środa, 23 kwietnia 2014

Cztery.

Zawsze jak próbuję napisać Piekarnię, zaczynam dla wprawy oglądać filmiki z X Factora, które namiętnie odtwarzałam na początku mojego zafascynowania nimi. No i potem wychodzi, że ślęczę do trzeciej zachwycając się młodocianym Harrym, bieberowym Liamem, rumianym Niallem, rozkrzyczanym Louisem i uroczym Zaynem. Musicie mi więc wybaczyć opóźnienia, ale to jest silniejsze ode mnie. X Factor to mój ukochany okres chłopaków. Ale nie będę się o tym rozpisywać, bo by to za długo zajęło. Na razie zapraszam na ten pisany od początku do końca nowy rozdział :).
***

Roznosiło mnie. Normalnie po ludzku mnie roznosiło. Za nic w świecie nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Łaziłam właśnie w tę i we wte po przystanku, czekając na autobus, który miał mnie odwieźć do szkoły. Mojej nowej szkoły, której lokalizacji nawet nie znałam. Gdzie jest pełno nieznanych mi ludzi, którzy będą na mnie patrzeć. I mnie oceniać. I może nawet próbować zaaranżować rozmowę...

Jezu, ja tego nie wytrzymam!

Czując jak rosołek z Komunii wraca mi do gardła, westchnęłam głośno i z zamachem kopnęłam ławeczkę stojącą obok mnie. Od razu tego pożałowałam, bo stopa obuta jedynie w zielony trampek od razu odpowiedziała bólem. Skrzywiłam się, rozglądając się wokoło. A może bym tak po prostu olała ten pierwszy dzień...?

Szybko jednak doszłam do wniosku, że wagary już na samym początku nie są dobrym wyjściem, bo przecież i tak kiedyś będę musiała tam pójść. Nie ma co tego odwlekać... Więc nawet pomimo chęci ucieczki, stanęłam spokojnie między ławeczką a śmietnikiem, uważnie obserwując swoje trampki. Tak, były zdecydowanie ciekawsze niż rozmyślanie o tym w jaki sposób się skompromituję przed nowymi kolegami...

Nagle i dosłownie znikąd usłyszałam dudnienie. Które z każdą sekundą stawało się głośniejsze. Szybko wydedukowałam, że ktoś biegł w moją stronę. Serce dosłownie podeszło mi do gardła. Gwałtownie podniosłam głowę, mimowolnie łapiąc dłonią szelkę plecaka. Tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś zamierzał mnie obrabować... Jednak zamiast wielkiego faceta, grożącego mi nożem, którego oczywiście się spodziewałam, na przystanek wpadła niższa ode mnie, chudziutka dziewczyna.

Słowo daję, jak to to mogło narobić tyle hałasu...?

Zmarszczyłam brwi, patrząc jak nieznajoma hamuje gwałtownie, rzuca swój granatowy plecak na ziemię i nachyla się do przodu, opierając dłonie na kolanach. Jej długie, ciemne włosy spłynęły na dół, więc za nic w świecie nie mogłam zobaczyć jej twarzy. A strasznie ciekawiło mnie kim ona jest.

- Powiedz, że autobus się spóźnia i wcale nie odjechał. - wysapała nagle między głębokimi oddechami, zaskakująco miłym głosem.
- Autobus się spóźnia i wcale nie odjechał. - palnęłam, zanim zdążyłam pomyśleć. I natychmiast się skrzywiłam, mając ochotę przywalić głową w ścianę.

No dlaczego tu nie było żadnej ściany?!

- A naprawdę? - dziewczyna zadarła głowię i spojrzała na mnie ze zmarszczonymi brwiami.

Chociaż nie miałam żadnego pojęcia o niej, z lekka zdziwił mnie jej wygląd. Ciemne, miłe oczy, sympatyczny uśmiech. Byłam przekonana, że to będzie jakaś wredna baba, a tu proszę...

- Spóźnia się. - kiwnęłam głową. Z nieznajomej jakby duch wszelki uszedł. Westchnęła głęboko i klapnęła na ziemię jak szmaciana lalka. 
- Dzięki Bogu. - usłyszałam, kiedy już prawie postanowiłam się martwić. Więc zamiast lecieć na pomoc, stałam w miejscu jak kołek, starając się nie gapić jak nieznajoma siedząc na zimnych płytach, bierze swój plecak i zaczyna przetrząsać jego wnętrzności. - Matko, ale się zmachałam. - sapnęła, ścierając nieistniejący pot z czoła. Nagle zmarszczyła brwi i prawie wsadziła głowę do plecaka. - Gdzie moja woda...?

Dziewczyna przewróciła gwałtownie swój plecak do góry nogami i wysypała całą jego zawartość na chodnik. Ściągnęłam brwi, patrząc jak setki rzeczy wysypuje się na chodnik, tworząc wokół nieznajomej niezły bałaganik. I chociaż tego było naprawdę dużo, nigdzie jednak nie dostrzegłam tego, czego dziewczyna szukała z takim zaangażowaniem. Natychmiast zrobiło mi się jej żal, ale kompletnie nie wiedziałam co mogłabym w takiej sytuacji zrobić. Stałam więc nad nią jak dureń ostatni, nie wiedząc nawet co zrobić z rękami.

I pewnie bym tak stała do wieczora, gdyby mnie nagle nie oświeciło. Znikąd przypomniałam sobie nagle, że Alisson przed moim wyjściem na przystanek ubezpieczyła mnie w solidną kanapkę i buteleczkę wody. Akurat jak znalazł...

Nie zastanawiając się, przekręciłam swój nowy plecak tak, żebym mogła w nim swobodnie pogrzebać i szybko wydobyłam z niego niebieskawą butelkę. Zacisnęłam na niej pięść, podchodząc do nieznajomej kilka kroków i wyciągając ku niej przedmiot.

I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że dziewczyna mnie zupełnie nie zauważyła...

- Ekhm. Chcesz? - chrząknęłam ledwo dosłyszalnie. Ale skutecznie. Dziewczyna podniosła bowiem głowę i spojrzała na mnie z zaciekawieniem. A kiedy dostrzegła mój wyraz pomocy, uśmiechnęła się szeroko.

- Jesteś aniołem. - sięgnęła pewnie po butelkę, bez zastanowienia ją odkręcając. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktoś z taką szybkością dorwał się do picia... - Dzięki. - rzuciła po dłuższej chwili, kiedy już zaspokoiła swój niedobór wody. - Mój durny brat musiał mi zakosić butelkę. - stwierdziła znienacka. - Uduszę gnoja. 

Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, widząc powagę na twarzy dziewczyny. Już nawet mimowolnie zaczęłam współczuć temu chłopakowi. Oczami wyobraźni już widziałam jak nieznajoma szarpie się z jakimś kiepsko wyrośniętym ośmiolatkiem bez zębów i zdecydowanie wygrywa. Wyobrażenie było tak irracjonalne, że musiałam przygryźć wargę, żeby nie roześmiać się w głos. Raczej nie chciałam, żeby ktokolwiek uznał mnie za niespełną rozumu...

Zresztą po chwili zapomniałam o całym rozbawieniu. Zobaczyłam bowiem jak do przystanku powoli zbliża się długo wyczekiwany autobus. A rzeczy nieznajomej nadal leżały rozsypane po chodniku... Niewiele myśląc kucnęłam więc przed tym całym bałaganem i śladem dziewczyny, zaczęłam wszystko na oślep wrzucać do jej plecaka. Na szczęście kiedy autobus zatrzymał się na odpowiednim miejscu, nieznajoma już była spakowana.

- Dzięki. - uśmiechnęła się znowu, wstając z ziemi i ruszając do autobusu. A zaraz za nią ja oczywiście.
- Nie ma sprawy. - delikatnie odwzajemniłam gest, zakładając przy tym włosy za ucho. Jakoś tak wyszło, że zdekoncentrowana poszłam za dziewczyną aż na sam koniec autobusu, po czym siadłam na siedzeniu obok niej. Nawet nie pytając o pozwolenie...

Poczułam dziwny ścisk w żołądku. Już miałam się zbierać nawet do odejścia, kiedy dziewczyna znów uśmiechnęła się szeroko i na dodatek wyciągnęła do mnie rękę.

- Jestem Gems. Znaczy Gemma. - przedstawiła się.
- Louise. - mruknęłam ledwo dosłyszalnie, ledwo dotykając jej palców. Spłoszona natychmiast opuściłam głowę, chowając twarz za kaskadą rozpuszczonych włosów. To była taka moja chwilowa ucieczka od wszystkiego. Zwłaszcza od nowych ludzi, z którymi rozmowa przebiega w taki sztuczny sposób.

Chociaż z drugiej strony ta dziewczyna wydała mi się całkiem miła. Idealna na pokonywanie bariery przed nieznajomymi. Więc zanim zdążyłam się odciąć całkowicie, zmusiłam całą siłę woli, żeby unieść wzrok i uśmiechnąć się do niej bardzo, bardzo niepewnie. Ale w ogóle. 

- Ty jesteś tą córką Sandersa? - usłyszałam znikąd i aż mnie zapowietrzyło. No bo słowo daję, czy moje zdjęcie wraz z podpisem umieścili w gazecie, czy powywieszali na słupach? Skąd oni to do anielki wiedzieli...?!
- Mhm, tak. - powoli kiwnęłam głową. - Czy wszyscy już wiedzą? - spytałam nieśmiało, niesiona własnymi przemyśleniami. Ale musiałam wiedzieć. Żeby w jakiś magiczny sposób móc to ukrócić.
- Myślę, że tak. - Gemma wyszczerzyła się szeroko, jednocześnie rzucając mi przepraszające spojrzenie. Przedziwne połączenie. - Musisz się przyzwyczaić, małe miasteczko, wszyscy wszystkich znają. - wzruszyła ramionami. - No i ludzie są tu bardzo ciekawscy. Zwłaszcza Hillman. Na twoje nieszczęście mieszka naprzeciwko. Najlepiej nic pod domem nie rób. Ostatnio podała na policję tą blondynę za niestosowne zachowanie w miejscu publicznym. - pokręciła głową z politowaniem. - Pocałowała chłopaka na pożegnanie.

Zaśmiałam się cicho pod nosem. Wyobrażenie wścibskiej starszej pani wysiadującej z lornetką przy oknie było naprawdę zabawne. Ale i z lekka przerażające, zwłaszcza, jeśli się okazywało, że ta kobieta to moja sąsiadka. No ale wiadomo, całować się pod oknem na pewno nie będę, więc nie miałam się czym martwić.

Kiedy niespodziewanie szarpnęło mnie do przodu w związku z zatrzymaniem się autobusu, zauważyłam, że (nie)znajoma patrzy na mnie kątem oka z zainteresowaniem. I wtedy pojęłam, że jest moja kolej. Otworzyłam nawet usta, żeby coś powiedzieć, chociaż przecież wcale jeszcze nie wiedziałam co, ale znikąd obok nas pojawił się ktoś. Kto perfidnie trącił mnie wychudzonym biodrem w ramię. Zadarłam głowę, żeby wiedzieć kogo będę mogła zwyzywać w myślach i prawie zachłysnęłam się własną śliną, widząc tego chłopaka poznanego u Quinn. Chorda.

- O czym gadacie? - niespodziewanie wyszczerzył się szeroko, z impetem siadając na siedzeniu naprzeciwko nas. - Cześć Lou. - skinął na mnie głową. Zaskoczona, że w ogóle pamięta moje imię, odpowiedziałam tym samym.
- A ja to pies, tak? - usłyszałam z prawej. Natychmiast podążyłam tam wzrokiem i ujrzałam jak Gemma w poddenerwowaniu marszczy brwi.

To oni się znają...?

- Skarbie, dobrze wiesz, że to przejaw mojej głębokiej miłości do ciebie. - niski głos Chorda spowodował, że od razu spojrzałam na niego. Zobaczyłam tylko nieznikający uśmiech i dziwny błysk w oku.

AŻ TAK SIĘ ZNAJĄ?!

- Weź się uspokój, kretynie. Ludzie sobie coś pomyślą. - Gemma sapnęła, więc od razu podążyłam wzrokiem w jej kierunku. Mogłam tym samym zauważyć grymas na jej twarzy. 
- Niech wiedzą o naszej miłości. - w głosie chłopaka wyłapałam głębokie rozbawienie. I już kompletnie nie wiedziałam co myśleć, więc lekko oszołomiona patrzyłam to na jedno, to na drugie.
- No i widzisz, ogłupiłeś dziewczynę. - Gemma zauważyła moje roztargnienie i pozwoliła mi na dłużej przytrzymać moją uwagę, tym razem patrząc tylko na mnie. - My nie jesteśmy razem. - wyjaśniła. - On jest po prostu głupi.
- Ranisz moje serce.
- Od teraz cię ignoruję. - dziewczyna przewróciła oczami. - Więc... - poprawiła się na siedzeniu, przekręcając się bardziej przodem do mnie. - Będziesz może chodzić z nami? Manchester College?
- College...? - zdziwiłam się szczerze. - Nie, nie, jestem za młoda. - zaprzeczyłam szybko. - Jestem dopiero w gimnazjum...
- Serio? - chłopak pisnął zaskoczony. Gdy na niego zerknęłam, okazało się, że marszczy brwi w głębokim zastanowieniu. - Wyglądasz starzej.
- Tak, Chord. - Gemma prychnęła mi nad uchem. - To właśnie ten komplement chciałaby usłyszeć każda dziewczyna.
- Dojrzalej...?
- Nie pogrążaj się.
- A czy ja z tobą w ogóle rozmawiam? - chłopak skrzywił się w irytacji. - Co za dyktator, nikomu się nie pozwoli wypowiedzieć. Na twoim miejscu bym się przesiadł. - spojrzał na mnie, rozpromieniając się znikąd. - Na przykład tu jest super bezpiecznie. - poklepał miejsce obok siebie.

No tak, już lecę siedzieć obok obcego chłopaka...

- Tu jest wygodnie. - mruknęłam cichutko, unikając wzroku chłopaka.
- A widzisz? Nikt cię nie lubi. - Gemma uśmiechnęła się tryumfalnie, na co Chord prychnął pod nosem i założył ręce przed sobą. - Skąd ty go w ogóle znasz? - spojrzała na mnie dosłownie tak, jakby to była jakaś zbrodnia. Ale w końcu ona też go znała, prawda?
- Em. Poznaliśmy się u Quinn. - wyjaśniłam, próbując nie przypominać sobie zbyt wielu szczegółów z tamtego dnia. To było zdecydowanie zbyt żenujące, o czym z całą pewnością świadczyły moje palące policzki. Które próbowałam nieudolnie przykryć zasłoną z włosów. Chociaż udało mi się zza niej zauważyć jak Gemma rozpromienia się nagle i posyła uważne spojrzenie chłopakowi.
- Aaa, przesiadywał u tej swojej...
- ZAMKNIJ SIĘ! - chłopak zagrzmiał natychmiast. Może trochę zbyt gorliwie, bo w reakcji kilka osób siedzących przed nami aż się odwróciło. Chord ściszył więc głos i nachylił w naszą stronę. - Zamknij się. - powtórzył, tym razem spokojniej. - Za dużo gadasz. W ogóle nie powinnaś otwierać ust w miejscach publicznych. Ściany mają uszy. - machnął ręką gdzieś w otchłań autobusu.
- W życiu nie widziałam ściany z uszami.
- Spójrz w lustro. Płaska, masz uszy.
- Cham. Na szczęście nie muszę się z tobą dłużej męczyć, mam nową przyjaciółkę. - Gemma wyprostowała się tryumfalnie i ku mojemu zdziwieniu wzięła mnie pod rękę. Chord w odpowiedzi natychmiast się zaśmiał.
- Chyba jedyną.

Rozbawiło mnie to, nie powiem. Ale mimo wszystko czułam się solidarna z Gemmą. W końcu też była dziewczyną. Więc tylko uśmiechnęłam się pod nosem, nie dając po sobie nic więcej poznać. I wyluzowałam się znacznie, widząc, że mimo wszystko w ich towarzystwie nie będę musiała zbyt wiele gadać.

*

Podróż autobusem w jakiś sposób nawet mnie rozluźniła. Słuchanie przekomarzań tej dwójki pozwoliło mi na moment zapomnieć o tym strasznym fakcie, jakim był mój pierwszy dzień w nowej szkole. Być może nawet dało mi malutką nadzieję, że nie zrobię z siebie kretynki, bo przecież udało mi się jako-tako rozmawiać i nie palnąć przy tym niczego durnego. Mogłabym nawet zaryzykować stwierdzenie, że zostałam przez nich zaakceptowana. I cholernie żałowałam, że to nijak mi nie pomoże w zapoznaniu się z ludźmi z tej mojej nowej szkoły, bo przecież nie miałam tam żadnego sojusznika.

Byłam kompletnie sama... I to dosłownie, bowiem kiedy przestąpiłam próg tego ceglanego budynku, który wcześniej pokazywał mi tata, na ciemnym korytarzu nie było ani jednego żywego ducha. Od razu się zestresowałam. Żołądek ścisnął mi się w jeden wielki supeł, a nogi zupełnie odmówiły posłuszeństwa. Głośno przełknęłam ślinę, co natychmiast rozniosło się echem po pustkowiu. I zabrzmiało to cholernie złowrogo...

Nie miałam pojęcia co miałam teraz robić. Mój mózg jakby się wyłączył, czy coś... Po chwili dotarło do mnie, że na pierwszej miałam matematykę w sali 21. Logicznie myśląc, musiała być gdzieś na parterze... Od razu ruszyłam gdzieś przed siebie, mijając niezliczone ilości drzwi prowadzących do klas. Miałam nadzieję, że zanim mnie coś porwie w tej głuszy, znajdę odpowiednie drzwi. Z drugiej strony byłam przepełniona niewysłowioną ulgą. Przynajmniej miałam dobrą wymówkę na spóźnienie... Zagubienie.

Nie chciałam jednak przedłużać tego wszystkiego, więc kiedy tylko zauważyłam jak numerki na drzwiach niebezpiecznie zbliżają się do 20, przyspieszyłam kroku. I bez namysłu stanęłam przed tymi odpowiednimi. Moimi.

Sięgając po klamkę, ostatni raz rozejrzałam się po ciemnym, opuszczonym korytarzu. Dyplomy porozwieszane na ścianach, kilka gablot, automat do napojów, jakieś krzesło w kącie... Gdyby nie ta brązowa farba, wszystko idealnie zgadzało się jak w mojej poprzedniej szkole. Aż żałowałam, że mnie właśnie w niej nie było.

No ale co ma być to będzie...

Westchnęłam głęboko na odwagę i ściskając najmocniej jak się da pasek plecaka, w końcu naparłam na klamkę. Drzwi odskoczyły z głuchym trzaskiem. Wystarczyło je lekko popchnąć, żebym już po chwili znalazła się wewnątrz żółtawo-brązowej klasy z licznymi tablicami o wyliczeniach wiszącymi na ścianach. Automatycznie wstrzymałam oddech, niepewnie zamykając za sobą drzwi. Stanęłam przy nich jak ta ostatnia sierota, nie wiedząc co dalej. Bo dziwnym trafem nikt nie zwrócił na mnie uwagi.

Okej, byłam niewidzialna, ale chyba nie aż tak...

- Przepraszam... - mruknęłam w końcu niepewnie, kumulując w sobie całą silną wolę. Dziesiątki par oczu od razu zwróciło się na mnie, więc mimowolnie się zarumieniłam. I nie wiedząc na kogo mam w tej sytuacji patrzeć, wbiłam wzrok w podłogę, od czasu do czasu zerkając na poważną, dosyć młodą, zapiętą pod samą szyję kobietę, siedzącą za biurkiem. Swoim genialnym umysłem skojarzyłam, że to nauczycielka.
- Tak? - kobieta spojrzała na mnie uważnie znad okularów. A ja poczułam się onieśmielona jej silnym, brytyjskim akcentem. I za nic w świecie nie mogłam zebrać myśli. Zwłaszcza, kiedy już zaczynałam słyszeć szepty o swojej osobie.

No, dziewczyno, nie skompromituj się tylko...

- Em. Jestem... Louise Sanders... - wybąkałam jakimś cudem, czując jak rumieniec na mojej twarzy z sekundy na sekundę coraz bardziej się pogłębia. A te śmiechy gdzieś z tyłu klasy absolutnie mi nie pomagały. - Jestem...
- Nową uczennicą. - nauczycielka dokończyła za mnie. Aż odetchnęłam z ulgą. - Świetnie, siadaj. - skinęła ręką na otchłań klasy. Niepewnie ruszyłam do pierwszej wolnej ławki, starając się na nikogo nie patrzeć. Byłam pewna, że to mnie zabije, albo w zamieni w kamień. - Dostałaś materiały z przerabianym materiałem? - usłyszałam nagle ze strony nauczycielki. Natychmiast odwróciłam się w jej stronę.
- Tak, tak. - szybko kiwnęłam głową. Kobieta uśmiechnęła się co najmniej wrednie, poprawiając przy tym okulary.
- Odpocznij chwilę, zaraz zaproszę cię do tablicy i sprawdzę twój poziom wiedzy. - rzuciła nieprzyjemnie, a mój żołądek chyba czwarty raz owinął się wokół kręgosłupa. I to wcale nie z głodu.

No pięknie, jeszcze będzie mnie tu torturować pierwszego dnia...

Przełknęłam znacząco ślinę, z nerwów dopadając najbliżej stojącego przy mnie krzesła. Przy czwartej ławce. Usiadłam z impetem, dopiero przy wyciąganiu zeszytu zauważając, że stolik wcale nie był całkowicie wolny. Jedną jego połowę już zajmował czyjś zeszyt. Szkoda tylko, że nigdzie nie było widać jego właściciela...

- Niech tylko Tony skończy się produkować. - nauczycielka tymczasem naprowadziła mnie na trop mojego ewentualnego sąsiada. Bowiem dopiero w tym momencie zauważyłam wyłupiającego oczy na tablicę blondyna, ubranego w ciemnozielony sweterek. - No proszę. - kobieta skierowała swój wzrok na niego i kiwnęła głową. Chłopak tylko westchnął głośno.

Od razu zrobiło mi się go żal. Stał przed tablicą, drapiąc się po głowie i bezradnie patrząc na rząd cyferek. Moja głowa od razu pojęła równanie, wiedziałam jednak, że nie wszyscy mają takie szczęście. Zwłaszcza maglowany blondyn, który właśnie spanikowanym spojrzeniem próbował wyczytać rozwiązanie z twarzy kolegów. Wszyscy jedynie kręcili głowami. Aż do momentu, kiedy jego przeszywające, brązowe oczy zatrzymały się na mnie.

- 2x - 3. - szepnęłam natychmiast. Chłopak jakby westchnął z ulgą i szybko zapisał wynik na tablicy, po czym spojrzał na nauczycielkę z taką bezczelnością, że mi samej było już za niego wstyd.
- Siadaj. - głos nauczycielki zabrzmiał złowrogo, zwłaszcza w połączeniu z tym grymasem, który wykwitł na jej twarzy, kiedy skrupulatnie zapisywała coś w zeszycie. Chłopakowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać, jak na skrzydłach podbiegł do ławki i wcisnął się na swoje miejsce. Nie zdążył się nawet na mnie spojrzeć, kiedy kobieta uniosła swój wzrok i wbiła go prosto w moją osobę. - Panna Sanders już odpoczęła? - zagrzmiała tak, że już wiedziałam, że mam przerąbane. - To zapraszam.

*

Z ogromną ulgą wróciłam do ławki, kiedy nauczycielka postanowiła przestać się nade mną pastwić i puściła mnie wolno. Wprawdzie był już koniec lekcji i wszyscy zdążyli już wyjść z klasy, więc nawet nie miałam kogo podpytać o następną lekcję, ale i tak byłam szczęśliwa, że uszłam z tego z życiem. Zmęczona, ale przynajmniej w ogóle. Ale sądząc po wzroku nauczycielki, który cały czas mi posyłała, miałam u niej przerąbane po całości. Wolałam jednak o tym nie myśleć i stając obok ławki, grzecznie zaczęłam wsypywać swoje rzeczy do plecaka.

- Dzięki dziewczyno. - usłyszałam znikąd czyjś głos i aż podskoczyłam ze strachu. Z bijącym sercem rozejrzałam się wokół siebie i zauważyłam tego chłopaka od tablicy. Stał obok mnie, opierając się tyłem o ławkę i patrzył prosto na mnie uśmiechając się przy tym. Rumieńce natychmiast zalały moje policzki, ale pod przykrywką pakowania mogłam przynajmniej na niego dłużej nie patrzeć. - Matka by mnie w studni utopiła jakbym wrócił do domu z kolejną pałą. - rzucił po krótkiej chwili. - Uratowałaś mi skórę. Iii podkurwiłaś Stone... Ale zajebiście było patrzeć jak niczym nie może cię zagiąć. Nieźle ogarniasz te cyferki.

Uśmiechnął się szerzej. Westchnęłam pod nosem, zbierając w sobie całą odwagę, żeby nie wyjść na jakąś ułomną osobę. Niestety, chłopak miał tak intensywne, ciemne spojrzenie, że nawet pół myśli zebrać nie mogłam. A jeśli dodać do tego dołeczek w lewym policzku... No chyba nic już nie muszę mówić.

- Dzięki... - wybąkałam w końcu, cała czerwona. A, że nie chciałam się już dłużej męczyć z dziwactwami mojego organizmu, zapięłam pobieżnie swój plecak, zarzuciłam go na ramię i niekulturalnie olewając chłopaka, ruszyłam do wyjścia. Niestety, ten cały Tony natychmiast mnie dogonił, nawet otwierając mi drzwi. Prześlizgnęłam się przez nie, mając nadzieję, że chłopak da sobie spokój. Nic z tego. 

- Nie za późno jak na przenosiny? - zagaił, nachylając się do mnie. Dopiero wtedy zauważyłam, że był ode mnie wyższy o jakąś głowę. To zdecydowanie nie dodało mi odwagi.
- Siła wyższa. - wzruszyłam ramionami.

No bo co więcej miałam powiedzieć...? Nie byłam przygotowana na żadną rozmowę. Zwłaszcza z chłopakiem.

- Prywatna sprawa, czaję. - Tony ze zrozumieniem pokiwał głową. Odetchnęłam z ulgą, myśląc, że tym razem to naprawdę koniec. - Poznałaś już naszą budę? - wypalił znowu.
- Nie miałam okazji. - rzuciłam krótko, nie ustawiając w próbach nie patrzenia chłopakowi w twarz. Tak było zdecydowanie bezpieczniej.
- No to chodź. 

Zanim się zorientowałam, złapał mój nadgarstek i pociągnął mnie w bliżej nieznanym kierunku. Prawie rymnęłam na twarz, ale w ostatniej chwili udało mi się utrzymać równowagę. A kiedy stanęłam statecznie na nogach, byłam gotowa wydobyć z jego uścisku swoją rękę. Przez nikogo nie obejmowana czułam się o wiele bezpieczniej. 

- Tam masz kible, tam jest stołówka, tam schody na górę, tam schodzisz do szatni... - w szatańskim tempie mijając kolejne miejsca, chłopak wskazywał ręką to na prawo, to na lewo. Ledwo nadążałam się rozglądać. - Obok szatni jest sklepik, ważny punkt. No i to chyba wszystko... - chłopak niespodziewanie zatrzymał się i stanął przede mną. - A tu mamy biologię. - skinął dłonią na drzwi obok nas i posłał mi kolejny ze swoich uśmiechów. - Spoko babka, można nawet pospać.
- Dobrze wiedzieć. - pisnęłam, z zaskoczeniem nawet dla siebie. Bo mój głos w normalnych warunkach tak przecież nie brzmiał. Więc co to miało niby być? 

Zażenowana, przymknęłam na moment oczy, wzdychając głęboko. Policzki zaczęły mnie palić dosłownie żywym ogniem. Powoli podnosząc powieki, zauważyłam, że Tony przygląda mi się z niesłabnącym uśmiechem.

- Lecę na fajkę. - stwierdził na wydechu, wsuwając przy tym ręce w kieszenie swoich znoszonych dżinsów. Słowo daję, wyglądały na starsze od moich. - Chcesz? - zapytał niespodziewanie.

On tak serio...?

- Nie palę. - odpowiedziałam grzecznie, starając się tym razem jakoś kontrolować swój głos. I udało mi się. Szkoda tylko, że i na rumieńce to mi nie podziałało. No ale nie można mieć przecież wszystkiego, prawda?
- I dobrze, wszyscy pieprzą, że to psuje płuca. - Tony uśmiechnął się szerzej, po czym westchnął głęboko. - Jak się zacznie lekcje, zajmij mi miejsce, okej? Chyba się spóźnię.
- Dobra... - mruknęłam, ale chyba już bardziej do siebie. Chłopak bowiem już pognał przed siebie i zniknął za zakrętem.

Odetchnęłam z ulgą. Nie to, żebym nie doceniała sympatyczności chłopaka. Sam do mnie podszedł, próbował ze mną rozmawiać, nawet nie dał po sobie poznać, że ma mnie za kretynkę. Czułam się z tego powodu nawet wyróżniona. I zrobiło mi się całkiem miło. 

Wolałam jednak, żeby ten ktoś, z kim ewentualnie miałabym złapać wspólny język w tej szkole, nie był tak... No dobra, nie ma co ukrywać, chłopak zdecydowanie był przystojny. A faceci z ładną twarzą nie gadają z dziewczynami takimi jak ja. To wbrew jakimkolwiek regułom.

Okej, w polskiej szkole miałam wyłącznie kumpli. Z dziewczynami nigdy nie miałam jakiegoś wspólnego tematu. To właściwie powinno jakoś ułatwić mi kontakty z płcią przeciwną, ale umówmy się... Chłopaki z mojej szkoły nie grzeszyli urodą, nadrabiali za to osobowością i poczuciem humoru. A tutaj cholera jasna, kogo nie spotkam, na samym wstępie onieśmiela mnie samym spojrzeniem. To zdecydowanie nie było normalne. Mogłam jednak wszystko zrzucić na karb nowości.

Chrząknęłam ze zdenerwowania, rzucając plecak na podłogę. Rozejrzałam się niepewnie wokół siebie, zastanawiając się co mogłabym teraz zrobić. Przez to przepytywanie na pierwszej lekcji nie miałam nawet okazji przyjrzeć się ludziom z mojej nowej klasy. Więc gdy przyglądałam się ludziom kłębiącym się na korytarzu, nie mogłam nawet stwierdzić do kogo mogłabym podejść i próbować się przywitać.
...na co w zasadzie i tak nie byłoby mnie stać, więc tym lepiej dla mnie.

Niespodziewanie mój wzrok napotkał grupkę dziewczyn. Jedna z nich, chuda jak patyk blondynka opowiadała coś zawzięcie, patrząc na mnie z ukosa. Zaczerwieniłam się automatycznie. Byłam pewna, że mnie obgaduje. I to w jak najbardziej złym sensie tego słowa, sądząc po chytrych uśmieszkach jej słuchaczek.

Czując palące, niezidentyfikowane uczucie rosnące w moim żołądku, oplotłam szybko brzuch ramionami i odwróciłam się bokiem do grupki. Wzdychając głęboko, oparłam się plecami o ścianę, którą na szczęście miałam za sobą i wbiłam wzrok gdzieś przed siebie.

Jezu, jak miło by było zapaść się teraz pod ziemię...

Niestety, zamiast rozstępującej podłogi, poczułam słodki zapach czający się gdzieś blisko mnie. Szybko podniosłam wzrok, zauważając jak ta blondynka wraz z całą bandą, przechodzi obok mnie.

- Świetne spodnie... - odezwała się nagle z mocnym, brytyjskim akcentem, lustrując mnie spojrzeniem od dołu do góry. A gdy zatrzymała się na twarzy, uśmiechnęła się nieszczerze. Zanim zdążyłam pomyśleć już przeszła obok. Jedyne co po niej zostało to echo cichego rozbawienia.

No fajnie...

*

- Tony, na Boga, czy ty chociaż raz mógłbyś się nie spóźniać? 

Głos nauczycielki spowodował, że podskoczyłam na krześle. Przed chwilą kazała nam przecież w ciszy czytać jakiś biologiczny tekst, więc jej głos spadł na mnie jak grom. Zaskoczona, rozejrzałam się wokół siebie i zauważyłam blondyna, który starannie zamyka za sobą drzwi i poprawiając plecak na ramieniu, uśmiecha się do nauczycielki.

- Sorry, wyższa konieczność. - rzucił, wzruszając ramionami. Nauczycielka tylko przewróciła oczami.
- Siadaj, tylko bez hałasu. - skinęła dłonią na klasę i tak jak przedtem, zagłębiła się w lekturze jakiejś kolorowej gazetki.

Tony tymczasem niepostrzeżenie śmignął na miejsce obok mnie i z szerokim uśmiechem wyciągnął zeszyt ze swojego plecaka. Dałabym sobie rękę odciąć, że to był ten sam co i od matmy. Ale to i tak nie była moja sprawa, więc zacisnęłam tylko pięści na krańcach książki i podnosząc ją do góry, starałam się zrozumieć co czytam.

- Dzięki za miejsce. - usłyszałam niespodziewanie szept ze swojej prawej. Żołądek ścisnął mi się mocniej niż dotychczas, ale udało mi się zerknął na swojego sąsiada znad książki.
- Jasne. - mruknęłam wymijająco.

Na szczęście Tony nie zamierzał dalej wciągać mnie w dyskusje. Nachylił się bowiem nad swoim zeszytem i zaczął coś w nim bazgrać. Jeden rzut oka wystarczył, żebym się zorientowała, że to nie była ani matma ani biologia. To były jakieś rysunki. Całkiem niezłe rysunki jeśli mam być szczera. Wykonane czarnym cienkopisem, ale dokładne, szczegółowe. Wyjątkowo realistyczne. Naprawdę mi się spodobały. I już miałam się zdekonspirować, chwaląc je na ściszony głos, kiedy Tony podniósł wzrok znad zeszytu i powoli rozejrzał się wokoło. A potem wbił uważne spojrzenie prosto w moją twarz.

- Jezu, jakbym siedział obok jakiejś Rihanny. Wszyscy się gapią. - westchnął, krzywiąc się nieznacznie. Szybko podążyłam wzrokiem po twarzach ludzi z klasy i... serio, oni wszyscy się na mnie gapili.

Natychmiast wbiłam wzrok w ławkę przed sobą, rumieniąc się głęboko i próbując zakryć się włosami. Ale to i tak mi nic nie dało. Teraz, kiedy już wiedziałam, czułam ich spojrzenie na plecach. I zdecydowanie nie było to miłe uczucie.

- Oh, sorry. - Tony zauważył moją reakcję. - To ci nie pomaga, nie?
- Kiepsko. - wzruszyłam ramionami.
- Widać. - chłopak pokiwał głową, wracając do dokańczania szczegółów jakiegoś opuszczonego, nawiedzonego domu. - Chujowo być nieśmiałym. - stwierdził znienacka, nawet na mnie nie patrząc. - I nowym w pakiecie.
- Pocieszające. - mruknęłam, nie wiedząc co jeszcze mogłabym powiedzieć.
- Oj no wiesz o co mi chodziło. - Tony uśmiechnął się pod nosem, dziwnie wyginając rękę, żeby dopracować jakiś szczegół po lewej. - Laski obrabiają ci dupę za plecami, faceci próbują ogarnąć na ile się mogą z tobą posunąć.
- Co...? - pisnęłam, wytrzeszczając na niego oczy. Chłopak podniósł wzrok i natychmiast prychnął śmiechem.
- Co za mina, Jezu...
- Tony... Koleżanko Tony'ego, czy ja wam nie przeszkadzam? - nauczycielka znikąd wparowała z pretensjami. Kiedy podniosłam głowę, okazało się, że przyglądała się na naszą ławkę z gniewem w oczach.
- Ależ skąd, proszę sobie kontyn...

Z całą siłą jaką miałam, rąbnęłam mojego nowego kolegę prosto z łokcia w sam środek ramienia. Chłopak jęknął głucho i od razu potarł obolałe miejsce.

- Ał! - spojrzał na mnie z wyrzutem. Zarumieniłam się gwałtownie. A te śmiechy z końca sali wcale mi nie pomogły. - Już będziemy cicho... - chłopak zapewnił nauczycielkę, uśmiechając się szeroko. A kiedy kobieta wróciła do czytania gazety, znowu wbił we mnie wrogie spojrzenie. - Co to miało być?
- Przepraszam, ja... - z szybkością światła wbiłam spojrzenie w ławkę przed siebie i przybrałam nową warstwę rumieńców. Miałam wrażenie, że chłopak na mnie naskoczy czy coś, więc z ogromnym zdziwieniem przyjęłam cichy śmiech z jego strony.
- Nigdy się nie stawiałaś nauczycielom, nie? Za duży hardcore?
- Trochę...? - spojrzałam na niego niepewnie zza linii włosów. Chłopak szybko kiwną głową, posyłając mi porozumiewawcze spojrzenie.
- Spoko, wszystko nadrobimy. Widzisz dwie lekcje, a już podpadłaś babkom. Do końca posiedzisz ze mną, a wszyscy cię zapamiętają. - wyszczerzył się. Natychmiast wybałuszyłam na niego oczy. - Żartuję, tylko... - pokręcił lekko głową i wrócił do rysowania tego swojego obrazka. - Po części. - zerknął na mnie kątem oka z dziwnym uśmieszkiem. Westchnęłam ciężko, nie wiedząc już nawet co mam myśleć. Chciałam więc powrócić do czytania zadanego tekstu, kiedy Tony znów na mnie spojrzał.

- Chcesz iść po lekcjach na lody...?
- Hm...? 

Zmarszczyłam czoło i spojrzałam na niego badawczo. Nie wiem dlaczego, ale w mojej głowie burzę rozpoczęły kudłate myśli. Tony parsknął śmiechem. Co było dosyć urocze, bo przymknął przy tym oczy i...

Oj dobra.

- Coraz bardziej cię lubię, Ruda. - lekko trącił mnie w ramię, kręcąc przy tym głową. Zarumieniłam się po sam czubek głowy. Dałabym sobie rękę odciąć, że nawet ta skóra pod włosami była czerwona. A spojrzenie chłopaka wbite w moją twarz wcale mi nie pomagało. - Myślę, że szybko się dogadamy. - stwierdził po chwili.

A ja wcale nie byłam tego taka pewna...

***
PS: Chcecie być informowani o nowych rozdziałach...? Jeśli tak, podajcie mi jakiś kontakt do siebie, postaram się wszystkich uwzględnić :).

Komentarze (18):

23/4/14 20:49 , Blogger Unknown pisze...

Pierwsza.
Rany nowy rozdział lecę czytać :)
Ubóstwiam cie dziewczyno za tego bloga <3

 
23/4/14 21:11 , Blogger Unknown pisze...

A teraz do rzeczy rozdział boski, jak zawszę :)
Czytam twojego bloga od początku, choć nie udzielałam się zbytnio.
Twoje opowiadanie są o Harrym z czasów X factor, kiedy to dopiero zaczynałam ich poznawać i powoli się zakochiwać w One Direction. (Szczerze to brakuje mi tych chwil kiedy to uczyłam się ich imion na pamięć)
A więc rozdział znakomity, pisz dalej, weny życzę i do następnego :)

 
23/4/14 22:01 , Blogger Lou. pisze...

Oh, jaki entuzjazm :). Cieszy mnie to niezwykle :). Zwłaszcza, że jesteś ze mną od początku, a mój blog kojarzy Ci się z miłym okresem. Lepszego komplementu nie mogłam sobie wymarzyć :).
Tak, mi też brakuje tych chwil. Zwłaszcza mylenia Liama z Louisem :).
I dziękuję za wsparcie. Mam nadzieję, że tak długiej kolejnej przerwy mieć nie będę :).
Buziaki xx.

 
23/4/14 22:10 , Blogger Hęłnryg pisze...

Nasza Luluś idzie do szkoły...? Na pewno będzie ciekawie! Widzę, że Gems już poznała a jak jest Gemma to niedługo będzie jej kochany braciszek ^^
Niemogę się doczekać aż Harry będzie się użerał z nieśmiałością Lulusi ^^
Coś mi się wydaje, że to spotkanie po szkole Tonego i Lou ne będzie jedynym ich spotkaniem pozaszkolnym ^^
Uwielbiam opisywanie czynności a ten "(…) szatańskim tempie(…)" najbardziej mu utkwił w pamięci ^^
Masz rację, czasy XFactora były najlepszym okresem dla One Direction bo byli sobą :)
Życzę weny i częstszego dodawania rozdziałów aby cię te filmiki nie wciagnęły na dobre i zostawiły ci trochę czasu na pisanie ^^

 
23/4/14 22:20 , Blogger Hęłnryg pisze...

Zapomniałam dopisać. Kiedy wchodzę na twojego bloga zawsze mam ochotę na kawę mleczną i świeżą bułkę z pestkami dyni ^^
Szablon jest taki ciepły a klimacik w komentarzach taki miły że czasem wchodzę tu i po prostu patrzę hihi (nabijam ci wyświetlenia c:)

 
23/4/14 22:32 , Blogger Lou. pisze...

Haha, widzę, że spodobała Ci się Luluś :). Wyjątkowo mnie to rozbawiło :). Ale mniejsza...
Tak, Lou idzie do szkoły. Ktoś musi, prawda? :) No i postanowiłam trochę zamącić... Tu Gemma, tu Tony, tu Chord. Lou musi mieć jakąś odskocznię od Hazzy :).
O, masz takie samo zdanie o X Factor co i ja! Uważam, że tylko tam byli tacy naturalni, szczęśliwi, normalni, nieskażeni sławą. Po prostu się bawili :). Bo teraz tylko zarabiają pieniądzę. Znaczy bawić też się pewnie bawią, zachowują jakąś naturalność, ale to nie to samo... No nieważne :)
Haha, jakie wymagania :). Starałam się jakoś ten szablon w końcu ogarnąć i myślę, że ostatecznie trafiłam na odpowiedni klimat. No a później... Się zobaczy :).
Także ten... Dziękuję za miłe słowa :)
Buziaki xx.

 
23/4/14 23:29 , Anonymous Anonimowy pisze...

Ojeeeeeej:) Już uwielbiam Tony'ego:)) tylko te papierosy... ale oj tam:P Mam nadzieję, że będą najlepszymi przyjaciółmi i szybko nie zakończy się ich znajomość, kiedy już Lou będzie z Harrym:) bo będzie prawda?;P
Rozdział jak zawsze świetny, pozytywny i w ogóle CHCĘ WIĘCEJ:PP I nowi bohaterowie:) bardzo fajnie:) Czytałam jak zawsze z wielkim bananem na twarzy:)
Rosołek z Komunii- haha xd oj to musiało być naprawdę ciężkie przeżycie dla Lou:)
No i oczywiście Chord- geniusz....:P
Rymnęłam- nowe słowo w moim słowniku:P
Jakby Tony siedział koło jakiejś Rihanny:D dobre, dobre:)
Już nie mogę się doczekać nowego rozdziału:) Mam nadzieję, że dodasz go szybko:)
Pozdrawiam:))

 
23/4/14 23:52 , Blogger Lou. pisze...

Uwielbiasz Tony'ego mówisz...? Oj, w mojej głowie rodzi się szatański plan... Jak ja uwielbiam taki stan! :)
Najlepsi przyjaciele powiadasz...? No czy ja wiem... Harry mógłby być zazdrosny, prawda? Wypadałoby usidlić Tony'ego, żeby się nie czepiał... :)
Tak, nowi bohaterowie :) Chciałam rozszerzyć wątek Gems, no i przez AHS nie mogłam pozostać obojętna na Evana. Musiałam go wrąbać w akcję :).
Tak, ja też mam nadzieję, że szybko uda mi się coś napisać :)
Buziaki xx.

 
24/4/14 13:05 , Blogger Mała Wariatka pisze...

Tony jest Meeega ;) przeciwieństwo Lou, i wgl xD
Idealny rozdział!
Zapomniała bym :więcej gemmy, bo dziewczyna wymiata ;D

 
24/4/14 13:37 , Blogger Lou. pisze...

Ah, no nie mogłam się oprzeć urokowi Tony'ego, musiałam go wstawić :). Więc tym bardziej cieszę się, że go polubiłaś :)
Więcej Gemmy? Oj nie ma sprawy, dziewczyna będzie miała w tej wersji sporo do powiedzenia :).
Buziaki xx.

 
24/4/14 14:14 , Anonymous Anonimowy pisze...

oesuuu *-* jeżeli jest taka możliwość to mogę być informowana ?? /@luvmy1D_5SOS

 
24/4/14 16:08 , Blogger 5idiotsinmyhead pisze...

OMG GEMMA ! I TONY! O CHOLERA. TEGO SIĘ NIE SPODZIEWAŁYŚMY!! *-* Meeega! Super to zmieniłaś. Czytałyśmy poprzednią wersję piekarni i tą teraz i nie możemy się doczekać co będzie dalej! Nadal nie wiemy co nas bardziej zdziwiło... Pojawienie się Gemmy, czy to że Lou w dość opanowany sposób rozmawiała z Tonym? Nie no booskie! Weź szybko pisz dalej, bo niepewnośc nas zżera! Weny :**

 
24/4/14 21:42 , Blogger Unknown pisze...

O Boże.. Gemma taka genialna XD Postać Louise jest mega interesująca i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :3
Pozdrawiam i weny życzę ^^

 
25/4/14 15:05 , Blogger Lou. pisze...

Tak, Gemma :). Już w poprzedniej wersji Gemma miała dużo do gadania, oczywiście w późniejszych rozdziałach niż te dodane, ale postanowiłam rozszerzyć jej wątek. I tak, Tony :). Musiałam znaleźć jakąś rolę dla Evana... Tak mi się zasiał w głowie, że nie mogłam go zignorować :).
Ale, żebym Was zaskoczyła.. No to tego się nie spodziewałam. Ale miło mi, niewyobrażalnie :).
A co do Lou... Ona jest doszyć szczekliwa, tylko dotąd nie miała jak tego pokazać :).
Buziaki xx.

 
25/4/14 15:06 , Blogger Lou. pisze...

Dziękuję za miłe słowa :). Też uważam, że Gemma jest genialna, dlatego też postanowiłam rozszerzyć jej postać. Mam nadzieję, że tego nie zepsuję :).
Buziaki xx.

 
25/4/14 16:06 , Anonymous Anonimowy pisze...

Jak ta dziewczyna powiedziała o swoim 'durnym bracie' od razu pomyślałam o Gems xd Ona doda pewnego kolorytu Twojemu opowiadaniu heh te jej sprzeczki z Chordem były bardzo śmieszne.
Btw cześć xd
Lubię Chorda, Gem też lubię i polubiłam Tony'ego, ale odrobinę się go obawiam idk dlaczego, to coś takiego jak z Quinn c: Ale mniej, jeszcze nic takiego nie zrobił.
Bardzo się cieszę, że Lou poszła do szkoły. Tak z ciekawości to Blondi też chodzi do tej szkoły czy do innej?
Co tu dużo mówić, wszystko bardzo mi się podoba. Jest zabawnie, jest fajnie. Nie mogę się doczekać Harry'ego i następnego rozdział.
Oh i miło, że Lou łapie kontakt z innymi ludźmi (:
Scarlett xx

 
25/4/14 21:07 , Blogger Lou. pisze...

Tak, jak mowa o 'durnym bracie' to już wiadomo, że chodzi o Harry'ego. Logiczne :). Gemma była też przy pierwszym razie brana pod uwagę, niestety jeszcze nie doszłam do tych rozdziałów. A, że nie chciałam dłużej czekać... :).
Obawiasz się Tony'ego mówisz...? Hm, aż ciekawa jestem jak zareagujesz na następny rozdział... To będzie ciekawe :).
Blondie chodzi do szkoły z Harrym. Na miejscu. Czyli w Homes Chapel. Zresztą, to się później jeszcze wyjaśni, nie wyprzedzaj faktów :).
Na Harry'ego będziesz musiała jeszcze chwilę poczekać, na następny rozdział, mam nadzieję, że nie...
Buziaki xx.

 
10/5/14 11:27 , Blogger konfituraa pisze...

Gems?! Tony?! okeeeej...
ile mnie ominęło o.o

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna