środa, 10 kwietnia 2013

forever and always.

Na podstawie filmu "Moja dziewczyna".


Nie mam pojęcia jak mi się to udało. Jak zdołałam podnieść się z łóżka, wziąć prysznic, ubrać się, jakoś względnie umalować, wsiąść w samochód i tu przyjechać. Nie czułam się przecież na siłach. Właściwie to nie czułam nic. Przeraźliwa pustka wypełniała całe moje wnętrze, zalewając moją duszę nieopisaną wręcz rozpaczą, cisnącą mi do oczu setki łez, których w żaden sposób nie mogłam opanować. W ogóle nic nie mogłam opanować. Nie miałam nad sobą żadnej kontroli. Pozostał mi tylko płacz. Płacz, rozpacz, smutek, żal i ta cholerna tęsknota, której w żaden sposób zatrzymać się nie dało. To właśnie ona była najgorsza, wręcz nie do opisania. Rozdzierała wszystko. Myśli, ciało i przede wszystkim serce. Z którego i tak zostało już tylko milion kawałeczków.

A musiałam go jeszcze pożegnać...

Podniesienie ręki do drzwi wydało mi się w owym momencie rzeczą nadludzką. Nie tylko ze względów fizycznych, ale przede wszystkim sama psychika mnie blokowała. Bałam się. Cholernie bałam się stąd wyjść. To oznaczałoby koniec. Definitywny koniec tego, w co dotąd uwierzyć nie mogłam. Tak, gdzieś tam jeszcze tliła się we mnie nadzieja, że być może to wszystko to tylko jakaś pomyłka. Że wcale...

Wystarczył strzępek myśli o ostatnich wydarzeniach sprawił mi tak ogromny ból fizyczny, że aż skuliłam się w sobie. Bolało mnie wszystko. Głowa, brzuch, nogi... Jakby ktoś wbijał mi miliony małych szpileczek w każdy milimetr mojego ciała. Bolało, bardzo bolało... Tak bardzo, że moje oczy zalała nowa fala gorących i słonych łez. Tak intensywnych, że przestałam już cokolwiek widzieć. Zacisnęłam więc powieki, najmocniej jak się tylko dało, pozwalając, by łzy strumieniem spływały po policzkach, delikatnie je przy tym łaskocząc. Głowę, która nagle zrobiła się przeraźliwie ciężka oparłam na kierownicy, czekając na chociażby króciutką chwilę wytchnienia. Która jednak nie nadchodziła...

Nadal bolało, wszystko bolało. I to tak przeraźliwie, że z mojego gardła wyrwał się cichy jęk, niknący gdzieś w ścianach mojego samochodu. I powracający do mnie z przeraźliwą siłą, wbijając się w mój mózg, przewiercając go na każdy możliwy sposób. I dręcząc mnie jeszcze wspomnieniami, obrazami, jego śmiechem, głosem, zapachem, dotykiem.

Przyjaciel...? Brat. Jest... był. Był powiernikiem, pocieszycielem, rozbawiał, doradzał, przynosił ulgę w trudnych chwilach. Był od zawsze. Miał być na zawsze. "Forever and always, Kitty", jak śmiał mawiać, chociaż dobitnie wiedział, że porównywanie mnie do kotów zwyczajnie wyprowadzało mnie z równowagi. Pomimo, że on tak je lubi.

Lubił...

Tak, wiem o nim wszystko. Tak samo jak i on wie... wiedział o każdym szczególe mojego życia. Urodziliśmy się w tym samym szpitalu. Wychowaliśmy się na jednym podwórku. Chodziliśmy do tego samego przedszkola, do szkoły. Byłam przy nim jak cieszył się początkami sławy, jak płakał nad obraźliwymi komentarzami, jak narzekał na brak prywatności i fałszywość w tym świecie. Wszystko razem. Zawsze razem. I nawet próbowaliśmy być razem, ale to tak jakby próbować udawać parę z najlepszą przyjaciółką będąc hetero. Przyjaźń nam wystarczała. Chociaż była wszystkim. Całym moim życiem. Początkiem i końcem kolejnego dnia.

A teraz mi to odebrano...

Biorąc głęboki oddech odsunęłam od siebie wszystkie natrętne myśli. O przeszłości, o wspomnieniach, o wypadku, o Harrym. To one były tym, co bolało najbardziej. Nieustannie nasuwały mi na myśl, że jego już nie ma. Że był, a teraz zniknął. A ja, jako przyjaciółka byłam mu winna pożegnanie.

Na które zupełnie nie miałam siły...

*
Moje ciało poruszało się, chociaż nie wiem jakim cudem. Jakby ktoś zupełnie inny kierował każdą moją kończyną, prowadząc na cmentarz wbrew mojej woli. Bo ja nie chciałam tam iść. Nie chciałam go żegnać, jeszcze nie teraz... To za wcześnie, zdecydowanie za wcześnie...

Ale poszłam. I widziałam. Widziałam, chociaż jakby zza mgły. Byli tam wszyscy, lecz nikogo konkretnego wskazać bym nie mogła. Jedna, wielka czarna plama. Zapłakana, ogarnięta rozpaczą, żałobą, smutkiem. Szlochająca, tak samo jak i ja. Ich ból też był dokładnie tak samo mocny jak i mój. A mimo tego, to właśnie ja znalazłam w sobie odwagę, by podejść, zobaczyć.

I nie wiem jak, ale nagle znalazłam się nad drewnianą trumną, w której był on. On, dokładnie taki jak zawsze. Ubrany w swoją ulubioną koszulkę z the Ramones, spod której wystawały ostatnio zrobione tatuaże. Teraz jakby ciemniejsze, bardziej wyraźniejsze... Bo jego skóra była blada. Niemalże biała. Bez życia, bez energii, bez wiecznego szczęścia. Nawet się nie uśmiechał. A pomimo tego wyglądał jakby spał. Tylko, że to miał być już wieczny sen. Taki, z którego oczu już nie otworzy. I nigdy już nie miałam zobaczyć tych jego zielonych, przepełnionych radosnymi błyskami oczu.

Już nigdy...

Otwórz oczy, proszę cię... Błagam...

- Harry... - jakby niezależnie ode mnie, z moich ust wyrwało się ciche jęknięcie. Niepewnie ujęłam jego lodowatą dłoń, kciukiem gładząc po jej wierzchu. Jednak tak jak kiedyś strasznie go to łaskotało, tak samo teraz nie zareagował w ogóle.

Niewzruszony...

- Obudź się, proszę cię... Słyszysz.? Błagam... - kolejny spazmatyczny szloch wyrwał się z mojego gardła. Wpatrywałam się w jego twarz z taką intensywnością, jak jeszcze nigdy przedtem. Lustrowałam każdy centymetr jego nienaturalnie bladej twarzy, zatrzymując się na każdym pieprzyku, załamaniu, maleńkiej bliźnie. Na wszystkim co było istotne. By jeszcze raz, ostatni raz móc widzieć jego twarz. I dokładnie ją zapamiętać. Każdy element.

A on nie odpowiadał... Nie mówił... Nie poruszył się... Nie mrugnął... A przecież wyglądał jak on, jak zawsze, jak dotąd, jak żywy...

Jednym niezgrabnym ruchem starłam z policzków mokre ślady po łzach, głęboko pociągając nosem.

- Widzisz.? - pomimo łez przybrałam na twarzy nikły uśmiech, starając się, by zabrzmiało to jak zawsze. Chociaż niemiłosierne drżenie mojego głosu i co chwilowe pociąganie nosem sprawiały, że to i tak były tylko mrzonki. - Widzisz jaka ładna pogoda.? Zawsze narzekałeś, że w Anglii tylko pada i pada. A dzisiaj... Dzisiaj tak ciepło. Słonecznie. Uwielbiasz przecież taką pogodę. Możemy pojechać na rowery, słyszysz.? Nad jezioro. I obiecuję, że nie będę narzekać ani śmiać się jak znowu wpadniesz do wody. Możemy nawet iść do tego schroniska co zawsze i razem pokarmić te twoje koty. Trudno, przełamię się. Słowa protestu nie powiem. A potem możemy pójść do klubu, słyszysz.? Jak zwykle przesadzić z alkoholem, wrócić do twojego domu na czworaka, a rano leczyć kaca i czytać kolejne artykuły o tym jak to znowu balujesz. Na kacu możemy nawet pójść do tego nowego studia tatuażu, wiesz.... Do którego od kilku dni próbujesz mnie zaciągnąć. Potrzymam cię za rękę jak będziesz robił kolejny bezużyteczny tatuaż. I nawet nie opieprzę za niego, słyszysz...? Harry...? - ostatnie słowa traciły wyrazistość w kolejnym potoku łez, który zalał moje oczy, rozmywając mi już zupełnie jego twarz.

Nie chciałam, nie mogłam, musiałam...

Miałam wrażenie, że od kolejnego spojrzenia w jego twarz zależy moje życie. Ale nie widziałam już nic, z bezsilności osuwając się na ziemię. I ostatnie co czułam to czyjeś ramiona oplecione w mojej talii, odciągające mnie od... od niego.


*

Nie chciałam być dzisiaj sama. Nie w pustym mieszkaniu, nie nocą, nie podczas burzy. Nie bez niego. Ubłagałam więc Anne by pozwoliła mi przespać się w jego pokoju. Chociaż sama nie wiem po co. By się zadręczać.? By rozpamiętywać, że go nie ma.? By przyzwyczaić się do myśli, że odszedł.?

By powspominać i chociaż jeszcze przez chwilę poczuć z nim jakąś więź.

Jak zwykle siedząc w jego pokoju otworzyłam okno na oścież, pozwalając chłodnemu, burzowemu powietrzu rozgościć się w odmętach pokoju. Stanęłam przy parapecie, wpatrując się w ciemne niebo. Ani jednej gwiazdki, które z taką namiętnością oglądaliśmy jako dzieci. Ani jednej. Tylko to czarne, ciężkie niebo co chwila przeszywane kolejną błyskawicą. I chociaż bałam się burz, dzisiaj nie czułam strachu. Tylko ból. I ta tępa pustka.

Nie pofatygowałam się o zapalenie światła. Przecież i tak znałam każdy szczegół tego pokoju na pamięć. Łóżko, biurko, komputer, szafka oklejona masą zdjęć, półka z płytami, szafa...
Do tej ostatniej podeszłam na miękkich nogach, otwierając ją ostrożnie. Pamiętałam jak w wieku piętnastu lat Harry po prostu wyjął jej drzwi z zawiasów, ale był na tyle roztrzepany, że dotąd się do tego nie przyznał. Uważając, by drzwi nie spadły mi na nogę, wyciągnęłam z szafy pierwszy z brzegu ciuch. Miękki, delikatny, tak miły w dotyku. Kolejna błyskawica pozwoliła mi rozpoznać jego sweter. Ten ulubiony, granatowy, który nosił tylko gdy wracał do domu, tłumacząc, że nie skazi go błyskiem wielkiej gwiazdy. Musiał mieć przecież coś normalnego.

Kolejna myśl o Harry przebiła moje serce potworną falą bólu. Tak gwałtownego, że zupełnie nagle ścięło mnie z nóg i osunęłam się po ścianie szafy, podciągając kolana pod brodę. Łzy znowu zaczęły rozmazywać mi obraz, spływając powoli po moich policzkach. Nie miałam już sił, by je ocierać. Jedyne na co było mnie stać to wtulenie twarzy w jego sweter. Tak miękki, delikatny... I przesiąknięty jego zapachem.

Czułam, jakby cała moja dusza odeszła. Odeszła razem z nim. A w środku pozostała mi tylko tępa pustka, której nie mogłam w żaden sposób wypełnić. Z tego powodu ledwo oddychałam. Brak tchu, brak duszy, serce jakby nie biło... Jakbym umierała. A jednak żyłam, siedziałam, wylewałam łzy. A każdy kawałek mnie tęsknił. I w tym momencie nie pragnęłam niczego bardziej, jak po prostu być przy nim.

Mocniej ściskając materiał jego swetra, zmusiłam prawą rękę do opadnięcia na podłogę. Z wnętrza kieszeni czarnych dżinsów wydobyłam telefon. Głos, jego głos. Chciałam usłyszeć ten zachrypnięty, niski głos jak jeszcze nigdy wcześniej. Wybrałam więc jego numer, by móc posłuchać tego pokręconego powitania na sekretarce, które nagrał mieszkając jeszcze z Lou.

- Cześć, tu Harry. W tym momencie jestem trochę nieosiągalny...
- Harry, rusz tyłek, wychodzimy.
- Debilu, nie widzisz, że sygnał nagrywam.?
- Biiiiiiiiiiip. Gotowe, chodź już.
- Ehhh, jestem trochę nieosiągalny, więc...
- Hazza, no.!
- No cholera idę przecież.!

- Harry... - szepnęłam, co wytłumił sweter przytulony do mojej twarzy. I ostatkiem sił ponownie wybrałam jego numer.

- Cześć, tu...


*

- Harry.! - krzyknęłam, podnosząc się nagle do pozycji siedzącej. Próbując unormować oddech rozejrzałam się po pokoju. Dobrze znanym pokoju. Moim pokoju. Żadnych mebli, przedmiotów, rzeczy należących do Harry'ego. Tylko mój stały bałagan.

A więc...?

Trzymając się tej myśli jak tonący brzytwy, zatrzymałam powietrze w płucach, panicznie próbując znaleźć telefon pod poduszką. A gdy udało mi się go w końcu zlokalizować, natychmiast wybrałam numer, który wrył mi się już na pamięć.

Jeden sygnał. Drugi sygnał, przerwany w połowie moim spazmatycznym oddechem. Trzeci sygnał. Czwarty. I piąty rozbrzmiewający do połowy, ukrócony nagłym szumem i głośnym westchnięciem.
- No czy ciebie już do reszty porąbało.? Ja nie wiem, może i dla ciebie to jest normalna godzina, ale u mnie jest środek nocy. Powiedziałbym ci nawet dokładnie która godzina, ale normalni ludzie o tej porze oczu nie otwierają. W dodatku jestem na kacu, a za kilka godzin mam samolot do Ameryki, z którego od razu idę na wywiad. Paul mnie zabije jak znowu będę świecił wczorajszością.

Odetchnęłam z taką ulgą, że aż łzy szczęścia zalały moje oczy. Szybko je otarłam, starając się jakoś uspokoić. Jego głos. Zaspany. Ochrypnięty bardziej niż zwykle. Wkurzony. Na mnie wkurzony. Ale był... Był i mogłam go usłyszeć. Żywego.

Głęboko zaciągnęłam się powietrzem, próbując powstrzymać płacz. Nie miałam po co płakać. Przecież był, rozmawiałam z nim, oddychał do słuchawki. Słyszałam go.

No już, uspokój się. To był tylko głupi sen.

- Lou, ty płaczesz...? Stało się coś...? - spytał z troską, jakby już bardziej się budząc.
- Nie... - sapnęłam poprzez łzy szczęścia. - Nie, nic się nie stało.
- Ale płaczesz.
- To głupota, nic takiego. - machnęłam ręką, szczerząc się sama do siebie. - Miałam po prostu sen, bardzo głupi sen... Śniło mi się, że... - zawahałam się, jakby bojąc się wypowiedzieć na głos tą straszną prawdę. - Śnił mi się twój pogrzeb i po prostu chciałam usłyszeć twój głos.
- Tak, ja wiem, że czasami potrafię cię wkurzyć i masz mnie wtedy zwyczajnie dosyć, ale jakieś pogrzeby to już czysta przesada. - mruknął ospale, czym wywołał u mnie cichy chichot. I teraz tylko on, a także oddech Stylesa zajmowały moje uszy.



- Czy już wystarczająco nasłuchałaś się mojego głosu.? - jego głos dobiegł do mnie dopiero po kilku minutach.
- Jeszcze nie.
- Wiesz. Nagrywam wywiady, teledyski, piosenki. Puść sobie cokolwiek i daj człowiekowi odsapnąć.
- Nawet nie ma mowy.
- Ty się naprawdę przejęłaś. - zaznaczył, chyba troszeczkę przestraszony tym stanem rzeczy. Ale ja nie chciałam go straszyć. Ja chciałam po prostu upewnić się, że nadal jest...
- Czy ja mogłabym cię jeszcze zobaczyć...? - spytałam nieśmiało, może trochę zbyt cicho. Ale dosłyszał.
- Ehhh. - mruknął, a dalszy jego wylew słów zagłuszył szelest pościeli, skrzypnięcie łóżka, głuchy łomot, aż do głosu ostatecznie doszło donośne "kurwa". Potem szuranie, stukanie, odgłos zamykanej szafki, ciche jęknięcie i narzekanie, że znowu ktoś mu meble w nocy poprzestawiał i tej szafki wcale nie powinno tam być, znowu szuranie, skrzypnięcie łóżka, szelest pościeli, ciche klik, delikatne brzęczenie laptopa, klikanie w klawiaturę i potem cisza.
- To może jeszcze łaskawie skorzystałabyś z tego cudu techniki, jaki ostatnio nabyłaś za ciężko zarobione pieniądze o czym mi nieustannie tłumaczysz i połączyła się ze mną w tej jakże fascynującej rozmowie...? - zaszczycił mnie pięknie ubranym w słowa wywodem, co miało zaakcantować jego nieustannie narastającą irytację, że do tej pory nie domyśliłam się tego zrobić.
- Sorry, zasłuchałam się. - zreflektowałam się natychmiast, sięgając ręką do szafki nocnej. Wymacałam na niej laptopa i wykonując odpowiednie czynności spowodowałam rozświetlenie ekranu, na którym natychmiast pojawiła się ikonka połączenia. Zatwierdziłam ją, a już po chwili na ekranie pojawiła się zaspana głowa Harry'ego. Włosy w nieładzie, blada cera, na pół otwarte ślepia, ślad od poduszki na policzku i pełno pryszczy. Aż się uśmiechnęłam na jego widok. A ulga jaką odczułam widząc go takiego jak normalnie go widuję była wręcz nie do opisania.
Żył.. Był... I wyglądał tak normalnie...
- Wyglądasz okropnie. Fanki od razu by się odkochały jakby miały okazję widzieć cię od razu po przebudzeniu. - zaznaczyłam natychmiast, dobitnie akcentując każde moje słowo. Harry przyjął wszystko z prawą brwią podniesioną do góry i miną, która nie wyrażała specjalnie wielkiego zadowolenia.
- Ty też nie prezentujesz się najlepiej. - mruknął poważnie, a jego twarz pozostała w jednej i tej samej minie. Poza ustami żaden mięsień mu nawet nie drgnął, co w tym przypadku wyglądało niejako komicznie. I pomimo całej tej mojej przedchwilowej rozpaczy, wyszczerzyłam się jak głupia do ekranu, ocierając dłońmi ślady łez na moich policzkach. Wzięłam głęboki oddech, odsuwając od siebie chęci do płaczu i westchnęłam, by uspokoić się już na dobre.
- No dobraaaa. - Harry też najwyraźniej postanowił mi w tym pomóc, sądząc po jego skupionej minie. - Już, uspokój się. Przestań mi tu sapać do ekranu. I wydmuchaj porządnie nos, bo mnie wkurzasz tym pociąganiem. Jak pięciolatka... - pokręcił głową z politowaniem. - I teraz wdech i wydech. Wdech i wydech, spokojnie... - zupełnie nagle parsknął śmiechem, po czym klapnął się otwartą ręką w czoło. - Cholera, przypomniał mi się ten głupi kawał co ostatnio Josh próbował mi wcisnąć. Chyba wreszcie zrozumiałem o co mu chodziło.
- Gratuluję, mistrzu dowcipów.
- Ej, nie moja wina, że mam takie a nie inne poczucie humoru. Laski i tak lecą na inteligencję, nie na jakieś tam głupie dowcipy.
- Taaaaak, zwłaszcza tą twoją inteligencję. - spojrzałam na niego jak na kretyna. Którym zresztą był... - Pokroju pingwina.
- Pingwin też człowiek, co się czepiasz. - zmarszczył brwi w ten swój charakterystyczny sposób, czym wydobył ze mnie ciche parsknięcie śmiechu. Zatracając się w nim na chwilę przymknęłam oczy, a gdy znów je otworzyłam ujrzałam Hazzę, który z troską lustrował moją twarz.
- Już, lepiej.? - spytał cicho, uśmiechając się przy tym subtelnie, chociaż do dołeczków i tak wystarczyło. I ucieszyłam się jak nigdy, że mogę je znów zobaczyć.
- Tak. O wiele. - odwzajemniłam się podobnym gestem Dziękuję.
- Nie wiedziałem, że mój głos i mój widok potrafią działać takie cuda... - rozpromieniając się zupełnie nagle, w zabawny sposób poruszył brwiami. Jak zwykle parsknęłam śmiechem, po chwili przybierając poważną minę.
- Nie pochlebiaj sobie Styles. - zerknęłam na niego ze złością. - To wyjątkowa sytuacja.
- ...że się zaryczałaś z tęsknoty za mną. - wyszczerzył się, a ja w odpowiedzi tylko westchnęłam przewracając oczami.
- Mam ci przypomnieć co mi kiedyś obiecałeś.? - spojrzałam na niego niby to poważnie, starając się przebrać groźny wyraz twarzy.
- No aż się boję... Wiesz, że po pijaku potrafię gadać głupoty, nie musisz od razu brać tak wszystkiego na poważnie.
- Akurat wtedy pijany nie byłeś. Chyba... - zmarszczyłam brwi, udając głębokie zamyślenie. - A zresztą cholera cię tam wie czy już za trzynastki nie tonąłeś w alkoholu... - urwałam na moment, by wśród potoku słów znaleźć chwilę na oddech, gdy zauważyłam twarz Hazzy przybierającą jakieś dziwaczne grymasy. - Co ty robisz.? - spytałam powoli i bardzo podejrzliwie.
- Właśnie ci strzelam najbardziej fochniętą minę na jaką tylko mnie stać, nie widać.? - obruszył się jeszcze bardziej. A ja się tylko roześmiałam w głos.
- Nie ogarniam cię Styles, po prostu cię nie ogarniam... - obiema dłońmi zasłoniłam sobie oczy, nie mogąc patrzeć na tą twarz, która w obecnym momencie wywoływała we mnie tylko i wyłącznie ataki głupawki.
- Bo twoje zadanie na dziś to przypomnieć mi o tym co ci obiecałem. - swoją odpowiedzią zmusił mnie do ponownego zerknięcia w ekran laptopa.
- Obiecałeś mi, że strzelisz w gębę każdemu facetowi przez którego będę płakać. - zakomunikowałam dobitnie, starając się nadać swojej wypowiedzi nieco podniosły ton.
- Iiii.?
- Iiii... - powtórzyłam, uśmiechając się zachęcająco.
- I ja mam sobie w gębę strzelić, tak.?
- To mi najlepiej poprawi humor. - automatycznie kiwnęłam głową, by jego zaspany łepek tym bardziej mnie zrozumiał.
- Ale to będzie bolało... - zmarszczył brwi, jakby zastanawiając się głębiej nad moją prośbą. - Ja jestem wrażliwy na ból. I taaaaaki delikatny. Nie, mowy nie ma. - gwałtownie pokręcił głową, milknąc na dłuższą chwilę.
A ja w tym momencie dostałam idealną okazję, żeby powgapiać się w jego twarz i upewnić się, że jest z nim wszystko w porządku. Co niezmiernie mnie cieszyło.
- I co się tak patrzysz.? - moja nagła uwaga jego twarzą nie umknęła jego czujności. Nadal próbował się ze mną droczyć, ale ja nie miałam na to siły.
- Nawet nie wiesz jaka to ulga obudzić się po tak koszmarnym śnie i móc z tobą po prostu pogadać.
- No to był tylko sen, Lou. Nic znaczącego. Tylko chore wytwory twojej wyobraźni. Ja tu jestem, żyję, nawet oddycham. Mógłbym się nawet poruszyć, tylko, że nie bardzo mi się chce...
- Nie musisz. Ważne, że jesteś.
- Nie mógłbym być nigdzie indziej. - odparł poważnie, wpatrując się we mnie z nieokreśloną troską. - Obiecałem ci, że co by się nie działo będę przy tobie. Forever and always, Kitty.
- Dziękuję. - szepnęłam cichutko, może trochę nieśmiało. Co skwitował tylko tym swoim delikatnym uśmiechem. - Okej, ja cię nie zatrzymuję dłużej. Bo mi się znowu od Paula dostanie za trzymanie cię po nocach. Idź spać.
- Naprawdę już mogę...? - ucieszył się jak małe dziecko na widok nowej zabawki.
- Mhm. - pokiwałam głową, całkiem na poważnie. - Tylko obiecaj mi jedno.
- Co tylko chcesz.
- Uważaj na siebie, dobrze.?
- Tak wiem. Jak umrę, to mnie zabijesz. - wyszczerzył się, po raz kolejny tego dnia wzbudzając we mnie wybuch śmiechu. Który opanowałam dopiero po dłuższej chwili, posyłając chłopakowi wdzięczne spojrzenie. Skomentował je jedynie szerokim ziewnięciem, co tylko wzbudziło we mnie głębokie poczucie, iż naprawdę czas już się żegnać.
- Dobranoc, Honey. - mruknęłam, czując, że na zwyczajowe lekkie i zabawne "kocham cię", teraz miejsca nie ma.
- Dobranoc, Kitty.

Zamknęłam laptopa z dziwnym ściskiem w dołku. Był, nie odszedł, śmiał się, żartował, jak to Harry. Ulga nieopisana. A jednak wrażenia po śnie były tak dobitne, że po prostu wiedziałam, iż tej nocy zwyczajnie już nie zasnę.


*

Dzwonek do drzwi skutecznie przerwał kolejny proces przewracanie się z boku na bok. Poczułam z tego powodu nawet jakąś tam ulgę, bo zaczynałam już wariować w tym łóżku. Ciągle wracał do mnie ten sen, ciągle wwiercała mi się w mózg myśl, że Hazzy już nie ma, a przed oczami stawał obraz Harry'ego na pogrzebie. Tak, rozmawiałam z nim, widziałam go. Żył, miał się dobrze, wszystko jak zawsze. Tylko co z tego, skoro nieustannie pamiętałam ten ból ze snu. Gdy byłam przekonana, że już nigdy go nie zobaczę, nie dotknę, nie usłyszę, nie...

- Harry.? - pisnęłam, na widok chłopaka stojącego pod moimi drzwiami, które to właśnie otworzyłam.
- Taaaa-daaa - rozłożył szeroko ręce, pozwalając na to, bym mogła go wyściskać jak nigdy przedtem. O tak, dokładnie tego mi było trzeba...
- Czy ja mówiłam, żebyś się szwendał po nocy.? - mruknęłam groźnie, wtulona w jego ramiona. - Nie. Wyraźnie mówiłam, że masz na siebie uważać.
- I dlatego właśnie próbujesz mnie udusić.?
- Chciałam się po prostu przytulić. - mruknęłam obrażona, odsuwając się od niego na znaczną odległość.
- Ty spałaś cokolwiek.? - spytał, patrząc podejrzliwie na moje worki pod oczami.
- Nie mogłam. - westchnęłam ciężko, wzruszając ramionami.
- To chodź, coś z tym zrobimy. - pociągnął mnie za rękę w kierunku, z którego przed chwilą przybyłam.

*

- A podobno nie mogłaś zasnąć. - zaśmiałem się, gdy jej głowa bezwiednie zatrzymała się na moim ramieniu.
- Jedynym co może mnie na tyle uspokoić, żeby usnąć jest bicie twojego serca. - ręką sięgnęła lewej strony mojej klatki, delikatnie pocierając miejsce o którym mówiła. Aż mnie przeszedł dziwny dreszcz.
- Aż tak ci na mnie zależy.? - zignorowałem reakcję własnego ciała skupiając się na tym co potrafię najbardziej. Wydurnianiu się.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak to ciężko jest mieć świadomość, że cię już nie ma. - westchnęła, niemalże płaczliwie, mocniej się we mnie wtulając. I przy okazji boleśnie wciskając mi swoją lewą kończynę w bok.
- Ale ja jestem. Cały i zdrowy. I wyraźnie czuję jak mi wbijasz łokieć w żebro.
- Przepraszam... - podniosła się na ręce, wyciągając łokieć spod moich pleców. Odczułem pewną ulgę, chociaż jej smutna mina przeświadczyła mnie o tym, że mógłbym i wytrzymać ten ból. Dlatego przyciągnąłem ją do siebie, pozwalając, by wtuliła się we mnie zupełnie jak mała dziewczynka.
- No chodź tu, mała bekso. - wplątałem palce w jej włosy, bawiąc się nimi nieznacznie. Tak, jak zawsze ją to uspokajało. - Jestem. I nie zamierzam jak na razie się stąd ruszyć. Jeszcze nie zdobyłem pełnej dominacji nad światem... I nie napsułem ci wystarczającej ilości krwi.
- I to jest twój plan na przyszłość.? - mruknęła sennie, bardziej wtulając się w moją klatkę piersiową. Zamknęła powieki, pod którymi jej oczy poruszały się nieznacznie zdradzając, że wciąż nie śpi. Uśmiechnąłem się do siebie, sięgając dłonią do jej pleców i kciukiem poczynając kreślić na nich jakieś nieokreślone znaki. Lou drgnęła nieznacznie od tego gestu, ale już sekundę później rozluźniła się, zaciskając swoją dłoń na krańcu mojej koszulki.
- No pewnie. Jak już zdobędę dominację nad światem i znajdę swoją królewnę, to jak przystało na porządnego faceta, wybuduję dom, zasadzę drzewo i spłodzę syna.
- O to, to na pewno. Nic, tylko byś płodził.
- No tak. Co najmniej piątka. A ty zostaniesz zrzędzącą, niemiłą starą panną z gromadą tych swoich psiaków, zadekowaną w jakimś ciasnym mieszkanku i podglądającą sąsiadów przez okno. I żeby cię tym bardziej wkurzyć, z dzieciakami będę cię odwiedzał.
- Oj weź. Ciebie ledwo znoszę, a co dopiero taki ty razy pięć i to w dodatku jako dziecko.
- Ale się będziesz wściekać... Z tych swoich pokręconych gał będziesz ciskać błyskawice... Taka stara, pomarszczona, osiwiała... Jak jędza z jakiejś bajki.
- A ty to co...? Starzeć się nie zamierzasz.?
- A ja zostanę zawsze piękny i młody. I moja żona też.
- Styles, ty to jednak głupi jesteś...

Westchnąłem głęboko, właściwie nie wiedząc już co odpowiedzieć. To i tak nie miało większego sensu, bowiem po chwili usnęła. Z głową opartą na mojej klatce piersiowej. Drażniąc moją skórę delikatnymi oddechami przenikającymi przez delikatny materiał koszulki. Ściskając mój bok i wtulając się we mnie tak mocno jak nigdy przedtem. Spojrzałem na jej twarz, jak zawsze bladą, pokrytą kilkoma piegami, skupiającymi się przede wszystkim na nosku, który delikatnie marszczyła. Ale nawet pomimo tego wyglądała na spokojną. Cudownie spokojną. Młoda, piękna, szalona. I taka moja. Idealna.

Nawet pasująca do mojej wizji przyszłościowej... I wcale nie jako stara panna, a bardziej... jako żona.?


*

Obudziłam się, tym razem na spokojnie. I chociaż byłam wygnieciona, trochę połamana, niedospana i nadal zmęczona, to mimo wszystko czułam się szczęśliwa. Na tyle, by przeciągnąć się, rozprostowując kości, po czym wbić się pod ciepłą, delikatną kołderkę, przytulić głowę do poduszki i jeszcze choćby minutkę odpłynąć w regenerujący sen. I pewnie by mi się udało, gdyby nie nagły, hałaśliwy rumor i donośne, chociaż znajome "kurwa" z kuchni.

Sapnęłam ciężko, wykopując się spod kołdry. Przysiadłam na skraju łóżka niczym styrany życiem człowiek przeklinając w duchu tak męczącą pobudkę. Podniosłam swój okropnie ciężki w takich chwilach tyłek i poczłapałam na oślep do kuchni, po drodze zgarniając z fotela jakiś szlafrok, którym z powodu porannego chłodu starannie się owinęłam.

Aż sapnęłam widząc Harry'ego z kawałkiem szuflady w ręku, stojącego nad kupką widelców rozsypaną po podłodze.

- Co ty robisz.? - spytałam, zaciskając szczękę ze zdenerwowania.
- Jak to co robię.? - Harry natychmiast się uniósł, patrząc na mnie jak na kosmitkę. - Śniadanie robię. To znaczy próbuję, ale jak zwykle w tej twojej graciarni coś się musi rozwalić. - rzucił deseczką o podłogę, co natychmiast rozległo się głuchym echem po kuchni. Na mnie jednak większego wrażenia to nie zrobiło. Nadal stałam jak stałam, przyglądając się jak nawet nie fatygując się o sprzątnięcie, Harry podchodzi do postawionej na kuchence patelni. - Mówiłem, przeprowadź się do mnie, to niee...
- Najpierw Lou z El, potem Caroline, potem Taylor... - końcówka słów musiała do niego dotrzeć z korytarza, bowiem to tam udałam się w chwili obecnej, by z szafki przy drzwiach wyciągnąć skrzyneczkę przepełnioną narzędziami. - Miałam się na trzeciego kręcić po gniazdku zakochanych i słuchać tych ciągłych Harrusiów.? - wracając do kuchni, posłałam Harry'emu urażone spojrzenie. Bo zabolało, gdy wyzywał mój kochany domek od graciarni.
- Mhm, no pewnie. - kiwnął głową, uśmiechając się szeroko. Zignorowałam to, z głuchym westchnieniem siadając przed rozwaloną szufladą. Biorąc śrubokręt do ręki sięgnęłam po deseczkę i mozolnie poczęłam przykręcać ją do reszty. - Ktoś musi mi napsuć nerwów. Od dziecka dzień w dzień serwujesz mi odpowiednie dawki i teraz się czuję chory jak ktoś mnie z rana nie zdenerwuje. - stanął za mną i jakby właśnie chcąc mnie zdenerwować, zmierzwił mi włosy.
- Możesz coś dla mnie zrobić.? - wbiłam w niego poirytowane spojrzenie. - Weź ten młotek i stuknij się w łeb. Z góry dziękuję.
- Naprawdę, ostatnio twój dowcip tnie jak nóż. Taki ostry. - zironizował, powracając do mieszania składników na patelni.
- Harry, nie denerwuj rudej kobiety ze śrubokrętem w ręku. Nie wspominając o tym, że właśnie przez ciebie on w mej dłoni wylądował. - pogroziłam mu małym, ostro zakończonym narzędziem.
- No co... - wzruszył bezradnie ramionami. - Ze mnie taki majster jak i z ciebie kucharka. To nie jest robota dla tych pięknych rączek. - podetknął mi pod sam noc jedną z tych swoich wypielęgnowanych łapsk. Po której niemalże od razu dostał za zasłanianie mi widoku.
- No tak, wykręcaj się dalej. - swoimi słowami zagłuszyłam cichy syk wychodzący z jego ust, który był aktem protestu bicia po dłoniach. - A za drzwi od prysznica nadal mi jesteś winien ciężkie pieniądze. Swoją drogą do tej pory nie wiem jakim cudem ty je z zawiasów wyrwałeś.
- Jak, jak... - westchnął ciężko. - Tysięczny raz ci powtarzam, że się zacięły. Tylko raz mocniej szarpnąłem i wszystko poleciało. Nie moja wina. - rzucił, jakby naprawdę wierzył we własną niewinność. - To przez to mieszkanie... Wystarczy dotknąć, a już się rozpada. Tak samo jak i ty. - nim się zorientowałam, dźgnął mnie jednym z tych swoich długich palców prosto w ramię.
- Ał.! Debilu, będę miała siniaka! - zaprotestowałam natychmiastowo, odwijając mu centralnie w tyłek. Zaśmiał się sam z siebie, odskakując o jakieś dwa metry ode mnie.
- Jeszcze raz mnie uderzysz, a to cudowne śniadanko skonsumuje sam. - rzucił ostrym tonem, naprawdę wierząc w groźność jego kary. - Nie dam ci nawet spróbować.
- Cudowne śniadanko... Tsa. Jajecznica na pomidorach.
- Ale za to jaka... Ty i przez tydzień byś takiej nie zrobiła. - mruknął posępnie pod nosem. - Zrobiłabyś.! - poprawił się szybko i pisnąwszy jak jakaś panienka, umknął w jednej sekundzie przed moim ciosem wymierzonym gdzieś w okolicy jego łydek. - No jasne, że byś zrobiła... - uśmiechnął się do mnie w taki sposób, że aż prawie uwierzyłam w prawdziwość jego słów.
- No i gotowe... - podniosłam się z kolan, wzdychając ciężko nad robotą, którą musiałam wykonać. Nie zapominając o tym, że z jego winy... - Jeśli cokolwiek jeszcze dzisiaj zeps... - dalszą część wypowiedzi wytłumił donośny odgłos rozbijającego się kubka, który jeszcze przed chwilą Harry trzymał w swoich łapskach.
- Upssss. - przeciągnął ostatnią spółgłoskę, wypuszczając powietrze przez zęby. Ostrożnie łypnął na mnie spod tej swojej polokowanej grzywki z wymalowanym na twarzy poczuciem winy.
- Uduszę cię.
- Nie udusisz. - uśmiechnął się bezczelnie, rzucając mi wyzywające spojrzenie. - To piękne ciałko jest ubezpieczone na takie miliony, że jakiekolwiek jego uszkodzenie i nie wypłacisz się do końca życia.
- Mimo wszystko i tak mnie kusi, żeby...
- Oddaj mi lepiej ten śrubokręt. - mruknął niepewnie, delikatnie wyjmując z mojej ręki mały przedmiot. - I tą skrzyneczkę pełną niebezpiecznych narzędzi też. - z podobną łagodnością próbował również wyswobodzić rączkę skrzynki z mojego uścisku. - To wszystko w rękach dziecka grozi kalectwem.
- No właśnie. - odebrałam mu wszystkie narzędzia i nie czekając na jakiekolwiek słowo protestu z jego strony, skierowałam swe kroki do korytarza.

*

- A ty nie miałeś mieć dzisiaj wywiadu.? - spytałam, przełykając kolejny kęs tego jego "cudownego śniadanka". Spojrzałam z uwagą na Harry'ego, który zamiast jak normalny człowiek siąść przy stole i za pomocą noża i widelca zjeść śniadanie, zajmował pół kuchennego blatu, garbiąc się przy tym pod naciskiem szafek z góry, skórką od chleba skrobiąc po patelni. A po chwili z pełnym satysfakcji uśmiechem umieścił ją w swoich ustach, przegryzając ją ze smakiem.
- Widzisz to.? - wskazał na otwarte na oścież okno przez które do tej maleńkiej kuchni wpadało świeże powietrze i dosyć wysoka temperatura zagwarantowana dzięki pełnemu słońcu wiszącemu na niebie. - Pieprzę wywiad w Ameryce, jak w Anglii taka pogoda. - odkładając na bok patelnię, otarł nadgarstkiem usta, po czym zaszczycił mnie jednym z tych swoich uśmiechów. - Więc dzisiaj zamiast na wywiad, pojedziemy sobie na rowery. I przysięgam ci, jak mnie znowu wepchniesz do jeziora to zaciągnę cię na London Eye i zafunduje kilkadziesiąt okrążeń. - pogroził mi palcem.
- Akurat, zaciągniesz. - prychnęłam, powracając do swojego śniadania.
- Się trenowało ostatnio, nie widzisz.? - wyprostował się, naprężając klatkę piersiową ukrytą pod czarnym podkoszulkiem z logiem Rolling Stones. - Kaloryfer jak się patrzy. - klepnął się w klatkę dla zaakcentowania powagi swoich słów.
- No tak... Klata jak u goryla.
- Ty aż się prosisz, żeby ci pokazać ile ostatnio siły nabyłem. - zagroził, marszcząc w poważny sposób brwi.

Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami pełnymi różnorakich wyzwań, nie robiąc absolutnie żadnego ruchu. Kiedy jednak Harry w znaczący sposób podniósł do góry prawą brew, po czym ledwo zauważalnie podniósł prawy kącik warg do góry, pisnęłam wybiegając z kuchni z prędkością światła. Gnałam przed siebie, nie ogarniając nawet kierunku. Dbałam jedynie o to, by nie zatrzymać się nagle na jakiejś ścianie czy szafce. A głośne kroki tuż za mną dopingowały mnie tylko do podkręcenia tempa. Które i tak na nic się nie zdało, kiedy to Harry zupełnie znikąd pojawił się tuż przede mną.

- Ha, mam cię. - jego ramiona oplotły moją talię, po czym bez problemu podniósł mnie do góry i przerzucił przez swoje ramię. Począł spokojnie iść przed siebie, nie zważając na moje piski, rzucanie się, krzyki, a nawet i groźby, żeby mnie puścić. Fakt, że dostał parę razy po plecach też najwyraźniej większej różnicy mu nie zrobił... - No to teraz czeka cię kara... - jego słowa nikły w moich protestach, co nie zmieniało faktu, że w obecnej sytuacji zabrzmiały złowrogo.
I aż przestałam się rzucać.
- Na balkon...? - zapiszczałam nadnaturalnie wysokim głosikiem, kiedy zwisając dół wzdłuż jego pleców dostrzegłam stolik znajdujący się w moim malutkim saloniku, który jako jedyny pokój miał balkon. A biorąc pod uwagę kierunek w którym szedł, jego brak umiaru w droczeniu i tą "karę" którą miał mi zaserwować... - Nie, Harry... - natychmiast przestałam się rzucać, jakby bardziej kurczowo łapiąc się jego sylwetki. - Tylko nie tam... - wraz z tymi słowami Harry zwolnił uścisk i jednym ruchem niemalże zrzucił mnie z ramienia, sadzając na czymś metalowym, dosyć cienkim, cholernie niewygodnym i przede wszystkim bez żadnego oparcia.

Barierka...

O cholera, ja siedziałam na barierce.!

Panika natychmiast wezbrała w całym moim ciele, wprawiając je w jakieś dziwne drżenie. W jednej sekundzie zacisnęłam powieki odcinając sobie dopływ obrazów grozy jakie z pewnością rozpościerały się tuż za mną. Najmocniej jak tylko mogłam ścisnęłam krańce barierki i czekałam na jakiś cud, który miałby mnie wyratować z tej strasznej sytuacji. Nie pomagało to, że Harry mocno trzymał mnie w talii, utrzymując tym samym jakąś równowagę mojego ciała. Bez tego pewnie już na samym początku zleciałabym w dół, ale to teraz nie miało większego znaczenia.

Przecież ja siedziałam na barierce...!

- Nie, Harry... Proszę, błagam... - poczęłam skomleć, modląc się w duchu by chłopakowi wrócił zdrowy rozsądek i mnie stąd zabrał. - Puść mnie.
- Proszę bardzo. - wraz z jego słowami poczułam jak jego uścisk coraz to bardziej słabnie.
- Nie.! - natychmiast przylgnęłam do jego ramion, wtulając się w nie tak mocno jak się tylko dało. - Trzymaj, trzymaj mnie mocno. - wybełkotałam ledwo zrozumiale, chowając twarz w jego barku.
- Typowa kobieta. - westchnął teatralnie nad swym ciężkim losem, niemalże prosto do mojego ucha. - Cholernie niezdecydowana.
- Harry, ja zlecę... - ignorując jego narzekania, coraz to mocniej wciskałam głowę w jego ramię.
- Nie zlecisz. - zaśmiał się, obejmując mnie w talii. I znowu, zupełnie bez wysiłku podniósł mnie, przenosząc pod drzwi balkonowe, o które bezwładnie się oparłam. I Harry również, lewą ręką, tuż za moją głową.
- Już nigdy cię nie puszczę. - szepnął tak cicho, że zaczęłam zastanawiać się czy to aby nie był tylko delikatny szum wiatru, pałętającego się po balkonie. Cały strach wraz z tymi słowami uleciał we mnie w jednej chwili, dzięki czemu znalazłam w sobie siłę, by otworzyć chociaż jedno oko. I miałam nim podejrzliwie łypnąć na stojącego przede mną chłopaka, kiedy mój wzrok padł na kolejną, nową czarną plamę wystającą nienachalnie spod czarnego rękawka jego podkoszulka.
- Harry, jak Boga kocham.! Kolejny tatuaż.?! - zezłościłam się w jednym momencie, przenosząc zirytowane spojrzenie prosto w jego twarz. Która jak zwykle w takim momencie przybrała cierpiętniczy wyraz, spotęgowany dodatkowo teatralnym wywróceniem oczu. - I na co ci to potrzebne ja się pytam.?! I to jeszcze co... Gwoździe... Piękny wybór, naprawdę. Chociaż nieee. Ja nawet znam symbolikę. Przede mną stoi właśnie mój gwóźdź do trumny. - dźgnęłam go w sam środek jego klatki piersiowej, co wywołało na jego twarzy chwilowy grymas.
- No i czemu mnie dźgasz.? - sapnął, kolejny raz przewracając oczami, finalnie wbijając wzrok w miejscu, gdzie pocierał obolałe od mojego palca miejsce. Zmarszczył brwi i poskarżył się w duchu sam sobie, po czym wrócił spojrzeniem na moją twarz.

I nim się spostrzegłam, jego twarz rozświetlił uśmiech. Niby ten sam, ukazujący tak dobrze znane i wydawałoby się już opatrzone dołeczki w policzkach, a jednak... Jednak nie mogłam oczu od nich oderwać, zupełnie jak od jakiejś nowości.
Nowego Harry'ego. Nie przyjaciela, brata, powiernika najskrytszych sekretów, strachów, marzeń  i planów. Nie dzieciaka z którym się wychowywałam, nie kumpla, z którym wyprawiałam najróżniejsze głupoty, nawet nie gwiazdę. Widziałam młodego mężczyznę. Ukochanego mężczyznę. Bez którego moje życie miało stracić sens.

I nim zdążyłam mu to wszystko powiedzieć, nasze usta połączyły się w jedność.




***
Ahhhh, no tak. Jakby ktoś jeszcze nie zauważył, to nie jest nowy rozdział. Ot, taki pomysł, który spadł na mnie zupełnie niespodziewanie. Z początku wydawał mi się całkiem fajny, ale z każdym kolejnym opisywanym słowem tracił w moich oczach. Mimo wszystko po przetestowaniu go na pewnej obiektywnie nastawionej osobie postanowiłam go dodać. Bo w zasadzie to jestem nawet dosyć ciekawa jak odbierzecie to moje bujanie... I chyba jak nigdy, czekam na Wasze opinie.
Kocham Was.! ;*

Komentarze (24):

10/4/13 22:39 , Blogger pikseloza pisze...

tradycyjne cudo ;-) a kiedy 21?

 
10/4/13 22:50 , Anonymous Anonimowy pisze...

Jeeej:)) Uwielbiam wszystkie Twoje opowiadania:))
A Ty jak zawsze narzekasz no...:) haha xd podoba mi się strasznie:)) i jak zawsze się uśmiałam, mimo, że na początku łezka w oku się zakręciła...:))
Mam nadzieję, że już niedługo dodasz następny rozdział do piekarni:)) Pozdrawiam:) I.

 
11/4/13 08:37 , Blogger Coffies A. pisze...

Kiedy nastepny !

 
11/4/13 10:52 , Blogger Unknown pisze...

Jest!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Jupi!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Normalnie jestem szczęśliwa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
A ja chyba też jestem takim gwoździem... Do Twojej trumny... Dziewczyno ja tutaj dosłownie z ciekawości umierałam, a Ty nam tak chamsko kazałaś czekać:( Normalnie za chwilę się pogniewam... Tak,jak pogniewałam się na brata za podarcie prawie moich wszystkich plakatów... Albo nie... Ja Tobie wybaczam xd ( Ale bratu nie) ;p Świetny rozdział ;) Bardzo, ale to bardzo bardzo mi się podoba. Pomysł jest świetny. Nie oglądałam filmy '' Moja dziewczyna'' więc jak czytałam to nie wiedziałam co mnie spotka, więc na początku tak się denerwowałam, że szok normalnie. Naprawdę! Gdy pisałaś o tym, jak Harry umarł, o jego białych policzkach i wystraszonej Louise, przez moje ciało nagle przebiegł dreszcz i nawet zastanawiałam się czy to czasem nie jest ostatni rozdział. Ale jak się na wielkie szczęście okazało, wszystko dobrze się skończyło i to był tylko głupi sen naszej głównej bohaterki. Widać tatuaże Harrego nie tylko ciebie wkurzają, heuhe.... No ale cóż... To on będzie później żałował, nie ja. Moim zdaniem, gdy tak na nie patrzę to tylko i wyłącznie podobają mi się te ptaki. Sama nie wiem czemu...
Końcówka jest po prostu genialna xd Jupiii. Coś czuję, że Harry powoli zakochuje się w Louise, a ona w nim xd Wszystko jest po prostu cudownie napisane :) Warto było tyle czekać na taki rozdział ;) Tylko proszę... Nie rób tego więcej xd Bo ja na serio prawie codziennie sprawdzałam,czy czasem nie ma u ciebie nowego rozdziału ;p
Przebiegliśmy w czasie xd Miałam to napisać wcześniej, ale głupia ja zaczęłam od środka... Mi się to podoba, hehe ;p
Harry wszystko psuje. Normalnie jak taki robot, co jest wyprodukowany do robienia szkód xd Na serio, no xd Drzwiczki od prysznica, deseczka, kubek. Jak będzie dłużej u niej w domu, to będzie gotów cały dom zdemolować. Wiesz? Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby naprawdę tak było ;p
Rozdział, jak wcześniej wspominałam jest świetny :) Bardzo mi się podoba ;p
No to pozdrawiam i życzę weny ;p

 
11/4/13 14:56 , Blogger Unknown pisze...

Zgadzam się z poprzedniczką, z tym ,że to nie jest nowy rozdział, jedynie one shot ;D Strasznie się wystraszyłam na początku, ale to na szczęście tylko sen :)

 
11/4/13 17:45 , Blogger Unknown pisze...

Fantastyczny. <3

 
13/4/13 19:48 , Anonymous Anonimowy pisze...

Ale super, piękna historia, żeby w życiu wszystko się tak kończyło. Strasznie mi poprawiłaś humor tym opowiadaniem, ale mam nadzieje, ze niedługo wpadną ci nowe pomysły i dodasz kolejny rozdział do "Chłopaka z piekarni", a może kolejny one shot. Mój mózg domaga się twoich prac. Czekam, czekam, czekam :)

 
15/4/13 14:42 , Blogger Unknown pisze...

jakby to ująć... matura w pobliżu, ślęczę nad matmą, by chociaż te 30% uzyskać. ale jak już będę miała dosyć funkcji i z głowy wyleci mi Filip Mettler i to jego fanstastyczne "When I was your man", może w końcu przypomnę sobie jak to było pisać o Harry'm... ;)

 
15/4/13 14:44 , Blogger Unknown pisze...

no gdzieżbym ja mogła sobie nie ponarzekać na moją "twórczość", daj spokój ;). i ja wiem, że ludzi nie powinno się zmuszać do płaczu, ale cieszę się z takiej reakcji na początek. sama wylałam litry łez pisząc o... no, nie chce mi to przez palce przejść...

 
15/4/13 14:46 , Blogger Unknown pisze...

cóż, musisz uzbroić się w cierpliwość. matura już blisko, a ja naprawdę chcę ją zdać. ale przy wolnej chwili postaram się coś tam naskrobać. :)

 
15/4/13 14:48 , Blogger Unknown pisze...

cieszę się, że Wam obu się to podobało :). niezmiernie mi miło czytać tak pełne radości komentarze. to tylko daje mi natchnienie do pisania kolejnych rozdziałów, chociaż niestety ostatnio nie mam na to czasu. i czuję się przez to źle, jakbym Was zawiodła. ale postaram się poprawić. obiecuję :).

i cieszę się, że ktoś zauważył, że to jedynie One Shot :).

 
15/4/13 14:48 , Blogger Unknown pisze...

:)

 
15/4/13 14:50 , Blogger Unknown pisze...

ojej, ojej, ojej, ojej :). kilka słów, a tak cieszy :). nawet nie wiesz jak miło się poczułam czytając Twoje słowa :). takie delikatne, subtelne, pochlebne, miłe :). aż nie mogę przestać się uśmiechać :). albo to przez Filipa, który nieustannie mi w uszach brzmi... a zresztą, mniejsza o to. dziękuję za tak wspaniałe słowa ;*

 
15/4/13 15:40 , Blogger zakręcona pisze...

wow! Genialny. Naprawdę strasznie mi się podoba! Na początku ryczałam, a potem jak się okazało, że to sen to odetchnęłam z ulgą. A potem tylko się co chwila szczerzyłam. Możesz częściej pisac takie krótkie opowiadania.
Fajnie by było jakbyś dodała nowy rozdział, ale nie naciskam. Będziesz miec to dodasz. No wiec czekam :)
Pozdrawiam.
P.S. Kocham twoje opowiadanie i ten one shot.Piszesz tak wspaniale, że aż się czytac chce.<3 <3

 
16/4/13 09:45 , Blogger Unknown pisze...

o kurczę... aż się prawie zarumieniłam czytając te słowa. są naprawdę, naprawdę miłe :). ogromnie dziękuję za taką życzliwość w stosunku do mojej pracy. i za wyrozumiałość względem częstotliwości pojawiania się nowych rozdziałów. bądź pewna, że gdy tylko coś napiszę, od razu dodam. :)

 
16/4/13 19:13 , Blogger pikseloza pisze...

No ja myślę <3 nie mogę się doczekać ;-)

 
17/4/13 15:27 , Blogger Unknown pisze...

spokojnie, spokojnie :). następny niecierpliwiec... ;). a tak na marginesie - przeczytałam wszystkie Twoje komentarze. pod każdym rozdziałem. powiem Ci jedno: gratuluję wytrwałości i... kurczę, to naprawdę miłe :).

 
19/4/13 18:00 , Blogger Patty Direction pisze...

Czytałam to zaraz po dodaniu, i przepraszam, że wsześniejnie skomentwałam...
Widzę, że zmieniałś wygląd bloga, jest świetny, blog teraz zupełnie inaczej wygląda.
Chciałam się zapytać czy w tym opowiadaniu pojawią się chłopaki jako One Direction ??
Wiem, że to nie rozdział, ale jest świetne.
Na nowy rozdział nie naciskam, ale muszę przyznać, że nie mogę się go doczekać kiedy się pojawi..
Tylko mam nadzieję, że prędko nie skończysz tego opowiadania, bo jest świetne niby akcja dzieje się dość wolno, alt to dobrze, czyta sie je tak fajnie, lekko, że no nie mogę !!!
I pamiętaj Ty nas nie zawiodłaś tym, że długo nie ma rozdziału, Ty zacały czas się nami ineresujesz a Ty nie masz wpływu np, na wenę, albo na to, że musisz się uczyć, to nie twoja wina, my Cię wspieramy pamiętaj o tym, że nie ważne za ile dni,miesięcy, czy nawet lat, pojawi się rozdział ja zawsze będe chciała jeszczse i jeszcze.
Hehehehe dziękuję, że dodałaś ten One Shot...
Pozdrawiam bardzo, ale to bardzo mocno i już teraz życzę powodzenia przy egzaminach ;DD
Xxxx

 
20/4/13 22:48 , Blogger Unknown pisze...

elo elo.
przeczytałam to już dawno, ale nie mialam jak skomentowac!
wiec poczatkowo pomyslałam: ja to nie nowy rozdział, nie czytam. ale po cwhili zaczęłam i jestem po wrażeniem. Jesteś świetna! :D fajna historia. Aw Harry <3.
Love i wgl podnieta.
kiedy nowy roździał zwykkłego bloga? Harrego z piekarni? Czekami czekam, kocham to opowiadanie no ubustwiam i tyle. Masz ten styl!
Pozdr. Uwielbiam ;**
http://dreamergirlxoxo.blogspot.com/

 
22/4/13 09:28 , Blogger Unknown pisze...

czy w opowiadaniu pojawią się chłopaki jako One Direction...? też pytanie :).

kiedyś w odpowiedzi na jeden komentarz pisałam, że ogólnie historia zaczęła kręcić się w czerwcu 2010 roku. a cały zamysł polega na tym, że nieśmiała dziewczyna przez swojego sławnego chłopaka wkracza w świat, który jest jej zupełnie obcy i jakby to ująć... trochę ją przeraża. to, czy wytrzyma będzie zależało tylko od tego jak Harry będzie ją chronił przed wścibskimi mediami, paparazzi chodzącymi za nią krok w krok i zazdrosnymi fankami. no, to tak mniej więcej w skrócie by było... :).

i strasznie dziękuję za wyrozumiałość, strasznie.! nawet nie wiesz jak się cieszę czytając takie słowa. miło wiedzieć, że nie czujesz się zawiedziona, naprawdę. i jeszcze wspierasz miłym słowem.! ehhh, nie mam nic innego do powiedzenia jak tylko jedno, wielkie DZIĘKUJĘ :).

pozdrawiam ;*

PS: ej, mam nadzieję, że jednak rok na nowy rozdział czekać nie będziesz... to już by była trochę przesada... ;)

 
22/4/13 09:30 , Blogger Unknown pisze...

"mam ten styl", a mamo, jak to fajnie zabrzmiało :). aż się uśmiechnęłam do ekranu :). cieszę się, że pomimo wszystko udało mi się zaciekawić Cię tym one shotem, pomimo tego, że tak strasznie czekałaś na rozdział :). a co do tego nowego... emmmmmmmmmmm. nie wiem, przykro mi. na razie muszę ogarnąć "Ludzi bezdomnych" a mam do tego dosyć olewcze podejście... zobaczymy, może uda mi się Cię zaskoczyć ;)

 
29/4/13 08:12 , Blogger Rosesylla pisze...

Boże, świetny wczoraj trafiłam na blooga i już przczytałam całego. Fantastyczny <33
Zapraszam do mnie:

http://zawsze-warto-marzyc.blogspot.com/
lub
http://you-and-lizzy.blogspot.com/

 
29/4/13 19:48 , Blogger Unknown pisze...

całego.? wow, osobiście podziwiam :). tak więc dziękuję za poświęcony czas :). pozdrawiam.! xx

 
4/5/13 17:49 , Blogger .Ziall.Halik. pisze...

Od czego by tu zacząć.. Może od tego że chciałam cię przeprosić że tak późno komentuję. Obiecałam komentarz więc dotrzymuję słowa:)Chyba lepiej późno niż wcale:)
Nie wiem co ci napisać bo nadzwyczajnej w świecie brak mi słów...
Taka historia robi wrażenie po prostu. Naprawdę miałaś świetny pomysł i tak cudownie to napisałaś, podziwiam cię za to:)Ja też bym chciała tak fajnie pisać no ale nie potrafię.. Nie każdy ma taki talent jak ty:)
Napisałaś że to na podstawie filmu Moja dziewczyna.. Ja nie skojarzyłam sobie tego tytułu i jak zaczęłam czytać to myślałam że nie widziałam tego filmu nigdy, ale gdy już skończyłam postanowiłam sobie sprawdzić co to za film no i szok.. Przecież oglądałam go kilka dni wcześniej.. Taa ja i moja inteligencja która rozkłada na łopatki.. Fajnie że napisałaś po swojemu bo często jak ktoś coś pisze na podstawie czegoś to jest bardzo podobne a ty dodałaś dużo od siebie.
Jak zaczęłam czytać to nie miałam zielonego pojęcia że to wszystko okaże się jedynie snem. Ale na szczęście tak się stało:)Aż mnie ciarki przeszły jak to czytałam.. Najgorzej chyba było jak doszłam do fragmentu gdy Harry był w trumnie...Trudno sobie coś takiego wyobrażać. A najlepszy moment gdy to wszystko okazało się jedynie snem:)
I świetna końcówka:)Ahh miłość..:)
Mam chyba dużo wspólnego z Harrym.. Po prostu wszystko co wezmę w swoje ręce muszę zepsuć. I bardzo dobrze robisz że nigdy niczego nie dajesz mi nawet potrzymać naprawdę dobrze:)Najwyraźniej wiesz co robisz:)
Mam dużo do powiedzenia o tym opowiadaniu ale niestety nie potrafię ubrać w słowa tego co myślę...Chyba kończy mi się limit słów na dzisiaj...I mam brak weny..
Przepraszam że tak krótko o tak świetnym opowiadaniu.. Aż mi głupio, no ale nic już mądrego nie wymyślę a nie chcę cię zanudzać jakimiś głupotami.

Naprawdę cudowna historia, mogła byś więcej takich pisać:)Z chęcią bym przeczytała:) To chyba jedna z najlepszych historii jakie czytałam:)
Życzę weny w pisaniu:)

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna