trzydzieści cztery.
Blondyn...
Blondyn...
Blondyn...
Całą drogę, poczynając od pokoju Quinn, aż do samych drzwi wyjściowych (a to jest dobre pół domu) rozmyślałam nad tym czy znam jakiegokolwiek blondyna, któremu tak starannie chciałoby się mnie szukać, że zaszedł aż tutaj. Opcji było naprawdę niewiele, właściwie pomyślałam jedynie o Eithanie, ale biorąc pod uwagę fakt, że niejako to był jego dom i nie musiałby dzwonić, poza tym, umówmy się, żadnego interesu do mnie mieć nie mógł, natychmiastowo skreśliłam go z listy. Reszta moich, że to tak ujmę, bliższych znajomych miała ciemniejsze włosy, więc z zapowiedzi Quinn automatycznie ich odrzuciłam. Więc albo Chordowi coś odwaliło i trzasnął się na blond, albo jakiś inny koleś zwyczajnie chciał sobie za mnie...
Zaraz.
Którą mamy godzinę.?
Mimowolnie uniosłam prawą rękę do góry, całą uwagę skupiając na nadgarstku, na którym widniał prosty, niewielki zegarek z czarnym paskiem. A jego wskazówki układały się tak, żeby oznajmić ludziom, iż już nastąpiła godzina 17:04. Czyli, według ostrzeżeń Aly, dokładny moment, kiedy facet, który znalazł mój telefon, miał tu przyjść i mi go oddać. Okej, mogłam mu pogratulować punktualności, ale radość, duma, czy inne pozytywne uczucie zdecydowanie teraz się mnie nie trzymały. Aktualnie byłam bowiem przerażona, co objawiało się w drżących nogach, zaburzonej pionowości chodzenia, odrętwiałych dłoniach, suchości w ustach i czerwieni na policzkach. Bo wiadomo było kim był ten niby uczciwy znalazca telefonu.?
Kurczę, nie znałam człowieka. Nie wiedziałam jak wygląda. Byłam pewna, że z nim nie rozmawiałam, bo przecież trudno mi było otworzyć gębę do kogokolwiek innego niż do Harry'ego. A mimo to facet się postarał, przyjechał, chciał oddać telefon do rąk własnych. Czy tylko mi wydawało się to podejrzane.? Normalni ludzie chyba aż tak się nie poświęcają dla innych, zwłaszcza nieznajomych... Więc może to jakiś psychopata.?
Zanim zdążyłam dotrzeć do wyjścia, przez głowę przemknęło mi dosłownie setki sposobów w jaki sposób ten Uczciwy Znalazca mógłby mnie niezauważenie przez innych zamordować i równie niepostrzeżenie zakopać mnie w ogródku Quinn, dzięki czemu służyłabym jako pożywka dla jej kwiatków. Wizja była tak przerażająca, że aż wzdrygnęłam się mimowolnie, czując nieprzyjemny dreszcz przebiegający przez całą długość mojego kręgosłupa. I automatycznie zwolniłam, chcąc jeszcze bardziej wydłużyć moment ostatecznego spotkania z tym kimś.
Ale nie można było tego ciągnąć w nieskończoność. Nawet ten powolny, leniwy krok doprowadził mnie w końcu do drzwi, za którymi krył się ten niezrozumiały w działaniu człowiek. Nie wiedziałam czy chciałam się z nim widzieć, ale byłam pewna, że skoro już się tu pofatygował, niegrzecznym z mojej strony byłoby go teraz olać. Poza tym telefon był mi wyjątkowo potrzebny... Więc niewiele myśląc, gwałtownie wyparowałam z domu Quinn, stając nagle twarzą w twarz z całkiem znajomą mi osobą.
No tak...
To był dokładnie ten sam kelner, na którego wczoraj wpadłam. I jak przystało na moje szczęście, znowu o mały włos do nie poturbowałam... Nic więc dziwnego, że automatycznie spaliłam dorodnego buraka, czując się nagle jak największa ciamajda na świecie. Ściśnięte gardło nie pozwoliło mi jednak na przeproszenie chłopaka, czy nawet wydobycie z siebie jakkolwiek innego, przypominającego mowę ludzką dźwięku, więc zgrabnie założyłam kilka kosmyków włosów za ucho dla niepoznaki i cofnęłam się o kilka kroków, stając tym samym tuż przed pierwszy stopniem schodków.
- Cześć. - zaczął chłopak, a ja poczułam jak od tego niskiego, naprawdę niskiego głosu miękną mi kolana. A gdy się delikatnie uśmiechnął, cały mój mózg zupełnie nagle odmówił posłuszeństwa. Czułam się jak zawieszona. Widząc ten symetryczny, biały, niejako zadziorny uśmieszek, byłam w stanie tylko stać przed chłopakiem jak zamurowana, oddychać dziwnie nieregularnie, mało inteligentnie mrugać oczami i przybierać taką minę, która z pewnością nie miała za zadanie przekonywać go o tym jaka to jestem wyluzowana, elokwentna, wygadana, pewna siebie i normalna w kontaktach z innymi. Mówiąc kolokwialnie, od tego jego wyjątkowo uroczego uśmiechu, odjęło mi rozumowanie i wszelkie inne funkcje życiowe.
- Ekhm... hej. - wykrztusiłam z siebie dopiero po paru sekundach, utwierdzając nieznajomego w przekonaniu, że do kanonu najbystrzejszych ludzi chodzących po tym świecie to ja z pewnością nie należę. I żeby jakoś to zrekompensować, przynajmniej w jego oczach, wysiliłam się na jakiś tam szczerz. Miałam nadzieję, że oględnie wyglądający...
- Uśmiechasz się jeszcze ładniej niż zapamiętałem. - chłopak wystrzelił tak niespodziewanie, że aż się zapowietrzyłam. Dosłownie zakrztusiłam się powietrzem.
Ile razy mam powtarzać, że ja i komplementy to nie jest dobre połączenie.?!
Nie mogłam pojąć na jakiej podstawie ten nieznany mi chłopak tak po prostu postanowił sobie pokomplementować walory mojego wątpliwego wdzięku, ale mimo wszystko poczułam się przyjemnie. I nie na miejscu zarazem, o czym poświadczyły moje głębokie rumieńce i trudność w spojrzeniu chłopakowi w twarz. Ale nie powiem, trampki też miał niezłe. Takie granatowe...
- Jestem Riley, tak w ogóle. - mruknął, jeszcze bardziej głębokim głosem, od którego tylko jeszcze bardziej zakręciło mi się w głowie, po czym bardzo powoli wyciągnął do mnie swoją dłoń. Albo ja zaczęłam rejestrować go w zwolnionym tempie... W każdym razie w reakcji na to wszystko byłam w stanie jedynie przełknąć ślinę w zadziwiająco głośny sposób.
Dziewczyno, ogarnij się, do cholery...
- Louise. - wyszeptałam dobrą chwilę później, całą siłą woli zmuszając swoje mięśnie do tego, by uścisnęły dłoń chłopaka. A i tak stanęło na muśnięciu opuszkami palców jego skóry, podczas czego tętno skoczyło mi do takiego stopnia, że prawie widziałam zarys dudniącego serca na klatce piersiowej.
Cholera, to nie było normalne...
- Louise... - powtórzył tak fajnym, miłym, delikatnym i dźwięcznym głosem, że moje nogi w sekundę zmieniły się w coś na kształt płynnej masy. Za nic nie chciały utrzymywać mnie w pionie. Dobrze, że obok miałam barierkę od schodków, więc niepozornie mogłam się o nią oprzeć i z durnym uśmiechem rzucanym jego trampkom udawać, że wszystko jest w porządku... - Lou, tak.? Całkiem do ciebie pasuje. - stwierdził takim tonem, że delikatnie podniosłam wzrok, patrząc na chłopaka spod grzywki. Wyglądał całkiem normalnie z sympatycznym uśmiechem i dosłownie nic nie wskazywało na to, żeby nagle oszalał. Więc skąd takie głupoty w jego wydaniu...? - Takie urocze imię. - wyszczerzył się nagle, ujawniając sieć atrakcyjnie wyglądających zmarszczek wokół oczu. Ociepliły mu twarz w tak dobitny sposób, że znowu coś dziwnego ścisnęło mój żołądek, już w sekundę przesuwając się na gardło i blokując je doszczętnie.
- Dzięki... - chrząknęłam w końcu, dla dodania sobie animuszu zakładając kosmyk włosów za ucho. - Tak myślę...
- To chyba twoje, prawda.? - Riley zupełnie znikąd wyciągnął nagle mój kochany telefonik, moje okno na świat, mój jedyny pozaspotkaniowy kontakt z Harrym, podając mi go wyjątkowo powoli. I znowu miałam wrażenie, że świat zaczął zwalniać, zwłaszcza kiedy odbierając telefon, przez jedną, dosłownie jedną minisekundę nasze palce się styknęły, osobiście przeciągnęło mi się to w godziny.
Słowo daję. Zdążyłam się zmieszać, zarumienić, opuścić wzrok, znowu go podnieść, zauważyć jak chłopak ma wyjątkowo długie rzęsy i niespotykanie ciepłą barwę brązu w tęczówkach, przeżyć zawał z związku z tym odkryciem, rąbnąć z wrażenia (przynajmniej mentalnie), jakoś się podnieść i znowu przeżyć porażkę w unormowaniu swoich reakcji, w związku z tym przegłośnym dudnieniem dobiegającym z wnętrza mojej klatki piersiowej. I gdy już myślałam, że to wszystko już za mną, całość wróciła z podwójną siłą, zwłaszcza kiedy dotarło do mnie, że na Harry'ego reagowałam podobnie. A to by znaczyło, że i ten blondyn... z wyjątkowo uroczymi, miodowymi refleksami w grzywce... w jakiś szczególny sposób mi się podoba. Ale czy to znowu było nie fair w stosunku do Harry'ego, bądź co bądź, mojego chłopaka...?
Ehh, Quinn nie wytłumaczyła mi jednej, najważniejszej rzeczy... Co zrobić, jak uznasz za atrakcyjnego kogoś, kto zdecydowanie nie jest twoim chłopakiem.? I w dodatku działa na ciebie zupełnie jak wyżej wspomniany własny chłopak, odmóżdżając organizm za każdym uśmiechem.?
Kurczę... to już podlegało pod zdradę, czy jeszcze nie.? Ale gdyby wziąć pod uwagę ten ścisk wyrzutów sumienia w mostku... sam organizm zadecydował, że to zwykłym płazem mi nie przejdzie.
Miałam ochotę od razu złapać za telefon i zadzwonić do Harry'ego. Wiadomo, powiedzieć to bym raczej nic nie powiedziała, ale przynajmniej usłyszałabym jego głos... Który postawiłby mnie do pionu... I pozwolił zapomnieć o, jak to ujęła Quinn, durnym blondynie...
Bo jak miałam wyrzucić sobie z głowy kogoś, kto stał centralnie przede mną... co ja mówię... górował nade mną swoimi jakimiś dwoma metrami wzrostu, posyłał mi powłóczyste spojrzenia spod tych genialnie gęstych rzęs, uśmiechał się w rozbrajający mnie do granic możliwości sposób i jeszcze oczekiwał ode mnie interakcji w rozmowie.? No mogłam się tylko gapić i mieć nadzieję, że nie tu nie stanie się nic, z czego potem musiałabym się ostro tłumaczyć przed Harrym.
I czemu mi to właściwie przyszło do głowy.?!
- Widziałem jak wylatywało ci z kieszeni po tym, jak już na mnie wpadłaś... - dodał po chwili, wywołując kolejną falę czerwieni na moich policzkach. Wspomnienie tego momentu naprawdę nie napawało mnie dumą... A on mógł się tego domyśleć i nie onieśmielać mnie bardziej, niż to było konieczne... - Od razu chciałem ci to oddać, ale strasznie szybko zwiałaś. - rzucił jeszcze beztrosko, uśmiechając się pobieżnie w międzyczasie. A ja poczułam się tak, jakbym słyszała Harry'ego... Bo czy kiedyś nie próbował mi wmówić czegoś podobnego.?
Nie potrafiłam określić dokładnego wydarzenia, ale sam zarys naszych przeszłych spotkań wzbudził we mnie falę wbrew pozorom miłych i powodujących niewytłumaczalnie przyjemne ciepło gdzieś pod mostkiem uczuć. Aż uśmiechnęłam się mimowolnie, gdy w ciągu kolejnych przypomnień dotarł do mnie ten pierwszy, pierwszy dzień w piekarni, kiedy to z taką zgrabnością otwierałam drzwi. I chociaż wtedy wydawało mi się to tragiczne, tak teraz nawet nieźle mnie rozbawiło.
Ale zamiast jak człowiek roześmiać się do własnych myśli, tylko jeszcze bardziej się zmieszałam, nagle przypominając sobie o towarzystwie blondyna. Głupio byłoby się nagle zacząć chachrać, zwłaszcza kiedy on nie miałby pojęcia o temacie tego rozbawienia, prawda.? Zachowałam więc większy spokój i starając się nie patrzeć na jego twarz, chrząknęłam donośnie, żeby jakoś unormować struny głosowe.
- No tak... - mruknęłam, ledwo zrozumiale, co spotkało się z delikatnym zdziwieniem ze strony chłopaka.
- Wygadana to ty raczej nie jesteś, nie.? - uśmiechnął się pod nosem, poprawiając swoją miodowo-bursztynową grzywkę jednym, zdecydowanym i wybitnie hipnotyzującym moją osobę, ruchem ręki. - Podpowiem ci. - stwierdził, obniżając głos, jakby chciał tym samym wzbudzić napięcie. I zdecydowanie mu się udało... - Teraz powinnaś mi gorąco podziękować.
- Dzięki. - powtórzyłam natychmiast, zupełnie jak automat. A gdy zarówno do mnie, jak i do Riley'a, sądząc po zdziwiono-rozbawionej minie, dotarło to, co powiedziałam, miałam ochotę tylko zapaść się po ziemię. Poprzednie spotkania z Harrym utwierdziły mnie jednak w przekonaniu, że i tak nie mam na co liczyć, więc tylko opuściłam znacząco głowę i westchnęłam, w duchu przeklinając własną głupotę.
- Nie ma sprawy. - Riley naprawdę starał się zachować spokój, ale mimo wszystko i tak dosłyszałam się rozbawienia. I tu właśnie Harry był lepszy... Przy blondynie czułam się jak ostatnia idiotka, a przy polokowanym odczuwałam delikatne wsparcie. Nawet jeśli bardziej niż Riley, wyśmiewał się ze mnie. - Ale pozostaje jeszcze sprawa z poturbowaniem... - dodał po chwili poważniej, dosłownie mrożąc mi krew w żyłach.
I co... Najpierw było miło, prawie romantycznie...co, ze względu na to, że mam już jednego takiego do przeżywania romantycznych akcji, nie powinno się wcale zdarzyć...a teraz nagle zaczną się pretensje, użalania i próby wyłudzenia odszkodowania.?
Chłopcze, zagranie po prostu mistrzowskie... Jeśli chciałeś mnie ogłupić i wyprowadzić z równowagi, to zdecydowanie ci się udało...
- Ja przepraszam, naprawdę... - zaczęłam, zgodnie ze wszystkimi wyrzutami sumienia, które zagościły w mojej głowie. - To się stało strasznie szybko...
- Nie przepraszaj. - Riley uciął szybko, nie pozwalając mi się nawet rozkręcić. I automatycznie podniosłam głowę, zastanawiając się, czy ktoś nagle nie podmienił blondyna na Harry'ego. Bo czy to nie była właśnie stała kwestia polokowanego.? - Zamiast tego daj się gdzieś zaprosić. - ...i znowu.
Co jest do kurki jasnej.? Czemu faceci, których nagle poturbuję, czy w każdy inny sposób zrobię z siebie przed nimi idiotkę, nagle proponują mi randki.? Czują się jakoś winni, nagle związani z moją osobą, czy o co chodzi.? Może jakaś brytyjska zależność.? Kompleks rycerza, czy coś... Podobają im się kompletne niemroty, żeby móc je ratować i umacniać się w wierze, że są niepokonani, nieustraszeni i tak strasznie komuś potrzebni do w miarę normalnego egzystowania...
Dobra, jednego jeszcze mogłam wytrzymać, wyszło mi to nawet na dobre...tak, myślę teraz o jego fantastycznym zmyśle całowania...ale dwójka to już przesada. Zwłaszcza, kiedy z tym pierwszym byłam jakby oficjalnie. Teraz to z pewnością sytuacja wywołała stan nie fair wobec Harry'ego... I to tak natarczywy, że coś nieopisanego znowu ścisnęło mnie w mostku.
I w żołądku.
I w gardle.
I w setce innych miejsc, dających mi do zrozumienia, że jestem ostatnią idiotką...
- Nie wiem czy... - zaczęłam, próbując jakoś delikatnie przekazać chłopakowi, że nie jestem zainteresowana jego zaproszeniem. Nie miałam tylko pojęcia jakim cudem miałabym mu to wytłumaczyć...
- Masz wątpliwości.? - ...ale i tak nie musiałam się męczyć, gdyż tak jak i Harry, blondyn najzwyczajniej w świecie zignorował moje pojękiwania. Aż westchnęłam zirytowana, mimowolnie zaciskając dłonie w pięści. Czemu oni do cholery nie rozumieją, że gdy chcę powiedzieć nie, to to ma być nie.?! - Poturbowałaś mnie. Zaopiekowałem się twoim telefonem. Oddałem ci go w nienaruszonym stanie. - zaczął wymieniać na wpół rozbawionym, na wpół udawanym poważnym tonem, a mi automatycznie zrobiło się jakoś głupio. Rzeczywiście, musiał się trochę pofatygować... - Sama pomyśl, jedno spotkanie to chyba niewiele.? - spojrzał na mnie uważnie, a od tego brązu w jego tęczówkach aż zakręciło mi się w głowie. I znów musiałam się chować za kurtyną z włosów, żeby móc udawać prawidłowe funkcjonowanie...
- Nie, ale... Ekhm... Bo ja... Em... - dukałam, nie wiedząc jak przejść do sedna swojej wypowiedzi. Czyli do stwierdzenia: ODCZEP SIĘ FACET, JA MAM CHŁOPAKA.
Przystojnego...
Inteligentnego...
Pewnego siebie...
Opiekuńczego...
Wrażliwego...
Zabawnego...
Godnego zaufania...
Trochę nieogarniętego...
Ale pozytywnego...
I wzbudzającego we mnie setki niewyjaśnionych emocji...
Jak mogłabym to wymienić na nieznajomego blondyna.?
- Sama widzisz, nie masz żadnych argumentów na nie. - Riley jednak dopatrzył się takich opcji, bo spojrzał na mnie zachęcająco. A ja znów westchnęłam ciężko, bo akurat miałam setki argumentów przecież. Problem tkwił w tym, że zwyczajnie nie wiedziałam jak mu je przekazać...
I co ja miałam zrobić.?
Rozejrzałam się wokół, szukając co najmniej zbawiennego rozwiązania ciężkiej sytuacji. Byłam przekonana, że to i tak nic mi nie da, kiedy nagle zauważyłam...
Harry'ego.?
Normalnie mnie sparaliżowało. Nie byłam w stanie się poruszyć, z uwagą przyglądając się na osobnika, który najpierw czaił się za rogiem domu, zaraz potem zaczął iść w naszym kierunku. Nie zdążyłam nawet pomyśleć, czy aby na pewno nie mam omamów, albo czy nie zwariowałam, kiedy osobnik do złudzenia przypominający Harry'ego, wtrynił się między mnie, a blondyna, stając jakieś centymetry przede mną.
- Hej skarbie. - rzucił pobieżnie głosem, który był wyjątkowo podobny do tego, który posiadał Styles, po czym zupełnie nagle zablokowały moją twarz w swoich dłoniach. W głowie natychmiast odezwała mi się czerwona lampeczka, pobudzająca mnie do ucieczki, nie mogłam jednak przekonać do tego żadnego z moich mięśni. Poza tym... zapach, który mnie owiał również był dziwnie zbliżony do takiego, jaki prezentował mój chłopak. Zostałam więc na miejscu, targana sprzecznymi emocjami i coraz to nowymi teoriami co się dzieje, kiedy zupełnie niespodziewanie wszystko ustało. Dokładnie w momencie, kiedy niezidentyfikowanego pochodzenia usta spoczęły gwałtownie na moich.
Co.
Jest.
Do.
Cholery.
Pomimo zmieszania, poczułam się niewysłowienie przyjemnie. Serce znowu mi zakołatało, tym razem jednak jakoś tak inaczej. Coś w mostku niecierpliwie mnie ścisnęło, ale tym razem z tak pozytywnym akcentem, że mimowolnie się uśmiechnęłam pomiędzy tym jakże przyjemnym działaniem naszych ust. I tylko pogłębiłam tą reakcję, kiedy owy osobnik przesunął w nieopisanie czuły sposób kciukami po moich policzkach, jednocześnie delikatnie napierając na moje usta językiem. Znałam tą metodę... I to bardzo dokładnie.
To mi wystarczyło, żeby upewnić się, że z moją głową wszystko w porządku i to nikt inny, jak właśnie Harry, aktualnie doprowadzał mnie do dziwnego stanu uniesienia poprzez swoje pocałunki. Niby wyglądały tak samo jak poprzednie, ale wyczuwałam w nich coś wyjątkowego. Nowego. Nutę złości, jakby zazdrości i teatralności. Zupełnie jakby tym pocałunkiem nie tyle chciał przywitać mnie, co pokazać Rileyowi, że...
O MÓJ BOŻE, RILEY.!
Natychmiast oderwałam się od warg chłopaka, odsuwając się od niego delikatnie. Nie powiem, przyszło mi to trochę trudno, zważając na to, że pocałunki chłopaka były niebiańsko przyjemne, ale głupio było mi oddawać się jakiemuś wyższemu zajęciu odnośnie ust Harry'ego, zwłaszcza, jeśli osoba trzecia tak po prostu sobie to obserwowała.
Tak więc spłonęłam kolejnym rumieńcem, odwrócona ni to bokiem, ni to dołem do twarzy Harry'ego, starając się utrudnić mu dostęp do kontynuowania przedstawienia. Bo ewidentnie miał taki zamiar. Ale kiedy zauważył, że nie zamierzam współpracować, uśmiechnął się z wyższością i odwrócił przodem do Rileya, stając jednocześnie tuż obok mojego boku i jakby chcąc jeszcze zmniejszyć dystans pomiędzy nami, ułożył ramię na mojej talii, dłonią błądząc w górę i w dół po moim boku.
Normalnie...
Nie.
Nie dam się ogłupić. Harry w jakiś sposób sobie pogrywał, zupełnie jak wtedy, na huśtawkach. Chciał coś udowodnić, czy to sobie, czy blondynowi, w każdym razie próbował wciągnąć w to mnie. I nie obchodziło mnie, że ten gest wywołał we mnie setki wyjątkowo przyjemnych uczuć... że coś takiego pojawiło się między nami dopiero po raz drugi... że dłonie Harry'ego, tak miękkie i delikatne, właśnie wędrowały w rejony o których bałam się pomyśleć... że to wszystko tylko znacząco przyspieszyło mój puls i wywołało naprawdę rekordowe rumieńce... że mimo wszystko chciałam, żeby ta chwila się w jakiś sposób rozwinęła... że...
O, zamknij się.
- O. Sorry, nie zauważyłem cię. - całe uczucie podekscytowanie mi minęło, gdy zauważyłam tą wredną i co najmniej pełną wyższości minę polokowanego, rzucaną nikomu innemu jak właśnie Rileyowi. Zszokowanemu chłopakowi, który dosłownie nie mógł się otrząsnąć. A jakby tego było mało, wyglądał, jakby chciał stąd zwiać. I wcale mu się nie dziwiłam... - Jestem Harry. - rzucił nagle, dziwnie entuzjastycznie, wyciągając rękę w stronę blondyna. Który popatrzył na niego z takim zmieszaniem w oczach, że aż miałam ochotę go przytulić. Co akurat nie byłoby najmądrzejszym pomysłem, zwłaszcza, że... - Jej chłopak. - ... no właśnie. Znajdowałam się w środku jakiegoś idiotycznego przedstawienia polokowanego kretyna. Który wypowiadał słowa tak dobitnie, jakby... no nie wiem. Ale zabrzmiało groźnie, nawet pomimo jego uśmiechu.
- Riley. - blondyn mruknął ledwo zrozumiale, sięgając dłoni Harry'ego w trzech podejściach. Jakby się bał, że gdy tylko go dotknie, polokowany straci panowanie nad sobą i zwyczajnie mu przyłoży. Ale coś takiego by się nie stało, prawda.?
Prawda.?
Kontrolnie zerknęłam na Harry'ego spod grzywki. Uśmiechał się. Ewidentnie fałszywie, ale mimo wszystko. I zachowywał spokój. Nie wyglądał jak ktoś, kto zaraz miałby się wściec. W ogóle, ktoś mógł pomyśleć, że ten ciemnowłosy cherubinek z dołkami w policzkach mógłby komukolwiek kiedykolwiek zrobić krzywdę.? No właśnie...
- Naprawdę miło mi cię poznać. - Harry wyszczerzył się jeszcze bardziej, delikatnie przekrzywiając przy tym głowę. I naprawdę nie miałam pojęcia czemu to miało służyć, ale w moim przekonaniu wyglądało naprawdę nieziemsko... - Lou tak strasznie rzadko o tobie wspomina. - powiedział dziwnym tonem, chwilowo mrużąc oczy. Wyczułam sarkazm. Nawet nie przez to, że gdy wypowiadał moje imię, jego dłoń zacisnęła się mocniej na mojej talii. Ale to też odczułam. Dobitnie.
Kurczę, będę miała siniaki...
- Cóż... - Riley westchnął tylko, nerwowo pocierając dłońmi o swoje uda. - Ja już lepiej pójdę. - dodał jeszcze, przelotnie spoglądając na mnie, a zaraz potem na Harry'ego. Jakby się bał, że dłuższe spojrzenie będzie go kosztować. I nie czekając na reakcję żadnego z nas, zaczął się wycofywać.
- Dzięki za telefon. - rzuciłam za nim, czując się winna wyjaśnienia mu całej sytuacji. A skoro sama jej nie rozumiałam, to musiało mu wystarczyć...
- Nie ma sprawy. - chyba wystarczyło, bo uśmiechnął się przyjaźnie. Chociaż tylko przez sekundę, bo gdy później zerknął na Harry'ego mina nieźle mu zrzedła. - Na razie. - mruknął, niezbyt zachęcająco, po czym już naprawdę się odwrócił i skierował do podjazdu.
- Do zobaczenia. - Harry rzucił przesadnie entuzjastycznie, a na koniec jeszcze pomachał mu energicznie dłonią. Patrzyłam na to wszystko z lekkim politowaniem, podnosząc lewą brew w geście niezadowolenia.
- To nie było konieczne... - usłyszałam nagle własną myśl i to wypowiadaną przez moje własne usta. Trochę mnie to zszokowało, bowiem nic takiego nie miałam w zamiarze, poza tym nie mogłam pojąć jakim sposobem się to stało. Automatycznie się więc zarumieniłam. Ale co by to nie było, skutecznie przełamało moją barierę. I to do tego stopnia, że Harry nawet się nie zorientował, iż moja wypowiedź była jedynie kwestią przypadku...
- Jasne. - przewrócił oczami, przesuwając się ze swoją sylwetką naprzeciw mnie. I w tym wszystkim nadal nie puścił mojej talii, co chyba zdziwiło mnie najbardziej. Ale miałam na co narzekać.? - Miałem patrzeć jak jakiś... kelner bezczelnie cię podrywa.? - spojrzał na mnie uważniej, już bez tej całej otoczki sztucznej sympatyczności. A biorąc pod uwagę fakt, że stał jeszcze tak wyjątkowo blisko mnie, dopatrzyłam się w jego oczach jakichś ciemniejszych błysków zdenerwowania. Co absolutnie nie wróżyło niczego dobrego...
- Co ty wygadujesz... - westchnęłam cierpliwie, czując jak mi z tego wszystkiego zwyczajnie ręce opadają. Aż się przygarbiłam. - On nie... - zaczęłam, ale cała moja wypowiedź nie chciała przejść mi przez gardło. - On tylko przyniósł mi telefon. - dodałam, jakby na dowód własnych słów, podnosząc do góry dłoń, w której nadal trzymałam podarowany mi przez Rileya telefon.
- Jakie to szlachetne z jego strony... - Harry prychnął tylko, przybierając coraz to bardziej zirytowaną minę. I w co on teraz pogrywał.?
- Chciał być tylko miły. - wyjaśniłam cichutko, marszcząc brwi w geście zamyślenia. Miałam bowiem teorię, ale tak bezsensowną, że... Bo to przecież niemożliwe, żeby to wszystko, ta cała szopka... Przez... zazdrość.?
Nie, to jakieś zupełnie pozbawione sensu...
Chociaż gdyby spojrzeć na tą minę pełną gniewu, na te brwi ściągnięte w nieprzyjemnym geście, na te usta wyrzucające trudno zrozumiałe słowa...
- Miło to trzeba było wytłumaczyć temu blondasowi, że już masz chłopaka i nie jesteś zainteresowana randkami z...
- Harry...? - wpadłam mu w słowo, nagle nie mogąc powstrzymać dziwacznego uśmiechu,
- Hm.? - spojrzał na mnie z góry, ewidentnie czekając na moje pytanie. Jakbym w ogóle mu nie przerywała... Ale postanowiłam tylko z tego czerpać i na zachętę, wzięłam głęboki oddech.
- Czy ty... Em... Ty jesteś zazdrosny.? - wybełkotałam w miarę zrozumiale, nie chcąc dać się porwać oznakom nieśmiałości. Poza tym na dobrą sprawę i tak ich nie czułam. Byłam jedynie dziwnie podekscytowana, czekając na odpowiedź chłopaka niczym na zbawienie.
- A jak ci się niby wydaje? - Harry spojrzał tylko na mnie oburzony, wyrzucając lewą rękę przed siebie. - Przychodzę, żeby cię wyciągnąć na kolejną niezapomnianą randkę i co widzę.? Jakiś kelnerzyna i ty... Szlag człowieka może trafić. - prychnął, przybierając tak obrażoną minę, że naprawdę poczułam się nie na miejscu. Wiedziałam jednak, że mimo wszystko trochę wyolbrzymia sytuację i na dobrą sprawę może nawet i żartuje... Więc jakimś cudem znalazłam wewnątrz siebie trochę niewytłumaczalnej siły, żeby wspiąć się na palce, dłonie ułożyć wygodnie na barkach Harry'ego i starając się nie stracić równowagi, delikatnie musnąć jego wargi własnymi.
Zareagował natychmiast. Pomimo zamkniętych oczu wyczułam, że się delikatnie uśmiecha, oddając te jakże niewinne pocałunki, a w pewnym momencie nawet przejmując inicjatywę. Co było szalenie przyjemne, zwłaszcza, kiedy wykorzystał w końcu fakt, że nadal trzyma swoją dłoń na mojej talii i jednym, zgrabnym ruchem przyciągnął mnie do siebie, tym samym zmieniając charakter pocałunku na bardziej zachłanny. No bo jak inaczej mogłam interpretować fakt, że rozgrzewając moje wargi do obłednęgo stanu, przesunął językiem po moim podniebieniu, tym samym inicjując jakąś dziwną walkę ze mną.? Natychmiast zaczęłam oddawać pocałunki, zapominając kompletnie o czymś tak banalnym jak grunt pod nogami, czy oddychanie. I byłam naprawdę gotowa na oddanie się temu do końca życia, kiedy Harry jednym gestem zniweczył całe moje plany. Zwyczajnie odsunął się ode mnie z głośnym cmoknięciem, jednocześnie układając swoje dłonie na moich plecach w ten sposób, że gdybym nawet bardzo chciała, nie mogłabym się wywalić.
Jak on mnie znał...
- Okej, skoro tak stawiasz sprawę, możesz sobie codziennie flirtować z innym kelnerem. - rzucił, z dosłownie rozanielonym uśmiechem, opierając jednocześnie swoje czoło na moim. Ale nawet to mu nie pomogło. Jeśli myślał, że mnie tym ogłupi i jego idiotyczne uwagi pozostaną bez komentarza, to się grubo mylił. Bo znalazłam w sobie siłę. I to całkiem dużo. Żeby spojrzeć na niego, z dołu, bo z dołu, ale wyraźnie. Z niezadowoleniem. - No co.? - natychmiast to wyłapał, cofając zarówno głowę, jak i całą sylwetkę. Co niekoniecznie mi się spodobało, biorąc pod uwagę fakt, że bez niego, przytulonego do mnie, owionęło mnie dziwne, niepokojące zimno. - Rzadko całujesz mnie z własnej inicjatywy. Ale jak coś takiego ci pomaga... - poruszał brwiami w zabawny sposób. Co w połączeniu dało efekt mojego rozbawienia. I mimowolnie parsknęłam śmiechem. - No dobra, chodź już. - Harry przyjął moją reakcję nad wyraz entuzjastycznie, bowiem uśmiechnął się szeroko i niespodziewanie złapał mnie za dłoń. Zmarszczyłam brwi, bowiem kompletnie nie wiedziałam o czym on mówił, ale kiedy splótł nasze palce i ruszył kilka maleńkich kroków przed siebie, zorientowałam się, że chodzi mu o tą kolejną randkę. I automatycznie poczułam obezwładniające przerażenie... - Jest fajne miejsce, jest propozycja z mojej strony, brakuje tylko twojej obecności. - dodał, jakby na zachętę, chociaż akurat mnie w ogóle to nie przekonało.
- Em... - zaczęłam, starając się nie dać mu nigdzie się zaciągnąć siłą. Bo skoro teraz, nagle chciał mnie gdzieś wyciągnąć, ja musiałabym być gotowa na randkę. A nie byłam, przynajmniej według tego, co mówiła mi Quinn. Nie byłam odpowiednio ubrana, nie miałam na sobie niczego oszałamiającego, nawet się nie umalowałam. Znowu wychodziłam na niezadbanego głupka, który nawet nie stara się o to, żeby spodobać się tej drugiej osobie... - Bo ja... ja nie jestem jeszcze gotowa.
- Słucham.? - Harry zatrzymał się, ewidentnie zdziwiony moim postanowieniem i odwrócił się, by na mnie spojrzeć. Natychmiast cała odwaga ze mnie wyparowała. Byłam gotowa jedynie się zarumienić i opuścić głowę. No ale skoro już zaczęłam i skoro Harry gapił się w czubek mojej głowy, oczekując wyjaśnień...
- No bo... Ekhm... W ogóle się nie przyszykowałam... - wyjąkałam, jakimś cudem, wraz z ostatnimi słowami zerkając delikatnie w górę, by wybadać, czy chłopak na pewno mnie zrozumiał. I chyba... chyba się udało.
- Daj spokój. - uśmiechnął się tylko, ściskając moją dłoń w jakimś przyjaznym geście. - Wyglądasz jak zawsze. - rzucił z miłym oddźwiękiem, chociaż nie odebrałam tego w ten sposób. Bo skoro było jak zawsze, a zawsze raczej nie prezentowałam się jak gwiazda na wybiegu, znowu musiałam wyglądać tragicznie... NATYCHMIAST MUSIAŁAM SIĘ PRZEBRAĆ.! - Jak zawsze wspaniale. - dodał po chwili, widząc mój niekonieczny wyraz twarzy. I nie miałam absolutnego powodu, żeby mu nie wierzyć. - Nie rób takiej miny. Podobasz mi się w takim wydaniu. Bardzo. - zapewnił, dobitnym kiwnięciem głowy. - No i plusem jest to, że nie muszę czekać godzinami, aż się zrobisz. - wyszczerzył się, a ja dokładnie w tym momencie wyczułam cel jego komplementowania. Spryciarz... - I nie, dzisiaj tego nie zmienisz. - zaznaczył, zanim zdołałam chociażby otworzyć usta.
- Ale... - spróbowałam jeszcze raz, jednak i tym razem moje próby wykrzesania z siebie normalnego, rozmawiającego człowieka spełzły na niczym...
- Nie ma ale. - Harry natychmiast wszedł mi w słowo. - Jeśli nie masz na sobie niczego z żabami, wszystko jest okej. - mrugnął do mnie w geście żartu, chociaż wcale tak tego nie odebrałam. Bardziej jako wyrzut. I automatycznie się zarumieniłam, nie mając odwagi dłużej wytrzymywać jego spojrzenia. - Nie gadaj, po prostu chodź. - dodał, sprytnie wykorzystując moment i pociągając mnie stanowczo za sobą. Tym razem poszłam, nie czując się na siłach w ogóle protestować. No bo jak, skoro nadal trzymał mnie za rękę.?
Cholera.
ON.
NADAL.
PRZEPLATYWAŁ.
SWOJE.
PALCE.
Z.
MOIMI.
Aż sama się dziwiłam, że jeszcze daję radę przebierać nogami...
- Dokąd.? - spytałam nad wyraz piskliwym głosem, starając się nie powracać spojrzeniem do tego jak fajnie nasze dłonie wyglądają razem. Bo to było dziwne.
- Najpierw na próbę. - spojrzał na mnie z boku, przez co natychmiast ulokowałam wzrok w jego twarzy. - Niestety, chłopaki by chyba wściekudupy dostali, gdybym się nie pojawił i tym razem. Rano trochę o tym zapomniałem i nie bardzo wiedziałem jak cię o tym poinformować... Więc po prostu pójdziesz ze mną. - zakończył z delikatnym uśmiechem, w dodatku takim tonem, jakby już podjął decyzję. Ale przecież ja się na nic nie zgodziłam.!
- Próba.? Muzyczna.? Z zespołem.? Twoimi znajomymi.? - rzucałam debilnymi pytaniami, człapiąc za Harrym coraz bardziej niechętnie. Bo nie ma co ukrywać, to mi się coraz mniej podobało...
- No tak... - Harry z niepewną miną kiwną głową. - Dokładnie tak.
Jezus Maria.
Ja, wśród jego bliskich znajomych.? Na których powinnam wywrzeć dobre wrażenie.?
Ja, wśród niebezpiecznego, łatwo psującego się sprzętu.?
Ja, obok niego, który wyjątkowo mnie odmóżdża.?
Czy on do choinki nie widział, że to się może skończyć katastrofą i ofiarami.?!
- Ja nie wiem czy... Ekhm... - próbowałam mu wyjaśnić, że to nie jest najlepszym pomysłem. Przecież już do tego momentu wymyśliłam ledwo trzysta scenariuszy jak rozwalam im tą próbę, psuję sprzęt, jego znajomi się na mnie wściekają, a Harry ostatecznie ze mną zrywa. - Nie chcę, żeby...
- Żeby co.? - chłopak znowu wparadował ze swoją odzywką w moje niedokończone zdanie, uśmiechając się przy tym wyniośle. - Przestań, oni nie gryzą. - zmarszczył brwi. - Przeważnie. - pogłębił zamyśloną minę o grymas ust. - No, przynajmniej ledwo poznanych osób. - rozświetlił nagle twarz promiennym uśmiechem i zakończył mało komiczny wywód wzruszeniem ramion.
Czy on chociaż raz może zachować powagę.?
- Ale ja... będę tylko przeszkadzać... - próbowałam jeszcze jakoś wpłynąć na jego zdrowy rozsądek, ale nie było się co oszukiwać. Czego jak czego, ale tego to mu chyba wyjątkowo brakowało... Widząc więc jego wzburzoną minę, westchnęłam ciężko, dając już tak jakby za wygraną.
- Co ty znowu za głupoty gadasz. - Harry znowu zmarszczył brwi, tym razem w bardziej nieprzyjemny sposób. - Podejrzewam, że dziewczyna Nate'a też tam będzie, więc nie ma mowy o żadnym przeszkadzaniu. Poza tym miło będzie zobaczyć jak reagujesz na naszą muzykę.
- Byłam już na jednym waszym koncercie... - wykorzystałam jeszcze jedną szansę, chociaż w głębi duszy wiedziałam, że lepiej jest o tym nie wspominać. I to nie przez rumieńce zażenowania, które wykwitły mi na twarzy wraz ze wspomnieniem feralnego popołudnia, kiedy to Harry...
Nie, nadal mi to nie chce przejść przez myśl.
- Nie musisz mi przypominać, pamiętam to dokładnie. - zarumieniłam się jeszcze bardziej, kiedy i Harry określił się we wspomnieniach z tamtego dnia. - Ale to nie to samo. I nie wykręcaj się, bo sobie pomyślę, że chcesz mnie spławić i pogonić za blondasem, żeby pójść z nim na tą randkę. - wyskoczył nagle z tym wyznaniem, powodując w mojej głowie poważne zawroty. No to teraz dopiero miałam przerąbane...
- Dużo słyszałeś.? - spojrzałam na niego spanikowanym wzrokiem, próbując jednocześnie wyczytać, czy chce mnie właśnie zabić, zerwać, czy zrobić cokolwiek innego, przez co nigdy nie miałabym już odetchnąć. Na szczęście niczego takiego w jego uśmiechniętej minie się nie dopatrzyłam. Aż odetchnęłam z ulgą.
- Wystarczająco, żeby lepiej więcej mi nie stawał na drodze. - zaznaczył, ni to ostro, ni to z rozbawieniem. W każdym razie poczułam ulgę, bo mimo wszystko największe zagrożenie pożegnałam. - Już przekonana.? - ni z tego, ni z owego spojrzał na mnie pytająco, w czym wyczułam swoją ostateczną szansę.
- Muszę tylko powiedzieć Aly gdzie idę... - zatrzymałam się mimowolnie, dostrzegając, że akurat doszliśmy już do wejścia na podjazd domu mojego taty. Harry w odpowiedzi tylko westchnął cierpiętniczo, ale wiedziałam, że to tylko kolejna próba. I nie mogłam się złamać. - Dosłownie sekunda... - rzuciłam z uśmiechem, wyrywając dłoń z jego uścisku i wycofując się tyłem do domu. A gdy znalazłam się za bramką, ruszyłam biegiem, zastanawiając się w ile dokładnie jestem gotowa przebrać się w coś sensownego i zrobić wyjątkowy makijaż. Pięć chyba minut wystarczy, prawda.?
Cholera, ciekawe czy gdzieś tam mam błyszczyk...
***
Coś mi nie leży w tym rozdziale... I to bardzo. Mam wrażenie, że zamiast oddawać się przyjemności tworzenia, prowadziłam jakiś wyścig z czasem i to wszystko jakieś nie do końca oględne jest... Ale cóż. Jest późna godzina, ja skończyłam rozdział, jest nawet całkiem obszerny i zawiera to, co miał zawierać. Czego chcieć więcej.? No właśnie. Mogę mieć tylko nadzieję, że Was to nie zrazi... A w razie gdyby komuś się naprawdę nie podobało, czekam na uwagi. Postaram się poprawić :).
A teraz coś przyjemniejszego... Jadę sobie busem, wyglądam w pewnym momencie przez okno, a tam co.?
I niech mnie ktoś rąbnie, jeśli to nie oznacza, że świat mi daje znaki :).