wtorek, 29 kwietnia 2014

Pięć.

Przepraszam za poniższe.


- No to jak, chcesz się poszwendać po mieście w zajebistym towarzystwie?

Podskoczyłam z przestrachu. Właśnie wychodziłam ze szkoły, zamyślona o pierdołach, a tu ktoś nagle trąca mnie po plecach i jeszcze coś mówi. Nawet nie musiałam się odwracać, żeby dowiedzieć się, że to Tony. Po tych wszystkich lekcjach spędzonych w jego towarzystwie, zdążyłam się nauczyć jego dziwnych reakcji.

Na wszelki wypadek skumulowałam całą swoją silną wolę i podniosłam wzrok na jego twarz, starając się przy tym uśmiechnąć jakoś naturalnie. Chociaż byłam pewna, że wyszedł mi z tego tylko głupi grymas. Bo gdzieś w środku ściskało mnie poczucie winy, że będę musiała mu odmówić.

Szkoda tylko, że nie wiedziałam jak...

- Em... - mruknęłam, automatycznie zaciskając usta, jakby mój organizm sam bronił się przed mówieniem. Ale wcale mu się nie dziwiłam.
- Nie bój się, ze mną żaden cwel cię nie tyknie. - Tony tylko uśmiechnął się szeroko, zakładając mi swoje ramię na barki. Poczułam się z lekka przytłoczona i w ogóle nie miałam pojęcia co powinnam w tej sytuacji zrobić. Oprócz zarumienienia się oczywiście. - Odprowadzę cię pod same drzwi. - zapewnił po chwili z przekonaniem.

Mimowolnie ruszyłam z lewą brwią do góry, patrząc na chłopaka z politowaniem.

- Powodzenia. - mruknęłam cicho, właściwie do siebie. Wyrwało mi się zupełnie automatycznie, gdzieś między walkami o swobodę w ramionach, kiedy delikatnym wierceniem próbowałam strącić rękę Tony'ego ze swoich pleców.
- Hę? - na szczęście chłopak sam ją w końcu zdjął, patrząc na mnie uważnie.
- Zatrzymałam się w Homes Chapel, to jakieś 40 kilometrów stąd. - wyjaśniłam krótko, opuszczając głowę tak dla świętego spokoju. Chociaż nieustannie obserwowałam chłopaka zza linii włosów.

- Co to za zadupie... - chłopak skrzywił się tylko. - Pierwsze słyszę.
- Siła wyższa. - wzruszyłam ramionami.
- Czyli odmawiasz mi?

Tony spojrzał na mnie z takim niedowierzaniem w oczach, że przez moment miałam ochotę rzucić wszystko i iść z nim gdzie tylko chce. Zaraz jednak przypomniałam sobie, że musiałabym dzwonić do taty i wszystko mu wyjaśniać, a tego wolałam sobie oszczędzić. Więc tylko westchnęłam na odwagę i uśmiechnęłam się delikatnie, mając nadzieję, że to zadziała.

- Em... Możesz mnie odprowadzić do przystanku. - zaproponowałam. Tony zmarszczył brwi. - I mówię serio, bo nie wiem jak mam dojść.
- Ja ci na pewno pomogę. - chłopak wyszczerzył się niespodziewanie.

Nawet nie chciałam wiedzieć o czym pomyślał... Ale, że niestety doskonale wiedziałam, natychmiast spłonęłam żywym rumieńcem.

- Do przystanku. - sprostowałam w razie czego. Tony wyszczerzył się jeszcze bardziej, czym tylko pogłębił czerwień na mojej twarzy.

Na wszelki wypadek wolałam się już więcej nie wychylać. Mimowolnie opuściłam głowę, wpatrując się we własne trampki i próbując zapomnieć, że obok mnie idzie jakiś chłopak. Nawet jeśli prawie dotykał mnie ramieniem. Ale udało mi się. Prawie go ignorowałam, nawet jeśli gadał jak najęty. Ale przynajmniej ja nie musiałam nic mówić, więc nie stresowałam się, że coś nagle palnę.

Niestety, dobre czasu się skończyły, kiedy tylko doszliśmy na miejsce, a chłopak stanął tuż przede mną w taki sposób, że nie mogłam nie spojrzeć na jego twarz. Ale przynajmniej zauważyłam, że się uśmiechał. I ewidentnie chciał coś powiedzieć. Tym razem na poważnie.

- Słuchaj... - zaczął niespodziewanie. - Ty tak codziennie musisz od razu po szkole wracać do domu?

Powiedzieć, że zaskoczyło mnie jego pytanie, to za mało. Chłopak mnie zwyczajnie zszokował. Zupełnie nie wiedziałam co mam myśleć, a już zwłaszcza odpowiadać. Ale po przełknięciu śliny jakoś poszło.

- Nikt mi nie każe, ale...
- Mogłabyś poświęcić jeden wieczór? - Tony wbił mi się w słowo, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem. - Jutrzejszy...?

SŁUCHAM?!

- Em... Ja... - zaczęłam się jąkać, panicznie szukając w głowie dobrej wymówki. Ale oczywiście nie znalazłam. I już miałam się zgodzić, kiedy w ostatniej chwili zauważyłam swój autobus, wyjeżdżający zza zakrętu. - Autobus jedzie. - oznajmiłam głośno, starając się jakoś zatuszować westchnienie ulgi.

Chłopak podążył za moim spojrzeniem, odwracając na chwilę głowę. A kiedy z powrotem zwrócił się do mnie, zmarszczył brwi w niezadowoleniu.

- Dobra, wpisuj szybko namiar na siebie, jakoś się spikniemy. - niespodziewanie wyciągnął z kieszeni telefon, praktycznie wciskając mi go w ręce. Nie miałam nawet chwili by się zastanowić, od razu wpisałam tam swoje cyferki, już sekundę później zwracając komórkę. Tony zerknął na nią okiem i uśmiechnął się szeroko. - To... Do jutra? - rzucił wesoło, robiąc niewielki krok w tył.
- Do jutra. - skinęłam głową, starając się odwzajemnić gest. Ale nawet nie chciałam wiedzieć co mi z tego wyszło. Na wszelki wypadek od razu odkręciłam się w stronę ulicy i wskoczyłam w ledwo zaparkowany autobus, szybko zajmując sobie wolne miejsce. Modliłam się w duchu, żeby odjechać stąd jak najszybciej, zanim podkusi mnie spojrzeć w jego stronę i zacząć myśleć o tym co się wydarzyło.

Bo on chyba nie chciał się właśnie ze mną umówić, prawda...?

*

Tylko nie trzasnąć drzwiami...
Tylko nie trzasnąć drzwiami...
Tylko nie trzasnąć drzwiami...

Nie trzasnęły.

Westchnęłam z ulgą, kiedy bezszelestnie udało mi się wcisnąć do domu taty. Wiem, że to było w jakimś stopniu niegrzeczne, ale naprawdę nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Zwłaszcza z rodziny. Czy przyszłej rodziny. 

Byłam pewna, że rozmowy z Tonym mam wypisane na twarzy, nadal przecież policzki podejrzanie mnie piekły. Ale szczerze wolałam się z tego nie tłumaczyć. Nie było we mnie chociażby krzty chęci, żeby powiedzieć w tym temacie cokolwiek. A byłam pewna, że będą pytać. Dlatego nie zdejmując butów, na palcach od razu ruszyłam na górę, naprawdę myśląc, że mi się uda uciec przed przykrym obowiązkiem relacjonowania pierwszego dnia szkoły. Niestety...

- Lou? To ty?

Prawie przeklęłam pod nosem, słysząc przyjazny głos Alisson z kuchni. Ale powstrzymałam się w porę i biorąc kilka głębokich oddechów, zaczęłam się uspokajać.

- Taaak. - mruknęłam, nie wiedząc, czy właściwie mogę już iść na górę czy jestem zmuszona pójść się z nią przywitać.
- Idealnie w czas, właśnie kończę obiad. - Alisson sama wystawiła głowę z kuchni i posłała mi ciepły uśmiech. - Mam nadzieję, że lubisz risotto...?
- Lubię. - kiwnęłam głową, chociaż na dobrą sprawę nie miałam pojęcia o czym ona mówi. Moja mama jakoś nie miała talentu, żeby mnie w tym wyuczyć...

Na szczęście wypadłam wiarygodnie, bowiem uśmiech Alisson pogłębił się znacznie, znikając po chwili za ścianą kuchni.

Przymknęłam na moment oczy, zaciskając palce na barierce schodów i podrygując nerwowo nogą. Miałam ochotę wbiec na górę i zamknąć się w pokoju już na zawsze. Przeszłam nawet jeden schodek, kiedy coś nieprzyjemnego ścisnęło mnie w żołądku. Coś jak poczucie winy. I zanim moja wredna osobowość zdążyła przejąć nade mną kontrolę, już smykałam do kuchni, rzucając szkolny plecak gdzieś w kąt przy drzwiach.

- I jak w szkole? - Alisson zaświergotała przyjaźnie, gdy tylko przekroczyłam próg pomieszczenia. - Podoba ci się? - na moment odwróciła się od garnka, w którym zawzięcie mieszała coś smakowicie pachnącego. Mój brzuch od razu na to odpowiednio zareagował, ale udało mi się to wytłumić.
- Jest nieźle. - mruknęłam, starając się udawać, że nic nie wiem o tym rumieńcu, który niszczył mi policzki. - Całkiem nieźle.
- Poznałaś kogoś fajnego? - Alisson znowu łypnęła na mnie okiem. Słowo daję, od tego rumieniec na mojej twarzy zaczął się układać w kształt imienia "TONY". I chociaż chciałam udawać, że on nie istnieje, wiedziałam, że nie mogę się pokazać jako kompletny odludek. Dlatego uśmiechnęłam się nieśmiało i zaciskając palce prawej dłoni na lewym ramieniu, spojrzałam niepewnie na Alisson.
- Em. Tak, udało mi się. - wyjąkałam ledwo zrozumiale. Miałam nadzieję, że to w żaden sposób nie wzbudzi podejrzeń Aly. Na szczęście nie wzbudziło. Była bowiem zbyt zajęta wykładaniem na talerze tego, co wcześniej mieszała.
- Cieszę się. - stwierdziła, pochłonięta w swoim zajęciu.
- Tak, ja też. - mruknęłam automatycznie. W tym samym momencie Alisson odwróciła się do mnie z uśmiechem na twarzy, trzymając w garści talerz wypełniony czymś wyglądającym szalenie smakowicie. Zanim się zorientowałam, już podeszłam do kobiety, odbierając jej talerz. I miałam też siadać z nim przy stole, kiedy przypomniałam sobie o tacie. A byłam pewna, że z nim tak gładko rozmowa o pierwszym dniu nie przejdzie...

- Em... Mogę zjeść u siebie? - spytałam niepewnie, odwracając się w stronę Alisson. I ta skierowała głowę w moją stronę, patrząc na mnie z pytaniem. - Nauczyciele zadali mi dużo zadań i ten... - chrząknęłam, na moment opuszczając wzrok. Nawet nie wiem dlaczego, bo przecież naprawdę matematyczka w geście zemsty zadała mi chyba ze trzydzieści zadań do rozwiązania. A kiedyś musiałam je przecież zrobić...

- Jasne, idź. - Alisson na szczęście nie wnikała w szczegóły i tylko uśmiechnęła się szeroko. Automatycznie odwzajemniłam gest, szybko wycofując się do wyjścia.

- Gdybyś potrzebowała pomocy, zawsze możesz pytać. - usłyszałam, kiedy jedną ręką utrzymując równowagę talerza, a drugą sięgałam po ten mój nieszczęsny, porzucony przy ścianie plecak.
- Może dam radę. - mruknęłam, bardziej do siebie, starając się nie wywalić na schodach, kiedy powoli sunęłam w końcu do swojego pokoju. Gdzie mogłam być sama.

*

Dwa iks minus iks kwadrat plus trzy iks równa się iks kwadrat minus dwa iks plus jeden minus dwa. Dwa iks minus iks kwadrat plus trzy iks minus iks kwadrat plus dwa iks minus jeden plus dwa równa się zero. Minus dwa iks kwadrat plus siedem iks plus jeden równa się...

- Hej.

Podskoczyłam na krześle, z wrażenia wyrzucając długopis przed siebie i prawie zrzucając zeszyt ze stołu. W panice rozejrzałam się po pokoju, dostrzegając przy drzwiach ostatnią osobę o której mogłabym pomyśleć.

Bo przecież nie ma nic do rzeczy fakt, że w przeciągu tych ostatnich dwóch godzin, kiedy trzaskałam zadania i tak gdzieś tam w głowie, miałam Tony'ego...

Ale tak czy tak, Quinn się tu zdecydowanie nie spodziewałam. Chociaż to i tak była lepsza opcja niż duch, czyhający na mój nędzny żywot, więc odetchnęłam z ulgą i nawet uśmiechnęłam się do dziewczyny leciutko.

- Em... Cześć. - mruknęłam z podejrzaną zadyszką. Zmarszczyłam czoło, chrząkając kilka razy, żeby ją zatuszować. Nawet pomogło. Ale na dygotanie serca już nie. - Em... Siadaj. - zaproponowałam, zachodząc w głowę po co i jak ona tu w ogóle przyszła. Bałam się jednak zapytać, a i  Quinn nie spieszyła się, żeby mi to wyjaśnić. Za to weszła do pokoju i okręcała się wokół własnej osi, lustrując wystrój swoim uważnym spojrzeniem.

- Ładnie tu masz. - spojrzała w końcu na mnie, dokładnie w momencie, kiedy z lekkością siadała na brzegu mojego ledwo pościelonego łóżka. Poczułam chyba nawet jakiś cień wstydu z związku z nieścisłościami porządku, ale szybko go wytłumiłam.

Byłam w końcu nastolatką, tak? Sprzątanie nie było zajęciem, o którym myślałam w dzień i w nocy.

No jasne, bo teraz będę myśleć o Tonym...

Westchnęłam pod nosem, dając sobie chwilę odpoczynku, kiedy ku udręce kręgosłupa, sięgałam po długopis leżący na podłodze. A gdy się wyprostowałam, z całą odwagą, której nie miałam, zerknęłam na uśmiechającą się Quinn. Od razu tego pożałowałam, czując jak rumieniec wraca mi na policzki.

Przeklęty Tony.

- Aly urządzała. - mruknęłam w końcu. Tak tylko dla wprawy, żeby Quinn przypadkiem nie pomyślała sobie, że jestem jakaś ułomna. - Jest dekoratorką, wiesz. - dodałam, zamykając zeszyt i odsuwając go na drugi kraniec biurka, bo tak coś czułam, że w najbliższym czasie to on mi się nie przyda.
- Uroczo. - Quinn jeszcze raz przejechała spojrzeniem po ścianach.

Zakładając włosy za ucho, ułożyłam się wygodniej na krześle, zakładając swoje ramię na jego oparcie. Starając się odsunąć dziwne, natarczywe myśli, westchnęłam porządnie, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Ale nie dosłyszałam nic oprócz strzelania kropel deszczu o szybę.

Więc po co Quinn przerywała mi moje porywające popołudnie z matematyką...?

- Jezu, jak się okropnie nudzę. - westchnęła niespodziewanie, opadając plecami na moje łóżko. - Deszcz mnie zabija.
- A w Anglii nie pada przypadkiem przez ponad 250 dni w roku? - zmarszczyłam czoło.
- No właśnie! - Quinn jęknęła pod nosem, chowając twarz w dłoniach. A sekundę później podniosła się do pozycji siedzącej i garbiąc się niemiłosiernie, skinęła dłonią na okno. - Nic nie można zrobić, bo leje. - mruknęła z zaciśniętą szczęką. - Chciałam chociaż jak normalny człowiek pójść sobie do galerii, ale samej nudno, a małpy ze szkoły 'nie mają czasu'. - na ostatnie słowa dziwnie zniekształciła głos.
- Mogę z tobą pójść... - usłyszałam siebie, zanim mój mózg zdążył wszystko przemyśleć.

I nie minęła sekunda, jak pierwsza plaga spłynęła na ziemię...

- Naprawdę? - Quinn rozpogodziła się, wstając z łóżka i prawie podskakując ze szczęścia. - Cudownie! - zanim się spostrzegłam już do mnie podeszła, chwytając mnie za ramię i siłą podnosząc mnie z krzesła. - Pomożesz mi wybrać sukienkę, potrzebuję kilka par butów... Może będą jakieś wyprzedaże. Dla ciebie też się pewnie coś znajdzie.

Wytrzeszczałam oczy na Quinn, która to ciągnąc mnie w stronę drzwi, paplała jak opętana. A ja kompletnie nic nie rozumiałam z tej całej gadaniny. Ale serio byłam nią przerażona, bo chyba wynikały z niej jakieś zakupy. Czyli ostatnia czynność na jaką miałam ochotę. Kiedykolwiek. Szczerze nienawidziłam łazić po sklepach. Ale w tym momencie nie miałam bladego pojęcia jak mogłabym się z tego wymiksować.

- Zahaczymy też o manicure, okej? - blondynka podniosła moją dłoń do góry i przyjrzała się bliżej moim długim, zielonym paznokciom z mocno odchodzącym lakierem. - Znam genialną babkę. Może da się coś jeszcze z tym zrobić...
- Ale... - próbowałam coś powiedzieć, wyrywając swoją dłoń z jej uścisku.
- Żadne ale. - Quinn zaprotestowała gwałtownie, praktycznie siłą wypychając mnie z własnego pokoju. - Moja mama nas podwiezie.

Aha, czyli mam rozumieć, że przyszła tu w nadziei na dokładnie takie zakończenie... Od razu poczułam się wmanewrowana.

*

Ledwo szłam. Słowo daję, nie wypiłam ani kropli alkoholu, a zataczałam się tak, że przechodząc przez drzwi wejściowe domu taty, zaliczyłam ramionami obie strony framugi. Byłam pewna, że zostaną mi po tym ogromne siniaki, ale to i tak było nic w porównaniu z bólem nóg, który właśnie odczuwałam. Miałam wrażenie, że stopy to mi zaraz zwyczajnie odpadną...

Nie przesadzę, jeśli powiem, że Quinn zaciągnęła mnie do każdego możliwego sklepu. Każdego. Nawet do dziecięcego, pooglądać jakieś denne grające zabaweczki. I w każdym, nawet w tym dziecięcym, coś kupiła. Nie dociekałam skąd ma tyle kasy, ale z galerii wyszła obłożona torbami jak co najmniej angielska królowa. Ale co się dziwić, skoro przymierzyła kupę ciuchów... I jeszcze mnie w to wciągnęła.

Tak jak groziła, wrobiła mnie w kupno dwóch bluzek i zaciągnęła na paznokcie. Miała jeszcze chyba jakieś plany wobec mnie, ale wymigałam się pustym portfelem. Bo gdybym jeszcze sekundę spędziła w tamtym miejscu, słowo daję, oszalałabym.

Z westchnieniem rzuciłam reklamówki z ciuchami pod szafkę z butami, obiema dłońmi opierając się o ścianę. Opuszczając głowę, wzięłam kilka głębokich, zbawczych oddechów, zrzucając ze stóp przegrzane buty. I już miałam doczołgać się na górę, olewając wszystko inne, kiedy mój wymęczony umysł dostrzegł Alisson wychodzącą z kuchni. A zaraz za nią tatę.

- Jak się udały zakupy? - brunetka uśmiechnęła się promiennie, zakładając ręce przed sobą. Tata stanął tuż za nią, kładąc jej dłonie na ramionach, ale w tym momencie nie miało to żadnego znaczenia. Znaczenie miało łóżko. Tylko i wyłącznie. Na chwilę obecną to był mój życiowy cel.
- Świetnie. - stwierdziłam z zaduchem, z trudem odwracając się od ściany i posyłając tacie i Alisson niedbały uśmiech. - Jestem padnięta, przepraszam. - zgarnęłam rozkudlone włosy z twarzy, już szykując się do odwrotu. Niestety zatrzymał mnie głos taty.
- Poczekaj. - mimowolnie się zatrzymałam. - Chcemy z Aly z tobą porozmawiać. Wstąpisz na chwilę do salonu? - skinął głową na drzwi naprzeciwko siebie i bez słowa ruszył tam z Alisson. A ja zaraz za nimi. Wymęczona, bez sił, bez energii i bez życia.

Bo przecież nie mogli sobie wymyślić lepszego momentu na wtajemniczenie mnie w swoje plany, prawda? Bo nie podejrzewałam nic innego jak wyznanie o ich planach przyszłościowych, w tak poważnym spojrzeniu, jakim obdarowywał mnie tata, kiedy już usiadłam na fotelu, dokładnie naprzeciwko kanapy na której tata rozsiadł się z Alisson.

- Tak..? - mruknęłam, marząc, by wszystko jak najszybciej się skończyło. A im wcześniej zaczną mówić, tym wiadomo.

Niestety, tata niesiony nerwami najpierw musiał poprzeplatać sobie palce, poprzesyłać zdenerwowane spojrzenia z Alisson, westchnąć parę razy... Zanim zaczął mówić minęła cała wieczność. A jak już zaczął, ta cała wieczność nadal mijała, bo jakoś nie mógł dojść do sedna.

I chociaż ze szczerego serca starałam się słuchać, mój zmęczony umysł nie mógł ogarnąć takiej ilości słów. Więc tylko potakiwałam głową, starając się robić inteligentną minę i modląc się w duchu, żeby już skończył i gadać, i patrzeć na mnie jak na kosmitkę.

No bo przecież go nie walnę za to, że chce sobie ułożyć życie na nowo, prawda?

Ledwo to pomyślałam, a tatuś spokojnie zakończył swój wywód, tym razem tylko rzucając mi wyczekujące spojrzenie. Zebrałam więc wszystkie resztki swojej energii i uśmiechnęłam się szeroko.

- To miłe... Naprawdę się cieszę. - rzuciłam pozytywnie, mając nadzieję, że wypadło nader naturalnie. Ale chyba nie miałam sobie nic do zarzucenia, bo z min Alisson i taty wynikało, że odetchnęli z ulgą. Jak i ja, że zaraz będę sobie mogła wstać i polegnąć w łóżku na wieczność.

Tylko kiedy już będę mogła wyjść...?

- Chciałabym, żebyś została moją druhną. - usłyszałam znikąd, kiedy planowałam jak udać zemdlenie, żebym sama nie musiała targać się po schodach.

Na początku nie dotarł do mnie sens tych słów. Powoli przekręciłam głowę to na jedno, to na drugie, marszcząc przy tym zawzięcie brwi. Później powoli otworzyłam usta, zaraz je jednak zamykając. A kiedy mój mózg załadował się na tyle, żeby jakkolwiek zareagować, wybałuszyłam na oboje oczy.

- Słucham? - pisnęłam nadnaturalnie wysokim głosem.

No bo ona sobie chyba ze mnie żartowała... Ja miałabym być tą dziewczyną, co się wlecze za panną młodą w zazwyczaj głupkowato kolorystycznie sukience? No na pewno...

Ale niestety, mina Alisson była całkowicie poważna. I nie wiedziałam już co gorsze.

- Druhną. Jeśli nie chcesz, zrozumiem. - brunetka uśmiechnęła się wyjątkowo sztucznie, a w jej oczach dostrzegłam coś, czego zdecydowanie nie chciałam nigdy więcej oglądać. I co ruszyło moje wymęczone serce. - To tylko propozycja...
- Em... Dobrze. - westchnęłam, nie mając siły walczyć ze swoim sumieniem. I żeby uwiarygodnić swoją wypowiedź, uśmiechnęłam się szeroko. Aż mnie policzki zabolały. - Zostanę twoją druhną.
- Naprawdę?! - tym razem to Alisson pisnęła. I tym samym sposobem jak wcześniej Quinn, poderwała się z kanapy i prawie podskoczyła ze szczęścia, klaskając w dłonie. A zaraz potem podbiegła do mnie, przytulając mnie praktycznie do utraty tchu. - Dziękuję! - wrzasnęła mi praktycznie do ucha, chyba pozbawiając mnie tym samym słuchu. W każdym bądź razie przez moment poczułam się mocno ogłuszona. I zastanawiałam się jak wydostać się z tego jej uścisku. - Nawet nie wiesz jak się cieszę! - na szczęście w końcu sama mnie puściła i z ogromnym uśmiechem na twarzy, odwróciła się do mojego taty. - Słyszałeś? Zgodziła się!
- To ja może już... - mruknęłam cicho, nie mając ochoty siedzieć dłużej w tym entuzjastycznie piszczącym towarzystwie. Bo niestety i tata po chwili dołączył do Alisson. I to w takim stopniu, że nawet nie zauważył jak zaczęłam się wycofywać do wyjścia. A może to i dobrze...

Bez zastanowienia szybko pokonałam schody, kierując się do swojego pokoju z uczuciem niepokoju w środku. No bo jeśli to o ślubie wyglądało w taki sposób to w jaki sposób powiedzą mi o dziecku? Nawet bałam się pomyśleć...

***
Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach, zostawcie jakiś kontakt :)

Komentarze (15):

29/4/14 15:44 , Anonymous Anonimowy pisze...

boskie *-*

 
29/4/14 16:16 , Blogger Unknown pisze...

właśnie wróciłam ze szkoły i z ciekawości zerknęłam tu i BTSSSSSS
JEST :D
uwielbiam cię dziewczyno :)
Rozdział świetny jak zawszę.
I coś czuję że Louise się zauroczyła w Tonym aww, ale i tak najbardziej czekam aż Harry wkroczy do życia Lou <3
Uwielbiam i czekam na następny rozdział :)

Ps. Mam taką drobną prośbę. Mogła byś wpaść do mnie i skomentować moje wypociny, bo inaczej tego nazwać nie można?
http://life-love-and-eternity.blogspot.com/

 
29/4/14 17:37 , Blogger 5idiotsinmyhead pisze...

MATKO BOSKA. ŻE COO?! ŻE TONY?! ŻE RANDKA?! WOGÓLE WTF?! O CHOLERA. AAAAAALE SIĘ JARAMY!! Tony jest super, ale i tak nasze serca kochają Harrego. Najbardziej w parze z Luluś :). I ten ślub... Kurwa my tu umieramy. I szczerze jesteśmy ciekawe jak będzie wyglądać rozmowa o dziecku :) Rozdział... Brak słów. Świetny, cudowny, zajebisty, super, extra... Nie jesteśmy cierpliwymi osobami <3

 
29/4/14 17:41 , Blogger Lou. pisze...

Daj spokój, bo się zarumienię :). Ja tu tylko próbuję opisać co mi siedzi w głowie, nic więcej, więc z tym uwielbieniem nie przesadzajmy... Ale nie powiem, zrobiło mi się niezwykle miło :).
Co do Louise i Tony'ego... Hm, mam wobec nich poważne plany. Ale wszystkiego dowiesz się w przeciągu kilku następnych odcinków. Niczego zdradzić nie mogę. I uwierz, ja też odliczam rozdziały do pojawienia się Harry'ego. W akcji mamy poniedziałek, Hazz będzie już w sobotę. Więc całkiem niedługo :).
Buziaki xx.
PS: Przy najbliższej wolnej chwili postaram się wpaść :).

 
29/4/14 17:43 , Blogger Lou. pisze...

A co w tym takiego dziwnego, przepraszam? Tony i Louise też mogą się umawiać, nic ani nikt na przeszkodzie im nie stoi, więc sprawa jest jasna :).
Ślub... Tak, to będzie ciekawy rozdzialik. No przynajmniej taką mam nadzieję. Ale myślę, że i Wam się spodoba zamieszanie w parowaniu... No ale ja nic nie mówię :).
Dziękuję za miłe słowa i tą emocjonalność...
Buziaki xx.

 
29/4/14 22:22 , Anonymous Anonimowy pisze...

Cześć! :) Wieeeesz całkiem lubię tego Tony'ego, ale odrobinę mnie.....irytuje? Jest spoko no ale kuuuuurcze niech się odczepi. Pociesza mnie jedynie myśl, że później może będzie zabawniej :D
Czyli Harry i Blondi chodzą do szkoły na miejscu, a Lou gdzieś dalej. Ok. Już rozumiem. Tylko po co tak utrudniać jej życie. Boże 40km! Tyle mnie właśnie dzieli od Lublina i ta droga to czasem istna męczarnia! Swoją drogą to dzisiaj z tatą pobiliśmy chyba jakiś rekord. 6:35 wyjazd do Lublina 7:20 miałam pobieraną krew, 8:30 byłam w domu xd Zaznaczając, że wstąpiliśmy wracając do 2 sklepów, a to coś, gdzie mega dziwna babka pobierała mi krew nie jest na obrzeżach. Zresztą nieważne, rano wstałam więc teraz mam problemy z kontaktowaniem i piszę głupoty :)))
Wracając do tematu..... Jeeeeej ślub! Jak słodko, jestem nawet wstanie wyobrazić sobie Lou w jakiejś ohydnej fioletowej/różowej sukience c:
Nie mogę się doczekać Harry'ego. I bójki.
Ugh to zdjęcie Harry'ego strasznie mnie rozprasza! Jest takie jfkwehfekl.
Dziś całe przedpołudnie spędziłam na Twoim blogu i nie mogłam się skupić na czytaniu. Przeczytałam już 20 rozdziałów RM! (dopiero po pewnym czasie skapnęłam się, że jest osobny blog, cóóóóóóóóż) Chciałam Ci powiedzieć, że jest świetne, Hazz mnie wkurza, a jednocześnie jest taki ehnsdj i mi go szkoda, a Lou........... Nieważne, właśnie mam w planach czytać dalej c:
Bardzo fajny ten rozdział :)
Scarlett xx

 
29/4/14 23:58 , Blogger Lou. pisze...

Jak już mówiłam, Tony ma pewną tajemnicę i nie wszystko jest takie, jak się wydaje. Musisz tylko poczekać na rozwinięcie tego tematu :).
Sprawa ze szkołą Lou jest nieco skomplikowana. Zresztą, to się wyjaśni w którymś odcinku, Harry osobiście to z niej wyciągnie :).
Masz 40 km do Lublina? Ja 60... Ale uwielbiam podróżować, po tylu miesiącach studiowania jeszcze mi się nie znudziły rozjazdy :). Wpadnij kiedyś do Lublina, umówimy się na shake'a do Maca na Litewskim, co? Albo jakiś film w Plazie, czy coś... :)
A ślub... Cóż, mam pewien plan, ale w zasadzie nie mam pojęcia jak mam go zrea... JUŻ WIEM! Uwielbiam swoje nagłe pomysły. Haha, połącze dwa wyczekiwane przez Ciebie wydarzenia, a to będzie zabawne :).
I... ekhm, przepraszam? Cię zdjęcie Harry'ego co? Bo chyba się przewidziałam... ;) Ale serio, wyszedł na nim wyątkowo dobrze. Coraz częściej zaczyna mi się podobać fizycznie. Coś jest nie tak...
I spokojnie nadrabiaj sobie RM, ale potem liczę na szczerą opinię :).
Buziaki xx.

 
30/4/14 14:44 , Blogger Hęłnryg pisze...

Luluś dała kosza Tonemu? A szkoda bo wydawał się być fajny.
Druhna? Tego się nie spodziewałam. Będzie zabawa na weselu hihi ^^
Wesoły krzyk Alison i meczarnia Quinn może być wielkim wysiłkiem dla biednej Luluś. Dziewczyna często śpi z tego co zauważyłam. Ciekawe kiedy znajdzie czas między szkołą a spaniem i odrobi lekcje hihi

 
30/4/14 15:31 , Blogger Lou. pisze...

Jeszcze nie dała, spokojnie :). Będzie musiała przecież wrócić do szkoły i stanąć z Tonym oko w oko, więc wiesz. Wszystko przed nią :).
Na weselu? Oj tak, będzie zabawa. I to jaka! :)
Lou często śpi...? Zrobiłam to nieświadomie. Ale ja też dużo śpię, więc to może dlatego :) A co do lekcji... Zawsze pozostają przerwy, prawda? :)
Buziaki xx.

 
10/5/14 11:37 , Blogger konfituraa pisze...

ahahahahaha :D Coś będzie z tym Tonym... no, no, no.
Quin jak zwykle szalona :D
No, racja, ciekawe co z dzieckiem będzie, już współczuję Lou :P
buziaczki ;)

 
11/5/14 21:05 , Blogger Lou. pisze...

COŚ BĘDZIE? Przepraszam, o co Ty podejrzewasz Lou? :). Dobra, nieważne, mam głupie skojarzenia :).
A z dzieckiem... Myślę, że Lou jakoś to ukróci... To jest zdolne do wszystkiego, byleby uniknąć żenujących sytuacji :).
Buziaki xx.

 
12/5/14 00:08 , Anonymous kela pisze...

Cieszę się, że wprowadziłaś postać Tony'ego:) Wydaje się być świetnym chłopakiem, jednak mam wrażenie, że będzie wiązać się z nim jakaś większa sprawa, czy coś. Co nie zmienia faktu, że jestem na tak co do jego osoby! I ogólnie muszę powiedzieć, że pisanie Piekarni od nowa było świetnym pomysłem:)

 
15/5/14 23:36 , Blogger Mrau Kocie pisze...

Szaleje na punkcie Twojej historii! *.* piszesz niesamowicie! Informowałabyś mnie o nowych rozdziałach? Zapraszam do mnie! http://loveme-chooseme.blogspot.com/ ;)

 
16/5/14 15:11 , Blogger Lou. pisze...

Dziękuję bardzo za wsparcie :). Właśnie ciężko pracuję nad nowym rozdziałem, tym razem nie chcę się spieszyć z niczym, więc częstotliwość jest taka jak widać. Ale mam nadzieję, że przynajmniej jakość ocaleje :).
Czy Tony jakoś namiesza? Hm, myślę, że szybko się przekonasz co do jego zamiarów :)
Buziaki xx.

 
16/5/14 15:12 , Blogger Lou. pisze...

Dziękuję za cudowne słowa :). Oczywiście, że będę Cię informować :). A w wolnej chwili zerknę na opowiadanie :)
Buziaki xx.

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna