piątek, 19 lipca 2013

dwadzieścia osiem.

Okej, coś na początek.



Zacznijmy od piosenki, z którą nie mogę się rozstać od kilku dni. Znowu, bo już przeszłam na nią fazę, a teraz... Wiem, Blaine też się tam pojawia, no ale... Może akurat się Wam spodoba.




Nie ma co ukrywać, ten rozdział przyszedł mi z wielką trudnością. Może i jestem nadwrażliwa, ale Cory... Jakoś mnie to wytrąciło z równowagi. I humoru. Być może dlatego rozdział wyszedł jaki wyszedł... Ale przecież obiecałam nie narzekać, prawda.? Poza tym, w tym tygodniu skupić się na fajnym pisaniu nie mogłam. Za to siedziałam w sieci, skacząc od strony do strony o Glee. Tak jak to robiłam te dwa lata temu, zanim strony o Glee zmieniłam na strony o chłopakach. I wiecie na co trafiłam.?







 Uznałam, że jak na obecną tematykę, zdjęcia całkiem tu pasują. Poza tym, nie sądziłam, że chłopaki interesują się Glee. Owszem, ekipa występowała w którymś z odcinków ich X Factora, ale przecież... Cóż, w zasadzie tylko Niall... No dobra, nie będę się nad tym rozwodzić. Zatrzymam to dla siebie, chociaż jest mi przykro.



Ale narzekać nie będę. Postanowiłam się skupić na pozytywach. Chyba lepiej jest nosić w sobie miłe wspomnienie po kimś, nawet jeśli się go nie znało, niż zadręczać myślą, że już go nie ma, prawda.? Oczywiście takie "kruche dni" najdą mnie pewnie nie raz i nie dwa, ale jednak postanowiłam pozostać przy tym, z czym Cory/Finn zawsze mi się kojarzył. Pomijając niezgrabność, pomyślałam oczywiście o radości, jaką sprawiało mi patrzenie na jego próby taneczne. Kto nie oglądał... dwumetrowa pierdoła mówi sama za siebie xx. Nie da się ukryć, jego dziwactwa zawsze rozśmieszały mnie do łez. Chciałam przez to znaleźć swoją ulubioną scenę z nim w roli głównej, ale nie dało rady. Za dużo tego jest xx. I chociaż szalenie żałuję, że już więcej takich nie będzie, jestem jednak szczęśliwa, że przez te trzy lata miałam okazję napatrzeć się na wiele zabawnych sytuacji z jego udziałem. Zdecydowanie ich nie zapomnę xx. Zawsze będą gdzieś tam we mnie i... cóż. Nie wiem jak zakończyć tą myśl i płynnie przejść do następnej, więc jeśli pozwolicie po prostu podziękuję tutaj Cory'emu, że przez trzy lata pozwalał mi oderwać się od rzeczywistości, przyciągając moją uwagę w Glee. To zdecydowanie już na zawsze zostanie ze mną ♥.



Okej, obiecuję już Was tym nie zadręczać. Jest mi lżej, że mogłam się podzielić tym, co mi leży na wątrobie, ale rozumiem, że Was mogę tym samym zanudzać. Więc przechodząc do Piekarni... Chyba mogę się pochwalić.? Otóż dwudziestki ósemki nie dodaję już jako Lou, zdajecie sobie z tego sprawę.? Rozdział 28 dodałam już jako przyszła studentka Dziennikarstwa i komunikacji społecznej. Czyli, mówić krótko... Dostałam się na studia i mogę odetchnąć z ulgą. Jestem z tego jak najbardziej zadowolona, chociaż trochę nie mogę w to uwierzyć. No ale co tu dużo mówić, nareszcie mogę spokojnie czerpać z wakacji i nie czekać na żadne wyniki. W końcu skupię się na pisaniu xx.



A skoro o pisaniu mowa... Obiecałam nie narzekać, więc siedzę cicho. Ale co by nie mówić, pisało mi się trudno, generalnie z powodu przygnębiającej wiadomości o Corym. Ale udało mi się w końcu zawrzeć tu wszystko, co chciałam, więc chyba nie jest tak tragicznie, prawda.? Jak na zaistniałe okoliczności...



Poza tym, chciałam wszystkim podziękować za wsparcie w moim małym dołku. Naprawdę nie sądziłam, że kogoś to obejdzie, a tu dostałam miłe słowo od Was, od znajomych. Czego się nie spodziewałam, bo nawet nie pomyślałam, iż czytając o tej tragedii będą w stanie pomyśleć, że mi jest smutno. Ale dostałam tyle wiadomości, żebym się trzymała, że... poczułam się w końcu nieco surrealistycznie. Co nie zmienia faktu, iż to wszystko było szalenie miłe :). Więc dziękuję wszystkim, którzy chociażby jednym słowem podnieśli mnie na duchu ♥.



Jesteście kochane.! :*



A teraz zapraszam na tą pozbawioną sensu dwudziestkę ósemkę...

***

 Oficjalnie: Dwadzieścia osiem.


  - Cześć. - ten dawno słyszany przeze mnie głos, zmroził mi krew w żyłach. Tak więc stałam teraz na progu jak wryta, równowagę łapiąc tylko dzięki stanowczemu podtrzymywaniu się drzwi, a moja szczęka niemalże dotykała podłogi, gdy ja intensywnie zachodziłam w głowę... DLACZEGO PRZEDE MNĄ STOI QUINN.?!
- Eeeem... Cześć. - odblokowałam się dopiero po kilku dobrych sekundach, mrugając powiekami, jakby to w jakikolwiek sposób miało mi pomóc. Bo nie pomogło. W głowie nadal miałam jeden wielki kocioł, spowodowany obecnością blondynki na schodkach przed domem mojego ojca.

Bo przecież... Czy nie byłyśmy w stanie głębokiej wojny.?

- Mogę wejść.? - sądząc po pytaniu, najwyraźniej nie. Zwłaszcza, że postawa Quinn nie wyrażała tego, co od kłótni w szkole chciała mi dać do zrozumienia. Nie było pogardy, złości, wrogości. Zamiast tego miałam przed oczami skruszoną, zgarbioną dziewczynę, która mówiła strasznie cicho i niepewnie, unikając przy okazji mojego wzroku. No jakbym zamiast Quinn, widziała siebie.!

Niestety, to nie działało na obie strony. Nie przyjęłam bowiem tej pewnej postawy blondynki, która zawsze wiedziała co powiedzieć. Bo ja nie miałam pojęcia o czym miałabym w takiej sytuacji z nią rozmawiać. Owszem, ta kłótnia nie była dla mnie zbyt przyjemna, wiele razy przebrnęło mi przez myśl, że mogłybyśmy się pogodzić, że chciałabym z nią porozmawiać, poradzić się, zapytać o niektóre zasady i tajemnice randkowania... Ale przecież mnie nie było stać na pierwszy krok, a Quinn była zawzięta. Przyjęłam więc, że z pogodzenia się raczej nic nie będzie, zwłaszcza, że mój misterny plan umówienia Quinn i Harry'ego na randkę, spalił na panewce. Więc co by nie mówić, aktualnie to ja byłam zszokowana.!

- Ale... - zaczęłam, nie bardzo wiedząc jak obrać w słowa to, co przed chwilą z taką łatwością przebrnęło mi przez myśl.
- Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała ze mną gadać. - nie musiałam jednak trudzić się nad szukaniem odpowiednich słów, gdyż Quinn z tą starą dla siebie lekkością przerwała moje niepewne wywody. - Zachowywałam się jak kretynka i...
- Wejdź. - tym razem to ja weszłam jej w słowo. Trochę niespodziewanie dla siebie, ale skoro już się zaoferowałam, przysunęłam się do drzwi, tym samym odsłaniając wejście do domu. Bo w zasadzie rozmawianie na schodach w wietrzną, deszczową pogodę zbyt przyjemne nie było...
- Dzięki. - Quinn najwyraźniej miała to samo zdanie, gdyż uśmiechając się niepewnie, zrobiła kilka kroków naprzód, wchodząc do korytarza i jednocześnie zdejmując swój brązowy, z pewnością bardzo modny płaszcz, pod którym kryły się super wyszczuplające czarne rurki, dopasowaną, idealnie podkreślająca jej figurę kremową bluzkę, na którą narzucony był czarny, delikatny sweterek. Jeśli dodać do tego delikatny makijaż, ja w swoim naturalnym wydaniu, w szortach i jakiejś koszulce o trzy rozmiary za dużej, poczułam się jak kocmołuch. Przez co moja nieśmiałość znacznie się spotęgowała. Co nie umniejszyło jednak wpojonych od dziecka zasad dobrego wychowania, gdyż już po chwili nieśmiałym gestem skierowałam Quinn do swojego pokoju.

A idąc za nią, zastanawiałam się, czy zapraszanie jej do siebie było na pewno dobrym pomysłem...

Ociągałam się, a jakże. Szklanek szukałam tak, jakbym nie wiedziała gdzie są, sok nalewałam dwa razy dłużej, niż to było normalne... Ale co miałam robić.? Zaproponowanie Quinn czegoś do picia było jedyną szansą na ucieczkę od konfrontacji, po której nie wiedziałam czego się spodziewać. A naprawdę chciałam odwlec ją w czasie, żeby... żeby...

No dobra, nie wiedziałam dlaczego, ale rozważnym powodem było przynajmniej pomyślenie nad tym, co mogłabym powiedzieć, prawda.? Szkoda tylko, że rozsądny czas na nalewanie soku już mi się skończył i powinnam wracać na górę, nim Quinn zacznie coś podejrzewać i zejdzie do kuchni. A ja przez cały cenny czas nic nie wymyśliłam...

