piątek, 7 grudnia 2012

szesnaście.

Skoro dżentelmeńska strona Harry'ego pozwoliła mi na wybranie miejsc do odwiedzenia, postanowiłam to zwyczajnie, bez większego zastanowienia po prostu wykorzystać. A jako, że od zawsze zaszczytną pierwszą pozycję na mej liście miejsc wartych obejrzenia w Londynie zajmowało Muzeum Figur Woskowych, bez większego wahania wyraźnie zakomunikowałam, że właśnie to miejsce chcę odwiedzić jako pierwsze.

I początkowo nawet nie żałowałam, pomimo kilometrowej kolejki i niemalże godzinnego czekania po bilety. W dodatku w dosyć niekorzystnych warunkach. Upał, tłum, gwar, a pomimo tego nieustanne skrępowanie ogarniające naszą dwójkę. Harry próbował oczywiście jakoś mnie rozluźnić, ale wiadomo, że większą ochotą do tego to ja nie pałałam. Ale gdy w końcu udało nam się dorwać do biletów i przekroczyć próg jakże ciekawego i przyjemnie chłodnego budynku... mój nastrój uległ znaczącemu polepszeniu.

Nie chodziło jedynie o możliwość zobaczenia odlewów woskowych znanych i cenionych ludzi. W sumie chodzenie po muzeum tylko w celu ogarnięcia podobizn byłoby szalenie nudnym przedsięwzięciem... Więc całe szczęście miałam przy sobie Harry'ego.

Tak, całe szczęście. Fakt, nadal oddziałowywał na mnie w ten sam krępujący sposób, że słowa z trudnością układały się w logiczny sens w tym moim wycieńczonym umyśle. Ale jednak jego swobodna, radosna i jakże luźna postawa sprawiała, że w mojej nieśmiałej egzystencji mogłam chociażby na moment troszeczkę się rozluźnić i z wielkim uśmiechem na twarzy obserwować jego wygłupy.

Złapała go bowiem jakaś dziwna przypadłość (stawiam bynajmniej na szok termiczny), gdy tylko zdołaliśmy przekroczyć próg obleganego budynku. I nie przeszkadzała mu obecność dziesiątek ludzi, wygłupiał się jak mógł. Oceniał figury, sypał żartami na prawo i lewo, opowiadał zabawne historie, czasami w ogóle niezwiązane z daną postacią... Był przy tym całkiem widoczny dla ogółu i nieco głośny. Ale robił to w ten swój swobodny sposób, że... no tylko mnie rozśmieszał.

Chyba pierwszy raz poczułam się przy nim naprawdę, naprawdę swobodnie. Rozluźniona, nieskrępowana, nie zastanawiając się nad każdym swoim ruchem czy słowem. Właściwie to nie miałam wiele czasu na mówienie, bowiem śmiałam się z jego uwag niemalże cały czas. Zresztą, wystarczało, że Harry'emu gęba się nie zamykała.

Hm, niejako do czasu... Bowiem wszystko było niby idealnie. On mówił, ja się nie krępowałam. Spotkanie przypominało nawet techniczną stroną normalną randkę. Niestety, wszystko skończyło się w momencie, gdy zaledwie po piętnastu minutach zwiedzania Harry stwierdził, że właściwie nie ma pojęcia w jakiej jest sali. Ja, jak to ja. Orientacji w terenie nie miałam za grosz, więc z sytuacji wyratować nas nie mogłam. Tak więc Harry wpadł na genialny pomysł pójścia za jakąś większą grupą. Wydawało się to nawet racjonalne, oni musieli poruszać się jakąś ustaloną trasą, więc nie przegapilibyśmy żadnej sali. Ale kiedy podczepiliśmy się do jednej z takich większych wycieczek... po kilku minutach dotarliśmy prosto do wyjścia. Oczywiście Harry zagadał mnie na tyle, że nawet nie zauważyłam, kiedy wyszliśmy z budynku. A, że wrócić już nie mogliśmy, nasza wycieczka po salach Muzeum Figur Woskowych zakończyła się dosłownie po dwudziestu minutach i obejrzeniu dwóch sal.

W zasadzie Harry był tym faktem bardziej zasmucony niż ja. Bowiem gdy oddalaliśmy się od owego budynku i szliśmy w jakimś bliżej nieokreślonym dla mnie kierunku, jakoś nagle spoważniał. Co więcej, stracił ochotę na jakiekolwiek rozmowy, przygarbił się i przybrał co najmniej smutną minkę. Gdy tak szedł obok mnie (znowu niemalże ramię w ramię, ale nie to teraz było mi w głowie), cała jego postawa wyrażała głębokie zawiedzenie. Hm... Tylko kurczę... czym.? Bo jak na moją głowę cała sytuacja była nawet zabawna. I przynajmniej ja nic głupiego nie nawyrabiałam.

Ale jednak chłopak czymś się martwił  I to na tyle, że w pewnym momencie poczułam jakąś przedziwną chęć pocieszenia go, czy coś... Przez moment w głowie pojawiła mi się myśl, że w zasadzie mogłabym go jakoś przytulić, czy coś, ale... Tak samo szybko jak się pojawiła, tak samo szybko zdążyłam ją zagłuszyć. Jeszcze by tylko tego brakowało, żeby wziął mnie za jakąś niewyżytą dziewuchę, która tylko dybię na jego niewinność.

Chwila.

O matko, czy ja naprawdę...?

Że... o... TYM.?

JA WŁAŚNIE NAPRAWDĘ POMYŚLAŁAM O TYM, O CZYM WŁAŚNIE MYŚLAŁAM.?

Nie, ja chyba nie powinnam tyle myśleć...

Skrępowana własną logiką poczułam, jak pokrywam się coraz to głębszym rumieńcem. Pogoda i tak była dosyć podatna na rozpieszczanie ludzi, więc tak czy owak, jak przystało na rudowłosą osobę, twarz miałam mniej więcej w kolorze delikatnego różu. Rumieńce ze wstydu były więc zbędne, ale jakże mój organizm mógł się bez nich obyć... Zwłaszcza w obecności tego polokowanego osobnika, który dokładnie w momencie, gdy o nim myślałam, zaszczycił mnie spojrzeniem swoich szmaragdowych oczu. Przez co oczywiście czerwień na mej twarzy tym bardziej nabrała jaskrawości... A fakt, że właśnie prezentowałam się przed Harrym jako dorodny pomidorek spowodował, że gorąco w policzkach jeszcze się tylko nasiliło.

Speszona wbiłam wzrok przed siebie, dodatkowo wsuwając dłonie w kieszenie dżinsów. Westchnęłam głęboko, próbując jakoś doprowadzić się do większego porządku. I może nawet by mi się to udało, gdyby nie Harry, któremu nagle zebrało się na rozmowy...

- Przepraszam... - jęknął skruszenie. Jego dziwny, ubolewający ton zwrócił moją uwagę na tyle, że zdołałam podnieść wzrok na okolice jego twarzy, przez co zdążyłam zauważyć jak nerwowo przeczesuje palcami włosy. Przez moment przytrzymał je w znacznej odległości od głowy, więc dosadnie mogłam zauważyć jak marszczy czoło. - Dotąd nic takiego mi się nie zdarzyło...

Cała jego poza, jak i wyrazistość tonu wyrażały głęboką powagę, a ja byłam przecież nadal skrępowana, ale jednak... coś w jego postawie, co tak go martwiło, mnie szalenie rozbawiało. I to na tyle, że

- Ekhm... Chyba... - westchnęłam głęboko, próbując odsunąć od siebie jakże charakterystyczne dla mnie oznaki nieśmiałej próby zaczęcia rozmowy. Ale pomogło, kurczę, pomogło... Już po chwili mój nieco głośniejszy, chociaż nadal niepewny głos rozbrzmiał po okolicy na pół rozbawionym, na pół jednak trochę drżącym echem. -  Zawsze musi być ten pierwszy raz.
- To przez ciebie. - najwyraźniej zignorował mój jakże ogromny postęp i jedynie popatrzył na mnie z takim wyrzutem, że przez moment zapomniałam nawet jak się oddycha. Całe szczęście po chwili udało mi się wszystko przypomnieć, a nawet i wzbudzić w sobie coś, co w niejaki sposób kazało mi się bronić.
- Co...? - zamrugałam kilka razy powiekami, próbując niejako otrzeźwić swój umysł i wymyślić jakoś w miarę sensowne zdanie. - Ja nic...
- Rozpraszasz mnie. - przerwał mi w połowie zdania, przez co niemalże się zapowietrzyłam. - To wszystko twoja wina. - znowu spojrzał na mnie tak szalenie oskarżycielsko, mrużąc przy tym oczy. W dodatku pochylał głowę, więc rzucone spojrzenie pochodziło spod tej jego polokowanej grzywki, nasilając jedynie efekt mojego coraz to większego zmieszania.

Wiadomo, że elokwencją i tak nie powalałam, ale to jego spojrzenie sprawiło, że jedynie otworzyłam usta i po chwili zaraz je zamknęłam. Gest ten powtórzyłam jeszcze kilka razy, aż w końcu zamknęłam usta na dobre. Nie chciałam bowiem wyglądać jak jakaś rybka panicznie błagająca o wodę. Wystarczyło jedynie, że w pewnym momencie poczułam się mocno oburzona jego bezczelnością, więc to moje zapowietrzenie nie wynikało do końca z nieśmiałości.

No tak, Styles. Bo najlepiej jest zrzucić wszystko na kobietę.

- Co.? - jego lewa brew w zastraszająco szybkim tempie powędrowała do góry, oczy znacznie się zmrużyły, swoją zielonością jednak błyszcząc spod przymkniętych powiek, a usta wygięły się w coś na kształt uśmiechu. Efekt tego połączenia był co najmniej przedziwny, a jednak... A jednak bardzo mi pasował do tego polokowanego, wciąż mnie zaskakującego osobnika. Co właściwie powstrzymało mnie przed dokumentnym speszeniem i przynajmniej zachowało resztki logiki i człowieczych odruchów.
- Co.? - odpowiedź wyrzuciłam z siebie niemalże sekundę po jego pytaniu. Tak jakby zupełnie automatycznie, trochę od siebie niezależnie. Marszcząc przy tym brwi w geście wielkiego zdziwienia, bowiem za Chiny i za Japonię nie wiedziałam o co tym razem może mu chodzić.

Czy mówiłam już, że ten chłopak był dla mnie jedną, wielką, chodzącą, polokowaną zagadką z dołkami w policzkach.? Jeśli nie, to teraz właśnie ogłaszam to wszem i wobec. Czasami w ogóle, ale to W OGÓLE nie pojmuję jego zachowania. Już nawet nie chodzi o to uporczywe trwanie przy mnie i moich nieustannych wpadkach, kiedy to nadal jakimś cudem chce się ze mną widywać. Pal licho z tym, tego nigdy nie rozgryzę. Ale pozostawało jeszcze milion innych spraw, które...

Zaraz. A może jakimś cudem przejrzał moje myśli.?

- Właśnie mnie obraziłaś. - jego wypowiedź jedynie potwierdziła moje przypuszczenia. Zdekoncentrowało to mój i tak nie najlepiej działający mózg na tyle, że znowu wynikły u mnie te wszystkie moje typowe objawy speszenia: rumieńce, drżenie rąk, ściśnięty żołądek i nerwowe kołatanie serca. Co jednak nie powstrzymało mnie od automatycznego zareagowania na jego niewyjaśnioną dla mnie czujność i znajomość tajników moich najskrytszych myśli.
- Ja.? Ciebie.? - pisnęłam jakimś nadnaturalnie wysokim głosikiem. - Nie... nie...
- Powiedziałaś, że zrzucam winę na dziewczyny. - chłopak nie ustępował. Ani z próbą wyciśnięcia ze mnie potwierdzenia, ani z oskarżycielskim spojrzeniem. A ja robiąc zapewne jakąś kretyńską minę zachodziłam w głowę skąd on...? I do cholery jak...?!
- Powiedziałam to głośno.? - rzuciłam niemalże panicznie, czując jak rumieniec na moich policzkach pogłębia się z każdą sekundą. Zmieszana swoim kolejnym atakiem głupoty oraz jego wiedzą o niej, wbiłam wzrok przed siebie, histerycznie błądząc wzrokiem po szarości chodnika pod moimi stopami. Oczywiście pojawiły się przy tym moje standardowe objawy wpadnięcie w kolejną głupią sytuację, których nijak nie mogłam w chwili obecnej niczym zamaskować.

- A jednak.! - tymczasem Harry z jakichś bliżej nieznanych mi powodów, jednoznacznie się ucieszył. Jego jakże beztroski ton i niejaka głośność w tym okrzyku sprawiła, że bezwiednie mój wzrok powędrował w jego stronę. I mogłam tym samym wyraźnie dostrzec, jak swoimi szmaragdowymi tęczówkami uważnie się we mnie wpatruje, uśmiechając się przy tym nieznacznie. I szalenie... Cholera, uwodzicielsko.? Nie, nie, nie, nie. To chyba nie było dobre słowo, zważając na zaistniałe okoliczności...

Tylko co ja poradzę, że jego malinowe wargi, które ostatnio podejrzanie często gościły w moich myślach, właśnie tuż przed moimi oczami wyginały się w dosyć zadziorny sposób do góry.? No i co poradzę na to, że od tego niedokończonego pocałunku coraz częściej chciałam zobaczyć... sprawdzić... poczuć...

Oj, Lou, zamknij się wreszcie.

Wzięłam głęboki, naprawdę głęboki oddech, by jakoś doprowadzić się do większego porządku. Inna sprawa, że w wyniku zaistniałych okoliczności jakoś trudno mi było się ogólnie ogarnąć. A przecież pozostała jeszcze kwestia tego, że powinnam się niby bronić, utrzymywać szczątki żywej konwersacji, w ogóle cokolwiek odpowiedzieć. Byłam jednak na tyle wytrącona z równowagi, że zwyczajnie nie wiedziałam jak zareagować. Cóż, a skoro tak sprawa wyglądała, najrozsądniej byłoby teraz po prostu przeprosić...

- Ja... Bo... Przepraszam. Wcale nie miałam tego na myśli... - mruknęłam skruszenie, niejako zbyt cicho i zbyt niepewnie, wyrażając to dodatkowo w znaczącym opuszczeniu głowy. Wynikało więc z tego jedynie tyle, że mówiłam praktycznie do podłoża. I sądzę, że przez cichy dźwięk mojego głosu, to właśnie ono mogło dosłyszeć najwięcej...
- Naprawdę.? - a jednak i Harry'emu udało się coś wyłapać, sądząc po jego donośnym i jakże poważnie brzmiącym pytaniu. Które zmieszało mnie jeszcze mocniej, coraz bardziej wprowadzając mnie w jakieś nieokreślone poczucie winy.
- Ja... Ekhm... Przepraszam. - rzuciłam, bynajmniej znowu do podłoża. Gdybym mogła, wbiłabym ręce w kieszeni bluzy, ale niestety żadnej w owej chwili nie posiadałam. Z braku większego pomysłu wsunęłam więc kciuki do przednich kieszeni spodni, resztę palców zaciskając mocno na szorstkim materiale.
- Nie przepraszaj mnie za każde wypowiedziane zdanie. - głos Harry'ego, dobiegający gdzieś z mojej prawej, zabrzmiał tym razem o wiele bardzie sympatyczniej .. może nawet ciepło. Nie powiem, żeby to pomogło mi w jakimkolwiek złapaniu kontaktu z moją pewnością. Co więcej, chyba jeszcze bardziej mnie krępowało, bowiem teraz nie miałam nawet odwagi na niego spojrzeć. Bałam się, że gdy tylko na niego popatrzę, znowu do głowy przyjdą mi jakieś głupie myśli, definitywnie skreślając tym samym jakiekolwiek szanse na mój udział w ewentualnej rozmowie. Bo przecież Harry coś wciąż starał się powiedzieć... - Wiesz, na tym polega cały sens rozmowy. Ja mówię, ty mówisz. Potem znowu ja mówię, ty coś odpowiesz. A potem ja coś pewnie głupio palnę, a ty powinnaś się zaśmiać. Chociażby z grzeczności.

Wizja jego słów, wypowiedziana w dosyć łagodny i sympatyczny sposób sprawiła, że delikatnie uniosłam kąciki warg do góry. To było niejako niezależne ode mnie, tak samo jak i mój wzrok, który w jednym momencie powędrował ku niemu. I dałam nawet radę poprzyglądać się na jego szmaragdowe spojrzenie nieustannie błądzące po mojej twarzy, subtelny uśmiech i oczywiście te jego urocze dołki w policzkach. I nawet prawie się nie zarumieniłam.

A co najśmieszniejsze, nagle jakby mnie oświeciło. Harry próbował jakimś delikatnym sposobem wkręcić mnie do rozmowy, być może nawet droczenia. I co, miałam jego obwiniać za to, że się starał, a ja jak zwykle niczego się nie domyśliłam.?

Moja głupota powinna się już chyba stać legendą...

- No widzisz, ta metoda prawie działa. - pogłębił uśmiech, zaszczycając mnie widokiem swoich uroczych ząbków. - Brakuje wprawdzie znaczącego elementu, ale... Chyba da się to naprawić.

Zmarszczyłam brwi, w jednej sekundzie niwelując mój uśmiech. Chciał to naprawiać.? Ingerować w moje i tak nieco nadwyrężone zachowanie.? Niby w jaki sposób.? Cóż, by zaspokoić swoją ciekawość wypadałoby po prostu zapytać, ale.... no, wiadomo.

- Co... ekhm. Jak... Nie, jednak... - wzięłam głęboki oddech, ucinając tym samym mój niespodziewany i zupełnie nielogiczny słowotok. Wciągając ożywcze powietrze, przymknęłam na moment oczy delektując się otrzeźwieniem myśli. A gdy po sekundzie je otworzyłam, byłam nawet gotowa na prowadzenie w miarę sensownej dyskusji. Nawet w obliczu niewielkiej kłótni, czy raczej, co w końcu udało mi się wydedukować - przyjaznego droczenia. - Co masz na myśli.?
- Wiesz, że Twoje wypowiedzi są bezcenne.? - rozbawiona mina Harry'ego przejawiająca się w ściągnięciu brwi i głębokim uśmiechu, niejako wyprowadziła mnie z równowagi. Bo ileż razy można rozśmieszać chłopaka nie słowami, a głupim zachowaniem.? - Piętnaście sylab, nim zdecydujesz się na jedno krótkie zdanie.
- Mówiłam Ci, że...
- Wiem, wiem. Masz problemy z nieśmiałością. - rzucił niedbale. Po chwili spojrzał jednak na mnie niejako uważnie, akcentując to (cholera znowu) uśmiechem. I tym razem nie ryzykując głupich myśli, natychmiast odwróciłam od niego wzrok. Ni pozwolił mi jednak na zbyt długie cieszenie oczu widokiem szarych płyt chodnikowych, bowiem znowu postanowił się odezwać, powodując ucieczkę mojego spojrzenia dokładnie na jego uroczą twarz.

- Dobra. To teraz gdzie.? London Eye.? - patrzył na mnie wyczekująco, zielonymi refleksami w szmaragdzie swoich oczu dając mi wyraźnie do zrozumienia, że pomysł nawet mu się spodobał. Z tym, że mi.... nie do końca. Zwłaszcza, że Harry skinieniem ręki zaprezentował mi... to coś, na co mogłam patrzeć jedynie z przerażeniem. Z wrażenia aż przystanęłam, co oczywiście zdecydowało o zatrzymaniu się Harry'ego tuż obok mnie.
- Masz na myśli tt-ttt-to.? - głośno przełknęłam ślinę, nie mogąc oderwać przerażonego wzroku od... TEGO, co rozciągało się na pokaźne tło za sylwetką Harry'ego.
- Dokładnie to. - kiwnął głową, przez co jego loczki w zabawny sposób poskoczyły i znów opadły na jego czoło. I to w sumie mógłby być dobry punkt zaczepienia do stanowczego zniwelowanie niesłabnącego przerażenia, ale jednak...

Tam było TO COŚ. I on chciał, żebym ja tam weszła...

- Nie. - stanowczo pokręciłam głową, dodatkowo zakładając ręce na piersi.
- Ale to jedna z największych atrakcji. Zobaczyć panoramę Londynu z góry...

Dalej już nie słuchałam. Wizja jego dotychczasowych słów zrobiła na mnie wystarczająco piorunujące wrażenie. Okej, oczywiście wszystko zapewne prezentowało się wspaniale patrząc z góry, ale... No właśnie tu tkwił problem. Z góry. A nie muszę chyba przypominać, że przebywanie na wysokości nie należało do jakichś szczególnie upodobanych dla mnie czynności...

- Masz lęk wysokości... - powiedział dosadnie, przez co moja uwaga natychmiast wróciła do wypowiadanych przez niego słów. Kiedyś to był jedynie niezrozumiały bełkot, ale teraz... Teraz przyglądał mi się badawczo z nieodgadniono-rozbawioną miną.
- Nn-nnie. - zająknęłam się, praktycznie wbrew sobie. Nie wiem dlaczego, ale przyznanie się przed nim do kolejnej ułomności wydawało mi się szalenie poniżające. Już i tak biorąc pod uwagę wszystkie moje wpadki i  wypadki, z pewnością ni najlepiej rysowałam się w jego oczach. - Ja... Ekhm. Ja po prostu nie chcę.
- Masz lęk wysokości. Po prostu boisz się wejść na górę. - pogłębił uśmiech, w charakterystyczny dla siebie sposób delikatnie marszcząc brwi. Wiedziałam, że znowu się ze mną droczył, ale byłam zbyt przerażona by się na tym skupić.
- No dobra... - poddałam się. Dłuższe zaprzeczanie prawdzie i tak nie miałoby sensu. - Okej, mam lęk wysokości. I... nie wejdę... ekhm... - z powątpiewaniem patrzyłam na rozciągające się za Harrym wielkie koło.  I znowu jedynie przełknęłam głośno ślinę. -  TAM.
- Nie będzie tak strasznie. Chodź. - pociągnął mnie za rękę, nim zdobyłam się na jakiekolwiek słowo protestu.

W zasadzie to nawet nie wiedziałam jak mam zaprotestować, gdy z takim zdecydowaniem oplatał palcami mój nadgarstek, idąc kilka kroków przede mną. Zapieranie rękami i nogami na niewiele by się zdało, by w końcu nieco silniejszy ode mnie. Na słowny opór również pozwolić sobie nie mogłam, bowiem nim zdążyłabym nawet coś z siebie wykrzesać, już dawno siedzielibyśmy... w tym czymś.

Tak więc przebierałam nogami, idąc tuż za nim, zachodząc w głowę jak by się tu wyplątać z tej niekorzystnej dla mnie sytuacji. Czułam, że rumieńce znowu oblekły moją twarz, a serce niemalże błagało o wyskoczenie z piersi. I nie chodziło nawet o to, że Harry tak bezczelnie pozwolił sobie na dotknięcie mnie, bo...

Zaraz. Chwila. Moment. Przecież on znowu mnie dotykał.!

Spanikowana spojrzałam na jego dłoń, obejmującą mój nadgarstek. I w tym samym momencie moje zmieszanie tylko narosło, potęgując się w rumieńcach i coraz szybszym tętnie. Poczułam dziwne ciepło w miejscu, gdzie jego jakże delikatna skóra stykała się z moją, co dosyć dziwnie wpływało na całą resztę mojego organizmu. Cóż, przez moment zapomniałam nawet o tym głupim pomyśle. I jedyne na co było mnie stać, to gapienie się w miejsce, gdzie odcienie naszych skór łamały się swoimi kontrastami.

BO ON MNIE WŁAŚNIE ZNOWU DOTYKAŁ.!

Zaaferowana tym naszym ponownym, niekorzystnym dla mnie kontaktem skórnym, nie zauważyłam nawet, kiedy Harry beztrosko zaciągnął mnie do dziwnie niewielkiej kolejki, znajdującej się przed... tym czymś. I już po prostu nie wiedziałam co było gorsze, jakże bliska obecność Harry'ego, czy szansa, że za moment znajdę się... na górze.

O matko. TAM NA GÓRZE.!

Spanikowana zadarłam głowę, próbując ogarnąć wzrokiem to wielkie potworzysko, które rozciągało się przede mną. Ale nie dało się.! To... coś było tak duże i sięgało tak wysoko, że na samą myśl o tym, że ktoś może znajdować się tam w środku, serce podchodziło mi do gardła. Jak można być na tyle bezmyślnym i po prostu... kurczę, głupim, żeby tak z własnej woli tam wejść.?

Nie, to nie dla mnie.!

Poczułam nieodpartą chęć ucieczki z tamtego miejsca. Nie zważając na nic, zdecydowanym manewrem zrobiłam odwrót o 180 stopni, szykując się do ucieczki co sił w nogach. I już nawet zrobiłam ku temu solidny krok, kiedy nagle czyjaś ręka oplotła mnie w talii, uniemożliwiając mi tym samym wszystkie moje drogi ucieczki.

Odwróciłam głowę w kierunku źródła mojego nagłego uwięzienia i zobaczyłam nikogo innego, jak oczywiście Stylesa. Uśmiechał się zadziornie, potęgując niejako bezczelne, zielone błyski w swoich oczach. Błądząc wzrokiem po mojej twarzy, zdecydowanym ruchem przygarnął mnie do siebie. A ja bezwiednie poleciałam do tyłu, niespodziewanie zatrzymując się na... cholera, na jego sylwetce.

O MATKO, O MATKO, O MATKO.!

Właśnie wyglądało na to, że Harry bezczelnie przytulał się do moich pleców, brodę opierając na moim ramieniu.! Co więcej, jego włosy łaskotały mnie w szyje, potęgowane w odczuwaniu przez ciepły oddech zatrzymujący się na mojej skórze. Czy ja muszę tłumaczyć, jak moje ciało na to zareagowało.? Zresztą, w tym momencie i tak mogłam się skupić jedynie na tym, że on tam jest... tak blisko... przylega znaczną powierzchnią ciała do mojego ciała... I w perfidny sposób wykorzystuje moje zakłopotanie, pogłębiając jedynie uścisk, drugą również mnie obejmując.

A ja.? A ja zamiast uciekać, zachodziłam w głowę czemu to ciepło bijące od niego aż tak mi się podoba. I pomimo całej gamy niespokojnych objawów czułam się... Czułam się dziwnie przyjemnie.

- Zapomnij o ucieczkach. - rzucił niemalże do mojego ucha, drażniąc je płytkim oddechem. Jego słowa były na tyle stanowcze, ze rzeczywiście, jakiekolwiek ucieczki były aktualnie ostatnim, o czym mogłam pomyśleć. Moje myśli krążył bowiem tylko i wyłącznie obok jego... i mnie... nas... razem...

Nie, nie razem.! Lou, ogarnij się.! Wdech, wydech. No, już.

Tak, bo niby mogłam się ogarnąć  kiedy Harry znowu pogłębił uścisk, przesuwając dłońmi po mojej talii. Co, nie ukrywam, wydało mi się zbyt bezczelne, ale jednak... kurczę całkiem miłe. I na moment zapomniałam się w tej przedziwnej dla mnie chwili, zwyczajnie... cholera, delektując się jego bliskością. Zwłaszcza, że jednym zdecydowanym ruchem niemalże przeprowadził mnie do odpowiedniego miejsca w kolejce i czekając, wcale nie zamierzał puścić. I wyglądało na to, że to mi wcale przeszkadzać nie będzie...


***
Przepraszam. Naprawdę, naprawdę przepraszam. Nie dość, że tak krótko, to oczywiście moim starym sposobem wszystko podzieliłam. Jestem okropną osobą, ale po prostu... w wyniku zaistniałych plotek, w które oczywiście bardzo ciężko mi uwierzyć, coś mi się w głowie poprzestawiało. I pomimo tego, że naprawdę nie wierzę w... TO, to jednak... Nie mogę skupić się na pisaniu romantyczno-słodkich scen w wykonaniu Harry'ego i Louise. Pierwszą cześć rozdziału przemęczyłam, ale jak widoczne jest to, że weny na niego nie miałam. To jest tak chaotycznie i niespójne, że... Że nawet patrzeć mi się na to nie chce. Dodaję to jedynie dlatego, iż wiem, że lepiej tego nie oddam w słowach. A może jak ruszę dalej to znowu uwierzę w sensowność związku Harry'ego i Louise...? Bo nie ukrywam, ostatnimi czasy ostro w to wątpię  Myślałam nawet o wycofaniu się Harry'ego, ale... nadal jednak myślę. Cóż, zobaczymy jak się sprawy potoczą.
Mimo wszystko dziękuję za komentarze. Gdyby nie Wasze wsparcie, nie przemęczyłabym tego. Tylko ta magiczna, cudownie wysoka liczba pozwalała mi zasiąść przed komputerem i coś naskrobać. Bo nawet nie wiecie jak się cieszę... To mój mały rekord :). Czuję się niemalże tak, jakbym wygrała jakąś olimpiadę, albo co najmniej spotkała się z chłopakami :) Taka dwucyfrowa liczba nieźle uskrzydla, a jeśli stoją za nią tak miłe słowa... Mogę się nawet uśmiechnąć. Dziękuję, naprawdę wszystkim gorąco dziękuję ;*

PS: Miałabym też do Was malutką prośbę. Autorka jednego z moich ulubionych opowiadań, która jako jedna z pierwszych zainteresowała się moim blogiem, właśnie wróciła po naprawdę długiej nieobecności, kontynuując swoją historię (gdzie niestety Harry ma dziewczynę, nad czym szalenie ubolewam :(). W każdym bądź razie chciałabym Wam polecić jej bloga, bo... cóż, naprawdę wciąga :).

Komentarze (33):

7/12/12 15:43 , Anonymous Anonimowy pisze...

Super rozdział i proszę mi tu bez marudzenia :) Nie mogłam się już doczekać kolejnego rozdziału :P Teraz z niecierpliwością będę czekać znów na kolejny !
xoxo toyta

 
7/12/12 16:06 , Blogger Unknown pisze...

Ja i nie-marudzenie.? Przestań, przecież bez tego nie byłabym sobą ;). Ale mimo wszystko cieszę się, że Ci się podoba, chociaż naprawdę... nie bardzo wiem czemu. Mam nadzieję, że mój zastój szybko mi przejdzie i w kolejnym uda mi się jakoś to zręczniej opisać. Dziękuję za miłe słowo ;*

 
7/12/12 16:10 , Anonymous Anonimowy pisze...

eh... no nie ma co tu dużo gadać, wspaniały rozdział ! <3 Najbardziej podobała mi się jakoś ta końcówka, ta ich bliskość. Nie zdarza się to co chwilę, więc każda z tych rzeczy jest taka wyjątkowa :) Kocham twoje opowiadanie, to jak piszesz, sposób bycia Lou - jest tak strasznie nieśmiała, że aż czasem mam ochotę jej podpowiedzieć co ma mówić : D Pisz dalej, i nie przestawaj bo na prawdę wychodzi ci to niesamowicie, zasługujesz na jeszcze większą liczbę komentarzy i wejść :)

 
7/12/12 16:21 , Blogger Coffies A. pisze...

Krótki !!!!
Krótki !!!
Krótki !!
Ale jest !
Super i czekam.
Nie pisz następnego przez miesiąc !

 
7/12/12 16:46 , Blogger Unknown pisze...

Dziękuję, naprawdę bardzo, bardzo dziękuję :). Twoje słowa tak mnie ucieszyły, że musiałam je sobie przeczytać kilka razy. Są jak miód na moje skołatane serce :). A końcówka... szczerze wyznam, że miało być inaczej. Ale brakuje mi tutaj takich scen bliskości, wiadomo - nieśmiałość Lou. Postanowiłam zaryzykować i... wyszło jak wyszło. W następnym rozdziale chyba jeszcze bardziej ich do siebie zbliżę, ale... ciii.! O tym potem :).
Buziaki;*

 
7/12/12 16:48 , Blogger Unknown pisze...

Wiem, że krótki. Ale postanowiłam coś w ogóle dodać, bo zanim zabrałabym się do opisania tego co zamierzałam... Nie wiem ile by mi to zajęło. Przepraszam, że tyle czekałaś, ale naprawdę... przez głupie plotki nie mogłam się skupić na relacji Harry'ego i Lou. Nadal nie mogę, co zresztą widać. Ale postaram się to jakoś naprawić :).

 
7/12/12 17:42 , Blogger Unknown pisze...

No więc jest foch forever! Gniewam się na Ciebie, że dopiero teraz napisałaś nowy rozdział ;( Ale nie, ja nie mam serca się na Ciebie gniewać, po prostu to opowiadanie tak na mnie działa.. I w ogóle znowu mnie uratowałaś ;) Gdyby nie Ty w tym czasie zajmowałabym się zgrają rozkapryszonych siedmiolatków, bo mojemu bratu zachciało się organizować urodziny... Po prostu za chwilę chyba się do psychiatryka zapiszę no! Wszędzie hałasy, piski, krzyki, no, że nie mogę się skupić! Ja też jestem zazdrosna ;( Ta sprawa z Harrym i tą którego imienia nie wolno wymieniać ( chyba bawię się w Harrego Pottera, a to wszystko, że Harry tu i tam Harry Potter, że po prostu nie wiem XD) Po prostu mi to wszystko nie pasuje. Ona taka poukładana, Harry jest jak Harry... Nic do niej nie mam, ale po prostu zazdrość mi na to nie pozwala, żeby wyobrazić sobie ich razem, moje nerwy są za to za słabe. Bo gdzieś w niedalekiej przyszłości marzę sobie, żeby zostać Panią Styles.. Ojj, dobra sorry ;( Wiem, że Ty nią chcesz zostać. Ale nie! Czekaj- mamy jeszcze głodomorka hehe XD

Rozdział jest jak zwykle świetny ;) Mimo, że zawsze piszesz na tak zwanego ,, szybcika,, to ja zawsze, gdy to czytam myślę sobie, ile Ty nad tym siedzisz, żeby dać tak wspaniały rozdział. Po prostu zazdroszczę Ci tego talentu :) No rozdział jest wyjątkowo krótki, bo jak na Twoje pisanie mogłaś dodać dłuższy:) Ale rozumiem Cię, bo ja też tego wszystkiego co się u chłopców dzieje jeszcze do teraz nie kapuję.. ;ooo Ale rozdział mi się podoba ;) Zresztą jak zawsze ;p Na Ciebie nie idzie się gniewac i marudzić, bo po prostu za piękne te rozdziały piszesz ;p Są tak świetne, przemyślane, że.... no wiem, powtarzam się, ale po prostu masz wielki talent dziewczyno! Nie poddawaj się ;) Damy radę, musimy dać radę ;) Zawsze jest trudno teraz jeszcze gorzej, ale musimy dać radę;) No i ja tu czekam na następny rozdział! Bo wierzę w Ciebie i pamiętaj o tym ;)
Ta ich bliskość, opisywanie Harrego tak na mnie działa, że szok ;) Co Ty ze mną robisz? Nadal się nad tym zastanawiam ;) Uwielbiam postać Louise, jak i Harrego ;) Harry rozgadany, popularny. Louise- nieśmiała, niezbyt popularna. Ogromne przeciwieństwa, ale one chyba się przyciągają, nie? Przez Ciebie się rumienię! Już czuję, że na twarzy jestem cała czerwona hehe XD Jestem ciekawa co się będzie dziać w następnym rozdziale ;) Czyżby Louise dzięki Harremu pokonała lęk wysokości? Bo już widzę ogromne, widoczne zmiany ;) Lou więcej się odzywa, po prostu same pozytywy, no i ta ich bliskość ;)
Pozdrawiam
Czekam na następny ;)
Kocham, kocham,kocham, kocham,kocham!!!!<<<3333

 
7/12/12 18:02 , Blogger Unknown pisze...

Ona poukładana.? Ja jej osobiście nigdy nie lubiłam. Ale co najśmieszniejsze, słucham jej piosenek. Nawet do tej pory. Co nie znaczy, że pałam do niej jakąś ogromną sympatią, bo szczerze mówiąc dziewczyna wydaje mi się jakaś zakłamana... Ale cóż, w mojej bajce o czarownicy przegrywa i na razie... skupmy się na tym :).

Co do pani Styles... aż tak dalekosiężnych planów nie wysnuwam. Owszem, ten polokowany osobnik strasznie na mnie działa, ale mi wystarczyłoby nawet i jedno, króciutkie spotkanie. Chociażby i minutowe, ale jednak na tyle owocne, że przez moment całą swoją uwagę poświęciłby wyłącznie mnie. Bo potem pewnie zawału bym dostała i tak by się skończyło ;). Ehh, zaczęłam się rozmarzać ;).

A opowiadanie.? Lou rzeczywiście jest nieśmiała i zamknięta w sobie, ale myślę, że spotkania z Harrym powinny ją otworzyć. O ile moja udręka nie odzwierciedli się w moim opowiadaniu i jakaś... blondyna nie wejdzie mi do opowiadania. Może też zawłaszczyć sobie Harry'ego i będzie po romantycznym związku Hazzy i Lou...

Ahh, ta moja zazdrość. Ale dziękuję za komentarz. Każda mia wypowiedź sprawia, że się uśmiecham i powoli zapominam o... TYM. Dziękuję ;*

 
7/12/12 19:59 , Blogger DOŚKA pisze...

Przepraszam, że spamuję ci tutaj, ale nie znalazłam na to odpowiedniego miejsca. Chcę po prostu rozsławić bloga :)
SPAM.{FF1D} Serdecznie zapraszam na moje nowe opowiadanie o Larrym Stylinsonie.
Po niespodziewanej śmierci Harry’ego, w życiu Louis’ego zmienia się praktycznie wszystko. One Direction przestaje istnieć, a Tomlinson wyjeżdża do rodzinnego Doncaster. Jednak wizyta starego przyjaciela wszystko zmienia. Louis powraca do Londynu, by znów zamieszkać z przyjaciółmi. Tego samego dnia, po raz pierwszy dostaje tajemniczy list.
Uwaga: Jeśli nie jesteś fanem takich opowiadań, po prostu zignoruj lub usuń ten komentarz. :)

http://faiiithfully.tumblr.com/post/37413883202/p-s-i-love-you

 
7/12/12 22:03 , Blogger Feey pisze...

Ten komentarz został usunięty przez autora.

 
7/12/12 22:06 , Blogger blacksky pisze...

Muszę przyznać, że masz talent i błagam nie pozwól go sobie zmarnować. Co do rozdziału to jest genialny. Bardzo podoba mi się twój styl pisania, mam nadzieję że niebawem dodasz następny i proszę powaidom mnie.

http://dreams-come-true-even-in-real-life.blogspot.com/

 
7/12/12 23:31 , Blogger Unknown pisze...

Rozdział fantastyczny. Nie mam pojęcia co ty od niego chcesz. Mi się bynajmniej strasznie podoba. Zwłaszcza ta ostatnia akcja pod London Eye. Coś podejrzewam, że coś wydarzy się na LE. Może jakiś pocałunek ? Chociaż malutki ?
Byłoby super, chociaż trochę to zbyt proste.
I proszę cie nie mój, że nie miałaś pomysłów, weny lub itp. To na pewno nie prawda. Przynajmniej po tym poście tego nie widać.
Czekam na nn :**
Zapraszam:
http://larrystylinsonforeverinmyheart.blogspot.com/

 
8/12/12 20:27 , Blogger Unknown pisze...

Boże! Masz racje. Ja nienawidzę T*****. Choć słucham jej piosenek uważam że jest dziwna. Niby z niej taka cnotka, cudowne dziecko, obywatel i dowód na to że anioły istnieją ale to wydaje mi się zbyt piękne, więc sądze że po prostu udaje.

Co do rozdziału to wyszedł na prawdę fajnie. Liczę na pocałunek.
Pa pa, xxxx. :)

 
8/12/12 21:29 , Blogger Unknown pisze...

http://opowiadaniabyasia.blogspot.com/ - pokomentujesz, polecisz ? ; > Bd wdzięczna <3.

 
9/12/12 00:34 , Blogger .Ziall.Halik. pisze...

Rozdział cudowny nie mam pojęcia dlaczego się go czepiasz.Strasznie mi się podoba:)Bardzo fajnie że Lou już potrafi się rozluźnić przy Harrym no przynajmniej na chwilę.I może się czuć swobodnie.To jest ważne wiesz do czego ale o tym nie będę pisała bo znowu wyjdę na zboczeńca:)To jest świetne jak oni na siebie działają:)Ona go rozprasza a przez niego Lou jest wstanie zapomnieć jak się oddycha:)Rozdział świetny i mi się podobał ale to co mi się najbardziej spodobało było na końcu:)Jakby nie patrzeć faktycznie pierwszy raz.Cudownie to opisałaś.Podziwiam ją że jednak się zdecydowała tam wejść.Chociaż już chciała uciekać ale na szczęście Harry ją powstrzymał w taki cudowny sposób.Jabym nie dała rad.Mój lęk wysokości by mi na to nie pozwolił nawet gdyby zamiast Harry'ego był tam pewien niebiesko oki blondyn:)Mam takie dziwne przeczucię że tam na górzę się coś jeszcze wydarzy może kolejny pierwszy raz:)
Jak już mówiłam historia świetna i tylko spróbój mi ją zepsuć to będzie foch.Nie wyobrażam sobie tego żeby oni nie byli w końcu razem:)

Nie wierzę w plotki o Harrym i blondynie.Chociaż wcalę się nie dziwię że się wkurzasz z tego powodu.Jestem w stanie cię zrozumieć.Pamiętaj tylko jak się kończy bajka o czarownicy:)

Twoje opisy Hazzy są cudowne.Te jego duże dłonie,kręcone włosy piękne zielone oczy i dołki w policzkach:)Uwielbiam Harry'ego którego stworzyłaś:)Dobra nic więcej o nim nie mówię bo awansuje na trzecie miejsce na twojej czarnej liście:)
Trudno mi w to uwierzyć że nigdy nie mówiłam ci że uwielbiam tą histprię.Nie wiem jak to mogło się stać ale teraz ci powiem:UWIELBIAM,UWIELBIAM PO PROSTU UWIELBIAM TOJE OPOWIADANIE:)Ale o tym że masz talent już parę razy ci wspomniałam:)

,,Jeszcze by tylko tego brakowało, żeby wziął mnie za jakąś niewyżytą dziewuchę, która tylko dybię na jego niewinność"-no nie wiem dlaczego ale to zdanie mnie rozbawiło:)

Komentarz głupi jak zawsze wiem,ale po osobie która nie myśli(swoją drogą dziekuję za miły komplement) dużo spodziewać się nie można.Dobra już nie marudzę:)
W tym rozdziale dwa kierunki:)Dwa to niby mało no ale mi to wystarczy żeby mi się myliły.

 
9/12/12 17:05 , Blogger Annabel ♥ pisze...

Kurcze, w końcu mogę skomentować.. Nie wiem jak to się stało, że nie zrobiłam tego wcześniej.. Zawsze czytam na telefonie i dopiero na komputerze komentuję blogi.. Przepraszam, że tak długo.. Rozdział oczywiście jest cudny, jak każdy jeden.. To w jaki sposób wszystko opisujesz dla mnie jest zjawiskowe :D I to my powinniśmy Ci dziękować, że dla nas piszesz :)
I przy okazji zapraszam na kolejny rozdział: http://sensitive-loving-nasty.blogspot.com/ :) xx

 
9/12/12 17:14 , Blogger Cheshire Cats. pisze...

Owszem, może rozdział jest krótki, ale na pewno nie jest nudny. Trochę chaotyczny, to trzeba przyznać. Ale mnie zaciekawił i na pewno z chęcią przeczytam kolejną część. To jak opisujesz tutaj ich relacje między sobą jest świetne. Wiesz jak to robić i nie musisz martwić się o to, czy ludziom się spodoba, bo tak jest na pewno. Jeżeli możesz, informuj o kolejnych rozdziałach tutaj:
http://it-was-meant-to-be.blogspot.com/
+ Miło byłoby poznać Twoją opinię. :D

 
10/12/12 04:11 , Blogger Unknown pisze...

Na początku muszę się wytłumaczyć, dlaczego dopiero teraz ten komentarz, bo przecież rozdział przeczytałam od razu. Normalnie nie wiem jak to się stało, ale komputer ode mnie uciekł i teraz pozwala się dotykać innemu... Mam nadzieję, że jak już go wyobracają na wszystkie strony, to do mnie wróci. Póki co, czytam na komórce, ale komentarze dodaje, gdy uda mi się dorwać laptopa przyjaciela... Mogliby się tam sprężyć w tym serwisie.

Plotki mogą zniszczyć humor na całe dnie... Wiem coś o tym. Ja też ostatnio trochę się focham na Harry'ego. Mam nadzieję, że obie jakoś odzyskamy radość spojrzenia i wena wróci.

Rozdział jest świetny. Może zdecydowanie krótszy niż nas przyzwyczaiłaś, ale za to małe przytulanie pod koniec trochę mi to wynagradza ;) Strasznie się cieszę, że Harry nie ma nic z nieśmiałości Lou, bo wtedy mogłybyśmy rozmawiać o nudzie. Już się cieszę na jakiś jego sposób odwrócenia uwagi dziewczyny od jej lęku wysokości... Wykaż się Styles! Szkoda, że podzieliłaś randkę, ale przynajmniej mam na co czekać :) Jak zwykle z niecierpliwością.
Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego :) Całuję xx

@KateStylees
http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/

 
10/12/12 15:00 , Blogger Unknown pisze...

Nie, nie pozwolę :). Bronię go rękami i nogami, zwłaszcza przed nauką, która potrafi mnie skutecznie od tego odciągnąć. Nie powiem, że z jakąś większą przyjemnością, ale... czasami trzeba. Zwłaszcza jeśli się jest w klasie maturalnej...
Ehhh, aż mi się odechciało sięgać do tej kolejnej lektury, z którą bezsprzecznie muszę się zapoznać "na wczoraj"... :/.
A następny.? Jest w nieustannym tworzeniu. Już nie chcę niczego dzielić, więc... Muszę Cię zmusić do czekania ;).
Pozdrawiam xx

 
10/12/12 15:22 , Blogger Unknown pisze...

Cieszę się, że Ci się podoba. Nie zmienia to jednak faktu, ze nadal brakuje mi tu "tego czegoś"... Ale nieważne.
Co do LE, chyba mogę zdradzić, że tam niewiele się wydarzy. Ale potem... Cóż, wczorajszy dzień wpłynął na mnie na tyle, że Louise niemalże gwałci biednego Harry'ego na ulicy, więc... chyba muszę to zmienić. Ehhh, ale mi się nie chce ;).
Pozdrawiam xx

 
10/12/12 15:25 , Blogger Unknown pisze...

Hm, ja nie nienawidzę... Blond księżniczki, ale jednak nigdy nie pałałam do niej większą sympatią. Co więcej, jak już mówiłam, od dawna słucham jej piosenek, co nie oznacza, że nie denerwuje mnie swoją wyniosłością i czymś takim... no nie wiem jak to określić, ale zwyczajnie mnie irytuje. Przecież nie można lubić całego świata, prawda.? A fakt, że... Ehh, tylko się zdenerwowałam. Nie będę się o tym wypowiadać.

Dziękuję za miłe słowo pod rozdziałem, bo tylko dzięki tym miłym słowom ostatnimi czasy zdarza mi się uśmiechnąć.

Pozdrawiam xx

 
10/12/12 15:29 , Blogger Unknown pisze...

Głupi.? Głupi.?! Ty nie wiesz co piszesz.! Tak mi się mordka śmiała gdy to czytałam, że nawet nie masz pojęcia.! :). Tyle ciepłych słów, wiary w związek Louise i Harry'ego... Aż sama zaczęłam znowu w to wierzyć, zresztą... sama wiesz. Gwałcenie na ulicy mówi samo za siebie ;).
Ale cóż, blondyna musi być. I będzie. Ale adekwatnie do mej baśni o czarownicy, bo... kurczę, za dużo się napracowałam żeby przez... Nią teraz moje piękne, romantyczne, słodkie i pełne Harry'ego opowiadanie mi się zepsuło. A w końcu kiedyś i tak zerwą, prawda.? :). Chociażby medialnie, bo i tak nie wierzę, żeby to jakoś prywatnie też grało. Ale hm... w sumie się nie znam na sprawie. Więc nie będę się wypowiadać.
Dziękuję za poprawienie humoru, naprawdę :*. Nawet nie wiesz co dzięki tym słowom u mnie wywołałaś...
Pozdrawiam xx

 
10/12/12 15:31 , Blogger Unknown pisze...

Ohhh, ważne że w ogóle znalazłaś chwilę na te miłe słowa. Są dla mnie ważne, zwłaszcza w ostatnich chwilach zwątpienia. Ale dzięki Tobie i całej reszcie chyba zaczynam znowu patrzeć na to wszystko pozytywnie... :).
Także... dziękuję ;*

 
10/12/12 15:35 , Blogger Unknown pisze...

Ohhh, takie słowa sprawiają, że unoszę się kilka dobrych metrów nad ziemią. Ale niestety, mam lęk wysokości, więc nie wiem czy to znowu aż tak dobrze... ;). No, nieważne. Cieszę się, że mogłam się wkupić w Twoje gusta, przez co zostawiłaś mi tak miły komentarz. Na bloga z pewnością zajrzę... kiedyśtam. Brak czasu =/. Ale postaram się zrobić to jak najszybciej :).
Pozdrawiam xx

 
10/12/12 15:38 , Blogger MPayne:) pisze...

genialny rozdział, Harry sprytnie wykorzystał sytuację, by się poprzytulać. Wyobraziłam sobie tą scenę i jestem wniebowzięta normalnie:) Ale widzę, że jej się to baaardzo podobało. Z upragnieniem czekam na ten wymarzony pocałunek;) Pozdrawiam M.Payne:)

 
10/12/12 15:38 , Blogger Shadow pisze...

Bardzo ładnie napisany rozdział, treść super, pozdrawiam i przepraszam, że dopiero teraz komentuje


Zapraszam na 17 rozdział u mnie ;)
"[...]Przebrałam się dość szybko, ale kiedy miałam już zamiar wychodzić to do pomieszczenia wszedł trener. Zamknął drzwi na klucz i pomału do mnie podchodził. Byłam przerażona, nie wiedziałam co robić.
-Teraz to się zabawimy -powiedział puszczając mi oczko. Położył swoją dłoń na moje biodro, a następnie podszedł bliżej. Chciał mnie pocałować, ale ja zaczęłam się wyrywać.
-Niech pan mnie zostawi.
-Rose, przestań. Oboje wiemy, że jesteś zakochana we mnie.
-Nie, to nie prawda.
-Oh Rose, Rose, Rose. Jesteś moja i cię nikomu nie oddam. [...]"
http://tell-me-what-you-feel.blogspot.com

 
10/12/12 22:32 , Anonymous Anonimowy pisze...

Jeeej:) Ja zawsze przeczytałam jednym tchem:) Uwielbiam Twojego bloga:)I nie wiem co znowu Ci się w tym rozdziale nie podoba...
Ale Ty chyba już tak masz, że musisz troszeczkę ponarzekać:P
Czekam na następny rozdział:)
I.

 
10/12/12 23:00 , Blogger Unknown pisze...

Okej, ja przecież wszystko rozumiem. Nie powiem, trochę mi było brak Twojego komentarza, bowiem one zawsze poprawiają mi humor, a jakoś ostatnio nie był on najlepszy... Więc cieszę się podwójnie, że w końcu ujrzałam tych kilka miłych słów od Ciebie. Dziękuję :*
A plotki? Owszem, potrafią zepsuć humor. Czasem o nich zapominam na moment i do głowy wpadają mi wówczas różne śmieszne sceny. Ale gdy zaczynam je opisywać... Przypominam sobie o Blond Księżniczce i łapie mnie taka melancholia, że nawet zbliżać mi się nie chce do takich wesołych scen. Owszem, TO nabiera coraz to większego tempa, ale jednak... Nadal ciężko mi uwierzyć, że ten związek ma cokolwiek wspólnego z prawdą. Tak wiem. To się nazywa wyparcie. Ale ja i moja obsesja nic na to nie poradzimy;)
Cóż, rozdział zdecydowanie krótszy, bowiem chciałam w końcu coś dodać. Gdybym chciała jeszcze to przedłużyć, wszystko trwałoby jeszcze dłużej. Ale myślę, że nadrobie wszystko w następnym rozdziale, bowiem sam opis pocałunku zajmuje mi tyle, co taki krótki rozdzialik;). I jakie rzeczy się tam dzieją! Cóż, może trochę zbyt mocno mi to wyszło, ale... chyba nie będziesz miała co narzekać:). Pokaże Ci jak to jest w końcu doprowadzić do długo oczekiwanego pocałunku dwojga bohaterów. Mam nadzieję, że weźmiesz ze mnie przykład i nie będę czekać z pocałunkiem Kate i Lou aż do pięćdziesiątki;)
A Harry? To trochę taki lekkomyślny głupek, żeby on się jeszcze zastanawiał nad tym co on czyni. Po prostu ma na coś ochotę i to bierze. To sprawa Lou na co mu pozwala, a na co nie. Jeśli dobrze to rozegra, owinie go sobie wokół palca i o cokolwiek go poprosi, on to zrobi. I jeszcze będzie się z tego cieszyć! Po prostu typowy facet...
Który, nie ma co ukrywać, ostatnio bardzo mnie wkurza. I jak tak dalej pójdzie, nie będę mogła się skupić na prawdziwości jego narastającego uczucia do Louise. Ehh, raz w to wierzę, a zaraz już nie... Mam już chyba wahania nastrojów...

 
10/12/12 23:08 , Blogger Unknown pisze...

Cóż, cieszę się, że mogłam kogoś wprawić tym małym uściskiem na końcu w dobry nastrój:). Zwłaszcza, że był on zupełnie spontaniczny, planowałam coś zupełnie innego. Ale wyszło jak wyszło i chyba nie ma co narzekać:)
I nie da się ukryć, Harry jest mistrzem w wykorzystywaniu sytuacji i podchodzeniu Louise w odpowiedni sposób. Jeszcze nie raz wykaże tą umiejętność...;) I rzeczywiście, Louise jeszcze czerpie z tego przyjemność:).
A co do pocałunku... myślę, że przynajmniej długość jego opisu powinna Ci się spodobać. W sumie gdybym chciała, mogłabym zrobić z tego zupełnie oddzielny rozdział, ale... chyba się wstrzymam.;) Lepiej już nic nie będę dzielić;)
Pozdrawiam xx

 
10/12/12 23:13 , Blogger Unknown pisze...

Dziękuję:) i z pewnością zajrzę:)

 
10/12/12 23:20 , Blogger Unknown pisze...

No tak, nie byłoby postu bez mojego narzekania:). Dziękuję więc za miłe słowo i poświęconą chwilę, zwłaszcza kosztem biologii. Ale cóż, przecież zawsze trzeba coś poświęcić...;)
Pozdrawiam xx

 
11/12/12 19:47 , Blogger blacksky pisze...

Kurczę, współczuję nauki, ale troszkę rozumiem, bo jestem w 3 gm i mam ochotę się zabić.
no cóż, na dobre rzeczy trzeba czekać i nie mam zamiaru się poddawać ♥
Mogłabyś mnie poinformować?

http://dreams-come-true-even-in-real-life.blogspot.com <---- Zapraszam na mojego bloga, gdzie pojawił się najnowszy rozdział. Mam nadzieję, że zajrzysz.

 
6/3/13 15:23 , Blogger pikseloza pisze...

ja już nauczona, że ich randki zawsze są podzielone na kilka części ni marudzę i robię *klik*
a ten rozdzialik jest cudowny, żal mi jej było gdy się dowiedziała, że powiedziała swoje przemyślenia na głos...
I chyba pierwszy raz zwróciła się personalnie do niego, szkoda, że po nazwisku... biedna...

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna