronnym geście. I sama nie wiedziałam co mogłabym z tą wizją zrobić... - Mówiłem, że masz pełne pole do popisu.
- Nawet nie wiem co grają... - próbowałam jakoś wybrnąć, ale...
- LOUISE.! Jak się będziesz tak za to pranie brać, to ci do świąt nie wyschnie.! - nagły, donośny krzyk ze strony ojca, który prawdopodobnie znajdował się w pralni, zagłuszył nawet moje myśli.
- Widzę, że strasznie zajęta z ciebie osoba... - Harry nie omieszkał skomentować całego zajścia, przyprawiając mnie o kolejne rumieńce. - Najpierw gitara, teraz to... Nawet normalnie się z tobą umówić nie można. - rzucił z jawnym niezadowoleniem, co tylko wywołało łomotanie w mojej klatce piersiowej. - Może Ci pomóc.? - ni stąd, ni z owąd wyleciał z chęcią pomocy.
- A w jakich relacjach jesteś z pralką.? - spytałam, odciągając go od tematu, który miał za zadanie sugerować jakiekolwiek umawianie pomiędzy nami. Bo zdecydowanie, taki obrót spraw był dla mnie szalenie dekoncentrujący, co tylko potwierdzało dziwne drżenie rąk, jakie natychmiast mnie ogarnęło. Chociaż...
- Bierzemy rozwód. Ostatnio bardzo nam się nie układa. - całkowicie poważny ton Stylesa, nasycony jakąś udawaną stratą, niemalże natychmiast mnie rozbawił. I mimowolnie się uśmiechnęłam, chociaż w mostku coś nadal mnie uciskało.
- Więc sama dam sobie radę. - rzuciłam, pomimo tego zamotania w klatce piersiowej. Tym samym niwelując jakiekolwiek jego chęci dotyczące pomocy mi przy praniu. Wystarczyło wczorajsze sprzątanie, przy którym zbytnią zgrabnością to ja się nie popisałam...
- Przynajmniej jesteś szczera... - westchnął, jakby czuł się urażony. A ja znowu się rozpogodziłam. - Okej, krótko. Idziemy do kina, na nie-wiadomo-jaki film... To o której.? - zapytał, znowu wyłączając mi myślenie. Bo skąd ja miałam niby wiedzieć na którą ludzie umawiają się do kina, kiedy nie wiedzą o której mają seans.? A w ogóle to tak można.? Jak się chce iść do kina, to chyba na konkretny film, a nie... Ehh, ja jednak nie rozumiem tego świata.
- 18.? - zaproponowałam niepewnie, kończąc wewnętrzną walkę, czując się tym samym co najmniej przegrana. I jakby to akcentując, poczęłam skubać nieistniejące pyłki z szarego rękawa bluzy, którą miałam na sobie. Bo właściwie to miałam właśnie przed oczami, mimowolnie opuszczając głowę.
- Okej. Czyli jesteśmy umówieni na 18... - Harry najwyraźniej postanowił powtórzyć nasze ustalenia na głos.
- Na to wygląda. - posłusznie skinęłam głową, nie wiedząc jak mogłabym wyrazić większe zainteresowanie owym tematem. Ale Harry był najwyraźniej do tego już przyzwyczajony, gdyż jego wesoły głos już po chwili kolejny raz rozległ się w telefonie...
- Więc do zobaczenia o za trzy godziny. - rzucił sympatycznie, a ja podskórnie wyczułam, że do rozłączania to mu jeszcze daleko. I uświadamiając sobie straszną prawdę, że ja również nie pałałam do tego większymi chęciami...
- Na razie. - rzuciłam krótko, rozłączając się i odrywając plecy od twardej powierzchni drzwi. - Już idę.! - krzyknęłam, mniej więcej w kierunku ojca, w odpowiedzi na jego wcześniejsze zawołania. Może trochę po-nie-w-czasie, ale... zawsze. I nie czekając na żaden komentarz z jego strony, rzuciłam telefon na łóżko, ścisnęłam w ręku ciuchy, po czym wyszłam z pokoju, kierując się do pralni. I czułam się co najmniej dziwnie, mając przed oczami kolejną wizję spotkania z Harrym. Bowiem pozostawało tylko i wyłącznie jedno pytanie.

Co ja tym razem wywinę...?


***
Przemęczyłam... Dosyć długo to trwało, gdyż los nie był mi zbyt przychylny. A to ból głowy, a to narzekający tata, a to inne obowiązki... Trochę się zeszło, ale w końcu mi się udało. Nie powiem, że z sukcesem, gdyż tradycyjnie mogłabym się czepić wszystkiego. Ale tego nie zrobię, pozostawię wszystko Wam do oceny. I mogę mieć tylko nadzieję, że nikogo tym nie zraziłam. Poza tym chciałam się jeszcze wytłumaczyć. Ja wiem, że "Niebo jest wszędzie" wyszło w 2011 roku, a mój czas akcji obejmuje rok 2010, ale proszę, bądźcie wyrozumiałe. Czytałam tę książkę z niemałym zadowoleniem, moim skromnym zdaniem jest świetna. A przedzierając się przez problemy Lennie, niemalże miałam juz w głowie sceny, gdy Lou sięgnie po tą historię, zacznie czytać, żeby zapomnieć o Harrym, a potem... no, nie wyprzedzajmy faktów. W każdym bądź razie chciałam Was ogromnie przeprosić za moją niesubordynację czasową i wymieszanie czasów. Ale to było silniejsze ode mnie. Poza tym, tak na marginesie mówiąc, historia jest świetna i korzystając z okazji chciałam tu zrobić darmową reklamę dla Jandy Nelson. Jeszcze nie raz cytaty z jej historii pojawią się w moim opowiadaniu, nie bez powodu rzecz jasna. Dobiorę takie fragmenty, że Lou się nie pozbiera... Mogę mieć tylko nadzieję, że nie będziecie mi miały tego za złe, ale... tak już mam. Jestem molem książkowym, pochłaniam książki kilogramami. Tak, jestem uzależniona, nic na to nie poradzę. Mam nadzieję, że to zrozumiecie.

Kocham Was.! ;*

Komentarze (41):

7/6/13 20:09 , Blogger pikseloza pisze...

Kocham twój humor:-*
Wielkie dzięki za rozdział, czekałam na niego.

xoxo pikseloza:-*

 
7/6/13 20:32 , Blogger Unknown pisze...

albo mi sie wydaje, albo jestem pierwsza.
ale jestem krótkowidzem, więc wole nie pisać PIERWSZAAAA, bo jak sie okaże że mam spóźniony zapłon i ktoś mnie wyprzedził, to wyjdę na idiotke.
ale nie ważne.
teraz przedstawię ci moją głupawke po popaczeniu na DWADZIEŚCIA CZTERY.
retrospekcja
NGOHJGNEHFUBEFUHEDBFUEGFIEWHFBEWHGFBRWIGBEWGFBWDHUCBDSY8GVBEYGFB NOWY ROZDZIAŁ UHSDBGHUEBVHBHFUBFHUNVENGE89YTGNHBGYSAVBFDBGHUDBGUHFRGURHBRG <333
koniec retrospekcji.
co tu dużo paplać... rozdział asgijnjnijngsngorutrnvnbjfn jak zwykle cnie. zdążyłam sie już przyzwyczaić... i chociaż nic takiego szczególnego sie nie dzieje, i tak wciąga straszliwie. jak zasysacz, już ci mówiłam.
hah, jaki to paradoks. przy Harrym występują wszystkie Louise'owe przypadłości, nawet gdy rozmawiają przez telefon (?!). a Chorda zjeżdża bez problemu. i jak tu zrozumieć rozum Louise? oświeć, bo nie potrafię ;d
AWW IDĄ DO KINAAA. I ZNOWU PEWNIE BĘDĄ SZLI ZA RĄSIEEE. I ZNOWU LOU SIE BĘDZIE RUMIENIIIIIĆ. I ZNOWU SIĘ POCAŁUJĄ I ZNOWU NAPISZESZ 696969696969696969 AKAPITÓW O USTACH STYLESA I 696969696969696969 AKAPITÓW O ICH BOSKIM POCAŁUNKU, A JA BĘDĘ SIE JARAĆ JAK MOJA WŁASNA MASKOTKA FIGUNIA KTÓRĄ WŁASNORĘCZNIE PRZYPALIŁAM SUSZAAAAAAAARKĄ
prawda?
powiedz, że tak będzieeeeeeeeeeeee
ich pocałunki są swiftaśne, domagam się szczegółowych opisów, tak jak było za pierwszym razem, jasne?
mam nadzieję, że się rozumiemy.... *złowrogi wzrok*
a tak z innej paki, odpowiadając na twój komentarz pod poprzednim rozdziałem, NIE, JA WCALE O TYM NIE POMYŚLAŁAM. dokładnie zrozumiałam znaczenie SPAĆ ZE SOBĄ. nawet przez myśl mi nie przeszedł drugi kontekst tego zwrotu...
ale po co mówiłaś to CIAŁO OBOK CIAŁA?
właśnie mi się zboczuch włączył.
kurde, jaki ja debil.
nie słuchaj mnie, zjadłam niedobrą czekoladę i mi na mózg padła, zamiast na żołądek...

I JA WCALE NIE WRZUCIŁAM TAM TEGO WIDELCA SPECJALNIE!
to był wypadek... tak sobie stałam w łazience, z widelcem w ręku, no i jakoś tak mi wypadł... sam... ale przeżył, na szczęście. radujmy się, obyło się bez mogiły.
wiesz, może w dalekiej przyszłości nauczę się pływać, ale jak na razie muszę zadowolić się moimi swiftaśnie ruszoffymi rękawkami w rybcie... postaram się nie utopić... trzymaj kciuki codziennie wieczorem, około godziny dziewiętnastej. na pewno podziała, zobaczysz. jeszcze cię wykończe tą swoją paplaniną.
ale już sie zamykam, nie martw się. dont łori bi hapi, jak to mówią (dobra, ja tak mówię)
zdrówka, szczęścia, weny, hazzy...
KOCHAM CIĘ x
@awmytommo
http://country-life-1d.blogspot.com/
ps. ja? ja tak twierdzę? JA?
...no cóż, ładną mamy pogodę, nieprawdaż?

 
8/6/13 13:31 , Blogger always believe pisze...

Niech ona nie zrobi z siebie wariatki! ZNOWU. Błagam błagam błagam. Czy nagle nie może się zachowywac tak max swobodnie, żeby go zaskoczyć? jeeej marzę o tym :D no i niech się całują1 taktaktak :D czekam na kolejny<3

 
8/6/13 19:24 , Blogger zakręcona pisze...

Rozdział jak zawsze genialny :)
Może nie działo się w nim wiele, ale i tak mnie wciągnął. Dlaczego? A no dlatego, że tak wszystko ładnie opisujesz :) A poza tym, czy zawsze musi się coś dziać jak w modzie na sukces?Nie. No i co tu jeszcze gadać ( pisać ;) ). Ja tam się nie będę czepiać tej książki. Ważne, że Lou chciała swój umysł zając czymś innym niż HAZZA. I ten czas wykorzystać dla siebie, a nie jak napisałaś cały dzień pod porządkować Harry'emu.

Mówiłam Ci już (pisałam), że kocham teksty tatuśka Lou? Nie? No to Ci powiem. KOCHAM TEKSTY TATUŚKA LOUISE. One są genialne :)

Albo Harry mnie rozwalił jak powiedział, że bierze rozwód z pralką bo im się nie układa ;) hahaha Boskie :)

Mam nadzieję, że tym razem Lou będzie spokojna i np. nie wyleje coca-coli na Hazze. Albo nie, niech tak zrobi buhhahaha *mój złowieszczy śmiech*
o o i mogą się obrzucać popcornem w kinie :D
O i jeszcze jedno, za złe zachowanie wyrzucą ich. hihi jak ja uwielbiam być zła ;)

Dobra kończę pisać bo mi odwala :D

Buziaki :* Weny, zdrowia, odpoczynku i czego tam jeszcze potrzebujesz :)

 
9/6/13 13:56 , Blogger Unknown pisze...

Witam, witam. ;)
Tym razem obeszło się straaaasznie długieeeego opóźnienia, więc z komentarzem nie muszę się spieszyć, będę sobie powolutku pisać, w międzyczasie popijając herbatkę i czytając wciągającą powieść.. Tylko jak przed samym końcem coś mi się usunie, wyłączy albo jeszcze coś innego, to po prostu przestawiam się na wersję papierową, wklepywanie w komputer z kartki i przekopiowywanie z Worda na bloga, bo technologia komputerowa to dla mnie wyższa szkoła jazdy i nie mam zamiaru z nią walczyć, o.
To mamy taki krótki wstęp-o-wszystkim-byle-nie-na-temat-no-bo-po-co, teraz może przejdę do rozdziału.
- Tak, to dobry pomysł - podpowiada rozum.
Więc idąc za radą rozumu...
Ehh, gdyby to było takie proste...
Jak zwykle nie wiem, od czego zacząć. O ile do teraz starałam się, aby mój komentarz był jako-tako poukładany, o tyle już po chwili zdałam sobie sprawę, że w moim przypadku jest to po prostu niemożliwe. Chociaż swoją drogą, to on nadal brzmi całkiem logicznie. Ale nie ma co się martwić, zaraz wszystko wróci do normy.
Zuza jak zawsze nie w temacie, oczywiście... Ah, już sama jestem za to na siebie zła, bo to jest serio denerwujące. Zamiast pisać konkretnie na dany temat, to piszę o wszystkim, tylko nie o tym, o czym miałam, i za nic nie mogę tego opanować, to jest silniejsze ode mnie... No i sama widzisz...
To może ja jednak przejdę do rozdziału:
1. Widzę, że Lou stała się Harrycholiczką, nawet zwykły SMS nie może zaczekać. Chyba musi zrobić sobie od niego (Harry'ego, nie SMSa) małą przerwę, bo on nią steruje, jakby była marionetką. Jest na każde jego skinienie i nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Chociaż poprzez SMSy jest chociaż w stanie PRAWIE normalnie funkcjonować, potrafi się odgryźć, więc może jeszcze nie jest tak źle? ;)
2. Szczerze mówiąc, zapomniałam już o Quinn i o ich kłótni (i bójce)z Louise. Dobrze, że ponownie wprowadziłaś ją do akcji, jak na razie pośrednio, ale coś mi się wydaje, że jeszcze da o sobie znać i co nieco namiesza. Kto wie, może będzie nawet powodem jakiejś grubszej afery... No nic, pożyjemy, zobaczymy. ;)
3. Już chyba tylko dla Louise randki z Harrym nie są randkami. Ale dzięki temu ukochany tatuś ma przynajmniej możliwość dogryzania Lou. Uwielbiam, jak się z nią droczy, ona się tak obłędnie denerwuje, hahah. ;)
4. Rzeczywiście Lou jakoś niespecjalnie zabłysnęła pomysłowością, jeśli chodzi o ustalenie miejsca randki-spotkania, ale absolutnie nie mam jej tego za złe. Wcale jej się nie dziwię, że ciężko było jej wymyślić coś powalającego, bo nie dość, że miała na to raptem kilka sekund (okej, może troszeczkę więcej), to jeszcze działała pod presją. Niby Harry tylko sobie żartuje, a Lou już się do tego przyzwyczaiła, ale i tak… „Bardzo nietypowe” Geniusz się, kurczę, znalazł. Poza tym kino może być bardzo ciekawym miejscem, w którym bynajmniej nie ma żab, ale może tam spotkać inne ciekawe istoty, więc ty się, Harry, lepiej strzeż, buahahahaha [złowieszczy śmiech]!
A tak poza tym to rozdział bardzo fajny, podoba mi się. W następnym pewnie jeszcze nie opiszesz ich randki w kinie; przecież Lou musi się trochę podenerwować, a Ty potrzymać nas w napięciu, czyż nie? Tak czy inaczej czekam na następny i pozdrawiam serdecznie. xx :*

 
9/6/13 21:25 , Blogger JoanMarry pisze...

Właściwie powinnam zacząć od mojej opinii na temat rozdziału, ale póki co muszę coś powiedzieć.
Czy Ty coś masz do moich komentarzy? Rozumiem, trochę często piszę, że rozśmieszasz ludzi... No ale bez przesad? Jestem gotowa też walnąć całe morze krytyki, jeśli chcę.
To szczegół, że przy Twoim opowiadaniu nie ma co krytykować.
A teraz taka druga sprawa.
Nie chcesz, żebym Ci groziła inwazją zmarłych? To w takim razie mam już nową groźbę. Naślę na Ciebie całą chmarę motyli, jeśli szybko nie doczekam się następnej części.
I jeszcze taka ostatnia rzecz, nie wiem, czy uznać to za powód do śmiechu czy płaczu.
Twoje napomknięcie o ich opisie wspólnej nocy... Jednocześnie strasznie się cieszę, ze już to napisałaś i z tego co mogłam wyczytać, to jest całkiem niezły opis. Ale teraz nie mogę się tego doczekać.
A więc to tak na początek. Już przechodzę do rozdziału.
W sumie spodziewałam się dokładniejszej akcji z podwózką do domu, ale tak też jest super.
Teoretycznie nic się nie dzieje, nie ma jakiś przełomowych wydarzeń, ale jednak Twoje opisy sprawiają, że czyta się nie mogąc oderwać wzroku od tekstu.
Przekomarzania Chorda i Louise. Wcześniej nie zastanawiałam się nad tym, jak łatwo jej to przychodzi. Teraz, gdy widzę myśli Lou, dociera to wszystko do mnie. Dopiero teraz zauważyłam drastyczna różnicę między jej reakcją na Harry'ego i stosunkami z Chordem.
Smsy. Swoją drogą jakoś nie dziwi mnie, że Harry pisze z prędkością światła. Pewnie tak mu się spieszy do Louise...
Ojciec Lou. Nie mogę, skąd on bierze te teksty. Bo zdecydowanie nie wzoruje się na większości rodziców...
Kino. Już mnie ciekawi, co się stanie. Znając Lou pewnie będzie to coś interesującego...
Rozdział strasznie mi się podoba, jest idealny. Za wiele się w nim nie dzieje, ale to dobrze, bo jak ciągle jest mnóstwo akcji, to można się pogubić i zaczyna być nudno. Ale co ja tam gadam, ty tak piszesz, że cokolwiek stworzysz, i tak będzie ciekawe i przeczytam to z wielką przyjemnością.

 
10/6/13 10:23 , Blogger Unknown pisze...

nie wydaję mi się, żeby mój humor był jakoś specjalnie inny od innych, ale mimo wszystko dziękuję :).
pozdrawiam.! ;*

 
10/6/13 10:37 , Blogger Unknown pisze...

max swobodnie.? Lou.? z całą sympatią, raczej sobie tego nie wyobrażam :). to jest Louise... ruda niezdara... to się nie da swobodnie i bez wypadków. ale... ta randka, kolejna i to będzie koniec. więc mam nadzieję, że przetrzymasz jakoś jej niezdarność :)
pozdrawiam.! ;*

 
10/6/13 11:41 , Blogger Unknown pisze...

łooooooj... mówiłam Ci, że uwielbiam Twoje komentarze.? :). są po prostu... normalnie nie mam słów, ale śmieję się przy nich jak oszalała :). to niesamowite, jak swoim stylem potrafisz skutecznie poprawić mi humor :). powinnam Ci za to podziękować, nie wiem, może Ci misia jakiegoś wyślę...? takiego pluszowego muminka :).
i rzeczywiście, opóźniony zapłon... ale drugie miejsce, też nieźle. z takim rozpisaniem... wow, jestem pod wrażeniem :).
a Twoja retrospekcja... ahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahaha :). o mateńko moja miła... próbowałam to sobie wyobrazić, ale muszę przyznać, nawet moja wyobraźnia temu nie podołała... jesteś po prostu fascynującą osobą :). ale żeby tak misia od razu suszarką...? ja nawet nie wiem czy chcę wiedzieć... :)
chcesz zrozumieć rozum Louise, tak.? no to słuchaj... nie da rady. za Chiny i za Japonię. jej umysł, jakby nie patrzeć, jest moim umysłem, a tak jest taki kocioł... nie ogarniesz, mówię Ci, bo sama nie ogarniam. cud, że w ogóle jeszcze funkcjonuję w społeczeństwie... :).
czy będą szli za rąsie, tego nie wiem, ale rumieńce Lou to pewnik. co do pocałunku i tych 69696969696969696969696969 akapitów o ustach Harry'ego... ja nie wiem, czy się uda. chyba wyczerpałam już wszystko, co mogłabym o nich napisać i raczej nic nowego w tej kwestii do głowy mi nie przyjdzie. ale zobaczymy, może akurat blokada twórcza się... odblokuje.? sama widzisz.
to CIAŁO OBOK CIAŁA to rzeczywiście było tak, żeby pobudzić czyjąś zboczoną wyobraźnię. i chyba mi się udało :). no to teraz musisz z tym żyć :).
niedobra czekolada.? takie w ogóle istnieją.? zastanów się co mówisz, dziewczyno zwłaszcza do czekoladoholiczki :).
mówisz, że ten widelec tak niespecjalnie, tak.? to aż się boję pytać co takiego się stało, że musiałaś stać w łazience z widelcem w ręku... hm, mówiłam Ci już, że jesteś fascynującą osobą.? :) mnie by w życiu do głowy nie przyszło, żeby do łazienki z widelcem chodzić... :).
i oczywiście, będę trzymać kciuki za Twoją naukę pływania. żebyś mi się nie utopiła, bo zaczęłam Cię dosłownie ubóstwiać :). za Twoje poczucie humoru. jest fenomenalne i sprawiło, że w myślach zaczęłam Cię nazywać Kopniętym Muminkiem. mam nadzieję, że Cię to nie obraża :).
życzysz mi Hazzy.? naprawdę.? o kurczątko... aż się wzruszyłam. nikt nigdy wcześniej nie życzył mi Hazzy... cudowne uczucie :). wiesz jak poprawić człowiekowi humor :).
JA TEŻ CIĘ KOCHAM.! ;*
wreszcie się przyznałam... :)

 
10/6/13 12:02 , Blogger Unknown pisze...

niekiedy trzeba trochę zwolnić z akcją, bo cóż... byłoby zbyt brutalnie tak ciągle obijać Louise... bo z każdego wypadku dziewczyna wychodzi z kolejnym siniakiem, ona już praktycznie zmieniła ubarwienie na fioletowo-zielone... więc dajmy jej trochę luzu :).
no tak, Lou zacznie się zajmować czytaniem, by zapomnieć o Hazzie, a... no, przekonasz się :). ale gdy ja zaczęłam czytać tę książkę, myślałam, że padnę, gdy doszłam do pewnego fragmentu... a chciałam nie myśleć o 1D... :)
teksty tatuśka... ja nie wiem, nie przywiązuje do niego zbytniej uwagi, tak sobie piszę o tych jego żartach, a tu już prawie jego fan-club powstał... ja się chyba zacznę zastanawiać na tym problemem, gdyż nie bardzo pojmuję tego zjawiska. ale doceniam i kurczę... to strasznie miłe :).
Harry i rozwód z pralką... no cóż, życie. nie wszystkim ze wszystkim się układa. :).
co do randki w kinie... Lou na pewno nie będzie spokojna :). czy to będzie coca-cola na Hazzie, to pewna nie jestem. biorąc pod uwagę fakt, że Lou przyjęła większość moich dziwactw, to i niechęć do coli przyjmie. ale wymyślę coś innego... mam nadzieję, że równie dziwacznego i złowieszczego :).
obrzucać popcornem.? Lou.? ma rzucać czymś w Hazzę.? NIEMOŻLIWE :). co by się nie działo, to jeszcze nie czas, by wystawiać ją na takie próby. ale wywalenie z kina... interesujące :). muszę to rozważyć... i chyba dam się w to wciągnąć :).
no to ten... nienawidzę pisać zakończeń, bo nigdy nie wiem co w nich zawrzeć. a co bym nie zawarła, chociaż i ze szczerego serca, brzmi banalnie. ale trudno, muszę... uwielbiam Twoje komentarze, podziwiam chęć pisania pod każdym rozdziałem. to dla mnie naprawdę, naprawdę sympatyczny gest :).
i dziękuję za życzenie mi zdrowia, bowiem jak najbardziej mi się przyda. chyba mi gardło nawala, ale na szczęście to nie przeszkadza w pisaniu :).
ściskam, całuję, pozdrawiam.! ;*

 
10/6/13 12:05 , Blogger Unknown pisze...

i PS... żebym zapominała zawrzeć w jednej odpowiedzi wszystkich moich myśli, na moim własnym blogu... starość mnie dopada. ale nic, chusteczki Ci kupię. takie z postaciami z bajek, mogą być.? :). bo ja innych nie przyswajam. no i zapachowe, bo mam fioła na punkcie zapachów.. :). mam nadzieję, że Ci to przeszkadzać nie będzie.? bo innych nie mam... no chyba, że masz własne życzenia, to skoczę do sklepu i kupię jakie tylko będziesz chciała. za Twoje komentarze i miłe słowo, jak najbardziej się należy :).
pozdrawiam jeszcze raz.! ;*
buziaki xx.

 
10/6/13 12:25 , Blogger Unknown pisze...

wooooow... początek Twojego komentarza rozwalił mnie po prostu na łopatki :). ten "wstęp-o-wszystkim-byle-nie-na-temat-no-bo-po-co"... gratuluję pomysłowości :). rozbawiło mnie to, doszczętnie, chociaż sama nie pojmuję czemu :). chociaż współczuję niezgodności z elektroniką. wiem co to znaczy, znam ten ból. i myślę, że pomimo tej niechęci maszyn do ludzi, taki papierowo-wordowo-komentarzowy sposób jest zbyt pracochłonny. ale jeśli tak Ci będzie odpowiadało... mogę tylko życzyć powodzenia :)
no a tak wracając do tego Twojego "wstępu-o-wszystkim-byle-nie-na-temat-no-bo-po-co"... konkretnie powiedziane :). i w tak zabawnie urażony sposób, że nie mogłam się nie roześmiać :). strasznie wesoło to zabrzmiało... :). i jak najbardziej rozumiem problemy z chronologią, gdyż sama mam z tym problem. ale powiem Ci, wychodzi Ci idealnie :). wszystko rozumiem :). i przynajmniej dzięki Twojemu sposobowi, i w mojej odpowiedzi będę miała chronologię... :)
a więc...
1. Harryholiczka. a to ciekawe :). ta marionetka w rękach Harry'ego, przygotowana na każde jego skinienie podziałała na moją wyobraźnię... ehhh, zbuczuch mi się włączył... :). ale nie bój się, jeszcze jakiś czas i nawet Lou będzie mogła postawić się Harry'emu... i czemu to zdanie wpływa na moje zboczone ja...?! dobra, przechodzę dalej, bo tu jakieś pułapki są... :)
2. Quinn i kłótnia o Harry'ego. wiem, zaniedbałam ten wątek, dopiero pewna trzeźwomyśląca osoba, będąca jej zwolenniczką przypomniała mi w ogóle o istnieniu tej blondynki. co do powrotu do akcji - masz rację. wróci. ale czy znowu tak bardzo namiesza...? grubsza afera nieprzewidywana, jak na razie w mojej głowie jest nadal przyjaciółką Lou. chociaż trochę obrażoną... ale to się może zmienić :). ale jak powiedziałaś - pożyjemy, zobaczymy :).
3. no tak, tylko Louise nie może przyjąć do wiadomości, że randki z Harrym naprawdę są randkami. ale taki człowiek, na tym gruncie strasznie niedoświadczony... może Harry na początek to zbyt drastyczne, ale jak już się wciągnie... I ZNOWU.! zboczuch, wypad.! no... to tata... tata też nie jest nieprzypadkowy :). i cieszę się, że tak przypadł wszystkim do gustu, bo ja wcale tak wiele uwagi mu nie poświęcam.. :)
4. no prawda...? nie dość, że Harry jej tu rumieńce wytyka, to jeszcze jej myśleć karze. on jest sadystyczny.! ale chyba nie wziął pod uwagę tego, że Lou, może nie specjalnie, ale przez przypadek, pozwoliła mu zapomnieć o jego strachu o żabach. masz rację, tak ich nie będzie, więc Harry będzie bezpieczny :). i chyba powinien podziękować Lou za ten pomysł. chociaż, gdy Lou zacznie się denerwować... nigdy nic nie wiadomo co się stanie, więc Harry bądź co bądź powinien trzymać rękę na pulsie. najlepiej jej pulsie :).
i chyba masz rację, nie zamierzam w następnym rozdziale zawierać całej randki. Lou musi się podenerwować, to już chyba rytuał jest, prawda.? :). i mogę się tylko cieszyć, że mnie nie opieprzasz za opóźnianie akcji :).
no to ten... mówiłam Ci już, że uwielbiam Twoje komentarze.? :). są tak treściwe, naprowadzają mnie na takie rzeczy, na które dotąd nawet nie zwróciłam uwagi. i to jest świetne, gdyż mam wzgląd z innej perspektywy, co pomaga mi w napisaniu wielu scen, na które w przeciwnym razie bym nie wpadła :). ehh, brzmi zagmatwanie, ale mam nadzieję, że zrozumiesz, że jestem Ci wdzięczna. więc dziękuję, z całego serca :).
pozdrawiam gorąco.! ;*

 
10/6/13 12:43 , Blogger Unknown pisze...

co ja mam do Twoich komentarzy.? a to, że jak zawsze widzę Twoją ikonkę (chociaż z kotkiem), nie mogę się nie uśmiechnąć :). tak strasznie przyzwyczaiłam się do Ciebie, Twojego zdania i tych wszystkich słów, które do mnie kierujesz :). i nie to, żebym coś miała do pochlebstw, bowiem rozpływam się nad każdym, co strasznie pompuje moje ego... i jestem ciekawa nad tą Twoją zdolnością do sypania krytyką... :). wydajesz mi się zbyt sympatyczną osobą do takich strasznych okropieństw jak krytyka... :)
inwazja motyli.? czyś Ty człowieku oszalała.? NIEEEEE. jak zacznę się drzeć, to pewnie nawet i Ty usłyszysz, chociaż nie wiem w jakiej lokalizacji od mojego małego, pięknego domku z ogródkiem mieszkasz. motyle nie żyją w zgodzie z rudymi zazdrośnicami. to odwieczni wrogowie. zapamiętaj. i jeśli chcesz następny rozdział - nie wspominaj o motylach :).
a ten opis wspólnej nocy... jak już mówiłam, oni będą tylko spać. ciało obok ciała, sen przy śnie. to, że ręce Hazzy nie będą się go za bardzo trzymać, to już inna kwestia :).
akcja z podwózką... szczerze, to nie miałam na to pomysłu, więc po prostu przeskoczyłam trochę w czasie. mam nadzieję, że Cię to zbytnio nie rozczarowało, ale wiesz... czasami trzeba pozostawić nutkę niepewności :).
i no tak, nic się nie dzieję, ale ja od czasu do czasu potrzebuję takiego przerywnika bezakcyjnego. żeby odetchnąć, odpocząć, nabrać sił przed kolejnymi akcjami :). i ogromnie, ogromnie pochlebia mi fakt, że moje opisy nie sprawiają, że umierasz z nudów :). bo jeśli chodzi o mnie - gdy mam je czytać, szlag mnie trafia. za to w pisaniu nie mam umiaru... :).
Chord i Louise... kolejna osoba wystawia na próbę mojego wewnętrznego zboczucha.! NIE MA ŻADNYCH STOSUNKÓW Z CHORDEM.! i zastrzegam, nigdy nie będzie. to by było na tyle, jeśli chodzi o ten temat... :). ale zahaczając o relacje... cóż, Harry jest dla Louise mocno dekoncentrujący. w pewnym momencie to będzie nawet zgubne, miejmy nadzieję, że nie za bardzo... :)
SMS'y. nie mogę się powstrzymać, żeby pokazać różnicę między rozmową "na żywo", a przez telefon. bo chciałam, żeby jakaś powstała, chociaż nie wiem czy mi to na pewno wyszło. ale chyba nie mam co narzekać :). no i cóż, Harry jest zauroczony. i wie jak działać z Louise. tu trzeba szybko i na temat, żeby myśleć nie zaczęła. bo jak zacznie myśleć... koniec :).
ojciec Lou... naprawdę jest taki oderwany od rzeczywistości.? bo powiem Ci, że wzorowałam go na własnym ojczulku... mówię Ci, jest dokładnie taki sam jak ten tutaj. nie oszczędzi sobie okazji, żeby się ze mnie nie ponabijać. niby to wkurzające, ale... mimo wszystko zabawne :).
co się stanie w kinie.? hm, jak przedstawiłam ten pomysł mojemu testerowi, stwierdziła, że w życiu by się takiego czegoś nie spodziewała. więc mogę zaryzykować stwierdzenie, że to nic normalnego nie będzie... a i Harry też dowali swoimi tekstami. mam jeden taki interesujący temat do omówienia... :).
i naprawdę się cieszę, że rozdział pomimo nieakcowości Ci się podoba :). to naprawdę, naprawdę miłe, zwłaszcza, że oparte na tak budującym komentarzu :).
pozdrawiam.! ;*

 
10/6/13 15:52 , Blogger Unknown pisze...

wiesz, nigdy nie podejrzewałam, że moje idiotyczne wywody mogą sprawić komuś radość. bo, jakby nie patrzeć, ani ładu ani składu tu nie ma.. poi prostu klapam se na czterech literach i wale w klawiature od rzeczy... a potem takie nie wiadomo co wychodzi... ale żeby od razu to uwielbiać? no to żeś mnie dopiero zastrzeliła... ale muminka chętnie wezmę :D paczaj się, nawet na bloggerze jestę już muminkę!
zabójstwo Figuni zostało popełnione przez przypadek, tak samo jak z widelcem (co w tym dziwnego, stać sobie jak cywilizowany człowiek z widelcem w ręku w łazience...). po prostu mama ją uprała, a ja chciałam wysuszyć ją suszarką. no i tak jakoś przycisnęłam do niej tą suszarkę, że dziurę wypaliłam i kulki z niej wyleciały...
omg, gdzieś ty sie całe moje życie podziewała? łaziłaś po biedronce, czy co? jestem takim strasznym nieogarem że szok. wszyscy mi to mówią. a mojego mózgu to już praktycznie nie ma, już dawno wyparował w pewien upalny dzień. i mnie też powinni usunąć ze społeczeństwa, bo zagrażam rozwoju oświaty...
ŻE CO TY DO MNIE ROZMAWIASZ?!
jakim cudem wyczerpał ci się limit Hazzowania? przecież to jest niemożliwe, proszę nie dyskutować tylko pisać szczegółowy opis pocałunku Houise (jak ładnie, prawda? paringi to moja specjalność)
yhhh... ja sie robie coraz bardziej zboczona... po części przez moich ukochanych kolegów, którzy potrafią sobie skojarzyć dosłownie wszystko...
niestety istnieją niedobre czekolady, a dokładniej takie z niedobrym nadzieniem. ale i tak ją zjadłam, no bo w końcu czekolada to czekolada, a czekoladę trza jeść... JA TEŻ BYĆ CZEKOLADOHOLIK! potrafię zeżreć dwie tabliczki w godzinę... czekolada być najlepsza rzecz na świecie (no dobra, druga najlepsza rzecz na świecie... po idolach, ma sie rozumieć)
nie tylko moja nauka pływania potrzebuje trzymania kciuków. jutro gram królową jadwigę w przedstawieniu, więc trzymaj kciuki żebym nie wyrżnęła o tą debilną średniowieczną sukienkę i przeżyła w tych butach... a no i żeby mi łeb nie pękł od korony, która jest strasznie ciasna i ściska mi łeb...
awwwwwwwwwwwwwwwwwww, to takie swiftaśneeee <3 ja ciebie bardziej ubóstwiam. moje poczucie humoru jest fenomenalne? omg, nie wiedziałam. dzięki. poprawiasz moją samoocenę... kopnięty muminek? AWWWWWW SWIFTAŚNIEE <3 nazywaj sobie mnie tak, nie mam nic przeciwko.
AWWW JAK SWIFTAŚNIE, ŻE TY TEŻ MNIE KOCHAASZ : 3 aż się wzruszyłam, słuchaj c':
dobra, ide. dam ci żyć trochę.
KOCHAM CIĘ! x (tak, wiem że się powtarzam)
@awmytommo
http://country-life-1d.blogspot.com/

 
10/6/13 18:09 , Blogger Nori pisze...

Wybacz,że tak długo nie komentowałam,ale szkoła mi nie pozwalała:c Nazbierało się tego trochę ;) KOCHAM HAZZĘ W TYM OPOWIADANIU. Mistrz. Jak coś dojebie to po prostu.. xD Jedynym moim "wątem" to, to,że krótkie,(ZA KRÓTKIE DLA MNIE BO CHCĘ WIĘCEJ ^^) ale sama piszę takie krótkie więc co ja się wymądrzam xD
Czekam na CD,pozdrawiam i zapraszam na swojego bloga o Justinie Bieberze na którym pojawił się rozdział 3 :) Mam nadzieję,że zaobserwujesz i szczerze skomentujesz ;**
http://dirty-romance.blogspot.com

 
10/6/13 18:33 , Blogger pikseloza pisze...

kocham chusteczki zapachowe :-) A takich z postaciami z bajek jeszcze nie widziałam ;-S ale nic straconego :-)

A no jak już mówiłam uwielbiam twój humor to jeden z dwóch, który potrafi mnie rozbawić do łez (ty i moja przyjaciółka) dlatego nadal twierdzę, że to wielki dar :-)
no nic weny życzę i pozrawiam
xoxo pikseloza

 
10/6/13 18:35 , Blogger Coffies A. pisze...

Ciesze się że zaczęłaś dodawać rozdziały częściej a nie raz na 3 miesiące ^^.Pozdrawiam i czekam na następny rozdział.A i kilka razy spadłam z krzesła dzięki twoim tekstom.I powiem ci szczerze...chyba złamałam sobie rękę .A tak w ogóle ,kiedy masz zamiar napisać i dodać następny rozdział?Pozdrawiam i czekam na odpowiedż:)

 
11/6/13 14:42 , Blogger Unknown pisze...

Harry ma trzymać rękę na jej pulsie? Co Ty znowu chcesz zrobić Louise?! Z każdą chwilą zaczynam bać się Ciebie coraz bardziej, bo wiesz, jesteś trochę... straszna. Zaczynam się o siebie bać, więc już Ci się nie sprzeciwiam, tylko bardzo grzecznie proszę, żeby obeszło się bez szpitala, okej? ;)
Moje komentarze treściwe, woow. Normalnie taka jestem z siebie dumna, że chyba jednak rzadko bo rzadko, ale jednak się na coś przydaję. Woohoo! Może nie będę odstawiała tu tańca radości (wystarczy ten w rzeczywistości), ale ... Nie wiem, co chciałam napisać, ale pal to licho . Teraz to mi uśmiech do wieczora nie zejdzie z twarzy. ;D
A tak w ogóle to czytałam sobie wczoraj i dziś całą historię Louise od samego początku i muszę Ci powiedzieć, że przeszła naprawdę sporą przemianę. Porównując na przykład ich ostatnią randkę z ich pierwszym spotkaniam w piekarni, kiedy to Lou odbyła pierwszy i niestety przegrany pojedynek z drzwiami (z resztą ten drugi, kiedy jej przeciwnikiem były drzwi od składzika, też nie skończył się dla niej zbyt szczęśliwie) , to to jest już zupełnie inna dziewczyna. Swoją drogą te jej potyczki z przedmiotami martwymi są naprawdę genialne, mimo że raczej nie wychodzą jej na zdrowie, ale jakoś dawno żadnej nie było (o ile dobrze pamiętam ostatnia bła: Louise kontra grabie, ale nie jestem pewna). Mam nadzieję, że wplociesz jakąś w akcję. Tylko tak z umiarem, bo Louis to zdolna bestia i jak ona się uprze, to może nawet wylądować na ostrym dyżurze, więc wiesz, pilnuj tam jej.
Ja lubię jak jej się coś dzieje, to fakt, ale no bez przegięcia, no.
Także tego.... Dzięki i do zobaczenia. ;) ;*

 
11/6/13 21:45 , Blogger Unknown pisze...

Jestem taka szczęśliwa ze częściej dodajesz rozdziały :D Świetnie piszeszm a czasami mam ochotę walnąć Lou za te " ekhm " :D
pozdrawiam Wwerrciaa ;**

 
12/6/13 13:25 , Blogger Unknown pisze...

nie widziałaś chusteczek z postaciami z bajek.?! daj spokój... w jakim Ty świecie żyjesz.? ;). ale nie ma problemu, zaraz lecę do sklepu, to Cię uświadomię na tym polu... :)
i nie mogę zrobić nic innego, jak tylko podziękować Ci za miłe słowa. cieszę się, że moja twórczość potrafi rozbawić :).
pozdrawiam.! xx

 
12/6/13 13:30 , Blogger Unknown pisze...

szkoła... no tak, zabiera dużo cennego czasu... jak ja się cieszę, że mam to już za sobą.! :).
i... eeeeem... nie przyznawaj się głośno do takich uczuć, zwłaszcza w moim towarzystwie... jestem zazdrośnicą, więc... LUBIENIE okej, KOCHANIE, absolutnie nie.! :). zobaczysz, za takie deklaracje Lou Cię dopadnie.. :)
za krótkie.? daj spokój, 11 godzin schodzi mi napisanie jednego rozdziału. 11 godzin, liczyłam. jakby miały być dłuższe, to jeden rozdział... wolę nawet nie myśleć ile by mi to zajęło... poza tym, nie może być zbyt długo, bo będzie za nudno :). niech już będzie tak jak jest :).
blog zaobserwowałam (sorry, że wcześniej tego nie zrobiłam), skomentowałam i ten...
dziękuję serdecznie za komentarz i pozdrawiam.! :*

 
12/6/13 13:33 , Blogger Unknown pisze...

no tak, skończyłam ze szkołą, to i za rozdziały się wzięłam... :). cieszę się, że na to nie narzekasz... :).
moje teksty tak działają na człowieka.? jestem w szoku... wow. nie sądziłam, że są takie... ale to chyba dobrze :). chociaż z tą Twoją ręką... uważaj, dziewczyno... Louise nie jest dobrym przykładem, z którego można by brać przykład :).
nowy rozdział.? naprawdę nie wiem. jak napiszę, to dodam :).
pozdrawiam.! ;)

 
12/6/13 13:33 , Blogger Unknown pisze...

no tak, jak już mówiłam, jestem wolna od szkoły, więc i czas na pisanie się znalazł :). i nic nie rób Louise, ona się powoli zmienia... już niedługo nawet "ekhm" nie będzie :)
pozdrawiam.! ;*

 
12/6/13 13:48 , Blogger Unknown pisze...

eeeem... pisząc "Harry ma trzymać rękę na jej punkcie", w wyobraźni miałam scenę, jak zwyczajnie trzyma ją za nadgarstek, by potem móc wziąć ją za rękę... a Ty tu takie drastyczne scenariusze przewidujesz... :). nie zamierzam umieszczać Louise w szpitalu... na razie :). więc nie masz się co martwić :).
i musisz mi uwierzyć, czuję się naprawdę doceniona po lekturze Twoich komentarzy :). więc to ja Ci powinnam dziękować, dziękować i dziękować :). ale ten taniec radości to chciałabym zobaczyć... :). i ogromnie się cieszę, że mogłam wywołać uśmiech na czyjejś twarzy :). wow, normalnie jestem z siebie dumna :).
naprawdę przeczytałaś wszystko od początku.? OD POCZĄTKU.? od pierwszego wparowania do piekarni.? wow. gratuluję wytrwałości... naprawdę Ci się chciało.? bo to zajmuje ponad 200 stron w Wordzie... więc... wow. jestem w szoku.
ale rzeczywiście, Louise przeszła już niemałą drogę w tych swoich spotkaniach z Harry'm. chciałam jej zmianę pokazać stopniowo, delikatnie, bez brawury i mogę mieć tylko nadzieję, że tak wychodzi. ale i tak przed nią jeszcze długa droga... zobaczymy jak to wyjdzie :).
hm, potyczki z martwą naturą... nie bój się, to jeszcze nie koniec tego. zaliczy jeszcze niejedną taką, chociaż jaki skutek tego będzie... nigdy nie wiadomo :). z pilnowaniem to różnie będzie, myślę, że Harry bardziej się w tym przyda :). ale nie planuję żadnej randki na ostrym dyżurze...przynajmniej na razie :).
pozdrawiam.! ;*

 
12/6/13 14:05 , Blogger Unknown pisze...

no i jak widzisz, to Twoje przypadkowe stukanie w klawiaturę jest dla mnie idealnym sposobem na poprawę humoru... Twoje komentarze są bezcenne i nie ma, że nie.! :)
hm, co w tym dziwnego, by stać sobie jak cywilizowany człowiek w łazience z widelcem w ręku...? zastanówmy się najpierw co Ty chciałaś tym widelcem zrobić... w łazience :). bo ja sobie tego zwyczajnie nie wyobrażam... :). hm... i od kiedy z misia wylatują kulki...?
no niestety, faza na Hazzę jest już trochę nadwątlona... poza tym nie sądzę, bym opisała pocałunek jakoś inaczej niż tamten. bo mam wrażenie, że tamtego już nie przebije... a przynajmniej w długości, gdyż zauważyłam, ze coraz mniej opisów umieszczam. to chyba coś z pogodą związane...
Houise.? :) pięknie. tylko mi trochę zalatuje Doktorem Housem... sama nie wiem dlaczego :)
i cieszę się, że tak samo traktujemy czekoladę.! :). nie ma czekolady - nie ma życia.! to moje motto :)
królowa Jadwiga.? wooooooow... jestem pod wrażeniem... mam nadzieję, że niczego złego na scenie nie zrobiłaś. no chyba, że nagle zza sukni wyciągnęłaś widelec i straszyłaś nim poddanych... przyznaj się :)
no dobra, to ja idę żyć trochę... albo nie, idę spać.! muszę się w końcu porządnie wyspać, bo niby mam wakacje, a ja ciągle zmęczona...
także ten... JA TEŻ CIĘ KOCHAM.! ;* (i też wiem, ze się powtarzam...)
buziaki.! ;*

 
12/6/13 14:49 , Blogger .Ziall.Halik. pisze...

Dopiero pięć dni od dodania rozdziału a ja już komentuję...Jej coraz szybsza
jestem. Tempo ekspresowe wręcz.
Dzisiaj mówię tylko i wyłącznie na temat...Opowiadania żeby nie było.
Liczyłam na podwózkę do domu prawdę mówiąc, jakieś czułe pożegnanie pod domem.I pocałunek który by zwalił Hazzę z nóg:)Mimo że tego nie było to i tak nie mam na co
narzekać:) Fajny, ciekawy rozdział:) To pewnie wszystko przez to że tak fajnie wszystko opisujesz. To się nigdy nie nudzi:)I nie mów mi nigdy nie mów nigdy czasem można:)
Okej Chord dawno już go nie było no i lekcji gry na gitarze więc trzeba było to zmienić. Nie dziwię się że nie skupia się na lekcji jak ona cały czas myśli o Harrym. No i Quinn bardzo się cieszę że się znowu pojawiła, znaczy nie pojawiła się osobiście ale była o niej wzmianka i mam nadzieję że pogodzi się z Louise już niedługo. Miałam wobec blondyny poważne plany ale mi je ktoś pokrzyżował...Nie wiem czy wiesz ale ją nawet lubię sama nie wiem dlaczego:)Chyba wiesz o czym mówię z tymi moimi planami prawda?:).Mam nadzieję że
Quinn niedługo wróci na dobre i między nią a Louise będzie wszystko okej. Tylko że najpierw któraś musi wyciągnąć do tej drugiej dłoń albo rękę mniejsza o to mam nadzieję że wiesz o co mi chodzi.. Znasz mnie już trochę i wiesz że czasem się trzeba domyślać o co mi może chodzić:)A jak ci się nie uda to się nie przejmuj wiem że mnie trudno zrozumieć sama nawet siebie nie potrafię czasem zrozumieć więc nie będę tego wymagać od innych:)(nie czepiaj się powtórzeń wiem że są ale nie mogę myśleć i piszę jak piszę).
Dobra wrócę do rozdziału bo rozgadam się o czymś nie potrzebnym. Powiem ci że wyłapałam coś takiego: "..nie dostałam nawet buziaka na pożegnanie" słowa Lou:)LOUISE O TYM POMYŚLAŁA! Ona chce żeby od ją całował mimo że to może skończyć się zawałem. Szkoda że go nie dostała ale widać że by chciała a to dobrze, nawet bardzo kolejnym razem to ona pewnie go pocałuje:)Nie no żartuję jeszcze nie jest na to gotowa ale wszystko zmierza w dobrym kierunku i kiedyś to ona będzie inicjatorką(nie wiem czy jest takie słowo i czy znaczy to co myślę że znaczy)kolejnych pocałunków bo raczej
takowe będą:)
Jest dobrze, na razie trzymam fason jest nadal na temat:)Nie chcę zepsuć mojej dobrej passy:)
Ojciec Lou jest świetny lubię tego gościa. Fajny, naprawdę fajny człowiek. I pranie umie zrobić. Mój by nie potrafił pralki włączyć, on nawet deski do prasowania nie umie
złożyć.. Dobra mniejsza o to.
Widać różnicę w rozmowach Lou z Chord i Lou z Harrym. Z tym od gitary rozmawia tak fajnie na luzie ale z kręconym też tak pewnie za jakiś czas będzie rozmawiać. Chociaż te
rumieńce mogę jej nie zniknąć tak szybko.. Pisanie SMS'ów z Harrym, jej jak ten człowiek szybko pisze.
Pisanie Lou wychodziło dobrze, szybko, z sensem bez stresowo. No ale on musiał zadzwonić.. I tak rozmowa poszła jej dobrze.
Fajnie też że chciała zrobić coś tylko dla siebie, tylko szkoda że jej się nie udało zbyt wiele przeczytać…
Jak już mówiłam rozdział mi się bardzo podobał.
Jeśli chodzi o następną randkę to myślę że będzie z pewnością zabawnie:)I podejrzewam że mogą obejrzeć film.. Ale tu pewności nie mam. Takie przeczucie i swoją drogą polecam te z Deppem bo są świetne:)I myślę że Król Lew w 3D też był by ciekawy:)Taa żebym ja chociaż zwykłego obejrzała.. Mówisz że twoja testerka powiedziała że się czegoś takiego nie spodziewał...Więc ciekawe co ty tam takiego wymyśliłaś:)Nie mogę się już doczekać
następnego rozdziału:)

 
12/6/13 14:52 , Blogger .Ziall.Halik. pisze...

Powiem ci że zżyłam się już z tą historią czytam ją już od jakiegoś roku może więcej a wiesz że nie lubię czytać ale to opowiadanie bardzo lubię, nie ważne jak jest długgie zawsze
chętnie czytam:)Nawet nie wiesz chyba ile to opowiadanie dla mnie znaczy a znaczy wiele i zawsze będę widziała w nim sens:)Może gorzej jest z komentarzami bo jestem leniwa
strasznie ale mam nadzieję że się nie gniewasz że dodają z opóźnieniem.. Ja czerpię radość z czytania, i wiem że pisanie tego tobie powinno sprawiać radość i tego ci życzę:)
Mam nadzieję że używałam jedynie słów które istnieją a nie takich wymyślonych przeze mnie:)Trzymam kciuki za to żeby udało ci się cokolwiek z tego zrozumieć:)Dobra
marudzić nie będę bo mi się już nawet nie chce. Wczułam się w to opowiadanie i mi się humor automatycznie poprawił:)
Mam nadzieję że wena cię nie opuści:)
Pozwolisz że zostawię ten mój komentarz bez komentarza bo nie chcę nic o nim mówić:)Mam jedynie nadzieję że jest tak w miarę sensowny:)
Czekam na następny:)

 
12/6/13 15:07 , Blogger Unknown pisze...

Nie umieścisz Lou w szpitalu NA RAZIE, nie będzie randki na ostrym dyżurze NA RAZIE. No kurczę, zdecyduj się. Ja tu z niecierpliwości obgryzam ołówki, a Ty mi piszesz "na razie"? Ehhh, ciężko przewidzidzieć co zrobisz. Ale kamień spadł mi z serca, że nic strasznego jej nie zrobisz. ;)
No tak, przeczytałam od początku... I mogłabym to zrobić jeszcze raz, bo to opowiadanie jest po prostu cudowne i czyta się je strasznie szybko, wierz mi.
A tak poza tym masz śliczny szablon. ;)
Pozdrawiam. xx :*

 
12/6/13 15:22 , Blogger Unknown pisze...

oooooo mamusiu... ty to potrafisz człowieka rozwalić na łopatki :). nieźle Ci to wyszło, naprawdę... aż mnie zatkało i nie wiem co mam odpowiedzieć... chociaż zmęczenie też robi swoje. jestem na nogach od 8:00. JA.! OD ÓSMEJ.! W MOMENCIE, GDY POSZŁAM SPAĆ O 4.! wyobrażasz sobie moją osobę...? jestem W-Y-K-O-Ń-C-Z-O-N-A.! ale odpisuje...
no więc to będzie po krótce, moje narzekania i tak masz już dość. nie mów, że nie. NA PEWNO :).
no więc ten... Louise... tak, Louise pomyślała o kolejnym pocałunku. zdarzy jej się coś pomyśleć, czego później nie wyłapie. ale cieszę się, że to zauważyłaś :). ale, ale... Ty myślisz, że Louise nie jest gotowa na własną inicjatywę...? otóż, MÓJ TESTERZE, wyobraź sobie, że... wyjaśniałam Ci mój plan pięciu randek... zjedz trochę orzechów i przypomnij sobie co Louise miała odwalić na piątej randce... no... :).
wiem, że dawno nie było gitary, wiem, że dawno nie było Q. :). wstawiłam ją, za czyjąś namową... bez wskazywania palcem, ktoś już tu chciał akcję pogodzeniową. ale jeszcze nie teraz, jeszcze za wcześnie. ale już niedługo :).
ojciec Lou... no jak babcię kocham, nie przywiązuję wagi do kreacji tego faceta.! co jest w nim niezwykłego, ja się pytam...? ojciec jak ojciec, pogadaj sobie z moim, uzyskasz ten sam efekt. jak wiesz, przynajmniej z moich opowieści, jest to człowiek o interesującym poczuciu humoru. nikt inny nie kazałby mi się zbroić w granatnik... :)
film, film, film... nie, to nie będzie Król lew. niestety, datowo większość filmów nie pasuje, Książe Persji też się nie nadaje (jakby Tay nie mogła z Jakem pochodzić sobie pół roku wcześniej), więc zostaje... pamiętasz :). Louise niestety podziela mój gust filmowy, więc niestety... krwawe, pół-historycze filmy są nieodłączne :)
i cieszę się jak odbierasz moją historię. jest mi niezmiernie miło, że mogę sprawić, że w ogóle chcesz coś czytać :). ale ja Cię namówię jeszcze do takiej normalnej, 400 stronicowej książki bez obrazków... namówię... :) ale jeszcze nie teraz, wszystko w swoim czasie :). na razie dam Ci czas na tą nowozakupioną biografię... naoglądaj się obrazków, póki jeszcze możesz :).
pozdrawiam.! ;*
PS: nie wiem co jest, ale chyba Ci się enterów za dużo nawciskało... ciekawy wynik... :)

 
12/6/13 15:25 , Blogger Unknown pisze...

no NA RAZIE, NA RAZIE... bo wiesz... ja jak piszę, to nigdy nie wiem do końca co się zdarzy. jakby moje palce, skaczące bez opamiętania po klawiaturze, decydowały o akcji bez mojej wiedzy. więc to, że nie planuję, nie znaczy, że się nie zdarzy... no :). ale uśmiercać jej nie będę, nie ma opcji :).
dobra, weź głęboki oddech... i jeszcze jeden... już.? to teraz zastanów się nad tym co piszesz odnośnie tego czytania. raz wystarczy, myślę, że wczytując się w to ponownie, stracisz w końcu zainteresowanie. a tego bym nie chciała :).
i dziękuję za miłe słowo, szablon również mi się podoba :).
pozdrawiam.! xx

 
12/6/13 15:42 , Blogger Unknown pisze...

Nie każ mi się zastanawiać, to mi zazwyczaj nie wychodzi na dobre. Także ja będę czytać, a Ty pisz szybciutko kolejne długie rozdziały i nie marudź mi tu. ;) :*

 
13/6/13 08:04 , Blogger konfituraa pisze...

Kocham to, jak bardzo jesteś pozytywna! I to jak ich "poznawanie się" z wiadomych przyczyn dotyczących Louise (zresztą szalenie zabawnych) długo trwa, kocham to :)
Błagam, niech tak zostanie,niech zostanie optymistycznie, niech to się nie stanie za 100 rozdziałów patologiczną papką jak wiele opowiadań :) Bo jesteś fantastyczna!

 
13/6/13 19:11 , Blogger forever hungry ♥ pisze...

Kocham to opowiadanie! a ten rozdział? fenomenalny! Skąd bierzesz pomysły na te wydarzenia? ja tak nie potrafię :P. Ale ty maż wielki talent! Oczywiście czekam na następny rozdział z bananem na ustach!! zapraszam na http://opowiadanie-o-one-direction-by-anua.blogspot.com/ nowy blog..mam nadzieję, że nienajgorszy ;**

 
14/6/13 11:48 , Blogger Unknown pisze...

ja marudzę.? JA MARUDZĘ.? jak możesz...
ale masz rację, jestem marudą :). no i nic nie poradzę, że komuś chce się w ogóle czytać moje opowiadanie, a co dopiero mówić o takim zainteresowaniu, jak to z Twojej strony... więc cóż... mogę Ci tylko OGROMNIE PODZIĘKOWAĆ :).
co do rozdziału...? na razie mam kryzys twórczy, ale kupię sobie coś mocniejszego, jakiś Jogurt o zawartości tłuszczu większej niż 0% i spróbuję przez weekend coś skrobnąć :).

 
14/6/13 12:00 , Blogger Unknown pisze...

patologiczna papka.? no to mnie teraz zagięłaś... :). przez pół dnia zastanawiałam się co to jest... hm... do głowy przyszło mi jedynie to: LOU ZACHODZI Z HARRYM W CIĄŻE, HARRY JAKO GÓWNIARZ BEZ ODPOWIEDZIALNOŚCI UCIEKA W DŻUNGLĘ I JUŻ NIGDY SIĘ NIE ODZYWA.? no to jeśli chodzi o to, nie ma się co bać... żadnych ciąż nie planuję :). postaram się, by było optymistycznie do końca, chociaż nie uniknę takich smutnych momentów jak kłótnie na przykład... niestety, to też mam w planach...
i kochasz moje pozytywne nastawienie do świata.? :) a to ciekawe... z reguły moja szklanka jest do połowy pusta... ale może to dlatego, że jestem łakomczuchem :). ale cieszę się, że moje ociąganie w akcji Ci się podoba. bałam się, czy moje powolne opisywanie wszystkiego w ogóle przypadnie komuś do gustu, a okazało się, że jest to moim atutem... ahh, aż się wzruszyłam :).
naprawdę jestem fantastyczna.? WOW :). wyobraź sobie, że urosłam jakieś dwa metry w górę... dziękuję Ci za te słowa, naprawdę :). są tak pocieszne... :).
pozdrawiam.! xx

 
14/6/13 12:06 , Blogger Unknown pisze...

skąd ja biorę pomysły na te wydarzenia... eeeem, dobre pytanie :). a więc już Ci tłumaczę...
1) jest tak, że ja lubię chodzić. a jak chodzę, mam słuchawki w uszach, wówczas słucham więc mojego wyniszczającego mózg rocka. a to pobudza mój umysł, który właśnie w tym procesie wymyśla różne głupoty, które często można przerobić na sceny.
2) mam znajome. dosyć... nietypowe, którym przydarza się wiele zabawnych historii. trzeba tylko trochę zmodyfikować i wszystko gotowe :)
3) jestem nieporadna. połowa z tych rzeczy, które przydarzyły się Lou wzięłam z własnego życia. (łącznie ze śmietaną. nigdy nie byłam tak zażenowana.!)
4) czytam wiele, wiele książek, oglądam wiele, wiele filmów. dużo z tego zostaje w mojej głowie. i gdy tak chodzę ze słuchawkami na uszach, trochę mi się z tego przypomina, a uznaję to za swój pomysł... więc nie jestem znowu taka oryginalna :).
cieszę się, że jesteś tak pozytywnie nastawiona do mojego opowiadania. to największy komplement, jakim kiedykolwiek mnie obdarzono :).
pozdrawiam.! :)

 
14/6/13 18:11 , Blogger Unknown pisze...

Tak więc czekam niecierpliwie i naprawdę nie ma za co. :) xx

 
14/6/13 22:59 , Blogger forever hungry ♥ pisze...

No to teraz ci troszeczkę podkradnę techniki na wymyślanie scen, zobaczymy co z tego wyjdzie :D chociaż ostatnio nie mam jak pisać, laptop mi się zepsuł (konkretniej klawiatura) więc piszę naciskając każdą literkę osobno na ekraniku. Męczarnia. Gdyby nie to pisałabym o wiele dłuższe komentarze, lubisz przecież czytać prawda? . A, że ja człowiek niecierpliwy jestem to nie piszę długich. Musisz wybaczyć. No nic, to życzę weny i motywacji do pisania.

PS. Czytałam dzisiaj twój drugi blog 'sznurówki' tak samo genialna historia. Z resztą jestem zakochana w obu. Lou jest! tylko inna o.O

Pozdrawiam! ;**

 
15/6/13 15:15 , Blogger konfituraa pisze...

przepraszam :d po prostu jestem zachwycona, a ostatnio miałam okazję natknąć się na kilka czytadeł w których wszystko niby cacy cacy, a tu nagle w połowie główny bohater gwałci główną bohaterkę, ona rozpacza, ale w końcu wracają do siebie, on znowu ją źle traktuje, ona podcina sobie żyły, on płacze i siedzi z nią w szpitalu i tak w kółko :)
nie wiem, jakie masz nastawienie do życia, ale w tym co piszesz raczej widać jego pozytywną część :)
Aha, i zapomniałam pozachwycać się tatusiem :) Jest świetny!

 
17/6/13 14:40 , Blogger Unknown pisze...

naprawdę są takie opowiadania, gdzie bohater gwałci główną bohaterkę, ale potem i tak wracają do siebie...? wow, teraz to mnie zagięłaś. no ale nie masz się co martwić, ja żadnych gwałtów tu nie planuje... to nie na moją głowę. ja jednak wolę spokojniejsze sytuacje :)
w tym co piszę widać pozytywność.? nawet nie wiedziałam... ale co by nie mówić, jeśli chodzi o opowiadania, jestem nastawiona co najmniej optymistycznie. przecież trzeba znaleźć sobie powód do śmiechu, prawda.? :).
no i znowu tatuś... ja nie wiem co w nim takiego niezwykłego. ot, rodzic jak rodzic. co prawda, zabawny, ale jednak typowy, normalny tatuś. taki jak mój :). no chyba, że mój jakoś odstaje od normy pod tym względem... niemniej jednak mogę się tylko cieszyć, że jego kreacja tak wszystkim do gustu przypadła :)
pozdrawiam.! xx

 
17/6/13 14:44 , Blogger Unknown pisze...

mogę Ci tylko życzyć powodzenia w tym wymyślaniu scen :). ale najlepiej - bierz przykład z życia, tu ciągle trafia się coś godnego opisania :).
klawiatura Ci się zepsuła i Ty tak na ekraniku oddzielnie...? wow, podziwiam... chciało Ci się tak.? ja bym centralnie w diabły to rzuciła. ale najwyraźniej cierpliwości mi brak... owszem, uwielbiam czytać, ale przecież nie liczy się długość, ale jakość :). i tak jestem bardzo zadowolona z Twojego komentarza, nic mi tak nie poprawia humoru jak miłe słowo :).

pozdrawiam.! ;*

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna