czwartek, 1 sierpnia 2013

don't let me go.

Przepraszam za to, ale... No cóż, z dobrym humorem już dawno się widziałam. Znowu naczytałam się historii, gdzie Harry ma dziewczynę (nie mam pojęcia po co), więc musiałam się odstresować. Larrym. To moje pierwsze zmierzenie z historią tego typu, więc proszę o wyrozumiałość. I nie przedłużając, zapraszam do czytania.
~♥~
Na potrzeby opowiadania One Direction nie istnieje, wszystko osadzone jest w alternatywnej rzeczywistości.





- Lou.? - gwałtownie zatrzymałem się w progu, widząc chłopaka w skupieniu pakującego swoje ciuchy do walizki. Nie rozumiałem skąd pakowanie, skąd pośpiech i skąd jego przygnębiona mina. - Co ty robisz.?
- Pakuję się. - Louis odparł chłodno, nawet na mnie nie patrząc.
- Ale po co.? - jego zachowanie obudziło jakiś dziwny ścisk w moim żołądku. Podszedłem kilka kroków do chłopaka, zatrzymując się w odpowiedniej odległości. - Stało się coś.?
- Nic się nie stało. - westchnął ciężko, opierając dłonie na brzegach walizki. - Ja po prostu... - pochylił głowę, ściszając głos niemalże do szeptu. Zrozumiałem.
- Lou... - wymknęło mi się, gdy uderzony jego zachowaniem cofnąłem się o kilka kroków.
- Miałem nadzieję, że uwinę się z tym zanim wrócisz. - chłopak podniósł wzrok, patrząc na mnie smutno, po czym bezradnie wzruszył ramionami. Zabolało jeszcze bardziej.
- Chciałeś się wymknąć.? - wydusiłem cicho, pomimo wielkiej guli w gardle. - Tak po prostu spakować się, wyjść i nigdy tu nie wrócić, tak.? Zostawić mnie.? - patrzyłem na jego twarz, która zaczęła mi się rozmazywać od napływających do oczu łez. - ...do niej.?
- Przepraszam. - głos Lou przepełniony był skruchą. Ale kiedy spojrzał na mnie, w jego oczach dotąd przypominających barwą płynne srebro, teraz dopatrzyłem się tylko zimnego lodu.
- Nie przepraszaj, do cholery.! - podniosłem głos, uderzając dłonią w powietrze. - Obiecałeś mi. Obiecałeś mi, kurwa.!
- Harry, uspokój się... - zaczął spokojnym tonem, próbując złapać mnie za ramię.
- Nie dotykaj mnie.! - natychmiast cofnąłem się o kilka kroków, patrząc na niego z uwagą. On nie mógł odwzajemnić spojrzenia. - W czym ja jestem gorszy, co.?! - wybuchłem. - No w czym.?! Że jestem facetem, tak.?! Moja miłość jest zła.?!
- Nie rozumiesz... - pokręcił głową, patrząc na mnie bezradnie.
- To mi to cholera wytłumacz.! - krzyknąłem, gwałtownym ruchem ocierając łzy z policzków. - No proszę, powiedz mi. - założyłem ręce na piersi, oczekując wyjaśnień. Ale jego mina mówiła wszystko. - Ahaa, czyli, że to dlatego, że ludzie na ulicy krzywo się na ciebie patrzą, tak.? Sąsiadki nie mówią ci "dzień dobry".?! - znowu zacząłem wrzeszczeć, oczekując jakiejś reakcji z jego strony. Ale on tylko stał zgarbiony, bojąc się nawet na mnie spojrzeć. - Jesteś tchórzem, Lou. Pieprzonym tchórzem.
- Przestań.! - chłopak krzyknął niespodziewanie nawet dla siebie, po czym natychmiast ściszył głos. - Nie rozumiesz.? - spojrzał na mnie uważnie. A lód w jego oczach nabrał na sile. - Ludzie się zmieniają. Ja się zmieniłem.
- Czyli co.? - wydukałem, czując jak kolejne łzy spływające po policzkach jednocześnie blokują moje gardło. - Tak po prostu sobie pójdziesz.? - spytałem, chociaż każde wypowiadane słowo było jak nóż prosto w serce. - Zostawisz mnie tu.? - wyszeptałem ostatecznie, oczekując z jego strony odpowiedzi.
Ale nie potrzebowałem słów, by uzyskać jego potwierdzenie.
- Żegnaj, Harry. - usłyszałem jedynie na pożegnanie. Nie miałem nawet siły, by mu odpowiedzieć.

Lodowate, lutowe powietrze wdzierało się pod mój płaszcz, powodując drżenie na całym moim ciele. Gwałtownie wbiłem ręce w kieszenie, żarliwie zaciskając je w pięści i zgarbiłem się nieco, chowając twarz w szaliku. Niewiele mi to pomogło, ale postanowiłem nie zawracać. Wytrzymałem większość dnia, wytrzymam i lodowaty wieczór.
Westchnąłem tylko, przez co z moich ust uniósł się obłoczek, ledwo widoczny w świetle ulicznych lamp. Ale nawet ciemność, pustki na ulicach, czy żarliwy mróz mnie nie zniechęciły. I tak nie miałem dokąd wracać.
Ze wzrokiem wbitym w popękany chodnik, niespiesznie kroczyłem przed siebie. Chociaż właściwie nie wiedziałem dokąd. Byle iść, byle się ruszać. I byle jak najdalej od domu. Bo nie miałem w nim czego szukać. Zwłaszcza dzisiaj. W walentynki. W dniu, kiedy Louis rok temu postanowił ode mnie odejść.

Nie zatrzymałem go wtedy. Byłem wściekły. Chłopak, któremu oddałem serce, nie oczekując niczego w zamian, poza odwzajemnieniem uczucia, zostawił mnie. Tak po prostu, bez ostrzeżenia. Z dnia na dzień. Zabolało gorzej, niż najokrutniejsze tortury.

Mimo wszystko miałem nadzieję, że się odezwie. Marzyłem, że któregoś dnia po prostu stanie w drzwiach mojego mieszkania i wszystko będzie jak dawniej. Dniami i nocami oczekiwałem jego telefonu z przeprosinami. Ryczałem do poduszki. Zastanawiałem się gdzie jest, co robi, czy w ogóle myśli o mnie. Ale bałem się sprawdzić. Bałem wykonać pierwszy krok. A kiedy już się odważyłem, okazało się, że zmienił numer. Odciął się. Po prostu odciął się ode mnie. Jakbym był w jego życiu jedynie nic nieznaczącym epizodem.

Wtuliłem twarz w szalik, czując napływające do oczu łzy. Cholerny sentyment. Ale nie mogłem się oszukiwać. Brakowało mi go. Cholernie mi go brakowało. Potrafiłem całe dnie spędzać na wspomnieniach naszych wspólnych chwil, oglądania zdjęć. Nocą, w pokoju oświetlonym jedynie blaskiem gwiazd słuchałem naszych płyt i wtulałem się w jedyny sweter, jaki u mnie zostawił. Tęskniłem. I nie miałem pojęcia jak mógłbym go odzyskać.

Tak, nadal go kochałem. Nawet, jeśli wiedziałem, że potraktował mnie jak śmiecia. Jak nic nie wartą zabaweczkę. Igrał z tym, że mi na nim zależy, że skoczyłbym za nim w ogień, że poświęciłbym wszystko za krótką chwilę z nim. Pobawił się mną przez kilka chwil, a jak mu się znudziło postanowił zmienić otoczenie. Na to bardziej akceptowane przez społeczeństwo.

Tak, Lou nigdy nie przyznał się przed światem, że był w stanie związać się z facetem. Widziałem jego grymasy, gdy przechadzając się razem ludzie patrzyli na nas krzywo. Wiedziałem, że jest mu z tym ciężko. Mi też było. Ale miałem przy sobie Lou. Jedynego człowieka, przy którym swobodnie mogłem być sobą. Który mnie wspierał. Płakał ze mną, gdy było mi smutno, rozśmieszał, gdy miałem dołek, pocieszał, gdy coś sknociłem, doradzał, gdy miałem problem. Był. I miałem wrażenie, że mu na mnie zależy.

Co i tak okazało się jedynie nic nie znaczącym złudzeniem. Które niestety wciąż we mnie żyło. I cholernie bolało.

Przystanąłem przed przejściem dla pieszych, rozglądając się na boki. Jak przystało na mroźny wieczór, ulica świeciła pustkami. Pewnie ruszyłem dalej, pozostawiając za sobą głuche odgłosy kroków. Pokręciłem głową, próbując poszukać jakiegoś śladu życia w mieście, po czym dostrzegłem wejście do kawiarni, które właśnie się uchyliło. Para, która opuszczała lokal przykuła moją uwagę.

Ona wysoka, szczupła, całkiem ładna, modnie ubrana. Poruszała się z gracją, przytulając się do ramienia swojego chłopaka. On...

Louis.

Każda komórka mojego ciała zamarła gwałtownie, zmuszając mnie do zatrzymania się. Nie byłem w stanie dalej pójść. Tylko patrzyłem zahipnotyzowany na tą dobrze znaną mi sylwetkę, oddalającą się ode mnie z każdym krokiem. I wtuloną w dziewczynę. Obserwowałem jego uśmiechy skierowane do dziewczyny, ruchy warg, gdy mówił coś, co ze względu na odległość ciężko było mi usłyszeć, charakterystycznie stawiane kroki.

Niewiele się zmienił. Nadal emanował beztroską. Tym swoim charakterystycznym stylem wiecznego dzieciaka. Energią. I czymś nieokreślonym, co spowodowało bolesne ukłucie w sercu. Przypominając, że to wszystko, co w nim tak bardzo kochałem, mogę już tylko wspominać. Nie był już mój.

Nawet nie zauważyłem, że nadal stoję na środku ulicy. Dopiero głośny pisk hamowania wrócił mnie do rzeczywistości. Widziałem jak Louis odwrócił się, zaalarmowany gwałtownym hałasem. Widziałem szok na jego twarzy. Ale było już za późno.


Uderzenie.
Ból.
Ciemność.
Ostatni oddech.

- Żegnaj, Lou. - wyszeptałem ostatkiem sił, odpływając w mrok.


Komentarze (15):

1/8/13 14:28 , Blogger Coffies A. pisze...

Zajebiste ! To znaczy nigdy nie interesowałam się opowiadaniami o Larrym ,ale "to" jest coś <3 Masz przepiękne zdjęcie mówi mój kolega który drze się nade mną żebym to napisała.Chciałam się jeszcze zapytać kiedy nowy rozdział Lou i Harrego. Nie dawno przyjechałam z kolonii i tak sobie czytałam,ale jak powiedział że powinni się przestać spotykać to myślałam że wyskocze z okna ^^ Więc wiesz.. czekam na ten rozdział bo jak wywnioskowała miał być 30 lipca albo się myliłam albo musiałaś mieć coś ważnego.No dobra po kolei :
1.Jesteś Zajebista,pewnie to wiesz.
2.Nigdy nie przestawaj pisać.
3.JESTEŚ ZAJEBIŚCIE ŁADNA.TEŻ TAKIE WŁOSY CHCE:(
4.Masz wiele fanów i nie zapominaj o tym .
A więc ...


Do zobaczenia :*

 
1/8/13 14:33 , Blogger Unknown pisze...

zdjęcie.? mówisz o tym na tt.? weź, bo się zaczerwienię xx. a w rumieńcu to mi nie do twarzy...
i naprawdę cieszę się, że one shot o Larrym Ci się spodobał. to mój pierwszy raz z tego typu historią, zresztą napisałam ją tylko dla rozładowania emocji... ale chciałam zobaczyć czy się przyjmie. i mając chociaż jedną zwolenniczkę, czuję się przekonana, że imagin jest niezły xx.
następny rozdział.? może będzie urodzinowy.? o ile wyrobię się na 5 sierpnia, to będzie mój mały prezent dla siebie xx.
oczywiście dziękuję, dziękuję, dziękuję za miłe słowo xx.
buziaki xx.

 
1/8/13 14:44 , Anonymous Anonimowy pisze...

Dobrze, teraz tutaj się rozpiszę ;d Ja tu wchodzę, patrzę nowe treści, prawie zawał miałam! I co? Zamiast kolejnej części opowiadania o Lou i Harrym, historia Larry'ego. I już miałam popadać w czarną rozpacz, płakać w poduszkę, że moje nerwy nastawione są na kolejne dni wyczekiwania (bo czy Harry Lou zostawi, czy sobie to wyjaśnią, CO SIĘ STANIE?), aż zaczęłam czytać. I zazwyczaj nie lubię połączeń Harry'ego z Louis'em, to tutaj znowu robię wyjątek. Taka krótka historia, a tyle uczuć i emocji! Widzę, że pisanie z perspektywy Harry'ego wychodzi Ci coraz lepiej ;d Jestem naprawdę ogromnie (pozytywnie! ;d) zaskoczona, bo jak widać, nie ma historii, której nie stawiłabyś czoła ;d Po prostu, gdybym mogła to i 300 stron takiego opowiadania bym połknęła na raz ;d chociaż pewnie nawet więcej ;d
A wracając szybciutko do "Don't let me go", wiesz, że musisz to jeszcze kiedyś powtórzyć? Niby tak krótko, a tyle emocji we mnie wzbudziło. Porzucony Harry... Czytając to, było mi go tak ogromnie żal, co ten Louis sobie w ogóle myślał? Naprawdę, mistrzowsko ujęte :).
Więc znowu masz do przeczytania moje smęty, na pewno bez ładu i składu, ale prostu z serca :) Naprawdę, nie żałuje czasu poświęconego na znalezienie tego bloga, opłacało się bardzo ;d
Znowu życzę Ci dużo weny i obdarz nas, czytelników, kolejnymi, równie pięknymi częściami Twojej opowieści ;d
buziaki :*

Paula xx

 
1/8/13 14:59 , Blogger L a r r y ♥ pisze...

Zabiłaś mnie, kochana! Normalnie nie mogę się pozbierać. To było tak piękne. Tak strasznie piękne i smutne. To ile emocji, uczuć tu zawarłaś jest niesamowity! To jest od dziś mój ulubiony shot, choć tak smutny, ale jest tak przepiękny! < 3 Jak dla mnie od dziś możesz pisać Larry'ego, ale ja i tak wszystko co napiszesz, czytam z zapartym tchem. Napisz kiedyś jeszcze Larry'ego ale takiego szczęśliwego, żebym mogła płakać ze szczęścia < 3 i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy historii Harry'ego i Lou, bo jestem strasznie ciekawa co będzie dalej, czy ją zostawi czy jednak nie :* Tak czy tak jesteś niesamowita ! < 3

 
1/8/13 15:07 , Blogger Unknown pisze...

zawał.? dziewczyno, uspokój się xx. nie chcę mieć Cię na sumieniu xx. bo w zasadzie bardzo lubię Twoje spostrzeżenia xx.
cóż, cieszę się, że moją wersją Larry'ego udało mi się Cię zaciekawić. nawet pomimo zniecierpliwienia i niepewności odnośnie związku Louise i Harry'ego. nie da się ukryć, ten imagin powstał jedynie po to, bym mogła pozbyć się negatywnych emocji. nie pisałam na siłę, nie myślałam co piszę. po prostu weszłam w skórę zranionego Harry'ego i klikałam zawzięcie w klawiaturę. nie liczyłam na jakość, ani na ilość. pisałam, by pisać. a, że wyszło nie najgorzej postanowiłam poddać się ocenie. i mogę jedynie odetchnąć z ulgą, że nikt mnie jeszcze nie skrytykował xx.
szczerze to zawsze wątpiłam, że mogę skupić się na trudnych emocjach. a tu proszę... jakoś poszło xx.
co do ewentualnych następstw... ja generalnie piszę takie imaginy pod wpływem chwili. generalnie tylko po to, by uporać się z emocjami. czasem wstawiam, czasem nie. ale widząc Twój entuzjazm zastanawiam się, czy nie dodać tych zalegających one shotów na moim komputerze... w przerwie między Piekarnią rzecz jasna xx.
nigdy nie narzekaj na swoje komentarze, pamiętaj. ja je uwielbiam xx. są tak sympatyczne... dziękuję xx.
i pozdrawiam.! xx.

 
1/8/13 15:13 , Blogger Unknown pisze...

nie, słońce. to Harry'ego uśmierciłam. Ciebie nie miałam zamiaru xx.
jak już mówiłam, tą historię napisałam pod wpływem chwili. by uporać się z emocjami. siadłam i pisałam. nie sądziłam, że to wszystko wyjdzie też w treści. ale cieszę się, że mi się udało i że Ci się podoba xx. chociaż z tym ulubionym shotem to nie przesadzajmy... jest wiele innych, lepszych shotów xx. chociażby ta historia... nie jest o Larrym, ale od razu miałam ich przed oczami.
http://adonai.pl/opowiadania/duchowe/?id=14
czy jeszcze sięgnę po Larry'ego... sama nie wiem. zobaczymy co czas przyniesie xx. na razie skupiam się na Piekarni. one shoty swoją drogą xx.
dziękuję Ci bardzo za miłe słowo. nie ma to jak wsparcie od czytelników... xx.
buziaki xx.

 
1/8/13 16:44 , Blogger Juszaawi pisze...

och mój Larry'owy boże!! To jest takie słodkie i zarazem smutne i nawet nie wiem jaką minkę dać :c Pięknie ci to wyszło, chociaż trochę dziwny koniec, gdyż nie wiemy co zrobił Lou. Czy płakał? Czy może tylko zawiadomił karetkę i nic innego? To pozostawia czytelnika w lekkiej niewiedzy. Ale i tak mi się strasznie podoba. To jest to, czego dziś potrzebowałam. Smutnego shota z Larry'm w roli głównej. Więc dziękuję Ci z całego serca :)

 
1/8/13 17:27 , Blogger Katarzyna K | Pasieka Kulturalna pisze...

Aś, nie znam chłopaków dobrze, aby skojarzyć który to który (oprócz Harrego) muszę zaglądać do wujka google, ale gdy czytałam - popłakałam się ! jak dla mnie to opowiadanie jest cudowne. potrafisz pisać. Zazdroszczę.

 
1/8/13 19:37 , Blogger Dinozaur pisze...

Super historia. Wzruszyłam się jak opisywałaś emocja porzuconego Harry'ego, wstrząsnęło mną to opowiadanko. Jestem bardzo mile nim zaskoczona.

Mam nadzieję, że niedługo napiszesz kolejny rozdział o Harrym i Lou bo nie mogę się doczekać zakończenia ich rozmowy. Weny życzę :*

 
1/8/13 22:40 , Blogger Unknown pisze...

jeeeej... słońce Ty moje... że Ty mi komentujesz moje wypociny... wow. czuję się zaszczycona xx. i jeszcze Ci się podobały.! nie, po prostu nie wierzę... zaskoczyłaś mnie xx. ale tak pozytywnie... dziękuję Ci bardzo xx.
buziaki xx.

 
1/8/13 22:44 , Blogger Unknown pisze...

tak miało być. zakończenie otwarte, jak to się nazywało na polskim... trochę niejasności, niepewności xx. i to ja dziękuję za te słowa xx.
pozdrawiam.! xx

 
1/8/13 22:49 , Blogger Unknown pisze...

dziękuję Ci bardzo za te słowa xx. byłam niepewna co do tego opowiadania, ale widząc takie komentarze jak Twoje chyba się utwierdzam w przekonaniu, że mogę więcej takich pisać xx.
dziękuję i pozdrawiam.! xx.

 
3/8/13 15:35 , Blogger x pisze...

Nominował cię do The Versatile Blogger
Więcej informacji u mnie na blogu: http://i-love-a-word-so-many-feelings.blogspot.com/p/the-versatile-blogger.html

 
5/8/13 00:25 , Blogger .Ziall.Halik. pisze...

Po pierwsze muszę powiedzieć, że wybrałaś naprawdę uroczy gif.
No imagin mi się bardzo podoba mimo, że strasznie smutny jest. Chociaż i tak ostatnio mam ochotę na smutne rzeczy. Nie wiem czemu. Po przeczytaniu od razu nasunęło mi się mnóstwo pytań.. Na przykład to czy Lou widział, że to Harry miał wypadek, jaka była jego reakcja na to. Bo to że Harry zmarł to raczej wiadome.
Ja chciałabym nawet wiedzieć jak się poznali i jak im było razem.
No jak Louis mógł go zostawić... I nie wiem czy to tylko dlatego, że miał dosyć tego, że ludzie na nich krzywo patrzą czy dlatego, że się zakochał naprawdę w tej dziewczynie... Strasznie szkoda mi Hazzy. Widać jak cierpiał i że naprawdę kochał Louisa. Takie rozstanie musi naprawdę boleć. Bardzo ciekawi mnie jak Louis się po tym zachował. Czy uświadomił sobie, że to Hazzę kochał naprawdę... To chyba sama muszę sobie dopowiedzieć..
Najważniejsze co ci chcę przekazać to to, że mi się ta historia podoba(chociaż jest tragiczna) i nie będę cię tu już zanudzać moimi przemyśleniami genialnymi bo już sama nie wiem co dzisiaj mówię:)
Liczę na to, że jeszcze kiedyś dodasz imagin o Larry’m bo fajnie ci to wychodzi albo jakiś inny.
Życzę dużo weny w tworzeniu:)

 
8/8/13 13:21 , Blogger mavis pisze...

Kurde ja chce wiedziec co bedzie dalej!!!!!!!!!!!!!
To byla pierwsza historia o Larrym jaka w zyciu czytalam no i to musi sie dziac dalej.
Cudowne. Genialne. Niesamowite. Prawdziwe. Aghh co jeszcze napisac. Brakuje mi slow po prostu NIEZIEMSKIE

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna