Patrzyłem oniemiały jak usta Lou poruszają się z zawrotną szybkością,
kiedy to starała się odpowiedzieć na moje idiotyczne, ale jednak zżerające mnie
od środka pytanie, ale mimo to absolutnie nic do mnie nie docierało. Wolałem
skupić się na jeszcze żywych w mojej pamięci fantazjach, kiedy to jej usta były
zajęte zupełnie czymś innym, niż mówieniem. Czymś o wiele przyjemniejszym. Co
rozbudzało moją wyobraźnię w dosyć dziwnym kierunku. Zdecydowanie złym, jeśli
chodzi o ten etap znajomości.
"Robisz się niewyżyty, Styles." - nieokreślony głos natychmiast
wytknął mi to, co próbowałem ukryć sam przed sobą. I zaczynało mnie już to
denerwować.
"A co powiesz na to, że najpierw zasypujesz dziewczynę pretensjami,
a gdy przychodzi co do czego olewasz jej tłumaczenia.?” - zwłaszcza, kiedy
rzucał takimi oskarżeniami.
- Nic nie powiesz.? - Lou dosłownie zastrzeliła mnie tym podobnie
skonstruowanym pytaniem, wbijając we mnie jedno z tych swoich nieśmiałych
spojrzeń. Miałem dwa wyjścia. Przyznać się, że jej usta mnie działają na mnie
ogłupiająco, albo udawać kretyna. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że to drugie
lepiej mi wychodzi...
- Muszę ci chyba w końcu coś powiedzieć. - stwierdziłem poważnie, patrząc
na dziewczynę tak uważnie, żeby wyszło to jak najbardziej naturalnie. Bo poza
tym jeszcze nie wiedziałem czym miałbym się wykpić. - Czy ty wiesz, że jak
bardzo się denerwujesz, to zaczynasz mówić po polsku.? - palnąłem pierwsze, co
tylko przyszło mi do głowy.
"Kłamca." - wyrzuty sumienia natychmiast się odezwały. Ale było
już za późno. Słowo się rzekło, a ja przynajmniej nie wychodziłem na napalonego
durnia.
- Słucham.? - Lou zamrugała powiekami, kompletnie zaskoczona moją
wypowiedzią.
"Nie tylko ona." - głos z mojej głowy znowu przybrał ten wredny
ton. Który postanowiłem zignorować, skupiając się na tym, żeby rozegrać
wszystko najnaturalniej jak tylko się dało.
- Pamiętasz nasze... drugie pożegnanie.? - improwizowałem, nawet nie
zastanawiając się nad sensem własnych słów. Byle tylko doprowadzić sprawę do
końca. - Nic nie zrozumiałem z tego, co pod koniec mruczałaś pod nosem. -
ciągnąłem, chociaż doskonale pamiętałem, jak powiedziała mi, że przy mnie traci
głowę. Trudno coś takiego zapomnieć... - Ale nie chciałem ci przerywać. Rzadko
kiedy mogę cię zobaczyć rozgadaną. - wyszczerzyłem się, ucieszony, że na
finiszu zabłysnąłem chociaż cieniem prawdy.
- Eeeem. Przepraszam. - zarumieniła się w jednej chwili. - Nie miałam
pojęcia...
- Stój. - przerwałem jej dalsze wypowiedzi, nim zdążyła wypowiedzieć
oczywiste słowo. - Skoro już stwierdziliśmy, że jesteśmy razem... - na te słowa
dziewczyna gwałtownie się zarumieniła, przez co nie mogłem powstrzymać
uśmiechu, ale niezrażony kontynuowałem dalej. - ...musimy sobie chyba jeszcze
coś ustalić. Przestań mnie w końcu przepraszać na każdym kroku, dobra.? -
spojrzałem na nią uważnie, ale jedyną reakcją jakiej się doczekałem to głębszy
rumieniec i spojrzenie wbite w ziemię. - To jest już trochę męczące. Każdy ma
prawo do swojego zdania, swoich zachowań, więc... wiesz. I poza tym powinnaś
więcej mówić. Nie może być tak, że ja ciągle nadaje, a ty sobie tylko słuchasz.
Nie dość, że moje gardło cierpi, to i tak nadal niewiele o tobie wiem. -
wyraziłem głośno swoje niezadowolenie, które dotąd starałem się trzymać
wewnątrz, by niczym dziewczyny nie urazić. Ale przecież na wszystko przychodzi
kiedyś pora, prawda.?
"Jej to powiedz." - sumienie natychmiast wzbudziło we mnie
poczucie winy, gdy dopatrzyłem się tej niepewnej i zupełnie przerażonej miny u
Louise.
- Po prostu pytaj... - odetchnąłem z ulgą, kiedy jej, teraz niebieskawe
(chyba, trudno było o odpowiedni dobór kolorów jedynie w świetle lampy
ulicznej) oczy podniosły się do góry, wpatrując się w moją twarz z niepewną
uwagą.
- Okej. - wyszczerzyłem się szeroko, czując nieuzasadnioną radość z jej
wypowiedzi. - Sama chciałaś.
...
Wybitnie cudownie było tak po prostu gadać sobie z Harrym, śmiać się,
odpowiadać na jego pytania i nie czuć przy tym obezwładniającej krępacji. Okej,
nie czułam się jeszcze jakoś genialnie swobodnie, gdyż rumieńce nieodłącznie
paliły moje policzki, a serce mimo wszystko drżało o każde słowo przechodzące
przez moje gardło, ale bądź co bądź i tak było lepiej niż kiedykolwiek.
Nawet fakt, że Harry cały czas trzymał moje dłonie w swoim uścisku nie
rozproszył mnie na tyle, żebym zacięła się i nie mogła wypowiedzieć słowa.
Owszem, w gardle miałam jakąś tam gulę obawy, że mogę palnąć coś bez sensu, ale
wystarczyło przełknąć ślinę, by to zniknęło. A wtedy mogłam mówić dosyć
swobodnie, nie martwić się o reakcję otoczenia, ani o to, że zostanę wyśmiana.
Stać mnie było nawet na coś przypominające żarty.! Bo przecież co innego było
rozmawiać z obcym człowiekiem, a co innego z własnym... chłopakiem.?
Boże, to było niedorzeczne.
Ale prawdziwe.
I straszliwie przyjemne.
Mogłabym się nawet przyzwyczaić...
- Akcja na randkę.? - kolejne idiotyczno-niedorzeczne pytanie ze strony
Harry'ego skutecznie odwróciło moją uwagę od rozmyślań nad statusem naszej
relacji.
- Brak ci już pomysłów.? - zaśmiałam się cicho, o co sama bym się wcale
nie podejrzewała. Ale konsternacja pytaniem nie nastąpiła, zwłaszcza, kiedy
Harry odpowiedział najlepszą reakcją, jakiej mogłam się spodziewać...
- Zapytała ta, która wybrała kino. - mruknął i przybrał udawaną urażoną
minę, która miała przykryć jego rozbawienie. Po czym spojrzał na mnie z
nieukrywanym wyzwaniem w tych szmaragdowych błyskach jego oczu.
- Ekhm. - odchrząknęłam, starając się wyrzucić z pamięci feralną randkę.
- Byłam pod presją. - czując niepewność, ogarniającą moją osobę, szybko
wydobyłam dłoń z uścisku Harry'ego i jakby miało mi to pomóc, założyłam kilka
kosmyków włosów za ucho.
- Nieważne. - wzruszył beztrosko ramionami, ponownie złapał moją dłoń i
powoli przesuwał kciukiem po jej wierzchu. A już prawie zapomniałam, że ją
trzyma... - Ja się jednak wolę ubezpieczyć na przyszłość. - nie mogłam
powstrzymać się, by nie zacząć śledzić spojrzeniem chaotycznych ruchów jego
kciuka, powoli przesuwającego się po wierzchu mojej dłoni w tak przyjemny
sposób. Widok ten wywołał jakiś dziwny, ale przyjemny uścisk w moim brzuchu i
to tak intensywny, że mimowolnie zagryzłam wargę.
- Eeeem... - oderwałam wzrok od naszych splecionych dłoni, zmuszając się
do zerknięcia w górę, na jego twarz. - Kojarzysz "Dziewięć
miesięcy".? - spytałam niepewnie, obserwując jego zastygłą w uśmiechu
twarz zza grzywki.
- Mówisz o tej scenie z...? - urwał, patrząc na mnie ze zmarszczonymi
brwiami.
- Dokładnie. - pokiwałam niepewnie głową, nagle obezwładniona obawą, że
strzeliłam coś nie tak. Niestety, cofnąć już tego w żaden sposób nie mogłam.
Jedyne, co teraz byłam w stanie zrobić, to obiecać sobie, że zanim coś powiem
porządnie to przemyślę.
- Ostro. - Harry jednak uśmiechnął się pogodnie, rozwiewając tym samym
wszelkie moje niepewności. I pozwalając na kontynuację tematu bez większej krępacji.
- Albo to z "Uwierz w ducha". - przyznałam, odtwarzając w
pamięci romantyczną scenę lepienia garnków. Kiedy jednak dotarł do mnie podkład
muzyczny, natychmiast poczułam palące rumieńce zażenowania. Piosenka ta od
ostatniego snu zdecydowanie nie kojarzyła mi się miło.
Chociaż nie ma co ukrywać, podczas snu na nieprzyjemności narzekać nie
mogłam...
LOUISE.!
- Zdecydowanie oglądasz za dużo filmów. - stwierdził brunet rozbawionym
tonem, uśmiechając się do mnie szeroko. Zapatrzona w intensywność zieleni jego
tęczówek, nawet nie zauważyłam tych uroczych dołków w policzkach, będących
konsekwencją uśmiechu. - Ale przynajmniej wiem, że lubisz romanse. Więc
spokojnie mogę ci się przyznać, że uwielbiam Pamiętnik.
- Na podstawie Sparksa.? - zapytałam idiotycznie. Przecież i tak nie
znałam żadnego innego filmu pod tym tytułem...
- Dokładnie ten. - przytaknął. - I Titanic. - dorzucił kolejnym tytułem,
którym zdecydowanie bym nie pogardziła. - Zawsze do nich wracam. Ty masz jakiś
taki film.?
- Mam. - kiwnęłam głową.
- Więc...? - ponaglił mnie odpowiednim ruchem ręki.
- Leon zawodowiec. - rzuciłam pierwszym tytułem, który przyszedł mi do
głowy. I który zresztą ostatnio oglądałam z nieukrywaną przyjemnością, więc
bądź co bądź nie miałam sobie nic do zarzucenia, że znów mijam się z prawdą. -
Jest genialny. - przyznałam. - Albo Desperado, ale pierwsza część. Zawsze
oglądam, gdy tylko mam okazję.
- Dobra, zapomnij o tym co mówiłem. - Harry dziwnym trafem natychmiast
spoważniał, patrząc na mnie uważnie. - Moim ulubionym filmem jest Podziemny
krąg. - stwierdził takim tonem, że po prostu nie mogłam się nie roześmiać. Bo
to w zasadzie było bardzo zabawne, co ostatecznie nawet Harry stwierdził, już
po chwili śmiejąc się razem ze mną, co echem rozniosło się po ogarniętej wieczorem
okolicy.
Pomimo głębokiego rozbawienia, chrząknęłam znacząco, uspokajając się w
jednym momencie. Zerknęłam na twarz Harry'ego, oświetloną jedynie nikłym,
pomarańczowym blaskiem oddalonej znacznie lampy ulicznej, czując, że jej
uśmiechnięty wyraz napawa mnie jakimś dziwnie przyjemnym uczuciem. Okej,
wszystko fajnie... Tylko skąd to wszystko.?
- Mogę teraz ja cię o coś zapytać.? - rzuciłam nieśmiało, nim zdążyłam
przemyśleć skutek własnych działań.
- Po prostu pytaj. - Harry powtórzył moją wypowiedź, patrząc na mnie
uważnie, z czymś kompletnie nieokreślonym w szmaragdzie spojrzenia.
- Czemu w ogóle chciałeś się ze mną umówić.?
...
- I ty się czepiasz, że ja zadaje trudne pytania... - westchnąłem, czując
się zupełnie tak, jakby mi ktoś walnął młotkiem w głowę. Kompletna pustka. Bo
co ja niby miałem teraz odpowiedzieć.? Samemu trudno było mi to przed sobą
wytłumaczyć, a co dopiero jej.
- Bo ja...
- Nawet nie myśl, żeby mnie przepraszać. - wszedłem jej w słowo, widząc
jak dziewczyna przybiera skruszoną minę, gotowa przeprosić i cofnąć pytanie. -
Skoro zapytałaś, ja ci to wytłumaczę. Jeszcze nie wiem jak, ale... - urwałem,
wzdychając głęboko. - Wiesz, że mnie nieźle przestraszyłaś przy pierwszym
spotkaniu.?
- Ja.? W jaki sposób.? - spytała cicho, marszcząc brwi w jakiś dziwny
sposób. A ja tylko potarłem twarz, starając się jak najwierniej przypomnieć
nasze pierwsze spotkanie. Bo za cholerę nie pamiętałem powodu. W zasadzie
powinna się cieszyć, że skutek błąkał się w moich myślach.
"Styles, skup się." - głos sumienia natychmiast przywołał mnie
do porządku. No to się skupiłem.
"Nudno, leniwie, monotonnie, nużąco, upierdliwie i bardzo męcząco.
Tak dokładnie trwała dzisiaj cała moja zmiana. Wkurzało mnie to, że musiałem
zrywać się o piątej, żeby tu zdążyć, a i tak do pierwszego klienta czekałem ze
dwie godziny. Kilka razy próbowałem wytłumaczyć panu Evansowi, że przed siódmą
absolutnie nikt nie będzie przychodził. Ale to jak walić grochem o ścianę. Nic
nie dociera.
Ale jakby mało mi było zmęczenia, pogoda postanowiła sobie olać angielski
styl i pomimo wczesnej godziny już było upalnie. Nic więc dziwnego, że wolałem
siedzieć w kantorku, gdzie panował przyjemny chłodek, niż prażyć się w głównej
sali. I tak, żeby się nie ugotować musiałem ściągnąć koszulkę. Gdyby pan Evans
mnie tam znalazł, mógłbym pożegnać się z pracą. A była mi potrzebna. Dlatego
nasłuchiwałem każdego szmeru, który stamtąd dochodził. W końcu usłyszałem cichy
dźwięk otwieranych drzwi. Modląc się, żeby to nie był pan Evans, narzuciłem
koszulkę na grzbiet.
- Halo.? Dzień dobry.! - ku wielkiej uldze usłyszałem dziewczyński głos.
Niski, zdecydowanie nie piskliwy, ale jednak dziewczyński. Zwolniłem trochę
tempa, żeby nie wyjść jak jakiś oszołom.
- Tak, słucham. - rzuciłem, zanim jeszcze wyszedłem do sali. A gdy już
się tam znalazłem zobaczyłem wysoką, rudowłosą dziewczynę, mniej-więcej w moim
wieku, która wpatrywała się we mnie perfidnie swoimi dużymi, zielonymi oczami.
Trochę mnie to zmartwiło, bo trwało to dosyć dłuższą chwilę. A ona tak po
prostu stała i patrzyła. I nic więcej. Może dostała udaru.? Cholera, ja nigdy
nie byłem dobry w sytuacjach stresowych. Zwłaszcza, jeśli ktoś miał przy mnie
wykitować.
- Coś ci się stało.? - spojrzałem na nią uważnie.
- Ekhm, co.? - zatrzepotała
rzęsami, rozglądając się wokoło, jakby dopiero się obudziła. Ale przynajmniej
reagowała.!
- Jezu, przestraszyłaś mnie. Myślałem, że dostałaś jakiegoś porażenia,
czy coś. - odetchnąłem z ulgą.
Ruda mruknęła coś pod nosem, czego nie usłyszałem ze względu na dzielącą
nas odległość. Wbiła wzrok w ziemię i rumieniąc się podeszła do lady. Oparła
się o nią, jakby zaraz miała się wywalić i uparcie wpatrywała się w podłogę.
Dobra, wyskoczyło mi rano kilka pryszczy, ale to nie powód, żeby tak od razu
perfidnie omijać mnie wzrokiem.
- Chciałam odebrać zamówienie. - wybąkała tak cicho że ledwo ją
słyszałem.
Chwila. Rumieni się, jest speszona, unika mojego wzroku. Może i nie byłem
mistrzem podrywu, ale takie proste znaki umiałem odczytywać. I nie powiem,
zrobiło mi się dziwnie przyjemnie z myślą, że mogę kogoś onieśmielić. Chociaż
nie aż do takiego stopnia...
- Jakie.? - mimo wszystko starałem się nie roześmiać. Nie chciałem jej
jeszcze bardziej peszyć. I tak ledwo już mówiła. A z tego co ledwo zrozumiałem,
miałem jej przynieść czekoladowy tort.
Trochę dziwnie było mi zostawiać dziewczynę samą w sali. Nie byłem
pewien, czy pod moją nieobecność nie postanowi sobie zemdleć, ale nie miałem
wyboru. Mając jednak na uwadze jej podejrzany styl i wieczne rumieńce, starałem
się wyrobić z wszystkim jak najszybciej. I w samą porę, ponieważ gdy już
wróciłem do sali, dziewczyna opierała się o ladę i jakoś tak dziwnie oddychała.
- Na pewno dobrze się czujesz.? - spytałem, czym chyba ją zaskoczyłem. Od
mojego głosu aż podskoczyła, ale przynajmniej postanowiła się podnieść.
- Na pewno. - zapewniła z uśmiechem, ale jakoś nie byłem przekonany co do
prawdziwości jej słów. Przyglądałem jej się uważnie, starając wyłapać jakieś
dziwne reakcje. Na szczęście żadnej się nie dopatrzyłem. - Ile za to.?
- Już uregulowane. - rzuciłem automatycznie, nie spuszczając z niej oka.
Ważne, żeby teraz nie zemdlała.
- Dziękuję. - szepnęła i praktycznie rzuciła się na drzwi. Przez moment
patrzyłem rozbawiony jak się z nimi szarpie, całą swoją wolą starając się nie
roześmiać. Nie wiedziałem czy reagować, czy już zostawić ją w spokoju...
Naprawdę wolałem jej już nie peszyć, ale przecież nie mogłem pozwolić, żeby tak
po prostu toczyła walkę na śmierć i życie z drzwiami. Odchrząknąłem, żeby jakoś
zwrócić na siebie jej uwagę, ale kiedy to nie zadziałało po prostu zacząłem
mówić.
- Trzeba popchnąć. - ledwo się odezwałem, a ruda już wybiegła z piekarni
jak najszybciej się dało, w sekundę znikając mi z oczu.
Okej, może i to nie było w porządku, ale nie miałem siły powstrzymywać
dłużej śmiechu.
No bo czy to nie było dziwne.?
No pewnie, że było."
- Myślałem, że zaraz padniesz trupem. - stwierdziłem, zgodnie z prawdą
zresztą. I czekałem na rumieńce Lou w związku z moimi słowami, a tu...
- Było blisko. - uśmiech. Delikatny, nieśmiały, ale zawsze. Poczułem się
jakby ktoś żywcem wziął mnie do nieba.
- Dobrze, że udało ci się wyjść z tego cało. - odwzajemniłem gest, może
trochę z przesadą, ale nie mogłem się opanować. - Nawet sobie nie wyobrażasz
jak utkwiłaś mi w głowie. Przedziwne zachowanie, jeszcze dziwniejsze reakcje...
A poza tym urocze rumieńce, fajne oczy i ten głos...
- A co z moim głosem jest nie tak.? - zdziwiła się, a jej głos jakby na
złość przybrał jakiś piskliwy ton.
- Wszystko tak. Właśnie wszystko jest jak najlepiej. - uspokoiłem ją
szybko, podskórnie czując, że zapewnianie jej jak to jej głos na mnie działa
nie było teraz najlepszym pomysłem. - Chciałem cię poznać, po prostu. -
wzruszyłem ramionami. - Zobaczyć co ci się kryje tam w głowie. Poznać twoje
reakcje na różne sprawy. Ale ja jestem upartym człowiekiem i nawet twoje
wieczne ucieczki mnie nie odstraszyły. Stąd pierwsza randka. - wyjaśniłem,
obserwując jak moje słowa wprawiają dziewczynę w zażenowanie. - Po tym
spotkaniu byłem trochę przerażony twoim dziwnym zachowaniem, ale strasznie
chciałem cię pocałować, stąd druga randka. - kontynuowałem, patrząc na pełną
poruszenia minę dziewczyny. - Nie patrz się tak, sama chciałaś wiedzieć.
- Ale nie o takich szczegółach. - westchnęła, wbijając zszokowane
spojrzenie gdzieś w moje kolana.
- Nie chcesz wiedzieć jak...
- Nie. - weszła mi w słowo, rumieniąc się po czubek głowy. - Pytałam ogólnie.
- Ogólnie. Niech będzie... - westchnąłem. - Ogólnie to było tak, że jak
do miejsca gdzie ciężko pracuję, nagle wparowała dziewczyna ledwo ogarniająca
rzeczywistość, chciałem się przekonać co jej siedzi w głowie. Tak normalnie,
przez zwykłą, ludzką ciekawość. Lubię wyzwania, a dotarcie do ciebie to... -
urwałem, sam nie wiedząc jakiego słowa powinienem użyć. - Sama spójrz, pięć
randek, a ja jeszcze tak niewiele o tobie wiem. - zgrabnie ominąłem temat, nie
zwracając większej uwagi na swój brak wiedzy. - Wszystko muszę z ciebie
wyciągać, konkretnymi pytaniami.
- Dobra, powiem ci coś sama z siebie. - rzuciła solidnie niespodziewanie.
Zaskoczyło mnie to tak, że zawiesiłem się na chwilę. Na szczęście nie na tyle
długą, żeby Lou zorientowała się, że coś jest nie tak.
- Zastrzel mnie. - wyszczerzyłem się, patrząc jak to tylko potęguje jej
rumieńce.
"Torturuj ją dalej." - głos sumienia odezwał się gdzieś z tyłu
mojej głowy, ale tym razem bez większych wyrzutów. Zdecydowanie takie
'torturowanie' tej dziewczyny mi się podobało.
- Eeeem... - przygryzła niepewnie wargę, co wywołało u mnie parsknięcie
śmiechem. To było takie w jej stylu... - Bo ja wcale nie lubię kotów.
- Serio.? - zaśmiałem się, widząc z jaką powagą wypowiedziała to zdanie.
Ale nim otrzymałem odpowiedź, mój telefon odezwał się piskliwie z mojej
kieszeni. Trochę mnie wkurzyło, że ktoś w ogóle śmiał przerywać moment, kiedy
prawie zacząłem dogadywać się z Lou, a widząc dodatkowo numer siostry na
wyświetlaczu, cała sympatia ze mnie uszła.
- Czego.? - warknąłem nieprzyjemnie do słuchawki, opuszczając głowę, żeby
Louise nie mogła dostrzec mojej wkurzonej miny.
"Tak, pokaż jej prawdziwą twarz." - głos w mojej głowie tym
razem tylko mnie wkurzył. Ale postanowiłem być spokojny. Tak długo jak to tylko
możliwe.
- Mama mi kazała zadzwonić, żeby nie było, że ona cię kontroluje. -
siostra wyjaśniła spokojnie, a w tle usłyszałem pełne protestu wypowiedzi mamy.
- I po co.? - westchnąłem, kontrolnie patrząc na Lou. Siedziała tam gdzie
siedziała, a sądząc po minie, nie zamierzała się stamtąd ruszać. I świetnie.
Jednak przez słowa siostry zrobiło się mniej fantastycznie...
- Zdajesz sobie sprawę mój braciszku, że już prawie północ.? - swoją
uwagą dosłownie zmroziła mi krew w żyłach.
- Która.? - wybałuszyłem oczy na zegarek, na stówę przybierając jakąś
pozbawioną inteligencji minę.
- Dwudziesta trzecia trzydzieści siedem. - Gems oznajmiła głośno, co mój
zegarek sam mi pokazywał. I co pakowało mnie w niezłe kłopoty... - Żegnaj się
ze swoją panną i wracaj, zanim mama oszaleje.
- Daruj sobie takie teksty. - syknąłem, rozłączając się i obracając
telefon w dłoniach zastanawiałem się co teraz. - Chyba się trochę
zagadaliśmy... - spojrzałem na Lou przepraszająco, nie wiedząc co więcej
mógłbym powiedzieć. Na szczęście dziewczyna była bardziej inteligentna, bo
przytomnie zerknęła na wskazówki na moim zegarku.
- O matko... - wstała gwałtownie z miejsca, zostawiając za sobą bujającą
się huśtawkę.
- Jak myślisz, twój tata mnie zabije.? - spojrzałem na nią niepewnie, w
duchu modląc się, żeby żart rzeczywiście okazał się tylko żartem. Bo to, że
moja matka mnie udusi, było pewne.
- Mam nadzieję, że nie. - dziewczyna jakimś panicznym gestem założyła
włosy za ucho i zaczęła się rozglądać, jakby nie wiedziała co dalej.
Natychmiast poderwałem się z huśtawki i stanąłem obok niej, czując się dosyć
podobnie. - Dziwi mnie tylko czemu nikt jeszcze nie podniósł alarmu. - odezwała
się nagle, ku mojemu zdziwieniu i zaczęła przeszukiwać dosłownie wszystkie
kieszenie, które kryło jej ubranie. Szczerze mówiąc z nieukrywaną przyjemnością
mógłbym jej w tym pomóc, ale grzecznie trzymałem ręce przy sobie. Wprawdzie
musiałem je schować w kieszenie i pilnować, żeby nie powędrowały gdzie nie
powinny, ale to przecież było mało ważne. Prawda.?
"Zboczeniec." - głos w mojej głowie natychmiast odpowiedział na
pytanie, powodując kolejną falę idiotycznie nie na miejscu obrazów.
- Hm, chyba gdzieś zgubiłam telefon. - słowa dziewczyny oderwały mnie na
szczęście od głupich pomysłów.
- Czekaj, zadzwonię. - zaoferowałem się, próbując odłączyć myśli od
dziewczyny. I skupiłem się na wybieraniu jej numeru. Sygnał niby był. -
Słyszysz coś.? - spytałem, patrząc jak Lou próbuje zlokalizować swoją zgubę po
dźwięku dzwonka.
- Nic. - potwierdziła to, co sam odbierałem. Czyli kompletną ciszę.
- To chyba nie tu...
- Dobra, nieważne. - machnęła ręką, przerywając mi w pół zdania.
Zaskoczyło mnie to konkretnie, ale teraz nie miałem czasu się tym zadręczać.
Bardziej martwił mnie ojciec Lou. Bo po pierwsze, trzymałem ją z dala od domu
prawie do północy, a po drugie, nie było z nią kontaktu. Nie wyglądało to dla
mnie zbyt różowo...
- Lepiej wracajmy. - nie namyślając się długo, chwyciłem dziewczynę za
nadgarstek i pociągnąłem ją w stronę, gdzie znajdował się jej dom. Lou
początkowo trochę nie nadążała, ale po chwili zrównała ze mną krok, spiesząc
się do powrotu tak samo jak i ja.
"Tak czy tak, już po tobie, Styles." - usłyszałem gdzieś z tyłu
głowy, nie mogąc nie zgodzić się z tym przeczuciem. Mogłem już spokojnie żegnać
się z życiem...
***
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Brak rozdziału wynikał tylko i
wyłącznie z mojego lenistwa i masy nowych filmów na moim komputerze. Wiem, jestem
uzależniona od oglądania, ale co ja poradzę... Poza tym tak już jakoś mam, że
po urodzinach nie mam weny. Dopada mnie chyba kryzys wieku średniego, czy
coś... Nieważne.
Zachwycona rozdziałem to ja nie jestem. Jest jakiś nijaki... I w dodatku
zdominowany przez Harry'ego i jego mdłą perspektywę. Ale mimo wszystko mam
nadzieję, że to absolutnie nikogo nie wystraszy. W zasadzie według prośby
jednej z czytelniczek, jest rekonstrukcja pierwszego spotkania xx. I miejcie
też na uwadze, że ślęczałam do 4 nad ranem (gdy musiałam wstać o 8), by w miarę
ogarnąć tą nieszczęśliwą trzydziestkę jedynkę... No i chyba właśnie dlatego
czegoś mi w niej brakuje. Ale kij. Mam nadzieję, że mnie z tego powodu nikt nie
zastrzeli xx.
A będąc przy temacie... macie jakieś specjalne życzenia co do obecnej
sytuacji Harry'ego.? xx. Egzekucja, czy ułaskawienie.? xx. Jestem otwarta na
wszelkie propozycje, zwłaszcza po tych wszystkich miłych komentarzach, które od
Was otrzymuje xx.
Korzystając jeszcze z okazji, że jestem przy klawiaturze, chciałam Wam
również podziękować serdecznie za tą przepiękną liczbę wyświetleń xx. Nie mogę
uwierzyć, że to już ponad 50 000... Aż nie mogę się napatrzeć na tą cyfrę...
Jest tak... Wow xx. Brak mi słów xx. Więc po prostu Wam podziękuję xx.
I tak z innej beczki, założyłam aska. Jeśli ktokolwiek chciałby zadać mi
jakieś pytanie, tu macie adres: #ask
A jeśli komuś nudzi się Piekarnia, zapraszam na inne moje blogi xx. Bądź
co bądź są niejako... odmienne xx.
KOCHAM WAS.! ;*