Na górę ruszyłam więc z dwiema szklankami w ręku i narastającym niepokojem, połączonym z poczuciem winy. W zasadzie guzdrałam się jak mogłam, by jak najdłużej odwlec moment wejścia do pokoju i spotkania z blondynką. Bo nie wiedzieć czemu, rozmowa z nią nie była przyjemną wizją. Wiadomo czego miałam się spodziewać.?

No sorry, najpierw mnie opieprzyła za coś, czego nie zrobiłam. Potem wywołała bójkę. Na koniec ignorowała przez długi czas, jasno dając mi do zrozumienia, że widywać się nie chce. A teraz co.? Tak po prostu przychodzi i chce porozmawiać.? O czym, przepraszam.? Kompromisie względem Harry'ego.? Tak, już słyszę jak proponuje, że w dni nieparzyste to ona będzie się z nim umawiać...

Ale nie miałam jednak zbyt wiele czasu na ironię myśleniową, gdyż chcąc nie chcąc, dotarłam w końcu do swojego pokoju i z westchnieniem niepewności, wkroczyłam do niego nieśmiale. Starałam się nie patrzeć na Quinn, skupiając wzrok przed swoimi stopami, ale gdzieś po drodze udało mi się na nią spojrzeć. Siedziała na moim łóżku, niepewna, jakby skulona, najprawdopodobniej rozmyślając nad czymś intensywnie. Nie doczytałam się jednak tematu pojawienia się tej głębokiej zmarszczki na środku czoła, gdyż szybko przemieściłam się na tyły pokoju, tracąc ją z oczu. I tylko czując jej obecność za plecami, podeszłam do biurka, stawiając na jego blacie dwie szklanki, co rozniosło się po cichym pokoju natychmiastowym echem.

Zastanawiając się co mogłabym powiedzieć, pozwoliłam sobie na niekulturalność i nadal tyłem do Quinn, oparłam się ciężko dłońmi o blat biurka, czując ciężar sytuacji na plecach. I nie wiedząc jak z niej wyjść, po prostu czekałam.

- Przepraszam. - cichutkie westchnienie, przypominające głos Quinn kazało mi odwrócić się i spojrzeć na blondynkę pytająco. Bo co by nie mówić, najpierw pomyślałam, że się przesłyszałam. Ale widząc niepewną minę Quinn, wpatrującą się we mnie ze skruchą...

Postradałam zmysły.?

- Słucham.? - wyrwało mi się niespodziewanie, ale ku wielkiej uldze dla mojego skołatanego ja. Bo chyba najłatwiej było zapytać, prawda.? Chociaż sądząc po minie Quinn...
- Za to w szkole po koncercie, za oskarżenia, za imprezę. - rzuciła już donośniej, chociaż jak na siebie, nadal o wiele za cicho. I nadal starannie omijała mnie wzrokiem, dopiero po swoich słowach, intensywnie wbijając we mnie to swoje zielone spojrzenie. - Przepraszam. To wszystko tak strasznie głupio wyszło.
- Eeeem... - teraz to ja uciekłam wzrokiem gdzieś w dół, niepewna co powiedzieć, gdzie patrzeć, co ze sobą zrobić.

Bo chyba... Stało się właśnie coś, czego nie oczekiwałam w najśmielszych snach.
Quinn mnie przeprosiła.! Sama z siebie.!
I wyglądała przy tym całkiem szczerze, więc ta myśl, że robi to tylko zgodnie z zasadą "Przyjaciół trzeba mieć blisko, ale wrogów jeszcze bliżej", wydała mi się kompletnie irracjonalna. Uwierzyłam jej, w stu procentach. I było mi z tym niemalże przyjemnie, co nie zmienia faktu, że sytuacja była krępująca, a ja się czułam cholernie niepewnie. Zwłaszcza, że nie mogłam się wyzbyć wrażenia, że biorę udział w alternatywnej rzeczywistości, a ta cała sceneria jest rodem z jakiejś głupawej komedyjki o nastolatkach. Słowo daję, już nawet czekałam na moment, aż padniemy sobie z Quinn w ramiona, płacząc rzewnie i sypiąc słodkimi określeniami.

Ku mojej wielkiej uldze, nic takiego się nie stało. Oczywiście żadna nie ruszyła się nawet o milimetr, a pokój nadal ogarnięty był krępującą ciszą, przetykaną jedynie odgłosami tykającego zegara i pracą trybików w moim mózgu, próbujących ustalić co mądrego mogłabym w tej sytuacji powiedzieć.

- Byłam strasznie wkurzona, bo myślałam, że zrobiłaś to z premedytacją. - całe szczęście, Quinn wcale nie oczekiwała z mojej strony żadnych przemówień, gdyż sama się za to wzięła. A ja tym samym spojrzałam na nią spod grzywki, obserwując z niewiadomych przyczyn jej również skierowaną na mnie twarz, wykrzywioną w jakiejś niespotykanie rozżalonej minie. - Poza tym naprawdę mnie dotknęło, że uganiałam się za facetem tyle czasu, a tobie wystarczyła chwila, by stracił dla ciebie głowę. - słysząc te słowa, zarumieniłam się od czubka głowy, po palce stóp, niepewnie wbijając wzrok w podłogę. Chciałam jednocześnie wyprostować jej rozumowanie, ale zwyczajnie nie wiedziałam jak. Poza tym, Quinn wcale nie zamierzała przerywać wywodu. - To wyjątkowo ruszyło moją dumę. Ale nawet to nie tłumaczy mojego zachowania na imprezie...
- Czemu tu przyszłaś.? - spytałam wprost, krzyżując przedramiona na klatce piersiowej. Wyprostowałam się przy tym znacznie, a więc i na dumne, pewne spojrzenie rzucone w stronę Quinn też było mnie stać. - Jeszcze kilka dni temu, jak mijałam cię na ulicy...
- Rozmawiałam z Chordem. - weszła mi w słowo, marszcząc brwi w dosyć niezadowolonym geście, jakby wspomnienie owej chwili było nieprzyjemne. Ale w tym momencie nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, bo przecież...

CHORD.?
Ten Chord, który uczy mnie grać na gitarze.? Który wie, że spotykam się ze Stylesem.? Który ma jakieś swoje naciągane teorie na temat mnie i Harry'ego.? Który nie potrafi utrzymać języka za zębami i często snuje te swoje wybujałe hipotezy.?
Jeśli to ten sam Chord, to dałabym głowę, że coś chlapnął...

- Co ci powiedział.? - wystraszona takim obrotem spraw, wytrzeszczyłam na Quinn swoje oczęta, jakby w jakikolwiek sposób to miało z niej wyciągnąć szczerą odpowiedź. Nie, żebym jej nie wierzyła, ale podświadomie z zaufaniem to wolałam się tak bardzo nie spieszyć...
- Wiem, że nadal cię uczy grać na tej gitarze, ale o tobie nic. - wyjaśniła, chociaż nie do końca jej w to uwierzyłam. Niby nie gadali o mnie, a jednak ona coś wie.?
- Nie rozumiem. - delikatnie pokręciłam głową, marszcząc przy tym brwi w zamyślonym geście.
- Gadaliśmy, od słowa do słowa zaczęliśmy się kłócić, aż nagle on zaczął wrzeszczeć, że jestem idiotką, egoistką i żebym w końcu zrozumiała, że świat nie kręci się wokół mnie. - wspomnienie owej chwili nie było chyba dla niej przyjemne, sądząc po tej skrzywionej minie, jaka wystąpiła na jej twarzy. Dlatego poczułam, że sprawa przybrała jakiś poważniejszy obrót, więc korzystając z tego, że znowu byłyśmy bliższymi koleżankami, postanowiłam jakoś wytłumaczyć Chorda. Przecież i on tak jakby był moim kumplem, prawda.? W każdym bądź razie na pewno teraz nie dałabym się wrobić w gadanie jaki to on jest podły...
- On... - zaczęłam, ale nie dane mi było dokończyć. Quinn natychmiast weszła mi w słowo.
- Wiem, ślepa nie jestem. - wzruszyła bezradnie ramionami, wywołując tym samym głębokie zdziwienie rozlewające się gdzieś po moim wnętrzu. Bo skoro wie, to czemu trzyma chłopaka na dystans...? - Ale to przecież kumpel mojego brata. Od dziecka mi się pałęta po mieszkaniu, przez większość czasu wkurzając... Sorry. - ni z tego ni z owego, ze zirytowanego, podniesionego tonu, przeszła w spokojniejszy, skruszony, spoglądając na mnie przy tym niepewnie. - Tu nie chodzi o mnie. Bo pewnie olałabym jego słowa, gdyby nie fakt, że ma rację
- Rację.? - zdziwiłam się, że Quinn mogłaby się zgodzić z kimś w kwestii własnej niedoskonałości. Zwłaszcza kiedy była prawdą...
- No przestań, nie musisz być uprzejma na siłę. - gwałtownie zarumieniłam się, kiedy skutecznie odgadła moje myśli. I z braku laku, oparta tyłem o blat biurka, poczęłam nerwowo pocierać ręce przed sobą. Całą postawą przyznałam tym samym, ze złapała mnie na gorącym uczynku. - Jestem wredną zołzą, która myśli tylko o sobie. Taki mój charakter. I przez to wszystko wynikła ta idiotyczna sytuacja.
- Chcesz powiedzieć, że...? - spojrzałam na nią spod grzywki, nie do końca wierząc w to, co się właśnie działo.

Bo czy Quinn mówiła właśnie o...?!

- Tak, biorę całą winę na siebie. - jej odpowiedź ścięła mnie niemalże z nóg. I jednocześnie poczułam się dziwnie wyjątkowo, bo skoro nawet Quinn postanowiła mnie przeprosić... - Poza tym... Serio.? Bójka o faceta.?
- Brzmi beznadziejnie. - przyznałam natychmiast, delikatnie unosząc kąciki ust do góry. Bo naprawdę brzmiało to kretyńsko.
- Bo jest beznadziejne. - Quinn pokiwała głową, przez co jej idealnie ułożone blond kosmyki zafalowały radośnie wokół jej głowy. Natychmiast straciłam całą pewność siebie, przypominając sobie o moich nierozczesanych włosach, związanych byle jaką gumką z tyłu głowy. Ale natychmiast wyrzuciłam z głowy myśli o kopciuszku, próbując skupić swoje myśli na najważniejszym - epokowym pogodzeniu z Quinn. - Ale my nie jesteśmy przecież beznadziejne prawda.? Szkoda by było tracić lato na kłótnie.
- No trochę tak. - kiwnęłam niepewnie głową, chociaż wewnętrznie zgadzałam się z nią pełnowymiarowo. Poza tym, nie ma co ukrywać, te całe przeprosiny wywołały u mnie niewysłowioną ulgę.

Mieć z powrotem Quinn jako sojusznika.? Nawet w kwestii ograniczonego zaufania i czujności, by aby nie podebrała mi faceta, brzmiało to fantastycznie.

Dobra, zapomnijmy o tym ostatnim zdaniu...

- Bo szczerze mówiąc, mam już dosyć Cindy i tej jej głupoty. - blondynka jednym ruchem poprawiła się na łóżku, przewracając swoimi zielonymi oczętami. Co znaczyło tylko jedno, tą skruszoną, niepewną Quinn już wyparła stara, pewna siebie, wygadana dziewczyna. Czyli między nami już było po staremu... No, przynajmniej według niej, bo ja do takiego tempa dostosowana nie byłam. - Nie ma co ukrywać, znam cię niedługo, ale to z tobą najlepiej się dogadywałam. A przez ostatni czas było mi trochę ciężko, bo chciałam z tobą o tym wszystkim pogadać. Ale nie mogłam się przełamać. - wzruszyła ramionami, po czym uśmiechnęła się do mnie sympatycznie, jakby ciesząc się, że to wszystko jest już za nią.
- Powinnaś chyba podziękować Chordowi. - korzystając z okazji, postanowiłam naświetlić jej sylwetkę chłopaka w najbardziej pozytywnym świetle jakim się dało. I sama siebie musiałam przekonywać, że to dlatego, iż Chord byłby mi za to wdzięczny...
- Na pewno, ale nie teraz. - Quinn prychnęła, na pół żartobliwym, na pół zmartwionym tonem, przyjmując przy tym odpowiednią miną. - Na razie jest śmiertelnie obrażony.
- Nie wyobrażam sobie tego. - zaśmiałam się delikatnie, kręcąc głową.

Bo Chord.? Najmilszy człowiek na ziemi.? Śmiertelnie obrażony.? Coś tu się nie zgadzało...

- Mi też nie przyszło do głowy, że on mógłby w ogóle na kogoś podnieść głos, ale... Na razie wolę się nie zbliżać. - blondynka podniosła dłonie do góry w obronnym geście, wywołując tym samym kolejne parsknięcie śmiechu z mojej strony. - Poza tym, mamy chyba trochę do nadrobienia, nie.? - opuszczając ręce i układając je na udach, przybrała już poważniejszą minę, przypatrując mi się uważniej.
- Ekhm... Chyba tak. - niepewnie kiwnęłam głową, jakoś tak automatycznie bojąc się rozmowy o tym, czego jeszcze na dobrą sprawę nie omówiłyśmy. O powodzie tych całych naszych kłótni. O Harrym.

Bo ona chyba nie zamierzała stawiać mi ultimatum: "jesteśmy pogodzone, ale z Harrym koniec".? Bo jeśli tak...
Dobra, szczerze to nie wiem co bym zrobiła.

- Czyli między nami jest już okej.? - całe szczęście, nic takiego nie wydobyło się z jej ust. A sądząc po miłym tonie, sympatycznym uśmiechu i takiej ogólnie przyjaznej pozycji, zaczęłam się przekonywać, że wszystko będzie dobrze. Musiałam się jedynie upewnić...
- Jeśli nie będziesz mnie prześladować za Harry'ego... - postanowiłam wykorzystać sytuację, na ściągnięcie tematu na ten właściwy. Bo chociaż wewnętrznie drżałam, że miałabym znowu poruszać z Quinn temat Harry'ego, co skończyć się mogło tragicznie, to jednak wolałam mieć to już za sobą. Poza tym, widząc rozbawioną minę Quinn, doszłam do wniosku, że nie jest tak tragicznie jak przewidywałam...
- Żartujesz.? - prychnęła rozbawiona, dzięki czemu moje ciała zalała kolejna fala nieopisanej ulgi. I nawet uśmiechnęłam się do wtóru. - Teraz, jak już wiem, że potrafisz świetnie bronić swojego faceta.? - posłała mi zawadiacki uśmieszek, przez który momentalnie się zarumieniłam.

Fakt, sama jeszcze niedawno określiłam Harry'ego tym mianem, ale nawet w moich myślach zabrzmiało to beznadziejnie żałośnie. Że nie mówiąc o tym, jaki charakter miała wypowiedź Quinn. Bo co by nie mówić, ja sobie do Harry'ego żadnych praw nie przypisywałam. No przynajmniej nie w tej chwili. Przecież między nami nic nie było, prawda.?

- Ale my nie... - chciałam jej to wyjaśnić, ale tak samo jak i inni, zwyczajnie mnie zbyła.
- Weź przestań. - machnęła ręką w protekcjonalny sposób, uśmiechając się delikatnie, chociaż w podobnym charakterze. - Jesteśmy sąsiadkami. Mam nawet okno na ulicę. Nie wciskaj mi kitu, że to, jak się całujecie pod płotem, to tylko moja chora i zazdrosna wyobraźnia.
- Ja... Eeeem... - zachłysnęłam się własną śliną, przybierając jeszcze głębszą odcień czerwieni na policzkach.

Bo czy Quinn właśnie dała mi do zrozumienia, że pół dzielnicy mogło sobie spokojnie patrzeć jak całuję się z Harrym.?! I wliczając w to ją, dziewczynę, która śmiertelnie się na mnie obraziłam, bo jakimś cudem Styles to ze mną chciał się umawiać, a nie z nią.?

O mój Boże...

- Nic nie mów. - blondynka zaśmiała się tylko cicho, co jednak wcale a wcale nie umniejszyło mojego zażenowania. Ale i nie pogłębiło, więc jeszcze nie było tak tragicznie. Zwłaszcza, że dziewczyna najprawdopodobniej nie miała mi tego za złe... - Owszem, na początku byłam aż zielona z zazdrości, ale wiesz co.? Nawet nie chodziło mi o niego, czy tam o was. Raczej o moją zranioną dumę. Po tej kłótni z Chordem sporo myślałam i właściwie Styles zupełnie mi wisi. - swoimi słowami i lekkim tonem jak najbardziej potwierdziła moje przypuszczenia. Tylko czy naprawdę ta bójka i godziny nie-gadania miały być wynikiem urażonej dumy.? Naprawdę Harry jej już nic nie obchodził.? Coś mi się nie chciało w to wierzyć...
- Ale...
- Nie, nie ma ale. - Quinn znowu mi przerwała, co przyjęłam z dziwnym zadowoleniem. Bo chociaż zazwyczaj nie lubiłam jak ktoś mi się wcinał w słowo, zwłaszcza, że mi ono przychodziło z trudem, ale zauważyłam, że jeśli chodzi o Quinn, to nawet za tym tęskniłam... - Możesz mi nie wierzyć, ale z tego co się napatrzyłam przez okno... - wyciszyła swój głos, marszcząc brwi w zamyśleniu. - Jezu, jestem jak stara Hillman... - pisnęła, wybałuszając oczy i zasłaniając czoło dłonią w zawstydzonym geście. A ja tylko prychnęłam śmiechem, słysząc legendy o miejscowej staruszce, ślęczącej dzień i w nocy w oknie, by podglądać sąsiadów. Wyobrażanie sobie Quinn, dziewczyny rozchwytywanej i wiecznie nieobecnej, w tej roli, było co najmniej absurdalne. - Ale chyba fajnie się dogadujecie, nie.? - natychmiast się wyprostowała, zmieniając temat na ten właściwy. Którego ja chyba nie chciałam z nią omawiać...
- Całkiem... całkiem nieźle. - niepewnie kiwnęłam głową, zastanawiając się do czego doprowadzi dyskusja z Quinn o mnie i o Harrym. Bo na podstawie wcześniejszych przeżyć, jakoś nie widziałam tego w różowych barwach...
- To widać. - blondynka jednak uśmiechnęła się sympatycznie, co pozwalało mi rozwiać swoje wątpliwości choć w małym stopniu.
- Eeeem. Dzięki. - mruknęłam niepewnie, marszcząc brwi, gdyż nie wiedziałam co mogłabym więcej powiedzieć w tym temacie. Na szczęście Quinn była bardziej obyta...
- Mi nie dziękuj. - wzruszyła bezwiednie ramionami, co wcale nie zabrzmiało arogancko, jeśli dodać do tego sympatyczny uśmiech goszczący na ustach idealnie pokrytych błyszczykiem. - Ja za to odpowiedzialna nie jestem. Ale powiem ci, że naprawdę fajnie razem wyglądacie.
- I nie jesteś zła.? - zapytałam wprost, mając już dosyć domyśleń i interpretacji jej min. Bo w czym jak czym, ale w tym to ja byłam raczej kiepska.
- Wiesz, że nie.? - odpowiedź Quinn trochę zbiła mnie z tropu, zwłaszcza, że sugerowała, iż nawet ona była zdziwiona takim obrotem spraw. - Widząc was po raz pierwszy pomyślałam raczej o tobie, i to w nie tak w zazdrości.
- A jak.? - zmarszczyłam brwi, zastanawiając się nad charakterem jej przemyśleń.
- Oh... - Quinn westchnęła tylko, przybierając męczeńską minę. Przez chwilę widziałam wyraźne wahanie na jej twarzy, które rozmyło się tak szybko i niespodziewanie, jak się pojawiło. Chociaż męczeńska mina została, spotęgowana jeszcze jakimś rozżalonym spojrzeniem. - On mieszka tu, ty mieszkasz w Polsce. W zasadzie nie siedzę w jego głowie, ale to przecież tylko facet, a oni są prosto skonstruowani. Pomyślałaś o tym, że dla niego to może być wakacyjny romans.? - spojrzała na mnie niepewnie, chociaż z troską, co właściwie w ogóle mnie nie obeszło.

Bo... co ona przed chwilą do mnie powiedziała.?

- Ale... Ja... Ja się... - zaczęłam się jąkać, czując dziwny ścisk gdzieś w mostku. Zupełnie tak, jakby obok siedział Harry i zmuszał mnie do rozmowy na górnolotne tematy. Ale bądź co bądź, Styles i tak był obecny w rozmowie, więc wszystko dało się jakoś wytłumaczyć. No może poza tym tematem, który rozpoczęła Quinn... - Ja nie chcę, żeby mi się od razu oświadczał i tak dalej... - wybroniłam się jakoś, starając się brzmieć naturalnie. Bo czułam się co najmniej jak z alternatywnej rzeczywistości wyjęta, mówiąc o czymś tak niedorzecznym jak... Nie, nawet powtórzyć tego nie potrafię.
- Wcale tego nie powiedziałam. - najwyraźniej tylko mnie ten temat nie leżał, gdyż Quinn zachowywała się zupełnie naturalnie. I jakby ignorowała moje dziwne zachowanie odnośnie niekomfortowego poczucia. - Ale ty jesteś tak... niewinna, że jesteś w stanie zakochać się w nim w pięć sekund. - tym zdaniem wywołała jeszcze głębszy rumieniec niż dotychczas.

Przecież nawet o związku nie mogło być mowy, a co dopiero o jakimś "zakochaniu".!
O nie, nie ma mowy, ja nie dam sobie niczego wmówić.
Nawet jeśli Quinn gęba się nie zamykała.

- ...spędzicie razem wakacje, będzie świetnie, a potem wrócisz do siebie i co.? On zostanie tutaj, przez moment uda wam się utrzymać kontakt i... koniec. On znajdzie sobie inną, a ty, na tyle, na ile zdążyłam cię poznać, będziesz się nad sobą użalać. I jeszcze bardziej się w sobie zamkniesz.

Nawet nie zarejestrowałam kiedy zdążyłam się wyłączyć i znów zaaplikować do rozmowy. Nie mogłam więc określić ile z wypowiedzi Quinn mnie ominęło, ale to, co do mnie dotarło wystarczyło. Wystarczyło, by z mojego mózgu zrobić jakąś niezdolną do przemyśleń papkę, będącą w stanie tylko wywołać ból głowy nadmiarem informacji i bezskuteczną próbą ich ogarnięcia.

Bo... Co ona mi tu.?

- Ja... - otworzyłam usta, gotowa w jakiś sposób się bronić, chociaż nie wiedziałam jak. Więc tylko umilkłam, patrząc wyczekująco na Quinn.
- Słuchaj, nie chcę, żebyś sobie pomyślała, że się miedzy was mieszam. - blondynka zaznaczyła natychmiast poważnym tonem, że z mojej głowy od razu uleciały wątpliwości. - Naprawdę Harry mnie już nie obchodzi. Ale martwię się o ciebie, bo przecież jesteś w tym zielona. Ale jednocześnie kibicuje wam. Jak ktoś ma cię wyciągnąć z nieśmiałości, to właśnie on.
- Czekaj, bo się pogubiłam. - przymknęłam oczy i ściskając nasadę nosa, delikatnie pokręciłam głową. - Aprobujesz to, czy jesteś przeciwko.? - opuściłam dłoń i popatrzyłam na Quinn zza zmarszczonych brwi.
- Nie do końca wiem co znaczy aprobujesz, ale brzmi elegancko, więc postawię na to. - dziewczyna wyszczerzyła się w jednej chwili, wywołując u mnie tym samym jakieś dziwne rozbawienie. - Ale serio, każdy musi w jakiś sposób przeżyć tą swoją pierwszą miłość, nie.? W większości przypadków i tak nie kończy się ślubem i tak dalej, więc czemu po prostu nie korzystać z nadarzającej się okazji.? Harry na ciebie leci jak dwa dodać dwa. Wiem co mówię, potrafię to rozpoznać. A już kilka razy was spotkałam, na tych waszych randkach.
- Kilka.? - zmarszczyłam brwi, czepiając się ostatniego fragmentu jej wypowiedzi. Bo to o Harrym postanowiłam rozmyślnie ignorować. Poza tym, to wszystko brzmiało niejako podejrzanie...
- Nie śledziłam was. - Quinn od razu ucięła moje przypuszczenia. - Chord mnie wyciągał w różne miejsca. Los chciał, że czasami w takie, gdzie i wy byliście. Mówi się trudno. Ale przynajmniej mogłam się wam nieźle przyjrzeć. Jesteście naprawdę słodką parą.
- Nie jesteśmy parą. - zaznaczyłam dobitnie, naprawdę wierząc, że kolejny raz powtórzone zdanie przekona ją w końcu do zmiany opinii. No ale...
- Gapisz się w niego jak w obrazek, to raz. - blondynka ze spokojną miną, podniosła prawą dłoń do góry, 'odhaczając' jeden palec. I po chwili zrobiła to samo z drugim. - Dwa: co wieczór całujecie się pod oknem.
- Nie chcę znać trójki. - ucięłam resztę jej przykładów, stanowczym ruchem ręki. Co wywołało u dziewczyny tylko pełen wyższości uśmieszek. - Ale my naprawdę nie jesteśmy razem. To po prostu kilka spotkań i...
- Chcesz je kontynuować.? - Quinn ni z tego ni z owego wyrwała z pytaniem, przerywając swoim stanowczym tonem moje i tak ciche wywody.
- Słucham.? - zamrugałam kilkakrotnie powiekami, próbując zrozumieć jej nagle pytanie.
- Chcesz czy nie.? - powtórzyła pytanie, jeszcze bardziej zaciętym tonem, przybierając na dodatek podobną minę.
- No... Nie wiem... Tak. - palnęłam pierwsze, co mi przyszło do głowy, zupełnie zaskoczona pytaniem jak i ogólnie całą ta sytuacją.
- Chcesz mu się podobać.? - kolejne pytanie, ten sam ton, to samo spojrzenie. A ja nie miałam już siły na nic innego, jak tylko niepewne kiwnięcie głową. - To jak to nie jest związek, to ja już nie wiem co. - bezradnie rozłożyła ramiona.
- Zwyczajne spotkania. - nawet w mojej głowie to brzmiało beznadziejnie. A sądząc po skrzywionej minie Quinn, w wypowiedzi słowa nie nabrały na sensu i przekonania.
- Chyba naprawdę musimy nadrobić ten cały czas... - westchnęła tylko ciężko, patrząc na mnie uważnie. - I wcale nie na gadanie o Harrym. Najpierw to ja ci muszę spokojnie wytłumaczyć na czym to całe randkowanie polega. Od A do Z. - zaznaczyła dobitnie, kierując na mnie swój palec wskazujący. A ja nawet nie miałam siły protestować, właściwie przeczuwając, że jej rady byłyby mi pomocne. - Bo aż się dziwię, że ze swoim doświadczeniem udało cię się przebrnąć przez wszystkie randki.
- Mam chyba naturalny talent. - pozwoliłam sobie na delikatny żart, dziwnie nie czując się skrępowana. Co było dla mnie nowością, chociaż przyjemną. Zwłaszcza, że Quinn uśmiechnęła się przyjaźnie, patrząc na mnie uważnie, choć w sympatycznym tonie.
- Ze skromności to cię chyba wyleczyli przez te kilka dni, nie.? - spytała żartobliwie, wywołując tym samym ciche parsknięcie śmiechem z moich ust. A po chwili i ona cicho się zaśmiała, jakby akcentując tym samym sojusz powstały między nami.

Więc czemu wewnątrz czułam, że coś jest nie tak.?
...

Po wizycie Quinn pozostało mi jedno. Chociaż było miło, wesoło i generalnie radośnie, po jej wyjściu nie mogłam się skupić na niczym innym, jak tylko jednym fragmencie naszej rozmowy. Która wywołała jeden, wielki mętlik w głowie. Tyle myśli, koncepcji, wspomnień, projekcji przyszłości, różnych sposobów interpretacji słów Quinn... I niestety, ani jednego pomysłu jak to ogarnąć.

Bo co miałam zrobić.? Quinn miała rację. Przecież już się przywiązałam do Harry'ego. Myślę o nim cały czas, nawet podczas snu (nie skomentuję jakiego), chcę się z nim umawiać, rozmawiać, poznawać jego upodobania względem każdej bzdury. I, umówmy się, chyba bym się poryczała, gdybym miała teraz zrezygnować z całowania jego bestialsko pociągających ust. Chociaż... Co się tyczy mojego snu, całowanie mogło prowadzić do dziwnych sytuacji, o których myślenie było dla mnie krępujące. Ale zapominając o śnie...

Chyba nie bez powodu każdy wciskał mi związek z Harrym, prawda.? Musiało chyba być coś na rzeczy, skoro wszyscy to zauważyli. Poza tym sama gdzieś wewnątrz siebie czułam, że między mną a Harrym tworzy się jakaś zażyłość, której nie potrafiłam określić. I która, umówmy się, była dla mnie nowa, niepewna i chyba napawała mnie obawą. Co nie zmienia faktu, że jednocześnie była przyjemną perspektywą. Chociaż nadal nie odważyłabym się sięgnąć po określenie "związku".

Ale co będzie, gdy już i ten "związek" wykwitnie.? Z pewnością będzie bardzo przyjemnie. Ale jeśli wziąć pod uwagę uwagi Quinn...

Harry rzeczywiście jest Anglikiem. Ja mieszkam w Polsce. To zdecydowanie nie jest bliska odległość, zwłaszcza, że nadal pamiętałam ten (nieprzyjemny) czas spędzony w samolocie. A przecież związki, nawet jeśli były "związkami", na odległość nie zdają egzaminu, czyż nie.? A znając moją naturę, jak już się przywiążę do Harry'ego, na dobre zasmakuję w jego postrzeganiu świata, jego charakterze, sposobie myślenia, upodobaniach i, nie okłamujmy się, pocałunkach, jak potem będę mogła z tego zrezygnować.? Przecież tu kurczę nie zostanę.! Wakacje miną, ja wracam do Polski. Natomiast Harry, jak Quinn słusznie stwierdziła, zostaje tu. Czy będzie mi się to podobać, czy też nie.

Pytanie więc brzmiało, czy jestem na to gotowa.? Ja, żółtodziób w tych wszystkich relacjach "związkowych". Ja, która jeszcze kilka dni temu ledwo pierwszy raz się pocałowała. Ja, dostająca palpitacji serca na sam widok normalnego chłopaka. Ja, po prostu ja. Czy chciałam dalej umawiać się z Harrym.?

Byłabym głupia, gdybym ignorowała moją podświadomość. Przecież każda komórka mojego ciała krzyczała "TAK". Ale jednocześnie pozostawało pytanie, czy brnąc dalej w te spotkania, tak po prost pogodzę się w tym, że potem będę musiała wrócić do innego kraju...

Spotkania i rozczarowanie, czy brak spotkań i święty spokój.?

Ehhh, czemu to było tak cholernie trudne.?!

Aż jęknęłam z bezsilności. Niestety, żadne niezidentyfikowane siły nie odpowiedziały na moje pytanie. Nawet nie podsunęły dobrego rozwiązania. A ich jedyną reakcją na moje rozpaczliwe poszukiwanie pomocy, było wywołanie piskliwego dźwięku, dobywającego się gdzieś z mojej kieszeni, który oznajmował nadejście wiadomości tekstowej.

Niespiesznie sięgnęłam więc do kieszeni swoich szortów, wydobywając z niej telefon. Co znowu nie było takie łatwe, gdyż leżenie na brzuchu na łóżku w swoim pokoju, skutecznie mi to uniemożliwiało. Ale to w zasadzie była najlepsza pozycja do tego, by móc spokojnie walić głową w poduszkę, by to w jakiś magiczny sposób rozwiązało moje problemy. Ale nie rozwiązało. Toteż z westchnieniem bezsilności, podniosłam się na przedramionach, lewą ręką przytuliłam poduszkę, prawą natomiast przeniosłam przed oczy, by móc przeczytać owego SMS-a.

"Gotowa.? xx"

O MÓJ BOŻE.!
Randka z Harrym.!

Zupełnie zapomniałam, że miałam się z nim spotkać.! Kij z tym, że nie wybrałam ciuchów, nie zrobiłam maskującego guza makijażu, że ogólnie do randkowego wyglądu było mi daleko... Bo jak ja miałam się niby normalnie spotkać z Harrym po tym erotycznym śnie z nim w roli głównej.?!

Sama myśl o Harrym przywracała szczegóły o których wolałabym zapomnieć. A co będzie, jak stanę z nim twarzą w twarz.? Poczuję jego zapach.? Jego ciepło ciała na skórze.? Albo, co najgorsze, mnie pocałuje.?!

Jezus Maria, jak ja mu w ogóle w oczy spojrzę.?!

Z przypływem narastającej paniki, poderwałam się na równe nogi, strącając poduszkę z misternie zaścielonego łóżka na podłogę. Niepewnie rozejrzałam się po pokoju, jakby w tym całym bałaganie miała znaleźć podpowiedź jak teraz kulturalnie zrezygnować z tego całego spotkania. Ale bądź co bądź, było już za późno...

Kliknęłam jakąś nieskładną odpowiedź, że potrzebuję jeszcze chwili, po czym panicznie rzuciłam się w wir przygotowań. I nie wiem czy to stres, czy wizja snu w mojej głowie, ale już dosłownie po pięciu minutach byłam ubrana w jakąś koszulkę, niebieską, bez żaby, w jakieś ciemne dżinsy, na nogach miałam ukochane białe trampki, na twarzy widniał lekki makijaż, a na nadgarstkach jeszcze kilka bransoletek. Jakby mi strojenie w czymkolwiek miało pomóc... Bo zdecydowanie mi nie pomagało.

W głowie nadal miałam mętlik, gdzieś w środku nadal krążył ten dziwaczny dylemat, a przed oczami nadal miałam ten idiotyczny sen, który przyprawiał mnie o gigantyczny rumieniec, kwitnący gdzieś na mojej twarzy.

Ale kij z tym, jak działać to działać. Przecież takie spotkanie z Harrym mogłoby jakoś pomóc mi w uporządkowaniu swojego wewnętrznego, rozdygotanego ja, prawda.? Więc to będzie z korzyścią dla mnie, z całą pewnością...

Szkoda tylko, że powtarzanie tego w kółko, nie pozwalało mi przekonać samej siebie, że to prawda...


***

A na koniec mam poważne pytanie. Od dawna myślę o dodaniu do opowiadania nowej perspektywy. Myślałam oczywiście o Harrym, ale nie chcę podejmować decyzji bez Was. Więc... co myślicie.? Harry.? A może ktoś inny.? Albo jeszcze inaczej: zostawić opowiadanie dla Lou i jej dziwnego postrzegania świata.? Jestem ciekawa Waszych pomysłów i jeśli nie sprawiłoby to Wam problemu, bardzo proszę o choć cień słowa na ten temat xx. Z góry dziękuję ;*

Komentarze (29):

19/7/13 14:13 , Anonymous Anonimowy pisze...

super czekam na następny:D

 
19/7/13 14:21 , Blogger Unknown pisze...

dziękuję :)

 
19/7/13 15:30 , Blogger forever hungry ♥ pisze...

Louise jednak idzie na randkę z Harrym!!
Louise jednak idzie na randkę z Harrym!!
Louise jednak idzie na randkę z Harrym!!
Louise jednak idzie na randkę z Harrym!!
Louise jednak idzie na randkę z Harrym!!
Louise jednak idzie na randkę z Harrym!!
Louise jednak idzie na randkę z Harrym!!
Louise jednak idzie na randkę z Harrym!!
Louise jednak idzie na randkę z Harrym!!
Louise jednak idzie na randkę z Harrym!!
Louise jednak idzie na randkę z Harrym!!
Louise jednak idzie na randkę z Harrym!!

Ojapierdzielekurwamać *.*
MATKO, ZARAZ MNIE WEWNĘTRZNIE ROZPIERDOLI ZE SZCZĘŚCIA!!

ok, dobra już się uspokajam.. -.-' Nie spodziewałam
się takiego obrotu akcji! totalnie mnie zaskoczyłaś..to spotkanie z Quinn, i te 'dziwne' konwersacje pomiędzy
nimi. Wydaje mi się jednak, że Quinn dalej jest zazdrosna
o Harry'ego, prawda? Bo czy Quinn właśnie nie dała do zrozumienia, że jak Lou pojedzie do Polski to ona zajmie
się z Harrym.?! tak tylko przypuszczam..

rozdział jak się domyśliłaś na początku komentarza BARDZO MI SIĘ PODOBA (z resztą, jak każdy, ale to szczegół xd) jest w nim sporo zabawnych tekstów;

''Bo czy Quinn właśnie dała mi do zrozumienia, że pół dzielnicy mogło sobie spokojnie patrzeć jak całuję się z Harrym.?!''
''...po pięciu minutach byłam ubrana w jakąś koszulkę, niebieską, bez żaby, w jakieś ciemne dżinsy..''

HAHAHAH..XD

no nic, życzę masę weny i czasu do pisania. Z niecierpliwością czekam na 29!!

PS: przyszła studentka Dziennikarstwa i komunikacji społecznej..no no brzmi nieźle! <3

 
19/7/13 16:31 , Anonymous Anonimowy pisze...

łooo... no to sie porobiło, słuchaj. porządnie. bo kto by pomyślał że Quinn, z którą swoją drogą śmiało moge sie utozsamić (chodzi o charakter rzecz jasna), ta jędzowata, pewna siebie i dumna Quinn przyjdzie tak po prostu do Lou i ją przeprosi? musze ci powiedzieć że ja tą Qiunn od zawsze lubiłam, myśle że byśmy sie dogadały... a to jej wzdychanie na Hazze to wyglądało podobnie do mojego wzdchania na Louisa. także... lubie babke, bardzo lubie i wiesz co? chętnie przeczytałabym coś z jej punktu widzenia. dlatego moja propozycja na perspektywe brzmi Quinn. no i Harry.
czyżbyś sie juz domyśliła z kim masz przyjemność? podkreślam że to żadem perfidny anonimek, a jaaa, muminkowate stworzenie. i od razu zapowiadam ci, że będe bardzo intensywnie odwiedzać zakładke z pytaniami bo bardzo chętnie pogadam sobie z Quinn! no i podpytam Hazze o pare rzeczy... no i oczywiście boskiego tatusia! (dalej nie napisałaś o wąsach!)
a co do Cory'ego...
tutaj troche cie zaskocze bo pokaże sie od tej miłej i współczującej strony Muminka...
Stay Strong kochanie!
jestem pewna że Cory jest teraz aniołem każdego fana Glee (bo nie wiem czy jesteś Gleek)
moja ukochana Taylor Swift powiedziała kiedyś że "Bycie miłym i uprzejmym dla ludzi to najlepszy spadek, jaki możemy po sobie pozostawić". Myśle że Cory był wspaniałym człowiekiem (sądząc po ilości ludzi którzy go kochają i wspierają Leę) i pomimo że mógł zrobić jeszcze wiele, na zawsze pozostanie w wielu sercach...
trzymaj się kochana, bo on na pewno patrzy teraz na ciebie z góry i sie uśmiecha.

wow.
nie wiedziałam że jestem w stanie wykrzesać z siebie coś tak mądrego... no cóż, mam nadzieje że przynajmniej nie usnęłaś i pomogło chociaż tak troszke troszke...

a wracając do rozdziału - masz szczęście że nie jędolisz (bo i tak na litość boską, nie masz powodu!). rozdział jest jak zwykle świetny i... emm. nie spodziewałam sie mojej Quinn tutaj... bardziej Chorda... aczkolwiek wczoraj mi sie mózg już zupełnoe rozdupcył na trampolinie, więc teoretycznie nie wiwm kogo sie spodziewałam. wystarczy że ci powiem że mnie zaskoczyłaś takim obrotem sprawy (oczywiście pozytywnie), rozdział ajskskwkwputbfmzbcyr (wiem że sie powtarzam ale co mam innego powiedzieć...) i czekam na dokładny, ROMANTYCZNY opis randki i POCAŁUNEK bo opisujesz je tak amejzing że czytam je po 696969696969696969 razy.
także trzymaj fason.
KOCHAM CIĘ, STAY STRONG xx
całuskii <3
muminek - louiser.
country-life-1d.blogspot.com
ps. sorki za błędy, telefon jest zdradliwym urządzeniem i nie najwygodniej pisze sie na nim komentarze...

 
19/7/13 16:34 , Anonymous Anonimowy pisze...

ps2. WIEDZIAŁAM! WIEDZIAŁAM ŻE ZAPOMNE!
GRATULACJE PRZYSZŁA STUDENTKO CZEGOŚTAM!!!!!
jestem dumna c':
tort zafunduje co jutro, bo na telefonie niestety painta nie mam... ironia losu...
ps3. wiesz że to dalej muminek prawda? tak tylko dla pewności pytam

 
19/7/13 17:31 , Blogger Dinozaur pisze...

Po pierwsze gratuluję dostania się na studia. I z własnej perspektywy mówię Ci, że pierwszy semestr jest zazwyczaj najcięższy, potem już jakoś leci. Ale dobra, nie o tym tu teraz miała być mowa bo komentuję rozdział, który jest fajny. Ta cała Quinn mi się nie podoba, taka fałszywa trochę. A Louise jak zwykle nieśmiała, trochę niezdarna. Ale to dodaje jej uroku ;) I jestem za wprowadzeniem do opowiadania perspektywy Hazzy :) Jestem bardzo ciekawa co mu tam siedzi w tej główce :) Weny życzę :*

 
19/7/13 19:23 , Anonymous Anonimowy pisze...

świetny rozdział zresztą jak wszystkie pozostałe ;-)
Moim zdaniem to fajny pomysł żebyś wprowadziła do opowiadania perspektywy Hazzy, naprawdę jestem ciekawa jak on to wszystko postrzega, co myśli o Lou i jej zachowaniu ;D

 
19/7/13 22:38 , Blogger forever hungry ♥ pisze...

WIEDZIAŁAM, ŻE ZAPOMNĘ..;C perspektywę Hazzy poproszę <3

 
19/7/13 23:56 , Blogger Unknown pisze...

jezu a wiec Gz studiów! ciesze się cholernie :D serio!! dasz rade.
I rozdzial krotki sie wie jak dla mnie i wyszedl wspaniale. QUinn mnie rozwalila na lopaty!! serio. mysle ze udaje mila aby zdobyc Hazze :c obym sie myliła. ale moge sb za to reke utnac, no dobra, nie moge, paznokiec jak cos :D
Kocham Louise! boze ona jest swietna, jak ja kiedys no :d
I w sumie mialam byc za perspektywy Hazzy, ale wtedy bedzie tak oczywiscie tak jak kazdy blog tak nie Louisowo xd bije sie z myslami. serio. mialam pisac ze chce ją i kazdy tak tu pisze. ale wtedy to nie bedzie mialo smaczku no, bedzie bardziej wiadomo, a tak jest jak w zyciu wiesz co sama myslisz i nie masz pojecia czesto o co chodzi tej drugiej osobie. bardzo chciałabym zebys zostala przy Lou tylko. to moja opinia! zrób co chcesz, chociaz szczerze mysle ze dasz perspektywe. nie wazne, i tak bd sie cieszyc! JUZ CZEKAM NA NASTĘPNY. jak najszybciej kochana! Uwielbiam :*

 
20/7/13 00:21 , Anonymous Anonimowy pisze...

JeeeeejP:) Lou pogodziła się z Quinn:)) Już dawno o niej pisałaś:) Czy ona i Chord...?( ciekawość:P) Rozdział fajny, przemyślenia Lou, ciekawi mnie jej spotkanie z Harrym:)
A co do nowej perspektywy to uważam, że powinnaś zostać przy Lou, co nie zmienia faktu, że ciekawi mnie spojrzenie Harrego na pewne sytuacje i myślę że mogłabyś od czasu do czasu napisać coś oczami Harrego:) Ja nie potrafiłabym się rozstać z Lou, jej wypadkami, przemyśleniami i ogólnie z nią samą:)) Uważam, że takie urozmaicenie byłoby mile widziane:) Nie rezygnuj z Lou i jej dziwnego postrzegania świata:)

 
20/7/13 00:23 , Anonymous Anonimowy pisze...

Pozdrawiam:* I.

 
20/7/13 13:37 , Blogger Only Dreams... pisze...

Uf, w końcu mam chwilę żeby skomentować xD
Oł jee, oł jee! Miałam rację, że do domu Louise zawitała Quinn ;) Cieszę się, że dziewczyny pogodziły się ze sobą, ale tak jak Lou - mam pewne wątpliwości co do nagłej zmiany zdania Quinn.
Rozdział wciągający i zabawny. Hm, chyba nic dodać nic ująć. ;)
Ale chyba zamorduję Cię za to, że przerwałaś w takim momencie! :D
Czekam na następny, jestem ciekawa jak tym razem będzie wyglądała randka Harry'ego i Louise. :)
Pozdrawiam ;*

 
20/7/13 13:55 , Blogger Only Dreams... pisze...

Kurde, zapomniałam! XD

PO PIERWSZE:
Ouuu, gratulacje, studentko dziennikarstwa i komunikacji społecznej ;*

PO DRUGIE:
Hm. Nie wiem, czy chciałabym dwie, czy kilka perspektyw. Z jednej strony, chcę wiedzieć w niektórych chwilach, jaką jest opinia Harry'ego na temat danej sytuacji i jestem nieraz tego strasznie ciekawą, ale z drugiej - tajemnica. I właśnie o to chodzi, to, że nie wiemy co naprawdę Harry myśli o Louise i tej jej nieśmiałości oraz o jej 'wpadkach' i to sprawi, że w niektórych momentach bedemy mega zaskoczone :D uf, ale się bez sensu rozpisałam XD
W każdym razie myślę, że mogłabyś opisywać dwie perspektywy, ale żeby Harry nie zdradzał nam też zbyt dużo, żeby było trochę zaskoczenia :D

 
21/7/13 09:40 , Anonymous Anonimowy pisze...

Kocham twoje opowiadanie <3
wszystko jest takie.. takie.. normalne :D
Harry też. Nie jest łamaczem serc tylko zwykłym chłopakiem i to jest świetne :)
Życzę duużo weny i czekam oczywiście na nn <3

 
21/7/13 21:32 , Blogger Unknown pisze...

no tak... Louise jednak idzie na randkę z Harrym. Tego to się ukryć nie da:). ale naprawdę nie sądziłaś, że Lou koniec końców zgodzi się na randkę.? to nieasertywne dziewczę.? serio.? pf, to to by dopiero było zaskoczenie:).
ale jeśli chodzi o Quinn... już dawno zapowiadałam, że dziewczyny się pogodzą. trzeba było tylko trochę czasu i chęci jednej z nich. a, że Lou była ciągle zajęta Harrym, całą sprawa leżała po stronie Quinn. dobrze, że dziewczyna w końcu się zdecydowała:).
ale czy Quinn jest nadal zazdrosna o Harry'ego.? hm, cóż... pozwolisz, że przemilcze odpowiedź. niech to pozostanie owiane nutą tajemnicy... przecież nie mogę zdradzać na wstępie wszystkich moich pomysłów, prawda.?:)
i... serio? Quinn dała Lou do zrozumienia, że jak ona wróci do Polski, to Quinn zajmie się Harrym? powiem Ci, że pierwsze słyszę... ale dlatego właśnie uwielbiam czytać komentarze, bo z nich mogę dowiedzieć się tylu nowych rzeczy... na przykład tak zaskakujących jak ta :). ludzie to jednak mają różne spojrzenie na niektóre sprawy...
hm, zabawne teksty.? w moim opowiadaniu.? nie przesadzaj, dziewczyno:). przy tym rozdziale to nawet nie starałam się być zabawna... ale cóż, cieszę się, że mimo wszystko udało mi się kogoś rozbawić. bo uwielbiam to robić:). chociaż nie zawsze mi wychodzi... ale nic, mam przecież zakaz narzekania;).
więc ten... dziękuję Ci bardzo za miłe słowo i budujący komentarz:).
pozdrawiam.! xx.
PS: wiem, to brzmi fantastycznie:). ale jednocześnie tak staro...
PPS: Hazza? mówisz, masz:). zapisuje Twój głos na niego:).

 
21/7/13 21:59 , Blogger Unknown pisze...

porobiło się.? ale co.? dziewczyny się pokłóciły, to i pogodzić się musiały. naturalna kolej rzeczy:).
hm, i mówisz, że tak bardzo podoba Ci się Quinn.? ciekawe:). i chcesz jej perspektywy.? okej, zapisze to sobie w moim magicznym notatniku:). ale w związku z tym mam do Ciebie (nie)małą prośbę do Ciebie. tylko nie wiem jak Ci ją przekazać, gdyż publicznie się wstydzę... :). rozwiąż mój problem:).
i tak, od pierwszych słów poznałam, że to Ty. Ciebie nie da się pomylić z nikim innym:).
oczywiście jeśli chcesz, odwiedzaj zakładkę z pytaniami jak tylko często będzie Ci się chciało. od tego ona przecież jest:). a z tatusiem to już chyba mówiłam. zarośnięty nie jest:).
co do Cory'ego... dziękuję Ci bardzo za te słowa:). zabrzmiały tak ciepło i tak poprawiły mi samopoczucie... lepiej bym tego nie ujęła:). i tak, jestem Gleekiem, to jedyny fandom do którego z pełną świadomością mogę się zapisać, więc stratę tym bardziej odczułam. ale powoli z humorem wracam na prostą, właśnie dzięki takiemu wsparciu jak Twoje. dziękuję :*
hm, mówisz, że nie spodziewałaś się Quinn.? a to ciekawe... ja tam od początku czułam, że to będzie ona:). więc powiem Ci, że coś nie halo z tą Twoją intuicja się robi:). i żeby tak od razu zaskoczenie.? jak już mówiłam, to tylko naturalna kolej rzeczy:).
chcesz opisu romantycznej randki.? hm, od razu mówię, że się rozczarujesz. nawet się na nią nie nastawiaj, bo w 29 do akcji wkroczy pewien blondyn, a Lou spędzi dłuższą chwilę w jego ramionach:). wiem, wygadałam się nieco, ale trudno. wolę Cię uprzedzić, niż znosić potem Twoją wściekłość za brak pocałunku. bo go nie będzie:)
także ten... dziękuję z całego serducha za komentarz, budujące słowo i w ogóle pozytywną energię, którą od Ciebie odbieram:).
buziaki xx.
PS: dziękuję, dziękuję, dziękuję :). a z tortem już się nie mogę doczekać. i od razu składam zamówienie na następny. na 5 sierpnia, bo urodziny warto chyba uświetnić czymś takim:).
PPS: tak, nadal wiem, że to Ty:).

 
21/7/13 22:07 , Blogger Unknown pisze...

oh, dziękuję Ci bardzo :*. ale straszyć to mnie naprawdę nie musisz, bo już sama jestem rozdygotana perspektywą studiów... mam nadzieję, że jakoś je przetrwam:).
mówisz, że Quinn jest fałszywa? hm, uwielbiam spostrzeżenia czytelników:). zawsze potrafią wyłapać takie rzeczy, które mi by przez myśl nawet nie przeszły. ale dzięki temu mogę inaczej spojrzeć na historię i opisać ją nieco inaczej, może ciekawiej, niż zamierzałam początkowo:)
Hazza.? kolejny głos na niego:). oczywiście zapisuję go już. ale widząc Wasz zapał do jego osoby, boję się, że będę jednak musiała wkroczyć w granicę jego myśli. a nie wiem sama, czy jestem na to gotowa. zobaczymy:).
dziękuję Ci za miły komentarz i pozdrawiam.! xx.

 
21/7/13 22:12 , Blogger Unknown pisze...

dziękuję Ci bardzo za te słowa:). zawsze miło jest mi czytać, że moja praca sprawiła komuś radość. taką, jaką mi sprawiło pisanie tego wszystkiego:).
perspektywa Hazzy.? nie ma sprawy:). ale od razu uprzedzam, że możesz się zdziwić jego przemyśleniami na temat Lou. bo jeśli chodzi o tego osobnika, pisanie rządzi się własnymi prawami. sama niejednokrotnie bywam zaskoczona. ale dzięki za uwagę:).
pozdrawiam.! xx

 
21/7/13 22:24 , Blogger Unknown pisze...

krótki.? ja przepraszam, ale ile Wam trzeba stron, żebyście w końcu były zadowolone.? bo ja już nie ogarniam:).
hm, kolejna osoba, która podejrzewa Quinn o fałszywość... ale cóż, każdy ma na to swoje patrzenie. i dzięki Bogu:). ale żeby tak od razu robić z Quinn podstępną żmije.? dobra, nic nie mówię:). to, czy zdobędzie Hazzę, okaże się w przyszłości:).
i szczerze radzę, nie zastawiaj własnych kończyn w zakładach, bo ja tym sposobem straciłam praktycznie wszystko... nie umiem obstawiać:).
powiem Ci, że jesteś jedyną osobą, która chce tylko perspektywy Louise. i ja to rozumiem:). to tak jakby tylko jej historia i to, co ona widzi, widzą też czytelnicy. reszta jest owiana tajemnicą. ale mimo wszystko mam ochotę na trochę świeżości, więc postawie na coś nowego. oczywiście tylko troszeczkę, bez zdradzania większych tajemnic, żeby nie było zbyt wszechwiedząco:).
pamiętaj, cierpliwość jest cnotą:). a następny rozdział już się piszę, więc myślę, że długo czekać nie będziesz:).
pozdrawiam.! xx.

 
21/7/13 22:41 , Blogger Unknown pisze...

taaak, Lou pogodziła się z Quinn:). ale powiem Ci, że jak na akcje, to dziewczyny widziały się jakiś tydzień temu. to tylko i wyłącznie moja wina, że na nasz czas, weszło mi z opisywaniem tego jakiś rok:).
czy Quinn i Chord.? pozwolisz, że wyśle Ci fragment z mojego magicznego notatnika, który zawiera wiele przyszłościowych akcji:). to wypowiedź Lou: "A jak mam się czuć.? Harry ma program, teraz ma też wielkie grono fanek, ty nieustannie wisisz na telefonie z Chordem, nawet własna matka ignoruje moje telefony, zapewne zajęta szykowaniem się na kolejną randkę..." czy to wystarczająco zaspokoiło Twoją ciekawość.?:)
co do perspektywy... ja absolutnie nie zamierzam rezygnować z Lou.! ja już chyba nawet nie potrafię pisać inaczej, niż jej przemyśleniami... tak jak to zgrabnie ujęłaś, ja chce tylko urozmaicić trochę tekst, więc nie masz się czym martwić:).
pozdrawiam.! xx.
PS: a gdzie ten Twój banan, słońce?;).

 
21/7/13 22:54 , Blogger Unknown pisze...

tak, możesz spokojnie rzucić "a nie mówiłam.?". uprzedzam tylko, że tego nie lubię:).
no cóż, kiedyś w końcu trzeba było dziewczyny pogodzić, całe życie przecież nie mogły się kłócić. i to o faceta:). ale co do nagłości tego wszystkiego... zawsze się można dopatrzeć dziury w całym. ale obiecałam sobie, że nie powiem nic na temat powodów, dla których Quinn postanowiła pierwsza wyciągnąć rękę:). musisz poczekać na rozwój akcji:).
i przepraszam, w jakim momencie przerwałam.? w dobrym momencie:). ten rozdział miał tylko zawierać opis pogodzenia się dziewczyn, więc i tak go przedłużyłam o przedrandkowy stres. nie czepiaj się:).
a co do randki Lou i Hazzy, możesz być pewna jednego: Lou będzie szaleć o wiele bardziej niż zazwyczaj:). ten sen zdecydowanie nie pomoże jej w zrzucaniu nieśmiałosci wobec Hazzy. blondyn też swoje zrobi...:). ale cicho.! ja nic nie mówię:).
oczywiście dziękuję:*. sama nie wierzę, że już prawie jestem studentką...:).
a z perspektywami, całkowicie Cię rozumiem. obiecuje, że jak już się wezmę za nową perspektywę, nie będę zdradzać za wiele. nutka tajemnicy jest jednak potrzebna:).
pozdrawiam.! xx.

 
21/7/13 23:00 , Blogger Unknown pisze...

moje opowiadanie jest normalne.? co Ty... gadasz:). tu są tak odrealnione dialogi, że to przechodzi ludzkie pojęcie... ale każdy ma przecież prawo do własnego zdania i mogę się tylko cieszyć, że Ci się podoba:).
Harry łamaczem serc.? wiem, w większości opowiadań ma taki charakter, ale... chciałam stworzyć coś, co byłoby chociaż w niewielkim stopniu prawdopodobne. a szczerze nie sądzę, by Harry był takim kobieciarzem, na jakiego go wszyscy kreują. więc stworzyłam go takim, jakim go sobie wyobrażam. cieszę się, że zwróciłaś na to uwagę:).
pozdrawiam.! xx.

 
22/7/13 23:04 , Anonymous Anonimowy pisze...

ojj ty mnie nie rozumiesz! nikt mnie nie rozumie... jestem taka samotna na tym świecie, ale nevermind.
ty? masz? do? mnie prośbe? TY? do MNIE? nie pomyliły ci sie osoby przypadkiem? woow, czuje sie prawdziwie zaszczycona chociaż nie mam zielonego pojęcia czego mogłaby dotyczyć... mówisz że publicznie nie? to weź sie pofatyguj na twittera i napisz mi na dm dobra? tak będzie najlepiej zważając na to że jestem tam bardzo częstym gościem.
no mówiłas mówiłas ale na potrzeby filmu tatuś musi być zarośnięty jak puszcza białowieska bo wtedy będzie bardziej tatusiowaty (niczym Jonny w bse kslwnenejeywypqnan jaram sie) wiec czekam na krótką wzmianke w ktorymś z rozdziałów o tym że szanowny tatuś lou postanowił zostać chodzącym odzwierciedleniem polskiego ekosystemu.
ty to se mogłaś kurcze czuć! ty wszystko wiesz a ja... no i nie czepiaj sie mojej szwankującej inteligencji, bo jest już na poziomie zerowym i raczej nic nie da sie z tym zrobić (mnie też jest przykro)
SŁUCHAM? jaki blondyn? JAKI BLONDYN JA SIE PYTAM?!?!?! JA NIE CHCE ŻADNYCH BLONDYNÓW! no chyba że to będzie Niall (a mam nadzieje że tak będzie). i kiedy ja sie wściekam? no kiedy? ja moge być na ciebie jedynie lekko zirytowana i żądna mordu ale nic poza tym.
KOCHAM CIE xxx
całuskii <3
muminek - louiser.
country-life-1d.blogspot.com
ps. znowu jestem na telefonie, taak.
ps2. masz URODZINKI?!?! oo no to ci taki tort sprawie że cie wbije w krzesło! to ile to już latek ci stuknie?
ps3. to ciągle jestem ja, żeby nie było wątpliwości

 
22/7/13 23:08 , Anonymous Anonimowy pisze...

ps4. jestem głupia jak but z lewej nogi, bo ZNOWU zapomniałam o czymś bardzo ważnym! oglądałaś teledysk do best song ever? jak wrażenia? podoba sie? bo ja to przeszłam mocne załamanie nerwowe i kilka zgonów a poza tym moje kompleksy są wielkości mont ewerestu bo okazuje sie że zayn przebrany za veronicę wygląda lepiej ode mnie...

 
22/7/13 23:37 , Blogger .Ziall.Halik. pisze...

Ojeju nie wiem od czego zacząć...Jakoś ciężko mi się zabrać za komentarz, w sumie nawet nie wiem czemu...Chyba coraz bardziej leniwa jestem, chociaż myślałam że już bardziej się nie da.
Po pierwsze przepraszam że nie skomentowałam poprzedniego rozdziały ale ostatnio kompletnie nic mi się nie chce. Mam nadzieję że się nie gniewasz za bardzo:)
Tą 27 zaszokowałaś wielu ludzi z tego co widziałam:)Jak ci już kiedyś mówiłam ja się tam cieszę że to był sen:) Oczywiście takie sceny mi się szalenie podobają i już od dawna czekałam na coś takiego, ale jednak na to jest jeszcze czas:)
Ale takie sny mieć no ładnie, ładnie:) Ale wiadomo każdemu się czasem zdarza:)Z tego co czytałam kiedyś to przyczyną takich snów może być spanie na brzuchu, ale wiadomo nie na każdego to działa tak samo:)Dobra nie będę cię zanudzać powiem tylko że 27 bardzo mi się podobała:)
Okej teraz 28:)No oczywiście strasznie się cieszę z pojawienia Quinn:)Nie wiem czemu ale lubię tą dziewczynę i czekałam na to aż znowu się pojawi:)I czytając końcówkę poprzedniego rozdziału byłam praktycznie pewna że to właśnie ona przyszła do Lou:) Sama wiesz przecież:)Ma się to przeczucie nie ma co:)Bardzo się cieszę że w końcu się pogodziły:)Chociaż w opowiadaniu to aż tak długo chyba nie były pokłócone..:)Nie spodziewałam się że taka osoba jak Quinn przyzna się do błędu i przeprosi, ale bardzo fajnie że to zrobiła:)Bo nie wiem czy Lou mogła by pierwsza wyciągnąć dłoń do Quinn, ale jak to się mówi wszystko jest przecież możliwe:) Nie ma sensu kłócić się o facetów, nawet o takiego Harry'ego:)Podsumowując cieszę się niezmiernie z powrotu Quinn do historii i liczę na wiele fajnych scen z jej udziałem:)I ja nie uważam żeby ona mogłaby coś namieszać w "związku"(jeszcze nie wiem czy mogę mówić że są w związku czy jeszcze nie) Lou i Hazzy:) Chociaż nie wiadomo co tam ci przyjdzie do głowy:) Chociaż mam taki jeden powód żeby twierdzić że nie namiesza jednak..:) I wierzę w jej szczerość:)
"Nawet w kwestii ograniczonego zaufania i czujności, by aby nie podebrała mi faceta, brzmiało to fantastycznie." Nie wiem czemu ale to zdanie mi się spodobało:)A na pewno ta druga część zdania:)
Myślę że to co łączy Hazzę i Louise to nie jest tylko wakacyjny romans:)To z końcem wakacji nie może się skończyć:)Musi być jakiś sposób żeby po wakacjach byli razem i mam nadzieję że taki znajdziesz:)
Hahaha "Nie do końca wiem co znaczy aprobujesz, ale brzmi elegancko, więc postawię na to." oj to zdanie to mi się bardzo spodobało, bardzo:)
A jeśli chodzi o perspektywę nową to chyba ciekawie by było od czasu do czasu zobaczyć co tam się kryje w polokowanej głowie Hazzy:)Jeśli chodzi o męskie perspektywy to on jest chyba jak na razie najlepszym kandydatem:)
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział i randkę z Hazzą:)Randkę Lou i Hazzy żeby nie było, bo troszkę dziwnie zabrzmiało. No i oczywiście gratuluję jeszcze raz dostania się na studia:) Teraz się możesz cieszyć wakacjami bez stresu:)
Życzę dużo weny:)

 
23/7/13 00:12 , Blogger pikseloza pisze...

kilka dni bez neta to istny horror, szczególnie gdy okazuje się, że jest coś do nadrobienia :-)
Ogromnie się cieszę, że Lou pogodziła się z Quinn, choć nie ukrywam, że jej pojawienie się lekko wbiło mnie w fotel (rozwijasz umiejętność?)
Ja też nie pomyślałam, albo raczej zapomniałam, że Lou nie zostaje w Anglii na zawsze... To ciekawe, jak masz zamiar rozwinąć ten szczegół... Czasem wspominasz, że dążysz do ich kłótni. Chyba nie bardzo mi się to podoba, ale teraz mam wrażenie, że to w końcu będzie nieuniknione, skoro tak poprowadziłaś akcję...
Jednakże rozdział szalenie mi się podobał i czekam na następny bo już umieram z ciekawości...

xoxo pikseloza

 
25/7/13 12:52 , Blogger Unknown pisze...

no dobra, spróbuję na tt. chociaż ja go nie ogarniam... ale ogarnę, kto jak nie ja :).
tatuś zarośnięty.? o w życiu, zapomnij.! tatuś jest typowym biznesmanem, nie może być zarośnięty... Ty nawet nie wiesz co mówisz :). to Anglik, nie Polak, więc jak ma być odzwierciedleniem czegokolwiek polskiego.? xx. i serio, Jonny.? nie wiem o czym mówisz xx.
jaki blondyn.? przystojny xx. Lou by się z byle kim nie obejmowała. i nie, to nie będzie Niall xx.
urodzinki.? które.? serio pytasz.? ja jestem rocznik Hazzy. 1994 rok. jestem pół roku i cztery dni młodsza :). więc sobie policz ile latek kończę :).
a co do teledysku... ja nawet piosenki dobrze nie znam, a co dopiero o teledysku mówić. na razie nie oglądałam. nie wiem kiedy to nadrobię. na razie, w związku z rocznicą, mam fazę na X Factor. nie chcę tego psuć. wiem, dziwna jestem xx. więc nawet nie wiem kim jest Veronica. ledwie Marcela kojarzę xx.
buziaki xx.

 
25/7/13 13:04 , Blogger Unknown pisze...

ja tam wytrzymuje bez internetu i tygodniami, jakoś żyję :). więc nie marudzaj tu xx.
rozwijam umiejętność.? hm, mogłabym chociaż wiedzieć jaką.? bo od dawna powtarzałam, że Quinn się pojawi w ramach pogodzenia się z Lou. nie umiem trzymać tajemnic opowiadania za zębami xx.
no niestety, Lou na zawsze w Anglii nie zostanie. ale całe wakacje ma jeszcze przed sobą, więc na razie nie ma się co martwić xx.
owszem, dążę do kłótni Lou i Hazzy. to będzie najprawdopodobniej koniec mojego opowiadania. ale do tego momentu mam jeszcze tyyyyyle pomysłów, że zanim się pokłócą, napiszę jeszcze setki rozdziałów xx. nie martw się xx.
dziękuję za miłe słowo i pozdrawiam.! ;*

 
25/7/13 13:15 , Blogger Unknown pisze...

a Ty leniu, Ty xx. jak tak można... ja całymi dniami pracuję, od rana do wieczora, nocami piszę opowiadania, a Tobie się nie chce komentarza napisać. nieładnie, bardzo, bardzo nieładnie xx.
co do snów, ja się już na ten temat nie wypowiadam. nie powinnam pisać tamtego zdarzenia, bo tylko wyszłam na zboczeńca. ale kij, przeżyję to xx.
a jeśli chodzi o Quinn... namiesza, nie namiesza. się zobaczy xx. bardziej boję się o inną blond piękność, która dorwie się do ust Hazzy. miejmy nadzieję, że Lou odpowiednio go opieprzy. no chyba, że to Harry dorwie się do głosu... nigdy nie wiadomo xx.
co łączy Harry'ego i Louise.? hm, na razie ja nie potrafię nazwać tego związkiem. jestem jak Louise, mam ograniczone zaufanie do nowych znajomości. w końcu oni znają się ledwie kilka tygodni xx. a jeśli chodzi o kłótnię Quinn i Lou, pozostały w konflikcie jakiś tydzień. niewiele czasu xx.
nowa perspektywa... nią to się dopiero wkopałam. jeszcze nie pisałam tyle czasu jednego akapitu.! trzy dni z jednym opisem...? bez przesady... mam nadzieję, że w przyszłości się w tym wyrobię i nie będzie to Lou z męską odmianą xx.
dziękuję oczywiście za miłe słowo xx.
buziaki.! xx.

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna