"Jesteś kretynem." - głos
w mojej głowie dzisiaj chyba miał za zadanie tylko mnie obrażać. Ale niestety
nie mogłem się z nim nie zgodzić. Czułem się jak ostatni idiota.
"Tak to jest, jak się
najpierw mówi, a dopiero potem myśli." - to niedawno obudzone sumienie
znowu się odezwało. I znowu miało rację.
W ogóle nie pomyślałem, gdy mówiłem
o przerwaniu spotkań. Jak zwykle tylko chlapnąłem, nie myśląc o konsekwencjach.
Okej, planowałem to od rana, ale chyba wybrałem sobie nieodpowiedni moment. Mogłem
zrobić to delikatniej, a nie... Dobra, i tak już za późno.
Naprawdę jestem kretynem. I to w
dodatku bez wyczucia.
Patrzyłem na tą niepewną minę
Lou, a gula w moim gardle rosła z niewyobrażalną siłą. Było mi tak strasznie
dziwnie, kiedy patrzyłem na te świeczki w jej oczach... Niedobrze. Byłem
pewien, że nigdy więcej nie chcę widzieć u niej takiego wyrazu twarzy. Gdybym
mógł, cofnąłbym wszystko co powiedziałem. Ale niestety nie mogłem. Nie pozostało
mi więc nic innego, jak tylko wyjaśnienie wszystkiego. Jednak bałem się odezwać,
żeby tylko nie pogorszyć sytuacji. Z
tego powodu wierciłem się jak opętany na tej huśtawce, czując się prawie jak
przed egzekucją. W której miałbym wystąpić w roli kata...Wiedziałem, że z moim
wyczuciem zaraz palnę coś, przez co ona się rozpłacze. A i tak była już na
granicy.
"Przez ciebie" - wewnętrzny
głos tylko spotęgował wyrzuty sumienia. A i ta cała cisza między nami mi nie
pomagała. Nie spodziewałem się, że Lou wda się ze mną w dyskusję, ale myślałem,
że to mi łatwiej pójdzie.
"Myślisz nie tak, jak
potrzeba, Styles" - to nieokreślone coś szybko zaszeleściło mi w głowie. I
kolejny raz ze słuszną uwagą. Szkoda, że dopiero teraz się uaktywniło...
Westchnąłem głęboko, jakby na
odwagę, po czym niepewnie sięgnąłem dłonią po jej dłoń. Byłem pewny, że się
odsunie, przez co szybko cofnąłem rękę, układając ją na swoim kolanie. Ale nie
odsunęła się. Co ja mówię, nie ruszyła się nawet o milimetr. Zastygła w
bezruchu, jak to tylko ona potrafi, starając się omijać mnie wzrokiem. I wcale
jej się nie dziwiłem.
- Chyba spędziłaś ze mną trochę
za dużo czasu. - zacząłem szybko, by jakoś przerwać tę żenującą ciszę. Miałem
nadzieję, że tym przyciągnę jej wzrok, ale gdzie tam. Nadal pozostała w
bezruchu. Co chyba zaczynało mnie wykańczać. - Naprawdę lubię się z tobą
spotykać, ale chyba jestem zbyt wielkim egoistą. - stwierdziłem, zgodnie z własnym
sumieniem. Niestety i to wyznanie jej nie ocknęło. Niedobrze... No, Lou,
popatrz na mnie... - Nic na to nie poradzę, ale... Nie pomyślałem o tym, jak
tobie musi być w tym wszystkim ciężko. - tym razem odważniej sięgnąłem po jej dłoń,
topiąc ją w swoim uścisku. Wystarczyła sekunda, żebym poczuł się jak po
uderzeniu piorunem. To natychmiast sprawiło, że chciałem już przestać wygadywać
te wszystkie bzdury. Ale już nie wiedziałem jak to odkręcić... - Więc chyba byłoby lepiej, gdybyś mogła
trochę ode mnie odpocząć... - palnąłem, trochę wbrew sobie. - Dam ci czas, żebyś
mogła sobie wszystko... - reszta słów dosłownie zamarła mi w gardle, kiedy jej
usta niespodziewanie znalazły się na moich i zelektryzowały moje ciało.
No, to się dopiero nazywa
odpowiednia reakcja...
Nie miałam pojęcia o czym on do
mnie mówił. Nic do mnie nie docierało. Miałam ochotę jedynie ryczeć. Słowo daję,
w oczach już stanęły mi świeczki. Co było tak krępujące, że musiałam opuścić głowę,
żeby Harry nie mógł ich zauważyć. Bo on przecież właśnie ze mną zrywał,
prawda.? Wyraźnie dał mi do zrozumienia, że nie jestem osobą, z którą mógłby się
spotykać. I to strasznie bolało.
Wiadomo, nasze randki odbiegały
od normalności, ja też nie zachowywałam się jak przystało na błyskotliwą,
inteligentną, zabawną dziewczynę, no ale... chyba najgorsze w całej sytuacji było
to, że nie mogłam znaleźć żadnego "ale". Bo najprawdopodobniej żadnego
nie było. Byłam beznadziejna, a Harry musiał to kiedyś odkryć. Szkoda tylko, że
w momencie, gdy już się do niego przyzwyczaiłam...
Owszem, jedna "ja" miała
ochotę ryczeć, zamknąć się w sobie i nie pokazać jak bardzo ją to obeszło. Ta
"ja" zdecydowanie dominowała, pozwalając, bym opuściła głowę i nie była
w stanie spojrzeć Harry'emu w oczy, za to z determinacją wpatrując się w pogrążoną
w mroku trawę. Jednocześnie starała się wyrzucić z mojej głowy myśl, że Harry
bezczelnie wziął mnie za rękę.
Ale była też druga
"ja". Taka, której dotąd w ogóle nie znałam. Która na jego tłumaczenia,
że nie powinniśmy się spotykać, natychmiast znajdowała po tysiąc
kontrargumentów. Która miała ochotę wykrzyczeć mu je w twarz. Wykrzyczeć, że to
do cholery nie jest czas na zakończenie tej znajomości.
I chociaż przyznawałam rację
drugiej "mnie", nie byłam w stanie zebrać się na odwagę, by wcielić
to wszystko w życie. Nawet za cenę zerwania znajomości z tym polokowanym,
zabawnym, przystojnym, fajnym, ciekawym chłopakiem.
Ehh, to naprawdę było trudne.
Podczas gdy ja w duchu opłakiwałam wszystkie przyszłościowe, niewykorzystane
chwile z Harrym, on właśnie mi tłumaczył dlaczego one już się nie ziszczą. A ja
musiałam ich wszystkich słuchać.
- Więc chyba byłoby lepiej,
gdybyś mogła trochę ode mnie odpocząć... - po chwili skupienia udało mi się w
końcu usłyszeć zupełnie wyprane z sensu słowa. Ja wcale nie chciałam od niego
odpoczywać.! - Dam ci czas, żebyś... - i wcale nie chciałam żadnego czasu. Ja
tylko chciałam, żeby między nami było dobrze... Chciałam, żeby teraz mnie pocałował.
Ale przecież sama mogłam to zrobić...
Nie namyślając się długo nachyliłam
się ku Harry'emu, składając na jego ustach delikatny, krótki i bardzo słodki
pocałunek. Właściwie jedynie subtelnie musnęłam jego wargi i to w kąciku ust.
Na początku zalała mnie fala
entuzjazmu. Bo przecież całowałam Harry'ego.! Z własnej inicjatywy.! Sama
dobrowolnie sięgnęłam do jego słodkich ust, by móc ich zasmakować. I byłam
pewna, że nigdy nie smakowały lepiej. A to utkwiło mi w głowie na tyle, że
dopiero po chwili mogłam się zorientować, że Harry wcale nie odwzajemnia pocałunku.
Jakby dosłownie zamarzł...
Facet ze mną zrywa, a ja...
Zacisnęłam powieki z napływem zażenowania
i zagryzając wargę, natychmiast się od niego odsunęłam. W myślach liczyłam upływające
sekundy żenującej ciszy, poprzetykane jedynie dudnieniem mojego wykończonego
serducha. Doszłam już do stówy, kiedy stwierdziłam, że dalej to nie ma sensu.
Zrobiłam głupotę, muszę wziąć na siebie całą odpowiedzialność. Więc niewiele myśląc,
zaparta całą siłą woli, delikatnie podniosłam wzrok na twarz Harry'ego.
I aż się we mnie zagotowało,
kiedy na jego ustach zobaczyłam tylko bezczelny uśmieszek, będący jedynie
okroszeniem tej miny, która wyjaśniała dosłownie wszystko.
- Ty draniu.! - zupełnie znikąd
cała nieśmiała otoczka wyparowała z Lou, zastąpiona przez głęboką irytację. W
wyniku której dosyć nagle i dosyć mocno dostałem w ramię... - Wrobiłeś mnie.! -
z narastającą wściekłością, Lou podniosła się z huśtawki, po czym wymierzyła
kolejny cios, który zabolał jeszcze bardziej. Ale pomimo wszystko nie mogłem się
nie zaśmiać. Pierwszy raz widziałem ją tak zdecydowaną. I tak strasznie mi się
to podobało...
- No, już, spokój. - wydusiłem,
między kolejnym atakiem śmiechu i zdecydowanie złapałem ją za dłoń, zanim
trzeci raz dostałbym w to samo miejsce. - Usiądź. - pokierowałem dziewczynę na
huśtawkę, którą jeszcze przed chwilą zajmowała. A w obawie o jej nowe zapędy,
wolałem nie wypuszczać już jej dłoni z uścisku. Niestety, Lou miała inne plany,
gdyż z wielce obrażoną miną wyrwała rękę, po czym zdecydowanie zaplotła
przedramiona przed sobą. Rozbawiło mnie to jeszcze bardziej, ale wolałem już się
nie narażać. Poza tym ramię zdecydowanie mnie bolało.
- Potrafisz się wkurzyć... -
stwierdziłem głośno, rozmasowując obolałe miejsce. Na co dziewczyna prychnęła
jedynie lekceważąco i z pełną premedytacją odwróciła głowę. I kolejny raz musiałem
walczyć z rozbawieniem. No ale to normalna sytuacja nie była...
Zmusiłem się jednak do
zachowania powagi, czując, że większe zdenerwowanie dziewczyny może się źle skończyć.
Zwłaszcza dla mnie. Nadal pamiętałem jej... wyczyny na imprezie. Zdecydowanie
wolałem nie robić za worek treningowy. A udało mi się doprowadzić ją do
odpowiedniego stanu. I nie wiedzieć czemu, ale byłem z tego szalenie
zadowolony. Nie mogłem tylko teraz przesadzić. Lepiej, żeby Lou się nie obraziła
śmiertelnie, prawda.? - Lou, nie dąsaj się już. - poprawiłem się na huśtawce,
odkręcając się tak, by jednocześnie przybliżyć się i ustawić mniej więcej
przodem do Lou. Dziewczyna jednak nadal spoglądała gdzieś w bok. - Popatrz na
mnie... - poprosiłem, ale kiedy to nie dało rezultatu, sięgnąłem dłonią do jej
twarzy, delikatnie przekręcając jej twarz przodem do mnie. Lou tylko przewróciła
na to oczami, posyłając mi zirytowane spojrzenie. Musiałem niemalże przygryźć
wargę, żeby znowu się nie roześmiać i nie pogorszyć swojej i tak nieciekawej sytuacji.
Ale to wszystko było tak abstrakcyjne...
Jednocześnie Louise naprawdę słodko
wyglądała, jak była taka wkurzona. Zabawnie marszczyła nos, a te jej oczy robiły
się ciemnozielone. Nie mówiąc już o ustach, które ścisnęły się w wąską linię i
aż prosiły o rozluźnienie pocałunkiem. I naprawdę nie mogłem się przed tym
powstrzymać...
Biegając wzrokiem po jej twarzy,
założyłem jej pasmo włosów za ucho i nie czekając na pozwolenie z jej strony,
wpiłem się w jej wargi. Nie wiedzieć czemu smakowały wiśniami, chociaż nie
zauważyłem, żeby używała błyszczyka. Ale co by to nie było, było szalenie słodkie.
Jak ona cała.
Chociaż teraz odezwała się jej
drapieżna strona. Zazwyczaj, gdy jak jakiś idiota atakowałem ją pocałunkami,
poddawała mi się bez zastanowienia. Teraz stawiała jawny opór, przez co walka o
pocałunek stawała się jeszcze bardziej przyjemniejsza. Napierałem na jej usta
jak opętany, próbując ją przekonać do oddania pocałunku. Nic z tego. Dopiero
gdy przygryzłem delikatnie jej dolną wargę, odpowiedziała na moje ataki. A ja
poczułem się jak największy zwycięzca. I pomiędzy kolejnymi pocałunkami nie mogłem
powstrzymać uśmiechu. Który tylko się rozszerzył, kiedy Lou zdecydowanie zaczęła
toczyć małą bitwę o dominację nad pocałunkiem. I to było niesamowite.
- Tak to ja mogę z tobą walczyć
codziennie. - wyszeptałem jej w usta, kiedy dziewczyna zaczęła osłabiać pocałunki.
I ona uśmiechnęła się delikatnie między całą akcją, po czym rumieniąc się po
staremu zdecydowanym ruchem przyciągnęła mnie do siebie.
I cała gra zaczęła się od
nowa...
Byłam wściekła. Po prostu aż się
we mnie gotowało. Miałam ochotę coś roznieść, rozwalić, albo czymś rzucić.
Wszystko jedno. Byleby pomogło. Ale całowanie z Harrym też nie było złym rozwiązaniem.
Wprawdzie potęgowało to tylko kłębiące się w moim wnętrzu emocje, ale mimo
wszystko nie mogłam powiedzieć, że było mi nieprzyjemnie. Bo całowanie Stylesa
zdecydowanie leżało na szczycie mojej listy najprzyjemniejszych czynności.
Ale nie mogłam w nieskończoność
przeciągać tego (przyjemnego) momentu. Harry mnie wystawił. Pograł sobie ze mną
w jakąś idiotyczną gierkę. To całe zerwanie było jedną wielką ściemą. A co
najgorsze, on byś świadomy moje reakcji. Przewidział ją. Widziałam to w tym
jego spojrzeniu, gdy odważyłam się go pocałować. I zdecydowanie nie było mi z tą
myślą przyjemnie. Po pierwsze, poczułam się jak jakiś królik doświadczalny, a
po drugie najwidoczniej musiałam być szalenie przewidywalna. A zarówno to
pierwsze, jak i drugie, nie było zbyt przyjemną myślą.
Mogłam się wściec, prawda.? Miałam
prawo. Nie do końca pojmowałam skąd we mnie siła do tego wszystkiego, ale nie
to teraz było najważniejsze. Teraz to ja musiałam się dowiedzieć dlaczego to
zrobił. I kij mnie obchodziło, że mogę być przy tym niedelikatna. Za bardzo czułam
się wystawiona, by się tym przejmować.
- Wrobiłeś mnie. - rzuciłam
cicho, gdy kolejny maraton naszych pocałunków się zakończył. A żeby Harry'emu
nie przyszło do głowy do niego wracać, odsunęłam się od niego na odpowiednią
odległość.
- Przepraszam. - chłopak
odpowiedział natychmiast, chociaż w jego głosie nie dosłyszałam się żadnej
skruchy. Raczej rozbawienia, sądząc po tym wielce zadowolonym z siebie uśmieszku
goszczącym na jego ustach. Rozsierdziłoby mnie jeszcze bardziej, ale Harry
zdecydowanym gestem założył kolejny kosmyk moich włosów za ucho, po czym jego uśmiech
zmienił charakter na niesamowicie czuły. A jeśli dodać to jego zielone
spojrzenie, szukające lokalizacji na mojej twarzy... Już czułam się
przeproszona. Ale nie do końca. Potrzebowałam wyjaśnień. I byłam gotowa wydusić
je z Harry'ego. - Ale musiałem się przekonać.
- O czym.? - zmarszczyłam brwi,
spoglądając na niego uważnie.
- Gadałem z Chordem. - oznajmił
chłopak spokojnie, mrożąc tym samym krew w moich żyłach. Moja szczęka dosłownie
huknęła o trawę, gdy wyobrażałam sobie co ten kretyn mógł mu nagadać... Nawet
bałam się pytać. Ale nie musiałam słowa wypowiadać, gdyż Harry nagle przybrał
groźną minę, gotowy, by kontynuować swoją wypowiedź. - Jak mogłaś powiedzieć, że
nie jesteśmy razem.? - zmarszczył czoło w zirytowany sposób, kierując we mnie
tym oskarżeniem. A ja dosłownie poczułam się jak na jakimś przesłuchaniu.
- Eeeem... - zaczęłam,
kompletnie nie wiedząc o co mu do stu choinek chodzi. Bo jak ja się niby miałam
wytłumaczyć czegoś, co uważałam za prawdę.? Serio nie czułam, żebyśmy byli z
Harrym w jakimś związku... To jakaś zbrodnia.? - Ja to po prostu widzę na swój
sposób. - mruknęłam w końcu niepewnie, czując jak mój gniew ulatnia się gdzieś
pod tym spojrzeniem Harry'ego. Cała moja wola walki wyparowywała, pozostawiając
za sobą jedynie nieśmiałość...
- Jakiś pokręcony. - zirytowany
ton Harry'ego wcale mi nie pomagał w powrocie do normalności. A wręcz mnie od
niego oddalał, gdyż pod wpływem jego groźnego spojrzenia nie byłam w stanie
spojrzeć na jego twarz. Musiałam opuścić wzrok, po prostu musiałam. - I wcale
mi się nie spodobał. Musiałem się upewnić na czym konkretnie stoję.
- I.? - delikatnie podniosłam
wzrok, korzystając z chwili natchnienia do swobodnego wypowiadania się.
- I wbij sobie do tej uroczej główki,
że jesteśmy razem, okej.? - odpowiedź Harry'ego konkretnie zbiła mnie z nóg. Całe
szczęście, że siedziałam. Ale przed rumieńcem uchronić się nie mogłam. Bo czy
on mi właśnie powiedział, że...? Jeśli miałam sądzić po tym jak ujął moją dłoń
i najnormalniej w świecie kreślił na jej wierzchu jakieś znaki w dosyć czułym
nieładzie, to...
Cholera, on mi właśnie powiedział,
że...!
Nie wiedzieć czemu uśmiechnęłam
się mimowolnie, czując się co najmniej jakbym wygrała milion w totka. Poczułam wewnątrz przyjemne ciepło.
- Więc na przyszłość nie życzę
sobie żadnych flirtów z kelnerem w mojej obecności. - moje zadowolenie tylko
pogłębiło się wraz z tymi wypowiedzianymi poważnie słowami. A jeśli dodać do
tego surowe spojrzenie, wysyłające groźby w moim kierunku, nie mogłam się nie roześmiać.
- Czyli jak cię nie będzie...? -
spytałam, patrząc niepewnie na Harry'ego.
- Zapomnij. - uciął krótko z
poważną miną, a ja tylko parsknęłam śmiechem. - Takich rzeczy się nie robi. No
dobra, robi się, ale tylko ze mną. Nie z kelnerem. - zaznaczył dosadnie, a ja
tylko uśmiechnęłam delikatnie. Harry natychmiast odwzajemnił gest, ujawniając
tym samym te swoje urocze dołki w policzkach. I jak przestało na moją osobowość,
natychmiast się zarumieniłam. Ale przynajmniej wytrzymałam jego szmaragdowe tęczówki
wbite w moje oczy. Czyli postęp jest. - Musisz mi tylko powiedzieć co cię
dzisiaj ugryzło... - ni z tego, ni z owego rzucił we mnie tą wypowiedzią, przez
co prawie zachłysnęłam się własną śliną. A gdy do mojej głowy dotarły wszystkie
sceny ze snu, kiedy to Harry mnie całował, dotykał i robił setki innych rzeczy,
o których nawet nie powinnam wspominać, natychmiast się zarumieniłam. Jednocześnie
opuściłam wzrok, bojąc się spojrzeć chłopakowi w oczy, żeby przypadkiem nie
wyczytał z nich co mi chodzi po głowie. Poczułam to napływające zewsząd zażenowanie,
które doprowadziło do głośniejszego kołatania serca, drżenia rąk i guli w
gardle, przez którą nie chciało przecisnąć się żadne słowo wyjaśnienia. Bo w
sumie przez tą czarną dziurę w głowie i tak nie wiedziałabym co mogłabym mu
odpowiedzieć...
***
No to co... urodzinowo xx.
A skoro mam dzisiaj świąteczno-podniosły nastrój, postanowiłam
przychylnie rozpatrzyć prośbę jednej z czytelniczek (kurczę, chyba na głowę
upadłam...) i... oto pierwsze zdjęcia świeżo pieczonej dziewiętnastolatki.
Proszę się nie przestraszyć xx.
Jeśli chodzi o rozdział... Mam nadzieję, że nikogo takim obrotem sprawy
nie rozczarowałam. Musiałam się trochę pogłowić jak wybrnąć z tej krytycznej
sytuacji, w którą Harry bezmyślnie zabrnął i postawiłam na coś takiego. Wiem,
genialne to specjalnie nie jest, ale myślę, że ciekawie wyszło xx. Jestem tylko
ciekawa jak to odbierzecie xx.
No i oczywiście dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem xx. Podejrzewałam,
że nikt z uśmiechem na twarzy nie przyjmie głupiej wypowiedzi Harry'ego. W
sumie mnie to ucieszyło, gdyż widząc wasze przywiązanie do Piekarni i to
kibicowanie Lou i Hazzie tylko utwierdzam się w przekonaniu, że moja pisanina
ma sens xx. Dziękuję wszystkim za wsparcie xx.
KOCHAM WAS.! ;*
PS: Jeśli ktoś ma jakieś pytania, zapraszam do odpowiedniej zakładki xx.
PPS: A jeśli ktoś ma dosyć Piekarni, piszę też drugą historię #sznurówki xx.