czwartek, 13 grudnia 2012

siedemnaście.

Jak słusznie sądziłam, jego jakże bliska obecność absolutnie mi nie przeszkadzała. Jego ramiona oplecione wokół mojej talii w ten dbały, opiekuńczy i dosyć intensywny sposób, wywoływały we mnie gamę uczuć, w większości przypadków znacznie skrajnych. Bo ja można się z czegoś cieszyć i jednocześnie mieć ochotę zapaść się pod ziemię...? Tak, ja i moje dziwne zachowania. Bo myśli myślami, a jakby nie patrzeć, bezczelnie czerpałam z tego uścisku garściami, w dodatku jakoś tak samoczynnie bardziej się w niego wtulając.

Co nim kierowało, by w ogóle chcieć mnie przytulać pozostawało dla mnie tajemnicą. Jedyne co wiedziałam to fakt, że Harry również nie odbierał tego w jakiś nieprzyjemny sposób. Cóż... Uśmiechał się, co zdążyłam wywnioskować po krótkim spojrzeniu rzuconym w jego stronę. I poza tym... sam to wszystko zainicjował, prawda.? To chyba musiało coś znaczyć...

Ale cóż... to ja się w tym bardziej zatraciłam. Bowiem niemalże sapnęłam z irytacji, kiedy postanowił mnie puścić. Ale gdy zorientowałam się, że jedynie po to, by w końcu odebrać długo wyczekiwane bilety, całe moje upodobanie i ogólna radość ustąpiły w jednej chwili. Zastępowane przez niemalże paraliżujące przerażenie, gdy znowu mój wzrok spoczął na... tym czymś.

Cholera, tak wielkim.!

Przez moment nie mogłam nic zrobić, jak jedynie wlepiać gały w to coś, co Harry i reszta ludzi nazywała London Eye. Dopiero silne pociągnięcie za ramię wróciło mnie do rzeczywistości i nagle zorientowałam się, że znajduję się tuż przed wejściem do... tego czegoś.!

Wchodząc, co ja mówię.... Będąc niemalże ciągnięta do środka, odczuwałam narastający niepokój. Pomimo tego, że w środku była klimatyzacja, zrobiło mi się potwornie duszno, kiedy drzwi się zamknęły.

A po chwili ruszyliśmy do góry.

Żołądek i cała jego zawartość podeszły mi do gardła, gdy tak powoli sunęliśmy w górę i w górę, i w górę, i cholera, wciąż w górę... Cholera, co za idiota wymyślił tutaj te szyby.?

Przez oszklenie całego pomieszczenie i możliwość wyglądania na zewnątrz z każdej strony, nie mogłam się pozbyć wrażenia, że po prostu zaraz stąd wylecę. Dlatego też zaciskając oczy z przerażenia, przylgnęłam większością ciała do wątłej, samotnej barierki, kurczowo zacisnęłam na niej swoje palce. W duchu zaczęłam się modlić, by to wszystko w końcu się skończyło i mogłabym w końcu znaleźć się na dole. Na normalnym gruncie. Ze świeżym powietrzem. Bez tej przeklętej wysokości.

Ile jeszcze, ile jeszcze, ile kurczę jeszcze.?!

- Lou, otwórz oczy. - zaapelował Harry, gdzieś tak z mojej lewej. Miałam niejasne wrażenie, że znajdował się w znaczącym pobliżu, ale nieprawdę... nie miałam ochoty tego sprawdzać.
- Nie. - jęknęłam, jakby wbrew jego słowom jeszcze mocniej zaciskając powieki. Cóż, po prostu nie chciałam ani upewniać się gdzie stoi Harry, ani tym bardziej patrzeć na to, czym on się tak zachwycał.

Bo właściwie i tak tu pewnie nie było się czym zachwycać.

- Nie wygłupiaj się. To nic strasznego, po prostu podnieś powieki. - poprosił znowu, jakby bardziej zniżając zarówno ton głosu, jak i jego głośność. Chociaż jakby nie patrzeć... nagle gdzieś tak tuż przy moim lewym ramieniu poczułam jego bliskość. Takie ciepło bijące z jego ciała, w zabawny sposób oddziałowujące na moje, ale przecież... Cholera, praktycznie wisiałam gdzieś nad ziemią, nie mając statecznego podłoża.!
- Nie. - pokręciłam znacząco głową, by jeszcze bardziej podkreślić dosadność mojego uparcia.

Nie, nie i nie.! Nie otworzę oczu i nie będę patrzeć w dół.! Co to w ogóle za radocha.?!

- Naprawdę chcesz stracić coś tak pięknego.? - te słowa wypowiedział już niemalże do mojego ucha, próbując w jakiś sposób mnie uspokoić. W związku z tym dotknął mojego ramienia, ale na tyle delikatnie, praktycznie nieśmiało, że praktycznie tego nie zarejestrowałam. Bowiem czując za sobą jego obecność odważyłam się na to, o czym nigdy wcześniej nie myślałam. Powoli uniosłam jedną powiekę.

Jednak poza straszliwie rozmytym, niejako poczerniałym obrazem nic nie zobaczyłam. Więc poniekąd nie z własnej woli szerzej otworzyłam oczy i... Cóż, miał rację. Widok był piękny, wręcz zapierał dech w piersi. Stąd można było zobaczyć większość Londynu, jakże uroczego Londynu. Był i Big Ben, i pałac, i setki innych budowli, i plamki zieleni w miejscach, gdzie były parki, i tysiące ludzi, którzy swoim rozmiarem przypominali mrówki w nieustannym ruchu...

Wszystko było... było takie kurczę małe.!

O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże, o mój Boże. Takie małe.!

To dosadnie przypomniało mi o wysokości na której się znajdowałam. Mimowolnie spojrzałam bardziej w dół i zakręciło mi się w głowie. Niejako panicznie zrobiłam odwrót o 180 stopni, z impetem na kogoś wpadając. Kogoś wysokiego, ciepłego, przyjemnie pachnącego i będącego w jakimś stopniu formą ucieczki. Więc bez zastanowienia chwyciłam się go, niczym koła ratunkowego.

Innego wyjścia nie było, to musiał Harry, ale w tym momencie było mi już wszystko jedno. Kurczowo ścisnęłam krańce jego koszulki, po jego bokach, jakby to w jakikolwiek sposób mogło mi pomóc. I kolejny raz dzisiejszego dnia wtuliłam się w jego ciepłą sylwetkę, szukając w niej ukojenia, stabilizacji, bezpieczeństwa i przede wszystkim ucieczki od obecnego położenia.

- Ty naprawdę się boisz... - w jego jakże bliskim głosie dosłyszałam się nuty rozbawienia. Ale biorąc pod uwagę, że byłam obecnie PRZERAŻONA, miałam to centralnie gdzieś. W ogóle WSZYSTKO miałam centralnie gdzieś, marząc jedynie o tym, by znaleźć się na dole. Bezpieczna.
- Nie, tak tylko sobie mówiłam. - jęknęłam, nagle tracąc wszystkie zahamowania wynikające z nieśmiałości. Bo co mnie ona mogła teraz obchodzić, skoro... Cholera, byłam tak wysoko.! Tak nienaturalnie wysoko.! Bez świeżego powietrza i statecznego gruntu pod nogami.!

JA CHCĘ STĄD WYJŚĆ.!

Harry najwyraźniej dostrzegł w końcu moje głębokie przerażenie, bowiem zauważyłam, że przysunął się znacznie, oplatając mnie swoimi ciepłymi, jakże przyjemnymi ramionami w dosyć mocnym uścisku. Biorąc pod uwagę fakt, że z tego ogólnego przerażenia zwyczajnie przytuliłam swoje czoło do miejsca w okolicach jego obojczyka, mógł spokojnie oprzeć brodę na czubku mojej głowy. By mnie uspokoić, palcami prawej dłoni zaczął bezwiednie kreślić nieokreślone znaki na moich plecach. I nawet być może wywołałoby to u mnie jakieś dziwne palpitacje serca. Bo przecież nasze ciała się stykały, na włosach czułam jego oddech, a w nozdrza wbijał się jego charakterystyczny zapach, który tym bardziej potęgował zawroty głowy. Ale jednak... byłam zbyt przerażona, by w tej chwili miało to dla mnie jakiekolwiek znaczenie.

- Wiesz, że takie rzucenie na głęboką wodę pomaga przełamać lęk.? - Harry w pewnym momencie ściszył swój chrapliwy głos, starając przemawiać do mnie kojącym, ciepłym tonem. I nawet nie zwróciłam uwagi, że brzmiało to szalenie pociągająco, że mówił praktycznie wprost do mojego ucha, że jego słodki oddech delikatnie muskał moją skórę... Ja jedynie gwałtownie pokręciłam głową, na nowo zaciskając powieki.
- Nie wiem. Nie chcę wiedzieć. Mi się bardzo dobrze z nim żyje. - powiedziałam dosadnie, jeszcze mocniej się w niego wtulając. Jak na chwilę obecną był jedyną statecznością na tej nieludzkiej wysokości, więc postanowiłam się go trzymać najmożliwiej blisko. - Nie mam najmniejszego zamiaru się pozbywać.
- W sumie racja. Całkiem nieźle na ciebie wpływa. - rzucił, przybierając radosny, może nawet rozbawiony ton.

Przepraszam bardzo, czy ja robiłam cokolwiek zabawnego.?!

- Przestań drwić. Zrób coś, żeby to się skończyło.! - jęknęłam niemalże płaczliwie, na dokładkę jeszcze tupiąc lewą nogą. Harry jedynie zaśmiał się cicho, tłumiąc prawdziwy wybuch głupawki i swój uśmiech poprzez stanowcze wtulenie ust w moje włosy.

I pominę fakt, ze tymi właśnie ustami niemalże mnie dotykał. Bo w chwili obecnej było mi to naprawdę, naprawdę obojętne. Jedyne o czym marzyłam to... ZIEMIA. Płaska, bezwzlględna, trwała, stabilna i przede wszystkim znajdująca się na dole. Czyli na normalnej, w miarę znośnej dla mnie wysokości.

No bo kurczę... czy to tak dużo.?!
...

Wychodząc z tego przeklętego potworzyska czułam niewysłowioną ulgę. Nareszcie byłam wolna...

Trzymając dłonie na brzuchu, wzięłam kilka głębokich oddechów napawając się świeżym, czystym, ożywczym powietrzem niezmąconym żadną klimatyzacją. To niejako pozwoliło mi się uspokoić, chociaż nadal nie czułam się najlepiej. Ale pomimo tego byłam już niemalże gotowa na szybki chód w kierunku zupełnie przeciwnym do... tego czegoś. Zwyczajnie chciałam stamtąd odejść i po prostu... zapomnieć

- Jezu, jesteś potwornie blada. - głos Harry'ego, idącego tuż obok mnie, tylko potwierdził moje przypuszczenia. Mimowolnie przytknęłam dłonie do policzków. Były lodowate.! Musiałam dosłownie wyglądać jak śmierć. Nie długo jednak, bowiem już sekundę później, gdy zorientowałam, że Harry przygląda mi się z żywym zainteresowaniem, poza tym dosadnie przypomniałam sobie o tym co się działo tam na górze, poczułam znajome ciepło wpływające na twarz. I już nie wiedziałam czy wolałam rumieńce czy trupią bladość.

Bo policzki z każdą sekundą coraz to bardziej mnie piekły, a to oznaczały, że przybierały coraz to jaskrawszy odcień czerwieni. Tak, z pewnością było mi w nim szalenie uroczo, ale... No dobra, ironia nawet w myślach mi nie wychodzi. Lepiej by było skupić się na ładnej, zgrabnej wypowiedzi, która w racjonalny sposób mogłaby wyjaśnij moje zachowanie tam na górze, żeby sobie przypadkiem nie pomyślał... Bo przecież jakby nie patrzeć, dobre pół godziny się w niego bezczelnie wtulałam.

- Ekhm... Bo ja... Chyba trochę mnie poniosło... tam... na górze. Przepraszam. - mruknęłam cicho, mówiąc praktycznie do swoich butów. Bowiem to właśnie je miałam aktualnie przed oczami, z powodu głębokiego onieśmielenia i mimowolnego opuszczenia głowy. No dobra, kątem oka i tak co chwila zerkałam na niego, oczekując jego reakcji...
- Ale za co.? - szczerze się zdziwił, patrząc na mnie z wielką uwagą w swoich zielonych oczach. Nie muszę chyba mówić w jaki sposób zadziałał na mnie ten jego wzrok, prawda....?
- Ekhm... no... - zawahałam się, nie wiedząc jak delikatnie ująć w słowa to, co chciałam powiedzieć. Żeby sobie nie pomyślał, żeby nie zabrzmiało dwuznacznie, żeby nie zrobić z siebie jeszcze większej kretynki...

Ale jak niby niezobowiązująco powiedzieć o tym, że przepraszam go za to bezczelne wtulanie.?

- Pierwszy raz zachowywałaś się w miarę normalnie. - Harry postanowił zrobić to za mnie, ale... przedstawił to z zupełnie innej strony. Która najwyraźniej mu odpowiadała, bowiem uśmiechał się szeroko. A ja znacznie podniosłam głowę, by spokojnie móc się przyjrzeć jego uśmiechowi i tym uroczym dołkom w policzkach, które wywoływał.

Okej, zapomnijmy o ostatnim zdaniu...

- Powinienem częściej cię tam zabierać. - rzucił mi niejako wyzywające, niejako rozbawione spojrzenie. A ja tylko jeszcze bardziej zarumieniłam się, dosadnie, ze szczegółami przypominając sobie moje zachowanie. I mój rumieniec z pewnością nabrał kulminacyjnej barwy...
- O nieeeee. - pokręciłam znacząco głową, opuszczając wzrok na swoje trampki. Musiałam przecież znaleźć jakąś neutralną bezpieczną lokalizację, by móc się uspokoić i doprowadzić do porządku.

I przede wszystkim wyrzucić z umysłu te wszystkie myśli o Harrym, który tak zachłannie się we mnie wtula... tą bliskość... to jego ciepło... i przyjemny zapach...

Boże, Louise, już chyba wystarczy.

- To zachowuj się jak przystało na nastolatkę gotową wszcząć bójkę na imprezie. Pamiętaj, ja wcale nie gryzę... - uśmiechnął się znacząco, po sekundzie jednak marszcząc brwi, wyrażając tym samym głębokie zamyślanie. W podobnym geście rozciągnął też lewy kącik ust, powodując pojawienie się dołeczka w jego lewym policzku. I ja wcale na niego nie patrzyłam. - Teraz powinnaś powiedzieć, że wcale nie jesteś tego pewna. - spojrzał na mnie uważnie, oczekując mojej reakcji. Która oczywiście ograniczyła się... cóż, do zupełnie niczego. - Dobra, popracujemy jeszcze nad tym... Jeszcze raz London Eye.? - rzucił niby to niezobowiązującym tonem, uśmiechając się zachęcająco.

Z powracającym atakiem paniki, gwałtownie pokręciłam głową. Harry natomiast stracił swój entuzjastyczny wyraz twarzy, przyjmując bardziej zasępioną. Aż w końcu jego twarz wyraziła zmęczoną minę styranego życiem człowieka.

Czy ja bywałam aż tak męcząca.?

- To może jednak mój Londyn.? - zaproponował bez większej chęci, nadal jednak gdzieś tam z nadzieją w oczach.
- Ale...
- Hm.?
- Katedra, Pałac Westminsterski, Pałac Buckingham, London Tower, Big Ben... - wymieniałam setki innych miejsc, które zawsze warto byłoby odwiedzić będąc w Londynie. A z każdym kolejnym mina Harry'ego pochmurniała, tracąc resztki tej nadziei, więc i ja mówiłam coraz to ciszej i bardziej niepewnie. A ostatnie słowo to niemalże zostało wchłonięte przez ogólny hałas panujący na ulicach nieustannie spieszącego się gdzieś Londynu.

- Nie mów, że chcesz to wszystko oglądać. - westchnął z rezygnacją, patrząc na mnie z niemym błaganiem w oczach.
- Ja... hm. - ten jego wzrok, tak charakterystyczny i niemalże chwytający za serce, który zresztą przetestował na mnie wczorajszego wieczora w kawiarni, skutecznie zmącił całą moją asertywność. Wiadomo, że z wyrażaniem opinii to u mnie różnie bywało, ale teraz, przy nim i tym jego spojrzeniu... Ja już nawet zapomniałam, że w słowniku istnieje takie słowo jak "nie".

Niemniej jednak moje zmieszane wypisane na twarzy pozwoliło Harry'emu domyśleć się, że owszem, chciałam to wszystko oglądać.
- Patrz, Big Ben jest o tam. - ręką wskazał w odpowiednim kierunku, gdzieś za moimi plecami. I rzeczywiście, gdy się odwróciłam, udało mi się dostrzec tą jakże znaną wieżę zegarową. -Widzisz.? Ładny zegarek, prawda.? - ironią i głupimi komentarzami najwyraźniej chciał odwrócić moją uwagę i wpłynąć na zmianę mojej dycyzji. Ale kiedy odwróciłam się z powrotem ku niemu i zorientowałam się, że Harry znajduje się w jakże niebezpiecznej odległości niecałego metra, w ogóle zapomniałam czego chcę.

Wpatrując się w jego twarz z nieukrywanym przerażeniem, głośno przełknęłam ślinę. Zapatrzyłam się na te jego loki, które pod słońce (a dokładnie w takim punkcie względem mnie właśnie się znajdował), przyjmowały dosyć miodowy, ciepły odcień. Dzięki delikatnemu, czerwcowemu wietrzykowi tańczyły w zabawny i zupełnie pozbawiony porządku sposób, posyłając ku mnie swój jabłkowy zapach.

No tak... molestowanie jego włosów chyba nie wchodziło w spis rzeczy, które jeszcze przed chwilą chciałam zrobić...

- No dobra, chodź. - rzucił w końcu, jakby podejmując decyzję za mnie, w dodatku ze skutkiem dla siebie niepożądanym. Znacząco bowiem przewrócił oczami, co wyraźnie miało dać mi do zrozumienia, że mój pomysł w zasadzie na rękę to jemu nie jest. - Ale mogę się założyć, że przy pierwszej kilometrowej kolejce przejdzie ci ochota na oglądanie zabytków...




***
Jak powiedziała mi pewna osoba - za to moje urywanie randek ktoś powinien mnie w końcu solidnie strzelić :). Ale co ja poradzę...? No nic nie poradzę :). I chociaż wiem, że powyższy fragment jest nieco nudnawy i zupełnie wyzuty z odpowiednich opisów, postanowiłam go udostępnić. A co tam, miejcie trochę zabawy, a może ewentualnie... w całkiem bliskim czasie... naprawdę bliskim czasie... pojawi się w końcu ten długo oczekiwany pocałunek :). Ale nie chcę niczego obiecywać, także... no ;).

I oczywiście ogromnie, ogromnie, ogromnie dziękuję za wszystkie komentarze, które upewniły mnie w sensowności tego mojego pisania. Ostatnie dni nie były dla mnie najszczęśliwsze (a co, Harry miał szlaban na moją uwagę x)), ale dzięki Waszym miłym słowom niejako podniosłam się na duchu. I nawet potrafię zapomnieć o pewnych nieprzyjemnych sprawach. Dziękuję, naprawdę dziękuję wszystkim, którzy trwają ze mną w tej historii i wspierają mnie jakże przyjemnymi uwagami. 

Kocham Was.! ;*

Komentarze (23):

13/12/12 16:52 , Blogger directionerka pisze...

Louu (jeśli mogę Ci tak mówić ^^), zabij mnie! Jestem tak mało rozgarnięta i przeczytałam dopiero 13-te rozdziały :<. I już nie mogę się pozbierać, bo tak bardzo bym chciała kolejne 4 przeczytać, a za dużo mam na głowie >.<

W zasadzie nie wiem po co ten mój komentarz... Chyba po to, żebyś wiedziała, że jestem, że czytam, ale trochę tak zacofanie ;P. Postaram się jak najszybciej nadrobić zaległości :).
Pozdrawiam i dużo weeny <3

 
13/12/12 18:25 , Blogger Unknown pisze...

Siemkaaa ;)
No więc.. Przeczytałam już Twój rozdział, gdy tylko się pojawił, ale skomentować mogę dopiero teraz ;) Top znaczy chciałam skomentować wcześniej, ale ten komentarz mi się nie opublikował więc się wkurzyłam i wyłączyłam kompa, więc dlatego teraz piszę ;) No wiesz co? Strzelić? Kiedyś nawet się nad tym zastanawiałam aby Cię postraszyć, ale rozmyśliłam się... A czemuż to? No bo kto
by za Ciebie pisał te rozdziały? No więc masz odpowiedź ;)
Nawet nie wiesz jaką radość sprawiłaś mi tym rozdziałem ;) Po prostu cały dzisiejszy dzień wydawał się beznadziejny. Przez brata poszłam spać o 3 nad ranem ( już mi się prawie oczy zamykają, ale muszę obejrzeć przecież Titanica ;p) o 7 musiałam wstać, jeszcze się nauczyciele na mnie uwzięli, a szczególnie baba od anglika co mnie przepytywała... Potem jak miałam zawody w siatce to o mały włos bym sobie ręki nie złamała... Tsaaa ja to jestem genialna. Odbiłam piłkę, straciłam równowagę, i przewróciłam się na ręce w wyniku czego moja prawa ręka mnie boli ;( Jak bym sobie złamała to i tak by się nic nie stało, bo jestem leworęczna... No więc taki jest mój beznadziejny, czwartkowy dzień. I byłby beznadziejny gdyby nie jedna ciekawa, interesująca rzecz. A mianowicie Twój rozdział ;) Mi się bardzo, ale to bardzo podobał, naprawdę ;) Dobra, jak tak ciągle, że mi się Twoje rozdziały podobają, są genialne, ale to prawda ;) A uwierz potrafię być szczera.. Więc niektórych blogów nie komentuję, bo nic by tam miłego nie było ;p Po prostu jestem szczera i ostatnio mogę się doczepić do wszystkiego XD Więccc jak już wcześniej pisałam rozdział jest po prostu cudowny, Boże, jak ja kocham Twoje opowiadanie. Jest po prostu cudowne. Ciągle się nie mogę nadziwić, że stworzyłaś tak wspaniałą bohaterką jak Louise. Po prostu jej nieśmiałość mnie rozbraja. W porównaniu do Hazzy, to cicha myszka... No sorry, ona zawsze jest cicha ;) Harry taki gadatliwy, wesoły, a ona nieśmiałaXD To wszystko, choć dużo przeciwieństw, to tutaj do siebie wprost idealnie pasuje, dlatego jestem pod wrażeniem ;) Wiele dziewczyn pisze w bohaterkach, że dziewczyna jest nieśmiała i tak dalej no i tak jest w pierwszych 3 rozdziałach, a potem nagle staje się mhh jak by to określić.. No nie wiem.. Staje się gadatliwa? No nie wiem XD W określaniu rzeczy jestem słaba, ale powracając do tamtego. U Ciebie jest właśnie inaczej i to bardzo, ale to bardzo mi się podoba, Nawet nie wiesz jak ;) Louise była i jest nadal nieśmiałą osobą;)I właśnie z tego się cieszę ;p.
Te jej niekontrolowane myśli mnie po prostu zabijają XD No i po prostu kocham główną bohaterkę... ;) Co by tu jeszcze napisać? I czyżby niedługo był pocałunek? Chyba musi coś być na rzeczy, bo jak napisałaś.. A przecież chyba nie puszcza się słów na wiatr, nie? Ojjj, kochana, ale się wkopałaś ;) Teraz to ja już się tego pocałunku doczekać po prostu nie mogę ;p Tylko żeby znowu Louise niczego nie wykombinowała, albo..? Byłoby zabawnie i Hazz znowu by coś powiedział ;) Ale cierpliwie czekam.. Jestem ciekawa co będzie dalej;)
Pozdrawiam
Kocham<3

 
13/12/12 20:42 , Anonymous Anonimowy pisze...

Haha xd Przytuliła go:)))
I narzekania ciąg dalszy:P
Podzieliłaś znowu:P Mam nadzieję, że już niedługo będzie ten pocałunek:)
Rozdział jak zawsze świetny :) Obyś szybko dodała następny :) Powodzenia życzę:**
I.

 
13/12/12 20:43 , Anonymous Anonimowy pisze...

Mega mega mega mega mega mega mega zajebiaszczy rozdział :) Ja chyba też zacznę mieć lęk wysokości skoro to tak ma działać ( if you know what i mean ^^ ) Kocham to opowiadanie !!!
toyta

 
14/12/12 17:52 , Blogger MPayne:) pisze...

Uduszę Cię za to, że przerwałaś tak pięknie zapowiadającą się randkę, a ja liczyłam na ten cholerny pocałunek haha:) Luizka oni MUSZĄ się całować w następnym rozdziale, normalnie muszą:) Z wypiekami na puszczku czekam na kolejny rozdział. Całuję M.Payne:)

 
14/12/12 18:35 , Blogger Coffies A. pisze...

Super !
Kiedy następny ?

 
14/12/12 22:59 , Blogger .Ziall.Halik. pisze...

Nie mam pojęcia co mam napisać ale spróbuję wyrazić mój podziw co do tego rozdziału w kilku sensownych(lub mniej sensownych)zdaniach. Powiem ci coś co cię pewnie zaskoczy i będziesz w szoku a więc rozdział bardzo mi się spodobał i wcale nie uważam żeby był jakiś nudny czy coś a wiesz że ja się na tym znam:)I nic nudnego bym nie czytała. Bardzo mnie interesuję to cała ich miłosna historia która się dopiero zaczyna:)Nie wiem kto ci mówił o tym że za to urywanie randek ktoś cię powinien strzelić ale to na pewno nie byłam ja:)Mi to aż tak bardzo nie przeszkadza że urywasz wiem że nie chcesz żebym za dużo czytała za jednym podejściem i dbasz o mój wzrok po prostu:)No ale na prawdę nie musisz:)Ja zawsze z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i może być naprawdę długi i z chęcią go zawsze przeczytam:)
I wczorajszy zamach to nie moja zasługa ja w tym palców nie maczałam. Ja przecież uwielbiam czytać Twoje opowiadania:)
To jednak Lou wykorzystała sytuację do tego żeby się poprzytulać do Hazzy:)To było słodkie:)Oj mogę sobie wyobrazić ten ładny obrazek jak się w niego wtula:)To naprawdę świetna scena:)
Tam na górze ona wcale nie była już taka nieśmiała. No ale jak wrócili na dół to już była inna Lou ta którą znam i lubię:)Chociaż obie mi się podobają:)Ale zdania nie zmieniłam nawet podczas pasjonującego snu o Niallusiu które swoją drogą miewam bardzo często nie weszła bym do tego nie ma mowy nawet jeślibym mogła się tam do woli przytulać do blondyna. To przytulanie mnie do niczego w sumie nie przekonało bo wiesz że ja za tym nie przepadam.
Czekam na ten ich pocałunek i wiem że już niedługo będzie:)Wiem że teraz będzie coraz więcej pierwszych razów i już się nie mogę ich doczekać:)
Widzę że nie tylko ja jestem tutaj leworęczna :)Cieszy mnie ten fakt:)
I znowu przekroczyłaś limit kierunków. Przecież tylko jeden jest i pamiętaj o tym bałwanku:)Tak coś o tym słyszałam że następny może się szybko pojawić nie wiem czy to prawda czy tylko plotki na mieście:)Ale czekam z niecierpliwością muszę sobie jakoś poprawić humor po sobocie która nie będzie pewnie za fajna. Życzę weny:)Mam nadzieję że mój komentarz chociaż trochę ci się spodoba. Pisany strasznie długo ale o tym wiesz. Przepraszam że tak długo musiałaś czekać wiem przecież że jesteś strasznym niecierpliwcem:)To dziwne pisać tak długo coś tak krótkiego. Jak zwykle bez sensu ale ja po prostu nie umiem pisać komentarzy więc musisz się zadowolić tym:)

 
15/12/12 20:14 , Blogger Unknown pisze...

Ohh, jak ja rozumiem ten wieczny brak czasu. Ostatnio tak bardzo mi doskwiera... Ale cieszę się, że pomimo tak wielu zajęć znajdujesz chwilę, by zapoznać się z tą moją opowiastką. To cudowne wiedzieć, że losy Louise i jej dziwne wypadki mogą kogoś zainteresować:). A za komentarz jak najbardziej dziękuję. Uwielbiam je czytać, tak cudownie poprawiają mi humor:).
Pozdrawiam :*
PS: Nie mam nic przeciwko Louu. W zasadzie ładnie brzmi ^^

 
15/12/12 20:29 , Blogger Unknown pisze...

Ohh, widzę, że fanka Titanica. Też kocham ten film i oglądam za każdym razem. Cudowny jest!:) Ale lepiej, żebym się nie nakręcała względem niego, bo nigdy nie skończę. Przejdźmy lepiej do Twojego komentarza. Bo nawet nie wiesz jak mnie ucieszył!:) Uwielbiam Twoje wypowiedzi i historię o młodszym bracie. Zawsze poprawiają mi humor, za co bardzo dziękuję:*
Hah. I masz rację, lepiej się na mnie nie mścić. Jestem bardzo delikatną osobą a i tak jakieś dziwne zamachy są na mnie ostatnio dokonywane. No bo żeby nóż w łazience...? Bez przesady. Chciałam jedynie zęby umyć, a nie palce tracić. Drastycznie wpłynął na mnie ten incydent. Nic już nie będę dzielić, obiecuje. Ja chcę mieć jeszcze ręce. Całe.
I cóż, współczuję Ci takiego ciężkiego dnia. Tyle pecha na jedną osobę... Ale pamiętaj, po ciężkim dniu następne obfitują w szczęście:) I mimo wszystko cieszę się, że te dziwne przygody Louise mogły Ci w pewien sposób poprawić zarówno humor jak i dzień:)
I chyba powinnam się też cieszyć, że tak pozytywnie odbierasz moją opowiastkę i zostawiasz mi tak miłe komentarze. Aż taki zachwyt nad błogień jest zbędny moim zdaniem, bo panują tu znaczące braki, ale mimo wszystko dziękuję. Bo naprawdę miło jest czytać komplementy, nawet te niezasłużone. Ohh, jak one poprawiają humor!:)
Zwłaszcza jeśli czytam jak ludzie odbierają moją Lou... Cóż, staram się zachować zdrowe tempo jej przemiany pod wpływem Harry'ego. Nie chcę, żeby było tak, iż na początku sama utrzymuje, że jest nieśmiała, a zachowaniem zaprzecza temu stwierdzeniu. To byłoby co najmniej dziwne.
A co do pocałunku... miałam ochotę pokrzyżować im plany. Ale ten zamach... Nie, już wolę to dodać;) Zresztą, jestem już ciekawa Twojej (jak i innych) opinii na ten temat, zwłaszcza, że takie emocjonalne i romantyczne sceny nie są moją domeną...
Pozdrawiam:*

 
15/12/12 20:35 , Blogger Unknown pisze...

Oj tak, przytuliła go:). Jakże cudownie mi się pisało tą scenę, gdy tak musiałam wczuć się w osobę przytulająco się do Harry'ego. Ahhhh, cudownie wrażenie!:).
A pocałunek będzie, nie martw się. Po ostatnio zamachu nie będę robić nic wbrew oczekiwaniom Twoim jak i innych;)
Pozdrawiam:*

 
15/12/12 20:38 , Blogger Unknown pisze...

Hahahaha;). Myślę, że jednak nie chciałabyś wiedzieć jak to jest bać się wyjść na balkon, bo ma się wrażenie, że się spada. Okropność! Ale cieszę się, że rozdział Ci się podobał:)
Pozdrawiam:*

 
15/12/12 20:41 , Blogger Unknown pisze...

Nie duś! Kto by wtedy stworzył ciąg dalszy?;). I tak, wiem. Dosadnie dotarło do mnie, że oni MUSZĄ się pocałować w następnym rozdziale. I pocałują się, obiecuję Ci to:). Bowiem nie mogę się doczekać Twojego zdania na temat tego pierwszego i wcale nie niewinnego pocałunku:).
Pozdrawiam:*

 
15/12/12 20:44 , Blogger Unknown pisze...

Już całkiem niedługo:).
Pozdrawiam:*

 
16/12/12 11:38 , Blogger directionerka pisze...

Chciałabym Cię poinformować, że zostałaś nominowana do Liebster Award na http://1d-offcamera.blogspot.com :)

 
16/12/12 12:00 , Anonymous Anonimowy pisze...

Mój lęk objawiałby się tylko w towarzystwie przystojnych chłopców :)
toyta

 
16/12/12 14:27 , Blogger Coffies A. pisze...

"niedługo"?

 
16/12/12 19:30 , Blogger Unknown pisze...

Jeśli jeszcze raz mi powiesz, że Twoje komentarze są bez sensu, to Cię zwyczajnie uduszę... Nawet nie wyobrażasz sobie jak Twoje słowa pozytywnie na mnie działają. Zwyczajnie są dla mnie natchnieniem... Widzę, że z każdym razem coraz bardziej się rozkręcasz, więc jak tak dalej pójdzie Twoje komentarze przebiją długością moje rozdziały. Ale to dobrze, bowiem z każdego słowa przez Ciebie napisanego tylko czerpie natchnienie. Jesteś dla mnie ogromnym wsparciem i bez Ciebie nie byłoby tego opowiadania. Dziękuję Ci za to ;*

 
16/12/12 19:32 , Blogger Unknown pisze...

Ohhh, dziękuję ;*

 
16/12/12 19:32 , Blogger Unknown pisze...

Za chwilę :)

 
16/12/12 19:32 , Blogger Unknown pisze...

Taaaa, dobry patent :)

 
17/12/12 16:53 , Anonymous Anonimowy pisze...

No ba! :)
toyta

 
19/12/12 19:09 , Blogger Unknown pisze...

Skoro mój komputer już się nie focha i do mnie wrócił mogę nareszcie nadrobić pisanie komentarzy ;) W sumie to dzięki tej awarii mogłam sobie ponownie rozdział przeczytać :D
Jak ja uwielbiam te jej dziwne zachowania, jak sam określa... Po prostu ta jej chorobliwa nieśmiałość jest przecudowna. Czasami się zastanawiam jak to jest być taką osobą... I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, ale wydaje mi się, że nie jest łatwo ;) Ja i moje inteligentne przemyślenia ;)
Aż sobie westchnęłam, gdy czytałam scenę W London Eye. To tulenie się do Harry'ego jakby był takim kołem ratunkowym... Słodkie... Aż sama chciałam ją przytulić... Albo ewentualnie zamienić się z nią miejscami ;D
Ja też tak miałam w planach pozaliczanie większych atrakcji w Londynie, ale jak tylko zobaczyłam pierwszą kolejkę, która wyglądała, jak jakiś festyn - tyle było ludzi, doszłam do wniosku, że góra jedna kolejna dziennie :D Ale i tak się wepchałam :D Dobrze, że nie jestem nieśmiała ;) Zamiast dwóch godzin straciłam tylko pół - taka jestem sprytna, a kosztowało mnie to tylko kawę ;) I jeszcze na końcu nie musiałam płacić :) Mów mi Einstein!
Dobrze, że dopiero teraz piszę ten komentarz, bo gdybym zrobiła to od razu, to posypałoby się trochę słów... Ktoś mi obiecał, że będzie buzi-buzi ;) Rzuciłam się na rozdział co najmniej jak na Bounty, a tu figa z makiem... No, ale że już mam za sobą lekturę następnego rozdziału - wybaczam ;) Powinnam się już przyzwyczaić, że gdy opisujesz randkę Louise, to prawdopodobieństwo jej podzielenia jest 200% ;)
Lecę dalej zaśmiecać ci bloga moimi bezsensownymi komentarzami :) Wiesz, że cie kocham? Kocham :)

@KateStylees
http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/

 
6/3/13 15:36 , Blogger pikseloza pisze...

tak jak myślałam ta randka znów odbędzie się w 4 częściach? czy tym razem dobiłaś do 5? no nic ciekawość mnie zjada klikam sprawdzić ;-)

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna