niedziela, 6 kwietnia 2014

Trzy.

1. Byłam chora. I nadal jestem (głupie bakterie)
2. Nadrabiałam zaległe prace z ćwiczeń.
3. Stresowałam się ćwiczeniami z radia. /Szczerze Wam mówię, jakby mnie kiedyś przymroczyło i zaczęłabym pracować w radiu, nie słuchajcie moich audycji. Po przesłuchaniu tego, co kazano mi mówić do tego przeklętego radiowego mikrofonu, stwierdzam, że brzmię jak koza.../
4. Setki razy redagowałam wywiad na zaliczenie.
5. Oglądałam American Horror Story, naprawdę ciężko się oderwać.
A skoro już się wyżaliłam, zapraszam na całkiem fajny i ciekawy rozdział, który pisało mi się niebywale przyjemnie :).
***


Kręciłam się całą noc. Setki myśli nie pozwoliły mi zmrużyć oka nawet na minutę. Zamiast spać i śnić cudowne sny o księciuniach z bajki, mój mózg wolał rozważać sprawy mojego przyszłego statusu starszej siostry i tego jak bardzo tata będzie teraz bardziej tego dzieciaka niż mój. I kiedy właściwie zamierzają mi o wszystkim powiedzieć.

Bo przecież nie zamierzają tego trzymać wiecznie w tajemnicy, prawda...?

Co najśmieszniejsze, nie byłam wściekła. Nawet odrobinę wkurzona. Było mi raczej przykro, że trzymają wszystko w tajemnicy. Jednocześnie ciągle w głowie miałam tą całą troskę Alisson o moje zachowanie. To na swój sposób było całkiem miłe. I chociażby ze względu na to, nie mogłam się na nikogo gniewać.

Westchnęłam, przewracając się na lewy bok. Czarne wskazówki zegarka w kształcie mordki psiaka, stojącego na szafce nocnej, wskazywały już na 6:30. Jak na mój stosunek do wstawania około południa, właśnie był środek nocy. Ale to i tak nie zmieniało faktu, że kompletnie nie chciało mi się spać. Stwierdziłam więc, że zamiast wylegiwać się bez sensu w łóżku, mogłabym zająć się czymś pożyteczniejszym. Czymś, co mogłoby pokazać Alisson, że to nie tak, że jej nie lubię, ja po prostu nie jestem śmiała do obcych. No i że warto by mi było w końcu powiedzieć o ich planach, no przecież nie będę się o nie wściekać. Tata miał nowe życie, jakoś udało mi się do tego przyzwyczaić po tych kilkunastu latach. Przecież nie wścieknę się o to, że postanowił zalegalizować swój bądź co bądź długi związek.

Ziewnęłam przeciągle i podniosłam się do pozycji siedzącej, opierając się plecami o ścianę. Odgarnęłam swoje długie, miedziane fale z twarzy i rozejrzałam się po pokoju.

Co ja niby miałam zrobić z tak pięknie rozpoczętym dniem? Książka pod intrygującym tytułem "Natalii 5", którą wczoraj wypakowałam z walizki jakoś mnie nie kusiła. Szary laptop znajdujący się tuż obok niej też jakoś specjalnie mnie nie wzywał. Wczoraj, w związku ze swoim zamknięciem w pokoju i odmową widzenia kogokolwiek, wzięłam się za rozpakowywanie, więc to też odpadło. Pokój lśnił czystością, wobec tego sprzątanie też mogłam skreślić.

Jedyna czynność, jaka w tym momencie przyszła mi do głowy to zorganizowanie śniadania. Była sobota, nie miałam pojęcia o której zazwyczaj tata i Alisson zrywali się w weekendy, ale wewnętrznie czułam, że jestem im coś winna. Za swoje wczorajsze odcięcie. Podejrzewałam, że oboje mogli pomyśleć, że jestem wredną, niewdzięczną, zbuntowaną idiotką, więc musiałam jakoś to zmienić. A śniadanie wydawało mi się całkiem niezłym pomysłem. Posiłki przecież wzmacniają więzi i w ogóle...

Uznając, że to całkiem niezły pomysł, powoli zwlekłam się z łóżka.


Po półgodzinie stwierdziłam, że to nie był jednak najmądrzejszy pomysł. Szybko odkryłam, że na dobrą sprawę nie mam z czego zrobić tego śniadania, bowiem w kuchni dosłownie nic jadalnego nie znalazłam. Musiałam się więc wybrać na zakupy. A, że kompletnie nie znałam się na okolicy, zgubiłam się już w momencie, kiedy straciłam dom ojca z oczu.

Postanowiłam się jednak nie poddawać i uparłam się, że znajdę jakiś sklep. Nawet jeśli od jakichś piętnastu minut krążyłam po okolicy, mijając kolejno jednorodzinne, identyczne domki. Żadnych sklepików, nawet najmniejszych. Tylko te głupie, ceglane domki.

Słowo daję, nie miałam pojęcia jakim cudem mieszkańcy Homes Chapel trafiali do własnych domów po pijaku. One naprawdę były IDENTYCZNE. Kropka w kropkę, cegła po cegle. Osobiście bałam się jak w gronie tych klonów znajdę dom ojca, ale na razie nie chciałam się tym przejmować. Moim celem był sklep. Jakikolwiek. Chociaż jeden. Najmniejszy...

Błądziłam jeszcze jakiś kwadrans, zanim zauważyłam niewielką, kremową piekarnię z dużym oknem wystawowym, przez które widać było piętrzące się ciacha i trochę przytulnego wnętrza. Odetchnęłam z ulgą, bowiem nogi od tego człapania zaczęły mnie już boleć. W dodatku poranek był dosyć rześki i na rękach pojawiła mi się gęsia skórka. Cóż, nie wzięłam żadnej bluzy... Więc gdy tylko wizja jakiegoś ciepłego pomieszczenia zakwitła mi w głowie, prawie na skrzydłach wparowałam do środka.

Tak jak myślałam, panowało tu przyjemne ciepło, zatem mogłam się trochę rozgrzać. I przy okazji dowiedzieć się, że jestem głodna, bowiem gdy tylko poczułam te unoszące się w powietrzu smakowite zapachy świeżego pieczywa, mój brzuch zareagował natychmiastowo. Kobieta około 50-siątki stojąca za ladą uśmiechnęła się beztrosko. Wydała mi się całkiem miła.

- Ekhm, dzień dobry. - rzuciłam, trochę speszona tym moim "koncertem".
- Dzień dobry. - odpowiedziała, nie tracąc uśmiechu. Mówiła szybko, z angielskim akcentem, czego okropnie nie lubiłam. Musiałam się więc nastawić na wytężanie mózgownicy, żeby móc cokolwiek zrozumieć. - Nie za wcześnie na zakupy? - zapytała niespodziewanie. - Mojej wnuczki o tej porze to i dźwigiem z łóżka nie ściągnie. Nie powinnaś jeszcze spać, robaczku?
- Cóż... - kompletnie nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. W głowie kompletna pustka, jedna, wielka, czarna dziura. Ale tak było już zawsze, zdążyłam się przyzwyczaić, że elokwencją nie powalam.
- Nigdy przedtem cię tu nie widziałam. Pewnie jesteś od Carla, tak? - spojrzała na mnie z zaciekawieniem, uśmiechając się życzliwie.

Jak na mój gust, tutejsze informacje zdecydowanie zbyt szybko się rozbiegały. Wiadomo, mała miejscowość, wszyscy o wszystkich wiedzą. Na obecną chwilę mogłam być nawet sensacją. No ale nie przesadzajmy, no...

- Yyy... tak.
- Wiedziałam. - uśmiechnęła się, jakby bardziej do siebie, być może gratulując sobie spostrzegawczości. - Macie identyczne uśmiechy.

W odpowiedzi posłałam jej jedynie uśmiech. Trochę męczyła mnie ta rozmowa. Chciałam jak najszybciej kupić bułki i wrócić do domu. Przecież widniała przede mną jeszcze wizja samotnego powrotu do domu, chociaż nie wiedziałam gdzie on tak dokładnie się znajduje.

- To co byś chciała, robaczku? - kobieta najwidoczniej uznała, że nic więcej ode mnie nie wyciągnie i tylko uśmiechnęła się sympatycznie.
- Poproszę... - zamyśliłam się. No właśnie, co ja właściwie chciałam.?

Przygryzając dolną wargę spojrzałam na rząd bułek ustawionych wewnątrz specjalnej, szklanej półki, umiejscowionej tuż obok lady. Wybór bardzo szeroki, od pieczywa czosnkowego, przez pełnoziarniste, aż po te najzwyczajniejsze. Zdecydowałam się w końcu na jedną z dynią i cztery zwykłe. Nie wiedziałam przecież jakie bułki preferuje tata czy Alisson. Poczułam się przez to trochę głupio. Przecież jako córka powinnam chyba wiedzieć takie rzeczy...

- Może jeszcze coś słodkiego? - kobieta zaproponowała jeszcze, wskazując na obszerny zestaw różnego rodzaju drożdżówek. Stwierdziłam jednak, że wybór wśród setek rodzajów bułek mógłby mnie przerosnąć, więc tylko pokręciłam głową.
- Nie, dziękuję. - uśmiechnęłam się, mając nadzieję, że naturalnie.
- Proszę bardzo. - rzuciła wesoło, podając mi papierową torbę, w którą zapakowała to, co zamówiłam. - 3 funty za wszystko.
Szybko wyciągnęłam z tylnej kieszeni portfel, i podałam kobiecie banknot, który przyjęła z niesłabnącym uśmiechem. Dopiero wtedy mój wzrok padł na plakietkę przy jej fartuchu, z której dowiedziałam się, że kobieta ma na imię Barbara. I nawet mi to pasowało do tego jej sympatycznego podejścia i dziwacznego podejścia do nazywania wszystkich około.

- Do zobaczenia, robaczku. - pożegnała się, uśmiechając jeszcze szerzej niż poprzednio. Automatycznie odwzajemniłam gest, wycofując się do wyjścia.
- Do widzenia. - rzuciłam, odwracając się przodem do drzwi. Kiedy jednak pomyślałam sobie o ponownym błądzeniu bez celu w poszukiwaniu jakiegoś spożywczego, zatrzymałam się i spojrzałam na kobietę, która z zacięciem wycierała ladę.

- Em. Przepraszam... - zwróciłam jej uwagę. Trochę mi się zrobiło dziwnie, kiedy spojrzała na mnie z tym swoim uśmiechem, ale przez opuszczenie wzroku jakoś udało mi się to wytrzymać. - Gdzie tu jest najbliższy sklep...? - spytałam, z dziwnie ściśniętym gardłem.
- Praktycznie za rogiem. - usłyszałam. - Jak wyjdziesz, skręcasz w lewo za piekarnię i na pewno zauważysz.
- Dziękuję bardzo. - kiwnęłam głową.
- Nie ma sprawy, robaczku. - uśmiechnęła się w odpowiedzi.

Gdy tylko wyszłam, od razu uderzyło mnie chłodne powietrze. Ruszyłam więc szybkim krokiem w stronę, którą wskazała mi tamta kobieta. Byłam jednak tak zaaferowana rozglądaniem się wokoło, żeby nie przegapić tego sklepu, że kompletnie nie zauważyłam osoby, która szła z naprzeciwka. Więc gwałtownie na nią wpadłam. I już miałam się kajać przed nieznajomym, kiedy podniosłam swe zielone oczy i ujrzałam Quinn, która uśmiechała się szeroko.

- Cześć. - powitała mnie tym swoim dziewczyńskim, wysokim głosikiem.
- Hm, hej. - odparłam speszonym tonem. Byłam pewna, że za chwilę zacznie mi wytykać moje wczorajsze upokorzenie, że zacznie mnie wyśmiewać, naigrywać się, wywyższać. Lecz nic takiego się nie stało, co właściwie nieco mnie zdumiało.
- Jak kolano? - spytała jedynie z wyraźną troską w głosie. Nie wyczułam nuty ironii czy drwiny. Żadnych głupich żartów nawiązujących do wczorajszego popołudnia. Tylko jedno troskliwe pytanie, przez które poczułam się poniekąd pewniej.
- Jest, na miejscu. Działa jak należy. - zaprezentowałam poprawne funkcjonowanie mojej dolnej kończyny poprzez zrobienie niewielkiego kroku. Quinn w odpowiedzi uśmiechnęła się promiennie, chociaż generalnie nie wiem czemu.
- Zakupy o tej porze? - skinęła głową na brązową torbę, którą dzierżyłam przed sobą.
- Tak. Miałam zamiar zrobić śniadanie w ramach prze... - spojrzałam na nią niepewnie, urywając w pół słowa. Zapomniałam się. Po prostu puściłam w niepamięć fakt, że stoję na środku chodnika z właściwie obcą mi osobą. Powinnam niepewnie spuścić wzrok i jedynie potakiwać głową, a nie nazbyt się rozgadywać. - Zresztą nieważne. - machnęłam ręką, przez co o mały włos nie wysypałam zakupów. Na szczęście szybko udało mi się uratować sytuację. - A ty? Nie za wcześnie na spacer?
- Chciałabym. - uśmiechnęła się krzywo. - Niestety, szkoła.

Zmarszczyłam brwi. No tak, przecież miała na sobie granatowy biało-brązowy plecak w kwiatki, idealnie komponujący się z brązową spódniczką z falbankami i białą, obcisłą koszulką.

Ale co szkoła ma do weekendu...?

- W sobotę? - zdziwiłam się szczerze, marszcząc poważnie brwi.
- Wymysł wychowawczyni. - Quinn westchnęła ciężko i przewróciła oczami. W pewien sposób nawet mnie to rozbawiło... - Ostatnio trochę się nam uciekło i musimy to nadrobić... - wzruszyła ramionami, a jej wzrok niespodziewanie skupił się na czymś za mną. - Cholera, autobus! - pisnęła głośno, że o mało co nie pękły mi bębenki. Dyskretnie pomasowałam miejsce obok ucha. - Zgadamy się potem, okej? - rzuciła tylko i wyrwała biegiem za zielonym autobusem, który właśnie skręcał w jakąś ulicę. Nie zdążyłam nawet pomyśleć o odpowiedzi, a blondynka już zniknęła mi z oczu.

I ja ruszyłam w obranym wcześniej kierunku. Uśmiechnęłam się pod nosem, bowiem byłam z siebie cholernie dumna. Udało mi się odbyć trwającą dłużej niż jedną minutę rozmowę z właściwie nieznaną mi osobą, w czasie której ani razu nie popełniłam żadnej gafy. Zachowywałam się jak normalna ludzka osoba. A przynajmniej tak mi się wydawało. Czyżbym może zaczynała otwierać się na ludzi?

Poczułam się dziwnie lekko z tą myślą. A gdy zauważyłam zielony sklepik na końcu ulicy, ruszyłam ku niemu z nieznaną mi dotąd pewnością. Jakby, fakt, że będę musiała z kimś tam rozmawiał, w ogóle nie miał znaczenia.

- Miłego dnia! - kiedy podchodziłam do drzwi wejściowych sklepiku, znikąd usłyszałam jakiś chrapliwy głos, a potem nagle drzwi mignęły mi przed nosem. Dosłownie centymetr, a właśnie walczyłabym z krwotokiem i puchnącą twarzą.

No czy nie widać, że właśnie szłam...?

- Oh, sorry. - właściciel głosu zwrócił się do mnie i spojrzał na mnie z roztargnieniem. Zarumieniłam się w odpowiedzi i szybko odwróciłam wzrok. A kiedy już odważyłam się go podnieść, chłopak już zbierał się do odejścia. - Żyjesz, prawda? - spytał niedbale.

Jedyne, na co było mnie stać to kiwnięcie głową.

- To dobrze. - nieznajomy rzucił tylko i ruszył biegiem w kierunku, z którego przyszłam. Jedyne co mi się rzuciło w oko to jego brązowe loki i plecak przewieszony przez ramię. Mogłam więc wnioskować, że on spieszył się na ten sam autobus co i Quinn. I jakoś tak poczułam się lepiej z myślą, że miał marne szanse, żeby go złapać.

Nie to, żeby coś, ale mógł mnie jednak nie trącać...

Pokręciłam głową, żeby wyrzucić z głowy nieprzyjemny incydent i powoli weszłam do sklepu.

- Wszystko w porządku? - kobieta za ladą spojrzała na mnie z troską, uważnie lustrując mnie spojrzeniem. Poczułam się dziwnie, więc natychmiast odwróciłam wzrok, uśmiechając się niepewnie.
- Um, tak. - lekko kiwnęłam głową, powoli podchodząc do lady. - Wszystko gra. - zapewniłam.
- Zawsze tu tak wpada na ostatnią chwilę i potem goni za autobusem... - kobieta pokręciła tylko głową i rzuciła nieprzyjemnym spojrzeniem na drzwi. - Przepraszam za niego. - kiedy znów spojrzała na mnie, uśmiechnęła się szeroko.
- Nie ma sprawy. - delikatnie odwzajemniłam gest, nie wiedząc co mogłabym powiedzieć więcej. I jak się zachować, więc tylko zaciskałam pięść na siatce z zakupami.
- Co podać? - usłyszałam po chwili, ku niesamowitej uldze. Tutaj przynajmniej wiedziałam jaka jest moja rola. I unosząc pewnie wzrok, szybko złożyłam zamówienie.

*

Do domu weszłam w o wiele lepszym nastroju, niż gdy wyszłam. Alisson i tata wciąż spali, a więc mogłam kontynuować tę moją niespodziankę.

Położyłam torbę z pieczywem na orzechowym blacie ciemnoszarej szafki kuchennej i poczęłam przygotowywać wykwintne śniadanko. Oczywiście w ramach zdolności szesnastoletniej dziewczyny ograniczonej zapasami, w które zdążyłam się zaopatrzyć.

Całe szczęście nie odziedziczyłam zdolności kucharskich po mamie. Ona potrafiła przypalić wodę, zepsuć nawet najzwyklejsze parówki, bądź upiec ciastko, które zazwyczaj robi się "na zimno". Tak, to się dopiero nazywa talent... Nie byłam rzecz jasna jakimś tam mistrzem patelni, garnka, łyżki, noża czy widelca, jakkolwiek to się nazywa. Ale poradzę sobie z przygotowaniem potrawy, która będzie mniej-więcej jadalna i po zjedzeniu której nikt nie wyląduje na ostrym dyżurze.

Tak więc na chwilę obecną udało mi się zrobić sporą ilość jajecznicy na pomidorach, usmażyć trochę bekonu, za który mój ojciec oddałby wszystko, zrobić kilka kolorowych kanapek, stawiając bardziej na zestawienia kolorystyczne, niż smakowe i wycisnąć trochę soku z pomarańczy i zaparzyć kawę. To wszystko bez krwi, bez uciętych palców, bez rozległych poparzeń. W dodatku udało mi się z tym wszystkim uwinąć przed wstaniem Alisson i taty. Bowiem gdy zeszli już do kuchni, ja zdążyłam już nawet posprzątać ten mały burdelik, jaki narobiłam przez przygotowania.

- Łaaaaaał. - Alisson szczerze się zdziwiła, przekraczając próg kuchni. Wydawało się, jakby wstała dosłownie przed chwilą. Jej brązowe włosy były w kompletnym nieładzie, na prawym policzku widniał odcisk poduszki, oczy były półprzymknięte. Zresztą odziana była jedynie w krótki, satynowy szlafrok beżowej barwy, spod którego wystawała brązowa falbanka koszuli nocnej. Skrzywiłam się nieznacznie na ten widok. W tym... czymś spała obok mojego taty. Mógł spokojnie ją obmacywać i.... FUJ! Nawet nie chciałam o tym myśleć. - Chciałam się tylko napić wody, ale skoro tak... zostanę na dłużej. - wielce uradowana usiadła za stołem, na którym wszystko było elegancko ustawione. Siadając po turecku na krześle, posłałam jej uśmiech w odpowiedzi, starając się nie wgapiać w jej brzuch. Ale chociaż silnie się starałam, mój wzrok jakoś automatycznie wędrował w rejony jej brzucha, żeby upewnić się w wiadomej rzeczy. Ale niestety, jak na razie nic nie było widać. Musiałam więc jak najdłużej udawać, że o niczym nie wiem. I było mi z tym jakoś dziwnie.

- Sama to wszystko zrobiłaś? - Alisson spojrzała na mnie z radosnymi chochlikami w oczach, zabierając z talerza jedną z kanapek. Natychmiastowo utopiła w niej zęby. - Mmmmm, pycha.
- Tak, wstałam dosyć wcześnie i....
- Czuję kawę! - w pół słowa przerwał mi głos taty, dobiegający z korytarza. Po chwili on cały, świeży, pachnący po porannym prysznicu i ubrany już w garnitur, wparował do kuchni. Na widok zastawionego stołu wytrzeszczył tylko oczy.
- Dobra, czarownice... skąd to się wzięło.? - zmrużył te swoje niebieskie narządy wzroku i popatrzył na nas obie podejrzliwie.

Zaśmiałam się cicho, bo w zasadzie było to zabawne. I chyba pierwszy raz widziałam tatę, który się wydurnia.

- Nie narzekaj. - Alisson wstała od stołu, zgarniając po drodze jedną z kanapek, kładąc na nią jeszcze pokaźny stos bekonu. - Spróbuj. - wcisnęła mu ową poprawioną kanapkę wprost do ust.
- Tak, mhm... - uśmiechnął się szeroko, przeżuwając jednocześnie potężną część kanapki. - Louise, zdecydowanie nie powinnaś tego wszystkiego robić. - powiedział poważnie, siadając za stołem, idąc w ślady Alisson. Nalał sobie kawy do czerwonego kubka i głęboko zaciągnął się jej zapachem.
- Dlaczego? - zmarszczyłam brwi. Coś źle zrobiłam, naruszyłam jakieś zasady panujące w tym domu?
- W życiu nikt nie przygotował mi takiego śniadania...
- No co ty nie powiesz! - Alisson przerwała mu, patrząc na niego krzywo.
- ... i teraz takie zwykłe śniadanie mi już nie wystarczy. - puścił jej uwagę mimo uszu, przez co zabawnie zmarszczyła nos. - I to wszystko twoja wina. - pogroził mi palcem.
- Nie, spoko. - uśmiechnęłam się i jednocześnie odetchnęłam z ulgą. - Mogę robić śniadania. Powiedzmy, że to będzie jeden z moich domowych obowiązków.
- Uważaj, bo się przyzwyczaję. A jak pojedziesz... - kątem oka spojrzał na Alisson, która właśnie popijała sok pomarańczowy z dużej szklanki i dokończył szeptem - ...trudno mi się będzie przestawić na szybką kawę i kawałek czerstwej bułki w drodze do auta.
- Wszystko słyszałam - mruknęła Alisson spokojnie, stawiając pustą już szklankę na stole. - Grabisz sobie, mój drogi. Poważnie sobie grabisz. - powiedziała to z taką powagą w głosie, że po prostu nie mogłam się nie roześmiać. Ojciec również.
- Dobra, skowronki. - westchnął po chwili, zerkając na swój szwajcarski, cholernie drogi zegarek, który i tak tylko odmierzał upływający czas. No dobra, był też wodoodporny. - ...muszę uciekać. - wstał od stołu, dopijając kawę. Cmoknął Alisson w policzek, przechodząc obok mnie zmierzwił moje i tak nierozczesane włosy, a następnie w otchłani korytarza. - Luluś, masz może jakąś ważną randkę po południu? - jego głowa niespodziewanie wychyliła się zza drzwi. Aż zachłysnęłam się herbatą, którą właśnie popijałam.

Że jaka randka...?

- Co? - pisnęłam, patrząc na tatę ze zmarszczonymi brwiami.
- Pytam czysto orientacyjnie. - wyszczerzył się tylko, widząc moje zdezorientowanie. Dziwnie mi się to nie spodobało... - Nie chcę ci się wpychać w plany. - dodał, z wyraźnym podtekstem. Ale czy ja dałam komukolwiek do zrozumienia, że potrafię się z kimś umawiać...? Zanim jednak zdążyłam jakoś się obronić, tata pociągnął swój wywód dalej. - Pomyślałem, że może dobrze by ci było pokazać trasę do szkoły, żebyś mi się gdzieś po drodze nie zgubiła.
- Dobry pomysł. - kiwnęłam głową, starając się nawet uśmiechnąć. O takich rzeczach mogłam nawet rozmawiać.
- To do popołudnia - tata odwzajemnił gest, po czym całkiem zniknął mi z oczu. Po chwili rozległo się trzaśnięcie drzwiami. Przez okno widziałam jak wchodzi do garażu, a po chwili wyjeżdża z niego tym swoim srebrnym volvo.

Sięgnęłam po jedyną kanapkę, jaka została i w głębokim zamyśleniu zaczęłam ją spożywać. To przed chwilą było takie zabawne, takie sympatyczne, takie rodzinne i takie... dziwne. Przekomarzania przy śniadaniu, pożegnania, życzenie sobie miłego dnia było dla mnie czymś nowym. W domu nie było chyba jeszcze dnia, bym z mamą zjadła wspólne śniadanie. Jak wspomniałam, była śpiochem. Wstawała w momencie, gdy ja już dawno dreptałam na przystanek autobusowy. Także rano w ogóle się nie widziałyśmy. Te wszystkie sceny, które się przed chwilą rozegrały były dla mnie kompletną nowością. I czułam się z tego powodu potwornie głupio, bo... bo cóż, chciałam tak zawsze.

***
PS: Osobo, Która Na Pewno Wiesz, Że O Tobie Mówię, czy wywiązałam się z zadania i mogę przestać już tak słodzić...? :)

Komentarze (33):

6/4/14 21:42 , Blogger Hęłnryg pisze...

Chyba jestem pierwsza a jak nie to może następnym razem mi się uda :)
Rozdziały z poprzedniego "wcielenia" piekarniprawie niczym się nie różnią od tych teraźniejszych co tylko ułatwia sprawę. Czytam pełne akapity i nie omijam żadnych zdań (dzięki czemu dowiedziałam się, że Luluś [Luluś?!] ma stłuczone kolano).
Coś miałam jeszcze napisać Ale zapomniałam .-.
Luluś? Luluś?
To mi najbardziej utkwiło w pamięci XD
Pragnę aby częściej ją tak nazywano ^^jestem strasznie zaciekawiona kiedy dodasz kolejny rozdział.
Btw. Kiedy kolejny rozdział "zostaw moje sznurówki"?

 
6/4/14 21:45 , Blogger 5idiotsinmyhead pisze...

CHOLERA. Wart było czekać na ten rozdział! No i wreszcie pojawił sie Harruś! Teraz w troche inny sposób się spotkali ale też zabawnie:D Trochę chamska wersja Harrego, hahaha ;3 Teraz jak patrze na poprzednią wersję i tą, to WOW zrobiłaś wielkie postępy. Widzę że zmieniłaś z dziadka na babcię :D Świetnie i to słodkie przezwisko "robaczku".Rozdział cudowny :*** O

 
6/4/14 21:51 , Blogger Lou. pisze...

Udało Ci się być pierwszą :).
Owszem, jeśli mam szansę, korzystam z poprzedniej wersji jak tylko mogę :). Ale niestety, w 4 rozdziale już nie będę miała tak łatwo, tu już się zaczynają poważne zmiany... Mniejsza o to :).
Czemu Luluś Cię dziwi? :) Normalny zwrot :). W rm Harry tak miał zwracać się do Lou, ale wyprzedziłam sprawę tutaj :). Nie podoba Ci się...? :)
A z następnym rozdziałem chcę się wyrobić w tydzień. Mam nadzieję, że się uda :)
Buziaki xx.
PS: O Sznurówkach na razie nie myślę. Może po sesji do tego wrócę :)

 
6/4/14 21:54 , Blogger Lou. pisze...

Hm, skąd wiesz, że to Harruś? :). Jesteś stuprocentowo pewna, że to on? :) Bo nawet ja nie jestem :).
A co do zmiany dziadka na babcię, to wiesz... Poprzednią wersję pisałam nie wiedząc nawet skąd Harry pochodzi. A teraz tiu, książki... Postanowiłam napisać to bardziej realnie, stąd też przeniesienie akcji do HC :)
Buziaki xx.

 
6/4/14 22:06 , Blogger 5idiotsinmyhead pisze...

Właściwie masz racje.. Ale tak na pierwszy rzut oka mam wrażenie, że to Harry! Haha. A rozdział ŚWIETNY naprawdę. Uwielbiam twój styl pisania na maxa! <3 Też nie mogę się teraz doczekać rozdziału na Remember Me! ;) /Tusiak

 
6/4/14 22:20 , Blogger Lou. pisze...

Ja serio nie wiem czy to był Harry czy nie :). Zobaczymy później :).
A mój styl pisania jest... Lepiej o tym nie mówić, żeby się te, które naprawdę potrafię pisać, nie obraziły :). A RM piszę :).

 
6/4/14 22:28 , Blogger 5idiotsinmyhead pisze...

To dobrze, cieszę się! Nie mogę się doczekać!! I ty świetnie piszesz ;3 ! Naprawdę masz talent! I zawsze będę ci to powtarzała, żebyś to zrozumiała! I jak będziesz miała chwilę zajrzyj do nas, jesteśmy strasznieeee ciekawe czy spodoba ci się nowy rozdział <3 /Tusiak

 
6/4/14 22:36 , Blogger Lou. pisze...

Właśnie go czytam, spokojnie :). Jestem na etapie Alex i pilnowania Theo z Niallem :)
A w "talent" nigdy nie uwierzę :)

 
6/4/14 22:42 , Blogger 5idiotsinmyhead pisze...

Wierzyć nie musisz, ale go masz ;) Haha dziękuję! <3 Jesteś wspaniała! :) /Malikowa

 
6/4/14 22:55 , Blogger Lou. pisze...

Weź, bo się zarumienię... :)

 
6/4/14 23:29 , Blogger Unknown pisze...

Uwielbiam tego bloga, super piszesz, i nie mów,ze to nie prawda, bo będę się kłócić! czekam na nasępny.. :**

 
6/4/14 23:31 , Anonymous Anonimowy pisze...

Rozdział świetny, i jeszcze chciałabym spytać, co z 2 blogiem (sznurówki)? Czekam

 
6/4/14 23:34 , Blogger Lou. pisze...

Okej, nic nie powiem :).
Dziękuję za miłe słowa :).
Buziaki xx.

 
6/4/14 23:39 , Blogger Lou. pisze...

Dziękuję za komplement :). A co do Sznurówek... Mam plan wrócić do nich w okolicach końcówki maja :).

 
7/4/14 15:17 , Blogger Chachinators pisze...

rozdział jak zawsze świetny.
więc... Czekam na nn.

 
7/4/14 18:31 , Blogger Lou. pisze...

Dziękuję bardzo za miłe słowo :)

 
7/4/14 19:09 , Blogger Sysiaxxxx pisze...

Hej. Nominowałam Cię do LIBSTER AWARD. Szczegóły na moim blogu: http://blogniallhoranpolska.blogspot.com/2014/04/liebster-award.html

 
7/4/14 19:29 , Blogger Lou. pisze...

Dziękuję bardzo za nominację :)

 
8/4/14 13:36 , Blogger Lonely Girl pisze...

Jeśli to ja jestem tą osobą która na pewno wie że to o niej mówisz to powiem że nie:) W sumie nawet nie zauważyłam tego twojego słodzenia potem doszłam do końca i to przeczytałam i tak myślę gdzie mi to słodzenie wcięło..:) Ale jest "całkiem fajny i ciekawy rozdział," brawo robisz postępy:) Kiedyś wycisnę z ciebie tą właściwą słodycz:)

A co do rozdziału to pierwsza myśl która mi się teraz nasuwa to... Kto wstaje o 6:30 wtedy kiedy nie musi... Dla mnie to niewyobrażalne ja ledwo o 11 jak już mogę wstać:) Ale tak ona nic nie spała przecież. Ale nawet jeśli to i tak żadna siła by mnie z łóżka o 6:30 nie ściągnęła:)
O tak Lou będzie miała małego braciszka lub siostrzyczkę oj naprawdę ciekawa jest jej w tej roli:) I współczuje jej moim zdaniem rodzeństwo jest tylko po to żeby cię wkurzać od samego rana. Przynajmniej ja mam takiego pecha... Musiałam być chyba bardzo złym człowiekiem w poprzednim wcieleniu.

Tak sobie przeczytałam 3 starej Piekarni dla porównania i muszę przyznać no naprawdę bardzo się różni:)
Ooo powrót Lou pijanej do domu ojca... O to by było niezłe:) Ale coś mi się wydaje że nie musiała by nawet być pijana żeby domy pomylić:) Np drzwi w akademiku pewnie też nie raz by mogła pomylić nie?:) (to taka ukryta aluzja do ciebie żeby nie było:) )

Barbara... Jak ja uwielbiam to imię. Od razu humor mi się poprawia jak je widzę:) Ale nieważne.
Bieg za autobusem:) Przypomniała mi się 3 klasa liceum kiedy chyba dnia nie było żebym za nim biec nie musiała:) Z wiekiem chyba coraz gorzej się wstaje:)
Zielony autobus, zielony sklepik... Większość rzeczy w jej świecie chyba jest zielone:)

Hm... Chrapliwy głos. Brązowe loki. W głowie pojawiły mi się jeszcze automatycznie zielone oczy nie wiem czemu:) I pytanie czy to Harry:) No bardzo mnie to ciekawi co ty wykombinujesz:)

Hahaha "..bądź upiec ciastko, które zazwyczaj robi się "na zimno"." haha no to naprawdę talent:) nawet ja aż takiego nie mam a uwierz mi umiem wiele:)
Lou w szkole. O to już mi się wydaje bardzo ciekawe:)

Dobra już więcej nie zanudzam:) Doceń fakt że kompletnie nie myśląc udało mi się przynajmniej cokolwiek napisać:) No i życzę weny:) Czekam na następny:)

 
8/4/14 16:24 , Blogger Lou. pisze...

Postępy ważna sprawa, ale nie spodziewaj się, że kiedykolwiek napiszę coś bardziej pozytywnego :). Ja się do tego zwyczajnie nie nadaję...
Jak już wspominałam Ci wielokrotnie, Lou wcale nie wstała o 6:30, bo wcale nie spała... :). Ona tylko kontynuowała swój długi i ciężki dzień, pełen nowych informacji :).
A nowy status Lou to przecież żadna nowość, poprzednia wersja też miała to w zamiarach. Zdąży się dziewczyna przyzwyczaić :). I nie przesadzaj, spójrz na Gemmę i Harry'ego. Są fajne rodzeństwa? Są :).
Powrót pijanej Lou do domu...? Co...? Wyobrażasz sobie, żeby P:iekarniowa Lou w ogóle chciała wziąć do ust alkohol...? Zastanów się, kobieto :)
A od mojego akademika to Ty się odczep :). Nie moja wina, że wszystkie drzwi są takie same i nie ma na nich numerków...
Wiem, że kochasz to imię, ale przypomnij sobie tiu :). Pretensje miej do rodziców tej kobiety :).
Haha, wiesz, że nie zauważyłam tej całej zieleni? :) Ale nie dziw się, naprawdę :).
Co do tego chłopaka... Harry, nie Harry, co za różnica :). To i tak bez znaczenia póki co :).
A z tym ciastkiem to nie ja. To pewna blondynka, jedna z niewielu, które lubię, tak się wycwaniła w kuchni :).
Czy Ty kiedyś uwierzysz, że mnie nie zanudzasz, a nawet wręcz przeciwnie? Uwielbiam Twoje komentarze i bardzo Ci za wszystkie dziękuję. Za ten też. Nawet jeśli wymuszony... :)
Buziaki xx.

 
10/4/14 02:27 , Blogger Unknown pisze...

Gratuluję, zostałaś nominowana do Liebster Award, szczegóły znajdziesz tutaj
-------> http://believe-in-your-love.blogspot.com/2014/04/liebster-award-3.html

 
11/4/14 11:40 , Blogger Lou. pisze...

Dziękuję bardzo za nominację :)

 
12/4/14 22:32 , Blogger Unknown pisze...

Aww... *3* Świetny blog i rozdział ;)
Dodaję do czytanych ^^

[http://psychopathic-love.blogspot.com/]

 
13/4/14 22:35 , Anonymous Anonimowy pisze...

Harry Harry Harry Harry Harry Harry Heeeejj! bo to był Harry prawda? Idelanie pasował na Harry'ego! Brązowe loki, mało rozgarnięty... Cóż jest szansa, że wszędzie widzę Harry'ego, a ponieważ sama nie masz pewności, czy to on.. najwyraźniej Ty też masz taki problem xd
Specjalnie na potrzeby tego komentarza (i wszystkich następnych) zapisałam sobie na karteczce dużymi literami QUINN, tak żeby nie zapomnieć już jej imienia. Po wielu godzinach dłuuuuugich przemyśleń dochodzę do wniosku, że całkiem mogę ją polubić :D Niemniej jednak czekam na bójkę :>
Bardzo lubię Alisson i taka mała ciekawostka: Zawsze wyobrażałam ją sobie jako blondynkę, nie mam pojęcia dlaczego grahh.
Przez całą scenę w piekarni jedyne co miałam w głowie to 'BARBARA!' i powtarzało się to w kółko i w kółko, jakby taśma w mojej głowie zacięła się na tym momencie TIU. 'BARBARA!' 'BARBARA!' 'BARBARA!' 'BARBARA!' 'BARBARA!' 'BARBARA!' 'BARBARA!' 'BARBARA!' 'BARBARA!' 'BARBARA!'. Musiałam czytać to kilka razy, aby zrozumieć xd Swoją drogą to muszę obejrzeć w najbliższym czasie TIU. Kolejny raz, a potem może jeszcze jeden. Ale dopiero, kiedy skończą się te wszystkie ''''wspaniałe atrakcje szkolne'''' :))))))))))
Oh zapomniałam o najważniejszej rzeczy :/


GENIALNY ROZDZIAŁ!
Kiedy Ty uwierzysz, że to co piszesz naprawdę szczerze nam się podoba?
Pozdrawiam, Scarlett xx

 
14/4/14 00:38 , Blogger Lou. pisze...

Dziękuję :)

 
14/4/14 00:46 , Blogger Lou. pisze...

Jezu, poczekaj, bo mi światło rąbnęło po oczach i widzę tylko takie małe, jaskrzące się trójkąciki...
Okej, już wróciłam :).
Więc... Niezłe powitanie :). Takie Hazzowate :). Ale mniejsza...
Cóż, po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku, że to jednak był Harry :). To musiał być Harry, bo z mojego planu wynika, że do pierwszego spotkania w piekarni będzie jeszcze 2 rozdziały, więc musiałam gdzieś wsadzić Harry'ego, żeby nie było :). Mój mózg działa logicznie bez mojej wiedzy, widzisz? :)
Haha, jeszcze Cię przekonam o Quinn :). Postawiłam sobie to za cel wyższy :). Polubisz blondynkę, już ja się o to postaram :). Ale bójka też będzie, żeby nie było zbyt różowo :).
Alisson blondynką? O nie, nie ma mowy! :). Uwierz mi, w swoim opowiadaniu staram się zawierać jak najmniej blondynek. Jakoś nie przepadam za nimi...
Haha :). No wcześniej pisząc o Piekarni nie wiedziałam absolutnie nic o szczegółach dotyczących Harry'ego. Na szczęście chłopak postanowił mi pomóc i wypuścił scenę w tiu. Dzięki niemu mogę zachować więcej realności... Czy coś :).
Ja na razie siedzę w AHS, serdecznie polecam :). Ale ochotę na tiu to mi zrobiłaś...
Buziaki xx.
PS: W to, że się podoba wierzę. Chociaż nie rozumiem :)

 
14/4/14 21:45 , Anonymous Anonimowy pisze...

Oh mam nadzieję, że to to nic złego!
Dwa? D W A? Ugh uzbrój się w cierpliwość, dziecko, cierpliwość ważna cecha........... Nie chcę być natarczywa czy coś ((i zazwyczaj wystrzegam się takich pytań)), ale kiedy kolejny rozdział?
Możesz próbować, zobaczymy co z tego wyjdzie XD ehhhhh to po prostu taki uraz do przyjaciół, którzy czują coś do jednego z głównych, ew. moich ulubionych bohaterów, co poradzić? Ale mam szczerą nadzieję, że będzie z Chłopakiem Od Gitary(sorry nie pamiętam jego imienia, kojarzy mi się coś na 'Ch', zazwyczaj pamiętam pierwsze i ostatnie litery imion, nazwisk, obcojęzycznych słów... (((strzelałbym, że Chord, ale pewności nie mam, choć pasowałoby, Chłopak Od Gitary>>Akord xd)))).
Nigdy nie zwracałam uwagi na kolor włosów Al, tak mi jakoś pasowało i tak się zakodowało, nie mam pojęcia skąd c:. Swoją drogą Alisson to całkiem ładne imię, ostatni skończyłam czytać fantastyczną książkę i tam główna bohaterka miała tak na imię :). Um chyba odbiegam od tematu i to całkiem często, a poteem się dziwię dlaczego komentarze są takie długie.. I ZNOWU! Ugh. .
Dlaczego nie przepadasz z blondynkami, co takiego Ci zrobiły?
Haha tak mi się przypomniało(gdy puściłam sobie wczoraj tę scenę filmu, bo inaczej nie wyszłaby mi z głowy), że jak oglądałam TIU po raz pierwszy w kinie, to na tej scenie odrazu pomyślałam o Twoim blogi, zauważyłam też, że jak zdaży mi się minąć jakąś piekarnię to myślę o tej Piekarni, czy np. nie pojawił się nowy rozdział czy coś ;).
AHS zaczęłam oglądać już jakiś czas temu, ale z pewnych powodów, musiałam niestety przerwać na trochę oglądnie wszystkich moich ulubionych seriali :/ Ale mam ambitne plany nadrobić to w maju +całe wakacje c:
Taaa, jest masa rzeczy, które ciężko zrozumieć, ale trzeba przyjąć to do wiadomości. Tak po prostu jest :)
Scarlett xx

 
16/4/14 00:10 , Blogger Lou. pisze...

No wychodzi na to, że dwa... Tak mi wyliczyło, ale zobaczymy, jeśli przyjmie się wątek, który zamierzam rozpocząć z nowym rozdziałem to to się nawet może przedłużyć. Wszystko zależy jak czytelnicy to przyjmą :).
A kiedy nowy rozdział? Jak przestanę czuć się niewidzialna... Bo na razie jestem przeciwko całemu światu, który mnie perfidnie olewa, więc nie czuję się dobrze cokolwiek publikować, żeby się bardziej nie załamać. Dopracowuje rozdzialik, może przez noc mi się uda...
Tak, tak, chłopak ma na imię Chord. Jednak trafiłaś :).
Czym podpadły mi blondynki...? Hm, może tym, że chłopaki je lubią...? Zazdrosna po prostu jestem, to wszystko :).
O matko, Ty już masz jakąś schizę na pukncie Piekarni, uspokój się dziecko :). Chociaż w pewnym momencie mojego życia sama właziłam do każdej spotykanej piekarni, żeby zobaczyć czy przypadkiem nie ma tam kogoś w stylu Hazzy. Ale same panie :( Co to za piekarnie w ogóle ja się pytam :)
Tak, na ahs warto poświęcić czas. Zdecydowanie polecam :). Ja jestem po 7-godzinnym maratonie i naprawdę nie żałuję :).
Buziaki xx.

 
19/4/14 20:11 , Anonymous Anonimowy pisze...

Jak zawsze pozytywnie:) I oczywiście nie będę się powtarzała, więc nie napiszę tego co zawsze ( powinnaś już to wiedzieć:P) Czytałam z ogromnym bananem na twarzy- naasstepnyy rozdział:P ( radość:)) Nię mogę się doczekać ich spotkania w piekarni, bo jak się domyślam to Harry o mało co nie rozkwasił jej nosa:P
"...zerkając na swój szwajcarski, cholernie drogi zegarek, który i tak tylko odmierzał upływający czas. No dobra, był też wodoodporny"-Nie wiem dlaczego, ale strasznie mnie to rozbawiło:P
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział:)
Pozdrawiam:))

 
20/4/14 10:29 , Anonymous Anonimowy pisze...

hghghs przez bite pół godziny nie mogłam napisać komentarza! ugh
Hej :)
cóż pisz spokojnie we własnym tempie, wtedy chyba będzie dla wszystkich najlepiej, a my raczej przyjmiemy większość tego co napiszesz dosyć entuzjastycznie, chyba. Tak, raczej tak. Ja chyba Ciebie nie ignoruję, prawda? My tu jesteśmy i czekamy.
Uff całe szczęście.
Ale często w parze z tym kolorem idzie też głupota, tj. ja zazwyczaj spotykam właśnie takie typowe blondynki xd
Ostatnio mam wahania nastrojów i delikatnie ze wszystkim przesadzam. To przez stres, ale niedługo powinno się poprawić. mam nadzieję. Ale by było gdybyś takiego kogoś spotkała haha
Takie starsze, miłe... Ja jednak zazwyczaj unikam piekarni, za dużo słodkości, które źle na mnie działają........
Ja już nie mogę się doczekać aż będę miała chwilę wolnego i będę mogła oglądać wszystkie moje ulubione filmy, seriale.... Ach te marzenia..
Scarlett xx

 
20/4/14 13:41 , Anonymous Anonimowy pisze...

Teraz sobie przypomniałam, że nie zapytałam o najważniejsze!

Jak tam wrażenia po You&I??
Scarlett

 
22/4/14 14:14 , Blogger Lou. pisze...

Piszę, piszę. Mam już połowę rozdziału, dzisiaj postaram się dopracować resztę. Może się wyrobię do końca tygodnia :).
I nie, nie ignorujesz mnie, za co Ci bardzo dziękuję. jesteś kochana ;*
No może właśnie o to chodzi... Mam stereotypowe pojęcie o blondynkach. Ale jednak chodzi bardziej o tą zazdrość. No sama zobacz, na tyle dziewczyn na ile Harry pokazał światu, większość była blondynkami. To dobijające :).
I nie stresuj się, egzaminy są łatwe :). Ja się w ogóle, w ogóle nie przygotowywałam i jakoś poszło :). A mieliśmy radioaktywne biedronki, więc wiesz... Nigdy nie wiadomo co jakiś autor tego testu wymyśli, a zaśmiecanie sobie mózgu w niczym nie pomoże. I pamiętaj, masz się wyspać. Umysł wtedy będzie otwarty :).
A gdybym już spotkała chłopaka w piekarni... A mamo, to by było coś :). Zamknęłabym piekarnię razem ze mną i nim w środku :). Żeby się bliżej poznać, wiesz :).
Nie bój się, egzaminy szybko pójdą. Potem będziesz miała kupę czasu :). Aż nie będziesz wiedziała co z nim zrobić :).
You&I...? Hm, zabił mnie krótko mówiąc :). Mimo, że na pierwszy rzut oka nijak ma się do piosenki (ale który ich teledysk ma), zakochałam się :). Liczyłam na jakąś historię w tle i epizod z chłopakami, ale śpiewanie do fanów, że jest tylko "you and I" też jest genialne :). Wprawdzie wydurnianie Nialla mi tam nie pasuje, ale kij. Niall to Niall, kto go zrozumie :). No i jest jeszcze moment, którego nie wytrzymuję. Na tyle, na ile widziałam teledysk jeszcze ani razu nie widziałam momentu przybliżenia na Hazzę. Zdecydowanie mnie przerasta :). Boże, co by to było, gdyby on serio tak na mnie spojrzał... W sensie w rzeczywistości. Zemdlałabym na miejscu! Skoro przez ekran nie wytrzymuję... :).
A Tobie jak się podobało? :)

 
22/4/14 14:17 , Blogger Lou. pisze...

Ah, jak ja tęskniłam za tym Twoim bananem, no :). Strasznie długo mi kazałaś na niego czekać... W takim razie ja Ci każę poczekać na ich spotkanie w Piekarni, bo w tej wersji wcale nie wypada ono w 4 rozdziale :). Poczekasz sobie nieco dłużej :).
Cieszę się, ze pomimo upływu takiego czasu jeszcze coś w moich opowiadaniach Cię bawi. Mam nadzieję, że to nie ostatni raz :).
Buziaki xx.

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna